Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Dostrzegł to jako jedyny..."

Przez cały dzień czułem na sobie wzrok drużyny footballowej i słyszałem za sobą ciągłe wybuchy śmiechu.

Starałem się to ignorować, ale było to dość uciążliwe.
Miałem nadzieję, że szybko im przejdzie.
Przecież ten jakże zaje#isty żart był tak zabawny, że mógłby stać się hitem tego miesiąca (wyczuj ten sarkazm), pół szkoły miałoby totalną bekę przez cały semestr.

Na przerwie obiadowej starałem się normalnie rozmawiać z ludźmi przy stoliku i nie przejmować się, ale dwuznaczne znaki i gesty pokazywane z loży w moim kierunku skutecznie wyprowadzały mnie z równowagi.

- Andy, coś ty taki blady!- zaśmiał się Jack

Spojrzałem na bruneta i odwzajemniłem uśmiech, a raczej starałem się, choć nie wyszło to chyba najlepiej, bo chłopak zmarszczył brwi.

- Ejj, wszystko w porządku?- spytał szczerze zmartwiony Mikey, gdy podniosłem wzrok

- Trochę, źle się czuję... Ale wszystko w porządku.- nie kłamałem, faktycznie czułem się źle, ale żeby złagodzić sytuację wysiliłem się na uśmiech- Gorąco tu, pójdę do toalety...

- Idę razem z tobą.- powiedział Brooklyn, wstając od stołu

- Nie, nie, zostań.- powiedziałem do chłopaka- Pójdę sam.

- Ale Andy- Spoko, nic mi się nie stanie.- zaśmiałem się, na co blondyn trochę wyluzował

- Jesteś pewny?- spytał, siadając

- Tak.- powiedziałem i posłałem wszystkim ostatni uśmiech, poczym skierowałem się do wyjścia

- Jak nie przyjdziesz na chemię to idziemy Cię szukać.- powiedział Jack za moimi plecami

- A jak Cię znajdziemy gdzieś leżącego pod ławką, na wpółżywego to masz dodatkowo wpie#dol.- dodał Brooklyn, a ja się zaśmiałem i wyszedłem ze stołówki

Doszedłem do celu i wszedłem do jednej z toalet.
Była pusta, tyle dobrze.
Oparłem się rękami o jedną z umywalek i spojrzałem na swoje odbicie.
Często to robiłem.
Potrafiłem długo stać przed lustrem przypatrując się, a czasem i mówiąc do siebie.
Podczas pobytu w Menchesterze robiłem to o wiele częściej niż teraz, ale ta interakcja weszła mi już chyba w nawyk.
W takiej pozycji uspokajałem się i spokojnie myślałem nad wszystkim.

Moje błękitne oczy wyraźnie odznaczały się na faktycznie bladej cerze.
Nigdy nie byłem opalony i moja skóra zawsze przypominała pergamin, ale to co zobaczyłem w odbiciu przyprawiło mnie o dreszcze.
Zrobiło mi się zimno, choć przed chwilą sam narzekałem na wysoką temperaturę.
Rozbolała mnie głowa.
Oparłem się o chłodne kafelki czując miły chłód działający na moją głowę.

Przymknąłem powieki.

Drzwi do łazienki gwałtownie się otworzyły, a ja podskoczyłem jak oparzony, odrywając się od ściany.

Do pomieszczenia wszedł nie kto inny jak Beaumont.
Gdy mnie zauważył oparł się o framugę, uśmiechając się w ten swój bezczelny sposób.
Gdyby nie był on skierowany w celu wkurwienia mnie to mógłbym stwierdzić, że był nawet uroczy.

Czekaj, co?

Nie.

Ściągnąłem usta w cienką linię, chcąc jak najszybciej opuścić pomieszczenie.
Skierowałem się do wyjścia starając się skutecznie i szybko ominąć bruneta.
Miał w sobie coś co mnie tak cholernie wnerwiało, że miałem ochotę przypieprzyć mu w tą
śli-szpetną twarz, ale i coś, co mnie przerażało i czułem przed nim wewnętrzny respekt.

W momencie wymijania brązowookiego, skutecznie zatarasował mi drogę swoją ręką.

Denerwowały mnie te jego gwałtowne i szybkie ruchy, ale chyba bardziej moje lękliwe reakcja na nie, które bardzo go satysfakcjonowały.

Spojrzałem na niego spode łba, na co się zaśmiał, a mnie przeszły dreszcze, sam nie wiem dlaczego.

- Chłopcy Ci nie wystarczają, więc obściskujesz się ze ścianą?- parsknął ponownie śmiechem, podnosząc jedną brew do góry

Miałem tego dość.

Z całej siły odepchnąłem ramię brunet żeby wydostać się z potrzasku.
Chłopak nie spodziewał się chyba tak nagłego ruchu, bo zachwiał się od mojej siły.
Szybkim krokiem skierowałem się w jakąś stronę, byle oddalić się od Beaumonta.
Chłopak był szybszy i poczułem silny uścisk, który chwycił mnie od tyłu za ramię i przywarł do ściany.
Chłopak patrzył na mnie z gniewem w oczach.
Machinalnie oparłem rękę o tors bruneta, żeby zrobić choć w małym stopniu bezpieczną odległość między sobą, a Ryanem.
Chłopak spiął się delikatnie na ten gest i spojrzał na moją rękę.
Jego twarz momentalnie złagodniała gdy przypatrzył się mojej dłoni.
Na jej wierzchu dalej widać było lekkie zadrapania, a cały ciąg paliczków był posiniaczony, co odznaczało się na mojej bladej skórze.
Gdy to zobaczyłem, szybko zabrałem dłoń i wyswobodziłem się z potrzasku.
Tym razem uciekłem, poprostu pobiegłem w stronę sali, w której miała odbyć się moja kolejna lekcja.
Przez cały czas udawało mi się ukrywać dłonie, tak aby nikt nie zauważył ran.

Dostrzegł to jako jedyny...

***
09.12.18 r.
1 tysiąc wyświetleń w tej książce♡
Dziękuję😍

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro