Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Time machine.

Louis wyprany był z emocji, zapinając guziki czarnej koszuli, stojąc przed lustrem. Spojrzał w swoje odbicie, które nie zrobiło na nim zbytniego wrażenia. Był trochę chudszy, miał trochę ciemniejsze cienie pod oczami, ale przynajmniej pozbył się zarostu pod przymusem matki. Okej, w nocy może płakał trochę za długo, ale czuł się bezsilnie i zwyczajnie bolała go myśl, że od dzisiaj będzie rozwodnikiem, a nie szczęśliwy mężem. Zresztą to było do przewidzenia. Rozstali się równo pół roku temu i nie było mowy o powrocie. Wyprowadzka Harry'ego przekreśliła wszystko, a potem prędko dostał papiery rozwodowe. Płakał wtedy naprawdę długo, a następnego ranka obudził się bez cienia nadziei, wtulając się w syna, który przyszedł rano na małą dawkę porannych łaskotek. Czteroletni Leo nie rozumiał, dlaczego jego tatusiowie się rozstali, a Lou musiał mu wyjaśnić, że ludzie czasami przestają się kochać, ale nigdy nie przestają kochać swoich małych smoków. Wymuszał wtedy uśmiech, zaczynając zabawę i modląc się, by Leo nie wybuchnął płaczem, wołając papę.

– Tatusiu, a pójdziemy dzisiaj na ciastko? – usłyszał i spojrzał na małego szatyna, który dopadł do jego nóg. Od dwóch dni nie chodził do przedszkola przez ból gardła i biegał cały dzień w piżamie.

– Tak, kochanie, dzisiaj będzie dobry dzień na ciastko. A kochasz mnie?

– Najbardziej na świecie!

– Wrócę i pójdziemy na ciastko, tak?

– I na huśtawkę?

– Bolało cię gardło, skarbie, a dzisiaj jest zimno. Buziak. – Nachylił się i cmoknął chłopca, a potem pozwolił mu obejrzeć bajkę. Spojrzał na matkę, która bała się o jedynego syna. – Będzie dobrze, mamo, to tylko formalności.

Jay wiedziała, że jej syn nadal czuje coś do Harry'ego. Ich związek wisiał na włosku od dobrego roku i pękło jej serce, gdy Lou zadzwonił, by zapytać, czy mogą zabrać Leo na weekend. Nie był w stanie zająć się synem i chciał mieć możliwość napicia się i wypłakania w poduszkę. Chłopiec został z dziadkiem, a szatyn moczył ubranie matki, wyzywając byłego ukochanego i życząc mu wszystkiego, co najgorsze.

– Jak się czujesz? – zapytał Liam, który był jego adwokatem. Mężczyzna w garniturze poklepał go po plecach, zapewniając, że szybko pójdzie.

– Dziwnie.

– Ale nie będziesz robił problemów, prawda?

– Nie, Payno, podpisuję i robimy wypad. Obiecałem Leo ciastko.

– A co u niego?

– Czasami pyta, dlaczego Harry nie nocuje w domu, ale ogólnie widzą się w weekendy i czasem Harry dzwoni, by z nim pogadać.

– Umówiliście się, że to ty przejmujesz opiekę i dom?

– Tak. Znaczy, o dom może walczyć, pewnie będzie chciał sprzedać, ale jakby co to się zgadzam.

Serce Louisa mimo wszystko zatrzymało się, gdy Harry pojawił się na korytarzu. Na szczęście zrobił to na tyle późno, że nie mieli czasu porozmawiać. Zajęli miejsca naprzeciw siebie, a wszystko wydawało się abstrakcyjne. Sześć lat temu ślubowali sobie miłość i wierność aż do śmierci, obiecując, że nigdy się nie rozstaną, a teraz ich małżeństwo było jedynie kwestią kilku papierków. I miało się skończyć po złożeniu jednego podpisu. Harry nie był pewien tego wszystkiego. Marzył o rozwodzie już od dłuższego czasu, nie mogąc się doczekać poczucia wolności. A teraz, gdy to wszystko miało stać się prawdą, jego dopadały niepewności. Zupełnie jak Louisa, który świdrował go wzrokiem, gdy był pytany, czy podtrzymuje swoją decyzję. Miał ochotę błagać Harry'ego, by go nie zostawiał, ale nie był w stanie wymruczeć nawet krótkiego „tak".

– Musisz podać swoje stanowisko, Louis – szepnął Liam, patrząc na przyjaciela.

– Ja go kocham, Lima. – Szatyn spojrzał na przyjaciela błagalnym wzrokiem. Wiedział, że już nigdy nie będą razem, ale nie mógł wyprzeć się uczuć.

Payne przeklął pod nosem, gdy przewodnicząca wspomniała o odroczeniu sprawy ze względu na brak zgodności, bo Harry jąkał się, wspominając o domu i braku dojścia do porozumienia, gdy Louis wreszcie chciał dać mu rozwód.

– Co?! Ale jak to?! – zdziwił się Tomlinson, wstając, gdy jego przyjaciel to robił.

– Macie spotkanie z mediatorem, Lou. To taki człowiek, który pomoże wam dojść do porozumienia w sprawie Leo i domu. A za miesiąc spotkamy się tutaj i wszystko podpiszemy. Nie martw się, damy radę i będę na tym spotkaniu. Zadzwonię, gdy będę znał termin, okej?

– Co ja mam teraz zrobić? To moja wina?

– Nie, Tommo, to nie jest twoja wina. Czasami tak się zdarza.

– Ale rozwodzimy się, tak?

– No jasne. Co robisz wieczorem?

– Nic konkretnego, a co?

– Może jakieś piwo?

– Jasne, wpadniesz do nas?

– Spoko, przywiozę jakąś pizzę, huh?

Louis pokiwał głową i opuścili razem salę. Harry zawołał go, a on spojrzał na przyjaciela, który zapytał, czy ma zostać.

– Dam radę, widzimy się wieczorem.

Pożegnali się, a szatyn spojrzał na bruneta. Harry wspomniał o mediacjach, a Lou spuścił wzrok, przepraszając. Jednak ten się nie złościł i zagaił o Leo.

– Już jest lepiej, ale nie powinien iść na basen.

– Mogę wziąć go do wesołego miasteczka?

– Za tydzień lecimy do Hiszpanii, Harry. Nie może być chory.

– Jasne, rozumiem. Wpadnę z prezentem po południu, okej?

– Mógłbyś ograniczyć mu te prezenty? Będzie rozpuszczony. Przyjdź pobawić się klocami, co?

– Jasne, dzięki.

Louis nie chciał Harry'ego w swoim domu. Nie lubił jego spotkań z Leo i prezentów, które mu dawał. Miał wrażenie, że próbuje kupić miłość chłopca, który rzeczywiście cieszył się z każdej nowej zabawki, a tata kojarzył mu się tylko z zakazami i ostatnio z braniem niedobrego syropu. A papa zabierał na lody i do wesołego miasteczka. Jednak to Lou musiał kołysać w ramionach małego chłopca, który nie chciał spać, bo płakał za papą.

– Ale jak to nie rozwiedliście się? – zapytała Jay, uprzednio włączając wnukowi grę z królikiem na laptopie.

– Mamy mediacje, bo według nich jesteśmy niezdecydowani.

– Ale powiedziałeś, że jesteś za?

– No tak, mamo.

– Boże, on ciągle coś psuje.

– Wpadnie dzisiaj po południu do Leo.

– Papa przyjdzie? – zapytał maluch, wchodząc do kuchni.

– Tak, kochanie, papa przyjdzie. Ale załóż kapcie, bo będziesz chory.

– A kiedy ciastko?

– Później, skarbie. Grasz jeszcze w królika?

– Jeszcze chwilę, tatusiu. Mogę soczek?

Louis podał chłopcu ulubiony napój, a ten wrócił do komputera, obiecując, że nic nie obleje. Mężczyzna wywiązywał się z obietnicy, podając dziecku słodkości po pierwszym daniu, jakim była ulubiona zupa jego syna. Chłopiec siedział z babcią w jadalni i opowiadał jej o zajęciach w przedszkolu, za którym zaczynał tęsknić. Jednak jak nakręcony mówił o Hiszpanii, bo Lou opowiadał mu o ciepłej wodzie i cudownym piasku. Leo uwielbiał stawiać babki i pływać z tatą, który nauczył go tego rok temu podczas wakacji na Dominikanie. Taplali się w przejrzystej wodzie i śmiali głośno, korzystając z pięknej pogody.

– Papa! – krzyknął chłopiec, wbiegając w ramiona ojca, który wreszcie się zjawił. Louis siedział jak na szpilkach, gdy jego matka pojechała do domu. Po części sam ją wygonił, mówiąc, że poradzą sobie przez weekend. – Jadłem dzisiaj super ciastko! – pochwalił się, gdy mężczyzna go podniósł.

– Tata kupił ci ciastko?

– Kokosowe!

– Ooo, najlepsze! Jak się czujesz, smoku?

– Jadę do Hiszpanii z tatusiem, wiesz?

– Wiem, kochanie, przywieź mi coś fajnego.

– A nie możesz jechać z nami?

Harry spojrzał na Louisa, siedzącego na fotelu z laptopem. Mężczyzna czytał wiadomości, zupełnie nie zważając na byłego męża w swoim domu. Leo czekał na odpowiedź, a brunet zmarszczył brwi, dobierając odpowiednie słowa.

– Mam pracę, skarbie.

– Tatuś też ma, ale wziął wolne.

– Ale ja nie mogę wziąć wolnego.

– Jasne, po prostu nie chcesz z nami jechać. Nie kochasz mnie?

– Kocham cię najbardziej na świecie, kochanie, ale nie mogę jechać.

– Tatusiu, powiedz mu, że może. – Mały szatyn spojrzał na ojca błagalnym wzrokiem. Louis nie wiedział co odpowiedzieć, a pokój wypełniony był nieprzyjemną ciszą. W końcu westchnął, mówiąc:

– Papa ma pracę, smoku. Nie może jechać.

– Ale ja tak bardzo chcę – zaszlochał, wtulając się w Harry'ego. W końcu zmusił bruneta do postawienia go i podszedł do Lou. Louis zamknął go w ciasnym przytuleniu i pocałował głowę. – Namów go, tatusiu. Powiedz, że będzie fajnie.

Ten temat wałkowany był już milion razy, a Louis cierpliwie musiał tłumaczyć dziecku, że jadą tylko we dwójkę, a inne wakacje będą z papą. Jednak Leo tego nie rozumiał i płaczem próbował wymusić kilka wspólnych dni. Harry siedział na kanapie, patrząc na szatyna, który próbował go uspokoić i nie robił nic, by pomóc.

– Hej, słońce, posłuchaj. – Mężczyzna otarł łzy, sadzając chłopca prosto na swoich kolanach. Złapał go za ręce, kontynuując: – Nie ma miejsca w naszym hotelu i papa nie dostał wolnego w pracy. Będziemy wysyłać mu dużo zdjęć i przywieziemy coś fajnego, ale pojedziemy we dwoje i będziemy jeść dużo lodów i ciastek. I będziemy robić duże zamki z piasku, okej?

– Ale tatusiu...

– Też chciałbym, by z nami jechał – skłamał, wymuszając uśmiech, ale coś zaczynało go ściskać w środku. Harry spojrzał na niego, marszcząc brwi i nadal milcząc. – Ale teraz nie może, a my nie możemy zrezygnować. Chcesz, żebym odwołał wycieczkę?

– Chciałbym, tylko żeby papa z nami jechał. – Spuścił wzrok. Louis przyciągnął go do siebie i pocałował w głowę.

– Będzie dobrze, smoku. Spodoba ci się. Chcesz soczku? – zmienił temat.

– Tak – powiedział smutno i zsunął się z kolan. – Dasz mi klocki?

– Baw się u siebie, Leo, okej?

– Nie mogę tutaj?

Louis ugiął się, wspominają zbieranie lego z miękkiego dywanu. Kiedyś się zdenerwował i sprzątnął zabawki odkurzaczem, bo miał dość wybierania drobnych elementów spomiędzy długiego włosia. Właśnie dlatego postawił pudełko w salonie, a chłopiec zaczął wyjmować ulubione części. Harry od razu usiadł obok syna i wspomniał o budowaniu statku. Nie wiedział, że faza na piratów minęła jakiś miesiąc temu i teraz jego syn wolał żółwie ninja. Leo zaprzeczył, prosząc o bazę i zaczął opisywać dokładne miejsce.

– A jak w przedszkolu, Leo? – zapytał Harry, wybierając odpowiednie klocki.

– Joshua ma nowego kotka i będzie miał siostrę! A czy ja mogę mieć siostrę? – Louis spiął się, słysząc to. Siedział właśnie w jadalni i kątem oka spoglądał na syna z drugim ojcem.

– Niestety nie, skarbie. Nie napisaliśmy do Mikołaja o siostrę, a zamówienia trzeba składać kilka lat wcześniej.

– A kotka?

– To trzeba z tatusiem porozmawiać.

– Tatuś mówił, że kiedyś kupimy kotka.

– To pewnie kupimy.

Louis pokręcił głową, słysząc formę „my". Ich już nie było. Teraz był Harry oraz Louis i Leo, a nie Harry, Louis i Leo. Już nie było trójki, ale jeden plus dwa. Chłopiec opowiadał o nauce literek i chwalił się, że umie napisać swoje imię. Rzeczywiście kilka dni temu siedzieli długo, ucząc się pisać i czytać. Dziecko potrafiło rozróżnić kilka liter i połączyć je w proste słowa.

– A co u ciebie, papa?

– A nic, skarbie, dużo pracy.

– A dzisiaj miałeś wolne?

– Tak, dzisiaj miałem wolne.

– I co robiłeś?

Ręce Louisa zamarły nad klawiaturą i czekał na słowa byłego ukochanego. Ten wymigał się, mówiąc, że miał kilka spraw do załatwienia.

– Tatusiu, a mogę ciastko? – Leo podszedł do ojca i oparł się o jego kolana.

– Jadłeś już dzisiaj ciastko, Leo.

– Ale takie małe. Z czekoladą.

– Nie, kochanie, ciastka już były.

– A chrupka?

– A nie chcesz banana i ananasa?

– Banana!

Chłopiec wrócił z miską owoców do Harry'ego, który pożegnał się tuż po szóstej. Leo liczył, że zabierze go na weekend i z płaczem wtulał się w tatę, który musiał zapewnić go, że papa kocha go najbardziej na świecie, ale dzisiaj musiał zrobić coś ważnego. Louis nienawidził tego w Harrym. Brunet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo pęka malutkie serce czterolatka, który nie rozumie, dlaczego papa wraca do innego domu sam. Nie zdawał sobie sprawy, że Leo pyta o niego, kładąc się w łóżku. Nie zdaje sobie sprawy, że lewa strona łóżka nadal nazywana jest stroną papy, a Leo śpi na środku, gdy potwory znowu go obudziły. I nie zdaje sobie sprawy, że Mikołaja chce prosić o powrót papy i z niecierpliwością czeka do grudnia, by móc narysować koślawe rysunki w liście do Świętego.

– Wujek! – krzyknął Leo, otwierając drzwi, zanim Louis zdążył do nich podejść po usłyszeniu dzwonka.

– Hej, maluchu, tata w domu?

– Mówiłem ci, że masz nikomu nie otwierać, Leo – zganił go Tomlinson, zapraszając przyjaciela do środka.

– Ale sam już szedłeś – zauważył mały szatyn i podziękował za żelki od Payne'a.

– Dziękuję, Li, ale on je stanowczo za dużo słodyczy.

– Rzadko go widzę, daj mi rozpieścić ulubionego chrześniaka.

Louis westchnął, ulegając Liamowi. Leo opowiadał mu o siedzeniu w domu z babcią i wizycie papy. Li spojrzał na kumpla, a ten pokręcił głową. Nie chciał rozmawiać o Harrym, rozwodzie czy całej sytuacji, którą żyli od sześciu miesięcy. To właśnie Payne wyciągał go z dołka, gdy Lou zupełnie sobie nie radził, a Leo potrzebował ojca. Niby Jay była cały czas przy nim, ale to nie było to samo. Przy niej kłamał, że wreszcie czuje się wolny i pozbył się uczuć. Przy Liamie płakał z tęsknoty i jednocześnie mówił, że go nienawidzi.

– Idziemy się kąpać, Leo.

– Usiądź, tatusiu, jeszcze chwila.

Liam uśmiechnął się, słysząc słowa czterolatka. Jego twarz umazana była keczupem z pizzy, chociaż jadł już swoją kolację. Ojciec ugiął się, pozwalając na jeden kawałek, mówiąc, że zaraz po tym idą spać. Miał ochotę położyć syna i móc napić się w spokoju piwa, rozmawiając o większych i mniejszych bzdurach.

– Jadę do Hiszpanii, wujek! – pochwalił się Leo, ocierając twarz ręką, co dało jedynie jeszcze większą pomidorową smugę.

– Nie w rękaw, Leo!

– Mówię, tato!

Payne zaśmiał się, wycierając jego policzki i zagajając o wycieczkę. Chłopiec ze smutkiem opowiadał o nieobecności papy, a serce Louisa znowu się łamało. Nie spodziewał się, że jego syn aż tak przeżywa ich rozstanie. Siedząc w wannie, znowu zaczął ten temat, a Lou obiecał, że porozmawia z Harrym.

– Obiecujesz, tatusiu? – Spojrzał na niego smutnym wzrokiem, bawiąc się kolorowym kubkiem.

– Tak, kochanie. Jednak papa ma pracę i nie mogę go zmusić, tak?

Pokiwał głową i pozwolił się ubrać. Marudził przy myciu zębów, ale Lou wspomniał o bakteriach z pizzy, których trzeba się pozbyć, by znów móc zjeść pizzę za jakiś czas. Mężczyzna miał przygotowane wymówki na każdą okazję, bo jego syn ostatnio był naprawdę męczący i ciągle powtarzał „Ale dlaczego?", a Tomlinson miał ochotę wypalić „Bo tak, kurwa", ale cierpliwie kolejny raz tłumaczył, dlaczego we wrześniu nie można biegać w krótkich spodenkach.

– Nie chce mi się spać, tatusiu – powiedział Leo, gdy został okryty kołdrą.

– Ale jest późno, kochanie.

– Nie jest. Wy jeszcze nie śpicie.

– Ale my jesteśmy dorośli, Leo.

– Ja też jestem duży.

Louis uśmiechnął się, bo rzeczywiście zabrakło mu argumentów. Pozwolił synowi na posiedzenie z nimi w salonie i machnął ręką, gdy Liam chciał schować otwarte już piwo. Liczył, że później przerzucą się na coś mocniejszego, ale teraz mogli podyskutować na temat ostatniego meczu baseballa, popijając gorzki trunek. Leo układał na podłodze puzzle, głowiąc się nad kolejnymi fragmentami. Spojrzał smutno na ojca, który nie pozwolił mu na kolejne ciastko tego dnia.

– Umyłeś już ząbki, Leo. Teraz ciastko będzie niedobre.

– Kłamiesz.

– Wujek Liam potwierdzi. – Payne stanowczo pokiwał głową, a chłopiec wrócił do układanki.

Po dziewiątej Louis znowu wspomniał o spaniu, widząc, że jego syn już ziewa. Nadal twierdził, że nie jest zmęczony, ale tarł oczy, co chwilę marudząc na temat ciastek i chrupek. Louis podniósł go w akompaniamencie szlochu i obiecał, że włączy bajkę w telewizji, a dzisiaj będą spać razem.

– Dobranoc, smoku. – Pocałował go, kładąc w swojej sypialni.

– Przyjdziesz później?

– Oczywiście, kochanie. Posiedzę jeszcze trochę z wujkiem Liamem i potem będę spał z tobą, okej? – Pokiwał głową, a Lou uśmiechnął się. – Kładę pilota na szafkę i bez przełączania, bo znowu włączysz gołe panie i będzie płacz, tak?

Chłopiec zgodził się, a Louis pożegnał się, wracając do przyjaciela.

– Szybko zaczyna z porno – zaśmiał się Payne.

– Nic mi nie mów, na czwórce lecą pornole po jedenastej, a on kiedyś się przebudził i przełączył, a potem z płaczem przyszedł, bo tam jakaś pani krzyczy.

Mężczyzna roześmiał się, polecając zmrożoną wódkę, którą mieli dzisiaj oblewać jego rozwód. Przy drinkach Liam opowiadał o kwitnącym związku z Zaynem, który dzisiejszą noc spędzał na oddziale w szpitalu. Mężczyzna zdobył serce jego przyjaciela, a Lou trzymał za nich kciuki. Zwłaszcza że Payne myślał o kolejnym kroku w związku i chciał się oświadczyć w święta. Z jednej strony głupio było mu rozmawiać o swoim szczęściu z cierpiącym przyjacielem, ale ten machał ręką, mówiąc, że Harry to naprawdę skończony temat. Jednak tak nie było, a on zaczął narzekać na samotność przy kolejnej dawce alkoholu. Czuł się porzucony i zdradzony, chociaż był zapewniany, że w życiu Harry'ego nie ma nikogo innego. Oficjalnie przestali się dogadywać, a sprzeczki zaczęły być męczące. Oddalali się od siebie, ale nawet nie dana była im szansa, by to naprawić. A Louis nie umiał o nią poprosić, wiedząc, że to i tak nic nie zmieni, a Hazz chce po prostu odejść. Dlatego nie płakał i nie krzyczał, gdy ten się pakował. Po prostu siedział na kanapie, patrząc w martwy punkt, gdy jego ukochany stawał przed nim z walizką, mówiąc, że się odezwie. A potem musiał odebrać z przedszkola Leo, który nie rozumiał, dlaczego papa nie wrócił na kolację. Dopiero wtedy szatyn wybuchł do komórki, żądając, by to on wyjaśnił mu, co się dzieje. Harry kręcił, wymyślając milion wymówek i nie przejmując się krzykiem syna, który wołał go po wyjściu z domu. Chłopiec długo płakał w ramionach taty, pytając, czy Hazz już go nie kocha. Louis całował go w czoło, zapewniając, że oboje kochają go najbardziej na świecie i położył spać, wcześniej dając lek od gorączki, którą dostał z nerwów i płaczu.

– Może powinniście przejść terapię małżeńską, Louis? – zaryzykował propozycją, patrząc na przyjaciela, który opierał się czołem o oparcie kanapy.

– To już za późno, Li. Rozwodzimy się, mogliśmy myśleć o tym pół roku temu.

– Rozmawialiście w ogóle o tym?

– Próbowałem, ale tchórzyłem, gdy on nie mówił o niczym innym jak rozwód. Bardzo go chce, a ja nie mogę stawać na drodze do jego szczęścia.

– Życie tak nie działa, Lou. Może czasami warto walczyć.

– Możesz chociaż ty mnie nie dobijać? Powinieneś wybić mi go z głowy, a nie mówić o terapii.

– Bo wiem, że ci zależy, Louis. A czasami dobrze jest usiąść i porozmawiać.

– Dlatego jesteś tu dzisiaj i rozmawiamy.

– Chodź tu. – Zmusił go do przytulasa i poczuł dreszcz w ciele szatyna, gdy ten zaszlochał. – Jesteś najlepszym gościem na świecie i teraz jesteś wolny, rozumiesz? Znajdziesz sobie jeszcze kogoś cudownego, ale teraz daj sobie szansę i odpocznij od tego.

Łzy spływały po policzkach Louisa, który czuł się jak gówno. Tak bardzo kochał Harry'ego, a jednocześnie nie mógł mu rozkazać, by został i nadal z nimi był. Wiedział, że nie umie dać mu szczęścia i tylko pozwolenie na odejście może uszczęśliwić jego jeszcze-męża.

Liam pożegnał się z przyjacielem, obiecując, że odezwie się za dnia, a Louis ruszył pod prysznic, by chwilę później kłaść się obok śpiącego syna.

– Papa? – mruknął chłopiec, a Louis pogłaskał go po plecach, całując w czoło i poprawiając kołdrę.

– Cichutko, Leo.

Chłopiec mówił przez sen, a Lou przytulił go, modląc się, by ten nie obudził się z płaczem. Rano czuł się padnięty, gdy Leo obudził go, prosząc o płatki. Z jękiem zwlókł się z łóżka, by podgrzać mleko i zrobić synowi śniadanie. Minęła dziewiąta, a chłopiec z uśmiechem czekał w kuchni.

– Tatuś położy się jeszcze na chwilę, a ty zjedz i przyjdź na bajki, co? – zaproponował Lou i wrócił do pokoju, włączając telewizor na kanale z bajkami.

Leo zjadł czekoladowe kulki i dołączył do niego, wdrapując się na łóżko i wsuwając na miejsce obok śpiącego ojca. Oglądał kolejne kreskówki, które zaczynały go nudzić. Tuż po jedenastej znowu budził ojca, narzekając na krzyczącego mężczyznę na ulicy.

– Nie ma się czego bać, Leo – mruknął szatyn, obejmując syna.

– Nudzi mi się, tatusiu.

– Pooglądaj bajki.

– Już nie ma fajnych. Pójdziemy na huśtawkę?

Louis przetarł twarz, patrząc na malucha, a potem na zegarek. Odwrócił się na plecy, a Leo od razu zajął jego klatkę piersiową z uśmiechem i znowu zaczął prosić o plac zabaw.

– I na ciastko, tatusiu!

– Jadłeś wczoraj ciastko.

– Ale dzisiaj jest dzisiaj i można zjeść kolejne ciastko.

Tomlinson wystukał krótkiego SMSa do Harry'ego z nadzieją, że ten znajdzie czas dla syna i zabierze go na huśtawkę. Jednak brunet wymigał się, mówiąc, że ma plany i odbije to w niedzielę.

Dziecko to nie jest jebana karta obecności, żebyś je „odbijał".

Lou czuł zdenerwowanie postawą byłego męża i miał ochotę mu nawrzucać. Jednak musiał zająć się dzieckiem, które czekało na odpowiedź, siedząc na nim.

– Okej, możemy pójść na huśtawkę, ale tatuś musi wypić kawę, okej?

– Tak! Kiedy?

– Wezmę prysznic, wypiję kawę i pójdziemy.

– Czyli kiedy? Za minutę? Pięć?

– Za pół godziny, okej? Jak ta mała i duża wskazówka będzie na dwunastce, okej? – Podał mu swój zegarek i pokazał odpowiednie pole.

– Okej!

Louis stał pod prysznicem, próbując pozbyć się zmęczenia i oznak wczorajszego picia. Leo siedział z zegarkiem w salonie i oglądał bajki, gdy jego ojciec sprzątał po poprzednim wieczorze. Jadł zimną pizzę, popijając ją kawą i kłamiąc, że już jest nie dobra, gdy syn dopytywał o kawałek dla niego.

– Chcesz banana, zanim pójdziemy?

– Chcę pizzę, tatusiu.

– Nie ma już, zjadłem. Chcesz banana? – powtórzył.

– A mogę chrupka?

Louis postawił przed synem miseczkę z owocem i trzema chrupkami kukurydzianymi. Miał jeszcze chwilę dla siebie i dla swojej kawy. Siedział na kanapie, przeglądając internet i obserwując syna, który wpychał w siebie lunch, gdy wskazówki znalazły się na odpowiednim miejscu. Wrzucił miskę do zlewu i podszedł do ojca, oddając zegarek.

– Nie możesz wpychać jedzenia, Leo, zadławisz się. Zjedz najpierw i pójdziemy.

Chłopiec z trudnością przełykał przekąski, spiesząc się na dwór. W końcu usiadł na podłodze, zakładając buty, według naklejek na czubkach, które łączyły się w motylka, jeśli lewy był po lewej stronie, a prawy po prawej.

– Chcesz siku, Leo?

– Nie.

– Na pewno? Tam nie będzie gdzie zrobić siku. Idź do łazienki.

Chłopiec westchnął, idąc za potrzebą, a Lou upewnił się, że umył ręce i nie jest nigdzie mokry. Autem skierowali się do parku, nie chcąc ryzykować zmoknięcia, bo chmury sprawiały, że pogoda była niepewna. Maluch biegał po placu, korzystając z atrakcji i prosił tatę, by pomógł mu podciągnąć się na barierce.

– Pójdziemy do papy? – zapytał, gdy mieli wracać do domu. Zaczynało kropić i zmuszeni byli przerwać zabawę.

– Papa pracuje, skarbie. Wrócimy do domu i pobawimy się w coś.

– A kupimy ciastko?

– A może zrobimy babeczki, co?

– Tak! I zawieziemy papie? – Louis westchnął.

– Zaprosimy go, dobrze?

Leo z podekscytowaniem opowiadał o wspólnym pieczeniu, jedząc małe tortille, wcześniej wyjmując z nich warzywa, by potem jeść je osobno, gdy Lou go upomniał. Mężczyzna zastrzegł, że nie zrobią muffinek, jeśli ten nie zje wszystkiego z talerza, a chłopiec zaszlochał, gdy została sałata.

– I nie było tak źle, co? Brzuszek pełny? – Połaskotał go, zawiązując mały fartuszek z misiem, który kupiła kiedyś Jay.

– Było pyszne, tatusiu! Dodamy czekolady?

– Oczywiście, smoku.

*

Zayn krzątał się po kuchni, przygotowując późne śniadanie. Mijała pierwsza, a on właśnie obudził się z odsypiania nocnego dyżuru. Zdążył opowiedzieć Liamowi o wypadku i śmierci dwójki dzieci. Takie dni zawsze go dobijały i tym razem nie czuł się najlepiej, bo przekazywanie rodzicom, że ich pociechy nie żyją, nie jest czymś, do czego da się przyzwyczaić. Payne słuchał z uwagą, siedząc przy marmurowej wysepce i pijąc kawę. Czuł się o wiele lepiej niż po ósmej, gdy obudził go Mulat, kładąc się obok.

– Jak Louis? – zapytał Malik, stawiając przed ukochanym talerz z jajecznicą.

– Niby okej, ale on go tak cholernie kocha, że to aż smutne.

– Nie mogą pogadać? Dorośli tak robią?

– To samo powiedziałem Louisowi, ale Harry tak cholernie naciska na rozwód, że on się boi o cokolwiek walczyć.

– Pieprzenie – mruknął.

– Co to za słownictwo, panie psychologu? – Uśmiechnął się, dotykając jego ręki. Podrapał ją delikatnie i zmarszczył nos, wiedząc, że Zayn to uwielbia.

– Po prostu uważam, że to wymówki, a oni pospieszyli się z rozwodem jak dzieci.

– Rozmawiałeś z Harrym? – zaryzykował pytaniem. Malik przyjaźnił się z brunetem i czuł się niezręcznie przy ich rozwodzie. Nie chciał wybierać pomiędzy przyjacielem ukochanego, a swoim przyjacielem. Również uwielbiał Louisa i omijał go szerokim łukiem, nie chcąc widzieć, jak ten nie umie się pozbierać po rozstaniu.

– Nie, skarbie, ale widzę to jako psycholog. Powinni ze sobą porozmawiać przynajmniej dla dobra Leo. Jak on się czuje?

– Ciągle pyta o papę i płacze, że ten nie mieszka z nimi.

– Widzisz? On nie rozumie, co się dzieje i ktoś powinien z nim porozmawiać. Dzieci też mają uczucia, Liam. I naprawdę dużo widzą.

– Wiem, kochanie, ale co ja mam powiedzieć Louisowi? Że powinien iść do psychologa z synem? No błagam cię. Zresztą teraz jadą na wakacje do Hiszpanii i może uda im się odpocząć.

– Leo wie, że jadą bez Harry'ego?

– Tak i to kolejny powód do płaczu.

Zayn nie skomentował ostatniego zdania, wkładając do ust porcję dania. Liam patrzył na niego, czekając na jakąś reakcję, bo czuł, że coś się dzieje. Czuł, że rozmawiał o czymś z Harrym i teraz coś ukrywa. Jednak ten zaprzeczał, jęcząc, że nie chce się kłócić.

– Może zaprosimy Louisa z Leo na kolację i delikatnie zasugerujesz mu wizytę, co? – zaproponował Payne, a Malik westchnął.

– Kochanie, jesteś pewien, że powinniśmy się w to mieszać?

– Nie jestem pewien, ale jednocześnie chciałbym, by ktoś o nas zawalczył, gdybyśmy my już nie umieli.

– Kochanie, ale my się nie rozstaniemy. – Pogłaskał go po policzku.

– Oni też tak sobie obiecali.

– My umiemy rozmawiać, tak? A teraz kończ jedzenie i lecimy na zakupy, bo ktoś tu zapomniał o lodówce, co?

– Miałem urwanie głowy w pracy, przepraszam.

– Wiem, kochanie, nic nie mówię.

Liam wybierał numer przyjaciela, gdy jechali do supermarketu. Louis był sceptycznie nastawiony do wspólnej kolacji, ale przyjaciel przekonywał go, zapewniając, że będzie super. Zayn przejął telefon, próbując nakłonić mężczyznę.

– Dawno się nie widzieliśmy, Leo już pewnie nie pamięta, jak wyglądam – powiedział, używając swojego ulubionego argumentu.

– Nie bierz mnie pod włos psychologiczną gadką.

– Skarbie, psychologiczną gadkę to ja dopiero mogę zacząć. Szósta u nas i znajdę cię, jeśli się nie pojawisz.

– No okej, okej, niech wam będzie.

– Kocham cię, Zi.

– Wiem, skarbie. – Pocałował wierzch jego dłoni, skręcając na parking supermarketu.

Louis nie czuł się najlepiej na myśl o wieczorze z przyjaciółmi. Przez ostatnie miesiące oddalili się od siebie i bał się, że nie będą mieli o czym rozmawiać. Zazwyczaj spotykali się w czwórkę, pijąc wino i wspominając o wspólnych wyjazdach. Teraz jedno krzesło miało zostać wolne, a on bał się bólu w sercu.

– Musisz być grzeczny, Leo – powiedział, przebierając syna w jeansy i bluzkę.

– A myślisz, że mają ciastko?

– Zawieziemy im babeczki, huh?

– Miały być dla papy. – Zrobił smutną minę, wydymając wargę. Zupełnie jak Harry, który go tego nauczył.

– Dla papy zrobimy kolejne, pasuje?

Pokiwał głową, pozwalając założyć na siebie kurtkę. Louis złapał go za rękę, wychodząc z budynku i przypiął w aucie. Na miejscu pasażera leżało wino i pudełko z babeczkami, które jego syn niechętnie zapakował. Chłopiec ucieszył się, wpadając w ramiona ulubionego wujka. Liam pocałował go w policzek, na co ten skrzywił się i zaśmiał, poprawiając zmierzwione włosy.

– Wujek strasznie za tobą tęsknił!

– Widziałeś mnie wczoraj!

– To było wczoraj, zdążyłem się bardzo stęsknić!

– Lilith! – Wyciągnął rękę w stronę perskiego kota, który właśnie pojawił się znikąd.

– Nie męcz jej, Leo – poprosił Louis, widząc, że ten już tuli zwierzaka. Kotka rzeczywiście go lubiła i lizała po rękach, przymilając się.

Podczas posiłku rozmawiali o Hiszpanii, a chłopiec opowiadał o ciepłej wodzie i dużej ilości piasku. Posmutniał, przyznając, że papa nie chce z nimi jechać, a Lou westchnął, głaszcząc go po głowie.

– Poprosisz go, tatusiu? – zapytał maluch, patrząc na ojca.

– Porozmawiam z nim, skarbie. Okej?

– Obiecujesz?

– Obiecuję, smoku.

Leo jadł babeczki po kolacji i rozmawiał z Zaynem o bajkach. W końcu Malik zaproponował obejrzenie czegoś w telewizji, a chłopiec zgodził się z radością. Tomlinson czuł w tym podstęp i zapytał Liama, o co chodzi. Ten wzruszył ramionami, pytając, czy Harry się odzywa.

– Dzisiaj stwierdził, że nie ma czasu wziąć go na huśtawkę i odbije to za tydzień. Odbije, rozumiesz. Jak jebaną kartę obecności w zakładzie pracy.

– Może naprawdę jest zajęty.

– Ta, bzykaniem nowego ukochanego – mruknął, pijąc wino.

– Ma kogoś?

– Myślisz, że Harry jest sam? Ten Harry? Kurwa, takie przystojne osoby nie są długo singlami.

Louis nienawidził siebie od kilku miesięcy. Od zawsze miał kompleksy przez wzrost i twarz, ale udało mu się zwalczyć je przy pomocy ukochanego, który każdego dnia powtarzał, że jest najcudowniejszą osobą na świecie. A potem się rozstali, a on czuł się jak najgorsze gówno. Zwłaszcza gdy Harry przychodził do Leo i wyglądał jak milion dolarów. A Lou miał na sobie dresy i koszulkę, bo chciał czuć się wygodnie na spacerze z dzieckiem.

Zayn oglądał kreskówkę, siedząc obok Leo i w końcu zapytał o papę. Chłopiec smutno przyznał, że nie przychodzi często i bardzo za nim tęskni.

– Czy tatuś coś o nim mówi?

– Mówi, że bardzo mnie kocha. Ale mi się wydaje, że nie kocha, bo go nie ma. Bo jak się kocha, to się jest, prawda?

– Czasami tatusiowie się rozstają, Leo.

– Ale nie można się rozstać, jak się kocha, wujek. Prawda?

Zayn nie spodziewał się, że ta rozmowa będzie tak trudna. Okej, dzieci były różne, ale mały Tomlinson był naprawdę mądrym czterolatkiem, który widział trochę za dużo i przeżywał trochę za dużo jak na jego małą główkę.

– Możesz poprosić papę, by wrócił? Tata też za nim płacze.

– Często?

– Czasami mówi, że boli go po prostu głowa, ale buziak od papy zawsze leczył. Myślisz, że papa do nas wróci?

– Nie wiem, kochanie, czasami po prostu tak się dzieje, że ludzie się rozstają. Ale nadal bardzo, ale to bardzo kochają swoje małe smoki.

– To dlaczego papa sobie idzie, gdy ja chcę, by został?

– Pewnie ma dużo pracy, Leo. – Poczochrał go po głowie.

– A poprosisz, by wziął wolne i pojechał z nami na wakacje?

– Porozmawiam z nim, dobrze?

Louis kątem oka zerkał na dwójkę na kanapie i marszczył brwi, zastanawiając się, o czym rozmawiają. Siedzieli za daleko, a telewizor był za głośno, by mógł coś zrozumieć.

– Kurwa, zależy mi na nim, Liam – przyznał w końcu Louis, przerywając przyjacielowi opowieść o zepsutym aucie, z którym nie umiał się rozstać. – Kurewsko mi na nim zależy i cieszę się, że ten rozwód nie wypalił. Znaczy, mam jeszcze miesiąc na nacieszenie się małżeństwem i tym. – Podniósł dłoń, pokazując obrączkę, której nie umiał zdjąć. Kilkukrotnie zauważył, że Harry już nie nosi swojej, a potem pojawiała się na jego palcu, gdy o niej wspomniał. Mężczyzna jąkał się, mówiąc, że zdjął na czas siłowni i zapomniał założyć z powrotem.

– Zaynie, chodź do nas pogadać – krzyknął Payne, patrząc na ukochanego. – Siadaj, pogadamy i w ogóle. – Poklepał miejsce obok siebie, gdy Malik wstał z kanapy, wcześniej mówiąc Leo, że zaraz wróci, a on mruknął ciche: „Papa też tak zawsze mówi".

– Coś się stało?

– Potrzebujemy pomocy, bo kurwa, tak nie może być. Gadałeś z Harrym czy nie? Ale szczerze, Zi.

– Ale o czym?

– Ogólnie. Pytam, czy ostatnio z nim rozmawiałeś.

– No kilka zdań wymieniliśmy, ale nic takiego.

– Ma kogoś?

– O nikim mi nie mówił, więc raczej nie.

– Miał obrączkę?

– Kochanie, myślisz, że zwracam uwagę na takie rzeczy?

– Co Louis ma zrobić? Jemu zależy, Zi. – Zmarszczył brwi, a Lou czuł zażenowanie. Pokręcił głową, prosząc o zakończenie tematu, ale Malik czuł, że musi coś zrobić.

– Skarbie, porozmawiajcie, okej? – Złapał go za rękę i spojrzał w oczy. – Wy nie rozmawialiście i teraz unikacie się jak dzieci w przedszkolu. Macie syna, który wszystko rozumie, a wy trzymacie go w szklanej kulce jak chomika i próbujecie przed wszystkim chronić. A ta ochrona go rani, rozumiesz?

– Ale co ja mam zrobić?

– Zadzwonić do Harry'ego i pogadać z nim szczerze, a potem z Leo i powiedzieć mu, że nadal go kochacie i to wasza dwójka się rozstała, a nie wy z małym.

Louis czuł się zmieszany, wracając późną nocą do domu. Chłopiec spał w foteliku, a on modlił się, by nie natrafić na kontrolę policyjną, bo przecież wypił trochę wina. Okej, nienawidził siebie za to, ale nie chciał spać u przyjaciół. Chciał jeszcze trochę pomyśleć i pobyć sam na sam.

– Papa? – mruknął chłopiec, gdy Tomlinson wyjmował go z auta.

– Nie, skarbie, śpij, cichutko.

– Pójdziemy do papy?

– Jak wstaniesz, to pójdziemy, dobrze? – szeptał.

– Już wstałem.

Louis pocałował go w czoło, ciesząc się, że znowu usnął w jego ramionach. Powoli zdejmował ubrania, przebierając w piżamkę i przeklął, słysząc kwilenie. Chłopiec przetarł oczy, prosząc o papę. Lou zamknął go w ciasnym uścisku, kładąc się obok i zapewniając, że jutro pojadą do papy. Był przyzwyczajony do takich sytuacji, bo jego syn nie spał spokojnie już od wielu miesięcy. Budził się kilka razy w tygodniu i domagał spania z ojcem albo płakał za papą. Szatyn kilkukrotnie dzwonił do byłego ukochanego w środku nocy, by ten choć chwilę porozmawiał z ich synem, który nie chciał się uspokoić.

Louis wyswobodził się z jego objęć, delikatnie wsuwając misia w ramiona. Wyszedł, modląc się, by drzwi znowu nie zamknęły się zbyt głośno. Kiedyś Harry miał je naprawić, ale właściwie przyzwyczaili się, że czasami zamek trzeszczy nieco głośniej. Przewracał się z boku na bok, wspominając słowa przyjaciół i westchnął, widząc trzecią. Czuł, że znowu będzie niewyspany, ale ta cecha była przypisana do niego od lat. Na początku wstawał, bo Leo chciał jeść bądź zabrudził pieluchę. Potem, bo potwory i picie. Nieco później chłopiec miał fazę na budzenie się około drugiej z poczuciem wyspania i chciał się bawić, padając przed piątą. A teraz przeklinał, bo czuł się dziwnie w pustym łóżku i brakowało mu ramion, które kiedyś były domem.

Harry zdziwił się, widząc wiadomość od Zayna z rana, w której mężczyzna proponował wspólny wypad na siłownię. Zgadzał się, umawiając na odpowiednią godzinę i zjawiając przed budynkiem kilka minut przed czasem. Przywitał się z przyjacielem, pytając co nowego. Podczas rozgrzewki rozmawiali o Leo, a Harry chwalił się umiejętnością pisania.

– No i cieszy się z Hiszpanii, więc wiesz – dodał, ocierając się ręcznikiem i popijając wodę.

– No słyszałem, jedziesz z nimi?

– To ich wspólne wakacje, zabiorę go gdzieś na święta czy coś.

– Wczoraj poprosił mnie, żebym z tobą porozmawiał o wolnym, trochę przeżywa to wszystko.

– Widziałeś się z nimi?

– Jakoś tak wyszło, ale przynajmniej pogadałem z Leo. Kurwa, człowieku, odwiedzaj go częściej, on wszystkich prosi, by z tobą porozmawiali.

Harry zmarszczył brwi, kierując się do następnego urządzenia. Ustawił odpowiednie parametry i zabrał się za ćwiczenie, analizując w głowie słowa Zayna.

– Nie możecie zrobić tego dla niego i pojechać na te wakacje razem? Pożyczę ci kasę, jeśli nie masz.

– To nie o to chodzi, Zi. My się rozwodzimy, wiesz, jak jest. To będzie chujowe.

– Zrobicie to tylko dla dziecka, czasami trzeba się poświęcić.

– Myślałem o tym, ale Louis się nie zgodzi.

– Rozmawialiście w ogóle o tym?

– Nie – przyznał, drapiąc się po głowie.

– Wy w ogóle umiecie jeszcze rozmawiać?

– Możesz na mnie nie naskakiwać? Dzięki – dodał, gdy odpowiedziało mu milczenie.

Malik zmienił temat, nie wracając do tego drażliwego już do końca treningu. Śmiali się, przyznając, że muszą kiedyś wyskoczyć na piwo.

– Spotykasz się z kimś, Hazz? – Zayn zaryzykował pytaniem, naciągając na siebie dresy.

– Co, kazał ci wypytać? – zapytał brunet z ironią.

– Nie, no. – Wzruszył ramionami. – Tak tylko pytam.

– Ja się rozwodzę, Zayn. Moje małżeństwo to tylko formalność. Będę lecieć, widzimy się któregoś dnia?

– Jasne. I zajrzyj do Leo, on serio tęskni.

– Dziękuję, doktorze, kupię jakieś ciastko i wpadnę do syna, pasuje?

– Jeb się, Tomlinson – zaśmiał się, a potem uświadomił sobie jaką gafę strzelił. – Styles. – Zmarszczył brwi.

– Nadal Tomlinson, nie wiem, czy wrócę do swojego. Dobra, lecę. Pa.

– Jasne, pa.

Harry miał wyrzuty sumienia, słysząc opowieść o jego małym smoku. Właśnie dlatego kupował nowy komplet klocków i kierował się do swojego byłego mieszkania, gdzie właśnie Leo płakał, odsiadując swoją karę. Może rzeczywiście powinien pilnować kubeczka z wodą po farbach i nie dopuścić do wylania na dywan, bo kolorowe plamy nie były tym, czego potrzebowali. Jednak było już za późno, a Louis złościł się, powtarzając, że tyle razy prosił, by ten uważał.

– Przepraszam, tatusiu – zaszlochał maluch, wstając z siwej pufy w kącie, gdy wskazówki znalazły się na odpowiednich polach, wskazując upłynięcie czterech minut. – Już nie będę.

– Leo, jak o coś cię proszę, to uważaj, tak? Zalałeś mi książkę. – Louis trzymał go za ramiona, mówiąc, co zrobił źle.

– Przepraszam – powtórzył.

– Kocham cię, Leo, ale jest mi naprawdę smutno, wiesz?

– Wiem, tatusiu. Przepraszam. Naprawdę.

– Okej, już dobrze, ale koniec z malowaniem na dziś, dobrze?

Chłopiec pokiwał głową, ocierając łzy i zaczął sprzątać farbki, oddając ojcu obrazek z czerwonym autkiem. Ucieszył się, widząc papę i rzucił się na niego, zabierając nowy prezent.

– Miałem karę – szepnął smutno, a Harry spojrzał na Louisa, który wrócił do kuchni.

– Co się stało, smoku?

– Wylałem wodę z farbek i zalałem tatusiowi książkę.

– Serio, Louis? – powiedział brunet ironicznie. – Książka?

– A co ja mówiłem, Leo? Że trzeba uważać, tak? – Maluch pokiwał głową, wyciągając ręce i domagając się wspólnego przytulenia.

– Kocham cię, tatusiu.

– Ja ciebie też, Leo. Chcesz jogurt? – Prędko zmienił temat, odrywając się od chłopca po pocałowaniu go w głowę.

– A mogę ciastko?

– Nie, kochanie, ostatnio jesz za dużo ciastek.

– Daj mu, Louis. Jedno go nie zabije.

– Nie zabije, tatusiu – Leo podłapał temat i uśmiechnął się. Louis czuł zdenerwowanie, że Harry neguje jego metody wychowawcze, ale nie chciał się kłócić i podał synowi ciastko.

Mężczyzna zaproponował wyjście na plac zabaw, bo chciał móc spędzić z dzieckiem trochę czasu, jednocześnie znajdując chwilę na rozmowę z Lou. Tomlinson poprosił, by pilnował czapki Leo i życzył im udanej zabawy.

– Chodź z nami, Louis.

– Tak, tatusiu! Chodź z nami!

– Jestem zmęczony, Leo, pójdziesz z papą, a ja posprzątam, okej?

– Tatusiu, proszę. – Objął go za nogi, patrząc w oczy. – Będę grzeczny.

– Bądź grzeczny z papą, tak?

– Tatusiu. – Przytulił się do niego.

– Idziesz z nami, Lou.

Louis musiał zgodzić się, gdy Leo zaczął marudzić. Czuł się jak kilka miesięcy temu, gdy przemierzali ulice Londynu, trzymając syna za ręce i śmiejąc się ze swoich żartów. Chłopiec mówił głośno o zabawach w przedszkolu i z uśmiechem wbiegał na plac zabaw. Szatyn siedział na ławce, przeglądając Internet, by tylko nie wpatrywać się w Harry'ego, który podrzucał malucha do góry, a potem przeszli na ślizgawkę.

– Okej, Leo, papa sobie odpocznie, a ty pozjeżdżasz sam, co?

– Ale będziesz tutaj?

– Tak, usiądę sobie z tatusiem. – Wskazał na Louisa niedaleko.

– Okej.

Harry zajął miejsce obok byłego ukochanego i spojrzał w ekran jego komórki, gdzie wyświetlał się artykuł o piłce nożnej. Mężczyzna przesuwał, czytając kolejne zdania i zupełnie nie patrząc na bruneta siedzącego obok.

– Czyli gdyby ktoś teraz porwał Leo, to nawet byś nie zauważył, tak? – usłyszał w końcu i podniósł wzrok.

– Powtórz – warknął.

– O co ci teraz chodzi, co?

– To ty zacząłeś.

– Boże, Louis, ja chciałem tylko porozmawiać o Leo, bo widzę, że go to wszystko męczy.

– O brawo, naprawdę wreszcie sobie to uświadomiłeś? Ale spokojnie, przepłacze pół nocy i wreszcie uśnie, nie będziesz musiał się niczym martwić.

– Znowu nie śpi w nocy?

– Śpi, ale ciągle płacze i cię woła.

Harry spuścił wzrok, gdy wyrzuty sumienia zaczęły wypalać mu dziurę w sercu. Okej, wiedział, że chłopiec bardzo go kocha, ale nie spodziewał się, że aż tak przeżywa ich rozwód.

– Myślałem o waszych wakacjach, Lou. Mógłbym jechać z wami? – Louis zmarszczył brwi, patrząc o niego.

– Chyba cię coś boli.

– Znowu zaczynasz? Ja chciałbym po prostu dać mu szczęście, a widzisz, jak zależy mu na wspólnych wakacjach.

– Nie. Nawet o tym nie myśl. Mogłeś myśleć o tym kilka miesięcy temu. – Energicznie wstał, podchodząc do syna i pytając, czy mogą już wracać do domu. Leo spojrzał na niego smutno, mówiąc, że są krótko. – Okej, smoku, więc ja skoczę jeszcze na zakupy, a ty wrócisz później z papą do domku, tak?

– Nie możesz zaczekać?

– Muszę kupić coś na kolację.

– Pizzę?

– Pizzę zrobimy innym razem, tak?

– Nie możemy dzisiaj? Z papą?

– Dzisiaj zrobimy kurczaka w płatkach, chcesz? – Louis wiedział jak przekupić syna i pocałował go w głowę. Chłopiec ucieszył się, machając szatynowi, gdy ten odchodził. – Idę na zakupy, odprowadź go do domu.

– Czyli nie porozmawiamy?

– Nie mamy o czym. – Wzruszył ramionami i posłał jeszcze synowi uśmiech, by po chwili zamykać za sobą bramkę na placu, czując na plecach wzrok Harry'ego.

Krążył po supermarkecie, wrzucając do koszyka produkty. Nie był pewien, że ich potrzebują, bo jeszcze miał zapasy, ale musiał się jakoś wymigać z tego siedzenia przy brunecie, który wzbudzał w nim mieszane uczucia. Teraz jeszcze ten pomysł ze wspólnymi wakacjami, który wydawał się Louisowi szalony. Okej, może jakiś czas temu przeszło mu to przez myśl, ale teraz nawet Leo pogodził się z faktem, że jadą tylko we dwoje. Nie wyobrażał sobie spać w jednym łóżku z Harrym, który nagle zaczął mu się wydawać dziwnie obcy. A on nie sypia z obcymi.

Zdążył wejść do mieszkania i chwilę później rzucał się na niego Leo, chwaląc się lizakiem od papy. Lou poprosił go o umycie rąk i spojrzał na Hazzę, przypominając mu o ograniczeniu na słodycze.

– Jeden lizak go nie zabije. – Brunet wzruszył ramionami.

– Ale ja nie po to ograniczam mu słodycze, byś ty kupował wszystko, czego jego dusza zapragnie.

– Od tego są ojcowie. Prawda, kochanie? – Uśmiechnął się do malucha, który zdążył już wrócić.

– Użyłeś mydła, Leo?

– Tak, pachną! – Chłopiec wystawił dłonie w stronę Louisa, który pocałował jego małą rękę, chwaląc. – Mogę rozgniatać płatki, tatusiu?

– Oczywiście, kochanie, poczekaj chwilę, bo muszę je przesypać, tak?

Louis włączył radio, chcąc przerwać nieprzyjemną ciszę. Leo stanął na swoim czerwonym stopniu, z podekscytowaniem czekając na przydzielenie zadania. Harry opierał się o lodówkę, patrząc na syna, który podwijał rękawy, naśladując ojca. Uśmiech nie schodził z jego twarzy i dopiero teraz zaczynał zauważać, jak wiele go omijało. Kiedyś często razem gotowali i właściwie mu tego brakowało. Kuchnia zawsze wtedy wypełniała się śmiechem, a on skradał Louisowi małe pocałunki, przez co ten się denerwował, bo nie lubił, gdy ktoś mu przerywał.

– Pomogę wam – zaoferował w końcu i wyjął warzywa, by zrobić je na parze. Louis ukrył westchnięcie, odsuwając się i udostępniając trochę blatu.

Szatyn spiął się, gdy ręka jego prawie-byłego-męża musnęła jego ramię. Była znajomo ciepła, a lód na jego sercu topniał z każdą chwilą, a łzy znowu pojawiły się, gdy posiłek został zrobiony. Przeprosił, wycierając ręce w spodnie i skierował się do łazienki. Mrugał, by pozbyć się nieprzyjemnego uczucia. „Bez płaczu, debilu, to już koniec" – powtarzał sobie w myślach, próbując się uspokoić. Kilka głębokich wdechów i wymuszał na twarzy uśmiech, by usiąść obok Leo przy stole podczas kolacji. Chłopiec jadł rękoma, olewając widelec i ciągle mówił o przedszkolu.

– Tatusiu, a mogę bajkę? – Przytulił się do ojca, który sprzątał po posiłku.

– Ale tylko pół godziny, okej? Dać ci zegarek?

Pokiwał głową z uśmiechem i po chwili siadał na kanapie, gdy Lou wytłumaczył mu, gdzie znajdą się wskazówki, gdy odpowiedni czas minie. Wrócił do naczyń, za których mycie wziął się Harry.

– Ja zmyję – mruknął.

– Ja też potrafię. Porozmawiamy?

– O czym? – Lou wziął się za zmywanie blatów i chowanie produktów.

– Nie możesz na chwilę stanąć spokojnie?

– Czasy, gdy mogłeś mi rozkazywać, właśnie minęły.

– Ja ci nie rozkazuję. Porozmawiajmy o wakacjach. Rozmawiałem z Zaynem i on twierdzi, że powinienem z wami jechać.

– A więc to Zayn, a nie ty. Miło, nie powiem.

– O co ci tak naprawdę chodzi, Louis? Jesteś zły za ten rozwód czy co?

– Nie, Harry, ja naprawdę mam dość tego wszystkiego i cieszę się, że wreszcie będę wolny.

– Spotykasz się z kimś?

Louis zmarszczył brwi, patrząc na niego. Harry nie umiał spojrzeć w tęczówki, które kiedyś tak kochał, więc odłożył kolejny talerz i wziął się za sztućce.

– To chyba nie jest twoja sprawa.

– Racja, przepraszam. To mogę z wami jechać? Tylko dla Leo.

– Wątpię, żeby mieli jeszcze miejsca.

– Brałeś biuro?

– Nie.

Louis nigdy nie był fanem biur podróży. Uwielbiał planować wszystko samemu i ekscytował się, wynajdując oferty, które mógł modyfikować. Sam kupował bilety i zamawiał pokój, co zawsze imponowało Harry'emu, ale teraz stało się trudnością, bo miejsc rzeczywiście mogło nie być.

– Podeślesz mi wszystko i mogę sprawdzić?

– Jak chcesz. Bierzesz dzisiaj Leo na noc?

– Mam trochę pracy, więc pożegnam się z nim i spadam, okej?

– Jasne.

Chłopiec zaszlochał, gdy Harry powiedział, że musi już iść. Obiecał, że będzie grzeczny i zaczął przepraszać za wszystko, myśląc, że to przez niego papa już idzie.

– Kochanie, mam trochę pracy i popatrzę czy mają dla mnie łóżko na wakacjach, tak? – Brunet próbował go przekupić, a Louis wściekał się przez obietnice bez pokrycia, bo to on będzie musiał tłumaczyć wszystko maluchowi, jeśli wyjazd Hazzy nie wypali.

– Tatusiu, powiedz mu coś! – Leo wtulił się w Louisa, gdy ten posadził go na kolanach, próbując powstrzymać dziecięcy płacz.

– Papa naprawdę musi pracować, by kupić ci kolejne klocki. Pewnie przyjdzie za kilka dni.

– Nie! Ja chcę, żeby z nami został! Zostań, papa!

– Leo... – Harry pogłaskał go po policzku, kucając przy kanapie.

– Wyjdź, Harry. Po prostu wyjdź – poprosił Louis, przymykając oczy i tuląc syna.

– Na pewno?

– Jeśli nie masz zamiaru zostać, to wyjdź.

Brunet zmarszczył brwi, ale wykonał polecenie. Leo od razu podszedł za nim do drzwi i szarpnął klamkę, ale Lou zdążył przekręcić zamek.

– Tatusiu! – Chłopiec spojrzał na niego z wyrzutem.

– Leo, papa już pojechał.

– Nie pojechał! – Pobiegł do okna i oparł się o szybę. – Tu jest! Zawołaj go!

– Chodź, zagramy w Królika, chcesz?

– Chcę papę, tatusiu.

– Ale papa pojechał zapytać, czy mają dla niego hotel. – Louis wykorzystał argument, którego jeszcze przed chwilą nienawidził. – Chciałby pojechać z nami do Hiszpanii, wiesz?

– Ale tatusiu!

– Leo, papa nie mógł zostać. Nie płaczemy. – Otarł jego łzy, podnosząc do góry. – Gramy w Królika czy obejrzymy jeszcze jedną bajkę?

– Królika – mruknął smutno.

Louis pozwalał synowi przechodzić kolejne rundy w grze i pomagał w trudniejszych momentach. Zdawał sobie sprawę, że taki sposób na pozbywanie się jego łez jest mało odpowiedni, ale nie lubił smutku swojego dziecka. Harry wydzwaniał wieczorem, chcąc informacje dotyczące lotu i hotelu i denerwował się, że Lou nie odbiera. W końcu wystukał krótką wiadomość, ukazującą dezaprobatę. Szatyn w tym czasie czytał synowi bajkę i całował małe czoło, zapewniając, że zrobi wszystko, by papa z nimi pojechał. Leo znowu nie chciał usnąć i marudził, narzekając na piekące oczka. Lou położył się na jego łóżku, pozwalając się wtulić i kołysał delikatnie, mrucząc kołysankę.

– Usypiałem Leo, mogłeś sobie darować te teksty – powiedział, gdy miał chwilę, by oddzwonić do byłego ukochanego.

– Przepraszam, myślałem, że robisz to celowo. Nie powinien spać już dawno?

– Powinien, ale nie chciał.

– To może kładź go wcześniej?

– To może odwiedzaj go częściej? – odpowiedział ironicznie, a Harry zamilkł na chwilę. – Podesłałem ci dane lotu i hotelu, rób z tym, co chcesz.

– Dziękuję.

– Spoko, dobranoc.

***

– Tatusiu, a mogę ja oglądać chmurki? – zapytał Leo, patrząc na Louisa, który trzymał go za rękę, gdy kierowali się do samolotu.

– Oczywiście, Leo.

– A papa będzie z nami?

– Nie, papa, ma inne miejsce. – Louis spojrzał na Harry'ego, który robił coś na telefonie. Uśmiechnął się do syna, który na niego spojrzał, i pogłaskał po głowie.

– A długo będziemy lecieć?

– Nie, kochanie.

– Jestem głodny, tatusiu.

– Jadłeś przed chwilą, Leo. Masz jeszcze swojego batonika w plecaku.

– Wyjmiesz mi?

– Zjesz, jak będziemy lecieć, dobrze?

Chłopiec pokiwał głową, podskakując wesoło, a plecak z pszczółką podskakiwał na jego plecach. Wpatrywał się w okno, czekając z niecierpliwością na ruch maszyny. Lou specjalnie wykupił mu miejsce przy oknie, bo wiedział, jak ten to uwielbia. Cieszył się, że Harry nie siedzi z nimi i zdenerwował się, gdy brunet zamienił się ze starszym mężczyzną, który miał miejsce za nimi. Leo uśmiechnął się do niego i wyznał papie miłość.

– Ja ciebie też kocham, smoku. – Hazz uśmiechnął się, a Lou przewrócił oczami.

Nie mógł doczekać się lądowania, ale jednocześnie bał się, bo nie chciał pokoju z Harrym. Mężczyzna powołał się na ich małżeństwo i zamienił pokój na taki ze złączonymi łóżkami i miejscem dla malucha. Długo kłócili się tamtego wieczora, gdy Louis dowiedział się o zmianie zamówienia, ale było już zbyt późno by cokolwiek zmieniać. Obiecał sobie, że rozłączy łóżka i nie pozwoli, by brunet był bliżej niż metr od niego. Leo cieszył się, że papa leci z nimi i już nie mógł doczekać się basenu i piasku na plaży. Jednak na lotnisku znowu mówił, że jest głodny i zmusił ojców do obiadu po meldunku. Lou westchnął, wchodząc do ich apartamentu. Mieli dwa niewielkie pokoje, z czego jeden był salonem z kanapą, a drugi łóżkami. Sypialnia wydawała się naprawdę przyjemna, ale musiała zajść jakaś pomyłka, bo nie o takim pokoju mówił Harry.

– Miały być osobne łóżka – zauważył.

– Nie mają innych wolnych, Louis. Daj spokój.

– Mówiłeś mi o czymś innym!

– Dobra, nie krzycz, zaraz pójdę zagadać, a jeśli nie, to będę spał na kanapie. – Wskazał na niewielki mebel w ich „salonie".

– Jasne, pewnie celowo dopłaciłeś, by było tak, a nie inaczej.

– Naprawdę, Louis? Myślisz, że nie mam nic innego do roboty tylko robienie wszystkiego, by spać z tobą w jednym łóżku?

– Tatusiu, ja naprawdę jestem głodny – szepnął Leo, tuląc szatyna.

– Już idziemy, kochanie. Przebierzemy się tylko w coś luźniejszego, tak? Zdejmuj spodnie – poprosił, a chłopiec usiadł na łóżku, zrzucając jeansy.

Po chwili schodził z ojcami na dół w spodenkach i koszulce ze SpongeBobem. Jedli posiłek w hotelowej restauracji i nie wymieniali ani słowa, odpowiadając jedynie dla Leo, który pytał o piasek. Cieszył się, gdy zajęli wolne miejsca, a on mógł zbudować wymarzony zamek. Zbuntował się, gdy Lou chciał nasmarować go kremem, ale ten nie miał później zamiaru wysłuchiwać płaczu i patrzeć na oparzenia słoneczne.

– Tatusiu, a mogę iść po wodę? – Chłopiec stanął przy ojcu z kolorowym wiaderkiem, gdy Lou tylko zdążył położyć się na leżaku i zasłonił oczy okularami.

– Ja z tobą pójdę, kochanie. – Harry uśmiechnął się i razem poszli nabrać trochę wody, by zmoczyć piasek do budowli.

Louis przysłuchiwał się ich rozmowie i w końcu westchnął, sięgając do torby po słuchawki i telefon. Naprawdę miał dość przesłodzonego tonu Harry'ego, który opowiadał o pracy, która uniemożliwiała mu częstsze odwiedziny. Leo znowu go prosił, a Lou nie chciał tego słuchać, bo jego serce pękało za każdym razem, gdy maluch robił maślane oczy do upartego papy i mówił swoje „Ja naprawdę będę grzeczny, proszę", myśląc, że to jego wina, że oni się rozstali.

Gorące powietrze uspokajało mężczyznę, który wyłączył się, przesłuchując najnowszą płytę ulubionego zespołu. Od razu podbiła jego serce i nie zawiódł się pomimo niezbyt pochlebnych opinii krytyków. Schłodzone i mokre ciało syna, który rzucił się na niego z uśmiechem, uwolniło pisk spomiędzy jego warg.

– Leo!

– Byłem pływać, tatusiu! – pochwalił się, gdy Lou zatrzymał muzykę. Harry przeczesał zmoczone włosy i uśmiechnął się. – Idziesz z nami?

– Nie, kochanie, poleżę sobie tutaj.

– No chodź, jest super! Możemy wziąć piłkę!

– Trzeba ją nadmuchać. Jutro z wami pójdę, okej?

– Tatusiu, no chodź!

– A może zbudujemy drugi zamek, huh?

– Tatusiu!

Louis westchnął, odkładając swój telefon i modląc się, by nikt niczego nie ukradł. Leo złapał go za rękę, biegnąc do wody i zapiszczał, gdy ta uderzyła go w nagie kostki. Harry podniósł go i wszedł głębiej, by w końcu się zanurzyć. Maluch pływał pod okiem ojców, a Lou uśmiechał się, rozkładając ramiona, w które ten wpływał. Śmiali się, chlapiąc i bawiąc dmuchaną piłką, którą przyniósł Hazz. Spędzili długie godziny na plaży, gdzie jedli lody i pili słodkie napoje, o które ciągle prosił Leo. Lou postanowił wrzucić na luz i pozwalać synowi na zbyt duże ilości cukru, bo przecież były wakacje, a on miał być szczęśliwy.

– Tatusiu, a mogę jeszcze ciastko? – zapytał maluch po kolacji, podczas której już ziewał.

– Nie, kochanie, idziemy myć ząbki i nic już dzisiaj nie jemy.

– Musimy?

– Tak, kochanie, musimy, bo jesteś zmęczony.

– Nie jestem.

– Jesteś, Leo, bo ziewasz.

– A może mi się nudzi?

– A nudzi ci się?

– Nie. – Uśmiechnął się i wspiął na palcach, by nacisnąć odpowiedni przycisk w windzie. I kilka kolejnych, a Lou westchnął, bo to znaczyło, że będą zatrzymywać się na każdym piętrze.

– Idziemy się myć, Leo – zarządził, gdy weszli do pokoju.

– Myłem się po plaży.

– To przebieramy się w piżamkę.

– A poczytamy bajkę?

– Jasne, skarbie. Zdejmuj koszulkę i spodenki.

Harry obserwował malucha, który niezgrabnie składał ubrania na kupkę i wiedział, że Louis już go tego uczy. Mężczyzna momentami był naprawdę pedantyczny i teraz tego samego uczył syna. Chłopiec wsunął się pod kołdrę na miejscu obok Louisa i czekał na bajkę.

– A może papa? – zaproponował, podając książkę Harry'emu.

– Jasne, skarbie. – Hazz pocałował go w głowę, kładąc się obok i otwierając odpowiednią stronę.

Louis siedział na balkonie, dając wcześniej dziecku całusa w głowę i życząc mu dobrych snów. Przeglądał Internet na tablecie, którego zabrał na wypadek zostania sam na sam z Harrym, bo mógł podłączyć słuchawki i udawać zajętego. Teraz czytał książkę i próbował się skupić, olewając głos mężczyzny, który zmieniał ton, udając poszczególne postacie z bajki Leo.

– Usnął – usłyszał w końcu, a brunet zajął krzesło obok. Niewielki balkon zrobił się jeszcze bardziej ciasny, a Lou miał wrażenie, że czuje na sobie oddech byłego męża. – Myślałem, że ma większe problemy z zasypianiem.

– Widocznie był zmęczony. – Louis nawet nie podniósł wzroku, kończąc kolejną stronę. Harry patrzył na niego i nie mógł uwierzyć, że kiedyś tak bardzo się kochali. Szatyn wydawał mu się bardzo odległy i nie był tym, komu ślubował miłość i wierność do końca życia.

– Napijesz się wina? – zaproponował, wstając.

– Nie, dzięki. Chyba się przejdę.

Wyszedł z hotelu szybkim krokiem, kierując się właściwie nigdzie. Włożył słuchawki w uszy i delektował się wolnością i świeżym powietrzem w mieście, które właśnie budziło się do życia. Skierował się na plażę i usiadł na piasku, spoglądając na zachód słońca. Pamiętał, jak kiedyś spędził całą noc z Harrym na plaży, gdzie tulili się i całowali, snując nierealne plany. Byli wtedy tacy szczęśliwi i nic nie zwiastowało rozwodu.

Hazz popijał wino, patrząc na hiszpański krajobraz i rozmawiając z Loganem. Opowiadał o dniu na plaży, szczęśliwym dziecku i obrażonym Louisie.

– Będę zazdrosny – zauważył Logan, a Harry stłumił śmiech.

– Nie masz powodu, Log. Robię to tylko dla Leo.

– To mogliśmy pojechać razem.

– Pojedziemy na święta, co? Będę miał wolne i jakoś ci to wynagrodzę.

– Za to cię uwielbiam, wiesz?

– Wiem. A co robisz?

– Wróciłem z siłowni, teraz robię kolację i trochę popracuję.

– Odpocznij, a nie ciągle pracujesz.

– Odpocznę, gdy wrócisz.

– Już nie mogę się doczekać.

Louis wszedł do pokoju akurat w chwili, gdy Harry zakończył połączenie. Leo nadal spał, tuląc swojego pluszaka, a Louis zajął kanapę, włączając telewizor. Przeskakiwał kolejne kanały, szukając czegoś po angielsku. W końcu znalazł film, z którym miał spędzić wieczór. Uniósł brew, gdy Hazz podał mu kieliszek z winem, bo nie miał zamiaru upijać się z nim.

– Nie wypiję go sam, trzymaj.

Skusił się, dziękując i wracając do oglądania filmu. Czuł się niezręcznie, kładąc po jednej stronie łóżka i przytulając Leo. Harry leżał na swojej stronie i przeglądał internet, uśmiechając się pod nosem.

– Tatuś – mruknął chłopiec cicho.

– Cii, Leo, śpimy. – Pocałował go w głowę, obejmując ciasno.

Miał ochotę dogryźć mężczyźnie, który pogładził malucha po plecach. Nawet tutaj Leo był spięty i nie umiał spać spokojnie. Jednak hiszpański klimat wpływał na niego pozytywne przez kolejne dni, budząc się o dziewiątej, jedząc naprawdę dużo, pływając z ojcami i szybko padając po powrocie do pokoju. Dużo zwiedzali, bawili się, jedli mnóstwo lodów i śmiali się, przemierzając kolejne ulice. Dni mijały jak oszalałe, a Louis żałował, że wziął tylko tygodniowy urlop.

– Tatusiu, skaczemy! – powiedział chłopiec, gdy szli deptakiem, a Leo trzymał mężczyzn za ręce i domagał się podnoszenia do góry.

– Rączki będą cię boleć, Leo.

– Nie będą. Na raaaaz, dwaaaaa, trzy!

Zaśmiał się, a jego humor udzielił się Louisowi, który kończył właśnie kolejną mrożoną kawę.

– Teraz wy! – Leo złączył ręce mężczyzn, a ci odskoczyli od siebie. – No tato!

– Muszę wyrzucić kubek, Leo.

– Papa pójdzie z tobą!

Louis westchnął, gdy ich syn próbował złączyć ich dłonie i zmusić do trzymania się za ręce. Harry uśmiechnął się, gdy ich palce się splątały, a maluch ucieszył się. Szatyn prędko wyswobodził się z niezręcznej pozycji i odsunął na bezpieczną odległość, mówiąc, że będzie asekurować syna, który szedł po krawężniku.

– Tatusiu, a mogę na barana?

– Papa cię weźmie.

– Tak, papa!

Harry posadził chłopca na swoich barkach i upewnił się, że ten jest bezpieczny.

– A daj mi rączkę, tatusiu. –Wyciągnął rękę w stronę Lou, gdy drugą złapał loki ojca. – Bardzo cię kocham, tatusiu.

– Ja ciebie też, smoku.

– A papę?

Louis spojrzał na Harry'ego, modląc się, by ten zmienił temat. I tak rzeczywiście się stało, a Hazz wskazał na baloniki, pytając, czy Leo chce jakiegoś. Chłopiec cieszył się, gdy do jego ręki przywiązana została dmuchana zabawka. Wrócili padnięci do hotelu, gdzie dziecko usypiało podczas kolacji. Był już naprawdę markotny i nie chciał się myć, mówiąc, że przecież jest czysty. Wtulał się w Harry'ego, który znowu czytał bajkę, a potem całował na dobranoc.

– Nie chcesz gdzieś wyjść, Louis? Jak kumple, po prostu skorzystajmy z tutejszych imprez.

– Nie zostawię Leo samego.

– Wiem, mają opiekunki.

Louis pokręcił głową, dziękując i przyznając, że to nie jest dobry pomysł. Nigdy nie zostawiał Leo z obcymi i naprawdę nie chciał imprezować ze swoim byłym. Harry właśnie przygotowywał się do wyjścia, a Lou wciągnął powietrze, widząc go w ciasnych ciemnych rurkach i luźnej koszuli, w której zostawił rozpięte górne guziki.

– Hej, mieliśmy rozstać się w spokoju. – Kucnął przy kanapie, dotykając uda szatyna. Mężczyzna spojrzał na jego dłoń, która była jak rozgrzana płyta, wypalająca miejsce w jego nodze. Hazz zrozumiał, o co chodzi i oderwał się, pytając kolejny raz. – Nawalimy się i tyle. Mamy wakacje, sam mówiłeś, że chcesz odpocząć.

Louis nie wierzył, że naprawdę to robi, gdy brał szybki prysznic i opowiadał opiekunce z hotelu, jak powinna zachować się, gdyby Leo się przebudził. Zostawiał numery kontaktowe i obiecał, że nie wrócą późno. Harry czuł podekscytowanie, że wreszcie gdzieś wyjdzie, bo nie chciał zmarnować całych wakacji na siedzeniu na plaży. Okej, kochał Leo i uwielbiał spędzać z nim czas, ale przeżywał też drugą młodość pełną imprez, alkoholu i głośnej muzyki.

– Wyluzuj się – westchnął, podając drinka Louisowi, który zaczynał denerwować go swoją sztywnością.

Rzeczywiście Lou znowu nie umiał się wyluzować, nienawidził swojego ciała, nie wiedział jak się zachowywać i nie umiał być pewny siebie. Po prostu już nie umiał flirtować i nie wiedział jak na nowo wejść w ten świat. Teraz obiecał sobie, że postara się chociaż trochę uspokoić i liczył, że alkohol mu w tym pomoże. Kilka shotów i jednego drinka później krzątał się po klubie, zwiedzając kolejne sale. Harry zniknął gdzieś na parkiecie, mając dość byłego męża, który nie chciał się bawić. Prędko nawiązał kontakt wzrokowy z chłopakiem, który dołączył do niego na środku sali. Opalony brunet z uśmiechem kładł ręce na jego biodrach, gdy Harry dopijał drinka. Serce Louisa zatrzymało się, gdy wpadł na nich. Miał ochotę krzyczeć, drapać twarz Hazzy, a jednocześnie płakać i błagać go, by się nie dotykali. Wrócił do baru, zamawiając wódkę i wmawiając sobie, że da radę i zaraz sam zacznie się bawić.

– Cześć – usłyszał za sobą, gdy zajmował miejsce przy barze. Spojrzał na śniadego mężczyznę, który posłał mu uśmiech. – Naprawdę sprawdzasz Facebooka w barze?

– Um... tak, cześć. – Zmarszczył brwi, blokując telefon.

– Jestem Justin.

– Louis.

– Więc, Louis, dlaczego zamiast się bawić, sprawdzasz Facebooka?

Mężczyzna roześmiał się, kręcąc głową i przyznając mu rację. Postawił mu drinka, zachęcając do zmiany miejsca zabawy. Louis przeprosił, mówiąc, że nie jest typem tancerza. Rozmawiali, przekrzykując muzykę i próbując się porozumieć. Justin opowiadał o Azji, gdzie był na wakacjach, a Lou wspominał, że jest tu z dzieckiem, ale chciał się trochę rozerwać. Zmarszczył brwi, widząc Harry'ego w towarzystwie nowego kolegi. Zamawiali napoje, śmiejąc się i dotykając. W końcu wyjął telefon i napisał do Louisa krótkie: „Wróciłeś do hotelu?"

Stoję za Tobą.

Harry odwrócił się, kiwnął głową i odpisał zwykłe: „Ah, ok". Louis myślał, że ten chociaż trochę się przejął, ale tak nie było. Westchnął, zerkając na Justina, który w jednej chwili przestał go interesować. Przeprosił, mówiąc, że musi iść do toalety i zastanawiał się, czy powinien uciec. Odetchnął z ulgą, gdy nie zastał nowo poznanego chłopaka przy stoliku, który jeszcze przed momentem zajmowali. Był za to Harry, który przeczesywał zmierzwione włosy.

– Co tam, Lewis? – zapytał, podchodząc do niego. Dobrze wiedział, jak bardzo Tomlinson tego nienawidzi, ale ilość alkoholu we krwi zaburzała jego racjonalne myślenie.

– Wiesz co? Pierdol się. Kurwa, ty jesteś tak obrzydliwy, że ja nie wiem, jak mogłem być twoim mężem.

– O chuj ci chodzi?

– Spierdalaj i nie dotykaj mnie, wracam do hotelu, a ty się pierdol. – Wskazał na bruneta.

Wyszedł z lokalu, rozglądając się po okolicy. Szumiało mu w głowie i był zdezorientowany, a jakby tego było mało, Harry nie był zadowolony ze słów, które padły. Zdenerwowany wykrzykiwał, że Louis znowu się tak zachowuje i właśnie dlatego się rozstali.

– Dlaczego, co?! Bo wolałeś pierdolić innego?!

– O czym ty w ogóle mówisz?! Nie miałem nikogo i dobrze o tym wiesz!

Louis miał gdzieś ludzi, którzy przypatrywali się tej scenie. Krzyczeli na siebie, wypowiadając słowa, które gnieździły się w nich od miesięcy. Właśnie wtedy emocje pękły w szatynie, który miał łzy w oczach ze złości.

– Cicho, Louis, zamknij się i pogadamy w hotelu. – Harry złapał go za rękę i warknął, gdy ktoś krzyknął „Ooo, małżeńska kłótnia".

– Nie chcę cię tam widzieć, w ogóle nie chcę cię widzieć!

– Dam ci spokój za kilka dni, gdy wrócimy do Londynu.

– Zostaw mnie – mruknął Lou, wyrywając dłoń z uścisku. – Zostaw mnie, bo to ci wychodzi najlepiej. – Chwiejnym krokiem ruszył do hotelu z Harrym przy boku, który milczał, nie chcąc kolejnej kłótni.

Louis spojrzał na swoje odbicie w lustrze, które przedstawiało ich dwójkę razem od tak długiego czasu. Tak bardzo tęsknił za tym widokiem i mógł zrobić wszystko, by cały ten rozwód okazał się złym snem.

– Louis... – Harry dotknął jego ramienia, widząc łzy w oczach, które kiedyś kochał.

– Zostaw mnie, proszę cię.

– Louis, proszę.

– O co prosisz, co? No o co? – Spojrzał na niego.

– Porozmawiajmy.

– Mogliśmy rozmawiać pół roku temu, gdy zachciałeś odejść. Teraz daj mi spokój. – Zamknął się w łazience i opadł na podłogę, wybuchając płaczem.

Harry słyszał szloch z niewielkiego pomieszczenia i jego serce dziwnie się ściskało. Zwłaszcza że Leo się przebudził i zapytał o tatusia.

– Louis, Leo o ciebie pyta. – Zapukał do drzwi łazienki.

– Powiedz, że się myję i zaraz uśnie.

– No ale on chce ciebie, co ja mam zrobić.

– No kurwa, jesteś jego ojcem – warknął, otwierając drzwi i ocierając twarz. Wszystko wirowało, ale on musiał przytulić syna. – Śpimy, Leo. Masz misia.

– Chce mi się pić, tatusiu.

Harry podał chłopcu sok, a maluch odetchnął z uśmiechem.

– Dobrze się czujesz, tatusiu?

– Tak, skarbie, idziemy spać.

Louis walczył ze zmęczeniem, czekając, aż jego syn uśnie. Harry właśnie wziął prysznic i chciał przejąć Leo, by puścił szatyna. Lou zamknął się w łazience, gdzie jego łzy znowu się pojawiły. Mył zęby, wpatrując się w swoje odbicie i płakał, wiedząc, jak bardzo żałosny jest. Miał ochotę zapaść się pod ziemię, wspominając swoje słowa sprzed klubu. Jednak z drugiej strony niczego nie żałował i czuł ulgę przez swój wybuch.

Chciał dzisiaj zająć kanapę i wysunął poduszkę spod głowy Leo, przekładając go bliżej Harry'ego. Mężczyzna obserwował go w ciszy i złapał za rękę, patrząc w oczy.

– Nie – mruknął szatyn, kręcąc głową.

Lou nie mógł usnąć, kręcąc się na kanapie i w końcu włączył telewizor, ściszając do odpowiedniego poziomu. Wzdrygnął się, gdy miejsce obok zostało zajęte.

– Przepraszam, Louis.

– Przestań, Harry. Po prostu przestań.

– Nie, miałeś rację. Powinniśmy porozmawiać już dawno. Zayn też tak twierdzi.

– Mam w dupie co on twierdzi. Chcę tylko dobra Leo i chcę, żebyś go odwiedzał.

– Wiem, przepraszam, masz rację.

Wpatrywali się w ekran, udając, że śledzą film. Oboje myślami byli daleko stąd i żaden z nich nie miał odwagi się do tego przyznać.

– Ja się zakochałem, Louis – szepnął Harry w końcu, nadal wbijając wzrok w telewizor.

Lou spojrzał na bruneta, marszcząc brwi.

– Zakochałem się wtedy i nie umiałem sobie z tym poradzić. – Przełknął ślinę, w końcu patrząc na mężczyznę.

– Słucham?

– Nie byliśmy razem, ale mi na nim zależało. My się od siebie oddaliliśmy i...

Louis zaskoczył samego siebie, wymierzając siarczystego policzka mężczyźnie, który się tego nie spodziewał. Wstał bez słowa, wychodząc na balkon, gdzie dołączył do niego Harry.

– Boże, Louis, ja tak cholernie się pogubiłem – zaszlochał. – Zakochałem się, a on mnie odrzucił.

– I może to moja wina, co?

– Nie, Boże, ja tak bardzo cię przepraszam. I ja...

– Przestań, Harry. Naprawdę.

Mężczyzna spojrzał smutnym wzrokiem, a Louis nie umiał się mu oprzeć. Tak bardzo kochał te niebieskie tęczówki, które podbiły jego serce. Teraz wyglądały tak obco, ale jednocześnie były tak cholernie znajome. Harry zbliżył się niebezpiecznie blisko, a ich oddechy przyspieszyły. W końcu spragnione siebie usta się spotkały, a Lou przymknął powieki. Hazz uznał to za znak i objął go w pasie, pogłębiając pieszczotę. Cichy jęk wyrwał się spomiędzy warg szatyna, gdy został przyparty do barierki. W końcu podskoczył, oplatając biodra Harry'ego swoimi nogami i pozwalając zanieść się do środka. Nie myślał racjonalnie i pozwalał zdjąć sobie koszulkę i całować każdy skrawek nagiej skóry, która pokryła się gęsią skórką. Pieścili się, pozbywając kolejnych części garderoby i tłumiąc jęki, by nie obudzić Leo.

– O mój Boże – wychrypiał Harry, gdy Lou przed nim klęknął. Całował właśnie jego uda, odkrywając fragmenty ciała, które dotychczas zazwyczaj zakryte były przez luźne kąpielówki.

– Spotykasz się z kimś? – zapytał, widząc malinki, które zdążyły zamienić się w siniaki. Z pewnością nie były konsekwencją wypadku, bo były w zbyt równej linii i zbyt blisko penisa.

– Co? – Wzrok Hazzy był zamglony i nie rozumiał, co się dzieje.

– Kurwa, okłamałeś mnie! – Louis wstał energicznie.

– Słucham? O co ci chodzi?

– O twoje pieprzone malinki! Kurwa, jesteś obrzydliwy, nienawidzę cię, rozumiesz? Mam ciebie serdecznie dość.

Louis czuł się zraniony kolejny raz i jednocześnie obrzydzony, patrząc na mężczyznę, który przeklął, patrząc na swoje udo. Rzeczywiście zaszalał trochę z Loganem noc przed wyjazdem, ale to nic takiego, a ich relacja była świeża.

– Louis – szepnął, gdy położył się obok Leo, gdzie leżał już jego ojciec, zabierając poduszkę z powrotem do sypialni.

– Nawet nie próbuj się tu kłaść.

– Ja przepraszam, Lou, to nic takiego.

– Współczuję temu komuś, skoro już lecisz go zdradzać. Jesteś obrzydliwy i zniknij mi z oczu.

– To nic takiego, naprawdę. On nic nie znaczy.

Louis przymknął oczy, wtulając w twarz w gęste włosy syna. Starał się nie szlochać, chociaż jego oczy niebezpiecznie zaczynały piec. Odetchnął z ulgą, gdy ciężar zniknął z łóżka, a kroki Harry'ego skierowały się na kanapę. Już od rana był przybity i miał ochotę zakopać się w pościeli do końca pobytu w Hiszpanii. Jednak Leo skakał po łóżku, mówiąc, że jest głodny i idą na plażę. Rzucił się na ojca, tuląc go i pytając, dlaczego jest smutny.

– Nie jestem smutny, smoku, po prostu się nie wyspałem.

– Więc zjemy płatki i włączysz mi bajki?

– Chodź, Leo, pójdziemy na śniadanie i damy tatusiowi odpocząć. – Hazz złapał chłopca, który roześmiał się, gdy został podrzucony do góry. – Zamówić ci coś do pokoju, Lou?

– Nie.

Szatyn odetchnął z ulgą, gdy pokój wypełnił się ciszą po buziaku od Leo i pożegnaniu się. Udało mu się przespać jeszcze kilka godzin, by potem rozmyślać o wczorajszym wieczorze i wyznaniu Harry'ego. Teraz rozumiał skąd nacisk na rozwód i czuł się jeszcze gorzej niż wcześniej. Teraz był pewien, że to jego wina, bo nie umiał dać mu czegoś, czego on szukał. Oddalili się od siebie, a Harry zakochał się w kimś innym. W kimś, kto miał to „coś". W kimś, kto go pociągał i sprawiał, że czuje się dobrze.

– Tatusiu! – płaczliwy głos syna wyrwał go z zamyślenia. Zakręcił wodę i usłyszał pukanie. – Tatusiu, boli.

Okrył się ręcznikiem i wyszedł z łazienki. Chłopiec wskazał na zaczerwienione kolano, a Harry wyjaśnił, że przewrócił się na chodniku. Leo otarł łzy, siadając na kolanach taty, który pocałował bolącą nogę.

– Magiczny plasterek? – zapytał Lou, patrząc na syna, który wypuścił kolejną dawkę łez. Pokiwał główką, a Lou dodał: – Ale już nie płaczemy, był buziak i jest plasterek, więc już nie boli, prawda? – Przykleił na ranę opatrunek z autkami, a chłopiec pokręcił głową, zsuwając się na łóżko.

– Chciałem loda.

– Pójdziemy zaraz na lody, tylko się ubiorę, tak?

Harry patrzył na tę dwójkę i docierało do niego, jak odległy jest dla Leo. Okej, chłopiec uwielbiał się z nim bawić i cieszył się, gdy przychodził, ale to Louisa wołał, gdy się przestraszył albo przewrócił. Lou zawsze musiał być obok i bez przerwy o nim mówił, gdy wyszli z hotelu sami. Teraz cieszył się, domagając niesienia na rękach i zrzucając wszystko na bolące kolano.

– Piesek! – krzyknął w końcu i wskazał na szczeniaka, który bawił się smyczą, siedząc z nastolatkami niedaleko kawiarni. – Mogę dotknąć?

– Nie, kochanie, nie możemy dotykać obcych piesków.

– A mogę zapytać?

– Nie wiemy, czy mówią po angielsku.

– To ty zapytaj.

Chłopiec wyrwał się i przyspieszył, idąc w tamtą stronę i zupełnie nie zwracając uwagi na fakt, że jeszcze chwilę temu bolała go noga i mówił, że nie może nią ruszać. Dziewczyna uśmiechnęła się, widząc dziecko, które im się przygląda. Leo przywitał się, a ta podłapała obcy język, odpowiadając w nim.

– Widzisz, tatusiu? Mówi.

Louis uśmiechnął się, gdy Leo zapytał o pieska. Szczeniak lizał jego rękę, a ten przytulał go, zachwycając się. W końcu pożegnali się, kierując na deser. Szatyn pił kawę, patrząc na zachwyconego syna. Chłopiec ocierał twarz ręką, denerwując się, że lody topią się tak szybko. Czuł na sobie wzrok Harry'ego, który posyłał mu nieśmiałe uśmiechy, gdy zieleń spotkała błękit. Lou kręcił głową, gryząc się w język, by nie wypalić niczego głupiego.

Odetchnął z ulgą, gdy wracali do Londynu. Leo nie czuł się najlepiej i spał w ramionach ojca tuż po starcie samolotu. Harry życzył mu zdrowia, gdy rozstawali się w mieszkaniu i pożegnał, mówiąc, że się odezwą. Louis rozmawiał wieczorem z matką, która przyjechała zobaczyć malucha. Już było lepiej, a on upominał się o ciastko. Układał klocki, dając dorosłym chwilę na rozmowę. Lou wspominał o spotkaniu z mediatorem w przyszłym tygodniu, o którym powiedział mu Liam, dzwoniąc podczas urlopu.

– Dam radę, mamo, to będzie krótkie. Rozmawialiśmy w Hiszpanii i oboje jesteśmy zdecydowani.

– Ustaliliście opiekę nad Leo.

– Zostaje ze mną, to oczywiste.

– A dom?

– Nie wiem, możemy sprzedać, mam to gdzieś. Kupię coś za moją część.

– Zawsze możecie zamieszkać u nas, skarbie.

– Wiem, mamo, dziękuję. Mam coś dla ciebie.

Louis podał jej kupiony prezent i uścisnął, gdy ta podziękowała. Miał ochotę poleżeć w wannie i wypić wino, by oczyścić umysł, więc zasugerował, że jest zmęczony i wpadną w weekend na obiad. Leo wspominał wakacje, gdy przygotowywał się do snu, a potem w ciszy słuchał opowieści z książki.

Harry czuł się spięty, jadąc na spotkanie z mediatorem. Czuł, że Lou znowu coś wymyśli, a oni będą się kłócić. Zwłaszcza że ostatnio nie czuł się najlepiej i prosił, by Hazz nie przyjeżdżał do Leo przez kilka dni. Szatyn walczył z chorobą, oddając syna pod opiekę rodziców, bo nie chciał prosić byłego męża o pomoc. Zażywał leki, przeklinał przez kaszel i modlił się, by wszystko szybko minęło. Jednak tamtego poranka znowu walczył z gorączką i miał ochotę poprosić o zmianę terminu. Z drugiej strony chciał mieć wszystko za sobą i dlatego wcisnął się w jeansy i zarzucił na siebie gruby sweter, mając gdzieś, co sobie ktoś pomyśli. Był już spóźniony i szybkim krokiem kierował się do odpowiedniego budynku. Liam dzwonił do niego kilkukrotnie, a ten obiecał, że za minutę będzie. W końcu przeprosił zebrane osoby i kaszlnął kolejny raz.

– Przepraszam – mruknął.

– Dobrze się czujesz, Lou? – szepnął Payne, patrząc na niego i pocierając jego ramię.

– Mam czterdzieści stopni gorączki i nie czuję żadnego smaku, domyśl się.

– Mogłeś zadzwonić, to bym to przełożył.

– Nie, Li, chcę to dzisiaj zakończyć. Chcę tylko opieki nad Leo, możemy sprzedać dom.

Harry wpatrywał się w Louisa, który czuł się coraz gorzej. Tabletki go usypiały, a on nie mógł skupić się na słowach mediatorki. Na szczęście to Liam dużo ustalał, a on musiał jedynie przytakiwać. Doszli do porozumienia w związku z opieką nad Leo, który miał widywać się z ojcem przynajmniej dwa weekendy w miesiącu, a Harry miał prawo zabierać go do siebie. Mieszkanie zostawało dla Louisa, bo Hazz chciał, by Leo miał swój kąt, gdy dorośnie.

– Dobrze się czujesz, Lou? – dopadł go, gdy wyszli z pokoju.

– Daj mi spokój, wracam do domu i nie chce mi się gadać, wybacz.

– Czekaj, odwiozę cię, nie powinieneś prowadzić.

– Będę dzwonić, Lou, zdrowiej. – Liam pożegnał się z nim, upewniając jeszcze, że może odejść.

– Jasne, Li, dzięki.

– I weź jakieś leki.

Tomlinson próbował zażartować, ale jedyne, na co było go stać to kolejne kichnięcie. Harry pociągnął go za rękę do swojego auta i uciszył, gdy ten próbował protestować. Louis czuł się coraz gorzej i padł do łóżka, olewając byłego męża.

– Leo jest w przedszkolu?

– Moja mama go odbierze. Idź już.

Harry wyszedł, upewniając się, że ten ma leki w apteczce i wybrał numer Jay. Wiedział jakim uczuciem darzy go była teściowa, ale teraz chciał dopytać o syna. Wspomniał, że odbierze go dzisiaj osobiście, bo chce spędzić z nim trochę czasu. Chłopiec ucieszył się, widząc papę i smutno wspomniał, że tatuś jest chory. Spędzili razem cały dzień, a Leo opowiadał o nauce literek i dniu w przedszkolu. Brunet dzwonił do Tomlinsonów, pytając, czy może zabrać syna na noc, a oni niechętnie się zgodzili.

– Papa, a dlaczego ty mieszkasz tutaj, a nie z nami? – zapytał, gdy Hazz przebrał go w piżamkę.

– Bo stąd mam bliżej do pracy, skarbie – skłamał.

– To nie możemy my tutaj przyjść?

– Ale tatuś ma bliżej z waszego domku.

– To głupie. – Wydął wargę.

– Wiem, skarbie, obejrzymy jeszcze bajkę?

– Tata nie pozwala mi oglądać bajek przed snem.

– Ale dzisiaj zrobimy sobie wyjątek, huh?

Louis rzeczywiście starał się, by czas po kąpieli był wyciszeniem i zrelaksowaniem, a nie dawką kolejnych bodźców przez oglądanie telewizji. Okej, czasami się uginał i pozwalał na seans, ale to były wyjątki i nie zdarzały się zbyt często. Szatyn wybrał numer Harry'ego z nerwami, gdy zadzwonił do matki, by zapytać o Leo, a ta wspomniała o drugim ojcu.

– Cześć, tatusiu, oglądamy bajki – pochwalił się chłopiec, gdy usłyszał tatę.

– Jak było w przedszkolu, smoku?

– Super! Był u nas policjant!

– Tak? I o czym mówił?

– Nie pamiętam. I jadłem ciastko u taty.

Harry zagryzł policzek od wewnątrz, bo to już druga rzecz, którą powinien ograniczać, a łamał zasady Louisa i wiedział, że ten się wścieknie.

– A jak się czujesz, tatusiu?

– Już lepiej, Leo. Odbiorę cię jutro i wrócisz do domku, tak?

– Z papą?

– Nie, kochanie, papa ma swój domek.

– Bo ma bliżej do pracy?

Lou zmarszczył brwi, ale przytaknął, licząc, że chłopiec zakończy temat. Pożegnali się, życząc sobie dobrej nocy i wyznając miłość i to Harry przejął komórkę. Louis prosił, by nie karmił go słodyczami przed snem i odprowadził jutro do przedszkola. Rozłączył się, gdy ten przytaknął, rzucając ciche „dobranoc".

Leo spędził z dziadkami jeszcze kilka dni, ciągle pytając, kiedy wróci do taty. Lou czuł się o niebo lepiej, jadąc do rodziców i dziękując im za opiekę. Zdziwił się, widząc tam Harry'ego, który właśnie odprowadzał syna. Szatyn dziwił się, że nagle spędza z nim tak dużo czasu, ale nie miał czasu na drobne dogryzania, gdy chłopiec rzucił się na niego.

– Papa idzie z nami? – zapytał maluch, gdy żegnał się z papą, by wejść do domu dziadków.

– Nie, papa, ma dużo pracy. Pożegnaj się z nim.

Chłopiec pomachał i wszedł do środka, gdzie Jay przywitała się z ukochanymi chłopakami. Harry czuł dziwne ukłucie w sercu, gdy patrzył na zapalone światło w salonie. Kiedyś spędzał tam dużo czasu, pomagając w kuchni, a potem siedząc w jadalni jako część rodziny. A teraz był po prostu obcy i nie pasował do tego idealnego obrazka.

Louis czuł się naprawdę podbudowany, zapinając koszulę w dniu, który miał zakończyć całą szopkę. Rozmawiał poprzedniego dnia z Liamem, który prosił o spokój, bo teraz wszystko jest kwestią podpisu. Jay cieszyła się, widząc syna, który uśmiechał się i był zupełnie innym człowiekiem niż w dniu pierwszej rozprawy. Ciągle powtarzał, że od dziś będzie wolny i zamierza jakoś to uczcić. Zaproponował Liamowi wypad wieczorem, gdy spotkali się przed odpowiednią salą.

– Jutro mam rozprawę i raczej nie mogę szaleć, ale piwo chętnie.

– O, spoko, wpadnij do nas, oddam Leo do mamy i w ogóle.

– Cześć, Louis – usłyszał za sobą i zauważył Harry'ego. – Porozmawiamy?

– Zaraz się zacznie, Hazz, nie mamy czasu. Ja się spieszę.

– Ale to ważne.

– Daj spokój, mieliśmy miesiące na rozmowy. Jak chcesz zabrać Leo, to przygotuję go na weekend.

– Umm... jasne, okej. – Pokiwał głową i wycofał się do swojego adwokata.

– Mam przeczucie, że będzie coś mieszać, Louis – mruknął Payne, drapią się po policzku. – Ty jesteś wszystkiego pewien, tak?

– Tak, mówiłem ci.

Louis czuł się naprawdę podbudowany i wierzył, że to furtka do lepszego świata. Kobieta kolejny raz czytała ich postanowienia, a Lou przytakiwał, mówiąc, że oczywiście nie zakazuje Harry'emu widzenia Leo częściej, bo chłopiec bardzo go kocha i często tęskni. To złamało Hazzę jeszcze bardziej i spuścił wzrok w plik kartek, który miał zakończyć ich małżeństwo raz na zawsze.

– Ja tego nie zrobię, Louis. Nie mogę – szepnął.

– Słucham?

– Ja... ja przepraszam. – Podniósł wzrok i spojrzał na Louisa.

– Co ty teraz robisz?!

– Ja cię kocham, Lou. Kocham cię najbardziej na świecie.

Szatynowi zabrakło słów i spojrzał na przyjaciela uchylając usta. Liam szeptem zapytał, czy jest pewien, że chce podtrzymywać pozwem, a on pokiwał głową.

– Louis, błagam, nie róbmy tego. Pójdziemy na terapię, porozmawiamy, spróbujemy to naprawić.

– Nie, Harry. Tu mam podpisać? – zapytał, patrząc na Payne'a.

– Tak. W tych kropkach.

– Ja tego nie podpiszę, przepraszam. – Harry wyszedł z sali, zostawiając resztę w głębokim szoku.

– Co do kur...

– Louis – upomniał go Liam.

– O co mu chodzi?

– Musicie porozmawiać, Lou. Zadzwoń do niego.

Spotkanie zostało przerwane, a zszokowany Tomlinson wyszedł na korytarz. Wybrał numer bruneta, ale ten odrzucił, wysyłając jedynie krótkie: „Przepraszam, Louis, ja po prostu nie mogłem pozwolić Ci odejść". Zdenerwowany Lou opowiadał o wszystkim matce, przeklinając Hazzę i wyzywając go. Chodził po kuchni, mówiąc, że zabije mężczyznę przy najbliższej okazji. W końcu opadł na krzesło, mówiąc, że liczył na inne zakończenie tego wszystkiego.

– Louis, porozmawiajmy. – Jay usiadła obok i złapała go za rękę. – Czy ty go jeszcze kochasz?

– Słucham? – pisnął. – Oczywiście, że nie!

– Leo opowiadał, że płakałeś na wakacjach i nie chciałeś trzymać papy za rękę.

– A miałem go trzymać? My się rozeszliśmy, mamo. On ma kogoś.

– Spotyka się z kimś?

– Tak. Mówi, że to nikt ważny i mu na mnie zależy, ale gdyby zależało, to byłby ze mną, prawda?

– Może naprawdę powinniście przejść terapię?

– Co ty sugerujesz?

– Byliście tak cholernie szczęśliwi i widzę, że za nim tęsknisz, Lou.

– Ja... wcale, że nie, mamo!

– Dobrze, Louis, wspieram cię w każdej twojej decyzji, bo jesteś moim ukochanym synkiem, ale pragnę twojego szczęścia, dobrze? I jeśli to on ci je daje, ja nie mam prawa być złą.

– O co chodzi?

– Co się wydarzyło na tych wakacjach, Lou?

– My się prawie przespaliśmy, mamo – szepnął, czując ścisk w gardle. – Ale wtedy zauważyłem jego malinki i... no...

– Słucham? Ale jak to?

– Poszliśmy do klubu, by się rozerwać, nawaliłem się jak cholera i zrobiłem mu jazdę. Wróciliśmy do hotelu i jakoś tak wyszło.

– Boże, Louis...

– Ja wiem, że to głupie mamo, ale jakoś tak wyszło i... Boże. – Skrył twarz w dłoniach. – Odbiorę Leo wcześniej i pójdziemy na plac zabaw czy coś. – Zerwał się z krzesła, by tylko uciec z tej niezręcznej sytuacji.

– Wpadnijcie na kolację.

– Dam radę, mamo, Liam ma przyjść.

– Louis...

– Nie, mamo, tamten temat jest skończony, zupełnie jak nasz związek.

Louis był bliski płaczu i Jay znała swojego syna zbyt dobrze, by tego nie zauważyć. Objęła go ciasno, zmuszając do przytulenia i wtedy wszystkie łzy znalazły ujście. Szlochał, mówiąc, że nadal mu zależy i to jego wina, że doprowadzili do rozwodu. Opowiadał o nowej miłości Harry'ego, o braku rozmowy, zbliżeń, ciepła rodzinnego. Kobieta uspokajała go, mówiąc, że nic nie jest jego winą, bo jest najlepszym człowiekiem na świecie i bardzo się poświęcał dla tego związku i ich małej rodziny.

– I co ja mam teraz zrobić, mamo? Mam złożyć nowy wniosek, pozwolić mu wrócić czy co?

– Odpocznij, Lou. Odpocznijcie, może pojedziecie do domku nad jeziorem, co? Na weekend. Nie jest jeszcze tak zimno, a wy sobie odpoczniecie od miasta. Albo pojedziemy tam razem.

– Ja nie wiem, mamo. Jadę po Leo, potem może pójdziemy do kina na bajkę.

– Zadzwonię wieczorem, chyba że przyjedziecie na kolację.

– Nie, damy radę. Leo bardzo chciał pizzę, to wiesz.

– Powinniście jeść więcej warzyw, Lou.

– Ta, zrobimy z warzywami.

– Louis...

– Zadzwonię wieczorem, kocham cię. – Pocałował ją w policzek i wyszedł szybkim krokiem, kierując się do przedszkola.

Chłopiec był zdziwiony, widząc ojca, ale cieszył się, że zabiera go wcześniej i idą na bajkę. Z podekscytowaniem mówił o popcornie, gdy szli do odpowiedniej sali. Louis wpatrywał się w niego, gdy jego wzrok wbity był w duży ekran, a uśmiech pojawiał się na twarzy. Był jego największym skarbem i nie wyobrażał sobie, by kiedykolwiek mógł go stracić.

– Tatusiu, a zjemy pizzę? – zaproponował maluch, gdy wychodzili z budynku.

– A może zrobimy małe pizze, co?

– Tak! I tak dużo sera!

– Damy dużo sera, smoku.

– I pojedziemy do papy?

Leo spojrzał na niego, czekając na odpowiedź, a Louis westchnął. Pokiwał w końcu głową, obiecując, że do niego zadzwonią. Zabrali się za robienie kolacji, a dzwonek do drzwi przerwał ich zabawę. Chłopiec układał kształty z poszczególnych składników, a Lou ruszył, by otworzyć. Spomiędzy jego warg wyrwało się ciche „Oh", gdy zauważył Harry'ego. Miał ze sobą kwiaty i klocki dla Leo, który ucieszył się, słysząc jego głos w korytarzu.

– Papa! – Rzucił się na niego, brudząc kurtkę mężczyzny, ale ten miał to gdzieś, bo przytulenie syna było dla niego najważniejsze. – Robimy pizze!

– Ooo, te mini-pizze?

– Tak! I dużo sera!

– Zrobisz dla mnie coś specjalnego?

– Tak! Tatusiu, zrobimy papie pizzę?

– Jasne, kochanie, idź układać składniki, bo zaraz musimy włożyć je do piekarnika. Po co przyszedłeś? – zapytał, gdy chłopiec wrócił do kuchni.

– Porozmawiajmy, Louis. Przepraszam. – Podał mu bukiet kwiatów, a mężczyzna spojrzał na niego, unosząc brew. – Przepraszam za wszystko, co zrobiłem. Przepraszam za moje odejście, za moje zachowanie, za każdy dzień, gdy nie było mnie przy tobie. Przepraszam, że w ogóle mógłbym pomyśleć, że chciałbym miłość od kogoś innego. Przepraszam za każdą chwilę, w której powinienem być blisko i pomagać ci, a miałem wszystko gdzieś i to ty zajmowałeś się naszym synem. Przepraszam za...

– Przestań, Harry. Po prostu przestań.

– Wybacz mi. Albo raczej nie proszę cię o wybaczenie, bo wiem, że nie zasłużyłem, ale daj mi szansę to naprawić.

– Tatusiu, skończyłem! – zawołał Leo i wyszczerzył się, ukazując swoje dzieło. – Teraz ser?

– Tak, kochanie, teraz ser i wrzucamy do pieczenia.

– Dużo, tatusiu! Więcej!

– Leo, tyle wystarczy.

– Na pewno?

– Tak, skarbie. Nie dotykaj, bo gorące.

– A długo musimy czekać? – zapytał, patrząc przez szybę.

– Nie, chwilę. Chcesz bajkę?

– Tak!

Chłopiec zajmował kanapę, gdy Louis wziął się za ogarnianie kuchni. Harry stał w progu i obserwował szatyna, który nie zwracał na niego uwagi. W końcu złapał go za rękę, zmuszając, by właściciel niebieskich tęczówek spojrzał na niego.

– Louis, proszę. Błagam cię. Daj mi szansę.

– Masz faceta. Albo laskę. Cokolwiek. Daj mi spokój, Hazz.

– Nie mam. Rozstałem się z nim, zresztą to było krótkie i nic nie znaczyło. To ciebie kocham i to z tobą chcę wszystko naprawić.

– Ale tu nie ma czego naprawiać, Harry. Naprawdę. Składam wniosek o rozwód i liczę, że teraz podpiszesz.

– Nie podpiszę, Lou. Nie podpiszę, dopóki nie dasz mi szansy i nie pójdziesz ze mną na terapię. Wtedy sam zdecydujesz czy chcesz się rozstać, okej?

– Czy ty mi stawiasz warunki?

– Tak. Stawiam ci warunki, bo wiem, że inaczej nie dasz mi szansy. Pójdźmy na ugodę. Jedna sesja i potem porozmawiamy.

– Harry...

– Żałuję tego rozstania tak cholernie bardzo, Lou. Ja naprawdę cię kocham. Kocham was obu – dodał, gdy Leo krzyknął, że już pachnie.

– Wracaj do siebie, Hazz, proszę. Daj mi to przemyśleć.

– Pożegnam się z Leo i sobie pójdę, dobrze?

Chłopiec zaczął szlochać, gdy Harry próbował wytłumaczyć mu, że wezwali go do pracy. Wspomniał o wspólnej pizzy i był gotowy sam ją wyjąć, by dać papie. Lou ugiął się, prosząc bruneta, by został na kolacji i przytulił syna, który podziękował. Siedzieli przy jednym stole, śmiejąc się i wymieniając swoimi posiłkami. Leo karmił ojców, biorąc od nich kęsy i opowiadając o piesku swojego przyjaciela. Liam przerwał ich wspólne chwile swoim telefon i przepraszał, że nie wpadnie, bo coś mu wypadło.

– Jasne, Li, nic się nie stało. Ale możemy się jutro spotkać?

– Jasne, na pewno wszystko w porządku?

– Tak, ja... umm.... on przyszedł, Li – ściszył głosy, by Harry go nie słyszał. Jednak mężczyzna wygłupiał się z synem, rozkładając grę planszową.

– Co mówił?

– Wymyślił sobie terapię małżeńską.

– Porozmawiamy jutro, okej? Chcesz pogadać o tym wszystkim z Zaynem?

– Kocham was, ale jestem za stary na psychologa, pa.

– Nikt nie jest za stary na psychologa, Tommo. My ciebie też, pa.

Wrócił do stołu i chwycił przygotowany dla niego pionek. Leo przestawiał figurki o odpowiednią liczbę oczek, gdy Hazz je liczył. Chłopiec rzucał kostką, ciesząc się z kolejnych mijanych pól i wypełniał zadania. Ciągle się śmiał, a Lou uśmiechał się, widząc jego szczęście. Czuł na sobie wzrok Harry'ego i czasami przyłapał go na wgapianiu się.

– Idziemy się myć, Leo – zarządził Louis, gdy wszyscy stanęli na mecie.

– Jeszcze nie, tatusiu.

– Tak, już, bo jesteś zmęczony, jest późno, a ty musisz rano wstać.

– Tatusiu...

– Zrobię ci pianę, chcesz?

– Tak!

Chłopiec cieszył się, gdy wanna wypełniła się pachnącą pianą. Bawił się swoimi zabawkami, a Lou siedział na podłodze, rozmawiając z nim. Harry stał w progu, wcześniej sprzątając po kolacji i uśmiechał się, patrząc na syna.

– Dzisiaj nie, tatusiu – poprosił, gdy Lou chciał zmoczyć jego włosy. – Jutro. Nie są brudne.

– Ale jutro umyjemy, okej?

– Ale jutro.

Chłopiec odetchnął z ulgą i uśmiechnął się. Leżąc w łóżku, pozwalał Harry'emu czytać bajkę i w końcu zapytał, czy papa do nich wrócił. Mężczyzna spojrzał na malucha, który czekał na odpowiedź, dobierając odpowiednie słowa.

– Nie, kochanie, będę wpadać częściej i zabierać cię na noc, ale nadal mam swój domek.

– Ale tutaj jest twoje łóżko. I jest tata. I ja jestem.

– Wiem, kochanie, i bardzo was kocham, ale tam mam pracę, pamiętasz?

– A tutaj ma tatuś – westchnął.

– Dokładnie tak. Czytamy dalej?

Louis czuł się niezręcznie, słysząc pytania syna i modlił się, by wreszcie usnął. Miał nadzieję, że Harry też zaraz pójdzie, ale tak się nie stało, a ten niezręcznie stał w salonie i nie wiedział jak się zachować, gdy Leo usnął, tuląc misia.

– Porozmawiamy? – zaproponował.

– Rozmawialiśmy, Hazz, miałeś dać mi teraz chwilę do namysłu.

– Nie wierzysz mi, że zerwałem, prawda?

– Nie, Harry, nie wierzę ci. – Spojrzał na niego, wrzucając zabawki do plastikowego kosza. – W nic ci nie wierzę, przepraszam. Albo nawet nie przepraszam, bo to znaczyłoby, że mi przykro.

– Louis...

– Idź już, Hazz. Jestem zmęczony i chciałbym się położyć.

– Ja naprawdę z nim zerwałem. Mogę pokazać ci SMSy, w których mówię, że to ciebie kocham.

– Przestań.

– Nie, naprawdę. Chcesz zobaczyć? – Wyjął telefon. – Malinek też nie mam.

– I co, zdejmiesz spodnie, żeby pokazać, że nie masz? – zapytał ironicznie.

– Jeśli chcesz, to tak. Zrobię dla ciebie wszystko. Kocham cię, Lou.

– Idź już, Hazz.

Mężczyzna podszedł do niego i zmusił do spojrzenia. Złapał go za ręce, a Lou przymknął oczy, zbierając w sobie siły, by wyrwać się z tej chorej sytuacji. Jednak przyjemne ciepło dawane przez bruneta sprawiało, że miał ochotę rozpłakać się z bezsilności.

– Kocham cię i będę walczyć do końca, rozumiesz? – szepnął Harry. Louis spojrzał na niego, a brunet miał wrażenie, że widzi iskierkę nadziei czy błaganie, by to wszystko nie było tylko słowami.

– Błagam, Harry, idź już – powiedział Lou, gdy ten znowu chciał go pocałować. – Przestań. – Odepchnął go, ale tak naprawdę nie był pewien czegokolwiek. Jednocześnie go kochał i nienawidził; chciał, by wrócił i by zniknął na zawsze; chciał pocałunków i brzydził się jego ust.

Jęknął, gdy poddał się pieszczocie i wylądowali na kanapie, gdzie pocałunki zamieniały się w coś intymnego. Nadal się badali i przypominali młodzież, która dopiero wchodzi w zakazany świat przyjemności.

– Ja nie mogę, Harry – szepnął, gdy jego koszulka znalazła się na podłodze, a ręce mężczyzny na jego pośladkach, gdy Lou zajął kolana bruneta. Hazz całował go po szyi, błądząc rękoma po całym ciele i mając ochotę rozpłakać się przez tęsknotę, która teraz pokazywała, jak bardzo brakowało mu tych znajomych kształtów. – Ja... O Boże... – jęknął, czując muskany sutek.

Całowali się, idąc do sypialni i przekręcali klucz w zamku, nie mogąc pozwolić sobie na wizytę Leo. Łzy żalu i tęsknoty schły pod wpływem gorącej atmosfery, a pokój wypełniał się stłumionymi jękami i sapnięciami. Louis czuł się tak cholernie żałośnie, gdy po wszystkim wtulał się w poduszkę, nakrywając kołdrą. Harry leżał obok, wpatrując się w sufit i uśmiech pojawił się na jego twarzy, gdy przypomniało mu się o ich marzeniu dotyczącym lustra na suficie. Chcieli widzieć siebie i móc obserwować odczucia rysujące się na ich twarzach podczas seksu. Jednak Louis się nie zgadzał, mówiąc, że zwymiotowałby na swój widok przy stosunku. Harry wiedział, jak ogromne kompleksy ma jego mąż i nienawidził siebie jeszcze bardziej, że pozwolił, by one wróciły.

– Mogę zostać? – szepnął, obejmując nagie ciało ukochanego. Louis odwrócony był w drugą stroną i wstrzymywał szloch, gdy łzy moczyły jego policzki.

– Idź, Harry, proszę.

– Mogę jutro zadzwonić?

– Dobranoc.

– Zawsze będę cię kochał, Lou. – Pocałował nagi kark, po którym chwilę później przechodził dreszcz. Dźwięk zamykanych drzwi sprawił, że emocje Louisa puściły, a on rozpłakał się, gdy nienawiść do samego siebie sięgnęła zenitu.

*

Louis miał ochotę wymiotować, jadąc do psychologa, którego znalazł Harry. Według opinii w Internecie kobieta nie była tania, ale skuteczna i pogodziła wiele par. Hazz był w stanie zadłużyć się na ogromne sumy, by tylko ukochany mu wybaczył. Miał tylko jedną szansę, jedną godzinę sesji, by przekonać go do dalszej pomocy i odwieść od pomysłu z rozwodem.

– Dobrze wyglądasz, Louis. – Uśmiechnął się, witając z mężczyzną.

– Ty też. – Harry rzeczywiście wyglądał jak milion dolarów, a Louis miał na sobie jedynie ciemne rurki i sweter, bo Leo dokładnie przed jego wyjściem wylał mu sok na koszulę i nie miał czasu, by prasować coś nowego. Czuł się jak gówno w towarzystwie diamentu, a przez jego myśl przeszło, że pewnie znalazł sobie kogoś, dla kogo chce się stroić.

Czuli się niezręcznie, gdy kobieta wypytywała o początki ich relacji. Jednak te wspomnienia dawały im uśmiech i zapominali się, zaczynając kolejne „A pamiętasz jak...", co wiązało się z cudowną opowieścią o wakacjach, pierwszych randkach czy ślubie.

– Kiedy zaczęło się psuć, Harry?

Mężczyzna spojrzał z przerażeniem na Louisa. To był ten moment, gdy musieli sobie wyznać prawdę, ale bał się, że to wszystko przekreśli.

– Przyszedł do nas do pracy – zaczął. – Był gówniarzem i nie rozumiem, co miał w sobie. Jednak to był powiew świeżości w chwili, gdy my się kłóciliśmy. Byliśmy przemęczeni, mieliśmy chyba problemy z Leo.

– Nie zganiaj na niego, Harry. Nawet nie próbuj – warknął Lou.

– Nie zganiam. Sam nie rozumiem, co mi odpierdoliło. – Złapał się za głowę. – Tak cholernie tego żałuję, zachowałem się jak gówniarz i...

– Ja przepraszam, ale ja chyba powinienem iść. – Louis gotowy był wyjść. Miał ochotę wybuchnąć płaczem i wolał zrobić to w aucie, a nie tutaj.

– Nie, Louis, poczekaj. – Złapał go za rękę i spojrzał w oczy. – Przepraszam. Żałuję tego, naprawdę. Jesteśmy tu po to, by to naprawić. Daj mi szansę.

Szatyn zacisnął powieki i poprosił o chwilę. Harry wtedy rozmawiał z psychologiem o Leo, który ciągle pyta i nadal nie rozumie sytuacji. Kobieta wspominała o psychologu dziecięcym, a Louis mruknął, że Zayn z nim rozmawiał. Wrócili do rozmowy o przeszłości, a Lou nie był w stanie utrzymać łez i kilka spłynęło po jego policzku, gdy ze ściśniętym gardle mówił, że Harry się od nich odsuwał i w końcu zażądał rozwodu. To było dla niego jak zabójstwo, bo nie spodziewał się, że ukochany kiedykolwiek go zostawi. Obiecali sobie miłość do grobowej deski, a on zwyczajnie zakochał się w kimś innym. W końcu spojrzał z wyrzutem na bruneta, mówiąc:

– Pamiętasz, jak obiecałeś mi, że będziemy razem „na zawsze", Harry? Chyba uczyli nas innych jednostek miar czasu.

-----

Hej, hej, hej! Stwierdziłam, że napiszę krótkiego one shota. I napisałam. Krótkiego. Na ponad 15k słów :) Chyba mamy inne pojęcie "krótkiej pracy". 

Napisałam, bo musiałam. Bo chciałam. Bo miałam taki pomysł i to jest coś, co sama bym przeczytała. Nie wiedziałam jednak, że to opublikuję, bo mam kilka pracy, które zostały napisane tylko do szuflady i nie miały wyjść na światło dziennie. No cóż, mam nadzieję, że jednak się nie zanudziliście, a ja dostanę za to jakiś podsumowujący komentarz. 

Chętnie przyjmuję pomysły na os, więc jak ktoś coś to skrzynka otwarta! A tymczasem zapraszam na inne moje prace i hasztag #DreamerEmma na Twitterze, gdzie informuję o nowych pracach i sprawdzam co sądzicie ;)

Lots of love!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro