*9*
First przyjrzał się butelce napoju, czytając jego skład. Jedna nazwa brzmiała wyjątkowo zabawnie, więc przeczytał ją na głos mając nadzieję, że Khaotung mu to wyjaśni.
– Co to za cholerstwo?
– Wiesz co? Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć, ważne, że nie muszę tego pić.
Patrząc na Khaotunga i jego dziwne miny, First nie mógł powstrzymać wybuchu śmiechu.
– A ciebie co tak bawi? – Zapytał Tung odbierając butelkę z napojem z rąk mężczyzny i samemu zaczynając czytać skład. – Czyżby dodali coś trującego, co ci poszkodziło na mózg?
– Eeee, mózg? To ja mam mózg?
– Ogarnij się, First! To nie jest śmieszne! – Kierowca próbował uciszyć swojego nowego przyjaciela, lecz im bardziej się starał go uspokoić, tym bardziej sam nabierał ochoty, by się roześmiać, mimo że przecież First nie powiedział nic śmiesznego, raczej zabrzmiało to głupio, na tyle głupio, że było aż żałosne i być może przez to właśnie im obu wydawało się takie zabawne.
Albo po prostu wypili za dużo alkoholu jak na jeden dzień.
Tung był pewien, że to właśnie ta ostatnia możliwość była tą prawidłową.
Khaotung rzucił książką, która przeleciała przez cały pokój i wylądowała nieopodal metalowego kosza na śmieci. First spojrzał na niego pytającym wzrokiem.
– A tobie co?
– Grrrr! – Warknął tylko Khaotung, wciąż zdenerwowany tym, co przeczytał.
– Pytam poważnie: dobrze się czujesz?
– Wyśmienicie! – Wykrzyknął nieco zbyt szybko i zbyt nerwowo Kao, by First mógł w to uwierzyć.
– A mogę wiedzieć, co cię tak wkurzyło?
– Te brednie! Owszem, Lewis jest super i w ogóle, to był mój największy idol i powód, dla którego też chciałem się dostać do Formuły 1, ale tą książkę chyba napisał jakiś jego fanboy. Uwierz mi, nawet Lewis Hamilton nie jest takim ideałem, jak go próbują przedstawiać.
– Serio?
– No. Zrozumiesz, jak go spotkasz osobiście. To wariat, ale w takim dobrym znaczeniu tego słowa, chociaż potrafi się wkurzyć, potrafi każdemu powiedzieć kilka przykrych słów, mimo że zazwyczaj stara się być miły. I wbrew pozorom, Lewis czasem też daje się ponieść emocjom. No i lubi robić wszystkim na przekór. Często też jeśli ktoś mu powie, że czegoś nie da się zrobić, to on właśnie to zrobi tylko po to, by udowodnić, że się da. Jest świetnym idolem i autorytetem, ale ma kilka sekretów, o których nie mówi się głośno. W dodatku czasem zbyt łatwo panikuje, ale to chyba już zauważyłeś, oglądając wyścigi i słuchając radia zespołowego. Jak widzisz, nie ma ludzi doskonałych, są za to ci, którzy ciężko pracują i starają się poprawić oraz tacy, którzy robią wszystko, aby im przeszkodzić.
– A Verstappen? Naprawdę jest taki okropny i chamski? Jak wtedy, kiedy nie chciał przepuścić Checo, żeby ten zdobył więcej punktów?
– Nie, to też kolejna rzecz wyolbrzymiona przez prasę i jego hejterów. Max to miły gość, w ogóle obecnie chyba wszyscy kierowcy są w porządku. Wiadomo, niektórzy z nas mają lepszy kontakt z dziennikarzami i fanami, to i sponsorzy ich bardziej lubią, ale to nic niezwykłego.
– Brzmisz, jakby ciebie nie lubili.
– Bo nie lubią. W tym sporcie nienawidzi się gejów. Ale o tym też nie wolno mi mówić głośno.
– Przecież ja nikomu nie powiem. No, może poza Fourth'em.
– Fourth'em? Kto to?
– To mój młodszy brat, jest w porządku, możesz mu zaufać, często wyciągał mnie z kłopotów. Odwiedzi mnie dzisiaj.
– Super, fajnie będzie poznać młodszego brata mojego fana – Zaśmiał się Khaotung i wstał z łóżka, by podejść do regału z książkami i wybrać dla siebie inną. – Masz tu cokolwiek poza książkami dotyczącymi motosportu?
– Eeee... – First popatrzył na niego bezradnie w wyraźnie głupkowatą miną, co wywołało kolejny napad śmiechu u Khaotunga. Przy Firscie śmiał się naprawdę dużo i szczerze. Tu nie musiał wymuszać uśmiechu, przy tym szalonym nieco chłopaku czuł się bardzo swobodnie i nic dziwnego, że nie chciał się z nim rozstawać.
– No tak, po co w ogóle pytałem? To jasne, że tylko to tu masz. W takim razie chyba pora, żebym zabrał cię na zakupy.
– Eeem...? Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł.
– Czemu? Będziesz miał coś, co będziesz mógł zabrać ze sobą do Włoch. Poza tym uważam, że powinieneś wzbogacić nieco swój świat o dodatkowe lektury niedotyczące mojego świata.
– Nie o to chodzi. Boję się, że ktoś może cię rozpoznać. Nie chcę, żebyś wpadł w tarapaty – Wyjaśnił First, przypadkowo zrzucając na podłogę talię kart z podobiznami kierowców Formuły 1, które rozsypały się, tworząc coś, co Khaotung zabawnie nazwał entropią. First nie miał pojęcia, co to za badziewie ta entropia, jednak w ustach kierowcy F1 wszystko brzmiało jak przyjemna muzyka.
– Nie martw się, mogę zrobić sobie makijaż i nikt mnie nie pozna. Mam ze sobą swoją magiczną walizeczkę – I rzeczywiście Khaotung wyjął z plecaka coś, co wyglądało na małą, prostokątną, aluminiową walizeczkę, którą postawił na biurku i otworzył. Oczom obojga ukazały się najróżniejsze kosmetyki począwszy od szminek i błyszczyków do ust, przez podkłady, rozjaśniacze, korektory aż po płyn do demakijażu i lakiery do paznokci.
– Jak ty to wszystko upchnąłeś w tak małej przestrzeni?
– Magia – Uśmiechnął się z dumą Khaotung, świetnie się bawiąc kosztem zaszokowanego Firsta, który brał do ręki każdy kosmetyk i przyglądał się im uważnie. Nie mógł otwarcie przyznać, że to faktycznie było magiczne pudełko, które z zewnątrz wyglądało na małe i lekkie, a w rzeczywistości jego wnętrze było pakowne i przestronne. Mógł je zabierać wszędzie. Był to jeden z wielu wynalazków Magicznych, z których Khaotung uwielbiał korzystać.
Kilka minut później obaj bawili się doskonale malując szminkami rysunki na swoich twarzach. First użył przeraźliwie czerwonej pomadki, by domalować Khaotungowi po trzy urocze kocie wąsy na obu policzkach oraz gwiazdkę na czole, a Khao stworzył niezbyt równe serduszka obok kącików oczu Firsta a ponadto jedno większe na jego brodzie. Równocześnie spojrzeli na swoje odbicia w lustrze i parsknęli niekontrolowanym śmiechem. Khao zaklaskał w dłonie, a First zwrócił mu uwagę na to, że prawdopodobnie w ten sposób tylko jeszcze bardziej zwracają na siebie uwagę.
– Och, masz rację, trzeba to zmyć – Przyznał Khao i sięgnął po waciki oraz płyn do zmywania makijażu. – Proponuję, żebyśmy zmyli sobie wzajemnie, będzie ciekawiej.
– Próbujesz tworzyć słodką chwilę?
– A jeśli nawet, to coś w tym złego?
– Nie, ale czy mógłbym najpierw zrobić nam na pamiątkę wspólne zdjęcie? – Zapytał First wyraźnie niepewnym, cichym głosem, jakby obawiał się, że prosi o zbyt dużo, że przekracza jakąś granicę, której nie powinien był przekraczać. Nade wszystko nie chciał zdenerwować ani urazić Khaotunga.
– Jasne, to bardzo dobry pomysł – Pochwalił go Khaotung i wyjął z kieszeni telefon, odblokowując go i ustawiając funkcję aparatu. First ustawił się bardzo blisko niego, a Kao objął go ramieniem. Uśmiechnęli się do obiektywu, a gdy Kao wykonał już dwa zdjęcia, First przestał patrzeć na ekran i skupił się na podziwianiu z bliska twarzy kierowcy F1. Musiał przyznać, że w Thanawacie było coś, co nadawało jego całej postaci aury tajemniczości, otaczała go woń zagadki, którą Kanaphan pragnął rozwiązać. Miał niejasne przeczucie, że Formuła 1 jest dla Khaotunga tylko przykrywką, że chodzi o coś więcej, lecz nie wiedział o co.
Khaotung zmierzwił mu włosy, wyrywając go z zadumy.
– Co? – Spytał głupio.
– Nie, nic. Dobra, koniec tych wygłupów, zróbmy sobie jakiś porządny make up i chodźmy na zakupy, muszę ci zaprezentować kilka bardzo ważnych książek, które powinieneś przeczytać i które mnie samemu bardzo pomagają. Oczywiście mógłbym ci pożyczyć moje egzemplarze, ale te są po angielsku, a sądzę, że tajska wersja lepiej przypadnie ci do gustu.
Już wkrótce opuścili budynek ubrani w typowe dla Firsta ciemne ubrania. Kanaphan osobiście zabrał się za tworzenie makijażu u Khaotunga i teraz obaj spacerowali przez miasto z identycznymi czarnymi liniami eyelinera wokół oczu, drobnymi piegami wokół nosa i na nim.
– Chyba jeszcze bardziej rzucamy się w oczy – Khaotung skomentował ich przebrania, gdy mijali jakąś starszą kobietę, która patrzyła na nich pełnym pogardy wzrokiem.
– Może się nas boją. Nie przejmuj się tym, jak dla mnie wyglądasz wystrzałowo.
– Dzięki. Ty również jesteś bardzo seksi. Tak bardzo, że aż mam ochotę zamknąć cię w moim pokoju i nigdzie nie wypuszczać, żeby nikt mi cię nie zabrał.
– Czy ty ze mną flirtujesz?
– A ty ze mną? – Odpowiedział pytaniem na pytanie Khaotung, puszczając mu oczko. First zaśmiał się. Przy tym dziwnym nowym przyjacielu dopiero zaczynał czuć, że żyje. Jeszcze nigdy nie śmiał się tak dużo, jeszcze nigdy nie czuł się tak dobrze, zupełnie zapominając o swoich zmartwieniach. Khao wniósł kolory do jego smutnego, bezbarwnego życia, wypełnionego szarością i depresją oraz smutnymi wspomnieniami, był kimś, kto wierzył w niego i lubił go takim, jaki był. Przy nim nie musiał zakładać maski, udawać kogoś innego, mógł być w pełni sobą.
* * *
Ostatecznie, po godzinie poszukiwań, Khaotung zawołał Firsta i podszedł do kasy, trzymając na ramionach cały stos książek, wśród których Kanaphan dostrzegł takie tytuły jak: „Mały Książę", „Opowieść Wigilijna", „1984" czy „Krótka Historia Czasu". Khao wypatrzył nawet słownik tajsko-włoski i włosko-angielski. Były to publikacje tak zróżnicowane, że First na sam widok tego zbioru zaśmiał się, powodując u Khaotunga chęć wytłumaczenia się.
– To książki, które bardzo wpłynęły na mnie samego, jestem ciekaw twojej opinii, gdy już je przeczytasz.
– To słowniki się czyta? Myślałem, że tylko się z nich korzysta.
– Głupek.
Khaotung zapłacił za wszystkie egzemplarze, wrzucając je do plecaka oraz do torby przewieszonej przez ramię przyjaciela.
– Ok, ok, przeczytam – Zgodził się First. – Co masz dalej w planach na dzisiaj?
– Co powiesz na wizytę w zoo?
– Eeee?
Widząc jego niezdecydowanie, Khao złapał go za rękę i pociągnął za sobą. Nie przejmował się zupełnie ludźmi, którzy przyglądali się im ciekawie ani tym, że First zdawał się nie przepadać za zbyt tłocznymi miejscami, a za takie uważał zoo.
– Znowu mnie gdzieś ciągniesz.
– Oczywiście, jesteś teraz moim przyjacielem, a ja zawsze marzyłem, żeby wybrać się z przyjacielem do zoo.
– Ale przecież ty i Charles byliście w zoo? Czy coś pomieszałem?
– Charles był – Westchnął Khao. – Mnie nawet nie zapytali, czy chcę iść. Jestem dla nich tylko Tajem, Charles jest im bliższy. Ale to nie ma znaczenia, bo obaj pracujemy równie ciężko i dlatego chciałbym, żeby chociaż raz się udało. Tyle że Charles ma kontrakt, ja nie, więc to dla mnie ostatnia szansa.
W jego słowach było tyle goryczy i smutku, że First nabrał ochoty, by go przytulić i pocieszyć, sprawić, by wszelkie jego zmartwienia zniknęły i zostały zastąpione czymś bardziej pozytywnym. Khaotung wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać. Firsta tylko trochę zaskoczyło to, jak szybko potrafił się zmienić jego nastrój. Gwałtownie przeskakiwał od szczerej radości i śmiechu do ponurej zadumy i smutku.
– Wiesz co? Zanim pójdziemy do zoo, myślę, że powinniśmy się gdzieś zatrzymać i odpocząć. Dźwigasz na swoich barkach ogromny ciężar od wielu lat, nie dziwię się, że masz dosyć.
Dla Khaotunga ta wypowiedź oznaczała jedno: tylko druga równie zraniona, zniszczona i podeptana dusza jest w stanie zrozumieć inną tak samo mocno cierpiącą duszę i jej właściciel aktualnie tulił go do siebie. Thanawat dał się poprowadzić Firstowi do jego ulubionej, niezbyt zatłoczonej pizzerii, gdzie obaj zamówili dwie różne pizze. To Fourth pokazał ją bratu, podpowiadając, że to jedno z bardziej ulubionych miejsc NuNew'a. Zanim potrawy zostały im podane, mieli nieco czasu, aby przedyskutować kilka kwestii. First nie zamierzał odpuszczać. Chciał, żeby Khao o wszystkim mu powiedział, by zrzucił ze swojego serca ten ciężar, dzieląc się tym z nim.
– Zawsze łatwiej jest nieść swoje życiowe ciężary, gdy się nimi z kimś podzielimy – Zauważył słusznie, a Khaotung pokiwał z uznaniem głową.
– Masz rację, chociaż nigdy nie myślałem, że taki z ciebie filozof.
– Znasz mnie dopiero kilka dni.
– O, to też prawda. Ale mimo wszystko zaskoczyłeś mnie.
– W pozytywnym czy w negatywnym sensie?
– W bardzo pozytywnym. Chociaż jest mi trochę smutno, ponieważ wolałbym, żebyś nie rozumiał mnie aż tak dobrze, bo to oznacza, że twoje życie było ciężkie.
– Nie było najgorzej, ciągle uważam samego siebie za szczęściarza.
– Szczęściarz z depresją?
– Yhm. To skomplikowane – First wyraźnie się zawahał. Jasne, coś sprawiało, że mówił temu prawie nieznajomemu o wszystkim bardzo swobodnie, jakby znali się od lat i nie było pomiędzy nimi bariery w postaci różnicy klas społecznych, First był tylko chłopakiem, który ze względu na swój stan zdrowia musiał przerwać studia i nigdy ich nie dokończył, więc Khaotunga uważał za człowieka sukcesu, któremu trochę zazdrościł, zdając sobie jednak sprawę z tego, że Khao sam na wszystko zapracował, nie dostał niczego za darmo, tak jak i on startował od zera i to był jeden z powodów, dla których czuł się jeszcze gorzej: porównywał swoje życie do innych i odnosił wrażenie, że przegrał, że zmarnował każdą okazję, jaką miał. Kilkukrotnie próbował się gdzieś zatrudnić, ale wszędzie mu odmawiano. Bolało go to. Wiedział, że odniósł porażkę i dlatego tak bardzo usiłował zakończyć własne życie, które wydawało mu się pasmem nieszczęść.
– Zróbmy tak: ty powiesz mi o sobie, a ja tobie o sobie. Co ty na to?
– Ok, niech ci będzie. W sumie... Najwyżej stracę kolejnego przyjaciela, chyba już się do tego przyzwyczaiłem.
First czuł, że być może za bardzo dramatyzuje. Tyle już razy słyszał, że przesadza, że przecież nie ma tak źle i nie ma powodu, by mieć depresję.
– Wiele osób uważa, że jestem szczęściarzem: nie muszę pracować, rodzice co miesiąc przelewają mi na konto pieniądze, mam własne mieszkanie, w którym mogę robić, co chcę, mam swobodę i wolność, ale... wcale nie czuję się szczęśliwy. Prawdę mówiąc, jestem tam cholernie samotny. Mam brata, który mnie wspiera i to jest w zasadzie jedyna osoba, która mnie rozumie. Jego rodzice nie wykopali z domu, bo jeszcze nie wiedzą, że też jest gejem, ale gdyby się dowiedzieli... Poradziłem mu, żeby im nie mówił, wiem, że to dla niego trudne, ale nie chcę, by nim gardzili tak, jak gardzą mną. Kiedyś miałem przyjaciół, ale okazało się, że przyjaźnili się ze mną dla pieniędzy i wpływów moich rodziców, ja nic ich nie obchodziłem. Walczyłem, starałem się, ale kiedy dowiadywano się o moim braku wykształcenia oraz doświadczenia, nikt nie chciał dać mi szansy, zrozumiałem, że to ja zawaliłem, sam jestem sobie winien, trzeba było się lepiej uczyć, trzeba było zrobić więcej. Nikt nie wie, przez co przeszedłem, już dawno doszedłem do wniosku, że nikt mnie nie zrozumie i przestałem szukać towarzystwa. Gdybyś nie pojawił się na mojej drodze...
– First... Przyjacielu, nie możesz oceniać siebie tak nisko z powodu tego, jak inni na ciebie patrzą. Dla mnie ważne są twoje intencje. Znam cię już trochę, chociaż wydaje ci się, że to za krótko, ale uwierz mi, to wystarczy, by zobaczyć twoje dobre serce, to, że troszczysz się o innych, przez co sam często kończysz zraniony. Wymagasz od siebie bardzo dużo, ponieważ nie chcesz rozczarować tych, których kochasz. Pozwól mi powiedzieć jeszcze coś: jeśli ktoś cię naprawdę kocha, to jego wymagania wobec ciebie będą koncentrowały się wokół tego, abyś to ty był szczęśliwy. Być może dla ciebie to za wcześnie na takie deklaracje, ale pozwól nam obojgu być dla siebie wzajemnie szczęśliwą przyszłością, skoro przeszłość nas nie oszczędzała.
Khaotung nie oczekiwał pozytywnej odpowiedzi, był przygotowany na to, że First mu odmówi. To było tak, jakby już na tak wczesnym etapie ich znajomości prosił go o to, by został jego chłopakiem. Być może pominął kilka kroków, lecz to, co było dla niego ważne, to to, jak spokojny i szczęśliwy czuł się w jego towarzystwie. Mógł być szalony i głupkowaty do woli, a First zareagowałby jedynie rozbawionym śmiechem, co działało jak leczniczy balsam na jego poranione serce spragnione prawdziwej i szczerej miłości, stęsknione za sprawiedliwym i uczciwym traktowaniem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro