✭ Rozdział 02. ✭
Nagły błysk, który oświetlił niemalże całą sypialnię, sprawił, że Hyori momentalnie się wybudziła z lekkiego snu. Przerażona rozglądała się po pomieszczeniu, zastanawiając się, czy jej się czasem nie przewidziało.
Położyła stopy na ciemnych panelach i powoli podeszła do dużego okna, otwierając je na oścież. Ciepły, przyjemny wiatr musnął jej policzki. Niebo było pokryte gwiazdami i bez wątpienia nie zapowiadało się na burzę. Skąd więc to światło, skoro nie było spowodowane piorunami?
Przymknęła okno i poczłapała do kuchni, by napić się zimnej wody. Widząc na zegarze piątą rano, ziewnęła głośno. Myślała, że relaksująca kąpiel pozwoli jej spać aż do budzika, a teraz będzie miała problem z zaśnięciem. Tak bardzo zazdrościła ludziom, którzy zasypiali, gdy tylko ich głowa zetknęła się z poduszką. Jej samej zaśnięcie zajmowało bardzo długo, ponieważ noc sprzyjała różnym rozmyślaniom.
Choć jej dom otoczony był wysoką bramą i nikt, kto nie znał do niej kodu, nie zdołałby się dostać do środka (chyba że przywiózłby ze sobą drabinę i narobił przy tym hałasu), wolała wyjść na zewnątrz i upewnić się, że psy były bezpieczne. Wciąż pamiętała dzień, w którym ktoś wtargnął na jej posesję i podpalił budy. Nie posiadała wtedy ani alarmu, ani ogrodzenia całego terenu. Do dziś nie mogła sobie wybaczyć, że nie zdołała wówczas ocalić ani jednego zwierzaka. Wszystkie spłonęły żywcem, karmiąc jej nienawiść do ludzi, jak jeszcze nigdy. To właśnie wtedy zdecydowała się otworzyć Silent Cry i walczyć o zwiększenie kar za znęcanie się nad zwierzętami. Choć sprawca nie został złapany, wierzyła, iż pewnego dnia go znajdzie albo karma sama go dopadnie.
Nałożyła na ramiona pomarańczowy szlafrok, a na nogi założyła kapcie w koty i ostrożnie zeszła po schodach na parter. Gdy tylko zapaliła światło, z mieszkania wyjrzała na zewnątrz, by upewnić się, że nikt nie czaił się wokół domu. Może i była odważna, ale nie głupia. No, chyba że usłyszałaby piszczenie psiaków. Wtedy wskoczyłaby nawet prosto w paszczę lwa, byleby je ratować.
– Może to był sen? – zastanowiła się głośno i przekręciła wszystkie zamki w drzwiach.
Lampki rozstawione na całej posesji dawały dość dużo światła. Uważnie przyglądała się trawie oraz pięknym krzewom. Już miała iść na tył, gdzie znajdowały się budy od psów ogrodzone od całej reszty, gdy dostrzegła coś leżącego przy krzewie. Wokół niego było pełno szarych, ozdobnych kamyczków.
Z szybko bijącym sercem podeszła bliżej i omal nie krzyknęła, widząc, że ma przed sobą mężczyznę. Jeszcze dziwniejsze było to, że miał na sobie hanbok, który w Korei noszono podczas epoki Joseon od 1392 do 1897 roku. A obecnie żyli w roku 2021!
Może wrócił z jakiegoś balu przebierańców, pomyślała.
Podeszła jeszcze bliżej i uważnie przyjrzała się jego twarzy. Miał ciemne brwi, ładny nos i pełne usta. Szeroki podbródek i wystające kości policzkowe sprawiały, że nieznajomy wyglądał męsko i dość poważnie. Pomimo zamkniętych oczu.
Powinna od razu zadzwonić na policję, ale fakt, iż leżał tak niewinnie pod krzewem, sprawił, iż postanowiła odłożyć to na potem. Choć bez uruchomienia alarmu nie dało się wkraść na posesję, naiwnie wierzyła, iż nieznajomy znalazł się tu przypadkiem. Nieważne jak irracjonalnie to brzmiało.
– Halo? – Poszturchała chłopaka w ramię, przybierając groźną minę. – To mój dom i jeśli zaraz się stąd nie ulotnisz, to spotkasz się z policją, która jest już w drodze.
Oczy nieznajomego powoli się otworzyły. Hyori nie spuszczała z niego wzroku, gdy nagle rzucił się na nią i przywarł ją do ziemi w taki sposób, że mogła poruszać jedynie głową. Jego oczy były duże i przerażone.
– Kim jesteś?! Czego ode mnie chcesz!? – krzyknął, wprawiając ją w jeszcze większe oszołomienie. – Co mi zrobiłaś?!
– Sam wlałeś w siebie za dużo procentów, palancie! – odkrzyknęła Hyori, próbując wyszarpać się z jego uścisku. – Wtargnąłeś na prywatną posesję! Odejdź, zanim całkowicie stracę cierpliwość!
Siwon zmarszczył brwi. Długo przyglądał się twarzy dziewczyny, aż w końcu rozejrzał się dookoła. Choć było ciemno, dzięki rozstawionym lampkom rozpoznał ogród, w którym się znajdował. W końcu żył tutaj i ukrywał się przez dość długo!
– Niemożliwe... – wyszeptał i wstał, ignorując całkowicie Hyori. Uśmiech widniał na jego twarzy, gdy podbiegł do największego krzaku i ujrzał wykopaną pod nim dziurę.
Hyori podniosła się z ziemi i pobiegła za nieznajomym, czując coraz większą złość. Jak śmiał ją przewrócić i ubrudzić jej ulubiony szlafrok?!
– Wynoś się! – krzyczała sfrustrowana tym, że chłopak nie zwraca na nią uwagi. Chodził w te i wewte, śmiejąc się przy tym od ucha do ucha.
Siwon nagle odwrócił się w jej stronę, ale nawet na nią nie spojrzał. Zamiast tego dokładnie oglądał swoje dłonie, strój, nogi, a także zaczął dotykać się po twarzy. Przez cały ten czas jego oczy błyszczały radośnie. Zachowaniem przypominał Hyori obłąkanego, który właśnie uciekł z psychiatryka.
Widząc, że sama niczego nie zdziała, odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę domu. Chciała czym prędzej zamknąć się w środku i zadzwonić po policję, ale przed samymi drzwiami została zatrzymana.
– Puszczaj! – krzyknęła, przerażonymi oczyma patrząc na radosną twarz nieznajomego. – Powiedziałam, puszczaj!
– Klątwa wiedźmy została złamana. Dzięki tobie znów jestem człowiekiem. – Hyori uniosła wysoko brwi. – Jeśli użyczysz mi swego konia, to zapewniam cię, że mój ojciec podaruje ci dużo złota. Tyle, byś nie musiała się martwić o swoją przyszłość i mogła żyć, jak królowa.
– Nie wiem, co piłeś albo brałeś, ale też chętnie tego spróbuję. Może w końcu bym się w pełni zrelaksowała – powiedziała pod nosem, marszcząc przy tym nos w zabawny sposób.
Siwon puścił ją i spojrzał na białe pomieszczenie, które mógł dostrzec zza szyby. Zainteresowany tą jakże dziwną budowlą odszedł od niej nieco dalej, by uważnie jej się przyjrzeć.
– Cóż to za miejsce? Nigdy nie widziałem czegoś takiego.
Hyori mrugała dłuższą chwilę, nie bardzo rozumiejąc, co miał na myśli.
Nagle Siwon ujrzał białą, ogromną maszynę, która stała przy bramie. Zainteresowany podbiegł do niej, przyprawiając Hyori o palpitacje serca.
– Co ty...
– Co to jest? – Siwon dotknął maszyny, oglądając ją z każdej strony. – Do czego służy?
– To samochód! – krzyknęła Hyori, tracąc cierpliwość. Wzięła chłopaka pod ramię i szarpnęła go w stronę domu. Nie był niebezpieczny. Cokolwiek miał we krwi, zrobiło to z niego totalnego idiotę. – Podobny zawiezie cię zaraz na izbę wytrzeźwień.
– Najpierw oddasz mi swojego konia i pojadę do królestwa. Muszę pokazać się ojcu.
– Mamy 2021 rok! Nikt w dzisiejszych czasach nie porusza się po ulicach konno! – Stanęła naprzeciwko chłopaka i uważnie spojrzała mu w oczy. Widząc zaskoczenie wymalowane na jego twarzy, kontynuowała: – Za wszystko płacimy gotówką albo kartą kredytową, a nie złotem! To nie jest epoka Joseon. Nie wiem, na jakiej imprezie byłeś, ale to, że wyglądasz jak jakiś książę wcale nie oznacza, że nim jesteś. Krótko mówiąc: po prostu się upiłeś
Posadziła chłopaka na białym krześle w poczekalni swojego gabinetu. Sama zaś stanęła przed nim i oparła dłonie o biodra, uważnie ilustrując go wzrokiem. Obecnie wyglądał na przybitego jej słowami.
Hyori musiała przyznać, że wyglądał niczym książę z jakiejś dramy. Pasowały mu długie, kruczoczarne włosy.
– Spóźniłem się... Nic już nie zdołam zmienić. Wszystko działo się bez mojego udziału....
– Poczekaj tu grzecznie, dobrze? – poprosiła Hyori, siląc się na uśmiech i ruszyła w stronę telefonu stacjonarnego.
Zegar wskazywał godzinę piątą trzydzieści. Zanim przyjedzie policja i zabierze tego dziwaka, rozdzwoni się jej budzik i nie zdoła chociażby się zdrzemnąć. Czekał ją naprawdę ciężki dzień. Niby nie miała dzisiaj w planach odwiedzenia Silent Cry, ale chciała zobaczyć, jak czuł się psiak, którego właściciel uderzał młotkiem w głowę i zakopał żywcem na własnym ogródku. Miała nadzieję, że sąd wymierzy temu zwyrodnialcowi odpowiednią karę. Jeśli puści go wolno i karze zapłacić grzywnę, osobiście się nim zajmie. Nie będzie to pierwszy zwyrodnialec, którego pośle na drugą stronę.
– Dzień dobry. Jakiś mężczyzna wtargnął na moją posesję. Wydaje mi się, że jest pijany albo brał jakieś narkotyki... – zaczęła, gdy usłyszała w słuchawce kobiecy głos.
Kątem oka zerkała na nieznajomego, którego twarz była szczerze przygaszona. Miała wyrzuty sumienia, ale co innego powinna zrobić? Policja się nim zajmie.
– Ojej, wyglądasz naprawdę strasznie... – jęknęła Park Nana, gdy Hyori przekroczyła próg Silent Cry.
Hyori zmięła w ustach przekleństwo i wyminęła bez słowa przyjaciółkę, która obecnie czuwała nad rannymi zwierzakami. Nana miała wielkie serce i troszczyła się o wszystkie zwierzęta jak o własne dzieci. To właśnie dzięki niej, Hyori nigdy nie przestała wierzyć w to, że robi coś dobrego. Nana potrafiła siedzieć w organizacji nawet szesnaście godzin, gdy któryś z pracowników niespodziewanie wyskoczył z chorobowym albo urlopem na żądanie.
– Jak się czuje psiak z interwencji u Lee Won Hae? – spytała, wchodząc do gabinetu weterynaryjnego. Widząc, że weterynarz Choi jeszcze nie przyszedł, pomasowała swoje czoło zirytowana. – Gdzie Choi? Wydaje mi się, że godzinę temu powinien operować psa, o którym przed chwilą wspomniałam.
Nana nerwowo zaczęła przeglądać plik kartek, które trzymała w dłoniach. Miała na nich wszystkie zalecenia dotyczące zwierząt i podawanych im lekarstw, czy też zmian opatrunków. Nie potrafiła jednak znaleźć żadnej wzmianki o panu Choi.
Hyori opuściła pomieszczenie, krzycząc:
– Przygotuj psa do operacji. Potem zadzwoń do tego cymbała i powiedz mu, że ma się więcej tu nie pokazywać.
– Ale...
– Rób, co powiedziałam!
Hyori minęła strażnika, siląc się na odwzajemnienie jego uśmiechu. Był to mężczyzna po czterdziestce, który na obecną chwilę jeszcze ani razu jej nie zawiódł. Oczywiście rozumiała, że ludzie chorowali, ulegali wypadkom albo w ich życiu mogło wydarzyć się coś, przez co musieli wziąć urlop na żądanie, jednak w niektórych przypadkach chodziło o czyste lenistwo i brak zaangażowania w pracę, a tego tolerować nie miała zamiaru.
– Muszę pomyśleć o zatrudnieniu więcej ludzi – powiedziała pod nosem, otwierając szafkę, w której na wszelki wypadek trzymała fartuch. Rzadko odgrywała rolę weterynarza w Silent Cry, ponieważ zatrudniała świetnych fachowców, jednak czasem musiała przejąć sprawy w swoje ręce.
Gdy już się przebrała, wróciła do gabinetu i skinęła w podzięce Nanie, która właśnie podawała narkozę dużemu psiakowi o rudo-białym ubarwieniu. Biedaczek miał strasznie opuchnięty pysk, oczy i zszytą ranę na głowie. Po wczorajszych badaniach wynikło, że zwierzę miało urazy jamy brzusznej, które wymagały operacji.
– Nana – zwróciła się do dziewczyny, która kierowała się do wyjścia. Jej twarz zdobił delikatny uśmiech, jednak oczy były przygaszone. Hyori wiedziała, że to przez to, iż zwróciła się do niej stanowczym tonem, ale przede wszystkim była jej szefową. Przyjaźń w pracy schodziła na dalszy plan – gdy już skończysz swoje obowiązki i zadzwonisz do Choi, wystaw w internecie ogłoszenie, że szukam dobrych weterynarzy, sekretarek oraz ochroniarzy. Musimy zatrudnić więcej ludzi, inaczej wszyscy się wykończycie.
– Jesteś pewna? Uważam, że jest dobrze tak, jak jest...
– Spójrz, Nana – Hyori wskazała na gabinet – widzisz tu jakiegoś weterynarza? Miałam tu dzisiaj nawet nie zaglądać. Gdybym nie przyszła, to biedne zwierzę mogłoby nie dożyć jutra.
– Zadzwoniłabym do ciebie, gdybym się zorientowała, że pan Choi zawalił... – próbowała się bronić, ale szatynka przecząco kiwnęła głową.
– Nie o to chodzi. Chodzi o to, że gdyby teraz przyjechałoby tu zwierzę prosto z interwencji, to nie miałby się nim kto zająć. Tak być nie może. Muszę wprowadzić tutaj zmiany, a do tego potrzebuję pracowników.
Nana podeszła do dziewczyny i położyła dłoń na jej ramieniu.
– Dobrze, zajmę się tym. A ty pomóż temu biedakowi. Potem napijemy się herbaty, dobrze?
– Wolałabym kawę. Ledwo żyję.
Nana wiedziała, że Hyori przesadza z kawą, ale nie zamierzała się z nią sprzeczać. Nie, teraz gdy była przemęczona, a musiała operować psa. Dlatego też życzyła jej powodzenia i opuściła gabinet, odwracając na drzwiach tabliczkę na napis: „Nie przeszkadzać!".
Hyori podjechała pod dom i za pomocą pilota otworzyła główną bramę. Nie chciało jej się wysiąść z samochodu i wpisywać kodu. Rzadko to robiła, no bo w sumie po co, skoro wystarczyło nacisnąć jeden guzik?
Nim wjechała na posesję, oparła głowę na kierownicy i przymknęła na moment powieki. Dochodziła godzina dwudziesta, co oznaczało, że od piętnastu godzin była na nogach. Miała za sobą kilka operacji w prywatnym gabinecie, szczepień oraz rozmowę z Naną, która pozwoliła jej na moment zapomnieć o pobitym psiaku. Choć Hyori widziała już wiele rannych zwierząt, nie potrafiła przyzwyczaić się do tego widoku.
– Potrzebuję snu – wymruczała pod nosem i uniosła głowę, momentalnie podskakując na siedzeniu. Gdy zdołała zapanować nad szybko bijącym sercem, z niedowierzaniem spojrzała na stojącą przed nią postać w czarno-czerwonym hanboku. – To znowu ten pijak? Czego on ode mnie chce?
Niechętnie opuściła samochód i podeszła do nieznajomego z gniewnym wyrazem twarzy.
– Co, przyszedłeś przeprosić za swoje zachowanie? Wróciłeś już do świata żywych i zrozumiałeś, że nie jesteś żadnym księciem? Jeśli tak to świetnie, ale wiedz, że mam za sobą ciężki dzień, a przez ciebie spałam zaledwie cztery godziny i...
– Mam tylko ten ogród. Odkąd wybudziłem się ze snu, to w nim żyłem, a teraz nie mogę wejść nawet do środka.
Hyori prychnęła pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową.
– Policja cię wypuściła? Serio? Przecież widać, że jesteś na haju! Co ty bierzesz, że trwa to tyle godzin?
Wzdrygnęła się, gdy ciepłe palce chłopaka zacisnęły się na jej ramieniu. Prócz łez w jego czarnych oczach, dostrzegła również rozciętą wargę oraz łuk brwiowy. Czyżby został pobity przez policjantów?
– To ty mnie pocałowałaś i złamałaś czar, który na mnie rzucono w 1859 roku. Przez to tkwię w świecie, który jest dla mnie obcy i przerażający.
– Co ty opowiadasz!? Niby, kiedy cię pocałowałam?!
– Wczoraj, gdy mówiłaś, że chciałabyś, żeby życie było takie, jak w bajkach. Że chciałabyś, bym zamienił się w księcia, który by cię pokochał!
To niemożliwe...
Szeroko otwartymi oczami patrzyła na chłopaka i nie wiedziała, co powinna zrobić. Była pewna, że nikt nie mógł jej widzieć wczorajszego dnia. Nikogo nie wpuszczała na swoją posesję. Jakim więc cudem stojący przed nią Azjata wiedział o tym, że pocałowała żabę? W dodatku znał też słowa, które wówczas wypowiedziała.
– Nie możesz mnie tak zostawić, rozumiesz? – Siwon mocniej zacisnął palce na jej ramieniu. – Nie mam na tym świecie nikogo, prócz ciebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro