Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12.

Od dwóch tygodni nie wychodzę z pokoju. Cały czas myślę o tym co się stało tamtego dnia. Kiedy zamykam oczy widzę jego twarz... Ciepłą twarz. Łzy spływały i nadal spływają mi po twarzy.

Usłyszałam pukanie do drzwi.

-Prosze- powiedziałam cichym głosem.

-Hej! Czemu mi nie otwierałaś wcześniej?- spytałam się Wanda.

-To ty już wcześniej mnie odwiedzałaś?- spytałam bardzo zdziwiona.

-Tak...Za każdym razem nie mi nie otwierałaś- wytłumaczyła, śmiejąc się.

Lekko się uśmiechnęłam i znowu posmutniałam. Wanda przybliżyła moją głowę do jej ramienia. Dała mi się porządnie wypłakać... Tak bardzo się cieszę, że Wanda przy mnie jest (jest dla mnie jak... JAK SIOSTRA). Zawsze mogłam na nią liczyć... NAWET W BARDZO TRUDNYCH CHWILACH. Nie chciałam już tej ciszy i spytałam z ciekawością.

-Wierzysz w to, że nie wychodzę z pokoju już od dwóch tygodni?

-Od miesiąca.

-Jak to od miesiąca?!

-Od jego śmierci minął miesiąc... A ty tyle siedzisz w tym pokoju... MIESIĄC.

-Jeny, straciłam poczucie czasu.

-Zdarza się.

Jestem tu aż miesiąc?! Chyba powinnam zejść na doł do reszty "AvenRodziny". Nie widziałam i już baaardzo długo.

Wanda powiedziała, żebym przyszła do nich jeśli będę miała ochotę. Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się. Wanda przytuliła mnie i wyszła z pokoju. Musiałam coś ze sobą w końcu zrobić. Zwlokłam się z łóżka i poszłam do łazienki pod prysznic. Po moim prysznicu podeszłam do szafy, wzięłam z niej biały T-shirt, jeansowe rurki i szarą, zasuwaną bluzę. Wzięłam gumkę do włosów i zrobiłam sobie szybkiego, ale ładnego koka. Na koniec założyłam białe tenisówki (takie, no wiecie... Po domku :D). Wyszłam z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Zjechałam windą do salonu.Wszyscy siedzieli przy stole i o czymś rozmawiali. Próbowałam się uśmiechać, ale coś mi nie wychodziło. Tony odwrócił się.

-Hej! Nareszcie wyszłaś z pokoju! Wiesz, że zapomniałem już jak wygląda twoja twarz?- mówił Tony.

-(śmiech) Też się cieszę, że z tamtąd wyszłam... Nie wychodziłam z tamtąd, bo nie mogłam... Nie dawałam rady. Ciągle myślę o tym co się wydarzyło- tłumaczyłam w bardzo dziwny sposób.

-Rozumiem... Wiesz, że nie możesz ciągle o tym myśleć. To tylko pogarsza twój stan... Musimy się teraz skupić na uratowaniu ziemi... NO DOBRA, WSZECHŚWIATA!- wytłumaczył mi Tony.

Wiem, że muszę w końcu z tym skończyć. Tylko jak? To nie jest takie proste jak się wydaje. Myśląc nad tym co powiedział Tony, przysiadłam do stołu... Do reszty... Do mojej rodziny. Natasha złapała mnie za dłoń i lekko ją ścisnęła. Widziałam jak łzy spywają jej po policzku. Znała go długo, nie dziwie się że też płacze. Tą potrzebną ciszę przerwał nam alarm na wezwanie. Wszyscy zeszliśmy z krzeseł i biegem skierowaliśmy się do Nick'a. Kiedy drzwi się rozsunęły (tak to były drzwi rozsuwane) widzieliśmy masę ludzi, którzy przygotowywali się do jakiejś walki. Nick odwrócił się w naszą stronę. Miał naprawdę poważną twarz. Poważniejszą niż zawsze. Zaczął do nas podchodzić.

-Avengers. Ciekawicie się pewnie co tu się dzieje. Loki powrócił... I to nie sam. Zjednał sobie wielu naszych przeciwników w tym Ultrona- tłumaczył nam Nick.

-Przecież pokonaliśmy Ultrona!-od razu wystąpił Tony.

-Tak jak Lokiego?- spytał retorycznie Fury.

Tony się już nie odezwał... Ale po chwili znowu zaczął mówić.

-Ciekawie się jak Ultron powrócił...

-Tego nikt nie wie.

-Yhym... Może przestalibyśmy rozmawiać i w końcu ruszylibyśmy na spotkanie z Lokim i resztą jego Klubu?

Thor zaczął się niecierpliwić. Ja z reszta też. Musieliśmy znowu wrócić się na górę po nasze stroje. Nie zajęło nam to dużo czasu (jakieś 10 minut... Dobra dwadzieścia!).

Czekaliśmy na znak od Nick'a. Miał już coś pokazywać palcem, ale wybuch i zerwanie się połowy budynku mu przeszkodziło. Do nas na piętro zaczęło wlatywać mase droidów, robotów czy coś jeszcze.... Pokonaliśmy ich w mgnieniu oka. Wszyscy wyskoczyliśmy z okien. Akurat wylądowaliśmy w trakcie niezłej bijatki z Lokim. Na początku wydawało mi się to proste, lecz się myliłam... Zaczęłam biec w stronę Lokiego. Już miałam go złapać, ale przede mną otworzył się portal, w który wpadłam. Otworzyłam oczy i zauważyłam niesamowite miejsce. Podniosłam głowę, oparłam się rękami o ziemię i wstałam. Zaczęłam się rozglądać.

~Niesamowite miejsce, ale... SKĄD PRZEDE MNĄ WZIĄŁ SIĘ PORTAL?~ pomyślałam.

Ogarnął mnie lekki strach, nawetnie wiem przed czym. Przed sobą znalazłam pewną dróżkę, która prowadziła gdzieś w gąszcz. Nie wiem czy iść tą dróżką czy nie... NO DOBRA, RYZYKUJĘ! A CO MI SZKODZI!...

Byłam już w bardzo gęstym gąszczu. W pewnej chwili przeszedł mnie dreszcz. Odwróciłam się do tyłu. NIC, ZUPEŁNIE NIC ZA MNĄ NIE SZŁO! NASZCZĘŚCIE! Znowu się odwróciłam i przede mną pojawił się mały stworek! Zrobiłam pozę jak do ataku. Maluch chyba się trochę przestraszył bo daleko się odsunął. Ja, uspokoiłam się i zwyczajnie stanęłam. Wolno podchodziłam do maluszka, byłam ciekawa kim jest. On zaczął do mnie podchodzić...

-Spokojnie, nic ci nie zrobię... Jeśli ty mi nic nie zrobisz!

Stworek wzdychał jakby nigdy nic. Strasznie głośno oddychał!

-Kim jesteś?

-Ja jestem Groot!

-Skoro przedstawiłeś mi się bez problemu to ja też się przedstawie. Jestem Letty.

-Ja jestem Groot!

-Widzę, że tylko to narazie potrafisz mówić. Słuchaj Groot, wiesz gdzie może być tu jakieś miejsce gdzie jest CYWILIZACJA? Jeśli tak to mnie tam doprowadź.

Groot kiwnął głową na 'TAK' i wskoczył mi na ramię. Prowadził mnie tu i tam, aż w końcu znaleźliśmy się w miasteczku. Później doprowadził mnie 'chyba' do swojego domu (statku). Był MEGA wielki! Groot zeskoczył z mojego ramienia i powędrował do środka. Przy okazji machnął ręką żebym weszła, ale ja nie czułam się zbytnio pewna. W końcu weszła, lecz niepewnym krokiem. W środku było niesamowicie. Rozglądając się, poczułam lekkie ukłucie. Spojrzałam w bok i koło mnie stał... Szop Pracz? Patrzył na mnie z naprawdę nie miłym wyrazem twarzy. W pewnym momencie rzucił się na mnie i przydusił do metalowej ściany.

-A ty, to kto? Kto cię tu przysłał? MÓW!- dopytywał się mnie. Czułam się jak na przesłuchaniu.

-Nikt mnie nie przysłał! O co ci chodzi, zostałam tu przyprowadzona przez tego malucha!- wyjaśniałam się tak jak mogłam.

-Nie wierze ci! MÓW PRAWDĘ! Bo inaczej...- szop chciał dokończyć, ale pewna zielona kobietamu przeszkodziła.

-Rocket (tak chyba miał na imię... No nie?)! Zostaw ją w spokoju!- krzyknęła

Szop, czyli Ratchet puścił mnie i odszedł do tyłu. Zaczęłam dotykać się po szyi. Musiałam sprawdzić czy nie mam żadnej rany lub coś gorszego. Zielona kobieta zaczęła przepraszać za Ratchet'a i kazała mi do niej podejść. Spojrzałam na szopa, on na mnie. Wrednie się do niego uśmiechnęłam. Podeszłam do tajemniczej dla mnie kobiety. Uśmiechnęła się do mnie.

-Co cie tu sprowadza? Chyba nie jesteś stąd...?- spytała.

-Tak jakby to powiedzieć... Trafiłam tu przez portal, który otworzył się w trakcie walki. Przez przypadek wskoczyłam do tego portalu i znalazłam się tutaj- chciałam wytłumaczyć to jak najkrócej.

-Aaa jak trafiłaś tutaj, do naszej bazy?- znowu zapytała.

-Tutaj doprowadził mnie ten maluch Groot- odpowiedziałam spokojnym głosem.

Podeszła bliżej z wystawioną ręką na powitanie.

-Gamora, a ty?

-Letty.

-Takie zwykłe imię? Skąd jesteś?

-Z Ziemi. Z Nowego Yorku.

-Ciekawie.

Patrzyłyśmy się na siebie... Długo. Było trochę niezręcznie... TAAAAAAAKKK. Pięć minut później Gamora zaproponowała mi oprowadzkę po statku.

NO! Zostało nam jeszcze jedno pomieszczenie. Weszłyśmy do sali. Gamora powiedziała, że teraz mogę robić co chce. Skorzystałam z tej okazji i zabrałam się za patrzenie różnych cudeniek (maszyn itd.). Byłam bardzo zafascynowana tym wszystkim. Natknęłam się na pewną tarczę. Patrząc na nią, przypomniał mi się Steve. Przypomniało mi się to jak podtrzymywałam jego głowę, a prawą rękę położyłam na jego torsie. Mówiłam do niego, płakałam nad nim... Wtedy zaczął padać deszcz. I wszystko się skończyło.

Spóściłam wzrok na dół. Zaczęłam iść dalej i weszłam w 'coś' wysokiego. To 'coś' to raczej 'ktoś'. Spojrzałam w górę i zobaczyłam twarz. Umięśniony blondyn (nie wiem jaki kolor włosów miał) podniósł brwi w górę i... WPATRYWAŁ SIĘ WE MNIE. Cofnęłam się do tyłu przestraszona. Nie wiedziałam co powiedzieć tylko się patrzyłam.

-P-Przepraszam. Zapatrzyłam się- jąkałam się jak nie wiem!

-A może zrobiłaś to specjalnie?- blondyn zadał pytanie retoryczne.

-HAHA, bardzo śmieszne- przyłączyła się Gamora.

-Oj, Gam wiesz przecież, że żartuje. Wyluzuj- zaczął mięśniak.

-Letty, poznaj Star Lorda. Mojego, znaczy naszego kapitana- powiedziała Gamora, zauroczonym głosem.

-Miło poznać- odpowiedziałam dziwnym tonem.

Wszyscy fajnie rozmawialiśmy i tak dalej. W pewnym momencie spojrzałam w dół i przypomniałam sobie co właśnie w tym momencie dzieje się z Nowym Yorkiem. Podniosłam głowę i zaczęłam mówić.

- Star Lordzie. Gamoro. Chciałabym was poprosić o pomoc. Muszę wrócić do domu. Na Ziemię, do Nowego Yorku. Tam gdzie teraz powinnam być. Wiem, że psuję tą miłą atmosferę, ale zależy mi na czasie i... W OGÓLE.

-No cóż! Szkoda, że tak krótko się znamy. W końcu to spotkanie musi się skończyć.

-Taaaa. To co, pomoglibyście?

-Jasne.

Wszyscy zbiegliśmy się na dół do pracowni. Był tam wielki łuk z różnymi kablami, sznurkami i innymi małymi przewodami. Ratchet nie pewnie powiedział mi, że ta maszyna czyli ten portal pomoże mi wrócić do domu. Uśmiechnęłam i cmoknęłam go w czoło. Ratchet nic nie mówił tylko oczy zrobił wielkie. Podeszłam naprawiać jeszcze kilka przewodów i usłyszałam ciche 'DZIĘKUJĘ'. Zaczęłam się śmiać pod noskiem. To takie urocze!

Po skończeniu mojej pracy nad przewodami stanęłam przed portalem by sprawdzić czy wszystko jest dobrze. Gamora podeszła do mnie i złapała za ramię. Star Lord nacisnął na przycisk, a portal zaczął się świecić na niebiesko. Był otwarty. Odwróciłam się do tyłu by ostatni raz zobaczyć moich nowych znajomych. Poczułam jak ktoś ciągnie mnie za koniec spodni. Groot. Za nim będę chyba najbardziej tęsknić. Kucnęłam. Groot wyciągnął moją rękę i podarował mi mały, liściasty kryształek. Ścisnęłam rękę, wstałam i podeszłam bliżej portalu. Wskoczyłam.

Otworzyłam oczy i zobaczyłam Nowy York... Z GÓRY? Z LOTU PTAKA?! Po chwili ogarnęło mnie, że spadam. CZEMU TEN PORTAL OTWORZYŁ SIĘ NAD MIASTEM A NIE W MIEŚCIE?! Nic nie mogłam zrobić więc po prostu spadałam. Nagle pomyślałam, że mogę przecież zrobić barierę ochronną. Wtedy nic mi się nie stanie. Wystawiłam ręce do przodu, przekierowałam je w boki i utworzyłam bańkę ochronną. Ze spokojem mogłam sobie spadać. Byłam już blisko ziemi. Zamknęłam oczy i wylądowałam z hukiem na ulicę całą w gruzach. Wszystko było zniszczone. Całe miasto. Z tyłu słyszałam lądowanie maszyny, a raczej Iron Man'a.

-Letty gdzie byłaś?! W pewnym momencie nam zniknęłaś!- odezwała się Natasha.

-Była na innej planecie. Wróciła tutaj dzięki Star Lordowi- po chwili odezwała się Wanda (nic nie musiałam mówić bo przeczytała mi w myślach...).

-Taak...- dodałam po cichu.

Zaczęliśmy się śmiać i po kilku sekundach poszliśmy sprawdzić czy z mieszkańcami Nowego Yorku wszystko jest OK. Niektórych musieliśmy opatrzeć a innych nawet zabrać do szpitala. Później musieliśmy pomóc wszystkim wynieść się z tego miejsca. Gdy pomagałam jednej dziewczynce opatrzyć nogę, podszedł do mnie Tony. Przywitał się i usiadł koło nas. Paatrzył na to co robię. Trochę mnie to krępowało... HEH. Noga dziewczynki była już opatrzona więc młoda mogła pójść już do mamy.

-Kiedy przeniesiemy się innej siedziby, będę chciał z tobą porozmawiać- powiedział Tony bardzo poważnym głosem.

-No dobrze... A o czym tak właściwie jeśli mogę zapytać?- chciałam się dowiedzieć o co chodzi, ale...

-Wolę teraz o tym nie mówić, później się dowiesz- Tony skończył i odszedł sobie.

-Hej, co się stało?- spytała Natasha bo akurat przechodziła koło mnie.

-Sama nie wiem. Tony po prostu przyszedł do mnie i powiedział, że będzie chciał ze mną porozmawiać, ale nawet nie wiem o czym- wytłumaczyłam.

-Ahaa... Rozumiem- odpowiedziała nie pewnym głosem.

Natasha była ciutke podejrzliwa. Sama chciała wiedzieć o co chodzi.

Idąc z Natashą pomyślałam, że zapytam Wandę o co chodzi. W końcu czyta w myślach. Mieliśmy wsiąść do prywatnego samolotu Nick'a. Akurat był blisko, na wyciągnięcie ręki. Każdy siadł po kolei. Tony przesunął się, by mnie przepuścić. Oczywiście stanęłam. Chwile popatrzyłam się na Starka i wsiadłam do samolotu. Siadłam koło Wandy. Chciałam w końcu spytać ją o co chodzi. Mam nadzieję, że dostanę odpowiedzi.

-Wanda, mam do ciebie prośbę- spojrzałam na nią i oznajmiłam.

-Wiem już o co ci chodzi. Przepraszam, że to powiem ale nie mogę... Nie mogę tego powiedzieć w tej chwili- powiedziała stanowczym głosem.

-Rozumiem...- dodałam od razu po niej.

No nic... Trudno. Spóściłam wzrok na dół. Strasznie źle się poczułam. Mocno oparłam się o oparcie i zamknęłam oczy. Aż syczałam z bólu. Nagle zaczęła boleć mnie dłoń. Odwróciłam ją i zobaczyłam lecącą krew. Wanda to zauważyła i zawołała Bruce'a.

-Co ci jest? Co się stało z twoją dłonią?

-Nie wiem, ale strasznie boli.

-Kiedy dolecimy do nowej siedziby będę musiał to uważnie zbadać. Narazie założę ci opatrunek.

-Dziękuję.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro