Rozdział 17
*Clarke*
warning : przygotujcie cukrometry.
Miałam ten zaszczyt, by być druhną Octavii na jej ślubie z Lincolnem. A co za tym szło, miałam masę przeróżnych obowiązków. Jednym z nich było oczywiście stanie obok Octavii przy ołtarzu i podanie jej obrączki. Innym, wcześniejszym obowiązkiem była pomoc w zorganizowaniu całej tej imprezy. A także wieczoru panieńskiego, o którym swoją drogą wolałam nie mówić. Nigdy. Nikomu.
Te obowiązki były w zasadzie dość oczywiste i spodziewałam się ich. Ale nie spodziewałam się, że dojdzie mi zadanie w postaci : powstrzymanie Octavii od ucieczki oknem, bo nagle zaczęła się zastanawiać, czy aby na pewno jest gotowa na to, by wziąć ślub. Czułam się jakbym występowała w jakimś reality show, albo grała w jakiejś słabej komedii.
-Octavia błagam cię, uspokój się. - schowałam twarz w dłoniach i starałam się nie wybuchnąć histerycznym śmiechem. To było nie na moje nerwy.
-Łatwo ci mówić! - moja przyjaciółka wyrzuciła ręce w górę, nie przerywając swojej wędrówki w tą i z powrotem po pokoju. Była już całkowicie gotowa, miała zrobioną fryzurę, makijaż, ubraną suknię. Jedyne czego jej brakowało to buty, ale ciężko by się chodziło na obcasach w kółko, przez pół godziny. Spojrzałam na zegarek. Ślub miał się zacząć za pięć minut, a Octavia wciąż miała atak paniki. Zaraz oszaleję. - pomyślałam i wstałam z krzesła. Podeszłam do dziewczyny i położyłam jej ręce na ramionach, zmuszając w ten sposób, by zatrzymała się i spojrzała na mnie.
-Octavia! - wrzasnęłam, na co moja przyjaciółka aż podskoczyła. -Weź się w garść! Skąd w ogóle ta panika?
-Ja... - O. próbowała coś powiedzieć, ale jej przerwałam, mimo że w sumie to zadałam jej pytanie.
-Kochasz Lincolna tak? - zapytałam i potrząsnęłam nią lekko. Octavia pokiwała głową. -Chcę to usłyszeć. - powiedziałam stanowczo.
-Tak. - odpowiedziała niepewnie, ale po chwili poprawiła się. -Tak kocham. - powtórzyła, tym razem mocnym głosem.
-Chcesz spędzić z nim resztę życia?
-Tak.
-W zdrowiu, w chorobie, bla bla bla i tak dalej?
-Tak.
-No to o co ci chodzi do diabła?! - tym razem to ja wyrzuciłam ręce w górę, sfrustrowana. Octavia wyglądała jak zbity pies.
-Ja.. ja nie wiem, po prostu.. nagle zaczęłam panikować... ja....
-Okej wystarczy. - nakazałam jej gestem dłoni się zamknąć. To jąkanie i tak do niczego nie prowadziło. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam jej prosto w oczy. Widziałam, że dziewczyna jest przestraszona. -Nie ma się czego bać. Okej? Oboje tego chcecie, nic nie stoi na przeszkodzie. Wszystko będzie dobrze. Musisz tylko... się wyluzować. Wdech, wydech, dajesz.
Dziewczyna zaczęła głęboko oddychać, tak jak jej kazałam. Widziałam, że powoli się uspokaja. Wciąż widziałam strach i zdenerwowanie w jej oczach, ale przynajmniej już się nie trzęsła, ani nie próbowała wydeptać dziury w podłodze.
-Lepiej? - zapytałam, odgarniając jej z czoła kosmyk włosów. Octavia pokiwała stanowczo głową i uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością. -Chodź tu do mnie wariatko. - odwzajemniłam uśmiech i przygarnęłam ją do siebie. Uścisnęła mnie tak mocno, że nie mogłam oddychać, ale Octavia zawsze przytulała w ten sposób, chyba zdążyłam się już przyzwyczaić do tego duszenia. Usłyszałam, że ktoś wchodzi do pomieszczenia i po chwili moich uszu dobiegł głos Raven.
-Grupowy uścisk?! - pisnęła podekscytowana i poczułam, że objęła mnie jednym ramieniem. Po kilku sekundach dołączyły się jeszcze dwie pary rąk, obstawiałam Harper i Mayę, która dołączyła do naszej grupy całkiem niedawno, kiedy zaczęła spotykać się z Jasperem na poważnie.
-Okej wystarczy, potrzebuję tlenu. - udało mi się z siebie wydusić. Dwie sekundy później poczułam ulgę i nareszcie mogłam odetchnąć. Zobaczyłam, że po policzkach Octavii spływają łzy. - No nie, dlaczego płaczesz? Nie możesz płakać, bo cała się rozmażesz i będziesz wyglądać jak panda, tego chcesz? - zapytałam i chwyciłam za chusteczki leżące na stoliku. Octavia mimo łez uśmiechała się szeroko.
-Po prostu.. po prostu cieszę się, że was mam wiecie? - dziewczyna chlipnęła, a mnie aż ścisnęło się serce. Delikatnie wytarłam łzy z jej policzków, uważając na makijaż, który sama jej zrobiłam, a ona teraz wszystko psuła.
-Wiemy. W końcu jesteśmy super. - powiedziała Raven z szerokim uśmiechem na twarzy. - A teraz przestań się mazgaić. To twój ślub pamiętasz? Masz się cieszyć.
-Cieszę się. - powiedziała Octavia i pociągnęła nosem. W tej samej chwili ktoś zapukał w otwarte drzwi i odchrząknął. Odwróciłam się i zobaczyłam Bellamy'ego. W garniturze wyglądał jeszcze przystojniej niż zwykle, włosy miał jak zawsze w nieładzie, gdybym nie widziała jak je czesał dwie godziny temu, powiedziałabym że nie dotknął ich nawet palcem, tylko zostawił w takim stanie, w jakim były kiedy wstał z łóżka. Ale lubiłam go takiego. Tak wyglądał najlepiej.
-Nie żebym przerywał te pogaduszki, ale wszyscy czekają. - powiedział, patrząc na swoją siostrę. Octavia przejrzała się jeszcze szybko w lustrze, następnie wyprostowała się i wzięła głęboki oddech.
-Jestem gotowa.
~~~
Wszystko poszło bez zarzutu. Bellamy dumnie poprowadził swoją siostrę do ołtarza, ja szłam przed nimi, obok mnie Aurora, która sypała kwiatki. Kilka razy prawie się przewróciła, bo nie chodziła jeszcze tak pewnie, ale udało się jej przejść te kilka metrów bez upadku. Byłam z niej dumna. Kiedy doszłam do ołtarza oddałam Aurorę w ręce mojej mamy i stanęłam na swoim miejscu. Lincoln już tam był, wyglądał na niesamowicie zdenerwowanego, ale jednocześnie szczęśliwego. Nigdy nie widziałam go tak uradowanego, jak w momencie, w którym zobaczył Octavię idącą w jego stronę.
Kiedy Octavia i Lincoln mówili swoje przysięgi, łapałam się na tym, że zamiast na młodą parę zerkam na Bellamy'ego, który był drużbą Lincolna. On również patrzył na mnie, cały czas uśmiechając się pod nosem.
~~~
Na weselu wszyscy wydawali się bawić znakomicie. Najlepiej oczywiście bawił się Jasper, ale to nikogo nie dziwiło.
-Hej nie mówię, że było źle. - kontynuował swoją wypowiedź Jasper. -Ale było by lepiej i na pewno zabawniej, gdybym to ja poprowadził ten ślub. Tak tylko mówię. - Jordan uniósł ręce w górę, jakby chciał powiedzieć "ale do niczego nie zmuszam, żeby nie było". Octavia poklepała przyjaciela po ramieniu.
-Aż mi wstyd, że o tym nie pomyślałam. - powiedziała z udawanym żalem. -Ale na pewno Monty zgodzi się, żebyś udzielił mu ślubu. - dodała po chwili, wskazując na Greena, który zrobił przerażoną minę.
-Taaa, będę musiał przedyskutować to z Harper. - powiedział wymijająco, wskazując kciukiem na swoją dziewczynę, która bawiła się na parkiecie razem z Mayą.
-Aż taki z ciebie pantofel? - zapytał Murphy, szczerze rozbawiony. Monty rzucił mu mordercze spojrzenie.
-Może, ale na pewno nie taki jak z ciebie. - odgryzł się azjata. John prychnął.
-Nie jestem pantoflem.
-A kto zwinął się jako pierwszy z wieczoru kawalerskiego Lincolna, bo dziewczyna go prosiła?
Murphy nagle poczerwieniał na twarzy, a cała reszta towarzystwa zaczęła się śmiać. Włącznie z Raven.
-Opuszczam to niesympatyczne towarzystwo. - powiedział, opróżnił szklankę, którą trzymał w ręce i ruszył w stronę baru po dolewkę. Raven natychmiast poszła za nim, próbując się nie śmiać.
-Mogliście chociaż pozwolić mi pomóc w cateringu. - powiedział Jasper, kiedy wszyscy już się uspokoili. Octavia jęknęła sfrustrowana.
-A ty znowu o tym?
-Ja mówię tylko.. - Jasper usadowił się wygodniej na krześle, przy czym prawie z niego spadł. - Mówię tylko, że nikt nie smaży takich dobrych kotletów jak ja i dobrze o tym wszyscy wiecie.
Nie usłyszałam reszty zawodzeń Jaspera, bo Bellamy ni stąd ni zowąd wstał, pociągnął mnie za rękę i zmusił do tego bym również podniosła się z krzesła, po czym pociągnął mnie na parkiet.
-Pijany Jasper ci się znudził? - zapytałam rozbawiona. Blake znalazł dla nas odrobinę wolnej przestrzeni między tańczącymi i przyciągnął do siebie, by chwilę później zacząć się kołysać w rytm muzyki.
-Odrobinę. - odpowiedział. -Wolę twoje towarzystwo. - dodał po chwili, na co uśmiechnęłam się szeroko.
Mogliśmy spokojnie potańczyć, bo Aurorą zajmowała się moja mama. Sama to zaproponowała, ale nie dziwiłam jej się. Rzadko widziała się z wnuczką i tęskniła za nią. Widziałam je obie i Marcusa na drugim końcu sali, wydawali się dobrze bawić.
Przez chwilę tańczyliśmy z Bellamy'm w milczeniu. Przez ten czas rozglądałam się po sali, obserwując jak moi przyjaciele rozmawiają, tańczą i miło spędzają czas. W końcu zwróciłam swój wzrok na Bellamy'ego, który gapił się na mnie, cały czas się przy tym uśmiechając.
Chciałam zapytać dlaczego się tak gapi, ale Blake uprzedził mnie i odezwał się pierwszy.
-Wyjdź za mnie. - powiedział, a ja musiałam się go mocniej złapać, bo o mało się nie przewróciłam.
-Co?
-Wyjdź za mnie. - powtórzył Bellamy, nie przestając się uśmiechać. Przeszło mi przez myśl, że sobie żartuje, ale nie, on mówił całkowicie poważnie.
-Oświadczasz mi się teraz? - zadałam chyba najgłupsze pytanie jakie tylko mogłam. Blake przewrócił oczami.
-A na co to wygląda?
-No...
-Może to trochę nietypowa sytuacja, w sumie to nie mam pierścionka i tak dalej, ale czy my robimy cokolwiek normalnie?
Roześmiałam się mimo woli. Miał trochę racji. Z pewnością nie byliśmy normalną parą. Pokręciłam głową w odpowiedzi na jego pytanie.
-Właśnie. Jeśli chcesz możemy iść razem do sklepu i wybierzesz sobie taki pierścionek jaki będzie ci się podobał i .. - Bellamy przerwał na moment. -W sumie to nie odpowiedziałaś mi, więc chyba nie powinienem robić takich planów. - Blake nagle przestał się uśmiechać i spojrzał na mnie niepewnie, jakby bojąc się tego co teraz powiem.
-Co cię tak nagle wzięło? - zapytałam, zamiast odpowiedzieć na jego pytanie. Bellamy wzruszył ramionami. Przez ten cały czas nie przestawaliśmy tańczyć.
-Sam nie wiem. Patrzyłem na Octavię i Lincolna jak składali przysięgi, widziałem jacy są szczęśliwi i... nie wiem, chyba im pozazdrościłem? Poza tym kocham cię i ... nigdy nie myślałem, że mógłbym wziąć z kimś ślub, ale teraz jestem z tobą, patrzę na ciebie i myślę sobie, że nigdy nie będę chciał być z kimkolwiek innym, więc dlaczego, by nie uczynić tego oficjalnym? W sumie to wszystkie inne etapy związku już zaliczyliśmy.
Roześmiałam się na ten komentarz i jednocześnie próbowałam powstrzymać łzy, które napłynęły mi do oczu. Bellamy nagle zaczął panikować.
-O nie ty płaczesz. Proszę nie płacz. Dlaczego płaczesz? Powiedziałem coś nie tak prawda? Jestem kretynem, może lepiej zapomnijmy o tej rozmowie i ..
Przerwałam ten bezsensowny potok słów, zamykając mu usta moimi własnymi. Zaskoczyłam go, ale po chwili odwzajemnił pocałunek. Przestaliśmy tańczyć i pewnie ten moment trwałby dłużej, ale przypomniałam sobie, że wokół nas było mnóstwo ludzi, więc oderwałam się od niego i spojrzałam mu w oczy, uśmiechając się przy tym jak wariatka.
-Tak. - powiedziałam krótko. Bellamy wyglądał na zdezorientowanego. Przewróciłam oczami. Czasami mogłam przysiąc, że Blake miał pamięć złotej rybki. -Tak, wyjdę za ciebie głupku. - dodałam po chwili, na co twarz mojego chłopaka rozjaśnił szeroki uśmiech. Tym razem to on mnie pocałował i to z taką pasją i zaangażowaniem, że ugięły się pode mną kolana.
Oczywiście wszystko musiał zepsuć Jasper, który wrzasnął w naszym kierunku.
-Ej wy, znajdźcie sobie pokój! Tu są dzieci!
Odsunęliśmy się od siebie niechętnie. Bellamy pokazał jedynie Jordanowi środkowy palec w odpowiedzi, na co zdzieliłam go w ramię, ale obeszło go to. Znowu zaczęliśmy tańczyć, a a Blake wyglądał jakby miał zaraz eksplodować ze szczęścia, ja czułam się podobnie.
Spodziewałam się na tym ślubie dosłownie wszystkiego, ale na pewno nie tego, że się zaręczę. Bellamy raczej też tego nie planował, ale żadne z nas raczej nie miało nic przeciwko.
___________________________________
Witojcie! Umarliście ze słodkości czy jeszcze żyjecie? :') Myślę, że was zaskoczyłam xd Mam tylko nadzieję, że pozytywnie. Piszcie co sądzicie.
Pozdrawiam i do następnego <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro