*5*
New nie przewidział jednego: potężnej ulewy, która przemoczyła ich obu do suchej nitki. Gdy dotarli do pokoju Nu, w którym znajdowało się tajne przejście, byli tak mokrzy, że potrzebowali się wysuszyć i zmienić ubrania na inne. Gem rozglądał się ciekawie po pokoju muzyka, który robił na nim piorunujące wrażenie. Podobało mu się wszystko, od idealnie dopasowanych białych mebli, przez włochaty, łososiowy dywan, akwamarynowy żyrandol na samym środku sufitu i klosze na lampkach nocnych w tym samym odcieniu aż po seledynowe ściany. W kącie stał zestaw instrumentów składający się z perkusji, gitary basowej, keybordu oraz wzmacniaczy, a wszystko w najróżniejszych odcieniach zieleni. Na parapecie okna dostrzegł dwa różowe storczyki w białych donicach, tuż obok których dało się zauważyć w ozdobnej ramce umieszczone zdjęcie... szefa Rycerzy Światła, Zee, którego Gemini znał z opowiadań braci. Zaskoczyło go to tylko trochę, gdyż pamiętał, że zarówno Phu jak i Dunk nie mieli dobrej opinii o dyrektorze, podobno był bardzo chłodny w stosunkach z ludźmi, bywał wredny i arogancki, a jego podwładni po prostu się go bali. Po co więc NuNew miałby trzymać jego zdjęcie w swoim pokoju i to w dodatku w ramce, na której wyrzeźbione zostały maleńkie gwiazdki i serduszka.
„Czyżby szef miał tajemnicę, o której nie wiedzą moi bracia? Jak im powiem, to pewnie będą zbierać szczęki z podłogi! Ach, już się nie mogę doczekać, kiedy zobaczę ich miny! Uważają Zee za jakiegoś potwora!" – Pomyślał Gem i zaprzestał rozglądania się wokół. Gem, może przez to, że spędzał tak dużo czasu z Rose, stał się kimś w rodzaju shippera. Samego siebie już shippował z tamtym tajemniczym chłopcem, a teraz zdobył powód do tego, by shippować NuNew'a z Zee. Wyobraził sobie ich razem i uśmiechnął się. Wiedział, że to byłaby piękna i posiadająca ogromną władzę para.
New podał Gemini'iemu fioletowy ręcznik, jeden z wielu w jego kolekcji. Gem natychmiast wziął się za osuszanie swoich włosów, a jego nowy znajomy przeszedł kilka kroków, by wybrać z szafy suche ciuchy. Przyjrzał się uważnie swoim ubraniom i wreszcie ściągnął z wieszaka neonowożółty podkoszulek z nadrukiem ukazującym białego orła ze złotą koroną na głowie zwróconej w prawo z rozwiniętymi skrzydłami oraz ze złotym dziobem i szponami, podając go chłopakowi. Ten uśmiechnął się z wdzięcznością i zamienił swoją przemoczoną szarą koszulkę na tą podaną mu przez New. Gem był pewien, że gdzieś już widział identycznego orła, lecz nie mógł sobie przypomnieć, gdzie. NuNew obrzucił go krytycznym spojrzeniem.
– Nie, żółty to chyba nie jest twój kolor – Pokręcił głową z niezadowoleniem.
– Nie szkodzi, kolor nie jest aż tak ważny, przynajmniej jest sucha.
– Jestem artystą, nong Gemini i jako artysta lubię, gdy wszystko ma swój ład i porządek, ta żółć sprawia, że twoja cera wydaje się jeszcze bardziej blada. Uważam, że odcień liliowy będzie ci bardziej odpowiadał.
– D-dobrze – Zgodził się Gemini, trochę się jąkając.
New podłączył suszarkę i po tym, jak zajął się włosami Gemini'iego, osuszył także swoje i przebrał się w tęczową koszulkę na krótki rękaw, na której na tle z plam przypominających kolorowe kleksy na obrazie widniał napis: „Love always WINS, because LOVE is the strongest SPELL". Do tego dobrał spodnie z prawą nogawką w kolorze morelowym, a lewą w odcieniu lazurowym, co wyglądało dość zabawnie. Na lewym nadgarstku zapiął czarną szeroką bransoletkę z przypominającymi metalowe kolcami. Gem przyglądał się poczynaniom swojego nowego znajomego i zamyślił się.
Mimo że domyślał się istnienia tego świata, a rodzice od czasu do czasu opowiadali mu różne historie, aż do tej pory sądził, że ten świat nigdy nie będzie należał do niego, że znajdował się za jakąś bramą, nieprzekraczalną barierą, która była poza jego zasięgiem. Kiedy był młodszy, czasem marzył o tym, że zostanie jednym z Rycerzy Światła, elitarnego klubu, który miał za zadanie przemierzać wszechświat i pilnować pokoju i porządku w nim, jednakże gdy skończył 18 lat, a jego matka wciąż jeszcze nie zabrała go do Instytutu, stracił wszelką nadzieję. Mógł tylko podziwiać swojego brata, Phuwina, który ćwiczył dzień w dzień nowe triki, uczył się historii wszechświata, poznawał informacje na temat istot magicznych, niemagicznych oraz demonów i wręcz promieniał szczęściem, gdy mama przy wieczornych kolacjach wypytywała go o jego treningi. Dunk, najstarszy z nich, został wezwany na szkolenie do Instytutu jeszcze zanim skończył 16 lat i teraz cała rodzina uznawała go za profesjonalistę ze sporym doświadczeniem. Dunk nie jeden raz wyruszał na misje zlecone mu przez szefa wydziału, Zee Pruka Panicha, Phuwin wciąż miał przed sobą sporo nauki, ale podobno radził sobie świetnie.
Gem przestał wierzyć, że też jest hybrydą.
– Prędzej jest charłakiem niż hybrydą – Wciąż słyszał w swojej głowie pełen pogardy głos cioci Rim.
Ciocia Rim była siostrą jego matki, lecz różniła się od niej we wszystkim i dla podkreślenia tych różnic nawet przefarbowała włosy na blond. Ciocia Rim była nauczycielką tajskiego w szkole, która mieściła się niecałe 300 metrów od jej domu. Gem i Phuwin nigdy jej nie lubili.
– Mam co do niej złe przeczucia – Zwykł mawiać Phuwin po każdej jej wizycie, lecz nie umiał nigdy tego uzasadnić. Gemini się z nim zgadzał, ale gdy powiedzieli o tym matce, wyśmiała ich.
– Oj chłopcy, co też wam po głowie chodzi? Ciocia Rim może i bywa trochę oschła, ale to pewnie dlatego, że sama należy do charłaków.
– Ciocia Rim?
– Tak. Ciocia Rim długo nie mogła pogodzić się z tym, jaka jest, ale mimo to wciąż kocha nasz świat, bardzo dużo o nim wie i stara się nam pomóc go chronić. Myślę, chłopcy, że oglądacie za dużo seriali. Gdybyście tak skupili się na nauce, osiągnęlibyście znacznie więcej. I nie denerwujcie mnie więcej takimi insynuacjami. Ciocia Rim nie jest złą osobą, jest po prostu nieszczęśliwa.
Chłopcom jakoś trudno było w to uwierzyć, lecz nie chcąc wszczynać kłótni z matką, postanowili więcej jej o tym nie wspominać. Phuwin obiecał Gemini'iemu, że przejrzy dostępne w Instytucie dokumenty w nadziei, że czegoś się stamtąd dowie, jednak na razie nie miał ku temu okazji.
Gemini bardzo się ucieszył, gdy New poinformował go, że według jakiegoś ich prawa tego dnia również i on zyskał prawo do odwiedzania ich oddziału. Wiedział dość sporo o świecie Magicznych, głównie to, o czym opowiadali mama, Dunk lub Phuwin, jednak nie miał pojęcia, że zarówno New jak i Khaotung, ten znany kierowca Formuły 1, także są częścią tej magii. Przebrał się w kolejną podaną mu koszulkę. W międzyczasie New, który wręcz uwielbiał błyskotki, przeszukał swoją kolekcję biżuterii i znalazł tam kilka ozdób, które według niego najbardziej mogły podkreślić pierwsze wrażenie, jakie wywołał w nim młody Titicharoenrak. Podszedł do niego i we włosy wpiął mu niewielką srebrną spinkę z wyrzeźbioną na niej maleńką sówką, a chwilę później na jego szyi zawiesił skromny wisiorek o takim samym kształcie.
– Wyglądasz jak ktoś, kto zrobiłby karierę w przemyśle rozrywkowym – Powiedział i przeczesał po raz ostatni jego włosy, upewniając się, że są całkiem suche.
– Oj nie jestem pewien, to chyba nie dla mnie.
– Czemu tak myślisz? Z tego, co widziałem, masz talent, umiesz rozmawiać z ludźmi, dobrze wyglądasz, masz przyjemny głos, świetne oceny, wydaje mi się, że byłbyś świetnym aktorem albo piosenkarzem.
– Dziękuję – Gem pochylił skromnie głowę, przytłoczony ilością komplementów od kogoś, kogo Rose uważała za swojego największego idola. Mimo że zdawał sobie świetnie sprawę ze swojej atrakcyjności, nie wywyższał się, a przy Chawarinie czuł się zawstydzony tym, że dostaje tak wiele pochwał od niego. Jednocześnie był też szczęśliwy. Jego marzenie właśnie się spełniało.
– To co? Gotowy na spotkanie z członkami naszego oddziału?
– T-tak, jestem gotowy – Uśmiechnął się nieco nerwowo Gemini. Jego serce biło jak szalone, gdy Nu otworzył przejście i poprowadził go przed siebie. W korytarzu minął się już z Khaotungiem, który spieszył się dokądś ubrany w typową dla zawodników Ferrari czerwoną bluzę, ale poza swoimi braćmi oraz Pondem i Joongiem, nie znał tutaj w zasadzie nikogo. Kojarzył tylko Zee.
New zaprowadził ich do dużego, przestronnego pokoju, który przypominał nieco salę konferencyjną Niemagicznych. Z przodu ustawiono sporych rozmiarów białe biurko, za którym stało równie białe, proste krzesło bez żadnych ozdób, a tuż obok powieszono coś, co bardzo przypominało tablicę interaktywną ze świata Niemagicznych. Dookoła biurka umieszczono mniejsze biureczka, w których było miejsce na laptop oraz szuflada na drobiazgi. Przy biurku najbardziej oddalonym od wejścia siedziała już młoda dziewczyna o bardzo ciemnych, lekko kręconych włosach zebranych w kitkę na czubku głowy związaną czerwoną kokardą. Niebieskie oczy podkreśliła niebieskim eyelinerem, a usta rażąco czerwoną szminką. Wyglądała dość zabawnie, ale Gem już od pierwszej chwili stwierdził, że budziła zaufanie, nawet jeśli miała na sobie dziwaczny zestaw ubrań składający się z czerwonych spodni w czarną kratę, ciężkich butów wojskowych oraz neonowo różowej bluzy na długi rękaw z połyskującym na złoto niewielkim napisem „Hybrid" tuż nad lewą piersią. Przed nią stał duży kubek ze słomką wypełniony prawdopodobnie czymś w rodzaju cappuccino. Dziewczyna zauważyła ich, pomachała ręką w ich kierunku, a New właśnie tam go zaprowadził.
– To jest Iris, moja całkowicie magiczna siostra – Przedstawił dziewczynę, która wyciągnęła przed siebie rękę by uścisnąć dłoń nowemu gościowi.
– Witaj Nu, braciszku. Dzień dobry przystojniaku. A więc to jest nong Gemini – Zachwyciła się. – Jesteś uroczy, wiesz?
– Może nie tak bezpośrednio? Miej trochę wstydu, siostrzyczko – Upomniał ją NuNew, uderzając lekko i żartobliwie w ramię. – Przepraszam cię za nią, moja siostra chyba czuje się samotna.
– Nie szkodzi, P'New, twoja siostra wydaje się miłą osobą.
– Oczywiście, że jestem miła – Zaśmiała się wesoło i obeszła gościa dookoła, uważnie mu się przyglądając. – Nie mów, że to mój brat ci wybierał strój?
– A co? Co nie tak z tym strojem tym razem? – Zapytał New.
– Oj! Ile razy mam ci mówić, żebyś nie brał się za stylizowanie ludzi, nie masz kompletnie wyczucia. Fioletowa koszulka i czarne spodnie? To już lepiej było dać mu białe spodnie.
– Skąd wiesz, że sam sobie tego nie wybrał?
– Bo znam cię na wylot i wiem, że tylko ty totalnie nie masz pojęcia na temat mody. Jutro, jak będziemy mieli chwilę wolnego, chcę zabrać Gemini'iego na zakupy, musimy mu dobrać idealne ciuchy, to będzie nasza wizytówka naszego Instytutu.
– A zapytałaś go chociaż, czy on chce być wizytówką czegokolwiek?
– Auć. Właśnie miałam to zrobić. Nong Gemini, czy uczynisz nam ten zaszczyt i pozwolisz zrobić ci sesję zdjęciową? Będziemy mogli cię pokazywać na wszystkich naszych plakatach, będziesz naszą twarzą. Co ty na to?
– Plakatach? Nie przesadzasz? – Gemini nie był pewien, czy dobrze to usłyszał. Wiele osób powtarzało mu, że jest przystojny i wiedział o tym, lecz przy NuNew'ie czuł się onieśmielony, piosenkarz miał miliony fanów, był gustownie ubrany, jego skóra wydawała się gładka i pozbawiona jakichkolwiek skaz, głos był przyjemny, melodyjny, bardzo miły. Przy nim Gem czuł, że nigdy nie będzie w stanie mu dorównać.
– O! Bynajmniej! Myślę, że nadajesz się idealnie! Ale to od jutra, dzisiaj czeka cię ważne spotkanie, poznasz kilka osób w naszej grupie, na razie nie mogę ci wiele powiedzieć, nie chcę odbierać tej przyjemności Natowi, przygotowywał się do tej chwili od miesiąca! Gdybyś go tylko widział! Robił notatki, a swoje przemówienie do was to chyba zmieniał z dziesięć razy.
– Natowi? Kto to?
– Nat to nasz elfik, jest bardzo miły i uroczy, w przeciwieństwie do szefa. Na twoim miejscu uważałabym na szefa i trzymała się od niego z daleka jeśli nie będziesz miał nic naprawdę pilnego.
– Czemu?
– Dowiesz się niedługo – Mrugnęła do niego okiem i właśnie wtedy znikąd pojawił się przy nich nieznacznie niższy od niego chłopak o jasnych włosach i uszach, które bez żadnych wątpliwości przywodziły na myśl typowe dla elfów uszy.
– Witaj w instytucie Rycerzy Światła, nong Gemini. Ja jestem Natasit Uareksit, ale możesz mówić mi Nat. Chodź za mną, zaprowadzę cię do naszej auli wykładowej, w której już czekają pozostali kandydaci. Na razie jest was niewielu, bo wciąż jesteśmy na etapie poszukiwań.
Gemini wymienił spojrzenia z New, a gdy ten z uśmiechem skinął mu głową, dając pozwolenie, by poszedł razem z Natem, podążył za nim. Kiedy Nat prowadził go długim korytarzem, który po jednej stronie miał niekończące się rzędy wielkich okien, a po drugiej tyleż samo identycznych drzwi z tabliczką z numerem oraz opisem pokoju za nimi, Gemini czuł rosnącą ekscytację. Tętno stało się silniejsze, policzki zaróżowiły się, a on miał wrażenie, że w środku cały się trzęsie.
Marzył o tej chwili od lat, już stracił nadzieję, że to się wydarzy, dlatego przygotował sobie plan awaryjny: zamierzał zostać lekarzem. Mimo że w wolnych chwilach najbardziej lubił śpiewać i zazwyczaj to on był wybierany do szkolnych przedstawień, apeli oraz wygłaszania przemów, nie czuł, żeby to była właściwa droga dla niego. Cieszył się, że jego mama wspierała go we wszystkim, pozwalając decydować samemu za siebie.
– Jeśli popełnisz błąd, to ty będziesz najbardziej odczuwał jego konsekwencje – Zwykła mawiać, a on się z nią zgadzał.
Mógł wybrać architekturę lub inżynierię, w tym też był dobry, lecz przemyślał to już bardzo dobrze i był zdecydowany: medycyna była jego kierunkiem, jego pierwszym i ostatecznym wyborem. W ten sposób mógłby pomagać innym, a może pewnego dnia jakiś przebiegły los przyprowadzi do niego jego nieznajomego bohatera i sprawi, by znów się spotkali. Bardzo chciał w to wierzyć, nawet jeśli szanse były niewielkie.
Wreszcie Natasit zatrzymał się przed jedynymi drzwiami, które różniły się od pozostałych: te były zielone, a na nich namalowany został układ słoneczny ze wszystkimi ośmioma planetami. Nat przytknął palec do okrągłego przycisku pośrodku, który wyglądał jak czytnik linii papilarnych, a wtedy pojawiła się srebrna klamka, co do której Gemini był pewien, że wcześniej jej tam nie było. Przez chwilę stał jak słup soli, wpatrując się w to dziwne zjawisko, aż Nat to zauważył i pomachał mu dłonią przed oczami.
– Paniczu Gemini, o czym panicz myśli? – Zapytał bardzo grzecznie Nat.
– „Paniczu Gemini"? – Powtórzył jak echo wyższy chłopak. – Wcześniej mówiłeś do mnie bardziej bezpośrednio.
– Och! To tylko takie nasze zasady. Twoja rodzina jest tutaj bardzo dobrze znana i poważana, macie u nas ogromny szacunek, nigdy nie zapomnimy tego, co twoja mama z twoją ciocią, panią Rim, dla nas zrobiły.
– Moja mama z ciocią Rim?
– Yhm. Teraz nie mogę ci o tym opowiedzieć, ale jeśli jesteś ciekaw, to przyjdź do mojego pokoju po spotkaniu, mieszkam pod 106 w drugim korytarzu, za liliowymi drzwiami, na pewno znajdziesz, bo przed moim pokojem stoi duża paprotka.
– Dobrze, przyjdę. Zaciekawiłeś mnie, mama nigdy nie mówiła o niczym, co wiązałoby się z ciocią Rim i Instytutem.
– Wiem, czekała na właściwy czas.
– A ja? Jak długo ja mam na was czekać? Znowu marnujesz nasz cenny czas na puste pogaduszki? – Z auli wyszedł wysoki, przystojny, szczupły mężczyzna ubrany w gustowny, szary garnitur, który wyglądał, jakby został uszyty specjalnie dla niego. Czarne, lśniące włosy odsłaniały gładkie, pozbawione jakichkolwiek zmarszczek czoło, a twarz nie nosiła żadnych oznak starzenia, a mimo to Gemini czuł, że ten mężczyzna jest znacznie starszy od niego.
– Przepraszam szefie – Wykrztusił Nat, nawet nie patrząc w jego kierunku. Wzrok utkwił w podłodze.
– Natasit, ile razy trzeba ci powtarzać, że najpierw praca, a potem plotki?
– Tak, szefie, rozumiem. Przepraszam. To się nie powtórzy.
– Przecież wiem, że się powtórzy. Po prostu postaraj się to ograniczyć, mamy mnóstwo roboty bez tego. Pospiesz się, wszyscy pozostali już są.
I mężczyzna nazwany szefem, wszedł do auli, by zająć miejsce przy biurku.
W pomieszczeniu siedziało już kilka osób, Gem od razu zauważył Phuwina obok Ponda, a chwilę później odszukał też siedzących w ostatnim rzędzie Dunka i Joonga, reszty nie znał. Było tam jeszcze siedmiu innych chłopaków, na oko w podobnym jak on wieku oraz trzy dziewczyny, siedzące bardzo blisko siebie i wesoło rozmawiające o czymś chyba mało istotnym. Wszyscy wydawali się zrelaksowani i spokojni, a więc Gem uznał, że nie ma powodu do obaw. W trzecim rzędzie siedział chłopak z podobnym pieprzykiem na nosie jak ten, którego spotkał Gem, lecz jego serce podpowiadało mu, że to nie on, tamten wyglądał jakoś inaczej, był jakby bardziej dorosły, nieco grubszy, postawniejszy, ten był drobniutki i niski, bardziej uroczy niż przystojny i w dodatku miał jaśniejsze włosy, chociaż akurat to nie powinno mieć znaczenia, gdyż włosy można przefarbować.
Gem poczuł tylko delikatne rozczarowanie faktem, że chociaż podobny do tamtego, ten chłopak nie mógł być jego bohaterem.
Przywitał się krótko z Phuwinem, Pondem, Dunkiem i Joongiem, zasiadł na wolnym krzesełku obok Phuwina i skupił się na tym, co do powiedzenia mieli szef oraz Nat. A ci przekazali im mnóstwo nowych informacji, chociaż po minach i całkowitym braku zainteresowania ze strony swoich braci Gem wywnioskował, że powtarzali to bardzo często, prawdopodobnie za każdym razem, gdy ktoś nowy dołączał do klubu. Nat poprosił wszystkich o krótkie przedstawienie się. Gem wkrótce dowiedział się, że chłopak z podobnym do jego bohatera pieprzykiem na nosie to Fluke Natouch Siripongthon i był od niego starszy o całe osiem lat, a jednak był nowym członkiem, podobnie jak on sam. To go pocieszyło, gdyż oznaczało, że nie tylko on musiał długo czekać na powołanie do Instytutu.
Kolejni chłopcy wymieniali swoje pseudonimy i imiona, a Gem zapisywał je sobie na kartce, którą znalazł w swoim plecaku. Cooper Patpasit, Kaownah Kittipat, Satang Kittiphop Sereevichayasawat, Mark Pakin, Aun Napat Patcharachavalit oraz Neo Trai Nimtawat wylądowali na jego liście obok Fluke'a, Joonga, Dunka, Ponda, Phuwina, Ciize, Milk Pansa i Love Pattranite. Dziewczyny od razu po zebraniu podeszły do niego i zaczęły z nim rozmawiać tak, jakby był ich starym, dobrym znajomym, którego nie widziały od lat. Zapytana o to Ciize odpowiedziała.
– Oj, Gemini, jak możesz nas nie pamiętać? Byłyśmy na urodzinach twojej mamy w zeszłym roku, sama nas zaprosiła.
– Aaaaach! To wy! – Gemini rozpromienił się, gdy jego umysł dotarł do odsuniętego na bok wspomnienia o balandze, jaką jego ciocia Rim, która zawsze uwielbiała wszelkie przyjęcia i rozrywki, zorganizowała dla swojej siostry. Ciize i Love obie były na tej imprezie i nawet zamienił z nimi kilka słów, ale później miał tak wiele innych obowiązków, że zwyczajnie o tym zapomniał. Nie kojarzył tylko Milk, ale i to szybko się wyjaśniło. Milk, podobnie jak on sam, bardzo późno została poinformowana o powołaniu na szkolenie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro