*41*
Gdy przeszli przez portal, tuż za przejściem czekali na nich już doktor Jimmy, Mixxiw, Gun, Off, P'Zee oraz Ciize. Ciize miała na sobie strój pielęgniarki i Fourth od razu zrozumiał, jaką rolę przejęła w Instytucie. Dopiero wtedy dotarło do niego, że czas na Ziemi rzeczywiście płynął wolniej niż na Gai II. Wszyscy natychmiast rzucili się do pomocy i zaprowadzili poszkodowanych do gabinetu lekarskiego. Jimmy poprosił Gemini'iego, Firsta i pozostałych, którzy nie byli ranni, żeby zaczekali na zewnątrz, a oni wykonali jego polecenie bez żadnych protestów.
Joong usiadł na podłodze, opierając plecy o ścianę. Dunk zajął miejsce obok niego, opierając głowę na jego ramieniu. Gemini krążył po całym korytarzu w tą i z powrotem nie potrafiąc znaleźć sobie miejsca.
– Nie martw się, będzie dobrze, mój brat to twardziel, poradzi sobie – Zapewnił go First, po czym wyczarował dla każdego kubek gorącego napoju. Gem objął swój różowy kubek obiema dłońmi.
– Wiem, wiem. Po prostu jeszcze nie zeszły ze mnie te wszystkie emocje.
– Rozumiem. Chcesz się przejść na krótki spacer?
– Nie wiem, czy mogę, a co, jeśli Fourth będzie chciał mnie zobaczyć?
– Wytrzyma bez ciebie kilka kolejnych minut.
– Ale ja bez niego nie wytrzymam – Odpowiedział Gemini robiąc bardzo smutną, pełną uroczego żalu minę. First położył rękę na jego ramieniu i zaczął delikatnie wypychać go w kierunku drzwi, które prowadziły do ukrytych ogrodów.
Gemini w końcu się poddał i pozwolił, by First zaprowadził go tam, gdzie chciał. Gdy tylko przekroczyli bramę do tajemniczych ogrodów, do Gemini'iego natychmiast coś podbiegło. Gem spojrzał nieco w dół i ujrzał pięknego, dorodnego lwa z bujną grzywą. W ich magicznym świecie również zwierzęta były magiczne. Szybko dostrzegł, że grzywa tego konkretnego młodego lwa różniła się od innych, które dotąd widział. Gdy pogłaskał domagającego się pieszczot wielkiego kota, zauważył, że ktoś zaplótł grzywę w warkoczyki zakończone kokardkami w różnych kolorach.
Widząc to nie mógł powstrzymać śmiechu.
– Kto to zrobił? – Zapytał rozbawiony.
– A jak myślisz?
– Obstawiam... eeee... Obstawiam, że ty.
– Nie trafiłeś! Dunk z Phuwinem! To był ich pomysł.
– A niech no ja ich dorwę! – Gemini udał, że się złości. Wyciągnął w górę przed siebie zaciśniętą pięść i pogroził nią swoim braciom.
Lwiątko, które powoli przestawało być tylko uroczym młodym lwiątkiem, a stawało się pełnoprawnym dorosłym lwem, trąciło swojego pana nosem w rękę jakby chciało powiedzieć: „Witaj w domu, mój panie. Cieszę się, że wróciłeś, czekałem na ciebie, zobacz, jaki jestem wierny".
Gemini, First i lwiątko podeszli do najbliższej ławki. Gem i First usiedli, a lew wspiął się i oparł przednie łapy na kolanach swojego pana domagając się kolejnej porcji pieszczot. Chwilę później na ramię Gemini'iego sfrunął również feniks należący do Fourth'a.
– Cześć panie feniksie, miło cię znów widzieć – Przywitał się z ptakiem Gemini, głaszcząc go delikatnie po piórach na grzbiecie. Feniks skubnął delikatnie dziobem płatek jego ucha, po czym dotknął swoją głową policzka chłopaka. Z jego dzioba wydostały się dźwięki, które zadziałały na obu nocnych gości ogrodów niczym leczniczy balsam, usuwając wszelki lęk i niepokój, a pozostawiając po sobie tylko łagodny powiew nadziei na lepsze jutro.
Gemini pomyślał, że mógłby tak siedzieć nawet i kilka dni słuchając kojącego śpiewu Feniksa, głaszcząc miękkie futro lwiątka i wpatrując się w gwiazdy ponad swoją głową. Chłopcy uspokojeni i napełnieni nową energią do podejmowania kolejnych wyzwań, pozostawili zwierzęta w ogrodach i powrócili do środka Instytutu. First zaprowadził Gemini'iego pod gabinet lekarski.
Nie czekali zbyt długo. Zaledwie trzy minuty później wyszedł doktor Jimmy i powiedział.
– Pacjenci są już bezpieczni. Ich życiu i zdrowiu nic nie zagraża, możecie wejść do środka.
Gem nie dał się dwa razy prosić. Sprawnie wyminął Jimmy'iego jeszcze zanim ten skończył mówić. Fourth już na niego czekał, siedząc na wysokim łóżku i machając w powietrzu nogami. Wyglądał naprawdę dobrze i zdrowo. Uśmiechnął się, gdy tylko zobaczył swojego chłopaka.
– Już nigdy nie puszczę twojej ręki, nigdy! – Zapewnił go Gemini i chwycił w objęcia, przyciskając ich ciała do siebie tak bardzo, że nie dałoby się między nich wetknąć nawet szpilki.
– Przestań, głupi, udusisz mnie! – Wyszeptał wzruszony Fourth, mierzwiąc włosy Gemini'iego.
– Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo się bałem, jak bardzo się o ciebie martwiłem – Powiedział Gemini, odsuwając się delikatnie od Fourth'a i obrzucając go uważnym spojrzeniem.
– Gemi, już w porządku, jestem tu, jestem bezpieczny. Nikt mnie tobie nie zabierze – Obiecał mu Fourth i przyciągnął go do siebie, by złożyć na jego czole długi pocałunek. – Jestem twój i nie pozwolę, by ktokolwiek zabrał mnie od ciebie. Kocham cię, wiesz? Mój ty głupolku!
Jimmy, Mix i First wpatrywali się w tą uroczą scenę jak urzeczeni.
– Dobra robota, doktorze – First pochwalił swojego nowego przyjaciela.
– Dzięki. To nie było trudne zadanie. Ta kobieta nie podała im trucizny, to był tylko alkohol.
– Co?! Jak to możliwe?
– Sam nie wiem jeszcze, ale się dowiem. Podejrzewam, że obie substancje miała umieszczone w podobnych butelkach i po prostu się pomyliła. Idę z Zee przesłuchać ją, przyjdźcie jutro do gabinetu P'Zee, Zee ma wam wszystkim coś ważnego do przekazania.
Gemini i Fourth przyjrzeli się uważnie sylwetce Iris. Coś im nie pasowało, coś się wyraźnie zmieniło, lecz na pierwszy rzut oka nie potrafili powiedzieć, co to było. Dopiero, gdy wstała z krzesełka, by podejść do drewnianego regału ze zbiorem starych ksiąg i mniejszych książek, która stała za biurkiem nauczyciela, Gemini i Fourth zrozumieli, na co patrzą. Wymienili ze sobą zaskoczone spojrzenia.
– Nie... – Wyszeptał Fourth.
– Też to widzisz?
– Mhm – Przytaknął tylko Fourth niezdolny by wypowiedzieć cokolwiek innego.
– Iris jest w ciąży? – Gem już przeczuwał, że czekają go kłopoty, nie wiedział tylko, jakiego gatunku ani czego się spodziewać. Rozejrzał się po auli, a widząc, że są w niej tylko we trójkę, ponieważ pozostali udali się na zasłużoną przerwę, poczekał, aż Iris wróci na swoje miejsce. Wstał i gdy już miała usiąść, zagrodził jej drogę.
–Iris... Ty... Ty jesteś w ciąży? – Zapytał, pokazując palcem na jej widocznie już zaokrąglony brzuch, niezbyt dobrze ukryty pod szeroką, różową bluzą z kapturem.
Iris tylko zrobiła minę wyrażającą potwierdzenie. Gem już wiedział, co to oznacza. Jego palec przestał wskazywać na nią i teraz skierował go na swoją własną klatkę piersiową w niemym pytaniu: „Moje?"
– Twoje albo Fourth'a – Wyjaśniła spokojnie Iris, co spowodowało ich zaskoczenie. Teraz obaj wpatrywali się w nią z otwartymi ustami i oczami, nie dowierzając w to, co usłyszeli. Iris poczuła, że musi im to wytłumaczyć. Długo biła się z myślami, lecz nie miała prawa ukrywać tego, nie przed nimi, skoro jeden z nich prawdopodobnie jest ojcem. – Pamiętacie imprezę, jaką zorganizowała pani Puitrakul, gdy odnalazła swoich synów?
Chłopcy zamyślili się i przypomnieli sobie tamten dzień, dużo śmiechu, głośna muzyka, kolorowe, błyskające światła i tony alkoholu, wieczór zakończony w... w pokoju należącym do Gemini'iego.
– Nie jeden z nich, obaj są ojcami – Ktoś przerwał im rozmowę, którą byli tak bardzo pochłonięci, że nie zauważyli pojawienia się intruza. Z boku od strony drzwi w ich kierunku zmierzał doktor Jimmy w swoim czerwonym fartuchu.
– CO?! – Wykrzyknęła jednocześnie cała trójka.
– Tak, to bardzo rzadki przypadek, u Niemagicznych w ogóle się nie zdarza, ale między hybrydami sprawa wygląda trochę inaczej. Chodźcie do mojego gabinetu, wszystko wam pokażę i wytłumaczę.
Gemini i Iris podążyli bez słowa za doktorem, ale Fourth nadal tkwił jak sparaliżowany przy swoim stoliku nie będąc w stanie się poruszyć.
Iris była w ciąży. A doktor Jimmy mówił, że obaj są ojcami. Jak to możliwe?
Doktor Jimmy zrozumiał, że to na nim spoczywa ciężar wyjaśnienia wszystkiego. Gdy zasiedli już w jego gabinecie, zaczął im wyjaśniać.
– Pamiętacie ten poranek, kiedy obudziliście się wszyscy razem w jednym łóżku? Ta kobieta, która was porwała, miała obsesję na punkcie stworzenia nowej rasy ludzi, tak zwanych „nadludzi". To nam dało do myślenia. Skontaktowaliśmy się z naszymi kolegami z Europy i okazało się, że od 1945 roku poszukiwali jednego z groźnych demonów, który przybrał imię Adolf Hitler.
Fourth poczuł, że jego gardło ściska się nieprzyjemnie.
Hitler? Ten psychopata i morderca? Potwór, który doprowadził do wojny, w której tracili życie niewinni ludzie? Słyszał o tym. Gem, widząc zdenerwowanie swojego chłopaka, wyciągnął rękę przed siebie i ścisnął go za kolano, jakby mówił: „Jestem tuż obok, nie martw się". Tymczasem Jimmy kontynuował.
– Użyliśmy wszelkich dostępnych nam metod, by dowiedzieć się prawdy. Hitler wcale nie zginął w 1945, był osłabiony, ukrył się na wiele lat, zanim odzyskał siły. Kiedy dowiedział się o przepowiedni dotyczącej pojawienia się najsilniejszej Hybrydy ze wszystkich, chciał wykorzystać magiczne zdolności tej Hybrydy do stworzenia swojej wymarzonej rasy nadludzi. Dlatego przyjął postać kobiety i porwał Fourth'a oraz Firsta. Błędnie sądził, że to jeden z nich jest przepowiadaną od wieków Hybrydą. Gdy mu uciekliście, nie porzucił swojego planu. Porwał Iris oraz was obu, zamknął was w hotelu, odurzając eliksirem, przez co nie byliście w stanie z nim walczyć. Pobrał od was obu próbki nasienia i sobie tylko znanym sposobem połączył je, wierząc, że 9 miesięcy później na świat przyjdzie istota, którą będzie mógł w pełni kontrolować, która będzie posłuszna jemu. Nie wiedział tylko, że Iris, będąca w pełni Magiczną istotą, była w stanie dać nowe życie dwóm osobnym płodom.
Fourth siedział przy biurku razem z Gemini'im i Iris, słuchał tego i zdawało mu się, że doktor Jimmy przemawia do niego w jakimś obcym, bardzo niezrozumiałym języku.
Hitler? Rasa nadludzi? Dwa płody? Bliźnięta?
Nic z tego nie rozumiał, nie docierało to do niego nawet wtedy, gdy doktor Jimmy wręczył im zdjęcie USG.
– Będziemy mieli dziecko? – Zapytał cichym, niewyraźnym głosem Gemini. Był blady, zbyt blady.
– Raczej dzieci. Jest ich dwoje – Doktor Jimmy postukał palcem w zdjęcie USG, wyjaśniając to, co widzieli.
– Super, zawsze chciałem być tatą, nie myślałem tylko, że to będzie możliwe – Ku wielkiemu zdumieniu wszystkich Gemini uśmiechnął się. Nie wyglądał na tak przerażonego jak Fourth, wręcz przeciwnie, wyglądał, jakby ta wiadomość naprawdę go cieszyła. Poniekąd tak właśnie było: Gemini nie był zadowolony z tego, w jaki sposób do tego doszło, czuł się winny i bezradny, ale jednocześnie na dnie świadomości wciąż miał wspomnienie o swojej mamie, która bardzo chciała mieć wnuki, ale porzuciła nadzieję na to, że to się wydarzy, gdy każdy z jej synów związał się z chłopakiem. W jego umyśle walczyły ze sobą całkowicie sprzeczne odczucia. Gem chciał się cieszyć z tego, że już niedługo zostanie ojcem, ale jednocześnie czuł wstyd i zażenowanie. Nie tak to miało wyglądać. Fourth bezbłędnie odczytał tajemniczy ból kryjący się w jego oczach.
Dopiero po kilku wlekących się jak wieczność w ślimaczym tempie minutach to do nich dotarło i poczuli na sobie ciężar odpowiedzialności. Początkowa radość i ekscytacja zamieniły się w trudny do opanowania i opisania strach.
– Nie wydaje ci się, że jesteśmy za młodzi, by stać się rodzicami? – Zapytał Gemini, wpatrując się ponuro w trzymane w dłoni przed sobą zdjęcie USG.
– Chłopcy, nie martwcie się, nie chcę was do niczego zmuszać. Jeśli czujecie, że nie jesteście gotowi, to w porządku, jakoś sama dam radę, a jak nie, to pomoże mi April.
– April? – Zdziwił się Fourth. – Chyba nie mówisz o mojej mamie?
– A jak myślisz? April Puitrakul to twoja i Firsta mama, prawda? Tak czy inaczej to babcia jednego z nich, więc może mi pomóc w ich wychowaniu. Myślę, że będzie nawet bardzo szczęśliwa, skoro nie miała okazji przyglądać się dorastaniu swoich dzieci.
Chłopcy zgodnie przyznali jej rację. Faktycznie pani Puitrakul wydawała się być dobrą opcją. Ale Fourth przeczuwał, że coś mu tu nie pasuje.
– Ale zaraz... Co cię łączy z moją mamą?
– Yyyyy? Czemu o to pytasz? – Iris wydawała się zmieszana. Nagle zaczęła unikać kontaktu wzrokowego z chłopakami, patrzyła wszędzie, tylko nie na nich, bawiąc się nerwowo telefonem.
– Odpowiedz, proszę.
– No... No... April jest mamą ojca mojego dziecka, to chyba normalne?
To wcale nie zabrzmiało, jakby to było coś normalnego i teraz również Gemini nabrał podejrzeń i to on pierwszy skojarzył fakty.
– Chyba wiem – Wtrącił się Gemini. – Ty i pani Puitrakul macie romans.
– HUH?! – Dwie głowy natychmiast w zgodnym rytmie odwróciły się w jego stronę, jedna twarz ukazywała całkowite osłupienie, podczas gdy na drugiej dało się dojrzeć rezygnację i smutek. Iris poddała się. Usiadła wygodniej na fotelu, opierając plecy o miękkie oparcie. Zaczęła mówić, a w miarę jak opowiadała, emocje opadały, a oni mieli przed sobą coraz jaśniejszy obraz prawdy, której tak bardzo potrzebowali.
– Pani April Puitrakul była moją osobistą trenerką, gdy to ja miałam dołączyć do Rycerzy Światła. Spędzałyśmy razem bardzo dużo czasu, to było jeszcze zanim którykolwiek z was pojawił się w Instytucie. Któregoś razu zostałyśmy wysłane na misję. To była delikatna sprawa i najprościej było posłać dwie kobiety. Gdyby wysłano mężczyzn, mogłoby dojść do buntu. Wyruszyłyśmy do Polski, odwiedziłyśmy tam znacznie starszą siostrę pani April, mamę polskiego skoczka narciarskiego, Kamila Stocha. Potem wyruszyłyśmy w góry. Było lato, a mimo to noce bywały bardzo zimne. Rozbiłyśmy obóz, by przeczekać jedną z burz. Nie miałyśmy nic do roboty, więc zaczęłyśmy rozmawiać, od słowa do słowa poznawałyśmy siebie wzajemnie coraz lepiej i lepiej. Wtedy ona wyznała mi, że jej się podobam. Tak po prostu to powiedziała. Chyba byłam w szoku, poprosiłam o to, żeby dała mi trochę czasu, a jednocześnie wiedziałam, że ja do niej czułam to samo. Jak już mówiłam, wtedy jeszcze was nie znaliśmy, myśleliśmy, że nigdy was nie odnajdziemy. Ciągle się zastanawiam, czy April nie chciała w ten sposób zapełnić pustki po was i waszym ojcu, ale ona twierdzi, że tak nie było. Po namyśle i jej usilnych zabiegach zgodziłam się i gdy już byłyśmy razem od ponad dwóch tygodni, wy wkroczyliście w nasze życie. Najpierw Gemini, a krótko potem Fourth. Gdy okazało się, że Fourth to jeden z zaginionych braci Puitrakul, byłyśmy i szczęśliwe i przerażone. Jednocześnie zdałyśmy sobie sprawę z tego, że zabrnęłyśmy za daleko, że nie da się tego cofnąć, że już nie potrafimy wrócić do poprzednich relacji. Wybacz nam, Fourth.
Fourth nie chciał dłużej tego słuchać.
– Matka mojego dziecka ma romans z moją własną matką? – Skrzywił się z niesmakiem. – Nie. Sorry, ale dla mnie to za dużo.
Podniósł się i wybiegł z pokoju, wpuszczając do środka chłodny powiew wiatru wdzierającego się przez otwarte na korytarzu okna. Gemini spojrzał na Iris, ta skinęła głową, dając mu znak, że powinien pójść za Fourth'em. Rozumiała, że chłopcy mieli teraz sporo do przemyślenia i potrzebują czasu, nawet jeśli jej czas powoli się kończył.
– Przepraszam – Powiedział jedynie Norawit i opuścił pomieszczenie.
Gemi długo szedł korytarzem, podążając za idącym bardzo szybko swoim chłopakiem, który wyglądał, jakby mógł uderzyć każdego, kto stanąłby na jego drodze lub pisnął choćby słowo. Był podminowany. Jeszcze nigdy wcześniej nie czuł się tak podle. Dopiero teraz zaczynał rozumieć, przez co przechodził First. Szedł przed siebie, nie zdając sobie sprawy z tego, dokąd idzie. W uszach wciąż brzmiały mu słowa Iris. Był zawiedziony, rozczarowany i zraniony, chociaż nie rozumiał, dlaczego się tak czuje.
Gemini dogonił go dopiero w głównym holu Instytutu, chwycił go w ramiona i usiłował przytulić. Fourth chciał się wyrwać z tego uścisku, odpychał od siebie swojego chłopaka, machając na oślep rękoma, a im bardziej z nim walczył, tym usilniej Gem przyciągał go do siebie. W końcu się poddał i zaczął szlochać, ściskając w pięści materiał koszulki Gemi'iego.
– Dlaczego? Dlaczego to wszystko musi się przytrafiać mnie i osobom, które kocham? Dlaczego życie jest takie okrutne?
Wiedział, że Gem też nie zna odpowiedzi, ale nie dbał o to, nie czekał na żadną odpowiedź, nie chciał tego zrozumieć. Chciał jedynie, by przestało być tak bardzo skomplikowane.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro