Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"D-dlaczego to zrobiłeś?"

Usłyszałam głuche uderzenie, a uścisk całkowicie ustąpił.
Napastnik zatoczył się pod wpływem uderzenia i opadł na panele.

- Kur#a Dominic!- wrzasnął Beaumont- Ostatni raz przekroczyłeś próg tego domu!- kontynuował, a w świetle księżyca zobaczyłem jak zasadza szatynowi kopniaka w brzuch- Jutro ma Cię tu nie być. Nie pokazuj mi się więcej na oczy i wiedz że twoja pozycja w drużynie jest cholernie zagrożona.- syczał nad niebieskookim

Dopiero teraz poczułem, że z moich oczu od dobrej chwili spływały kolejno pojedyńcze łzy.
Brunet podszedł do mnie i chwycił za ramię wyprowadzając z tego korytarza.

Chłopak prowadził mnie obok siebie, a ja nie odzywałem się ani słowem.
Po chwili Ryan zapalił światło, więc wreszcie mogłem coś zobaczyć.
Staliśmy w jakimś przedsionku i wtedy zacząłem się zastanawiać ile ten dom ma wyjść.

- Wszystko w porządku?- spytał Beaumont patrząc poczym podniósł rękę na co machinalnie się cofnąłem i sam sobie otarłem wilgotne policzki

- Wracam.- powiedziałem stanowczo- Mam już Was dość. Dlaczego ja?!

Chłopak westchnął i wyciągnął telefon z kieszeni.
Coś na nim wystukał i po chwili schował go spowrotem do spodni.
Cały ten czas mu się przyglądałem.

No powiedz coś!

- Odprowadzę Cię.- powiedział siegając po bluzę z wieszaka

- S-słucham!?- zatkało mnie

- To co słyszałeś.- odpowiedział obojętnie

- No chyba Cię pojebało.- powiedziałem, ale po chwili poczułem jak blednę, bo zdałem sobie sprawę z tego co właśnie powiedziałem, ale chłopak tylko uśmiechnął się pod nosem

- Bynajmniej...- odparł odkluczając drzwi

- Nie możesz ze mną iść!- palnąłem desperacko

- A to niby dlaczego..?- spytał, przerywając swoją czynność, nonszalancko opierając się o drzwi, co jeszcze wcześniej tak bardzo mnie wnerwiało

- B-bo... Bo...- próbowałem coś szybko wymyślić- Zostawisz tutaj te zwierzęta?!- machnąłem rękami w głąb domu, skąd dochodziła muzyka

- Jest jeszcze Robby.- odparł, wzruszając ramionami- Mój brat.- dodał gdy spojrzałem na niego niezrozumiale

Stęknąłem przeciągle wychodząc na świeże powietrze.
Wyjście znajdowało się z prawej strony domu przez co można było wyjść niezauważonym przez resztę.

- Dlaczego musieliście się przyczepić akurat do mnie?- mamrotałem z rezygnacją- Co ja Ci takiego zrobiłem?

- Przestań jęczeć tylko prowadź.- machnął na mnie ręką wyprzedzając mnie na ścieżce i totalnie ignorując

B e z c z e l n y.

- Już Ci się odwidziało?- spytałem w dalszym ciągu stojąc w miejscu

Chłopak zatrzymał się i odwrócił w moją stronę posyłając mi niezrozumiałe spojrzenie.

- Podobno mnie ninawidzisz...- wyszeptałem odwracając wzrok, a chłopak nic nie odpowiedział tylko włożył ręce do kieszeni zaciskając szczękę

- Możemy już iść?- spytał stanowczo

- Odpowiedz.- zmarszczyłem brwi zakładając ręce na klatkę piersiową

- Kłamałem.- odpowiedział skierowywując wzrok na mnie- Rusz się.- dodał idąc w kierunku ulicy

Chcąc nie chcąc poszedłem za nim.
Chłopak zatrzymał się na chodniku spoglądając na mnie.

- W lewo.- wymamrotałem

Szliśmy w ciszy, która po chwili zaczęła mnie przytłaczać.

- Nie powiesz nic?- chłopak przerwał niespodziewanie moje rozmyślenia

- Dlaczego to robisz?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie

- Co?

- Wszystko. Zachowujesz się jak... jak...- brakło mi słów- Dwulicowy palant.

Ryan zatrzymał się gwałtownie patrząc gdzieś przed siebie.
Na chwilę się przestraszyłem, ale chłopak tylko wzruszył ramionami i ruszył dalej.

- I co?- żąchnąłem się- To tyle?!

- Tak.- odpowiedział brunet coraz bardziej zwiększając odległość między nami

Podbiegłem do niego żeby się z nim równać.

Pieprzony palant.

- Nienawidzę Cię. Rozumiesz?- powiedziałem- Nien- chłopak gwałtownie obrócił się w moją stronę, chwycił policzki w dłonie i przywarł do moich ust

Byłem w szoku.
Próbowałem go odepchnąć, ale on przysunął się jeszcze bliżej.
Nie mogłem się oprzeć i całkowicie mu się poddałem.
Jego usta doskonale pasowały do moich.
Czułem jak zatracam się w ich słodkim smaku, oddajac każdą pieszczotę.
Opamiętałem się gdy chłopak przejechał językiem po mojej dolnej wardze, więc szybko go odepchnąłem wycierając usta rękawem.

Beaumont zaśmiał się gardłowo.

- D-dlaczego to zrobiłeś!?- przeklnąłem na siebie za to zająknięcie- Znowu!

- Tak jakoś...- wzruszył ramionami i jak gdyby nigdy nic szedł sobie dalej uśmiechając się pod nosem

- Jak kur#a, tak jakoś?!- zdenerwowałem się- Przecież... Ugh!

- Podobało Ci się.- odparł nie odwracając się w moją stronę, a ja musiałem do niego dobiec, żeby dobrze go słyszeć

- Chyba Cie popieprzyło.- warknąłem

- Twoje usta mówiły coś innego...- uśmiechnął się zwycięsko

- To wszystko nie trzyma się kupy, do cholery!- mówiłem już bardziej do siebie- Przecież masz dziewczynę! Chcesz mnie udupić, może to jakiś pieprzony zakład co?!- nie hamowałem już emocji

- Pragnę zauważyć, że stoimy na środku ulicy, a ty wydzierasz się w niebogłosy równo o...- tutaj spojrzał na wyświetlacz telefonu- 2 w nocy.- uśmiechnął się fałszywie

- Wytłumaczysz mi o co w tym wszystkim chodzi?- spytałem z rezygnacją

To wszystko poprostu niszczyło mnie od środka.

- Nie.- odpowiedział, a ja myślałem, że mu przywalę- To nieistotne.

Jak kuźwa mać nieistotne?!

- Jesteś gejem.- stwierdziłem fakt obojętnym głosem, opanowywując emocje

Chłopak prychnął.

- Gejem to jesteś ty.- odparł z przekąsem w głosie

- Co ty w ogóle możesz wiedzieć.- prychnąłem- A to, że pocałowałeś się z facetem W TAKI sposób nieco eliminuje Cię z grupy hetero, wiesz?

- Co ty w ogóle możesz wiedzieć.- powtórzył moje słowa

Do końca drogi nie odzewałem się ani słowem.

- To tutaj.- mruknąłem zatrzymując się obok swojego domu

Ryan spojrzał na moje miejsce zamieszkania i przelustrował je wzrokiem.

- Ładny.

- Tak, wiem, nie to co twoja gigantyczna villa.- sarknąłem, a przez twarz chłopaka przeszedł cień uśmiechu, to znaczy chyba...

- Dobranoc.- powiedział patrząc mi się w oczy i prawdopodobnie nad czymś się zastanawiając- Dobranoc.- powtórzył i obrócił się kierując w drogę powrotną

Jego oczy miały w sobie coś co jednocześnie mi się podobało, a zarazem wyprowadzało z równowagi.
Skierowałem się do drzwi wejściowych, żeby wreszcie móc odpocząć.

- Ryan.- odwróciłem się jeszcze w kierunku odchodzącego chłopaka, sam nie wiem dlaczego

To był chyba pierwszy raz jak nazwałem go głośno po imieniu.
Gdy Beaumont odwrócił się w moją stronę ogarnęła mnie panika, bo dosłownie nie wiedziałem po co się w ogóle odzywałem.

- Dziękuję.- wypaliłem bez namysłu

Chłopak tylko uśmiechnął się pod nosem i ruszył dalej.

Nie wierzę.

***
Znajcie łaskę Pana, ale wiedzcie, że robię to także dlatego, że wciągu tygodnia może nie być żadnego rozdziału😶
Mogę poprostu nie dać rady.

I co?
Nieumyślnie wyszedł mi maraton.
To wszystko przez Was małe diabły!

Teraz z czystym sercem i waszym spokojnym sumieniem
D o b r a n o c.
💕

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro