Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✁ WIEDŹMA!

¦❗ ┊
one shot zawiera scenę 18+

Praca publikowana jest tylko na wattpadzie, jeśli czytasz tekst gdzieś indziej niezwłocznie proszę mnie o tym poinformować. Nie udzielam zgody na publikowanie fragmentów lub mocną inspirację na swoją korzyść. Szanujmy swoją wzajemną pracę.

Dopiero uczę się pisać sceny erotyczne (to moje pierwsze podejście) więc z chęcią usłyszę krytykę i co mogłabym poprawić!

✁ WIEDŹMA!

Gdy pstryknęłam sala znowu się rozświetliła.
Wśród zachwyconej i jednocześnie przerażonej publiczności słyszałam mnóstwo szeptów, a fala niewypowiedzianych pytań wisiała w powietrzu jak ciężka chmura.

- Jakieś pytania? - Spytałam tym samym dając im pozwolenie na uniesienie rąk. Wnet pojawił się las dłoni. Wskazałam na okularnicę siedzącą na środku sali.

- Skąd mamy wiedzieć, że ktoś Faktycznie jest wiedźmą, a nie zwykłą kobietą? -spytała a kilka osób obok niej przytaknęło ochoczo.

Wbiłam paznokcie w drewnianą mównicę.
- Wiedźmy to dzieci samego szatana. Zadziwiająco piękne i ponętne. - odparłam i
pozwoliłam by publika wyobraziła sobie sama te istoty. Skupiłam wzrok na wszystkich tych przerażonych spojrzeniach
- Karmią się naszym cierpieniem

Słuchacze analizowali przez chwilę wypowiedziane przez mnie słowa aż w końcu jakiś niski rudzielec postanowił odezwać się bez wskazania.
- Jak Cię zwą?

- Wariatka, psycholka... - Zaczęłam wymieniać a tłum zachichotał.
- Ale tak naprawdę wolę abyście mówili mi Łowca Czarownic. - Uśmiechnęłam się a moi słuchacze przyjęli tą nazwę i słyszałam, że cicho ją sobie powtarzają.

Usłyszałam za sobą kroki i już po wydźwięku gracji wiedziałam kto idzie. Odsunęłam się i skłoniłam.
- Witaj Ojcze. Co cię tu sprowadza? -
Spytałam unosząc wzrok na kapłana.
Jego wejście wywołało oklaski tłumu jednak szybko zostały one uciszone przez uniesienie ręki.

- Atheo. O to twoje następne zlecenie, wyjątkowo oczekuję od Ciebie abyś załatwiła to szybciej niż zwykle. - Powiedział, a po moich plecach przeszedł dreszcz. Gdy otrzymywałam kolejne zadanie zawsze towarzyszyły mi sprzeczne emocje. To kolejny krok w stronę sławy i bogactwa, ale zapłacić mogę życiem.

- Udowodnię wszystkim, że wiedźmy istnieją i uwolnię od nich ten kraj - wyrecytowałam co oznaczało zgodę i wyprostowałam się.
- Kto tym razem?

Duchowny rozwinął pergamin z czarno-białym zdjęciem i podał mi je.
- Masz tydzień, szukaj na obrzeżach. To tam ją ostatnio widziano. - Powiedział i odwracając się na pięcie wyszedł.

WIEDŹMA

Minęły już dwa dni, a ja byłam z niczym.
Nie miałam nawet tropu, żadnego zapachu magii ani nie słyszałam nic o nowych ofiarach. Niebo było lekko zachmurzone jak przystało na te strony, ale ludzie przyzwyczajeni do deszczu gardzili ciągłym słońcem grzejącym na wschodzie kraju.

To śmieszne, że taka głupota może podzielić ludzi. Ziewnęłam zmęczona ciągłymi poszukiwaniami, od dwóch dni nie spałam, bo w nocy była większa szansa na spotkanie ofiary. Spojrzałam na zdjęcie poszukiwanej przeze mnie kobiety, nie umiałam pozbyć się wrażenie, że skądś ją znam.

- Coś Cię trapi?

- Co...nie. - Uniosłam głowę, ale ze smutkiem wykluczyłam opcję by była to osoba ze zdjęcia. Charakterystyczny pieprzyk pod okiem nie był widoczny a kręcone, długie włosy musiałyby zamienić się w jasne, falowane, krótkie.

Dziewczyna wyciągnęła do mnie rękę i pomogła mi wstać. Widziałam, że kątem oka spogląda na pergamin.
- znam ją. - Mruknęła i uśmiechnęła się.
- Jestem Vivi Oue Mordúr a ty? - Przedstawiła się, ale mnie wcale teraz to nie interesowało i wypuściłam tą informację drugim uchem.

- Znasz ją? - To mógł być bezcenny trop, takie imię i nazwisko zrobiłoby wielki postęp w sprawie.

- Tak, ale po co Ci... to - wskazała na kuszę leżącą pod drzewem.

- Strzelam do ptaków - tak, z kuszy. Gratuluję Atheo. W głowie przybiłam sobie sama piątkę i uśmiechnęłam się niewinnie.
Na wszelki wypadek nie chciałam by coś podejrzewała.

- Ta dziewczyna ze zdjęcia to... - zaczęła, ale jakiś mężczyzna stojący parę metrów dalej przerwał jej krzycząc coś o jabłkach.

Zdezorientowana miałam ochotę rzucić się na tego imbecyla. Właśnie zniszczył mi moment gdy miałam się dowiedzieć jak nazywa się moja poszukiwana. Przeklinając pod nosem zauważyłam, że mężczyzna wyciąga pistolet.

- Wytłumaczysz mi to? - spojrzałam na blondynkę, a ta ze spokojem chwyciła mnie za rękę.

- nie ma czasu, później. - Mruknęła i obserwowała jak wieśniak przygotowuje się do strzału. Kobieta trzymała mnie mocno na tyle, że nie potrafiłam się odsunąć i obydwie byłyśmy łatwym celem.

Nagle skręciłam się z bólu, żołądek podszedł mi do gardła, a tępo bicia serca znacznie przyspieszyło. Widziałam przez chwilę załamaną czasoprzestrzeń, a później uderzył we mnie silny zapach mięty, a raczej magii.

Odetchnęłam głęboko gdy poczułam pod stopami grunt i spojrzałam wściekła na towarzyszkę. Jak żyję nie widziałam by jakaś wiedźma potrafiła się teleportować.

- Już wiesz kim jestem. - Zaczęła przepraszającym tonem podchodząc do mnie lekko.
- Ale spokojnie! Nie zamierzam Cię skrzywdzić. - Dodała i zaczęła machać ręką nad moją krwawiącą nogą. Rana piekła, najwyraźniej była rozcięta.

- Skąd znasz tą kobietę ze zdjęcia?
gdyby okazało się, że to jej rodzina po zabiciu tamtej kręcono włosej, a do tego tej blondynki mogłabym mieć niezłe problemy.

- To moja była przyjaciółka - zaczęła mówić pociągając nosem. - Ava Brand. -
Dodała a ja starałam się nie skrzywić gdy rana na nodze się sklepiła. Ava Brand powtórzyłam sobie to trzy razy i przypomniałam sobie skąd ją znam. Pojawiła się kiedyś na spotkaniu o czarownicach i pytała o różne dziwne rzeczy.

Wtedy wydawały mi się one tylko dziwne, ale teraz gdy mam doświadczenie za pytanie o techniki szukania czarownic od razu bym strzelała lub kazała aresztować tą kobietę.

- Jesteś ranna, musiał Cię trafić w czasoprzestrzeni... - Westchnęła Vivi i wstała. Od razu byłam gotowa do ucieczki.
- Poczekaj tutaj, przyniosę coś a ty odpoczywaj. - Wcale nie uśmiechało mi się zostanie sam na sam z wiedźmą, a do tego wyjątkowo potężną, ale może miała rację? Ranna i tak nie złapię tej całej Avy. Ułożyłam się więc na sianie i rozejrzałam się, byłyśmy w jakiejś starej szopie. Pewnie obok jej domu.

Gdy wiedźma wróciła niosła ze sobą wino i małe pudełko. Najwyraźniej alkohol traktowała jak wodę, nic dziwnego. Gdybym była czarownicą też nie mogłabym na trzeźwo żyć w tym miejscu.
- Grałaś kiedyś we wróżby? - Spytała uśmiechając się i siadając obok mnie.

- Nie miałam okazji.

- Teraz masz. - klasnęła w dłonie i rozłożyła parę kart na podłodze. Kazała wybrać mi jedną. Spojrzałam na złote karty, każda wyglądała z tej strony identycznie więc wzięłam pierwszą z prawej.

- Hmmm - Odkryła wskazaną przezemnie kartę i pokazała mi ją. Obrazek przedstawiał srebrnego jelenia, który zjadał dwulistną koniczynkę.
- to oznacza, że pod wielkim szczęściem kryje się niebezpieczeństwo i zdrada. -

Spojrzałam podejrzanie na ilustracje. To jakiś cyrk, kawałek papieru nie przewidzi przecież całego mojego życia. Wzięłam kartę tym razem wskazaną przez Vivi i przyjrzałam się jej.

- To chyba złota sowa polująca na mysz. -
Blondynka spojrzała czy napewno jest tak jak mówię i westchnęła.

- Mam tą samą kartę od dzieciństwa! No myślałam, że tym razem będzie inaczej.

Zamrugałam kilkukrotnie czekając aż przedstawi mi znaczenie tej karty, ale blondynce najwyraźniej się nie spieszyło.

- Opowiedz mi o sobie. - Mruknęła dolewając sobie trunku.

WIEDŹMA

Trzy dni później odnalezienie Avy nie sprawiło większego problemu. Ale Vivi okazała się być dużo potężniejsza niż początkowo zakładałam, co oznaczało, że zabicie jej może sprawić więcej problemów niż myślałam.

- dobrze.

Głos ze słuchawki ucichł a ja się rozłączyłam. O wszystkim, co się działo opowiedziałam biskupowi i kazałam wysłać mu głowę Avy.
Duchowny był zaniepokojony tym, że przebywam z obcą czarownicą pod jednym dachem, ale szczerze? Zdążyłam się już przyzwyczaić do jej obecności.

- Atheo patrz co mam!

- Co tym razem? - spojrzałam na towarzyszkę i zaśmiałam się głośno. W ręce trzymała dużą butelkę wina.

- Aby uczcić nasze zwycięstwo nad Avą. -
Wyjaśniła i otworzyła trunek. Nasze?

- Co masz na myśli mówiąc nasze? - spytałam by rozwiać wszystkie wątpliwości. Bo nie było żadnych nas, to była moja praca. Vivi stanowiła tylko chwilową pomoc.

- Ahh, zobaczysz gdy razem wrócimy do kapłana zostaniemy najsilniejszym zespołem w całyym kraju. - przeciągając słowo "całym" położyła dłoń na mojej klatce piersiowej i palcem zataczała małe kółka.

- Tak, może tak będzie.

- Na pewno. - obdarowała mnie uśmiechem i nachyliła się nademną zniżając ton do szeptu. - Bo chyba nie zamierzasz mnie zabić?

Poczułam ciarki gdy nachyliła się nademną, znajdowała się zdecydowanie zbyt blisko.
- Dlaczego miałabym to robić? Pomogłaś mi.

- To prawda, ale ludzie wpadają na różne dziwne pomysły. - rzuciła niedbale i odsunęła się by znowu wypić wina. Wypiła już chyba pół butelki, ale nie zamierzałam jej powstrzymywać.

Przyglądałam się jej zdecydowanie intensywniej i dłużej niż mi się zdawało, bo dziewczyna najwyraźniej poczuła moją uwagę skupioną na sobie.

- Wierzysz w Boga, prawda? - spytała łapiąc ze mną kontakt wzrokowy.
- Słyszałam jak rozmawiałaś z kapłanem. -
Wyjaśniła i westchnęła z cieniem uśmiechu.

- Tak, ty nie?

- Palą nas na stosie Atheo. - Mruknęła a moje imię z jej ust wybrzmiało jakby bardziej poważnie niż zwykle. - Zabijają nas setki jednego dnia. - zbliżyła swoją twarz do mojej i wbiła spojrzenie swoich krystalicznie niebieskich oczu w moje usta.

- Boją się was. - Szepnęłam nie do końca pewna co mam zrobić. Kobieta zwinnie wyciągnęła nóż z mojej kieszeni i położyła go obok.

- To nie my chodzimy uzbrojone.

Otworzyłam usta by coś powiedzieć, ale Vivi miała trochę racji. Faktycznie jeśli spojrzeć na to z tej strony to my wychodziliśmy na morderców. Wiedźmy nie zawsze atakowały pierwsze, ale kościół to ukrywał.

- Wyciągniesz mi jeszcze jedną kartę? Taką, która przewidzi co się zaraz stanie. - spytałam by zmienić temat na jakiś wygodniejszy. Byłam pewna, że te karty są tak wyjątkowe, jak ich właścicielka i mają w sobie chociaż trochę prawdy.

Zdawało mi się przez chwilę, że zobaczyłam w jej oczach cień zawodu, ale sięgnęła po talię i przetasowała karty. Wskazałam na jedną z nich i z lekkim podekscytowaniem czekałam na reakcję kobiety.

Vivi powoli wypuściła powietrze z płuc i ściągnęła brwi. Obróciła kartę tak bym mogła ją zobaczyć.

- To łabę dź?

- Tak. - przeczesała dłonią blond włosy.
- Co Ci przypominają łabędzie? - przeciągnęła się ukazując tym samym idealnie gładką skórę.

- Przeszłość i miłość. - Sapnęłam i skuliłam się przy dotyku Vivi. Jej wzrok powoli przemierzał moje ciało.

- Otóż to. - Mruknęła i złożyła delikatny pocałunek na mojej dłoni. Poczułam dreszcz podniecenia, ale z całych sił starałam się go ignorować, nie wiedziałam czemu tak na mnie wpływała. Zapewnie maczała w tym palce bardziej niż mi się zdawało. Słyszano bowiem nieraz o sytuacjach, gdy wiedźma sprawiła, że wieśniak zupełnie tracił dla niej głowę. Zdarzały się też gorsze przypadki... kiedyś mężczyzna chciał ożenić się z kobietą, która nie istniała a z rozpaczy popełnił samobójstwo parę tygodni później.

- Jesteś pijana.

- Nie wypiłam tak dużo Atheo, wiem co robię. - mruknęła melancholijnie znowu zatapiając się w mojej skórze.

Ciężko było mi ukrywać to, że moja towarzyszka działa na mnie w specjalny sposób. Pobudzała zupełnie moje ciało, nie potrafiłam się obronić przed najniższymi pokusami przed, którymi kapłan tak nas bronił przez te lata.

Poczułam na sobie ciężar znajomego ciała. Ściągnięcie jej białej sukienki nie sprawiło mi większych problemów. Z satysfakcją patrzyłam jak kobieta podróżuje po moim ciele pozostawiając odciski czerwonej szminki. Nie przerywała pocałunków, zajmując się dokładnie szyją, klatką piersiową i brzuchem.

Wplątałam dłoń w jej miękkie włosy zaciągając się zapachem cynamonu i czekolady. - na Boga - sapnęłam wyginając się lekko w łuk. - Jestem blisko - mruknęłam sama w to niedowierzając.
Z każdym uderzeniem serca czułam to bardziej.

Vivi spojrzała na mnie zdezorientowana, zaśmiała się lekko i złożyła soczysty pocałunek na moich ustach. Zaprzestała ruchów, które doprowadziły mnie na granicę i zamiast tego powróciła do pieszczot składając krótkie pocałunki między moimi udami, testowała moją cierpliwość.

Bez pośpiechu obchodziła się z moim napiętym ciałem. Nie kryłam podniecenia, nie chciałam, a nawet jeśli i tak bym nie potrafiła. Zupełnie straciłam kontrolę nad oddechem i trzy ruchy blondynki wystarczyły bym zalała się gorącem.

Zmęczona uspokajałam oddech ogarnęłam wzrokiem nagą kobietę, poczułam narastającą panikę. Wcale nie na myśl, że właśnie zniszczyłam wszystkie granice o jakich uczyłam się przez dwadzieścia lat w klasztorze, tylko dlatego, że na szyi blondynki znajdował się ledwo widoczny tatuaż, dwulistnej koniczynki.

- Atheo, na twoim miejscu bym stąd uciekła.

Spojrzałam w jej oczy nieco zdezorientowana.
- Co?

- Naprawdę nie znasz mojego nazwiska? -
Uśmiechnęła się pobłażliwie, a na jej twarzy pojawił się cień smutku.

- Nie pamiętam go. - Mruknęłam, jej zachowanie było jakieś dziwne. Chryste, mogłam jej słuchać gdy się przedstawiała.

- Jestem Vivi Oue Mordúr, najstarsza córka Kelly Mordúr. Trzy dni temu uciekłam przed ślubem a dzisiaj splamiłaś moją czystość. -

Zaschło mi w gardle. Kelly Mordúr była największą z wszystkich Czarownic, znana była nam jedynie z powieści. Tylko kapłan mógł się równać z tak potężną wiedźmą.

- Już mnie szukają Atheo. Jak znajdą mnie z tobą moja matka zabije nas obie, a Ciebie czeka coś zupełnie gorszego niż palenie na stosie. - Podała mi moją koszulę.

- Powiedziałaś jej, że tu jestem? - Spytałam gdy się ubrałam. W końcu jak inaczej miałaby nas znaleźć? Vivi odwróciła głowę paląc się ze wstydu. Nie na taką odpowiedź liczyłam.

- Jesteś łowcą, gdybym Cię wydała zostałabym pełnoprawną królową, a wczoraj...no wiesz nie wiedziałam, że tej nocy moje serce będzie płonąć z miłości. -

Zaśmiałam się cierpko kręcąc głową. Na co ja liczyłam? Wstałam wkładając nóż do skórzanej torby. Zabrałam głęboki oddech gdy w wyjściu stała wysoka kobieta, z Vivi łączył ją tylko drobny szczegół, który przykuł moją uwagę, przenikliwe niebieskie oczy.

- Przeszkadzam wam? - spytała chropowatym głosem patrząc na mnie jakby już widziała przynajmniej trzynaście sposób jak mnie zabić.

Kurwa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro