Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*19*

Idąc na przerwę, Gemini nie krył podekscytowania. Pan Puttha pozwolił wyjść z klasy tylko jemu, ponieważ tylko on opanował posługiwanie się stelą i rozumienie znaczenia run w wystarczającym stopniu. Gemini czuł się lekki jak piórko i swobodny, szczęśliwy.

A więc to dzisiaj!

Dzisiaj pozna swojego tajemniczego chłopca! Tego chłopca, który uratował mu życie i który od pierwszej chwili sprawiał, że jego serce drżało na samo wspomnienie o nim. Ze zdjęć podpatrzonych u New wiedział, że Fourth trochę się zmienił, ale nie bardzo. Nadal wyglądał na młodego artystę lub sportowca, trudno było uwierzyć, że jest być może taką samą hybrydą jak Gemini, Phuwin czy Dunk. New tylko krótko streścił kilka najważniejszych faktów z jego życia.

Zajrzał do swojego apartamentu, gdzie zostawił na oparciu krzesła swój plecak, wiedząc, że nie będzie mu już potrzebny.

– Uspokój się, Gemini – Powiedział do swojego odbicia w lustrze. Poklepał dłońmi swoje policzki. – Obym tylko nie zrobił z siebie idioty przed nim.

Gemini pomyślał o wszystkich tych sytuacjach, kiedy zupełnie niechcący coś przewracał, niszczył lub nawet potykał się o własne nogi. Najczęściej zdarzało mu się to, gdy był rozkojarzony.

Skorzystał szybko z łazienki, umył dłonie, ochlapał twarz chłodną wodą, spryskał się perfumami i słuchając swojej ulubionej piosenki z repertuaru NuNew'a, a był nią cover piosenki „City" w wykonaniu Three Man Down przez tym razem białe słuchawki bezprzewodowe wyszedł i ruszył przed siebie.

Droga do Pokoju Odpoczynku była dość długa, ale Norawit pokonał ją niemal w podskokach. Zatrzymał się przed wejściem, zaklaskał w dłonie, wziął głęboki oddech i przyłożył palec do czytnika linii papilarnych. Niektóre pomieszczenia w Instytucie były zarezerwowane tylko dla najlepszych studentów oraz Rycerzy Światła z najdłuższym stażem, inne były przeznaczone po prostu dla studentów, jeszcze inne dla wszystkich i właśnie Pokój Odpoczynku należał do miejsc, w którym mogli odpoczywać tylko najlepsi studenci, to było coś w rodzaju nagrody za sumienną naukę.

Gdy Gemini zajrzał do środka, zobaczył, że na jednej z bardziej oddalonych od niego jasnobeżowych kanap siedzi dwoje osób. Jakieś przeczucie podpowiadało mu, by nie zwracać na siebie ich uwagi, a słowa, które usłyszał, sprawiły, że zdawało mu się, że jego serce nagle przestało bić. Ani Nat, ani Iris nie zdawali sobie z tego sprawy, że ktoś ich podsłuchuje. Siedzieli spokojnie na kanapie w Pokoju Odpoczynku, który został zaprojektowany tak, że trochę przypominał szkolną świetlicę Niemagicznych. Były tam stoły, wygodne krzesła, kilka miękkich foteli w różnych kolorach, duży telewizor na ścianie, Playstation, Nintendo, gablota z naczyniami, barek z alkoholami, duża, ciemnofioletowa lodówka, regał z książkami i całe mnóstwo roślin. Nie brakowało też rybek w dużym akwarium, a na jednym z niebieskich foteli zwinięty w kłębek spał tęczowy kot, coś, czego istnienia Gemini mógł się spodziewać w takim miejscu.

Nat i Iris rozmawiali ze sobą bardzo głośno, wyraźnie podekscytowani tematem swoich ploteczek. Iris popijała kawę z mlekiem z dużego, białego kubka, a Nat zajadał się podkradzionymi wcześniej NuNew'owi makaronikami. Oboje bardzo żywo gestykulowali przy tym.

– Ej, a słyszałaś, że chłopak, którego szuka Norawit, to chłopak twojego brata? – Zapytał Nat wrednym tonem.

Gemini dopiero teraz dostrzegł brzydką stronę Natasita, której wcześniej nie chciał zobaczyć i był pewien, że na pewno nigdy go nie polubi. Natasit okazał się dwulicowy i po prostu chamski, ale gdyby nie on, czy dowiedziałby się prawdy? Gem na wszelki wypadek ukrył się za najbliższą kanapą i zaczął przysłuchiwać rozmowie. Seriale, które tak często oglądał, nauczyły go, że nigdy nie warto uciekać od podsłuchiwania rozmowy, zwłaszcza jeśli jest tak głośna jak ta, w połowie, trzeba zostać do samego końca i poczekać, może wszystko się wyjaśni.

Jego serce pękło. Roztrzaskało się na drobne kawałki.

Chłopak, którego kochał, którego szukał przez tyle lat, na którego tak wiernie czekał... Jest chłopakiem NuNew'a... Jego przyjaciela...

Gemini zakrył usta dłońmi, żeby nie wydać z siebie żadnego dźwięku, chociaż chciało mu się płakać. Zamknął oczy i słuchał dalej.

– Taaa, właśnie wiem.

– Uch, jestem pewien, że gdyby to nie był Titicharoenrak a ktoś z bardziej zwyczajnej rodziny, NuNew nie musiałby się z nim rozstawać. Mówię ci, żal mi twojego brata, ma takie dobre serce, a te hieny to wykorzystują.

– Nie mów tak, Gemini jest naprawdę w porządku. To bardzo miły chłopak.

– On? On jest według ciebie ok? Dziewczyno, gdzie ty masz oczy? Nie widzisz, że on nawet jak na hybrydę jest dziwaczny? – Nat zaśmiał się nieprzyjemnie. Nie robił tajemnicy z faktu, że nie podobało mu się, iż do ich Instytutu dołączył ktoś, kto jest równie żywiołowy, równie zabawny i równie głośny i energiczny jak on sam albo nawet bardziej. Nie mógł znieść myśli o tym, że teraz ma rywala. To on zawsze był królem dowcipu, to on odpowiadał za dostarczanie rozrywki Rycerzom Światła, to on był mistrzem pranków i to jego uważano za najbardziej uroczego w całej jednostce.

A teraz pojawił się ten Norawit, wysoki, przystojny, dobrze zbudowany, świetny student, robiący zabawne miny i zachowujący się jak małe dziecko, co od razu zdobyło dla niego serca wszystkich pracowników Instytutu, łącznie z Zee, czego Nat, dotąd ulubieniec szefa, jego jedyny pupilek, nie mógł przetrawić. Gemini uwielbiał tańczyć i śpiewać, często i głośno się śmiał i każdego potrafił rozbawić.

Natowi trudno było przyznać się do tego, iż był zwyczajnie zazdrosny. Obawiał się, że ta nowa hybryda zabierze mu wszystkie jego osiągnięcia. Nie mógł wiedzieć(i nawet nie próbował się dowiedzieć, o nic nie zapytał, co Gemini'iego bolało jeszcze bardziej; nienawidził, gdy ludzie oceniali go na podstawie swoich własnych, często nieprawdziwych teorii zamiast po prostu spróbować go lepiej poznać), że chłopakowi nigdy na tym nie zależało, że chciał jedynie odnaleźć swojego przystojnego nieznajomego i jedynie być częścią elitarnej grupy, jaką byli Rycerze Światła.

Teraz, kiedy nareszcie mógł dostać własny zestaw ubrań z wielkimi literami H wyszytymi na lewej piersi, zdawało się, że nie powinno się wydarzyć już nic złego. Gemini nie rozumiał, dlaczego to spotyka akurat jego? Miał do losu pretensje o to, że rozdał im nie ich sny.

– Nat... Nie możesz być tak uprzedzony w stosunku do niego. Czemu go tak nie lubisz? Przecież nawet ja widzę, że to dobry chłopak – Odparła na zarzuty spokojnym głosem Iris. Gemini doceniał to, że nawet nie wiedząc o jego obecności, starała się go bronić. To dobrze o niej świadczyło.

– I ty to mówisz tak spokojnie? Nie boisz się, że twój brat będzie przez niego cierpiał? Nie słyszałaś, co Nu powiedział? On zamierza zerwać z Fourth'em.

– Tak, wiem o tym, pytał mnie, co powinien zrobić. Poradziłam mu, żeby po prostu porozmawiali we trójkę i sobie to wszystko wyjaśnili. We trójkę na pewno znajdą jakieś wyjście.

– Ale twój brat...! Nie martwisz się o niego?

– NuNew jest dorosły, potrafi sam podejmować decyzje. Jeśli będzie cierpiał, to będę pierwszą osobą, żeby go pocieszyć, ale jeśli on sam czuje, że to jest właściwa rzecz do zrobienia, to nie zamierzam go powstrzymywać. Poza tym nadal nie rozumiem, czemu tak bardzo jesteś przeciwny Gemini'iemu? To uroczy chłopak o dobrym sercu, będzie doskonałym Rycerzem Światła i jeszcze nie raz przyniesie chlubę Instytutowi, a ty chyba po prostu jesteś zazdrosny.

– Ja? Zazdrosny?! Nigdy w życiu! Po prostu chciałem cię uprzejmie ostrzec, ale skoro nie chcesz mnie słuchać... Cóż, nie przychodź do mnie potem po radę. Bye!

Nat uznał rozmowę za zakończoną. Wstał z kanapy, zabrał ze stolika pusty talerz i pusty kubek po kakao, odniósł to wszystko do zmywarki, co dla Gemini'iego było sygnałem do tego, by się jak najciszej potrafił wycofać.

Gemini wyszedł z pomieszczenia i dopiero wtedy zaczął o wszystkim rozmyślać. Machinalnie podążył w stronę swojego własnego pokoju. Zamknął za sobą drzwi, o które się oparł, podciągając kolana pod brodę i obejmując je ramionami.

Jego Fourth, jego nieznajomy, jego przystojny książę z bajki, którego tak długo szukał... Był tak blisko, mieli się dzisiaj znów spotkać, po tylu latach bezbrzeżnej tęsknoty i najpiękniejszych marzeń, a jednak tak daleko. Jego ukochany już kogoś ma i tym kimś jest jego przyjaciel...

Jego telefon zawibrował, przerywając jego gorzkie przemyślenia. New wysłał mu krótką wiadomość.

NuNu: Przyjdź do nas za dziesięć minut, będziemy w ogrodzie na tyłach Instytutu.

Gemini wytarł mokre policzki, wstał, powoli poczłapał do łazienki, by przejrzeć się uważnie w umieszczonym nad umywalką podświetlanym lustrze. Poprawił dłońmi włosy, przystroił twarz w najszerszy uśmiech, na jaki było go stać w tej sytuacji i wyszedł. Jeszcze nigdy nie pragnął czegoś tak bardzo, jednocześnie się tego tak bardzo obawiając. Nogi miał jak z waty, każdy krok był torturą. Nagle wcale nie chciał tam być. Miał na nich czekać w ogrodzie, ale nie poszedł tam. Przez ukryte przejście przedostał się do domku letniskowego swoich rodziców tuż przy plaży. Przeszedł bardzo powoli kilka kroków do swojego ulubionego miejsca. Usiadł ze skrzyżowanymi w kostkach nogami na trawie nieopodal wody, dookoła siebie mając niezliczone połacie przyjemnego w dotyku, ciepłego piasku i szum fal, rozbijających się o płaski brzeg.

Pomyślał o tym, co zobaczył w drodze do ogrodu.

Fourth i New stali w korytarzu, tuląc się do siebie. New głaskał Fourth'a po głowie. Wyglądali na bardzo bliskich sobie. Nie słyszał, co mówili, nie chciał tego słyszeć. Napisał do NuNew'a kilka słów wyjaśnień.

Do: NuNu: Przepraszam, ale dzisiaj bardzo źle się czuję. Chyba nie dam rady się z nim spotkać, przepraszam

Nie musiał długo czekać na odpowiedź.

NuNu: N'Gemini na pewno wszystko w porządku? Może powinienem wezwać doktora Jimmy'iego?

Do: NuNu: Nie, nie trzeba. Chyba za dużo ćwiczyłem, nic mi nie będzie, muszę tylko odpocząć. Zaopiekuj się nim, proszę. Po prostu dopilnuj, żeby był szczęśliwy i żeby niczego mu nie brakowało.

Napisanie tego dużo go kosztowało. Ręce mu się trzęsły, widok przesłaniały łzy, rozmazując ekran telefonu. Przypomniał sobie nieprzyjemne ukłucie w sercu z chwili, gdy zobaczył Nu i Fourth'a razem.

„Tak będzie lepiej" – Przekonywał samego siebie w myślach. – „New jest jego chłopakiem, nie mogę wchodzić między nich, byłbym okrutnie samolubny, gdybym to zrobił. Kocham go, ale muszę pogodzić się z tym, że on nigdy nie będzie mój. Ja chcę tylko, żeby on był szczęśliwy, nie musi mnie kochać, ale niech po prostu będzie szczęśliwy".

Gemini przesypywał dłońmi piasek, nie potrafiąc zapomnieć o tym, co się dowiedział.

Fourth, ten, którego on tak długo i wytrwale szukał, jego ukochany, jego idealny książę z bajki i bohater, właściciel jego serca od pierwszej chwili, miał już kogoś i tym kimś był nie kto inny, jak New Chawarin, przyjaciel Gem'a. Nie pozostało mu nic innego, jak tylko się poddać i mieć nadzieję, że Gemini Norawit w innym wszechświecie ma więcej szczęścia.

Gemini zawsze był dobrym uczniem, a od czasu pierwszego spotkania z tajemniczym nieznajomym starał się być wręcz najlepszy, miał wzorowe zachowanie(nie dało się ukryć, że poza nauczycielem chemii wszyscy pozostali go lubili, nawet pomimo tego, że bywał niegrzeczny i nie stronił od dobrej zabawy, chociaż uwielbiał też naukę i książki, a do każdego powierzonego mu zadania pilnie się przykładał), brał udział w każdym szkolnym projekcie, jaki tylko ogłaszano. Nie znał smaku alkoholu, a zapachu, czy raczej smrodu dymu papierosowego wręcz nienawidził. Był nerdem, miał swoje grono przyjaciół i nie mógł powiedzieć, że czegoś mu brakowało. Miał wszystko: wspierających go braci, wyrozumiałych rodziców, którzy nie wtrącali się do jego życia, ale zawsze byli gotowi mu pomóc, jeśli on sam by o to poprosił. Nie bał się powiedzieć im o tym, że szuka pewnego chłopaka, który mu pomógł. Opowiedział im całą historię. I teraz pierwszą myślą było to, że być może powinien znów zwrócić się z tym do mamy lub taty i chyba nawet wolał porozmawiać z nimi o tym niż z przyjaciółmi, jednak po namyśle odrzucił tą możliwość. Porażki go bolały, ale to trudno było porównać nawet do porażki.

– A więc tak boli złamane serce – Powiedział sam do siebie i drżącymi rękoma odkopał z piasku butelkę wina, którą kilka tygodni wcześniej sam tam zupełnie celowo zakopał. Wiedział, że był na tej plaży o tej porze sam. To miejsce znali tylko Magiczni i niektóre hybrydy, a należało do jego rodziców.

Otworzył butelkę i upił łyk. Skrzywił się. Wino było cierpkie, smakowało ohydnie i wykręcało jego twarz, ale on zmusił się, by wypić jeszcze kilka łyków, po czym oparł szkło o swoje nogi, a z kieszeni wyjął paczkę papierosów i zapalniczkę. Obiecał je podrzucić Rose, gdy się spotkają, ale teraz znalazł dla nich lepsze zastosowanie. On, który nienawidził papierosów i nie znał smaku alkoholu, teraz chciał zrobić wszystko, by przestać czuć to, co czuł. Najchętniej zapomniałby wszystko, co pamiętał, szczególnie tą naiwną ekscytację, jaką czuł od chwili, gdy się dowiedział, że niedługo spotka tego, którego tak długo i z utęsknieniem wypatrywał w tłumach ludzi.

Wciąż zdenerwowany z trudem otworzył opakowanie i wydobył jednego papierosa, którego filtr wetknął w usta. Użył kupionej specjalnie dla Rose niebieskiej zapalniczki, by go odpalić. Zaciągnął się dymem i natychmiast zaczął kaszleć. Piekący dym drażnił go w gardło. Był amatorem. Niezależnie od tego, jak bardzo cierpiał, zrozumiał, że to nie dla niego. Zgasił papierosa w piasku i sięgnął znów po wino.

Nie wiedział, że z oddali ktoś go obserwuje i nagrywa, ktoś, kto nie miał złych intencji i nie chciał wchodzić pomiędzy Gemini'iego i Fourth'a, ktoś, czyje serce pękało na widok bólu i rozpaczy przyjaciela.

NuNew Chawarin postanowił poważnie porozmawiać z Fourth'em. New dostrzegł uciekającego Gemini'iego, polecił Iris zająć się przez kilka minut Nattawatem, a najlepiej zaprowadzić go do pokoju zajmowanego przez NuNew'a i poszedł za Norawitem. Widząc to, co działo się z Titicharoenrakiem, poczuł ukłucie w sercu. I zrozumiał, co powinien zrobić.

„Muszę go przekonać, muszę, nie mogę patrzyć, jak Gemi tak się męczy. To taki dobry chłopak, nie zasłużył na to. Poza tym chyba pora spojrzeć prawdzie w oczy, mnie i Fourth'a już właściwie nic nie łączy".

I z tą myślą zakończył nagrywanie, schował telefon do kieszeni i wrócił do budynku, zdecydowany za wszelką cenę znaleźć Fourtha i wyjaśnić mu sytuację. Nie było to takie trudne, Fourth leżał na brzuchu na łóżku w przydzielonym NuNew'owi pokoju i czytał lekturę zadaną im dawno temu przez profesora Jakapana Puttha'ę, zwanego Build. New znał tą książkę na pamięć, „1984" autorstwa jednego z najlepszych hybryd, George'a Orwella.

– Fourth? Musimy porozmawiać – Powiedział, zabierając chłopakowi jego egzemplarz z ręki i zaznaczając białą, pustką kartką miejsce, w którym przerwał czytanie. Młodszy niechętnie podniósł się z łóżka i podszedł do biurka, na którym obok stosu książek, rozsypanych niedbale zakreślaczy, długopisów i ołówków stał koszyk z owocami oraz dwa kubki bubble tea.

New opowiedział mu o Geminim. Chciał nawet pokazać mu nagranie, lecz Nattawat nie dał mu takiej okazji.

– Posłuchaj Fourth, wiem, że być może dziwnie się z tym czujesz, ale chcę, żebyś dał mu szansę.

Fourth tylko popatrzył na niego morderczym wzrokiem znad swojego kubka z bubble tea. Upił kolejny łyk po to, by jak najdłużej unikać konwersacji. Czuł się zraniony, ale jednocześnie gdzieś w głębi serca wiedział, że to, co mówił New, było prawdą. Od samego początku obaj czuli, że między nimi czegoś brakowało, ale Nattawatowi nie podobało się to, że New tak łatwo się poddał. Zupełnie, jakby traktował go jak zabawkę, którą się znudził i teraz chciał oddać komuś innemu. A Fourth nie był rzeczą, był człowiekiem, miał uczucia i teraz czuł się okropnie zraniony. Odstawił kubek na blat, jego ulubiony napój zupełnie stracił smak, wydawał się gorzki.

„Tak się nie robi, New. Nie jestem rzeczą, którą możesz przestawiać z kąta w kąt! Czemu jesteś taki okrutny?! Zabawiłeś się mną i teraz już mnie nie chcesz? Obiecywałeś, że zawsze będziemy razem. Mówiłeś, że mnie kochasz i chcesz, żebym dał nam szansę. Pamiętasz? Nie byłem pewny, czy chcę być z tobą w związku, ale to ty się uparłeś, ty tego chciałeś! Oszukałeś mnie! Nie dałem ci tego, czego chciałeś, więc mnie porzucasz? Jak bardzo okrutny i pozbawiony serca musisz być, żeby tak zrobić?" – Pytał w myślach Fourth, gotów wyrzucić wszystkie kłębiące się w nim myśli New'owi prosto w twarz.

Fourth denerwował się, a zawsze, gdy tak było, bawił się swoimi dłońmi, rozprostowując je, pocierając o siebie i zaciskając w pięści. New to wszystko widział, ale nie mógł sobie pozwolić na to, by to przeszkodziło w tym, co ma zrobić. Ten jeden raz chciał zrobić coś słusznego, coś dla innych nie dla siebie. Ryzykując nawet utratę przyjaciela, którego bliskość osładzała mu ostatnie kilka miesięcy.

– Słuchasz mnie w ogóle?

– Nie jestem głuchy, słyszę, co mówisz, tylko nie rozumiem, dlaczego to robisz? Już ci się znudziłem? Pobawiłeś się mną, a teraz chcesz mnie oddać komuś innemu? Tak się nie robi.

– Wiem, że źle się z tym czujesz, ale ja czuję się jeszcze gorzej. Ja tylko cię lubię, tymczasem Gemini naprawdę cię kocha. Nie było cię tu wtedy, nie widziałeś go, nie widziałeś jego rozpaczy, gdy nie mógł cię znaleźć. On cię szukał od trzech lat i gdybym zupełnie przypadkowo nie znalazł jego szkicu oraz twoich rysunków, być może nigdy by nam nie powiedział, o kogo dokładnie chodzi.

New starał się opowiedzieć wszystko krótko, zwięźle i zrozumiale. Miał już dosyć nieporozumień i dosyć kłamstw, dosyć ukrywania prawdy, co wydawało mu się tyleż bezsensowne, co głupie i naiwne. Położył rękę na dłoni Fourth'a, którą ten obejmował stojący na stoliku kubek.

– I co ja mam zrobić z tą informacją? Nie przyszło ci do głowy, że może ja cię kocham?

Teraz młodszy z nich wyglądał na naprawdę zranionego. Pomyślał o tym, że może New nie rozumie, jak bardzo cała sytuacja go raniła. Z jednej strony chciał się dowiedzieć czegoś o tym całym Gemini, ale z drugiej nie wyobrażał sobie, jak miałoby wyglądać jego życie bez New u jego boku. New był przy nim zawsze, wspierał go i pocieszał, pomagał mu w nauce, a gdy wracał z pracy, ze studia nagrań lub z koncertu, zawsze odwiedzał go w jego mieszkaniu i zostawał tak długo, jak to tylko możliwe, tuląc go do siebie i szepcząc o tym, jak bardzo jest wyjątkowy. Fourth czuł teraz, że te wszystkie zapewnienia były kłamstwem, skoro New tak łatwo z niego rezygnował. On nie był w stanie tak szybko odpuścić. Odepchnął dłoń swojego prawie już byłego chłopaka.

– Fourth... To, co do mnie czujesz, to jedynie wdzięczność za to, że pomagałem ci w liceum. Mogę uwierzyć, że ci się podobam lub może podobałem w przeszłości, ale kiedy spotkasz Gemini'iego, myślę, że zrozumiesz. Wiem, że ty też chciałeś go odnaleźć.

– Wcale nie chciałem. Nie znam go, nic o nim nie wiem, jest dla mnie obcym człowiekiem.

– Obcym, który pojawia się w twoich snach? – Podchwycił New.

– Wiesz? Od kłamstw nienawidzę bardziej tylko dwóch rzeczy: zdrady i tego, że ktoś podejmuje decyzje dotyczące mojego życia za mnie – Fourth czuł, jak zalewa go coraz większa fala złości. – Nie mów mi, co czuję tak, jakbyś wiedział to lepiej. Jeśli chcesz ze mną zerwać, po prostu to powiedz, nie szukaj wymówek ani usprawiedliwienia, a przede wszystkim nie wmawiaj mi, że wiesz lepiej ode mnie, co JA czuję.

Słowo „ja" wyraźnie zaakcentował.

New milczał, nie wiedząc, co powiedzieć, ale Fourth nie czekał na odpowiedź.

– Dobrze, rozstańmy się. Może tak będzie lepiej. Tylko nie wpychaj mnie w ramiona kogoś innego. To w cholerę toksyczne i niewłaściwe, nie rozumiem, jak mogłeś w ogóle pomyśleć w taki sposób.

– Wkrótce zrozumiesz – Odpowiedział tylko New. Nie wypił nawet odrobiny zamówionego dla siebie przez Fourth'a napoju. Na szczęście od dalszej nieprzyjemnej rozmowy uratował ich dźwięk dzwonka telefonu New. Piosenkarz zabrał telefon z blatu i odebrał.

– Halo? P'Zee? Tak, jest ze mną. Znalazł się? Gdzie był? Aha, dobra, zaraz tam będziemy.

Po tej krótkiej wymianie zdań ze swoim przełożonym, New uśmiechnął się krótko i zaczął zbierać do wyjścia.

– Chodź ze mną, Gemini jest już w gabinecie P'Zee razem z Phuwinem, czekają tam na nas.

– Yhm – Fourth tylko mruknął w odpowiedzi. W jego głowie szalała istna gonitwa myśli, których nie umiał powstrzymać.

„Dlaczego mi to robi? Nie byłem dla niego wystarczająco dobry? Ostatnie dwa miesiące... Czy to wszystko było kłamstwem? Może nigdy mnie nie kochał, może nawet mnie nie lubił. Był ze mną, bo to było wygodne, ale teraz mu się znudziłem. Gdzie popełniłem błąd? Czy dlatego, że nie chciałem się ujawniać? Nie rozumie, że nie mogę tego zrobić?"

New zaprowadził go tam, gdzie przy biurku po jednej stronie siedział szef wydziału, Zee Pruk, a po drugiej młody, wysoki, przystojny chłopak o wielkich, brązowych oczach, błyszczących, zdrowych włosach i pełnych, kuszących ustach. I nagle Fourth poczuł coś, czego nigdy nie czuł przy Nu, niezależnie od tego, jak bardzo chciał to czuć. Chłopak przed nim był po prostu tak piękny, że trudno było oderwać wzrok.

Gdy ich spojrzenia spotkały się, serca ich obu zaczęły bić mocniej. Gemini uśmiechnął się delikatnie. Wyglądał na nieśmiałego. Przygładził nerwowo włosy, jakby chciał wyglądać jeszcze lepiej, chociaż według New wyglądał wystarczająco dobrze, na tyle dobrze, by zapierać dech w piersiach nawet tak nieczułemu Magicznemu jak on. Phuwin stał obok brata ze skrzyżowanymi na piersi rękoma i miał taką minę, jakby był tu za karę. Jedynym zadowolonym z całej sytuacji wydawał się P'Zee.

P'Zee tym razem nie miał na sobie marynarki a jedynie jasnobłękitną koszulę, której ostatni guzik był odpięty, ukazując bladą skórę pod spodem, do czego dobrał granatowe spodnie. Czarny krawat w złote gwiazdki leżał niedbale na szafce obok laptopa, segregatora z dokumentami i dwóch zdjęć poszukiwanych demonów. Zee twarz, szyję i ręce miał pokryte czymś przypominającym tatuaże, jakie Fourth już widział w serialu wyprodukowanym przez Niemagicznych pod tytułem „Shadowhunters" i z tego, co NuNew zdążył mu wyjaśnić, shadowhunters istnieli naprawdę, a na stworzenie serialu pozwolono wierząc w niską szkodliwość takiego wydarzenia.

New wyjął stelę z kieszeni, narysował nią na wnętrzu swojej lewej dłoni jakiś skomplikowany wzór i kilka sekund później z głośnym sykiem na jego ciele pojawiły się bardzo podobne, czarne rysunki.

– Co to jest? New? Skąd masz nagle tyle tatuaży? – Zapytał zaciekawiony, zanim przypomniał sobie, że powinien być obrażony na niego. – Zresztą... Nieważne.

Fourth wzruszył ramionami, jakby to naprawdę nie miało znaczenia. Odwrócił wzrok od New i znów napotkał spojrzenie tych pięknych, wielkich, brązowych oczu.

– To nie są tatuaże a runy. Posiada je każdy Rycerz Światła i wy pewnego dnia też będziecie takie mieli. Ale to wszystko wyjaśni ci pan Puttha.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro