*48*
Po wyścigu Pierre i Khaotung zaprosili wszystkich wtajemniczonych na małą, prywatną imprezę w okolicznym barze, który wynajęli cały dla siebie. Khao świętował nie tylko zdobycie upragnionego podium, ale także swoje zaręczyny z First'em.
Bar, w którym wszyscy się zebrali, miał bardzo przyjemną, pełną ciepła i radości atmosferę. Na scenie za plecami osoby, która akurat występowała, umieszczono wielki neon, który zmieniał kolory i który można było za pomocą magii tak zaczarować, żeby pokazywał za każdym razem pseudonim lub imię osoby występującej. Aktualnie pokazywał jedynie napis „Knights of the Light", z czego każda litera była w innym kolorze.
Wokół złączonych ze sobą kilku stołów, z których powstał jeden ogromny, ustawiono wygodne kanapy, fotele, krzesła i kolorowe pufy. W powietrzu unosiło się kilka różowych i kilka niebieskich balonów z logo Alpine każdy. To był wyjątkowy i wspaniały wieczór pełen magii, dobrej zabawy, alkoholu, muzyki, żartów i tańca.
Pierre przyszedł do baru w towarzystwie Didi i Annie, dwóch czarownic z Polski. Obie ubrane były w identyczne czarne legginsy i czerwone flanelowe koszule w kratę, ale reszta ich ubiorów różniła się diametralnie. Annie ze swoimi niebieskimi włosami dobrała tylko maleńki wisiorek na złotym łańcuszku, na końcu którego zwieszało się małe, wykonane z kolorowego opalu serduszko i żadnej więcej biżuterii. Didi z kolei miała na sobie złotą bransoletkę z tej samej kolekcji co naszyjnik Annie, zegarek na czarnym pasku z tarczą otoczoną maleńkimi sztucznymi diamencikami oraz złote kolczyki ukształtowane w logo F1. Obie dziewczyny wyraźnie wyróżniały się głównie swoimi kolorami włosów, jako że Didi miała włosy koloru niemalże rażąco czerwonego.
Pierre szedł pośrodku, a obie Polki obejmowały go w pasie ramionami. Gdy Yuki to zobaczył, skrzywił się nieznacznie i natychmiast podbiegł, by znaczącym gestem odsunąć od Pierre'a najpierw Annie, a później Didi. Dziewczyny roześmiały się, widząc, jak zaborczy był chłopak ich przyjaciela.
– Pierre, dobrze że jesteś. Jak to jest, że jesteś gospodarzem tego przyjęcia, a pojawiasz się ostatni? – W głosie niskiego, ale uroczego i zabawnego Japończyka słychać było wyrzut.
– Przepraszam Yukino, obiecuję, że na nasz ślub się nie spóźnię – Zażartował Pierre, puszczając do niego oczko i szczypiąc go pieszczotliwie w policzek. Yuki klepnął jego rękę swoją dłonią.
– Jaki znowu ślub? O czym ty bredzisz? – Zapytał Yuki, udając wkurzonego, ale widać było, że te słowa sprawiły mu przyjemność. Łagodnym, ale stanowczym gestem popchnął Pierre'a do przodu, kierując ich obu w stronę złączonych ze sobą kilku stolików, przy których już siedzieli pozostali goście: wszyscy kierowcy Formuły 1, którzy byli jednocześnie członkami Magicznego Świata, oraz Ryoyu Kobayashi, który nie mógł sobie odpuścić pierwszego weekendu jego drugiego ukochanego sportu zaraz po skokach narciarskich, Magnus Bane, który za nic w świecie nie przepuściłby dobrej imprezy, Gemini z Fourth'em, Pond z Phuwinem, Cooper, Kaownah i Cooheart, którzy zostali wysłani na wyścig przez P'Zee w ramach nagrody za ich postępy w nauce.
Lewis Hamilton osobiście nalał najlepszego alkoholu do szklanek Gemini'iego i Fourth'a, mimo że Fourth próbował go przed tym powstrzymać.
– Wypijmy za zdrowie naszej młodej pary, Khaotunga i Firsta! – Krzyknął na całe gardło Lewis, unosząc swoją szklaneczkę w górę. Wszyscy podążyli jego tropem i także unieśli swoje szklaneczki w górę.
– Za Firsta i Khao! – Dołączył się do okrzyku Pierre.
– Za Firsta i Khao! – Odkrzyknęli wszyscy zgodnym chórem, każdy stuknął się szkłem ze swoim sąsiadem i wypił łyk alkoholu.
First zaklaskał w dłonie i pomieszczenie wypełniła muzyka. Fourth ze zdumieniem rozpoznał głos swojego chłopaka, śpiewającego o miłości.
– To ty?! – Zapytał podekscytowany, patrząc na Gemini'iego błyszczącymi z radości oczami.
– TAAAK! Niespodzianka! – Uśmiechnął się Norawit, klepiąc się po klatce piersiowej. Przybliżył usta do ucha Fourth'a i, łaskocząc go swoim oddechem, zapytał nieco ciszej: – Podoba ci się?
– No jasne, że tak! Masz przepiękny głos! W świecie Niemagicznych mógłbyś zostać muzykiem! Na pewno pokochają cię miliony ludzi! Masz ogromny talent.
Fourth wsłuchał się w słowa piosenki i szybko odkrył, że Gem śpiewał o nich, o tym, jak szukał swojego tajemniczego nieznajomego, o tym, jak tracił nadzieję, jak chciał się poddać, gdy nagle los się odmienił i życie pozwoliło im znów się spotkać. Fourth ze wzruszenia i wdzięczności chciał przytulić Gemini'iego, ale ten po wypiciu zaledwie jednej szklanki bardzo mocnego alkoholu ani myślał pozwolić mu na to bez przeszkód: gdy Fourth przysunął się do niego i wyciągnął rękę w kierunku jego głowy, Gem odepchnął ją, uderzając go zabawnie po wierzchu dłoni. Za drugim podejściem Gem po prostu splótł palce ich dłoni razem. Fourth próbował oswobodzić swoją rękę z bardzo zawziętą miną, ale znów jego ukochany żartowniś Gem nie zamierzał współpracować i im bardziej Nattawat próbował zabrać rękę, tym mocniej Norawit ją ściskał. W końcu Fourth poddał się z rozbawionym westchnięciem, przewrócił oczami i oparł głowę o ramię Gemini'iego. Po drugiej stronie Gemini'iego i pomiędzy nim a Pierre'em Gasly'im siedziała Annie, która także miała słabą głowę do alkoholu. Annie, widząc, co zrobił Fourth, niezbyt świadomie objęła ręką ramię swojego sąsiada i spychając Pierre'a nogami z kanapy, ułożyła się wygodnie z głową na kolanach Norawit'a. Gasly skrzywił się, ale widząc, że jego przyjaciółka z Polski jest śpiąca, machnął lekceważąco ręką, odszukał w tłumie Yuki'iego, który dyskutował o czymś z zapałem z Ryoyu w języku, z którego Francuz niewiele rozumiał i postanowił namówić go na rundkę karaoke.
Fourth, niezbyt zadowolony z tego, co zrobiła Polka, usiłował zepchnąć ją na bok, ale Annie ani myślała ruszyć się z miejsca. Było jej wygodnie. Fourth zrobił nadąsaną minę, która Gemini'iemu wydała się tak bardzo urocza, że nie mógł się oprzeć i pocałował swojego chłopaka w policzek.
– Uroczo wyglądasz, kiedy się dąsasz – Stwierdził rozbawiony Gemini.
– Pfffff – Prychnął tylko Fourth i odwrócił głowę w bok udając wielce obrażonego.
Annie, nie chcąc być powodem kłótni pomiędzy kochankami, złapała obu za ręce, złączyła je razem i obejmując ich dłonie obydwiema swoimi, spokojnie zasnęła nie przejmując się już niczym więcej.
– Fajna jednak ta Annie – Powiedział nieco nieprzytomnym głosem Kaownah, siedzący naprzeciwko nich. Didi, która akurat w tej chwili podeszła do nich, usłyszała to i odpowiedziała.
– To prawda, moja przyjaciółka jest super, tylko bardzo dużo przeżyła. Niestety Annie twierdzi, że nie wierzy już w miłość.
– Co? Dlaczego? Ktoś ją zranił? Twoja przyjaciółka wydaje się być bardzo miłą osobą.
– I taka jest. Może tylko zbyt łatwo ufa ludziom, a potem oni to wykorzystują. Dlatego wmawia wszystkim, że ma dziewczynę.
– A nie ma?
– Nie. Annie od dawna jest sama. To chyba jej wybór – Potwierdził Lewis, obrysowując palcem górną krawędź swojej szklaneczki z alkoholem.
– Wcale jej się nie dziwię. Nie wszyscy muszą mieć partnerów i partnerki, niektórzy czują się lepiej sami – Wyjaśniła Didi.
– Zrobiło się trochę jakby ponuro. To proponuję wznieść toast za nasze spotkanie – Do rozmowy przyłączył się Daniel.
Chwilę później impreza rozkręciła się na dobre.
Ryoyu, Lewis i Lando nagrywali wszystko i wstawiali na Instagram. Didi tańczyła z Oscarem i Danielem Ricciardo. Max Verstappen zabawiał się w DJ'a. Fernando Alonso wraz z Cooperem i Pondem biegali po całej sali i malowali twarze każdego, kogo spotkali, kolorowymi farbkami, które wyczarował na ich prośbę Lewis, przy czym zestaw, którego używał Pond Naravit był brokatowy. Już po piętnastu minutach na wszystkich twarzach pojawiły się serduszka, kółka, gwiazdki, trójkąciki, Lando miał nad ustami domalowane na czarno brokatowe wąsy w stylu francuskim, a Didi dwa czerwone krowie rogi na czole i pomarańczowe serduszka na policzkach.
Ryoyu Kobayashi próbował wytłumaczyć Phuwinowi, na czym polegają skoki narciarskie, ale Tajlandczyk najwyraźniej niewiele był w stanie z tego zrozumieć, mimo iż Japończyk pokazywał mu wszystko na telefonie.
– No więc za każdy skok ocenia nas pięciu sędziów, którzy mają do dyspozycji po 20 punktów, ale do ogólnej sumy punktów za każdy skok wliczamy tylko 3 środkowe noty, a dwie skrajne, to znaczy najwyższa i najniższa, są odrzucane.
– Aha, w porządku, rozumiem – Odpowiedział Phu, chociaż tak naprawdę niewiele z tego zrozumiał i nawet nie próbował tego zrozumieć.
– Ech, co ja ci będę tłumaczył, zapraszam do Sapporo zimą na Puchar Świata, wtedy wszystko zobaczycie na żywo i łatwiej będzie zrozumieć – Poddał się Ryo.
– A załatwisz nam bilety?
– Ile?
– A bo ja wiem? Dla mnie, Pond'a, Gem'a i Fourth'a, a Fourth pewnie będzie chciał wziąć First'a, a z Firstem na pewno przyjedzie też Khaotung... – Phuwin zaczął wyliczać na palcach. – Chyba potrzebujemy co najmniej sześciu biletów.
– Twardo się targujesz. Dobra, niech ci będzie, załatwię wam bilety na Puchar Świata w Sapporo.
– Yeeeeeey! Dziękuję! Coś czuję, że będzie ciekawie!
To była długa, ale bardzo przyjemna noc dla każdego z nich. Bawili się doskonale. First, Magnus i Lewis przy pomocy Didi i Annie zabezpieczyli to miejsce zaklęciami w taki sposób, że nikt niepowołany nie mógł się tu dostać. Oprócz alkoholu i dobrej muzyki nie brakowało także przekąsek, słodyczy, chipsów czy nawet tradycyjnych tajskich potraw.
Fourth zaprosił Gemini'iego do tańca, więc Gem wstał, podtrzymując głowę Annie, Didi wyczarowała dla niej mięciutką, różową poduszkę, którą podstawiła pod głowę przyjaciółki.
Gdy tańczyli, Gem nie mógł oderwać wzroku od swojego ukochanego.
„Jesteś taki piękny. Aż trudno uwierzyć, że jesteś mój. Kocham cię, tak bardzo, bardzo cię kocham, mój soulmate" – Pomyślał Gem, patrząc jak Fourth zgrabnie porusza się w takt muzyki, jak z łatwością wykonuje wszystkie kroki i obroty. Muzyka ich porwała i przeniosła do innego świata, w którym oprócz nich nie było nikogo innego. Tak naprawdę dookoła nich wciąż bawili się inni, ale oni przestali ich dostrzegać. Gem zobaczył, że małe kropelki potu pojawiają się na skórze Fourth'a. W pomieszczeniu było naprawdę gorąco, chociaż oni wcześniej tego nie odczuwali. Gemini wyjął z kieszeni spodni materiałową, białą chusteczkę i wytarł wilgoć ze skóry swojego chłopaka.
Pięć minut później Khaotung poprosił wszystkich o uwagę, wręczył First'owi gitarę, ustawił przed nim mikrofon i powiedział, rozglądając się po twarzach zebranych. Annie nadal spała wygodnie na kanapie(teraz już samotnie), Didi dla odmiany rozmawiała z Pierre'em, który był jej przyjacielem, ale nikt nie rozumiał, o czym mówią, ponieważ posługiwali się językiem francuskim, który dla obojga był tak dobrze znany.
– Skoro już się tutaj zebraliśmy wszyscy razem, to chciałbym zaprezentować wam piosenkę, którą napisaliśmy razem na prośbę naszych przyjaciół z planety Gaja II. Na ten pomysł wpadliśmy, gdy przez miesiąc codziennie dokładnie o 3:33 w nocy dzwonił do nas pewien dziwny numer, a gdy odbieraliśmy, to przez 11 sekund odtwarzano nam muzykę, a później połączenie się kończyło. Nadal nie wiemy, kto do nas wtedy dzwonił i w jakim celu, bo dokładnie po 18 dniach połączenia się skończyły. Jak to jest związane z naszą piosenką? Posłuchajcie, a zrozumiecie.
Khaotung napił się wody, aby zwilżyć nieco gardło. First nastroił gitarę i już po chwili obaj śpiewali, patrząc sobie w oczy.
Piosenka faktycznie brzmiała dość nieoczekiwanie. Jej tekst opowiadał o tym, jak połączenie przychodzące o 3:33 w nocy budziło ich, przez co później nie mogli już spać i często rozmawiali aż do rana, kiedy to pierwsze promienie słońca zaglądały im w zaspane oczy. I jak te rozmowy stały się ich dziwaczną rutyną, której już nie chcieli zmieniać. Gdy skończyli śpiewać, zostali nagrodzeni gromkimi brawami. Zeszli z niewielkiej sceny ustawionej na środku baru i wrócili do stolików.
– Poczekaj... Czy możesz przypomnieć nam jeszcze raz wszystkie liczby? – Zaciekawił się Magnus, któremu do głowy przyszła pewna teoria.
– Liczby, jakie liczby?
– Godzina, o której dzwonił do was ten numer?
– 3:33 w nocy, a co?
– Ile czasu trwało połączenie?
– 11 sekund, za każdym razem trwało dokładnie 11 sekund.
– I przez ile dni to trwało?
– 18 dni.
– Wspaniale. Z numerem 3 jeździ Daniel, prawda?
– Tak, ale co to ma do rzeczy? – First nie rozumiał, do czego zmierza czarownik.
– Zaraz zrozumiesz. 33 to z kolei numer Max'a Vestappena, 18 to numer Lance'a Strolla, a z numerem 11 ściga się Sergio Perez. Czy nie wydaje wam się to podejrzane?
– Może troszeczkę, ale ten numer już do nas nie dzwoni. Szkoda, bo to było trochę nawet zabawne. Przeraziłbym się, gdybym usłyszał coś innego, ale wtedy słychać było tylko taką bardzo miłą dla uszu muzyczkę nic więcej.
– Yhm. Dobra, później się tym zajmiemy. W tej chwili nie jesteśmy w pracy i wolałbym, abyśmy zostawili nasze obowiązki na zewnątrz tego baru. Tu przyszliśmy się bawić – Przypomniał im Pierre i nalał sobie do szklaneczki kolejną porcję alkoholu. Chciał się napić, ale Yuki zakrył szklaneczkę własną dłonią.
– Tobie już na dzisiaj wystarczy – Powiedział stanowczo Japończyk, odbierając od niego alkohol.
– No weź, Yukino, to jest impreza, imprezy są po to by się dobrze bawić. Jeszcze tylko jeden, proszę.
– Nie. Żaden jeszcze jeden. Albo nie pijesz już wcale, albo wracamy do domu – Yuki pozostawił nieugięty. Pierre pokazał mu środkowy palec.
– Menda jesteś, Yukino, taka mała, wredna menda.
– Kochasz tą mendę – Stwierdziła spokojnie sennym głosem nagle obudzona Annie, która obserwowała całą scenę i która nagrała to telefonem.
– Jego? Ja go nienawidzę – Roześmiał się Gasly.
– Też cię nienawidzę – Odpowiedział równie rozbawiony Tsunoda.
Wiedzieli, że jutro będą musieli wrócić do swoich obowiązków, wiedzieli, co ich czeka, ale ten wieczór i ta noc należały w pełni do nich. Tańczyli, śpiewali, wznosili kolejne coraz dziwniejsze toasty(za Ferrari, które w tym wyścigu znów popisało się typowym dla nich błędem strategicznym, za Gemi'iego i Fourth'a, za Annie i Didi, za paczki Laysów, które pojawiały się na stole znikąd, za ich kolorowe twarze i za Christiana Horner'a, który już podczas pierwszego weekendu nowego sezonu pokłócił się z Toto Wolffem) i rozmawiali ze sobą na wiele tematów. To była ich chwila wytchnienia, chwila dla siebie, chwila, kiedy mogli zapomnieć o ciążącej na nich odpowiedzialności i o presji. I to było miejsce, gdzie bez przeszkód mogli używać magii.
Już wkrótce ściany mieniły się niczym opale pod wpływem zaklęcia rzuconego na nie przez Firsta.
To był naprawdę wspaniały dzień i wieczór oraz cudowna i niezapomniana noc. First'owi zdawało się, że w oczach Khaotung'a widział prawdziwe gwiazdy i ukryty cały wszechświat. Poprosił swojego narzeczonego, żeby zamknął oczy i złożył delikatne pocałunki na obu powiekach.
– Wiesz, czasem tak sobie myślę, że to nie ja jestem Magiczny, to ty jesteś moją magią, jesteś najcudowniejszą i najpiękniejszą magią, jaka mogła mi się przytrafić w życiu, Tung.
– Dziękuję. A ty jesteś moim największym skarbem, jesteś cudem, który przydarzył mi się, kiedy już dawno przestałem wierzyć w cuda. Dziękuję, że mogę cię kochać.
Khaotung przytulił First'a. Był szczęśliwy. Obaj byli szczęśliwi. I to było niesamowite. Zaledwie rok temu był o krok od wycofania się ze świata Formuły 1 i zakończenia kariery mimo młodego wieku. Brakowało mu dobrych rezultatów, w swoim zespole czuł, że nie bardzo tam pasuje, a Zee właśnie zdegradował go do poziomu studenta Akademii Rycerzy Światła. Rok temu nie miał już marzeń, a przez każdy dzień przechodził rutynowo prawie nie zauważając upływu czasu. Rok temu siedział głęboko w swojej szafie, umawiając się ze śliczną modelką, z którą na co dzień prawie nie rozmawiał.
A dziś trzymał w ramionach swojego przyszłego męża, dokonał coming outu, przeszedł do zespołu, w którym najbardziej liczyło się jego zaangażowanie i chęć do pracy, a przede wszystkim znów uwierzył w to, że pewnego dnia jednak zostanie mistrzem świata kierowców F1.
Kiedy myślał o tym, jak daleko zaszedł, radość i euforia wypełniły jego serce i płuca.
„Dokonałem tego, tato, możesz być ze mnie dumny!" – Pomyślał wzruszony, wspominając swojego ojca. Jego tato był zawsze najbliższą mu osobą i kiedy zginął. Khao stracił wszystko, co się dla niego liczyło. Jego ojciec wiedział o tym, że Khaotung'a nie interesują kobiety i akceptował to, stale powtarzając, że pewnego dnia nadejdzie czas, gdy wszyscy będą bardziej wyrozumiali, kiedy świat się zmieni.
Khao przypomniał sobie słowa swojego taty: „Jeśli pragniesz zmiany, sam musisz ją zacząć. To ty, synku, musisz wziąć na siebie odpowiedzialność i to ty musisz poprowadzić innych w kierunku dobra, akceptacji, zrozumienia i miłości. Wiem, że sobie poradzisz. Jesteś bardzo silny. Mój mały, dzielny syneczek".
I Khao poczuł potworny żal, wiążący się z tym, że tęsknił za swoim ojcem. First zauważył to i zapytał.
– Ej, Tung, co się dzieje?
– Nie, nic takiego, tylko... Tylko chciałbym, żeby mój tato mógł mnie teraz zobaczyć, chciałbym wiedzieć, że jest ze mnie dumny.
– Na pewno jest z ciebie dumny. Nie martw się. Jestem pewien, że on jest przy tobie i nigdy cię nie opuści. Podejrzewam, że to on wysłał mnie wtedy na zakupy, żebym spotkał ciebie. Pewnie uznał, że możemy sobie wzajemnie pomóc.
– I tak się stało. Jeśli to mój tato doprowadził do naszego spotkania, to bym bardziej chciałbym się z nim zobaczyć jeszcze chociaż jeden ostatni raz i mu podziękować.
– Nie musisz, on o tym wie – Do Khaotunga i First'a podszedł Gemini, który przypadkowo słyszał cała rozmowę.
– Tak?
– Tak. Od czasu, kiedy umarłem, zyskałem nową umiejętność. Czasem potrafię się komunikować ze zmarłymi, z tymi, których nikt inny nie widzi, ponieważ przeszli na inny poziom, do innego wymiaru. Odwiedził mnie niedawno twój tato i kazał cię uściskać i powiedzieć: „A niech to konie mechaniczne kopną, mamy to!". Nie wiem, co to znaczy, ale podobno ty wiesz.
– Och tak, wiem! To znaczy, że tato się cieszy. Dziękuję ci, Gemini.
– Nie ma problemu. A tak właściwie to przyszedłem powiedzieć „dobranoc", ja i Fourth już się zwijamy. P'Zee chce nas widzieć u siebie najdalej o 13:00, a chcemy się jeszcze trochę wyspać.
– Okie, to dobranoc chłopcy. I dzięki za wszystko.
First i Khaotung pomachali Fourth'owi i Gemini'iemu, którzy opuścili bar, obejmując się ramionami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro