Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[g r i e f]

❗️TW: myśli samobójcze/próba samobójcza❗️


Hits me at full speed 
Feel like I can't breathe 

Pociągnij za spust.

Zabij.

Zdrajca.

Zakończ jego życie.

Zagrożenie.

Zdrajca.

Fox wrzasnął, po czym uderzył po raz kolejny w worek treningowy. Thire popatrzył na niego i odsunął się w głąb sali, nie chcąc być kolejnym powodem, który mógłby spotęgować gniew przyjaciela. Dowódca miał ostatnio same problemy, lepiej było po prostu odejść i zostawić go samego ze sobą, by jakoś próbował to rozwiązać. Jakoś.

Myśli Fox'a były tylko splątanym bałaganem. Po skończonym treningu powlókł się do swoich kwater, nie zwracając uwagi na żadnego z napotkanych po drodze braci. Zatrzasnął za sobą drzwi i ściągnął hełm. Rzucił go niedbale w stronę łóżka. Usłyszał, jak odbija się od ściany i pada na metalową, zimną podłogę.

Upadł obok.

– Haar'chak! [cholera] – krzyknął. Wplątał dłonie we włosy, mocno zacisnął palce i spróbował powstrzymać krzyk.

Jak długo miał jeszcze ukrywać swój ból?

Jak długo mógł stać na baczność?

Jak długo mógł podtrzymywać ciało przed drżeniem?

Jak długo mógł nie krzyczeć z rozpaczy?

Łzy napłynęły mu do oczu.

– To nie była twoja wina...

– Nikt cię nie wini...

– Wiem, Fox, wiem, że nie chciałeś tego zrobić...

Będą go oceniać. Będą pamiętać.

To zawsze będzie jego wina.

– Przepraszam... Fives...

Nie pamiętał momentu, w którym jego oczy zamknęły się, a umysł chwilowo odprężył, gdy odpływał w sen. Nie pamiętał, kiedy ostatnio położył się spać. Wciąż nie miał czasu. Wciąż nawiedzały go koszmary. Wciąż... pamiętał...

– Wciąż o mnie pamiętasz – powiedział cicho Fives, pojawiając się obok. Tak, jak każdej nocy. W jego głosie była radość. Jego głos był tak bardzo naturalny, tak bardzo jego...

– Zabiłem cię.

– Fakt. To było całkiem bolesne – odparł, chcąc rozładować napięcie.

Fox wpatrywał się w niego, nie potrafiąc zrozumieć. To nie był sen jak każdy inny. Każdej nocy śnił o tamtej akcji, o tamtych rozkazach, o tamtym momencie. Pamiętał każdy szczegół, choć głosy w jego głowie wrzeszczały. Myślał, że po tym wszystkim, nie będzie o niczym pamiętać. Chciał zapomnieć o strzale i o krzykach... Wciąż je słyszał.

Zabij!

Zakończ jego życie!

Zdrajca!

– Rex był... – zaczął Fox. Łzy napłynęły mu do oczu. – Stracił młodszego brata. Kochał cię. Cały Legion 501 cię kochał. Byłeś kimś, Fives, a ja... ja... odebrałem im ciebie.

– Dostałeś rozkazy, Fox.

– To ja cię zabiłem! To ja pociągnąłem za spust, nie cholerne rozkazy!

– Nie miałeś wyboru, Fox. Nikt z nas nie miał.

Fives walczył do końca o prawdę. Był jednym z najlepszych żołnierzy WAR. Bracia go uwielbiali, a Rex traktował go z szacunkiem, choć wciąż pamiętał dzieciaka, którym był, gdy po raz pierwszy spotkali się na Rishi. Fox wiedział o tym wszystkim, obserwował Legion 501, gdy stacjonowali na Coruscant.

Fives nie był ideałem, lecz dobrym przyjacielem i wiernym żołnierzem.

Fives tęsknił i pamiętał.

Fox nie potrafił zapomnieć poważnego wyrazu twarzy brata, gdy wrócili na Coruscant z Cytadeli. Spotkali się wtedy przelotnie. Fives był bałaganem. Ten zawsze uśmiechnięty, zawsze gotowy do żartów żołnierz wyglądał jak zlepek splątanych myśli.

– Znowu o tym myślisz – zagaił Fives, rozsiadając się wygodnie na... łóżku. Gdzie właściwie byli? W jego pokoju na Coruscant?

– Śmierć Echo cię zmieniła.

– Śmierć Thorn'a też cię zmieniła.

Nie było go, gdy jego przyjaciel umierał.

Za Republikę! – to były jego ostatnie słowa. Czy Republika była warta jego śmierci? Czy była warta, którejkolwiek śmierci?

– Echo wciąż żyje, a Thorn... wciąż cię obserwuje. Chodzi za tobą krok w krok. Jest z tobą zawsze.

– Tęsknię za nim. Tęsknię za nimi wszystkimi – wyszeptał Fox, po raz pierwszy się do tego przyznając. Nikomu o tym nie mówił, nie żalił się. Każdego dnia zatracał się w pracy, żeby o nich nie myśleć, nie rozpamiętywać, nie pogrążać się w bólu.

Czy zasługiwał jeszcze na życie bez cierpienia?

– Wiem, vod [bracie]. Oni wszyscy tęsknią, wszyscy, których spotkałem... po drugiej stronie. Są też szczęśliwi, bo nadal mogą podążać śladami swoich braci, tak, jak Thorn podąża twoimi.

Fox skinął głową i zacisnął mocno zęby, by powstrzymać nagłą chęć wypuszczenia wszystkich swoich emocji. Nie chciał płakać ani szlochać, ani krzyczeć. Nie przed Fives'em.

– Nie zasługuję na to – szepnął. – Nie zasługuję na to, by żyć.

Ciało Fox'a drżało.

w y p u ś ć

s w ó j

b ó l

Łzy spłynęły gwałtownie po jego policzkach. W dłoni mocno zacisnął blaster, uniósł w górę i przez moment przyglądał się broni. Znał ją tak dobrze. Z tej samej broni zastrzelił Fives'a.

– To nie była twoja wina, Fox. Czas sobie wybaczyć – powiedział cicho Fives, kładąc dłoń na blasterze.

– NIE ŻYJESZ! – krzyknął, uwalniając emocje. – NIE ŻYJESZ! ZABIŁEM CIĘ, FIVES! NIE MA CIĘ TUTAJ! ODEJDŹ! – Machnął dłońmi, jakby chciał go przepędzić. Fives jednak nie chciał zniknąć. – Po prostu odejdź – wyszeptał zachrypniętym głosem.

– Nie pozwolę ci umrzeć.

Fox był bałaganem splątanych myśli, emocji i wspomnień. Siedział na skraju łóżka, tępo wpatrując się w broń w swojej dłoni. Wydawała się ciężka (lub nigdy wcześniej tego nie zauważył).

Czuł się samotny. Nie było przy nim nikogo; odgłosy oddalających się kroków były jedynym dźwiękiem, który słyszał.

Kto by za nim tęsknił, gdyby... zniknął w pewnej chwili?

Kto by za nim płakał, tak, jak płakali żołnierze Legionu 501., gdy zabił Fives'a?

– Komandorze? Czekamy na pańskie rozkazy – odezwał się jeden z żołnierzy, przenikając przez ciszę. Czy nie wyłączył komunikatora? Nie zaprzątał sobie tym głowy.

– Nie zasługuję... – zaczął. Dłoń drżała, gdy unosił blaster.

Pociągnij za spust, to umiesz najlepiej, Fox.

Znów głosy w jego głowie. Niech to się wreszcie skończy!

Palec ślizgał się po spuście. Łzy spływały mu po policzkach, skapywały na zimny durastal.

– Przepraszam Thorn – szepnął.

Co ty sobie wyobrażasz, Fox? Pić kolejne drinki bez najlepszego kumpla? – Fox otworzył szeroko oczy i rozejrzał się po pokoju, szukając osoby, która wypowiedziała te stłumione słowa. – Myślałem, że się przyjaźnimy, di'kut [idiota]!

Thorn. Jedna z ich pierwszych rozmów, którą zapisał w banku danych oraz w swojej pamięci.

– Masz za słabą głowę – szepnął w ciszę, przypominając sobie swoje własne słowa. Spojrzał w stronę hełmu, z którego rozlegał się śmiech.

Przekonajmy się! Wyzywam cię, Fox! Jeśli wygram, przejmiesz moją wartę.

Nigdy nie wygrał.

– Jesteś tutaj? – zapytał Fox, rozglądając się. Nikogo nie zobaczył.

Nagrania nie mogły włączyć się same. Były ukryte głęboko, prawie przez niego zapomniane.

Myślałem, że się przyjaźnimy, di'kut! – Głos znów się odezwał.

Tęsknił za tym głosem. Ciało Fox'a zatrzęsło się, gdy szloch przejął nad nim kontrolę. Blaster wypadł z jego dłoni i uderzył o twardą stal.

Płakał przez długi czas, kilkanaście długich minut. Tracił i odzyskiwał dech. Nie ocierał łez, po policzkach wciąż spływały nowe.

– Tęsknię za tobą, Thorn – przyznał głośno. – Dlaczego nie chcesz, żebyśmy znów byli razem? Nie zasługuję na...

– Nie pozwolę ci umrzeć, vod'ika [braciszku].

Głos z komunikatora rozległ się kolejny raz. Fox pamiętał okoliczności, kiedy Thorn wypowiedział te słowa. Myślał, że umiera, został postrzelony, a pomoc medyczna nie nadchodziła. Thorn trząsł się, jednak przed nim pozostawał silny. Trzymał mocno jego dłoń, rozmawiał z nim, śmiał się, byle odciągnąć ich oboje od ramion Śmierci, która zaciskała ramiona na ciele Fox'a.

– Nie pozwolę ci umrzeć, vod'ika.

– Nie pozwolę ci umrzeć, vod'ika.

– Nie pozwolę ci umrzeć, vod'ika.

– Nie pozwolę ci umrzeć, vod'ika.

– Nie pozwolę ci umrzeć, vod'ika.

Fox chwycił hełm drżącymi dłońmi. W wizjerze ujrzał własne, przerażające odbicie. Słaby, upadający człowiek, zamiast silnego, poważnego dowódcy Gwardii Coruscant.

Co się ze mną stało?

Jeśli wygram, przejmiesz moją wartę.

Wygrałeś, vod. Przejmuję twoją wartę – wyszeptał i założył hełm.

Zanim ukrył twarz, kąciki jego ust uniosły się w delikatnym uśmiechu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #angst