✭ Rozdział 16. ✭
Hyori zaparkowała pod willą chłopaków z piskiem opon i pospiesznie opuściła samochód. Od razu ujrzała zmartwione twarze przyjaciół, którzy pospiesznie zbiegli po schodach i zaczęli oglądać ją od stóp do głowy, by upewnić się, że nic jej się nie stało. Dziewczyna zawsze odczuwała wzruszenie przez ich troskę, jednak w obecnej chwili zmartwiła ją nieobecność trzech chłopaków, z którymi w ostatnim czasie miała słaby kontakt.
– Gdzie Namjoon, Jin i Hoseok? – spytała, a chłopcy spuścili głowy.
– Żaden z nich nie odbiera – odezwał się w końcu Jungkook, wzruszając bezradnie ramionami. – Ostatnio dziwnie się zachowują i za bardzo nie chcą nam mówić, co robią. Wydaje mi się, że wpakowali się w jakieś kłopoty.
Hyori zauważyła, jak Taehyung uderzył chłopaka z łokcia w bok, jednak nie skomentowała tego. Nie miała czasu, by zastanowić się nad zachowaniem nieobecnej trójki, ale obiecała sobie, że jak tylko ocalą Nanę, przeprowadzi z nimi szczerą rozmowę. Naprawdę zależało jej na dobru przyjaciół i nie chciała, by ci niszczyli sobie życie przez złe decyzje. Oczywiście sam fakt, iż po cichu mordowali tych, którzy dotkliwie ranili zwierzęta, nie był w świetle prawa niczym dobrym, ale oni uważali to za odpowiedni wymiar kary i nie patrzyli na to pod złym kątem.
– Noona, kto chce cię zabić? – spytał Jimin, wbijając palce w dłoń dziewczyny.
Hyori uśmiechnęła się smutno.
– Mój brat. Nie mówiłam wam o nim, ponieważ nie chciałam, byście przypadkiem go złapali i dali mu nauczkę, ale nie mogę dłużej tego ukrywać. Nie po tym, jak porwał Nanę.
– Nie mówiłaś, że masz brata! – zauważył Suga, marszcząc gniewnie brwi. – Mówiłaś, że mieszkałaś tylko z rodzicami i to oni najbardziej cię nienawidzą.
– Kłamałam. Przepraszam, ale bałam się, że któryś z was dopadnie Jiyonga i zrobi mu krzywdę.
– Przecież to on chce cię skrzywdzić! – krzyknął oburzony Jimin, patrząc z furią na dziewczynę. – To on przetrzymuje twoją przyjaciółkę i ci grozi, a ty chciałaś go chronić? Jesteś poważna!?
Jungkook zacisnął palce na ramieniu Jimina, próbując go uspokoić. Widział, że Hyori nie była w najlepszym nastroju i najwyraźniej do tej pory wierzyła w swojego brata. Musiała mieć powód, by go chronić.
– Daj spokój. Przede wszystkim musimy odnaleźć teraz Nanę.
Hyori sięgnęła do kieszeni dżinsów, gdy poczuła wibracje. Drżącymi dłońmi chwyciła komórkę i odczytała wiadomość, która całkowicie zbiła ją z tropu. Kilka sekund wpatrywała się z niedowierzaniem w ekran, swoim zachowaniem doprowadzając chłopaków do szału.
– Kierowca na mnie czeka przed waszym domem – powiedziała w końcu, a chłopaki spojrzeli po sobie wyraźnie zbici z pantałyku.
– Skąd twój brat o nas wie, do cholery!? – Jimin chciał zbiec po schodach i dobrać się do kierowcy, ale Hyori zatrzymała go w ostatniej chwili.
– Muszę iść sama. Inaczej Nanie stanie się krzywda.
Uniosła rękę, pokazując Jiminowi bransoletkę, którą podarował jej po pierwszym porwaniu. Dzięki niej potrafił ją namierzyć, gdy znalazła się w tarapatach. Reszta chłopaków myślała, że to dzięki komórce i tak naprawdę tylko ona i Jimin znali prawdę. Nie miała pojęcia, dlaczego ukrywali to przed całą resztą, ale w tym momencie czuła, że dobrze robili.
Pożegnała się z chłopakami i zeszła po schodach, kierując się w stronę bramy. Bała się tak bardzo, że musiała schować drżące dłonie do kieszeni spodni, jednak szła z dumnie podniesioną głową. Musiała udawać, że wynajęty przez Jiyonga człowiek nie był w stanie jej przerazić, choć równie dobrze mógł wywieźć ją do jakiegoś lasu i zamordować. Wiedziała, że Jimin ją odnajdzie. Żywą, czy też martwą, odnajdzie ją, a wtedy ją pomści.
Podeszła do czarnej Skody z przyciemnianymi szybami i niepewnie weszła do środka, zajmując miejsce obok kierowcy. Gdy spojrzała w jego stronę, omal nie zemdlała.
– Jin? Co ty tu... – Nie dokończyła, ponieważ ktoś przyłożył do jej nosa oraz ust chusteczkę nasączoną chloroformem, przez który straciła przytomność.
Jin z trudem ruszył, całą uwagę skupiając na drodze oraz biegach. Myślał, że będzie mu łatwiej, jednak widok zawiedzionej Hyori wywołał w nim wyrzuty sumienia. To ona wyciągnęła do nich dłoń, gdy staczali się na samo dno i omal nie wylądowali w więzieniu przez liczne rozboje, kradzieże oraz zażywanie narkotyków. Choć pozbywali się dla niej ludzi, którzy krzywdzili zwierzęta i odwalali za nią czarną robotę, troszczyła się o nich. Była jak starsza siostra, którą zdradzili.
– Pospiesz się! Jiyong nie będzie zadowolony, jak się spóźnimy! – warknął z tyłu Namjoon, zdejmując z rąk lateksowe rękawiczki, w które wepchnął chusteczkę i wrzucił do reklamówki z papierkami.
– Naprawdę nie czujesz się źle z tym, że wieziemy naszą noonę do tego świra? – spytał Jin, a blondyn głośno się roześmiał.
– Mam dość mordowania z powodu głupich zwierząt. Cały świat ma ją za Anioła Zwierząt i uważa ją za dobrego człowieka, podczas gdy ona wysługuje się nami, by ze świata odchodzili ludzie. Jest jak żniwiarz, który zbiera za sobą plony. Nie obchodzą jej dzieci ani biedni ludzie. Obchodzą ją tylko zwierzęta, a to jest chore.
– Jak możesz tak mówić? Przecież to ona wyciągnęła nas z samego dna. To dzięki niej przestałeś ćpać i jeść resztki ze śmietników. To dzięki niej wszyscy się poznaliśmy...
– I dzięki niej zostaliśmy mordercami – skwitował Namjoon, skupiając wzrok na nieprzytomnej dziewczynie. – Poza tym, chcemy wyjechać za granicę i zacząć żyć jak normalni ludzie. Jiyong da nam tyle pieniędzy, że o nic nie będziemy musieli się martwić. Taka była umowa, zapomniałeś? – syknął, a Jin zacisnął palce na kierownicy. – Walizki mamy już w bagażniku. Wystarczy pojechać w odpowiednie miejsce, oddać Hyori Jiyongowi, zabrać Hoseoka i jechać wprost na lotnisko. Potem nasze życie będzie wyglądało zupełnie inaczej. Będziemy wolni, Jin.
Jin zagryzł dolną wargę, bijąc się z własnymi myślami. Wizja słonecznej Kalifornii i życia w luksusie, które nie wiązało się z mordowaniem, z początku bardzo mu się podobała. Sam miał dość zabijania, choć wiedział, że każdy z tych bydlaków sobie na to zasłużył. Był pewien, że Hyori pozwoliłaby mu odejść, gdyby tego chciał. Nigdy do niczego ich nie zmuszała, ale za co by wtedy przeżył? W chwili, gdy zrezygnowałby z przynależności do ich paczki, musiałby odejść, a nie miał dokąd. Hyori nie podarowałaby mu walizki z pieniędzmi, a Jiyong to zrobił.
Zepchnął na bok wszystkie wyrzuty sumienia i wątpliwości, po czym przyspieszył. Chciał mieć to wszystko, czym prędzej za sobą.
Hyungsik chodził od pokoju do pokoju, uważając przy tym na psy, które bezwstydnie poruszały się po mieszkaniu Hyori i szczekały, jak szalone, doprowadzając go do szału. Oczywiście Siwon ani myślał słuchać o tym, że Hyori go zabije, jak tylko zobaczy zwierzęta, skaczące po jej meblach. Bezustannie mówił, że psom groziło niebezpieczeństwo, a w ten sposób miał je ciągle na oku.
– Żadna z nich nie odbiera! – krzyknął sfrustrowany, ściskając w dłoni komórkę. Siwon spojrzał na niego znad kubka z parującą herbatą. – Jak Hyori mogła wybiec? Przecież Jiyong tylko czeka, aż będzie sama!
Siwon doskonale o tym wiedział, dlatego tak bardzo się niepokoił. Nie zdążył w porę zatrzymać dziewczyny, a teraz ta znajdowała się nie wiadomo gdzie. Na samą myśl, że mogła wpaść w sidła człowieka, którego wynajął jej brat, dostawał dreszczy.
– Zadzwońmy na policję. Sami niczego nie zdziałamy, a oni może za pomocą tych swoich sztuczek, zdołają je odnaleźć i dowiedzieć się, co się stało.
Hyungsik prychnął, kładąc telefon na stół.
– To nie jest drama, idioto. W naszym świecie policja działa dużo wolniej i większość pracujących w niej ludzi to same półgłówki. Nie mamy żadnych dowodów na to, że Hyori ktoś groził i nie minęło zbyt dużo czasu, odkąd zniknęła. Nie możemy nawet zgłosić zaginięcia, rozumiesz? Nie możemy nic zrobić!
– Więc co!? – Siwon gwałtownie podniósł się krzesła, uderzając dłońmi o stół. – Mamy tutaj bezczynnie siedzieć i zamartwiać się na śmierć!?
Hyungsik spuścił wzrok, nie potrafiąc odpowiedzieć na to pytanie. Czuł, że coś się stało Nanie, ponieważ dziewczyna zawsze odbierała. Nigdy nie rozstawała się z komórką, więc sam fakt, iż nie odzywała się przez tyle czasu, był niepokojący. W dodatku Hyori wybiegła nagle z mieszkania, o niczym im nie mówiąc. Co, jeśli Jiyong był w to zamieszany? W końcu wynajął kogoś, kto straszył Hyori.
– Zaraz zwariuję! – krzyknął sfrustrowany, zaciskając palce na brązowych włosach. – Naprawdę myślisz, że nie chciałbym czegoś zrobić!?
– Więc zróbmy coś!
– Jedyne co możemy, to czekać na wiadomość od Nany albo od Hyori, nie rozumiesz!?
Siwon zacisnął usta w wąską kreskę. Nie był zadowolony z tego, co usłyszał.
– W dramach ludzie zawsze namierzają się za pomocą czegoś, co mają zainstalowane w telefonach. Nie możesz tego spróbować?
Nagle Hyungsik uderzył w stół i sięgnął po komórkę, klnąc na swą głupotę. Przecież jakiś czas temu zainstalował na komórce Nany i Hyori lokalizacje, dzięki której mógł się dowiedzieć, gdzie obecnie przebywały! Zrobił to z głupoty, ponieważ Vernon polecił mu aplikację i całkowicie o niej zapomniał.
– Rusz się! – krzyknął, biegnąc w stronę wyjścia z kuchni. – Chyba będę w stanie namierzyć jedną z nich!
– Co z psami? Nie mogę ich zostawić! Obiecałem Hyori, że nie spuszczę z nich wzroku! – Siwon biegł za chłopakiem, omal nie potykając się o własne nogi.
– Jak chcesz to siedź z tymi kundlami!
Siwon mimowolnie odwrócił się w stronę biegnących za nimi psami. Szczekały radośnie i merdały ogonami, jakby były uczestnikami jakiejś świetnej zabawy. Żadne z nich nie zdawało sobie sprawy z tego, że działo się coś złego.
Chwilę zastanawiał się nad tym, czy powinien z nimi zostać, ale ostatecznie zamknął za sobą drzwi i pobiegł w stronę samochodu Hyungsika. Zdążył w ostatniej chwili i pospiesznie zapiął pas, gdy samochód ruszył z piskiem opon.
– Jednak oglądanie dram na coś ci się przydało. Nie jesteś wcale taki głupi – powiedział uśmiechnięty Hyungsik, zerkając na czerwony punkt, który oznaczał lokalizację komórki Nany. Szczerze mówiąc nigdy nie znajdował się we wskazanym miejscu i musiał uważnie skupić się na drodze, by nie pomylić zjazdu.
Im bliżej celu był, tym bardziej się denerwował.
Hyori uchyliła ciężkie powieki, gdy poczuła, że ktoś ściska ją za dłonie. Oszołomiona próbowała się poruszyć w panujących dookoła ciemnościach, ale miała związane ręce i nogi.
– Hyori! Boże, Hyori! – Usłyszała łamiący się głos Nany i sama momentalnie zaczęła płakać.
To ona ściskała ją za dłonie. Były odwrócone do siebie plecami, ale wszędzie rozpoznałaby jej głos.
– Jestem tutaj – powiedziała spokojnie Hyori, cały wysiłek wkładając w to, by jej głos się nie załamał. – O nic się nie martw, wszystko będzie dobrze. Niebawem powinni przyjść moi przyjaciele. Oni nam pomogą.
– Jacy przyjaciele? Przecież masz tylko mnie i Hyungsika.
Nie odpowiedziała, ponieważ drzwi do pomieszczenia otworzyły się gwałtownie i do środka wszedł niski, szczupły mężczyzna w garniturze i eleganckich butach. Trzymał w dłoni kamerę, którą ułożył na stole i ustawił tak, by filmował związane dziewczyny.
Nana znów zaczęła przeraźliwie płakać, ściskając z całych sił dłonie przyjaciółki, jakby bała się, że ta zaraz zniknie i stanie jej się krzywda. Hyori z kolei patrzyła na Jiyonga z dumnie zadartą głową. Nienawiść w jego oczach była jeszcze bardziej widoczna, niż ostatnim razem, gdy się spotkali. Na jej widok uśmiechnął się kpiąco i zajął miejsce na drewnianym krześle, który ustawił tuż przed nią.
– Dawno się nie widzieliśmy, siostrzyczko. Kto by pomyślał, że spotkamy się w takich warunkach, by ukazać światu twoją piekielną stronę, o której nikt nie wie. – Jiyong zacmokał ustami, wpatrując się w twarz młodszej siostry.
Sam nigdy by nie pomyślał, że dobroduszna Hyori byłaby w stanie odbierać życia innym, a jednak tak się działo. Już dawno zainteresowały go tajemnicze samobójstwa ludzi, którzy znęcali się nad zwierzętami i otrzymywali niskie kary orzeczone przez sąd. Od początku uważał, że żaden człowiek nie zabiłby się przez to, że inni poznali go ze strony bestii, znęcającej się nad psem, czy też kotem. Co najwyżej uciekłby do innego miasta, ale nie wieszałby się, ani nie brał żadnych leków nasennych. Śledził losy Hyori od samego początku i tylko czekał na jej najmniejsze potknięcie, podczas gdy ona okazała się jeszcze gorsza od tych wszystkich zwyrodnialców.
– Jak to jest wykorzystywać głupie dzieciaki, które powierzyły ci swoje życia, by mordować innych? – spytał. Był pewien, że Hyori spuści wzrok, jednak ta wciąż patrzyła wprost w jego oczy. – Naprawdę masz taką obsesję na punkcie wszystkich zwierząt? Przez nie zaczęłaś mordować innych, używając do tego rąk dzieciaków, którym pomogłaś?
Nana uspokoiła się na moment, uważnie słuchając słów mężczyzny. Wciąż ściskała dłonie przyjaciółki, choć nie potrafiła uwierzyć w to, co właśnie usłyszała.
– To ty podpaliłeś tamtego dnia boksy na mojej posesji, prawda? – spytała Hyori, ignorując jego słowa. – Przyznaj się!
Jiyong parsknął śmiechem i pogłaskał ją po głowie, jakby była małym dzieckiem.
– Oczywiście, że ja. Przeczuwałaś to od początku, ale nie chciałaś w to wierzyć, prawda? – Widząc łzy w jej oczach, uśmiechnął się jeszcze szczerzej. – Głupia, próbowałaś bronić swojego starszego brata przed potworami, które sama stworzyłaś? Czy nie jesteś hipokrytką?
– Dlaczego to zrobiłeś?! – krzyknęła, wijąc się na krześle. Tak bardzo pragnęła uwolnić ręce i uderzyć Jiyonga prosto w twarz! Dopiero teraz zrozumiała, jaką bestią był jej brat. Nienawidziła go z całego serca. – Dlaczego zamordowałeś te niewinne stworzenia!? Wiesz, jak bardzo one cierpiały!? Wiesz, jak bardzo nienawidziłam siebie za to, że nie byłam w stanie im pomóc!?
– Wiem. Właśnie dlatego to zrobiłem.
– Ty bydlaku! – krzyknęła nagle Nana, żałując, że nie widzi mężczyzny. – Jak mogłeś zrobić coś tak okropnego!? To przez ciebie Hyori nie mogła spać, ponieważ dręczyły ją koszmary!
Jiyong podniósł się z krzesła i ominął krzyczącą na niego siostrę, by stanąć twarzą w twarz z jej przyjaciółką. Do tej pory ta dziewczyna w ogóle się nie odzywała. Nawet nie błagała o litość, a teraz jak lwica broniła Hyori, choć właśnie dowiedziała się o tym, że ta mordowała ludzi.
Chwycił palcami podbródek Nany i nachylił się nad nią z gniewnym wyrazem twarzy.
– Przed chwilą powiedziałem, że twoja kochana przyjaciółka morduje ludzi, a ty mnie nazywasz bydlakiem? – spytał z niedowierzaniem, po czym uderzył ją w policzek.
– Jeszcze raz ją tknij, a cię zabiję! – krzyknęła Hyori, miotając się na wszystkie strony. Słyszała płacz Nany, który zlewał się z głośnym śmiechem Jiyonga. – To o mnie ci chodzi, więc ją wypuść!
– Nie zostawię cię!
Jiyong pokręcił głową i wrócił do wcześniej zajmowanego miejsca. Widok rozgniewanej Hyori radował jego serce. Zawsze wobec niego była ciepłą kluchą, a teraz walczyła o swoje. Mimo wszystko był dumny, że jego siostra w końcu wydoroślała.
– Myślisz, że to u nas rodzinne, Hyori? – spytał, opierając się wygodnie o oparcie. – Ojciec wyładowywał swój gniew na psie, którego próbowałaś bronić i zawsze za niego dostawałaś wpierdol. Gdy byłem tego świadkiem i stawałem w twojej obronie, to ja obrywałem. Koniec końców, Fido i tak zdechł pobity na śmierć, a my zostaliśmy poróżnieni, choć w dzieciństwie stawaliśmy w swojej obronie. Ty wybrałaś stronę zwierząt, nienawidząc ludzi, a ja wybrałem ludzi, nienawidząc cię za to, że mimo wszystko rodzice cię uwielbiali. Co z tego, że to ja z ojcem polowałem? Co z tego, że stałem za nim ostatecznie murem, gdy ty walczyłaś z myśliwymi i wszystkimi innymi, którzy w jakikolwiek sposób krzywdzili zwierzęta? On i tak wolał ciebie.
– Przestało mnie to obchodzić w chili, gdy Fido umarł! – oznajmiła stanowczo. – Nie pamiętasz już, jak ojciec mnie pobił, gdy rzuciłam się na niego z miotłą, by pomścić śmierć Fido? Nie pamiętasz, jak potem opatrywałeś moje rany i mówiłeś, że kiedyś wspólnie się zemścimy?
Jiyong zacisnął usta i mimowolnie spuścił wzrok. Oczywiście, że to pamiętał. To przez Hyori zdecydował się podporządkować ojcu, by ten nie skupiał na niej zbytnio uwagi. Nie chciał dopuścić do tego, żeby siostra znów została pobita, ale ona była zbyt uparta i do samego końca nie dawała za wygraną, nasyłając na ich dom organizacje, które miały na celu ochronę zwierząt. Ojciec otrzymał nawet karę pieniężną za polowanie bez odpowiedniej zgody. Jiyong stał wtedy za nim murem i próbował tłumaczyć zachowanie siostry, ale wszystko utrudniała babka, która całkowicie popierała jej działania. Nie była to kobieta umierająca. Trzymała się świetnie i ciągle powtarzała, że Hyori była jej dumą i to ją najbardziej kochała. Jiyonga z kolei nienawidziła za to, że stał się prawą ręką ojca, który uwielbiał podnosić rękę na jej biedną wnuczkę. Nikt nie wiedział, że starał się robić wszystko, by Hyori obrywała, jak najmniej. Wszyscy widzieli w nim kopię ojca, aż w końcu się nią stał. W chwili, gdy babka umarła, a cały majątek otrzymała Hyori, znienawidził siostrę tak bardzo, że obiecał sobie, iż ją zniszczy.
– Od zawsze byłaś uważana za niewiniątko o złotym sercu. Nienawidziłem cię za to tak bardzo, że traciłem zmysły. To ja zawsze byłem tym „złym", chociaż to ty pyskowałaś i się buntowałaś. Nawet, gdy stawałem w twojej obronie, to byłem najgorszy.
– Dla mnie byłeś najlepszym bratem i przyjacielem – wyznała bez oporu, nie wstydząc się swoich uczuć. Wierzyła, że kochający ją brat wciąż tkwi w Jiyongu. Jak ta idiotka pragnęła w końcu odzyskać brata. – Nic nie zraniło mnie tak bardzo, jak to, że i ty się ode mnie odwróciłeś. Pragnęłam z tobą stworzyć Silent Cry. Pragnęłam odzyskać brata, którego odebrał mi ojciec, ale ty nie potrzebowałeś mnie w swoim życiu. Jedynie czego potrzebowałeś to pieniędzy, które odziedziczyłam.
– Pieniądze były tylko pretekstem. – Jiyong podniósł się z krzesła i podszedł do kamery. Gdy ją włączył, zniknął za drzwiami i po chwili wrócił z białym kundlem, którego trzymał na smyczy.
Hyori momentalnie cała się spięła, z przerażeniem patrząc na niczego nieświadomego psiaka. Wiedziała, że Jiyong nie bez powodu go tu przyprowadził.
– Gdy odpalę kamerę, wypowiesz do niej wszystkie imiona tych, którzy przez ciebie zginęli. Przyznasz się do tego, że zarządzasz ludźmi, którzy mordują wskazane przez ciebie osoby. Przyznasz się do bycia morderczynią i już nigdy ludzie nie będą patrzeć na ciebie, jak na Anioła Zwierząt.
– O czym on mówi, Hyori? – spytała Nana, kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego, co działo się za jej plecami.
– Jeśli się nie dostosujesz, zarówno ten kundel, jak i twoja przyjaciółka zginą na twoich oczach. – Przywiązał psa do swojego krzesła i podszedł do kamery, naciskając nagrywanie. Po chwili przesunął krzesło z psem tak, by nie byli w polu nagrywania i wyjął z kieszeni czarny pistolet. W chwili, gdy przyłożył go do głowy zwierzęcia, Hyori zaczęła płakać.
– Nie jesteś potworem, Jiyong! Nie jesteś naszym ojcem! – krzyczała, próbując dotrzeć do brata. Nie chciała wierzyć, że był w stanie pociągnąć za spust, ale jego oczy były takie bezwzględne i puste... Przerażał ją.
– A ty nie jesteś żadnym pieprzonym Aniołem! Jesteś morderczynią! – odkrzyknął, zaciskając mocniej palce na pistolecie. – Czas tyka! Mów, co ci kazałem albo patrz na ich śmierć!
– Już! Wszystko powiem!
Hyori z przerażeniem patrzyła, jak Jiyong przykłada palec do spustu, głaszcząc głowę psa pistoletem. Cała trzęsła się ze strachu, a gula w gardle utrudniała jej mówienie, ale po chwili z jej ust zaczęły wydobywać się imiona zamordowanych ludzi. Patrzyła wprost w kamerę, zdając sobie sprawę z tego, że ten film zrujnuję jej życie. Nie miała jednak innego wyboru. Musiała mówić prawdę, by ocalić Nanę i tego biednego psa.
Nikt więcej nie umrze z jej powodu. Nie pozwoli na to.
– Nazywam się Sung Hyori i tak naprawdę nie jestem Aniołem Zwierząt. Jestem morderczynią...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro