Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*44*

Gdy następnego ranka Fourth i Gemini szli na śniadanie, od razu zauważyli, że coś jest nie tak, jak zazwyczaj. Przechodząc obok pokoju Joong'a i Dunka usłyszeli, jak Joong śpiewa coś niewyraźnie po angielsku, grając na gitarze. Gem dał znak ręką Fourth'owi i obaj zbliżyli się do drzwi i najciszej, jak tylko potrafili, żeby nie zwracać na siebie uwagi, otworzyli szerzej lekko uchylone drzwi.

Zobaczyli Joong'a siedzącego plecami do wejścia na krześle z gitarą na kolanach. Dookoła niego leżały wciąż pozostałości po poprzednim wieczorze, których nie miał ochoty ani siły sprzątnąć. Kawałki szkła, podarte zdjęcia i puszki po piwie walały się po podłodze. Pokój wyglądał tak, jakby przeszło przezeń tornado. Pościel zamiast na łóżku, leżała częściowo na pobliskim idealnie dopasowanym do wnętrza krześle o czarnych ramach i ciemnoniebieskim oparciu oraz siedzeniu, a częściowo na podłodze. W oknie ktoś wybił szybę. Ubrania będące własnością Dunk'a zostały pocięte nożyczkami i porozrzucane dookoła, a na ścianie pojawiły się wykonane czerwonym niczym krew sprayem napisy, z których jeden brzmiał: „But I still love you".

Gem i Fourth wymienili ze sobą przerażone spojrzenia.

– Co tu się wydarzyło? – Zapytał cicho Fourth, a Gem w odpowiedzi tylko pokręcił przecząco głową. Nie wiedzieli. Nie potrafili nawet się domyślić.

– Nie wiem? Może coś ich zaatakowało?

– Jeśli tak, to chyba powinniśmy powiedzieć o wszystkim szefowi? P'Zee będzie wiedział, co zrobić – Zaproponował Gem, ale coś go tknęło i postanowił wsłuchać się w śpiewane bełkotliwym głosem słowa. Szybko zauważył, że Archen śpiewał jakąś własną wersję znanych na całym świecie hitów. Zdawało się, że każde zdanie pochodzi z innej piosenki.

„We're just two ghosts, standing in the place of you and me

Trying to remember how it feels

To have a heartbeat

But these high walls, they came up short,

Now I stand taller than them all

In this world it's just us

You know it's not the same as it was"

– Co on śpiewa? – Gem zadał cicho pytanie Fourth'owi.

– Nie wiem, słowa wydają się znajome, ale nie potrafię sobie nic przypomnieć. Zaraz... Czekaj...! Spójrz na niego.

Fourth wskazał dłonią na Joong'a, który przerwał śpiewanie, uniósł do ust kolejną puszkę piwa i wypił potężny łyk.

– To nie był żaden atak, co? Chen mi wygląda na kogoś ze złamanym sercem – Trafnie zgadł Fourth.

– Ale przez kogo? Chyba nie przez mojego brata?

– A był w związku z kimś innym? Moim zdaniem tylko Dunk mógł go doprowadzić do takiego stanu, obaj wiemy, że Chen to twardziel, który nie pozwala sobie na niepotrzebne okazywanie emocji.

– No tak – Przytaknął krótko Gem.

– Co powinniśmy zrobić?

– Hmmm... Nie wiem, może spróbujmy z nim porozmawiać?

– Nie jestem pewien, czy to coś da. Zobacz, on jest całkiem pijany.

Ledwie Gemini skończył wypowiadać to zdanie, Joong nagle wstał z krzesła i z całej siły rzucił gitarą, niszcząc ją całkowicie, gdy zderzyła się z regałem zastawionym figurkami aniołków i słoników z uniesionymi w górę trąbami o różnych rozmiarach i kolorach.

– Spójrz na jego ręce! Są całe pokaleczone! Nie możemy zostawić go samego – Zdecydował Fourth i otworzył drzwi na całą szerokość. Był gotów stawić czoła Joong'owi, był gotów z nim walczyć, jeśli zajdzie taka potrzeba. Stan, w jakim znajdował się Archen, za bardzo przypominał mu to, co dawniej działo się z Firstem. Nie mógł na to pozwolić.

– Joong? – Zapytał, dotykając jego ramienia. Archen odwrócił się, ale zrobił to zbyt gwałtownie i zakręciło mu się w głowie. Zatoczył się i upadł wprost na rozsypane na podłodze skrawki ubrań, odłamki szkła i fragmenty zdjęć.

– Kurde, źle z nim – Ocenił szybko stan ich kolegi Gem.

Nagle zaczęło się dziać coś jeszcze dziwniejszego i bardziej przerażającego. W uszach dzwoniła im nienaturalna cisza. Zdawało im się, że nagle przestali słyszeć cokolwiek poza szumem własnej krwi i biciem własnych serc. Spojrzeli na Joong'a. Archen zaczął szybkimi, dzikimi ruchami ściągać ze siebie ubranie, jakby zaczęło go parzyć. Szybko poznali przyczynę. Jego skóra rozjaśniła się złowrogim blaskiem, a runy, którymi pokryte było dotąd całe ciało, zaczęły znikać. Cisza wypełniła się pełnymi nieziemskiego bólu krzykami Joong'a, który odnosił wrażenie, że jego ciało płonie żywcem.

Krzyczał i krzyczał. Runy wyblakły, aż w końcu zniknęły całkiem, pozostawiając tylko jasną, czystą skórę. Joong ostatni raz wzniósł ręce w stronę sufitu jakby błagając o wybaczenie.

A potem usłyszeli głos. Silniejszy i potężniejszy od jakiegokolwiek dźwięku, jaki dotąd słyszeli. Był to surowy, pełen gniewu głos.

– Nie wykonałeś powierzonej ci misji, Archen Aydin. Nie licz na odkupienie. Twoje wspomnienia zostaną ci odebrane. Wrócisz pomiędzy Niemagicznych, zapominając o istnieniu tego świata. Pamiętaj, że to ty dokonałeś wyboru. Jeszcze przed północą musisz opuścić mury Instytutu.

– Dlaczego? Dlaczego ja? – Pytał z rozpaczą Joong. – Nie możecie dać mi jeszcze jednej szansy?

– Dostałeś wiele szans, chłopcze! Każdą z nich zmarnowałeś – Zagrzmiał znowu głos, który zdawał się dochodzić z każdego kąta, z każdej ściany, a nawet z podłogi i sufitu.

– Przepraszam! Poprawię się, obiecuję, że się poprawię!

– Chłopcze, nie będziemy z tobą dyskutować. To nasza ostateczna decyzja!

– Dlaczego? Dlaczego to ja muszę odejść i stracić wspomnienia a nie Dunk? Przecież to on mnie zdradzał, to on...

– Milcz! Pożegnaj się z przyjaciółmi, wieczorem opuścisz Instytut na zawsze.

Głos umilkł, cisza przestała być ciszą. Znów słyszeli za drzwiami głosy rozmawiających ze sobą innych Rycerzy Światła podążających na śniadanie. Z dworu dochodził do ich uszu śpiew ptaków i pianie koguta.

To, co się wydarzyło, sprawiło, że Joong momentalnie stał się trzeźwy. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z obecności dwóch intruzów.

– Gemini? Fourth? Długo tu stoicie?

– Dość długo. Chen, możesz nam wyjaśnić, co się stało?

Joong wahał się tylko przez chwilę. Po ich minach widział, że oni też słyszeli ten głos, wiedział, że byli świadkami jego załamania, jego największej porażki. Nie miał już nic do stracenia, stracił wszystko, na czym kiedykolwiek mu zależało. Rozejrzał się wokół siebie i zastygł w bezruchu widząc bałagan, jaki panował w jego pokoju. Przez głowę przebiegła mu myśl, że powinien po sobie posprzątać, ale zrezygnował z tego pomysłu. To już i tak nie miało znaczenia. Uporządkował jedynie niebieską, pokrytą zamszowym obiciem dużą kanapę i wskazał ją chłopcom, by tam usiedli. Sam zajął miejsce na krześle naprzeciwko nich. Pomiędzy nimi stał niski stolik do kawy ze szklanym blatem.

– To powiesz nam, co się stało? – Powtórzył swoje pytanie Gemini.

Joong wziął głęboki oddech, zwilżył usta językiem i zaczął mówić. Początkowo często się jąkał i zatrzymywał, ale w miarę upływu czasu, mówienie przychodziło mu coraz łatwiej, aż opowiedział całą historię.

– Jak wiecie, zostałem przyjęty do Akademii Rycerzy Światła w bardzo młodym wieku. Sporo osób mi tego zazdrościło, a ja byłem z tego powodu bardzo dumny. Uważałem, że to wielkie wyróżnienie, ale też, że przecież na to zasłużyłem. Nie przejmowałem się za bardzo opinią innych na mój temat. Zawsze stawiałem siebie i swoje własne potrzeby na pierwszym miejscu. Nigdy o nikogo nie dbałem, nawet o Dunk'a. Kiedy wysłano was na Gaję II, pomiędzy nami coś zaczęło się psuć. Nie wiedziałem, co. Dunk zaczął się ode mnie odsuwać. Martwiłem się. Wtedy zadzwonił do mnie doktor Jimmy. Miał dla nas bardzo złe wieści. Wiedział, że Dunk nie chce mi o tym mówić, więc sam mi powiedział. Okazało się, że Dunk jest śmiertelnie chory. To mnie zdziwiło. Hybryda śmiertelnie chora? A czy to nie dotyczy tylko Niemagicznych? Jimmy szybko wyjaśnił mi, że hybrydy również mogą zachorować, ponieważ ich ciała są często ciałami identycznymi z tymi Niemagicznymi. Zapytałem, czy nie ma żadnego zaklęcia albo lekarstwa. Okazało się, że nie ma. Jimmy wytłumaczył mi, dlaczego Dunk stara się zrobić wszystko, żeby zniszczyć naszą relację: Dunk chciał, żebym przestał go kochać zanim umrze. Tak powiedział doktorowi Jimmy'iemu. Chciał, żebym znalazł sobie kogoś nowego i zaczął wszystko od nowa, żebym był szczęśliwy. Nie mogłem się z tym pogodzić. Nie potrafiłem spokojnie patrzyć na to, jak najważniejszy dla mnie człowiek znika w oczach, prześlizguje mi się przez palce, wymyka... Nie mogłem! To bolało! Nie chciałem, żeby cierpiał i żeby umierał. Wtedy odwiedził mnie jeden z Książąt Piekieł. Powiedział, że może uleczyć Dunka, ale nie zrobi niczego za darmo. Zgodziłem się, mimo że Nocnym Łowcom nie wolno zawierać żadnych paktów z mocami ciemności. Miałem nadzieję, że uda mi się jakoś znaleźć sposób, by nadal być przy Dunku, ale jak widzicie Aniołowie dowiedzieli się o moim pakcie z Księciem Piekieł i ich to zdenerwowało. To moja cena i jestem gotów ją zapłacić, byle tylko Dunk był bezpieczny.

Joong zakończył swoją opowieść i wpatrzył się niewidzącym wzrokiem w jakiś punkt przed sobą.

Gemini przezornie przed tym, jak Joong zaczął mówić, włączył dyktafon w telefonie. Jakieś wewnętrzne przeczucie nakazało mu tak postąpić, chociaż nie wiedział, dlaczego.

– A więc zrobiłeś to dla niego? – Upewnił się Fourth.

– Tak.

– Bo go kochasz.

Kolejne potwierdzenie.

– Pomożemy ci. Chodź, opowiemy o tym P'Zee, on powinien coś na to poradzić.

– To raczej nie możliwe. Słyszeliście tego anioła, prawda? Do północy muszę opuścić Instytut. Stracę wspomnienia. Nie będę pamiętał o waszym istnieniu. Ma to też dobre strony: nie będę pamiętał, że Dunk już mnie nie kocha.

– Jak to „już mnie nie kocha"? Co to znaczy?

– To właśnie cena, którą obiecałem zapłacić Księciu Piekieł... Dunk przeżyje, ale nie będzie mnie już kochał.

– Dlaczego się na to zgodziłeś? Jestem pewien, że gdyby mój brat mógł wybrać, wolałby umrzeć kochając cię do samego końca.

– Tak, wiem, cała wasza rodzina to romantycy, ale ja wolę, żeby żył. Poza tym... Książę Piekieł, o którym rozmawiamy, nie jest w pełni zły, podobnie jak aniołowie nie są w pełni dobrzy. Ten jeden konkretny zakochał się w Dunku, ale powiedział, że jeśli się nie zgodzę, będzie go torturował, jego choroba i śmierć będą bardziej bolesne. Co miałem zrobić?

– On go skrzywdzi!

– Nie wydaje mi się. Znacie Magnusa Bane-Lightwood'a, prawda?

– Mhm, co w związku z tym? – Zniecierpliwił się Fourth, któremu już porządnie burczało w brzuchu. Był głodny i nie mógł nic na to poradzić. Przedłużająca się rozmowa tylko jeszcze bardziej go irytowała.

– A to, że przecież Magnus też jest Księciem Piekieł. Wcale nie jest taki zły. Kto wie, może Dunk będzie z nim szczęśliwy?

– Aha.

– Porozmawiajcie z nim, jeśli mi nie wierzycie, zdaje się, że ma się dzisiaj pojawić w Instytucie.

– Joong, nie możesz się tak łatwo poddawać. Wiem, że mój brat cię kochał i chociaż na początku za tobą nie przepadałem, to muszę uczciwie przyznać, że wolę ciebie niż jakiegoś tam Księcia Piekieł.

– Coś wymyślimy. Mamy sporo czasu, ale teraz to ja muszę koniecznie coś zjeść, inaczej zemdleję – Powiedział Fourth, przypominając im tym samym, że muszą iść na śniadanie.

– Dobra, to chodźmy na stołówkę, założę się, że będziemy ostatni – Zgodził się Gemini. – Joong, chodź z nami.

– Okay, już idę.

Wstali i ruszyli do wyjścia. Joong nadal nie zamierzał sprzątać bałaganu, jaki po sobie zostawił. Był pewien, że zanim Dunk tu wróci, skrzaty domowe, które pracowały w Instytucie uporają się z tym i wszystko wróci na swoje miejsce. Westchnął głośno, po raz ostatni spoglądając na pokój, który tak długo był ich wspólnym pokojem, był ich schronieniem.

– Żegnaj kochanie – Powiedział cichutko w stronę pustego pokoju, zanim zamknął drzwi. Był pewien, że postępuje właściwie.

Gemini szedł dwa kroki przed nim i Fourth'em i właśnie zakończył nagrywanie na dyktafonie w telefonie. Joong zauważył, że Gem to nagrywał, ale to też nie miało dla niego już żadnego znaczenia, nie wierzył, że Gem będzie w stanie w jakikolwiek sposób mu pomóc, uważał, że to przegrana sprawa. Dlatego to tak bardzo go bolało. Do ostatniej chwili miał nadzieję, że coś wymyśli, że znajdzie sposób, by nadal być z Dunkiem.

Nie udało się.

Rozczarowanie zapiekło go w gardło. Wspomnienia poprzedniego wieczoru wróciły i uderzyły w niego ze zdwojoną siłą. Nie zarejestrował w swojej pamięci tego, jak znalazł się na stołówce ani kiedy i w jaki sposób pojawiło się przed nim jedzenie. Był zbyt pogrążony w swojej rozpaczy. Nie zwrócił nawet uwagi na radośnie zaglądające do wnętrza promienie słońca, które zwiastowały piękną pogodę.

Gemini i Fourth odeszli kilka kroków na bok i zaczęli dyskutować między sobą o tym, co mogą zrobić. W pomieszczeniu już siedzieli inni Rycerze Światła, w tym także NuNew, Nat, Cooheart, Turbo, Kaownah i Pond z Phuwinem, chociaż Pond wyglądał na obrażonego. Pond siedział przy stole nad pustym talerzem ze skrzyżowanymi na piersi rękoma i zmarszczonym czołem. Phuwin naprzeciwko niego zdawał się nie przejmować zachowaniem swojego chłopaka i spokojnie jadł swoje śniadanie.

– Musimy powiedzieć P'Zee – Nalegał Gemini.

– Tak, tak, zgadzam się. Tylko jak i kiedy? Miałem nadzieję, że tu będzie, ale nigdzie go nie widzę.

– To pójdziemy do jego biura. Dawaj, zjemy coś szybko i natychmiast musimy iść do P'Zee.

Fourth przyjął plan Gemini'iego bez żadnych wątpliwości. Wrócili do stołu i szybko uporali się ze swoim śniadaniem.

Godzinę później rozmowę z Zee mieli już za sobą. Fourth odetchnął z głęboką ulgą, gdy usłyszał odpowiedź ich szefa.

– Dobrze, że przyszliście z tym do mnie – Powiedział Zee, jednocześnie przesuwając wzrokiem po kolejnych linijkach tekstu maila, jakiego dostał przed chwilą. Był to mail od Magnusa. Za plecami P'Zee z delikatnym uśmiechem stał NuNew, opierając ręce na jego barkach. Obaj mieli na sobie gustowne, szare garnitury z kolekcji P'Zee. Gem dostrzegł, że P'Zee podkreślił oczy czarnym eyelinerem, a po chwili dotarło do niego, że NuNew ma dokładnie ten sam makijaż. Od razu skojarzył fakty, domyślając się, że za makijaż z pewnością odpowiadał właśnie NuNew.

– Tak? Pomożesz nam, szefie? – Zapytał z wyraźną nadzieją Joong.

– Pomogę. A raczej nie ja, pomoże wam Magnus. Napisał mi, że trochę się spóźni, ale za jakieś dwie godziny powinien do nas dotrzeć. Podobno już się tym zajmuje. Odzyskasz swojego chłopaka, nie martw się.

Wszyscy ze zdumieniem ale też radością powitali zmianę, jaka dokonała się w P'Zee. Ich szef odkąd prawdziwy NuNew do niego wrócił, stał się milszy, weselszy. Okazało się nawet, że umie żartować. P'Zee nigdy nie przepuścił szansy, by pokazać całemu światu, jak bardzo jest zakochany w NuNew'ie. Max, jego najbliższy przyjaciel, często przewracał oczami, gdy widział ich słodkie momenty i niejeden raz droczył się na ten temat z P'Zee.

– Ktoś z was musi przyprowadzić tu Dunka – Poinformował ich P'Zee.

– Ja to zrobię. Jestem jego bratem, więc mnie na pewno posłucha.

– Dobrze, nong Gemini, idź po niego.

– Dziękuję szefie.

Znalezienie Dunk'a nie okazało się trudne. Chłopak siedział na ławce w jednym z ich tajemniczych ogrodów, głaszcząc po karku swoją własną szynszylę. Obok niego leżał telefon, z którego głośnika dobiegały niezbyt głośno dźwięki jego ulubionej piosenki. Nieopodal niego Mixxiw zajmował się właśnie młodą sarenką, której przednia nóżka wyglądała na złamaną. W sąsiednim ogrodzie Gun, Newwie, Fluke i Force trenowali jazdę konną na swoich własnych wierzchowcach pod okiem Tay'a Tawana.

Ogrody jak zwykle wypełniała przyjemna kakofonia dźwięków. Nad ławką, na której siedział Dunk, zwieszały się pędy przepięknych, kolorowych kwiatów, których nazwy Gemini nie pamiętał. Usiadł obok swojego brata.

– Hej Dunk.

– Hej G. Coś się stało? Czemu nie jesteś na treningu?

– Nic się nie stało. P'Zee prosił, żebym przyprowadził cię do niego.

– Ojej. No dobra, już idę – Dunk z wyraźną niechęcią i ociąganiem zabrał telefon, wyłączył muzykę i ruszył w stronę wyjścia. Gem podążył za nim. Dunk spodziewał się, że P'Zee wyśle go na kolejną misję i prawdę mówiąc, cieszyło go to. Tylko to mogło go oderwać od ponurych rozmyślań na temat swojej niedalekiej przyszłości. Wiedział już, że nie zostało mu wiele czasu i zaczął właśnie planować w głowie, jak przekaże te niezbyt przyjemne nowiny swoim bliskim. Czy mógł w ogóle to zrobić? A co, jeśli Joong z tego powodu zmieni zdanie? Dunk wcale nie chciał rozstawać się z Joongiem, ale wmówił sobie, że tylko w ten sposób da mu szansę na to, żeby ułożył sobie życie z kimś innym. Nie wiedział o pakcie, jaki dla niego zawarł Joong, nic nie wiedział na temat jego poświęcenia. Może gdyby to wiedział, nigdy nie zachowałby się tak, jak się zachowywał?

Tak naprawdę nigdy nie zdradził Joong'a. Te wszystkie malinki na jego własną prośbę zostawił na jego ciele nieco skonsternowany Kaownah, który od samego początku wiedział o wszystkim.

– Joong musi uwierzyć, że naprawdę go zdradzam i że już go nie kocham. Proszę, pomóż mi. To tylko malinki, to nic takiego – Błagał swojego przyjaciela. Kaownah zawsze miał dobre serce i łatwo ulegał namowom innych, dlatego też i tym razem zgodził się na to.

Gdy zatrzymali się przed wejściem do biura P'Zee, serce Dunk'a nagle przyspieszyło. Na czole pojawiły się kropelki potu. Jego żołądek ścisnęło jakieś uczucie przerażenia, jakby za progiem czekało na nich coś bardzo złego. Kiedy Gemini otworzył drzwi i weszli razem do pomieszczenia, Dunk zobaczył przed sobą całą grupę ludzi: NuNew'a, Zee, Fourth'a, Phuwin'a, Pond'a, Magnusa Bane'a, doktora Jimmy'iego oraz...

Joonga Archena Aydina. Swojego chłopaka. A raczej byłego chłopaka.

– Dzień dobry, Dunk – Przywitał go ciepło P'Zee i wskazał mu dłonią wolne krzesło tuż obok siebie. Pond, Phuwin i doktor Jimmy siedzieli obok siebie na kanapie. Za drugim biurkiem miejsce zajął NuNew, a Magnus stał przy oknie z nieodłączną szklaneczką wypełnioną whisky. Dunkowi zaczęło szumieć w głowie. Tysiące nieproszonych myśli zaatakowały go nagle i bez ostrzeżenia. Zachwiał się i jeśli nie upadł to tylko dlatego, że Gemini go podtrzymał. Gem zaprowadził go do krzesła. Magnus wyczarował kolejne dwa krzesła dla siebie i Gemini'iego.

– Dzień dobry szefie – Odpowiedział mu słabo, kłaniając się. – Czy mogę wiedzieć, co się stało? Mamy jakąś nową misję?

– Owszem. Pozwolisz, że nie będę owijał w bawełnę i powiem, jak sprawa stoi.

– Dobrze, szefie, proszę mówić.

– Zebraliśmy się tutaj w takim gronie, żeby omówić sposoby pomocy tobie i Joongowi.

– Pomocy mnie i Joongowi?! – Dunk wytrzeszczył oczy. Szczęka mu opadła, gdy to usłyszał. – Mnie?

Dunk wskazał palcem na siebie.

– Tak. Wiemy o twojej chorobie i wiemy, że obaj z Joongiem jesteście tak bardzo zaślepieni miłością do siebie wzajemnie, że nie przyszło wam do głowy, żeby porozmawiać z nami, zanim podjęliście pewne głupie decyzje, których skutki musimy teraz odwrócić.

– HUH?!

Dunk nic z tego nie rozumiał. P'Zee wystarczyło jedno krótkie spojrzenie, by podjąć decyzję.

– Nong Gemini, włącz nagranie – Rozkazał chłopakowi.

Norawit posłusznie wykonał polecenie i już po chwili wszyscy usłyszeli rozmowę, jaką Fourth i Gemini przeprowadzili z Joong'iem. Na sam jej koniec Dunk już nie potrafił powstrzymać łez wzruszenia, rozpaczy i przerażenia.

– Gdyby nie inicjatywa tych dwóch młodych, dzielnych Rycerzy Światła, Gemini'iego i Fourth'a, nie wiedzielibyśmy, co się wydarzyło – P'Zee z dumą spojrzał na Gemini'iego i Fourth'a. Nie było tajemnicą, że obaj byli jego ulubieńcami.

– Podsumowując – Do rozmowy włączył się NuNew. – Obaj wzajemnie staracie się chronić, ale wybraliście bardzo złe drogi. Joong, Dunk dlaczego nie przyszliście z tym do nas? Czemu nam nie powiedzieliście?

– Myśleliśmy, że P'Zee wie – Odpowiedział zgodnie z prawdą Joong, a Dunk kiwnął potakująco głową.

– Hę? Skąd miałbym wiedzieć?

– Doktor Jimmy ci nie mówił?

Wszystkie spojrzenia spoczęły na biednym doktorze, który poczerwieniał na twarzy. Z pewnym trudem przyznał, że po prostu zapomniał wspomnieć o tym szefowi.

– Idiota – Joong, który z jakiegoś powodu nigdy nie lubił doktora Jimmy'iego popukał się środkowym palcem w czoło, wyraźnie kierując ten gest do Jimmy'iego. – Myśleliśmy, że mu powiedziałeś i że P'Zee po prostu nas zignorował, bo nie mógł nam pomóc!

– Ej, ej, ej, tylko bez takich gestów do mnie! – Jimmy zdenerwował się zachowaniem Joong'a.

– Chłopcy, chłopcy uspokójcie się. Nie czas teraz na dziecinne sprzeczki. Musimy znaleźć jakiś sposób by wam pomóc – Przerwał im P'Zee.

– Myślę, że jest jeden sposób, żeby Joong nie utracił wspomnień i mógł do nas wrócić – Powiedział Magnus spoglądając do środka swojej szklaneczki z alkoholem. Mówił to niedbałym, lekceważącym tonem, ponieważ nie chciał ich bardziej przestraszyć.

– Naprawdę?! – Oczy Joong'a rozjaśniły się, a na twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech.

– Nie ciesz się tak szybko. To będzie bolesne. Słyszałem, że pracuje dla was wampir?

– Gun nie jest całkiem wampirem, jest hybrydą.

– Nie szkodzi, ważne, że ma cechy wampira. Przyprowadźcie go.

Dunk i Gemini pomyśleli o tym samym w tej samej chwili, wymienili ze sobą przerażone spojrzenia i wykrzyknęli jednocześnie:

– Chcesz zamienić Joong'a w wampira?!

– Mądre z was chłopaki – Pochwalił ich Magnus. – Dokładnie tak.

– Nie, nie ma mowy! – Zaprotestował natychmiast Dunk. – To cholernie bolesne, nie możecie tego zrobić.

– No proszę, czyli jednak się o niego martwisz? A udawałeś, że już go nie kochasz – Phuwin powiedział drwiącym tonem.

– Powiedziałem tak, bo nie wiedziałem, że ten głupek zawrze jakiś pakt z siłami ciemności! Powiedziałem tak, bo myślałem, że sprawię, że przestanie mnie kochać i nie będzie cierpiał, kiedy ja umrę!

– Ale ty nie umrzesz! Właśnie dlatego to zrobiłem! Dla ciebie, żebyś nie umarł – Wyjaśnił nieco zbyt głośno Joong i chwilę później obaj chwycili się w ramiona i zaczęli siebie wzajemnie przepraszać.

– Aha, okay – Podsumował to, co działo się przed nim Gemini, a Fourth, chociaż sytuacja wcale nie była zabawna, roześmiał się, uderzając dłonią we własne czoło.

Pond wyszedł i po kilku minutach wrócił z Gunem.

Magnus wyjaśnił im swój plan.

– Dunka mogę uleczyć za pomocą runy leczącej oraz odpowiedniego wywaru, który mam w swojej domowej apteczce. Natomiast sytuacja Joong'a jest nieco gorsza. Gemini i Phu... To znaczy Dunk – Poprawił się szybko Magnus, dla którego wszyscy trzej bracia byli trudni do odróżnienia zwłaszcza kiedy stali przed nim ubrani w identyczne jasnoszare swetry z wielkimi złotymi literami KotL i herbami ich Instytutu na środku oraz czarne, długie spodnie z włosami uczesanymi identycznie na oba boki czoła. – Gemini i Dunk mają rację, musimy zamienić cię w wampira przed północą. Chyba, że wolisz umrzeć ostatecznie.

– Nie, nie chcę umierać, chcę zostać przy moim Dunku do końca świata i jeden dzień dłużej.

– Świetnie, w takim razie pora, żebyśmy omówili każdy szczegół naszego planu.

I tak rozpoczęła się walka z czasem. Każdemu przydzielono jakieś zadanie.

Zanim nadeszła północ, Joong oficjalnie już nie żył. Tak oto udało im się przechytrzyć Chóry Anielskie i siły ciemności. Z Księciem Piekieł Magnus spotkał się osobiście i zmusił go do cofnięcia klątwy.

Przed godziną osiemnastą wszystko było gotowe. P'Zee osobiście zaprowadził Joonga i Dunka do piwnic Instytutu. Jedno z pomieszczeń wyglądem przypominało kościół Niemagicznych, z tym, że w samym jego centrum ustawiono wielki blok marmuru, na którego bokach wygrawerowano napisy po łacinie. Po obu stronach czegoś, co przypominało ołtarz, ustawiono dwie złote figury aniołów: jeden był płci żeńskiej, drugi męskiej. Męski anioł wyglądał groźnie i trzymał nad głową wielki miecz. Kobiecy anioł przez rękę przewieszony miał kosz z owocami i uśmiechał się delikatnie.

Joong samodzielnie ułożył się na płycie z marmuru. Dunk chwycił go za rękę.

– Wróć do mnie, wróć do mnie szybko.

– Wrócę, obiecuję – I to były słowa, które niosły ze sobą upragnioną obietnicę. Dunk przyciągnął Joong'a do siebie i mocno pocałował.

Gun wygonił ich, prosząc, by wrócili za pół godziny. Dunk nie chciał opuszczać swojego ukochanego i Joong musiał osobiście wypchnąć go poza drzwi.

Te pół godziny dłużyło im się niczym wieczność. Gdy w końcu minęło i wpuszczono ich do sali, by Dunk mógł po raz ostatni zobaczyć swojego chłopaka przed przemianą, Dunk nie potrafił zmusić się do dotknięcia chłodnego, martwego ciała.

– Będzie dobrze. Zobaczysz, będzie dobrze – Gemini powiedział do swojego brata, kładąc mu rękę na sercu. – Obaj jesteście bardzo silni. Twój Joong do ciebie wróci już niedługo. On cię kocha, ty kochasz jego, to jeszcze nie koniec.

– Wiem, ale nie mogę sobie wyobrazić tego, że mój chłopak będzie wampirem.

– Ma to też swoje dobre strony – Zauważył z chytrym uśmieszkiem Gun Atthaphan.

Dunk ostatni raz spojrzał na ułożone na kamiennej płycie z marmuru blade ciało swojego chłopaka. Jedna, samotna łza wydostała się spod powieki i spłynęła po policzku. Gemini i Phuwin wyprowadzili go z otoczonej zaklęciami piwnicy Instytutu.




😆😬😭😉🖤🥺😅❤️😂🤪👀👋☺️👻🥰💙🧡🤗💛🤍💖🤦🏻‍♀️😒🤫😤😡😈😇😎✨🪄☀️🇵🇱🤣😜🤩

Myśleliście, że będzie spokojnie?!

Ja i spokojnie?!?!

Ha ha ha ha!

🤣😜🤪

Przepraszam!!!

Kocham Was anyways!

~Annie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro