Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*20*

Gemini uważnie przyjrzał się chłopakowi, który przekroczył próg gabinetu P'Zee u boku NuNew'a. Chłopak był nieco wyższy niż New, ale niewiele, miał proste, lśniące, czarne włosy z zaledwie dwoma blond pasemkami i dziwnie smutne brązowe oczy. Za lewym uchem miał niewielki tatuaż z nutką. Gemini uśmiechnął się do niego, mając nadzieję, że jego uśmiech naprawdę pokazuje jego radość. Przygładził własne włosy, chcąc wyglądać jak najlepiej w oczach tego nieznajomego.

Przywykł już do nazywania go „Mój Nieznajomy" i teraz trudno było mu po prostu nazywać go Fourth, a przecież tak brzmiał jego pseudonim. Przyjrzał się jego wciąż lekko mokrym włosom z zainteresowaniem. Pomyślał głupio o tym, że ciekawie by było być tym, który widzi Fourth'a zaraz po wyjściu spod prysznica, gdy po jego ciele w niektórych miejscach nadal spływały maluteńkie strumyczki wody, to musiał być naprawdę niesamowity widok. Wyobrażając sobie to, Gem nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, który wypłynął na jego usta.

Tymczasem Fourth wyglądał na zdezorientowanego. Spoglądał to na Phuwina, to na Gemini'iego i zastanawiał się, który z nich to Gemini, a który Phuwin, wyglądali niemal identycznie i mógłby śmiało stwierdzić, że są bliźniakami. Trochę rozbawił go fakt, który zdradził mu New, a mianowicie to, że Gemini dostał swój pseudonim właśnie dlatego, że jego znakiem zodiaku były Bliźnięta. Jego serce zadrżało, gdy wymienił spojrzenia z chłopakiem siedzącym przy biurku.

Nie wiedział, skąd to wie, ale po prostu wiedział, że to właśnie siedzący naprzeciwko Zee chłopak to ten, który pojawiał się w jego snach, który tyle razy prosił go, żeby go odszukał. Fourth nigdy nie starał się go znaleźć, chociaż sny pojawiły się mniej więcej pół roku temu i to właśnie one były powodem, dla którego pewnego razu odpuścił sobie lekcje i poszedł do teatru, w którym poznał NuNew'a. Tamtej nocy jego sen był naprawdę przerażający. Zobaczył najpierw tego chłopaka idącego w jego stronę przez przerażająco pusty teren Siam Paragon, gdzie dookoła nie było ani jednej istoty żywej, a gdy chłopak do niego podszedł, zobaczył, że płacze. Próbował otrzeć jego łzy, ale kiedy tylko wyciągnął ku niemu rękę, usłyszał wystrzał jak z pistoletu i na piersi nieznajomego pojawiła się szybko rosnąca czerwona plama, przerażająco kontrastująca z białą koszulką z nadrukiem „Antisocial Social Club".

– Pomóż mi, proszę, pomóż mi – Prosił tamten chłopak, powoli osuwając się na podłogę. A Fourth chciał mu pomóc, lecz nie mógł, oddzielała ich od siebie jakaś niewidzialna ściana, widział go, słyszał jego błaganie o pomoc i chciał coś dla niego zrobić, ale coś go powstrzymywało.

Nie wiedział, czego dotyczył sen, nie przypominał sobie, żeby w ciągu ostatnich 24 godzin oglądał jakiś film, który mógłby sprawić, że właśnie to zobaczył. Wspomnienie tego chłopaka jeszcze długo go nawiedzało nie dając mu spokoju. Czuł, że nie uda mu się skupić na lekcjach, a że tamtego dnia nie mieli żadnego quizu, mógł sobie pozwolić na odpuszczenie jednego dnia, tym bardziej, że dotąd miał wzorową frekwencję.

A teraz, kiedy się spotkali, kiedy okazało się, że ten chłopak istniał naprawdę, wspomnienia uderzyły w Fourth'a z siłą tajfunu, niemal zwalając go z nóg. Pociemniało mu przed oczami, zachwiał się i byłby upadł, gdyby Phuwin zupełnie instynktownie nie podbiegł do niego i go nie podtrzymał. Phu podprowadził go na stojącą w rogu pokoju czarną, skórzaną kanapę. Gemini natychmiast wstał ze swojego miejsca, podszedł do Fourth'a i bezwiednie dotknął dłonią jego czoła sprawdzając, czy nie ma gorączki. Jego skóra była zaskakująco chłodna.

– F-Fourth? Wszystko... Czy wszystko w porządku? – Zapytał drżącym z niepokoju głosem, znów lekko się jąkając. Był tak blisko swojego obiektu westchnień, chłopca, którego szukał od trzech lat, patrzył mu w oczy i nie mógł powstrzymać swojego serca od martwienia się o niego.

– Mhm – Mruknął tylko Fourth.

– New, powiedz mi, czy on tak zawsze się zachowywał? – Teraz i Phuwin zaczął się martwić.

– Nie, właściwie to nigdy, a dzisiaj zdążył już zemdleć, zanim przyjechaliśmy do mnie.

– Niedobrze, bardzo niedobrze, może doktor Jimmy powinien go zbadać?

– Nic mi nie jest! – Zaprotestował gwałtownie Fourth, czując przypływ energii. – Po prostu od wczoraj nic nie jadłem.

– Nic nie jadłeś?! – Krzyknęli jednocześnie Phuwin, Gemini i New.

– Czy ty w ogóle jesteś normalny? – Zakwestionował jego stan psychiczny Phuwin. – Trzeba jeść. Chyba nie chcesz się zagłodzić na śmierć?

– Oczywiście, że nie chcę, nie jestem głupi – Fourth odpowiedział spokojnym tonem, nie chcąc wszczynać kłótni z kimś, kogo nie znał. – Po prostu zapomniałem. Miałem dużo na głowie.

– Chłopcy, chłopcy! Tylko się nie kłóćcie. Chodźcie, pójdziemy na stołówkę, jestem pewien, że znajdzie się tam coś smacznego do jedzenia – Zaproponował Zee, podnosząc się ze swojego miejsca. Przez chwilę trzymał w ręku marynarkę, zastanawiając się, czy powinien ją ze sobą zabrać, ale uznał, że to nie jest jego czas pracy i nie musi zachowywać się ani ubierać oficjalnie, więc odłożył ją na poręcz fotela. New z przyzwyczajenia chciał pomóc Fourth'owi iść, ale zanim zdążył do niego podejść, Gemini już chwycił go w pasie, przerzucił sobie jego rękę przez plecy sprawiając, że Fourth objął go ramieniem i wyprowadził z pomieszczenia.

Phuwin na ten widok uśmiechnął się krzywo.

„Ach ten mój braciszek! Jak tylko zobaczył swojego księcia z bajki, wszyscy przestaliśmy dla niego istnieć, mogłem się tego spodziewać!" – Pomyślał rozbawiony Phu i potrząsnął głową, idąc za nimi, tuż przed Zee.

Na końcu tego dziwacznego pochodu maszerował powoli New ze spuszczoną głową, starając się na patrzeć na idących na czele Gemini'iego i Fourth'a. Nie mógł jednak uciec przed tym, co czuł. Był rozdarty pomiędzy radością i dumą, że spełnił marzenie Gemini'iego, że pomógł chłopcom się spotkać, a rozpaczą, jaka rozdzierała jego duszę niczym ostry nóż.

Dopiero tracąc go zrozumiał, jak wielki skarb posiadał, lecz patrząc na Gemini'iego, który od pierwszej chwili był gotów zrobić wszystko dla Fourth'a, wiedział, że musi odpuścić. Dużo wiedział na temat bliźniaczych dusz, na temat parabatai i soulmate'ów i to właśnie było jak sól wysypana na świeżą ranę. Nie miał prawa ich rozdzielać, byli sobie przeznaczeni od początku. New wiedział o przepowiedniach, wiedział o tym, że to właśnie Gemini lub Fourth pewnego dnia staną na czele całego ich magicznego świata. Dotąd od czasów króla Louisa Tomlinsona, który zrzekł się korony, magiczny świat pozostawał podzielony, każdy kraj miał swój Instytut, swoje oddziały Nocnych Łowców i swoich najważniejszych ministrów. Korona nie należała do nikogo, ponieważ jak dotąd nikt nie wypełnił warunków przepowiedni.

Aż do dzisiaj.

Do dnia, w którym chłopiec z magicznej rodziny spotkał swoje przeznaczenie, drugiego chłopca, w którego duszy zaklęta była najsilniejsza cząstka Pradawnej Magii.

New wiedział o wszystkim, ale nie zamierzał z nikim dzielić się tą wiedzą. Przepowiednię znał od dawna, ale aż do tej chwili nie był pewien, kogo dotyczy. A teraz, mając przed sobą Gemini'iego i Fourth'a, nie mógł mieć żadnych wątpliwości. To nong Fourth był bratem Naznaczonego, to First był Naznaczonym, o którym wspominały stare księgi historyczne, to Gemini był Hybrydą przez wielkie „H", to ich działanie miało zdecydować o losach świata.

New nie chciał uczestniczyć w tej kolacji. Niepostrzeżenie wymknął się do swojego pokoju, by jeszcze raz przestudiować notatki, jakie poczynił w ciągu ostatnich pięciu lat, od chwili, gdy Nat nieopatrznie wspomniał o Wielkiej Klątwie Niemagicznych, którą zdjąć mógł tylko Sprawiedliwy Władca przez oddanie swojego życia za nich.

New sięgnął po wielkie, różowe pudło stojące na środkowej półce regału ustawionego w pobliżu perkusji. Ustawił karton na łóżku i wyjął z niego zeszyty sprowadzone ze świata Niemagicznych. Każdy z nich miał swój odręcznie napisany tytuł oraz rok i miesiąc powstania. New sięgnął po ten z napisem „Klątwy i przepowiednie, marzec 2565"

Przeglądając swoje zeszyty natknął się na notatkę brzmiącą bardzo zagadkowo.

„I będzie cierpiał on, ten, który serce ma najczystsze. Złoży ofiarę ze swojej miłości Sprawiedliwy Władca, swój dar najcenniejszy od Boga poświęci by ratować Przyziemnych. Nieświadomych i ślepych na Prawdę ocali, składając za nich swe życie w ofierze. A śmierć nie będzie dla niego przeszkodą. Z Ciemnością w swej duszy walcząc, spotka Syna Anioła, chłopca niewinnego i czystego, o duszy białej jak śnieg. I pokocha go, Przyziemnym dając przykład prawdziwej magii. Nim dwadzieścia minie mu wiosen, stoczy walkę, lecz tylko od niego zależy, czy powróci zwycięsko".

New przetarł oczy ze zdumienia. Nie pamiętał, żeby to pisał. Co więcej, charakter pisma był zupełnie inny niż jego własny. Kto to napisał i w jakim celu? Co mogło znaczyć? Chciał z kimś o tym porozmawiać, ale nikt nie przychodził mu na myśl. Podniósł wzrok znad notatek i zauważył zdjęcie P'Zee ukryte sprytnie przed wzrokiem ciekawskich na parapecie pomiędzy bujną roślinnością.

No tak, P'Zee. Tylko jemu można zaufać i tylko on mógł udzielić mu odpowiedzi. Pan Puttha wydawał się mniej pasować do tej roli i szczerze mówiąc, New jakoś mu nie ufał. Zabrał swój zeszyt, zablokował pokój rysując na drzwiach do niego odpowiednią runę za pomocą steli i ruszył w stronę stołówki, gdzie spodziewał się znaleźć Zee.

Tymczasem Gemini zajął się karmieniem Fourth'a. Usadził go na jednym z krzeseł przy stole ustawionym niemal w centrum pomieszczenia i szybkim krokiem podążył w stronę stołu szwedzkiego, na którym ustawiono wszelkie dostępne w kuchni potrawy. Gemini nałożył wszystkiego po trochę, nie wiedząc, co Fourth lubi jeść, a za czym nie przepada. Ustawił wszystkie talerze na dwóch tacach, z czego jedną podał stojącemu za jego plecami Phuwinowi, który tylko uniósł w górę obie brwi, ale nie skomentował tego w żaden sposób, a drugą sam zabrał. Postawił to wszystko przed Fourth'em, czekając na jego reakcję.

Fourth przyjrzał się jedzeniu krytycznym wzrokiem i odepchnął na bok talerz z mięsem, za to zabrał się do jedzenia warzyw.

– Nie mów mi, że jesteś fanem warzyw! – Wykrzyknął zaskoczony Gemini.

– Yhm, lubię je, są zdrowe i smaczne. A co, ty ich nie lubisz?

Gemini zawahał się.

Z jednej strony chciał zaimponować temu chłopakowi, chciał zrobić na nim dobre wrażenie, ale z drugiej strony... nie chciał kłamać. Fourth zrozumiał jego milczenie.

– Rozumiem.

– No, ai Gem, teraz będziesz miał kogoś, kto będzie mógł jeść warzywa za ciebie, mama na pewno pokocha swojego zięcia – Zażartował Phuwin, na co obaj chłopcy rzucili mu ostrzegawcze spojrzenia. Gemini podniósł w górę rękę, jakby chciał go uderzyć, na co Phu zareagował, rzucając się do ucieczki. Gem pobiegł za nim i przez kilka minut biegali pomiędzy stolikami. Gemini usiłował dogonić Phuwina i zmusić go do odszczekania tego, co powiedział, bojąc się, że przez takie wypowiedzi brata Fourth weźmie ich za kompletnych wariatów i nie będzie chciał mieć z nimi nic wspólnego. Nie chciał już pierwszego dnia zdradzać swoich uczuć, czując, że stąpa po kruchym lodzie, który przy jednym fałszywym ruchu może się załamać i pociągnąć jego i jego marzenia na samo dno, grzebiąc je w głębinach rozpaczy i samotności.

– Nie martw się, nong Fourth, u nich to normalne, są braćmi – Pospieszył z wyjaśnieniami Zee, który usiadł obok Nattawata. – Smacznego.

– Dziękuję P'Zee – Fourth złożył ze sobą obie dłonie i ukłonił się lekko.

– Jakbyś miał jakieś pytania, to pamiętaj, że zawsze możesz przyjść do mnie, drzwi mojego gabinetu stoją dla ciebie otworem.

Fourth uśmiechnął się z wdzięcznością, chociaż uwadze Zee nie umknęło to, że ten uśmiech był dziwnie smutny. Chłopak zabrał się ponownie do jedzenia warzyw. Musiał być wyjątkowo głodny, bo pochłonął niemal wszystko, co nałożył mu Gemini oprócz mięsa. Zjadł nawet porcję lodów. Zee, co było bardzo niepodobne do niego, zaśmiał się cicho widząc, jak młodzieniec wylizuje pucharek po lodach. Fourth spojrzał na niego skonsternowany i lekko speszony odstawił naczynie z powrotem na tacę. Zee, widząc, że Nattawat ubrudził sobie nos, nie mógł się powstrzymać, sięgnął po jedną z ustawionych na stole papierowych chusteczek i wytarł nią nos chłopaka.

Gemini widząc tą scenę bardzo wyraźnie, zatrzymał się tak gwałtownie, że biegnący dla odmiany za nim Phuwin wpadł na niego, przewracając go na podłogę.

New, który właśnie w tej chwili wszedł do pomieszczenia, też to zobaczył i niemal równocześnie z „Ai Gem!" wykrzykniętym przez Phuwina, krzyknął:

– P'Zee!

Zee od razu zrozumiał, że zrobił coś, czego nie powinien. Natychmiast podniósł obie ręce do góry w obronnym geście mówiącym: „Ja nic nie zrobiłem. Co złego, to nie ja".

Fourth miał wrażenie, że trafił do prawdziwego wariatkowa. Tutaj nikt nie zachowywał się poważnie ani normalnie. Wszyscy gadali coś o jakichś hybrydach, czarodziejach i magii, Zee, który podczas ich pierwszego spotkania wydawał mu się arogancki, wredny, samolubny, narcystyczny, szorstki i zbytnio skupiony na pracy, teraz wydawał się mięciutki i delikatny jak pluszowy miś, jego powaga i dostojność gdzieś zniknęły, ustępując miejsca delikatności, otwartości i żartobliwości. Fourth uznał, że widocznie Zee jest doskonałym aktorem.

„Zaiste, zasłużył na Oscara. Zgrywał takiego niedostępnego i niemiłego, a tymczasem to po prostu gigantyczny pluszowy miś! Nic dziwnego, że nie chciał pokazywać wszystkim tej swojej strony, ludzie chyba nie byliby zachwyceni widząc kogoś tak przystojnego i męskiego zachowującego się tak niedbale i dziecinnie" – Pomyślał Fourth.

Podrapał się bezmyślnie po głowie, zastanawiając się, co tu się właściwie wydarzyło. Phuwin podniósł się z podłogi i jak gdyby nigdy nic podał rękę Gemini'iemu, pomagając mu wstać. New stał w progu i właśnie w tej chwili schylił się, by podnieść kolorowe zeszyty, które najwyraźniej wypadły mu z rąk. Zee przyglądał się NuNew'owi z dziwną miną. W stołówce był jeszcze ktoś.

Przy najbardziej oddalonym od wszystkich stoliku siedział inny młody mężczyzna, bardzo szczupły i raczej niski, który spokojnie jadł swoją porcję lodów pistacjowych, jakby to, co działo się dookoła niego, było dla niego czymś tak zwyczajnym, że nawet nie zwracał na to uwagi. Na ciele miał mnóstwo czarnych rysunków, o których Fourth już wiedział, że to runy, a ubrany był w prosty, biały podkoszulek, mocno eksponujący jego szczupłą sylwetkę i raczej chude ramiona oraz szerokie dżinsowe spodnie pełne dziur. Na nogach miał białe klapki. Wydawało się, że bardziej interesują go lody niż zamieszanie dookoła niego.

Zee zauważył, że Fourth przygląda się tamtemu nieznajomemu i postanowił mu go przedstawić.

– To Gun Atthaphan, zapewne go znasz, bo w waszym świecie jest aktorem i grał w serialach takich jak „Not Me" czy „Theory of Love". Gun jest jednym z naszych najlepszych Rycerzy Światła. Jego specjalnym darem jest szybkość. Potrafi poruszać się bardzo szybko, chociaż niestety nie z prędkością światła. Oprócz jego przyjaciela, Offa Jumpol'a oraz waszego nauczyciela, pana Jakapana Putthy, jest jednym z najstarszych członków naszego oddziału, ma ponad 350 lat i jest hybrydą, synem czarownicy oraz wampira.

Fourth myślał, że się przesłyszał.

Syn czarownicy i wampira? Że co?

– Spokojnie, wiem, że to się wydaje trudne do zrozumienia, ale kiedy pan profesor Puttha wszystko wam wyjaśni, od razu zobaczysz, że to było łatwe.

Właśnie w tym momencie drzwi stołówki otworzyły się kolejny raz i Fourth usiadł nagle całkiem prosto z szeroko otwartymi oczami i lekko uchylonymi ustami ze zdumienia. W przejściu właśnie stali obok siebie Khaotung i First. Khaotung wciąż miał gips na ręce, chociaż teraz był on cały pokryty podpisami od pozostałych kierowców Formuły 1, a First obejmował go lekko ramieniem. Wydawało się, że pomimo złamanej ręki Khaotunga, obaj wręcz promieniowali szczęściem. Fourth, który nigdy dotąd nie widział swojego starszego brata z tak bardzo błyszczącymi ze szczęścia oczami, zaniemówił. Zdawało mu się, że to nie mogło się wydarzyć naprawdę.

Tymczasem Khaotung zlokalizował wzrokiem stół, przy którym siedzieli Fourth i Zee i skierował się właśnie w tą stronę. First, widząc swojego młodszego brata pomachał mu entuzjastycznie ręką. Ani na chwilę nie przestał się uśmiechać.

„Nie wiem, co zrobiłeś mojemu bratu, ale widząc go tak szczęśliwym, cieszę się, że jesteś w jego życiu i proszę, nigdy go nie zostawiaj. Mój brat zasługuje na to, żeby ktoś go pokochał już na zawsze" – Pomyślał z lekkim wzruszeniem Fourth.

– O, Khaotung, witaj – Zee uśmiechnął się do młodzieńca. New zmierzył swojego szefa krytycznym wzrokiem, jakby zastanawiał się, czy ktoś go przypadkiem nie podmienił, zostawiając u nich znacznie bardziej wesołego i przyjaznego Zee Pruka, przecież Zee był dotąd skupionym głównie na pracy ponurakiem, jak to możliwe, żeby tak szybko i nagle się zmienił i przeistoczył w swoje przeciwieństwo? Czyżby pan Puttha znowu eksperymentował z eliksirami i podał jakieś dziwactwo szefowi? To było możliwe, w końcu pan Puttha często wykorzystywał innych Rycerzy Światła jako obiekty swoich eksperymentów, na których mógł swobodnie testować niemalże wszystko, wiedząc, że P'Gun oraz doktor Jimmy zawsze są w pobliżu i w razie potrzeby podadzą odpowiednie antidotum.

– Witaj szefie. Zgodnie z umową przyprowadziłem go. To jest First Kanaphan, jedna z dwóch zaginionych hybryd. I jak widzę, druga hybryda też jest już z nami.

– Doskonale. Świetnie się spisałeś. Ale myślę, że teraz powinieneś się pokazać doktorowi Jimmy'iemu, niech ci poda eliksir leczący i zdejmie ten cholerny gips, bo inaczej nie będziesz w stanie z nami trenować.

– Oj szefie, przecież wiem. Właśnie miałem tam iść, chciałem tylko zostawić gdzieś po drodze Firsta i pomyślałem, że mógłby przenocować u mnie.

– Ha! Nie ma takiej opcji. – P'Zee pogroził mu palcem. – Wiem, co kombinujesz, Khao i nie mogę ci na to pozwolić. First spędzi noc u Gemini'iego, a Fourth u Phuwina.

Tą wypowiedzią Zee sprawił, że teraz wpatrywało się w niego z niedowierzaniem pięć par oczu. Nawet Phuwin i Gemini, najwyraźniej znudzeni ganianiem siebie wzajemnie pomiędzy stolikami, a zaciekawieni zamieszaniem wokół stolika p'Zee, podeszli bliżej. Gemini opierał swobodnie dłonie na oparciu krzesła za plecami Fourth'a, a Phuwin usiadł naprzeciwko Zee ze skrzyżowanymi na piersi rękoma i obrażoną miną.

– Oj, nong Zee – Do rozmowy przyłączył się milczący dotąd Gun Atthaphan, który właśnie skończył jeść swoje lody i zbliżył się do nich. Musiał przyznać, że tegoroczny wybór hybryd i Magicznych zrobił na nim wrażenie. Uśmiechnął się rozbawiony widząc wciąż niebieskie włosy First'a, który nie przefarbował ich z powrotem na blond ani na ciemnobrązowy, który był jego naturalnym kolorem włosów. – Lubisz straszyć młodych, co?

– Nie straszę ich. Po prostu uważam, że najlepiej będzie, jak tą jedną noc spędzą w pokojach swoich nowych kolegów – Głos Zee był dziwnie piskliwy, jakby coś ukrywał. Gun, który znał go już tak długo, przejrzał od razu jego plan. Gdy pozostali zaczęli się ze sobą naradzać, odciągnął Zee na bok i powiedział. – Świetny plan, szefie. Zobaczymy, czy zadziała.

– Jaki plan? Ja nie mam żadnego planu. – Próbował się wypierać Zee, ale nie bardzo mu to wychodziło.

– No już, nong Zee, przede mną nie musisz tego ukrywać. Chcesz im utrudnić zdobycie tego, czego pragną, żeby nauczyć ich w ten sposób docenienia prawdziwej wartości tego, co posiadają. Sprytne. Chodź, wracamy do stolika, ciekaw jestem, co wymyślili.

Zee znów usiadł na swoim miejscu, a Gun stanął za nim.

– Nie zgadzamy się – Oznajmił buntowniczo Phuwin, a pozostali pokiwali potakująco głowami.

– A zgadzasz się na dwie dodatkowe godziny z historii świata magii i cywilizacji magicznych we wszechświecie jutro od szóstej rano?

– Nie P'Zee. Przepraszam – Phuwin natychmiast zmienił ton swojego głosu, cała jego odwaga się ulotniła. Wcale nie przepadał za tymi zajęciami, były strasznie nudne i nie używali podczas nich steli ani broni.

– Tak myślałem. Nong Gemini, czy możesz zaprowadzić Firsta do swojego pokoju? Niech się trochę prześpi do rana, a rano zaczniecie przygotowania ich pokoi. First, napisz na tablecie, co chcesz zjeść, a ja wyślę nasze elfy, żeby ci to przyniosły do pokoju. Na pewno jesteś zmęczony podróżą.

First przyjął tablet, który podał mu szef oddziału, napisał szybko kilka nazw potraw, które przyszły mu pierwsze na myśl, odłożył urządzenie na blat stołu i szykował się do odejścia.

– Dziękuję P'Zee. To dobranoc wszystkim. – First ukłonił się grzecznie.

– Dobranoc – Odpowiedzieli mu.

Gun rówież wyszedł za nimi. New, Fourth, Phuwin i Zee pozostali jeszcze przez jakiś czas w pomieszczeniu rozmawiając. Dla Fourth'a to był długi i pełen wrażeń dzień i poniekąd był wdzięczny Zee za to, że nie kazał mu spać w pokoju Gemini'iego. Nattawat nie do końca rozumiał przyczyny tego, ale Norawit od samego początku budził w nim sprzeczne uczucia i emocje. Irytował go, a jednocześnie potrafił też sprawić, że Fourth czuł się naprawdę dobrze. Wkurzał go sposób wysławiania się Gemini'iego, jego niekończące się pokłady energii też działały mu na nerwy, a jednak kiedy zniknął z jego pola widzenia, poczuł dziwną, niezrozumiałą pustkę, jakby stracił coś ważnego.

„Błagam, chyba nie zakochałem się w nim od pierwszej chwili?! Może dodali mi coś do jedzenia? Jakiś narkotyk czy coś w tym stylu?" – Pomyślał przerażony i na wszelki wypadek postanowił go unikać tak długo, jak długo będzie to możliwe.

– A, tylko uważaj na niesforne trojaczki – Ostrzegł go New.

– Na kogo?

– Najbardziej to na Force'a, P'Earth został już wysłany do równoległego wszechświata na misję, więc szanse na to, że go spotkasz, są znikome, a Jimmy jest teraz lekarzem, więc to stanowisko wymaga od niego powagi, za to Force lubi dokuczać młodszym studentom, czasem zdarza się, że przeszkadza im w lekcjach, a jego główne zadanie polega na szkoleniu fizycznym młodych Rycerzy Światła, on będzie dbał o waszą kondycję fizyczną i najczęściej będziecie mogli go znaleźć w siłowni lub na boisku na tyłach Instytutu zaraz za ogrodami. Nie są prawdziwymi braćmi, ale kiedy zaczynali naukę tutaj, od samego początku byli niemal nierozłączni, dlatego nazwaliśmy ich trojaczkami, a że lubili rozrabiać, to dostali ksywkę Niesforne Trojaczki. Są jeszcze uczniowie z waszego przydziału: Kaownah, Cooper, Fluke, Nanon, Book, Milk, Love, Ciize, Sea. Podczas zajęć czasem towarzyszyć będą wam już wykwalifikowani Rycerze Światła tacy jak Joong, Dunk, Ohm Thitiwat czy Mix. Każdy z was dostanie też osobistego nadzorcę, myślę, że ty trafisz do Tay'a Tawana. A oficjalna ceremonia powitalna odbędzie się dopiero w najbliższy piątek. Ale o tym wszystkim jeszcze raz powie wam jutro pan Puttha lub ewentualnie Max.

Fourth'owi zdawało się, że jego mózg broni się przed przyjęciem do wiadomości i zrozumieniem tego, co starano się mu przekazać. Na widok jego kwaśnej miny Zee znowu się roześmiał. Musiał przyznać, że Fourth dostarczał mu dobrej rozrywki, w przeciwieństwie do Gemini'iego, którego uważał za nieobliczalnego i którego trochę się bał. Sam się sobie dziwił, że bał się chłopca młodszego od siebie o 12 lat, ale nic nie mógł poradzić na to, że niepokoiło go to, jak łatwo Norawit dochodził do różnych wniosków i odkrywał to, co powinno pozostać sekretem.

– Obawiam się, że nadal nie rozumiem P' – Poskarżył się niepewnym głosem Fourth.

– Nic nie szkodzi, szybko się wszystkiego nauczysz. Pamiętaj, że od teraz Instytut służy ci za dom i szkołę, ludzie pracujący tutaj oraz wszystkie znajdujące się tu istoty magiczne i hybrydy to twoi nowi przyjaciele, bracia i siostry. Przez najbliższe pół roku będziesz uczestniczył w szkoleniu, w którym oprócz ciebie weźmie udział ponad trzydzieści innych osób, jednakże po egzaminach zostanie wyłoniona podstawowa dwunastka, która przejdzie do grupy szkolonej na Poziom II. Najwyższym poziomem, jaki możecie osiągnąć jest Poziom XII, ponieważ dla naszego oddziału dwunastka jest liczbą szczególnie ważną. No, ale teraz pora spać. Nong Phuwin, zabierz nong Fourth'a do siebie. Dobranoc chłopcy. Do zobaczenia jutro.

NuNew poczekał, aż wszyscy wyjdą, po czym złapał Zee delikatnie za łokieć, powstrzymując go od opuszczenia stołówki. Zee rzucił mu pytające spojrzenie.

– O co chodzi, nong New?

– Jest coś, o czym chciałem z szefem porozmawiać.

– W porządku, śmiało, mów, co cię dręczy.

– Hmmm... Trochę nie wiem, jak zacząć.

– Może od początku? – Zażartował Zee, ale New skarcił go samym spojrzeniem. – Przepraszam. Mów, co się stało?

– Przeglądałem swoje notatki w pokoju i znalazłem coś, czego na pewno ja nie napisałem, zobacz, szefie – Powiedział i podał mu zeszyt otwarty dokładnie na tej samej stronie, gdzie widniała zagadkowa przepowiednia. Zee przeczytał tekst głośno.

– I będzie cierpiał on, ten, który serce ma najczystsze. Złoży ofiarę ze swojej miłości Sprawiedliwy Władca, swój dar najcenniejszy od Boga poświęci by ratować Przyziemnych. Nieświadomych i ślepych na Prawdę ocali, składając za nich swe życie w ofierze. A śmierć nie będzie dla niego przeszkodą. Z Ciemnością w swej duszy walcząc, spotka Syna Anioła, chłopca niewinnego i czystego, o duszy białej jak śnieg. I pokocha go, Przyziemnym dając przykład prawdziwej magii. Nim dwadzieścia minie mu wiosen, stoczy walkę, lecz tylko od niego zależy, czy powróci zwycięsko. Co to jest? Dlaczego mi to pokazujesz?

– Ponieważ wydaje się podejrzane. Od jakiegoś czasu szukałem informacji na temat pradawnych legend, mitów i starych opowieści i zapisywałem to, co przykuło moją uwagę, ale tego nie napisałem ja, to nie jest moje pismo!

– Nie jest?

– Nie.

– Robi się ciekawie. Myślisz, że kto i w jakim celu miałby to napisać?

– Nie wiem i to mnie właśnie niepokoi. Sądzę, że możemy mieć intruza w Instytucie, kogoś, komu nie można w ogóle ufać, ale sprawdzenie, kto to, może trochę potrwać.

– Dobrze, że mi o tym powiedziałeś. Poinformuję Maxa i Off'a, możliwe, że trzeba będzie podjąć natychmiast wewnętrzne śledztwo. Mówiłeś o tym jeszcze komuś?

– Nie, od razu przyszedłem do szefa.

– Dobrze, bardzo dobrze – Pochwalił go Zee, w zamyśleniu i zupełnie nieświadom tego, co robi, klepiąc New niezdarnie po włosach.

– Jest jeszcze coś...

– Hmmm? Co takiego?

– Myślę, że Gemini może być Hybrydą przez duże „H". Według legend i przypowieści, nadejście Sprawiedliwego Władcy będzie powiązane ze Znakami Siedmiu, a właśnie te Znaki już się pojawiły: mieliśmy symbol słońca w Świątyni Wiecznego Ognia, First prawdopodobnie jest Naznaczonym z przepowiedni, a owa najsilniejsza z hybryd ma posiadać zdolność panowania nad Śmiercią.

– Znaki Siedmiu? – Zee był pewien, że już gdzieś słyszał to sformułowanie, ale nie mógł sobie przypomnieć, gdzie. New pospieszył z wyjaśnieniami.

– Tak, to znaki od siedmiu aniołów, pojawienie się aż dwóch synów tego samego anioła jest jednym z nich.

– A pozostałe?

– To symbol słońca, ćma z wizerunkiem czaszki na grzbiecie, hybryda mogąca zapanować nad śmiercią, ognisty miecz, rzeki pojawiające się na pustynnych obszarach oraz nasilenie się działania demonów pośród Niemagicznych. Wszystko to się dzieje teraz, a Mike...

– Poczekaj... Od dawna wiedzieliśmy, że Mike jest aniołem, nie powiesz mi, że...

Zee zrobił przerażoną minę.

New poczuł, że jego serce się zatrzymało.

Obaj w tej samej chwili zrozumieli coś, co im dotąd umykało. Równocześnie wypowiedzieli to samo zdanie.

– Mike to archanioł Michał... Fourth i First są synami Archanioła Michała...

To wystarczyło, by Zee niemal spadł z krzesła. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro