Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

EPILOG

Koniec roku szkolnego.

Dwa miesiące dzikich melanży i odpałów bez jakichkolwiek konsekwencji.
Nie było wcale tak źle, a fakt, że mój ojciec bardzo się starał sprawił, że od początku miałem jeszcze więcej swobody mógłbym się spodziewać.

- To jak, idziemy do tej nowej pizzerii czy zaś wylądujemy na moście? - jęknął Josh. - Głodny jestem!

- Powiedz coś czego nie wiem - zielonowłosa przewróciła oczami. - Andy?

- Hmm? - podniosłem wzrok z kostki brukowej. - Tak, jasne. Pizza. Może być - uśmiechnąłem się do dziewczyny.

- Mhmm...- mruknął wyatatuowany szatyn i szturchnął Josha, który siedział zaraz koło niego. - Na pewno myśli o jakiś przystojnych chłopcach w garniturkach i się nie może skupić - zaśmiał się, na co z rezygnacją pokręciłem głową nie mogąc opanować nikłego uśmiechu błąkającego sie po mojej twarzy.

- Nie to, co wy - broniła mnie zielonowłosa z chytrym uśmiechem. - Menele w pomiętych łachach, rozpieprzeni na obdrapanej ławce przed szkołą - na jej słowa nie mogłem powstrzymać parsknięcia, które wydarło się z moich ust.

- Ej, ej, ej! Tamarko, skarbie - uśmiechnął się blondyn, chwytając swoją koszulę między dwa palce. - To Canali, bitches.

Zielonowłosa parsknęła jeszcze większym śmiechem, a wyatatuowany chłopak klepnął blondyna w plecy również śmiejąc się na całego.

- Jasne, stary - zaśmiał się. - Wszyscy dobrze wiemy, że pierwsza rzecz na którą wydajesz swoją kasę to pierwszorzędne garnitury najlepszych marek, a zwłaszcza na zakończenie roku.

- Stawiam na tani Lumpeks - wzruszyłem ramionami powstrzymując śmiech, co spowodowało jeszcze większą falę śmiechu u pozostałej dwójki.

Blondyn zaczerwienił się i również wybuchnął śmiechem.

- Przyznaj się - mruknął Josh w moją stronę gdy już się uspokoił. - Tony miał rację.

- Właśnie - wytatuowany szatyn uśmiechnął się zwycięsko.

- Chciałbyś - mruknąłem kręcąc głową.

- Faktycznie, myliłeś się - mruknęła Tamara, zakładając ręce na klatce piersiowej. - Jak dla mnie to on woli wyrzeźbionych bad boy'ów...

Parsknąłem sztucznym śmiechem i ponownie wbiłem wzrok w opustoszały plac.

- Nigdy wam się nie znudzi, co?

Zacisnąłem palce na ramionach i taksowałem wzrokiem szczegóły budynku.

- Ten jeden wygląda jakby cię znał - mruknęła zielonowłosa, wpatrując się w jakiś punkt za mną.

- Huh? - zmarszczyłem brwi i podążyłem za jej spojrzeniem.

Moje ciało momentalnie zastygło gdy mój wzrok skrzyżował się z przenikliwymi brązowymi oczami.
Nie byłem w stanie wziąć oddechu ani wypuścić powietrza zalegającego w moich płucach.

- To, ten pizza? - mruknął podenerwowany Tony zeskakując z ławki i prostując swoją marynarkę.

- Ta - mruknęła równo pozostała dwójka.

- Do zobaczenia, Andy - szepnęła szybko Tamara, po czym szybko odeszli, znikając za rogiem.

Głosy moich znajomych nie dochodziły do mnie w żaden sposób.
W uszach czułem dudnienie pulsu, który zagłuszał wszystko do okoła.
Nogi odmówiły mi posłuszeństwa.
Mogłem jedynie stać i tępo patrzeć się na chłopaka, który niegdyś znaczył dla mnie tak wiele.

Z wielkim trudem przełknąłem ślinę gdy brunet nie spuszczając ze mnie wzroku zaczął iść w moją stronę.
Dłonie na moich przedramionach jeszcze bardziej się zacisnęły, a moje knykcie pobielały siły z jaką palce wbijały się w moje ręce.
Dopiero gdy brązowooki zatrzymał się metr ode mnie doszło do mnie, że przez tą dłuższą chwilę w ogóle nie oddychałem, a po mojej twarzy swobodnie spływały łzy.

Było dobrze.
Było idealnie.
Już nawet zapomniałem jak reagowałem na jego obecność, a on po prostu...

- Obiecałem - jego niski głos przeszył mnie na wskroś.

Moja warga drżała, a kolana nie były w stanie utrzymać ciężaru ciała.

- Obiecałem, że nigdzie beze mnie nie pojedziesz.

Objąłem bruneta za szyję i gwałtownie złączyłem z nim swoje wargi.
Byłem pieprzonym egoistą.
Chciałem jedynie móc ponownie poczuć smak jego ust i zapach, który za każdym razem mnie uspokajał.
Ryan przeniósł swoje dłonie na moje biodra i mocniej docisnął mnie do siebie, przez co z moich ust wydał się niekontrolowany, spragniony jęk.

- Andy, nie płacz - szeptał pomiędzy pocałunkami.

- Co ty tu robisz..? - szlochałem.

- Stypendium sportowe. Norwegia to dobry wybór - sapnął, opierając swoje czoło o moje. - Już nigdy cię nie zostawię, rozumiesz? Nigdy. Bez granic, pamiętasz? Ja nie chcę być tą granicą. Cholera, kocham cię, Andrew.

- Rye - sapnąłem, zaciskając dłonie na jego twarzy. - Kocham cię.

Koniec.

***

Witam was w Epilogu książki, która stała się moim największym sukcesem na tym profilu.
Mam nadzieję, że ta historia Rye i Andy'ego nie pozostanie wam obojętną przez długi czas.

'Każdy koniec to lepszy początek.
Otwierasz czystą kartę i zapisujesz ją od nowa, tym razem tak, jak ty tego chcesz.'


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro