Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Bo nie."

Nie wierzę. 🤦🏼‍♀️ Naprawdę.

***

- Ooo!- usłyszałem nad sobą- Blondi!

▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪

-Zostaw mie...- jęknąłem odpychając tors osobnika, co klasycznie gówno mi dało

- Coś Ci się nie pomyliło..?- warknął z kpiną w głosie, a ja poderwałem wzrok i w jednej chwili poczułem jak cały alkohol wyparowywuje z moich żył

Niebieskie oczy lustrowały moją twarz, a na ustach szatyna widniał szyderczy uśmiech.
Chłopak też musiał być lekko podpity, bo opierał się o framugę drzwi.

- Odczep się.- warknąłem cicho, ale głos mi zadrżał i sam nie wiedziałem czy chłopak mnie dosłyszał

Damian... Daniel... Czy jak mu tam było pochylił się nade mną przez co cofnąłem się chwiejnie do tyłu.

- Co tam mamroczesz?- spytał się z kpiną w głosie

Nie odpowiedziałem mu, więc mocno mnie odepchnął, a ja znalazłem się w punkcie wyjścia uderzając plecami o blat kuchenny.

- Szacunku trochę...- syczał niebieskooki, zmniejszając odległość między nami- Myślisz, że jak- Dominic  kur#a!- przerwał mu zdenerwowany krzyk- Do kogo ty cholera jasna znowu się dopierdo...- tutaj przerwał odrzucając szatyna i spoglądając na mnie

Na twarzy Beaumonta widać było zdenerwowanie, ale zauważając mnie coś go ruszyło choć raczej mi się wydawało, bo po chwili znowu zmarszczył brwi.
Odwrócił wzrok na Dominica i chwycił go za drużynową bluzę wyrzucając z kuchni.

- Idź!- mówił- Zamocz. Cokolwiek człowieku!

Ja wciąż stałem przy blacie coraz mocniej zaciskając na nim dłonie.

- Wypad!- powiedział jakimś gapiom, którzy podpici cicho się chichrali

Gdy sam chciałem wyjść, gospodarz zagrodził mi drogę na co cicho warknąłem.

Czego zaś.

- Zawsze musisz się w kłopoty pakować.!?- powiedział z dziwnym spokojem i rezygnacją w głosie- Zrobił Ci coś..?

- Nie udawaj, że Cię to obchodzi... W ogóle nie powinno mnie tu być.- warknąłem chcąc go wyminąć, co jak wiadomo, nie udało mi się- Już wychodzę.- dodałem stanowczym głosem nie patrząc mu w oczy

- Zostań.- powiedział, ale nie wiem dokładnie, bo powiedział to tak cicho, że muzyka zagłuszyła jego słowa

- Słucham?

- Nie wychodź.- powiedział głośniej

- A niby dlaczego?!- parsknąłem

- Bo nie.- uciął, wręczając mi szklankę z trunkiem, a sam wziął jedną dla siebie

Patrzyłem na napój z lekką odrazą, ale niechętnie wypiłem zawartość.
Brunet lekko wypchnął mnie z kuchni i tyle go widziałem.
Głupio było mi to przyznać, ale odechciało mi się wychodzić.
Miałem ochotę oddalić się od tłumu spoconych osób i od alkoholu, więc poszedłem w stronę korytarza, na którym ruch był mniejszy.
Im dalej szedłem tym ludzi było mniej.
Z niektórych pomieszczeń dochodziły ciekawe odgłosy, ale poprostu to zignorowałem oddalając się od źródła hałasu.
Doszedłem do przeszklonych drzwi, które prowadziły do ogrodu, w którym zabawa trwała w najlepsze.
Ludzie w ubraniach wskakiwali do basenu, a inni śmiali się i wiawatowali z alkoholem w ręku.

Nigdzie nie mogłem dostrzec moich znajomych, przez co poprostu nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca.

Kierując się w prawą stronę doszłem prawdopodobie do bocznego wyjścia, które wąską ścieżką prowadziło na chodnik.
Nie miałem nic do roboty, więc i tak postanowiłem się już zmywać.
Otworzyłem drzwi, które ku mojej uldze z łatwością ustąpiły.
Gdy chciałem wyjść ktoś chwycił klamkę i zatrzasnął mi drzwi przed twarzą.
Odciągnął mnie i przyparł do ściany.
Chciałem krzyknąć, ale napastnik stłumił mój głos ręką.
Czułem jak nad moim ciałem zapanował strach, a serce wyskakuje z piersi.
Szamotałem się, ale chłopak, którego twarzy nie mogłem zauważyć mocno mnie trzymał.

Kur#a, po co ja tu przyszedłem!?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro