Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*49*


Niezależnie od tego, jak bardzo szczęśliwy i silny był, First nie potrafił już pozbyć się swoich czarnych myśli, one wracały jak bumerang, raniły go od nowa. Czasem, gdy nikogo nie było w pobliżu, zamykał się w pokoju lub w łazience, najczęściej nie włączając światła i pozwalał, by otaczająca go ciemność wkradła się do jego serca i zatruła jego wszystkie organy. Cierpienie płynęło wtedy przez jego żyły niczym toksyna. Nie chciał już walczyć. 19 lat cierpienia i walki zniszczyły go zbyt mocno i nigdy ostatecznie nie pozbył się swoich wspomnień. Jego trauma pozostała w nim, w środku, niszcząc wszystko, co próbował budować.

Tego ranka również obudził się z ciężkim sercem i wrażeniem, że coś przegapił, że dokonał niewłaściwego wyboru, że to, co robi, nie ma żadnego sensu. Jakiś tajemniczy strach, którego nie rozumiał, ściskał jego żołądek. Otworzył oczy, spojrzał na śpiącego obok spokojnie Khaotunga i cichutko wymknął się do łazienki. Stanął przed lustrem i zmierzył krytycznym wzrokiem swoje odbicie. Dopiero teraz zauważył, że na jego twarzy pojawiły się zmarszczki, nieomylna oznaka starzenia się. Westchnął głęboko, przeczesując dłonią włosy. Jego spojrzenie padło na pokryte bliznami ręce.

Mimo tego, czego dokonał i co obecnie działo się w jego życiu, nie mógł pozbyć się podejrzliwości i niepokoju. Serce miał ciężkie, a jego własne myśli atakowały go niczym stado demonów. Nie chciał już walczyć, chociaż wiedział, że nie może się poddać, nie może odejść na zawsze, za bardzo zraniłby tym Khaotunga. Wiedział, że Khao go kocha, wiedział, jak ważny był dla niego i wiedział, jak dużo poświęcili wszyscy wokół, by on mógł być tam, gdzie jest, ale jego własny umysł ciągle podpowiadał mu, że świat będzie lepszym miejscem bez niego, że nikt nie potrzebuje jego i jego problemów.

Otworzył szafkę nad umywalką ukrytą za drzwiczkami sprytnie przemienionymi w wielkie lustro. W środku oprócz kosmetyków znalazł małą paczuszkę: były to przepisane mu przez Niemagicznego psychiatrę leki nasenne. Dostał je, kiedy przyznał, że od miesięcy cierpi na bezsenność. Spotkanie z psychiatrą było pomysłem Khaotunga, który zaprowadził tam First'a za rękę i siedział przy nim podczas dwóch pierwszych wizyt. Później First wedle obietnicy danej swojemu chłopakowi, chodził na kolejne wizyty już sam. W tamtym czasie był z siebie niesamowicie dumny: właśnie dowiedział się, że jest Magicznym, że jest czarownikiem, znalazł kogoś, kto pokochał go bezwarunkowo i to, że potrafił sam bez niczyjej obecności i opieki załatwiać różne sprawy, wydawało mu się jego ogromnym sukcesem, ale teraz, kiedy patrzył wstecz, czuł, że tak naprawdę nie dokonał nic wielkiego. I nie był nawet już pewien, czy ten magiczny świat naprawdę istnieje, czy był tylko wytworem jego pogrążonego w cierpieniu umysłu. Tak bardzo chciał, żeby to była prawda, chciał wierzyć, że naprawdę jest częścią tajnej organizacji, która walczy z demonami, ale kiedy patrzył sobie samemu w oczy, zdawało mu się, że oplatają go sidła szaleństwa, że to nie miało prawa się wydarzyć. To przeczyło logice i zdrowemu rozsądkowi.

First wyjął paczuszkę i przez chwilę ważył ją w dłoniach.

Nie chcę już tego czuć, co czuję” — myślał, ale jednocześnie jego własny umysł sprzeciwiał mu się, odpowiadając głosem brzmiącym jak ten należący do Khaotunga: — „Ale jeśli to zrobię, zranię Khao, rozczaruję go. Wiem, że on mnie kocha, wiem, że poświęcił bardzo dużo dla mnie, nie mogę mu tego zrobić. Muszę być silny, muszę iść dalej i walczyć”.

Ale wcale nie chciał walczyć...

Teraz żałował, że nie poprosił swojego lekarza o przepisanie innych tabletek, ale zrobił to w obawie, że ktoś z dziennikarzy dotrze do informacji na jego temat i zamieni życie Khaotunga w piekło.

First uniósł w górę dłoń z pierścionkiem.

„Dlaczego to zrobiłeś, Tung? Na oczach ich wszystkich? Teraz, kiedy znają moje imię, dowiedzą się, kim jestem i kim byłem, stracisz wszystko z mojego powodu. Czemu o tym nie pomyślałeś, Tung...? Wiesz, że cię kocham, kocham cię najbardziej na świecie. W swoim życiu mogłem powiedzieć „kocham” tylko mojemu młodszemu braciszkowi. To, że mam ciebie, jest wielkim darem od losu, ale kiedy zrozumiesz, że jestem zbyt zniszczony, by przy tobie być? Moje demony... Moje walki... Ja nigdy nie będę od nich wolny. Jestem ciężarem, który pociągnie ciebie razem ze mną na samo dno. Proszę, czy nie widzisz, że znów tonę? Duszę się i boję. Nie chcę przyszłości, bo wiem, że moimi marzeniami niszczę te twoje. Dzisiaj chciałbym cofnąć czas i nigdy cię nie spotkać, żebyś nie musiał przeze mnie cierpieć. A co, jeśli to wszystko to nieprawda? Jeśli to tylko wytwór mojej wyobraźni? Jeśli żaden Khaotung Thanawat nigdy nie trzymał mnie za rękę i nigdy nie został moim chłopakiem?”

Zamyślony First z pakunkiem z lekami wyszedł z łazienki i spojrzał na nadal śpiącego Khaotunga. Kiedy na niego patrzył, wiedział, że Khao jest prawdziwy, że naprawdę tu z nim jest. Ślady na jego ciele w postaci malinek też dobitnie świadczyły o prawdziwości ostatnich wydarzeń, a mimo to jego własny umysł próbował go zniszczyć. Teoretycznie nie miał powodów, by się martwić.

Odłożył torebeczkę na szafkę nocną, zamieniając ją na telefon, zajrzał na Instagram i zobaczył, że otrzymał mnóstwo powiadomień. Setki ludzi zaczęły go obserwować na Instagramie, dostał dziesiątki wiadomości i komentarzy. Kliknął w zdjęcie, na którym oznaczył go u siebie Lewis Hamilton i zaczął czytać komentarze. I chociaż było mnóstwo pozytywnych opinii, sporo osób po prostu im gratulowało pięknych zaręczyn, First bardziej dostrzegał te negatywne i każde złe słowo na temat Khaotunga było dla niego jak cios zadany w plecy. Zrozpaczony rzucił telefonem, nie chcąc już nic wiedzieć. Urządzenie odbiło się z głuchym hukiem od ściany i upadło na podłogę, ekran cały popękał. First osunął się bez sił na podłogę i, szarpiąc dłońmi własne włosy, zaczął cicho płakać, starając się nie obudzić swojego narzeczonego. Powoli podniósł się i ukrył w łazience, zamykając za sobą drzwi. Dopiero tam pozwolił sobie na chwilę słabości.

To, co zobaczył na Instagramie przeraziło go i utwierdziło w przekonaniu, że jeśli zostanie z Khaotungiem, zniszczy jego życie i marzenia ostatecznie.

Usiadł na zimnej podłodze z jasnych kafelek obejmując ramionami kolana i ukrył twarz. Bolało go to. Bolało każde negatywne słowo, każdy komentarz. Ktoś już wyszukał informacje na temat życia prywatnego First'a, fani Khaotunga dowiedzieli się, że jego chłopak był chory psychicznie i nie miało znaczenia to, że jego chorobą była depresja, nie miało znaczenia to, jak silny był przez ostatnie miesiące i jak bardzo starał się walczyć właśnie z myślą o Khao, Fourtcie oraz ich mamie, tej prawdziwej mamie. Tak bardzo chciał się poddać! Nie chciał już mieć ciężkiego serca. Nie chciał mieć poczucia winy, że ciągnie za sobą na dno ludzi, którzy na to nie zasłużyli, nie chciał być ciężarem, a właśnie tak postrzegał samego siebie.

Jego łzy były ciężkie, słone, pełne jego własnej tragedii. Zbyt wiele przeżył, zbyt wiele ran mu zadano. Nawet takie szczęście jak to, że pokochał go jego idol, nie cieszyło już. Zrozumiał, że był w euforii, która zamazała mu prawdziwy obraz sytuacji, ale teraz się ocknął i widział wszystko wyraźnie.

Wstał, przemył twarz wodą, rzucił samemu sobie krytyczne spojrzenie i wrócił do pokoju. Na biurku leżał zeszyt, wyrwał z niego jedną kartkę i napisał na niej krótką wiadomość do Khao: „Wyszedłem na spacer, nie martw się o mnie, niedługo wrócę. Kocham cię”. Kartkę przypiął magnesem z pocztówką z Mediolanu do drzwi ogromnej, białej lodówki. Rozejrzał się ostatni raz po pokoju, spakował zeszyt i piórnik z długopisami oraz zakreślaczami do torby, którą przerzucił przez ramię i wyszedł.

Początkowo nie wiedział, dokąd iść. Było wcześnie rano i wszyscy jeszcze odsypiali po imprezie. Zdecydował się na zajęcie miejsca na kanapie w holu. Wyjął zeszyt i długopisy, otworzył na czystej stronie i zaczął pisać, dając upust zgromadzonym wewnątrz jego duszy emocjom.

„Przepraszam Khao. Wiem, że mnie kochasz i przepraszam, że znów Cię zranię, naprawdę przepraszam, ale wiem, że jestem ciężarem. Ty tego nie dostrzegasz, ponieważ mnie kochasz, ale ja widzę dokładnie, co się dzieje. Jeśli z Tobą zostanę, zniszczę Twoje życie. Nie umiem od tego uciec, nie umiem uciec od mojej przeszłości, ona jest tu cały czas przy mnie, dręczy mnie, sprawia, że ból, który czuję, staje się nie do zniesienia.
Cokolwiek się jeszcze wydarzy, proszę, nie wiń samego siebie, ponieważ zrobiłeś wszystko, co mogłeś, by mi pomóc, dałeś mi najpiękniejsze chwile i pozwoliłeś mi chociaż przez chwilę być normalnym, zdrowym człowiekiem, ale to ja, to moja wina, nie jestem wystarczająco dobry dla Ciebie i nigdy nie będę. Spójrzmy prawdzie w oczy, Twoi kibice już mnie nienawidzą, wyzywają Cię od zboczeńców, ciot, pedałów... A wszystko z mojego powodu. Nie mogę na to pozwolić.
Kocham Cię, słyszysz?
Kocham Cię, ale Ty też jesteś okrutny: dlaczego mnie ocaliłeś? Dlaczego zmuszasz mnie, żebym żył, skoro ja wewnątrz jestem martwy od lat? Kocham Cię, jesteś najwspanialszym, co mogło mi się przydarzyć, jesteś cudem, o którym bałem się marzyć. Nadal nie wierzę, że jesteś mój, naprawdę mój. Ale Khao, proszę, zrozum... Walczę z tym od wielu lat, nie pokazuję Ci tego, ponieważ nie chcę, żebyś się martwił jeszcze o mnie, masz tak dużo na głowie.
Wierzę, że kiedy czytasz te słowa, mnie już nie ma. Uwierz mi, tak będzie lepiej. Mnie już nie da się naprawić, już zawsze będę czuł się gorszy, już zawsze będę potrzebował kogoś, kto będzie się mną opiekował, kto będzie trzymał mnie za rękę i kto będzie załatwiał wszystkie sprawy urzędowe za mnie.
Ta kobieta, która nas porwała, mnie i Fourth'a, w jednym miała rację: jestem zerem, jestem nieudacznikiem. W świecie Niemagicznych nic nie osiągnąłem, nie mam żadnego zawodu, nie ukończyłem żadnych studiów, jestem nikim, a Ty zasługujesz na kogoś wspaniałego. Proszę, nie bądź już zakochany we mnie, zakochaj się w kimś innym, nie chcę, żebyś cierpiał. Jestem zbyt połamany, Khao, brudny, ranny... Mnie już nie naprawisz, więc proszę, odpuść. Tak będzie lepiej.
To nie Twoja wina i proszę, nie myśl, że mogłeś zrobić więcej, by mnie powstrzymać, gdyż nie mogłeś. Ten plan chodził za mną od wielu lat i szukałem sposobności, ale mój lęk przed rozmowami z ludźmi sprawił, że nie potrafiłem sam zarejestrować się do psychiatry. Teraz, kiedy mam już tabletki...
Proszę, nie czuj się winny. Zrobiłeś absolutnie wszystko, byłeś moim promyczkiem szczęścia, miłością mojego życia, moim skarbem, moim ósmym kolorem tęczy. Moją magią. Jeśli to zrobiłem, to znaczy, że zabrakło mi sił, że nie potrafiłem już udawać uśmiechu, podczas gdy wewnątrz mnie rozgrywała się prawdziwą wojna. Byłem szczęśliwy dzięki Tobie.
Nie obwiniaj się. To, że zabrałeś mnie do psychiatry, który dał mi tabletki, było najlepszym, co mogłeś dla mnie zrobić: to dar łaski i miłosierdzia. Proszę, jeśli choć trochę kochasz mnie tak jak ja Ciebie, nie ratuj mnie. Ja chcę odejść. Byłem wadliwy od początku, od dnia swoich narodzin. Moja magia... Czułem ją j była dla mnie ogromnym ciężarem, ponieważ nie rozumiałem, co i dlaczego się ze mną dzieje. Chcę być wolny, chcę nie mieć moich wspomnień. Walczyłem, Khao, proszę, powiedz mamie i Fourth'owi, że walczyłem do samego końca. Po prostu moja choroba jest jak rak duszy, to mnie niszczy i zabija od środka bardzo powoli. Byłem naiwny, Tung, wierzyłem, że dzięki miłości będę w stanie to pokonać... Ale kiedy dzisiaj zajrzałem na Instagram...
Ludzie już wiedzą, że jestem chory psychicznie, gorszy, wybrakowany. Pytają, jak mogłeś wybrać takie zero... Nie chcę, byś musiał przez to przechodzić. Proszę, wybacz mi”.

Gdy pisał, łzy płynęły po jego policzkach, ale korytarz nadal był pusty. Jego przyjaciele oraz brat wciąż jeszcze spali. Odłożył długopis, przeczytał to, co napisał, otarł twarz rękawem i po schowaniu zeszytu z powrotem do torby, wrócił do apartamentu, który dzielił z Khaotungiem. Postanowił na razie udawać, że wszystko jest w porządku. Ściągnął koszulkę, rzucając ją byle jak obok ciuchów Khao na podłogę i wsunął się niemal bezszelestnie pod kołdrę. Wciąż zaspany Thanawat zupełnie automatycznie i nieświadomie objął go ramieniem, układając się wygodnie z głową na jego klatce piersiowej. Bliskość ukochanego sprawiła, że First postanowił na razie odłożyć w czasie wykonanie swojej misji. Chciał się do tego czasu upewnić, że przy boku Khaotunga będzie ktoś, kto go pocieszy i kto zasługuje na jego miłość o wiele bardziej niż on sam. Czuł się niegodny uczucia, jakim obdarzył go kierowca Formuły 1. Pogłaskał Khaotunga po głowie, złożył delikatny pocałunek na jego czole i uśmiechnął się delikatnie.

„Jeszcze kilka dni i wrócę do domu, do mojego prawdziwego domu, gdzie nie będzie już cierpienia i wspomnień, gdzie będzie tylko ciepło, zrozumienie, akceptacja i szczęście. Niezależnie od tego, jak bardzo bym chciał, żadne miejsce na Ziemi nie jest moim domem. Tylko ty sprawiasz, że wszystko wydaje się lepsze, ale to za mało, Tung, za mały, bym wygrał tą wojnę z własnym umysłem. Jesteś taki piękny, taki cudowny i uroczy. Przepraszam. Kocham cię i dlatego pozwól mi zostać u twego boku jeszcze kilka dni”.

Ostatnia samotna łezka spłynęła po jego policzku. Zrozumiał, że on sam nie miał prawa być szczęśliwym. Przytulił swojego narzeczonego mocniej, zamknął oczy i spróbował znów zasnąć. Teraz, kiedy już napisał to, co czuł, był spokojniejszy. A Khao na razie nie musi wiedzieć. Już i tak wiele poświęcił dla nich obu. Najwyżej nigdy tego nie wykorzysta. Gdzieś na dnie duszy palił się słabiutki płomyczek nadziei na to, że ktoś dostrzeże jego walkę i będzie potrafił mu pomóc.
Wsłuchał się w miarowy oddech swojego narzeczonego i dźwięki miasta dopiero budzącego się po nocy. Za drzwiami słychać było pierwsze kroki gości hotelowych.

First winę za swój dziwny stan zwalił na zbyt dużą ilość wypitego poprzednio alkoholu, chociaż wiedział, że to nieprawda, że to, co czuł, siedziało w nim od dawna i od dawna go raniło, przygniatało do ziemi za każdym razem, kiedy próbował się podnieść i żyć dalej jak normalny, zdrowy człowiek.

Ale nigdy nie był normalny i nigdy nie był zdrowy. Zrozumiał, że miłość, którą czuł do Khao oraz do swojego brata, były tym, co pomagało mu przetrwać chwile takie jak ta.
Nie zrobi tego. Przynajmniej na razie. Musi upewnić się, że Khao i Fourth będą bezpieczni i szczęśliwi. Jego przeszłość nie może stanąć na drodze do wielkich marzeń i osiągnięć.
Westchnął jeszcze jeden raz i pozwolił, by porwały go objęcia snu.

👑💝😆😫👀🥰😍❤️💖🥲☺️🔥🍉💛😭🤣😉😅✨🤗🪄💔💚🧡🇫🇷🥺😜🤪😬⬇️🔻⬆️🖤😊😌🤩🤩😌😊🖤⬆️🔻⬇️😬🤪😜🥺🇫🇷🧡💚💔🪄🤗✨😅😉🤣😭💛🍉🔥☺️🥲💖❤️😍🥰👀😫😆💝👑

Od autorki...

Przepraszam, że First znowu dostał tak dramatyczną rolę, ale mam wrażenie, że jeśli ktoś miałby sobie poradzić z odegraniem tak trudnej i skomplikowanej postaci, to tą osobą jest właśnie First Kanaphan Puitrakul.

Zbliżamy się do końca, bardzo powoli, ale jednak...

Pisanie tego zajęło mi więcej czasu, niż się spodziewałam i było znacznie trudniejsze. Każda osoba, która tu występuje, a która jest prawdziwa(bo są też i całkowicie fikcyjne postacie), to ktoś komu jestem za coś wdzięczna. To opowiadanie to taka próba podziękowania każdemu z bohaterów, ponieważ każdy wniósł coś do mojego życia na pewnym etapie.

Nie wrzuciłam tu tylko swoich przyjaciół oraz ludzi, z którymi rozmawiam na Instagramie, ponieważ byłoby tego za dużo i byłoby zbyt skomplikowane. Ale chcę, żebyście wiedzieli, że jestem wdzięczna również każdemu z Was.

Mam nadzieję, że First jest postacią w miarę realistyczną, ponieważ jego przeżycia są trochę bazowane na prawdziwej historii.

I przepraszam, jeśli to opowiadanie nie spełniło Waszych oczekiwań, jeśli Was rozczarowałam. Naprawdę starałam się i dawałam z siebie wszystko, by to napisać na tyle idealnie, na ile potrafię.

Wiecie?

Moim wielkim, wręcz ogromnym marzeniem byłoby zekranizowane tego opowiadanie w formie:
a) serialu, który miałby dwie lub trzy różne wersje:
a1) wersja na Netflix, powiedzmy po angielsku lub ze smutnym zakończeniem
a2) wersja na YouTube po tajsku z napisami że szczęśliwym zakończeniem
a3) wersja po tajsku ze smutnym zakończeniem
b) filmu długometrażowego
c) filmu krótkometrażowego.

Ale to ogromne marzenie, a ja... Ja nie wiem, czy na to zasługuję, nawet jeśli mnie samej ta historia bardzo się podoba.

Poza tym... Żeby tak się stało, musiałoby być znacznie więcej wyświetleń...

Chciałabym zobaczyć wymienionych tutaj aktorów odgrywających te role.

Dlatego czy mogę Was prosić o pewną wielką przysługę?

Czy moglibyście zachęcić innych do czytania tego fanfiction? Proszę, udostępnij link na swoich profilach społecznościowych, Instagram, Facebook, Tumblr, Reddit, YouTube, TikTok, Twitter(X), Pinterest. Bardzo bardzo mi na tym zależy. Jeśli w zamian będę mogła zrobić cokolwiek dla Was, napiszcie mi o tym.

Miłego dnia Magiczni Ludzie 💖

Kocham Was 💛 Jesteście wspaniali i zasługujecie na to, co najlepsze, dlatego chciałam, żeby to opowiadanie było jak najlepsze.

~Annie

Pamiętajcie o moich Instagramach:

magical_in_love
heystranger_by_callmeannie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro