Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

*Bellamy* 

Minęło zaledwie dziesięć minut, ale czułem jakby była to co najmniej godzina. Łaziłem po korytarzu w te i z powrotem, czym oczywiście irytowałem Murphy'ego, ale Raven kazała mu się przymknąć i o dziwo jej posłuchał. Ledwo zaczęli być w związku i już został pantoflem, nie żeby mnie to dziwiło. 

Raven próbowała mnie nieco uspokoić. 

-Bellamy spokojnie, nic im nie będzie, to pewnie nic takiego..

-A skąd możesz to wiedzieć? - powiedziałem nieco ostrzej niż zamierzałem. Reyes spojrzała na mnie z wyrzutem. Westchnąłem. -Przepraszam Raven. Po prostu się denerwuję okej? 

-Rozumiem cię Bellamy, naprawdę. Ale spróbuj chociaż odrobinę wyluzować. - zasugerowała. -Powinnam zadzwonić do Octavii? - spytała po chwili niezręcznej ciszy. Pokiwałem głową. Nawet nie pomyślałem o tym, by poinformować moją siostrę, a przecież były z Clarke najlepszymi przyjaciółkami. Kretyn.. - zrugałem się w myślach. 

Raven poszła zadzwonić, ja natomiast postanowiłem posadzić tyłek na krześle. Chodzenie w kółko nic mi nie da. Nie mogłem nic zrobić, mogłem tylko czekać na dobre lub złe wieści. 

-Powiesz jej? - usłyszałem po swojej prawej stronie. Spojrzałem na Johna, nie rozumiejąc. Mówił coś wcześniej? To pytanie było jakieś wyrwane z kontekstu. 

-Hę? 

-Powiesz Clarke, że ci na niej zależy? - uściślił pytanie Murphy. Prychnąłem. 

-Wcale mi nie.. - zacząłem mówić, ale zatrzymał mnie pobłażliwy wzrok mojego przyjaciela. Przełknąłem ślinę i zwróciłem wzrok na swoje stopy. -Sam nie do końca rozumiem co czuję, więc wolałbym na razie jej nic nie mówić. - poprawiłem się. Nie widziałem twarzy Johna, ale znałem go na tyle dobrze, by wiedzieć, że przewrócił oczami zirytowany. 

-Może ty nie rozumiesz co czujesz, ale ja to widzę. - odpowiedział. Spojrzałem na niego zaciekawiony. -Wariujesz ze zmartwienia, łazisz w kółko jak kretyn, czym doprowadzasz mnie do szału, ręce ci się trzęsą i cały czas przeczesujesz te swoje kłaki, które nazywasz włosami. 

-Co ty masz do moich włosów? - spytałem, ale mnie zignorował. 

-I ciągle poprawiasz okulary na nosie. A robisz tak tylko kiedy jesteś zdenerwowany, znam cię. - kontynuował. -Nie musisz przyznawać się mnie, ale przyznaj się chociaż sam przed sobą do swoich uczuć.

-Kiedy ja mówiłem poważnie. - odparłem. -Nie wiem co czuję. 

Murphy westchnął przeciągle. -Dobra. To może zapytam w ten sposób. Lubisz ją? - To było dość proste pytanie. Kiwnąłem twierdząco głową. -Martwisz się czy wszystko z nią w porządku? - ponownie kiwnąłem, tym razem wahając się przez sekundę. -Więc zależy ci na niej. - to było stwierdzenie. Nie odpowiedziałem, tylko wbiłem wzrok w ziemię. Czy mi zależy? Na to wygląda. Kiedy to się stało? Kiedy w zasadzie przestałem jej nienawidzić? Miałem tyle na głowie, że nawet nie zauważyłem tej zmiany. 

-Kochasz ją? - usłyszałem po chwili. Spojrzałem na Johna jakby spadł z księżyca. 

-Nie. - odpowiedziałem stanowczo. Tego akurat byłem pewien. Murphy uniósł sceptycznie brwi. -Mówię poważnie. Nie kocham Clarke. To nie ... to nie ten etap. - nagle mój przyjaciel uśmiechnął się szeroko, czym zbił mnie z tropu. -Czego się szczerzysz? 

-Ale bierzesz pod uwagę, że kiedyś możesz ją pokochać. - bardziej stwierdził niż zapytał. Pokręciłem gwałtownie głową. 

-Wcale nie! - zaprotestowałem. 

-Powiedziałeś, że to nie ten etap, to brzmi jakby kolejnym było zakochanie się w Clarke. 

-Nie to miałem na myśli! 

-A niby co kochasiu? 

Już miałem mu przywalić, kiedy wróciła Raven. 

-Octavia już tu jedzie. - oznajmiła. -O czym gadacie? 

-O niczym. - odpowiedziałem, patrząc wymownie na Murphy'ego, ale mnie zignorował. 

-O tym, że Bellamy kocha się w Clarke. - powiedział, szczerząc się do mnie jak kretyn. Miałem ochotę wybić mu zęby. Raven uniosła jedną brew i spojrzała na mnie. 

-W końcu do tego doszedłeś? - spytała, jak gdyby to była oczywista oczywistość. 

-Nie kocham się w Clarke! - zaprotestowałem gwałtownie. Byłem tak zaaferowany tym, żeby im to jasno i klarownie przetłumaczyć, że nie zauważyłem jak podszedł do nas lekarz. Musiał odchrząknąć żebym zwrócił na niego uwagę. 

-Który z panów to Bellamy? - zapytał. Podniosłem się gwałtownie z krzesła, poprawiłem okulary na nosie i przeczesałem włosy palcami. Faktycznie tak robię.. - dopiero teraz to sobie uświadomiłem. 

-To ja. Co z nią? - spytałem, poczułem jak serce zaczyna mi walić jak oszalałe, nie miałem nad tym żadnej kontroli. 

-Wszystko w porządku. - odpowiedział mężczyzna, a ze mnie jakby uszło całe powietrze. -Powiedzmy, że był to.. fałszywy alarm. Czasem się zdarza. - wyjaśnił. Pokiwałem głową, chociaż nie do końca rozumiałem, co to niby miało znaczyć. Zanim zdążyłem spytać czy mogę zobaczyć Clarke, blondynka wyszła z gabinetu, w którym wcześniej zniknęła. Wyglądała już całkiem normalnie. 

-Twoja córka ma tupet Blake, wystraszyła mnie na amen. - powiedziała, podchodząc do nas. Nie mogłem się nie roześmiać na tą uwagę. 

-Domyślam się po kim to ma. - odparłem. Zanim Clarke zdążyła mi odpyskować wtrącił się doktor. 

-Takie lekkie skurcze się czasem zdarzają, nie ma co się denerwować. - powiedział. Griffin spojrzała na niego z wyrzutem. 

-Ma pan macicę? Nie? To radzę nie nazywać tego "lekkimi" skurczami, bo mogę się zdenerwować. - powiedziała. Zachichotałem pod nosem. Lekarz chyba się wystraszył, bo szybko się pożegnał i poszedł. 

-Jak się czujesz? - spytałem Clarke w drodze do samochodu. 

-Już w porządku. - odpowiedziała i wzruszyła ramionami. -Ale nieźle się wystraszyłam. 

-Nie tylko ty. - odparłem, zanim zdążyłem ugryźć się w język. Clarke spojrzała na mnie zaskoczona. 

-Martwiłeś się o mnie Blake? - spytała. 

-O dziecko. - wybrnąłem. A przynajmniej tak mi się wydawało. 

-A o mnie to nie? - dociekała. Usłyszałem za plecami chichot Murphy'ego i zgrzytnąłem zębami. 

-Może troszeczkę. - burknąłem. Clarke nie zadawała więcej pytań. Raven zadzwoniła do mojej siostry, by ta jednak przyjechała do mieszkania Griffin zamiast do szpitala. Murphy przez pół drogi usiłował być zabawny i opowiadał dowcipy. W końcu postanowiłem coś z tym zrobić.

-Raven możesz uciszyć swojego chłopaka? Tylko go nie całuj, bo nie chcę zarzygać sobie tapicerki. - powiedziałem, patrząc w lusterku na parę na tylnym siedzeniu. Zanim któreś zdążyło coś odpowiedzieć, Clarke wydała z siebie dziwny dźwięk i obróciła się w siedzeniu, by na nich spojrzeć. 

-Właśnie! Przez to wszystko zapomniałam, że mieliście pogadać! Coś z tego wynikło? - spytała podekscytowana. -O matko trzymacie się za ręce! - wrzasnęła sekundę później, sama odpowiadając sobie na pytanie. -Ale się cieszę! 

-Już słyszę weselne dzwony. - powiedziałem. Widziałem w lusterku jak Murphy patrzy na mnie z nienawiścią. 

-Zamawiam druhnę! - powiedziała Clarke i uniosła rękę do góry, jakby była w szkole i zgłaszała się do odpowiedzi. Nie wiem dlaczego, ale uznałem to za urocze. 

-Hej powoli! - roześmiała się Raven. Johnowi nie było do śmiechu, wizja ślubu najwyraźniej go przerażała. -Do takich rzeczy chyba jeszcze trochę daleko. 

-Trochę bardziej niż trochę. - burknął John pod nosem. Myślałem, że Reyes się na niego obrazi, ale go zignorowała. 

-Ale i tak wybrałabym cię na druhnę Clarke, więc nie musisz sobie zaklepywać miejsca. - zwróciła się do blondynki, na co ta uśmiechnęła się szeroko do przyjaciółki. 

-Hej Blake! - wtrącił się Murphy. -Mogę być ojcem chrzestnym waszego dziecka? - w jego pytaniu usłyszałem żartobliwą nutę, ale odpowiedziałem całkiem poważnie. 

-Dobrze, że sam o to spytałeś, bo ja jakoś nie umiałem się zebrać. 

Nie widziałem twarzy Johna, ale wyobrażałem sobie zaskoczenie na jego twarzy. 

-... ale poważnie? - spytał po chwili milczenia. Wzruszyłem ramionami. 

-A niby kogo innego miałbym wybrać? Może i jesteś wrzodem na dupie, ale znamy się od szkoły średniej i jesteś moim najlepszym przyjacielem, nie widzę nikogo innego w tej roli. - powiedziałem szczerze. Murphy może i często mnie wkurzał, ale naprawdę był moim najlepszym kumplem. Właściwie to traktowałem go niemalże jak brata. Nie mówiłem mu tego, nie byłem zbyt wylewny, on jeszcze mniej, ale tak właśnie było. John nie odpowiedział, bo akurat zajechaliśmy na miejsce i zaparkowałem samochód. Wysiadłem jako pierwszy, po czym pomogłem wysiąść Clarke. Uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością. 

Niespodziewanie Murphy mnie uściskał. Nie wiem czy kiedykolwiek byłem tak zaskoczony. Niepewnie poklepałem go po plecach. Raven i Clarke wydały z siebie dźwięk, który brzmiał jak "awwww". Zobaczyłem, że Reyes wyciąga z kieszeni komórkę, prawdopodobnie żeby uwiecznić tą jakże wzruszającą chwilę, dlatego czym prędzej odsunąłem się od Murphy'ego. Nie zamierzałem zostać gwiazdą jej instagrama. 

-Dzięki stary. - powiedział i klepnął mnie w ramię. Nawet się szczerze uśmiechnął. Kiwnąłem głową. 

-Mam nadzieję, że będę mógł ci czasem powierzyć moją córkę bez obaw, że mi ją zdemoralizujesz? - spytałem żartobliwie. 

-Żartujesz? Będę najlepszym wujkiem na świecie. To dziecko będzie mnie kochać bardziej niż ciebie. 

-Nie przeginaj Murphy. - zaśmiałem się. Kiedy mój przyjaciel ruszył przodem do budynku zauważyłem, że miał na sobie tą brudną od różowej farby bluzę. Ledwo powstrzymałem się od parsknięcia. Raven dołączyła do swojego chłopaka, ja i Clarke natomiast szliśmy nieco za nimi. Nagle blondynka oparła dłoń na moim ramieniu i podniosła się na palcach, żeby szepnąć mi coś na ucho. 

-Zamierzamy mu powiedzieć, czy czekamy aż sam się zorientuje? - spytała. Poczułem jej oddech na karku i przeszedł mnie dreszcz. 

-Poczekajmy, tak będzie zabawniej. - odszepnąłem jej, przybliżając się nieco bardziej niż to było konieczne. Co ja wyprawiam?! 

-O czym tak szepczecie gołąbeczki? - spytał Murphy. 

-Obgadujemy cię. - odpowiedzieliśmy z Clarke jednocześnie. Spojrzeliśmy po sobie zaskoczeni. To coś nowego.. - pomyślałem. Murphy tylko prychnął w odpowiedzi, najwyraźniej uznając to za żart. 

Wchodząc po schodach Clarke trzymała się mojego ramienia, jak to robiła już od jakiegoś czasu, bo męczyło ją to nieco bardziej, z powodu ciężaru, który musiała nosić. Wcześniej nie zwracałem na to szczególnej uwagi, ale teraz.. Miałem pełną świadomość tego jak blisko mnie się znajdowała i stresowało mnie to. Niech cię szlag Murphy, to wszystko twoja wina.. - pomyślałem. Gdyby nie ta rozmowa, wszystko pozostało by takie samo. 

~~~ 

Gdy przyszła Octavia pierwszą rzeczą o jaką spytała było "Jak się czujesz Clarke?", a drugą natomiast "Murphy czemu masz różowe plecy?". Ja, Clarke i Raven wybuchnęliśmy śmiechem, John natomiast obraził się na resztę dnia. 

Wbrew sobie,kiedy Clarke przechyliła głowę do tyłu i roześmiała się pomyślałem, że ma piękny uśmiech i że jej twarz wygląda znacznie lepiej, gdy się uśmiecha. Wcześniej prawdopodobnie tego nie zauważyłem, bo moja obecność wywoływała na jej twarzy tylko i wyłącznie grymas. Griffin zauważyła, że się gapię. 

-Co? - spytała, ale nadal się uśmiechała. 

-Nic. - pokręciłem głową i również się do niej uśmiechnąłem. Clarke najwyraźniej zaakceptowała tą odpowiedź, bo wróciła do zbiorowego nabijania się z Murphy'ego. Ale ja nie spuściłem z niej wzroku jeszcze przez jakiś czas. Jakoś... nie mogłem. 

~~~

Później tego samego wieczoru kiedy wszyscy już poszli, siedzieliśmy z Clarke na kanapie i dyskutowaliśmy o tym, po kim nasza córka odziedziczy charakter. Ostatecznie doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie, jeśli po żadnym z nas. 

-Nie oszukujmy się, jesteśmy beznadziejni. - roześmiałem się.

-Hej mów za siebie! - Griffin walnęła mnie w ramię. -Chociaż w sumie to masz rację. - przyznała po chwili. -To dziecko będzie miało najbardziej posranych rodziców pod słońcem. 

-To prawda. - przyznałem. Nagle przestało mi być do śmiechu. Pomyślałem o moich rodzicach. Mama zawsze była dobra dla mnie i dla Octavii, ale ojciec.. Nigdy go nie poznałem. Zmył się kiedy tylko mama oznajmiła, że jest w ciąży. -Boję się, że nie będę dobrym ojcem. - nie miałem pojęcia, że powiedziałem to na głos, dopóki Clarke nie położyła ręki na moim ramieniu. 

-Dlaczego? - spytała. Wzruszyłem ramionami. 

-Ja nie miałem ojca. Nie mam wzoru do naśladowania. Po prostu... boję się, że nie podołam. Że będę taki jak on. 

-Hej. - Clarke chwyciła mnie za podbródek i zmusiła, żebym na nią spojrzał. -Nie jesteś taki jak swój ojciec, nie uciekłeś. 

-Wiem, ale..

-Będziesz świetnym tatą. - nie dała mi dokończyć. -Praktycznie wychowałeś Octavię. - to była prawda. Kiedy zostałem sam z moją siostrą, miała ona już 14 lat, ale mamy często nie było w domu, musiała zarobić sama na utrzymanie trzyosobowej rodziny, dlatego większość czasu byłem z O sam. 

-To co innego...

-Może i trochę co innego, ale wiem, że dasz sobie radę. - Clarke pierwszy raz mówiła o mnie tyle dobrych rzeczy na raz. Byłem mile zaskoczony. Nasza relacja naprawdę się rozwinęła i zmieniła na lepsze. Zapomniałem już za co właściwie jej tak nienawidziłem. -Zbierz się do kupy Blake, twoja córka nie może mieć ojca mięczaka. - No i moja Clarke wróciła. - pomyślałem z rozbawieniem. Jednak musiała mi dowalić. 

Po chwili Griffin przygarnęła mnie mocno do siebie i przytuliła. Pozwoliłem jej. Objąłem ją ramionami i schowałem twarz w jej włosach. Jeśli ostatnimi czasy czułem się gdziekolwiek dobrze.. to właśnie w jej ramionach. 

-Dzięki Księżniczko. - wyszeptałem z wdzięcznością. Clarke nie odpowiedziała, tylko przytuliła mnie jeszcze mocniej. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro