✭ Rozdział 17. ✭
Hyungsik zaparkował przed opuszczonym magazynem i jeszcze raz spojrzał na ekran, by upewnić się, że dojechali na miejsce. Niby wszystko się zgadzało, ale widok skradających się do metalowych drzwi kilku chłopaków, zbiło go z pantałyku. Zaczął się zastanawiać, czy Jiyong, aby czasem nie przygotował na nich zasadzki, gdy Siwon wyszedł z samochodu i podbiegł do chłopaków, którzy momentalnie wyciągnęli w jego stronę pistolety.
– Co za kretyn! I co ja mam niby teraz zrobić!? – warknął, wbijając się w fotel, chcąc uniknąć spojrzeń nieznajomych. Miał nadzieję, że zastrzelą Siwona i sobie pójdą, ale zamiast strzału, usłyszał odgłos otwieranych drzwi i już po chwili patrzył przerażony na chłopaka o kruczoczarnych włosach z grzywką opadającą na czoło. – Cześć? – Wymusił na sobie uśmiech i jak skończony idiota pomachał do chłopaka, który bez wątpienia był od niego o kilka lat młodszy.
– Jeżeli chcesz się na coś przydać, to wyjdź i przestań się ukrywać – usłyszał tylko i chłopak zniknął.
Hyungsik długo bił się z myślami, jednak ostatecznie opuścił samochód i niepewnie podszedł do szepczących między sobą chłopaków. Nie mógł uwierzyć, że Siwon tak swobodnie sobie z nimi rozmawiał, dopóki nie dowiedział się, że wszyscy dobrze się znali. Zabawne, że ten dziwak znał przyjaciół Hyori, o których on (podobno jej najlepszy przyjaciel) nie miał bladego pojęcia o ich istnieniu.
– Musimy być ostrożni. Nie wiemy, co możemy zastać w środku, a nie możemy pozwolić, by Hyori stała się krzywda – instruował Jimin, uważnie wpatrując się w twarze zebranych.
– Hyori? – zdziwił się Hyungsik. – Przyjechałem tu, ponieważ namierzyłem telefon Nany. Czy to znaczy, że obie są więzione?
– Tak, geniuszu. Musimy ocalić obie dziewczyny.
Siwon zacisnął dłonie, nerwowo wpatrując się w metalowe drzwi. Nie mógł uwierzyć, że za nimi Hyori przeżywała prawdziwe piekło. Miał nadzieję, że Jiyong nie zrobił jej krzywdy i nie miał żadnego wsparcia.
– Wy czekacie na zewnątrz, dopóki was nie zawołam – zarządził Jimin, wskazując na Hyungsika i Siwona. – My zajmiemy się całą resztą. Bez obrazy, ale tylko byście przeszkadzali.
Hyungsik zerknął na pistolety, które tkwiły w ich dłoniach i uniósł ręce. Nie zamierzał stawać im na drodze, choć zaczął się zastanawiać, skąd posiadali broń i w jaki sposób Hyori ich poznała. Po chwili doszedł do wniosku, że chyba wolał nie znać niektórych sekretów przyjaciółki i całkowicie skupił się na działaniach chłopaków, którzy kazali im się schować, a sami podeszli bliżej drzwi.
Miał nadzieję, że nic złego się nie stanie, a przyjaciele Hyori wiedzieli, co robili.
Hyori siedziała grzecznie na krześle, a Jiyong rozwiązał jej ręce i nogi. Po obejrzeniu jej wyznania doszedł do wniosku, że nikt nie uwierzy w nagranie, ponieważ wyglądała jak więzień, mówiący to, co mu kazano. Dlatego też ją rozwiązał i kazał jej ogarnąć twarz, która była cała umorusana tuszem do rzęs. Wyglądała o niebo lepiej, jednak nic nie mógł poradzić na to, że cała trzęsła się ze strachu.
– Obiecaj, że nikt w tym pomieszczeniu nie ucierpi, gdy zrobię to, co mi każesz – odezwała się, a Jiyong wyprostował się jak struna i posłał jej zirytowane spojrzenie.
– Nie zależy mi na tym, by kogoś pozbawić życia. Zależy mi na tym, by świat poznał twoją prawdziwą twarz. Tak samo, jak przyjaciele, którzy sami zaczną od ciebie odchodzić i koniec końców zostaniesz sama z tymi cholernymi psami i kupą kasy na koncie, które nie będą w stanie ci pomóc. A wiesz dlaczego? Bo jesteś sławna. Ludzie wszędzie cię rozpoznają i będą nazywać morderczynią.
Hyori zacisnęła dłonie, wpatrując się w brata z nienawiścią.
– Ja jej nigdy nie zostawię – odezwała się niespodziewanie Nana. Hyori odwróciła się w jej stronę i już miała do niej podejść, gdy dostała od Jiyonga w twarz.
– Siedź na miejscu!
Nana przymknęła powieki, próbując nie myśleć o tym, że Hyori właśnie została uderzona. Nie mogła jej nawet trzymać za dłonie, ponieważ Jiyong ją odwiązał i zaczął kierować nią, jak marionetką. Tylko Nana wciąż tkwiła przywiązana do krzesła i nie miała pojęcia, co działo się za jej plecami, choć słyszała szczekanie psa. Tak bardzo chciała coś zrobić, ale była bezsilna. Jedyne co mogła, to zapewnić przyjaciółkę, że jeśli wyjdą cało z tego piekła, to nic się nie zmieni i wciąż będą się przyjaźnić. Bez względu na to, co powiedział jej brat.
– Zawsze będę jej przyjaciółką, ponieważ jest wspaniałą osobą o złotym sercu. Nigdy nie spotkałam kogoś, kto pomagałby innym z takim oddaniem – kontynuowała Nana, świadomie doprowadzając Jiyonga do szału.
– Nana! – Hyori zacisnęła palce na jej dłoniach, z przerażeniem patrząc na minę brata. – Zamknij się!
– Zazdrościsz jej, ponieważ o tobie nikt nie mówi! Chcesz, by ludzie mieli ją za potwora, którym ty jesteś, ale ja na to nie pozwolę! Nie pozwolę, byś zszargał jej dobre imię, na które sama zapracowała!
– Coś ty powiedziała!? – Jiyong odszedł od szczekającego psa i ruszył w stronę dziewczyny, ściskając pistolet w ręce.
– Zostaw ją! – Hyori zagrodziła mu przejście, jednak runęła na ziemię, gdy została uderzona z całej siły w twarz. Krew spływała po jej brodzie, a strach sparaliżował całe ciało. Wielkimi oczami patrzyła, jak Jiyong staje naprzeciwko Nany i celuje do niej z broni z uśmiechem szaleńca.
– Powtórz to – rozkazał.
Nana dumnie patrzyła mu prosto w oczy, choć była przerażona. Mimo to czuła, że musi stanąć w obronie Hyori. Nie mogła pozwolić, by ktoś taki, jak Jiyong umniejszał jej zasługi i robił z niej potwora.
– Hyori jest najwspanialszym człowiekiem, jakiego spotkałam. I to nieprawda, że pomaga tylko zwierzętom. Pomogła również wielu ludziom, w tym mnie. Ty nigdy nie będziesz mógł się z nią równać, a wiesz dlaczego? Ponieważ twoje serce jest zatrute. Jesteś pełen jadu i nienawiści, podczas gdy ona pomaga innym, ty próbujesz to wszystko zniszczyć.
Nana przymknęła powieki, gdy zorientowała się, że Jiyong zamierza nacisnąć na spust. Po chwili usłyszała strzał, ale kula nie dotknęła jej ciała. Oszołomiona otworzyła oczy i z przerażeniem patrzyła, jak Hyori upada na jej kolana.
– Hyori... Hyori! – łkała Nana, wpatrując się w przyjaciółkę, która zaciskała palce na jej nogach. Tak bardzo chciała ją przytulić, a nie mogła tego zrobić przez związane ręce. – Rozwiąż mnie, bydlaku! Ona nie może umrzeć!
– Cóż, sprawy odrobinę się skomplikowały – Jiyong wzruszył ramionami i ignorując krzyczącą Nanę, odwrócił się w stronę kundla, by wycelować pistolet wprost w jego głowę. – Lepsze to niż włóczenie się po ulicach. Pójdziesz w ślady Anioła Zwierząt, więc to chyba nie jest okrutna śmierć, prawda?
W chwili, gdy miał nacisnąć na spust, usłyszał huk i momentalnie upadł na ziemię, chwytając się za ramię, które zostało postrzelone. Oszołomiony patrzył, jak do środka wbiega czterech młodych chłopaków z pistoletami w dłoniach. Dwóch z nich momentalnie znalazło się nad nim, a pozostali ruszyli w stronę dziewczyn.
– Hyori musi znaleźć się w szpitalu! Ten chuj ją postrzelił! – krzyknął Jungkook, który rozerwał swoją koszulkę na pół i zrobił z niej kulkę, którą przyłożył do krwawiącej rany na plecach Sung.
Jimin przyłożył spluwę do głowy Jiyonga, na co ten roześmiał się głośno.
– Są i wierne kundelki mojej siostry. Szczekacie tak, jak wam rozkaże.
Suga kopnął Jiyonga w szczękę i zacisnął palce na jego krawacie, specjalnie go nim podduszając.
– Za to ty zaraz przestaniesz szczekać!
Nana podbiegła do Hyori, którą Jungkook trzymał na rękach i złapała jej dłoń, głośno płacząc.
– Nie pozwólcie jej umrzeć. Błagam, ona musi żyć!
– Niech zdycha! Może chociaż tyle udało mi się zrobić, skoro jej pieski nam przeszkodziły! – krzyczał Jiyong, udając szczekanie psa.
Jimin skinął Jungkookowi, by wyszedł i zabrał ze sobą Nanę. Nie chciał, by dziewczyna była świadkiem tego, co zamierzali zrobić. Może i nie powinni mordować ludzi, ale dla niego zabijanie tych, którzy krzywdzili innych, nie było czymś złym. Dzięki temu czuł, jakby pozbawiał świata okrutnych drani. Jakby dzięki niemu wszystko stawało się lepsze.
Gdy Suga zamknął tylne drzwi, o których Jiyong musiał albo zapomnieć, albo nie zdawał sobie z nich sprawy, spojrzał w stronę przerażonego psa, który został przywiązany do krzesła.
– Co zamierzałeś zrobić z tym psem?! – krzyknął, stawiając buta na klatce Jiyonga.
– Jak to co? – zaśmiał się mężczyzna, przecierając twarz dłonią – Zamierzałem zabić tego śmiecia, jeśli Hyori nie chciałaby się przyznać do tego, że jest morderczynią. Ona jednak pięknie ze mną współpracowała, dopóki jej przyjaciółeczka się nie wtrąciła! Nie zamierzałem nikogo skrzywdzić. Sytuacja po prostu wymknęła się nieco spod kontroli.
Tym razem Taehyung kopnął Jiyonga w brzuch, nie potrafiąc patrzeć na jego uśmiech. Ten drań postrzelił Hyori! Bóg jeden wie, co by jeszcze zrobił, gdyby się tutaj nie pojawili.
Wszyscy wiedzieli, że jeśli Jiyong opuści to miejsce żywy, to znów będzie próbował dopaść Hyori. Niestety nie mogli donieść na niego policji, a to oznaczało, że sami musieli się go pozbyć. Mieli nadzieję, że Hyori zrozumie ich decyzję i nie będzie miała im za złe tego, co zrobią.
– Nie skrzywdzisz nikogo więcej. Nie pozwolimy na to – oznajmił Jimin, celując w głowę Jiyonga z pistoletu.
– Rodzice będą mnie szukać. W końcu was złapią i wszyscy wylądujecie w więzieniu!
– Zostaniesz uznany za zaginionego. Nie martw się o nas, mamy swoje sposoby, dzięki którym uciekamy przed wymiarem sprawiedliwości, który i tak jest do dupy.
Jeden strzał sprawił, że szaleńczy śmiech Jiyonga ucichł na zawsze. Jimin wpatrywał się w ciało z nienawiścią, a jego myśli zaczęły kierować się ku rannej Hyori, która mogła mu nie wybaczyć tego, co właśnie zrobił. Bał się tego, ale nie miał innego wyboru. Przynajmniej chciał w to wierzyć.
– Przywiążcie jego ciało do butli z gazem. Puścimy to miejsce z dymem i pojedziemy do szpitala – zarządził, chowając pistolet pod skórzaną kurtką.
– A co z psem? – spytał Suga, wskazując na trzęsącego się ze strachu kundla.
Jimin spojrzał na niego jak na idiotę.
– Jak to co? Zabieramy go do ze sobą. Hyori by nas zabiła, gdybyśmy go zostawili na pastwę losu.
Siwon siedział w poczekalni, wciąż nie wierząc w to, że Hyori była operowana i teraz leżała w specjalnej sali. W drodze do szpitala Nana opowiedziała im, iż Hyori przyjęła na siebie jej kulkę, jednak policji, która pojawiła się w szpitalu, powiedziała, iż nie widziała sprawcy. Skłamała, że mężczyzna próbował ukraść jej torebkę, a gdy nie chciała mu jej oddać, wycelował w nią, a Hyori ochroniła ją swoim ciałem. Funkcjonariusze nie wyglądali na zbyt przekonanych i tylko czekali, aż Hyori odzyska świadomość i będzie mogła zeznawać.
Jungkook wrócił do przyjaciół, gdy tylko wsadził nieprzytomną dziewczynę do samochodu i kazał Hyungsikowi zawieźć ją do najbliższego szpitala. Siwon wolał nie myśleć o tym, dlaczego z nimi nie pojechał. Był pewien, że nigdy nie spotka Jiyonga i raczej wątpił, by jeszcze kiedykolwiek niepokoił swoją siostrę.
– Jesteś pewna, że nie potrzebujesz lekarza? – spytał Hyungsik, przytulając do siebie zrozpaczoną dziewczynę. Minęło tyle godzin, a Nana mimo to wciąż płakała. – Na pewno nic ci nie jest?
– To Hyori walczy teraz o życie, nie ja! To wszystko moja wina!
Siwon podniósł się z krzesła i odszedł, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza. Był zły. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego Hyori przyjęła na siebie tę przeklętą kulkę, choć w jego czasach taki czyn zostałby uznany za bohaterski. Dla niego był głupi, ponieważ kochał Hyori całym sercem i nie chciał myśleć o tym, że mógł ją stracić. To ona złamała klątwę i przywróciła go do życia. To dla niej uczył się tych wszystkich nowych rzeczy i starał się dopasować do obecnych czasów. Jaki sens będzie w jego istnieniu, jeśli ona umrze?
Oparł się o drzewo i przeklął głośno, zwracając na siebie uwagę pacjentów, którzy właśnie spacerowali sobie po terenie szpitala. Łzy mimowolnie spłynęły po jego policzkach, a myśli zaczęły sunąć po wspomnieniach związanych z ludźmi, którzy umarli dawno temu. Nie miał nawet szansy ich pożegnać i bał się, że z Hyori będzie tak samo.
Czy to możliwe, że wszystko, co się obecnie działo, było następstwem klątwy? Może wiedźma skazała go na wieczną samotność, przez co każda osoba, którą pokocha, będzie umierała na jego oczach?
– To niemożliwe! – Pokręcił energicznie głową, przymykając powieki. – Hyori nie umrze. Nie zostawi mnie.
Gdy tylko otworzyła powieki, poczuła ból całego ciała. Nie mogła nawet podnieść się na łokciach, jednak od razu zorientowała się, że leży w szpitalnym łóżku. Gdy odwróciła wzrok w prawą stronę, ujrzała Siwona. Spał na kanapie, przykryty różowym kocem, który należał do Nany.
Na jej ustach mimowolnie pojawił się uśmiech. Wolała na razie nie myśleć o Jiyongu i o tym, co się z nim stało.
– Obudziłaś się? – Siwon momentalnie podniósł się na nogi, gdy ich spojrzenia się spotkały. Z troską dotknął ręki dziewczyny. – Boli cię coś? Może od razu pójdę po lekarza...
– Poczekaj – poprosiła, powstrzymując go przed wyjściem. – Muszę wiedzieć, co powiedzieliście policji. Nasze zeznania nie mogą się różnić.
Siwon westchnął i przysunął do łóżka krzesło, na którym usiadł.
– Zostałyście z Naną napadnięte przez zamaskowanego mężczyznę. Ochroniłaś ją swoim ciałem, gdy wycelował w nią broń, ponieważ nie chciała oddać mu swojej torebki.
– Okey.
Patrzył na nią przez kilka minut w ciszy. Była strasznie blada, a jej usta wykrzywiał grymas bólu.
– Dlaczego to zrobiłaś? – spytał z wyrzutem. – Dlaczego obroniłaś Nanę własnym ciałem? Mogłaś umrzeć.
– Wiem, że ona zrobiłaby dla mnie to samo, choć nie raz potraktowałam ją w okropny sposób. Kocham ją jak siostrę, więc nie wahałam się w chwili, gdy Jiyong zamierzał do niej strzelić. Całe szczęście, że mnie odwiązał, inaczej wszystko mogłoby się skończyć dużo gorzej.
Siwon spuścił wzrok. Bawił się nerwowo rękami, wracając wspomnieniami do przyjaciół Hyori, którzy nie chcieli rozmawiać z nim na temat Jiyonga. Czuł, że ukrywali paskudny sekret, którego i on był częścią, i jakoś nie potrafił przestać o tym myśleć. Dawniej bez wahania mordowało się ludzi, którzy choćby pomyśleli o zranieniu kogoś z rodziny królewskiej, ale teraz świat wyglądał inaczej. Gdy ktoś kogoś mordował, stawał przed sądem i otrzymywał wyrok. Nie zawsze był on sprawiedliwy, ale nikt inny nie mógł nic na to poradzić. Dlaczego Hyori się do tego nie stosowała i próbowała być ponadto?
– Ty i twoi przyjaciele – zaczął, ponownie patrząc jej w oczy – robiliście straszne rzeczy, prawda? Takie, które nie są zgodne z obecnym prawem. Raniliście innych, Hyori?
Sung spojrzała na sufit, dziękując przyjaciołom za to, że umieścili ją w pokoju dla VIP-ów. Dzięki temu mogli swobodnie rozmawiać na tematy, o których nikt inny nie mógł wiedzieć.
– Robiliśmy to, co uważaliśmy za słuszne – odpowiedziała w końcu – i niczego bym nie zmieniła. Nawet jeśli trzech moich przyjaciół mnie zdradziło i odeszło, to wciąż pozostają moimi przyjaciółmi i zawsze będę ich miło wspominać. W prawdziwym życiu ludzie popełniają wiele błędów, Siwon. Nawet jeśli coś wydaje ci się złe i nieodpowiednie, to dla innych jest sensem istnienia. Nie zmienię przeszłości. Nie zmienię tego, kim jestem, dlatego zrozumiem, jeśli zdecydujesz się odejść. Nigdy nie składaliśmy sobie żadnych obietnic.
Siwon puścił jej dłoń, a serce mimowolnie cisnęło mu się do gardła. Czuł się źle i miał mętlik w głowie, jednak nie mógł udawać, że wszystko było takie, jak dawniej. Nie teraz gdy temat Jiyonga stał się tematem tabu i szczerze wątpił w to, by brat Hyori wyszedł cało ze starcia z Jiminem i resztą chłopaków. Nie chciał myśleć o Hyori, jak o tyranie, który za pomocą podwładnych odbiera życia innym, ale nie potrafił tego zrobić.
– Przepraszam, ale nie jestem w stanie przy tobie zostać. Nie wiem, dokąd się udam, ale przeraża mnie to, co dzieje się wokół ciebie. Myślałem, że cię znam, ale okazuje się, że wcale tak nie jest. Posiadasz tajemnice, o których wolałbym nie wiedzieć. Do tej pory uważałem, że bez ciebie moje życie nie ma sensu, ale teraz... jestem zagubiony. Już nawet nie wiem, czy jesteś dobra, czy zła.
– W twoich czasach publicznie ścinano tych, którzy krzywdzili innych. Dlaczego więc uważasz, że podobne wyroki, tyle że w ukryciu przed ludźmi, są złe? – spytała, odczuwając złość. Nagle chciała się bronić. Wizja jego odejścia stała się realna i chyba to najbardziej ją przeraziło. Mogła mówić, że miała go gdzieś, ale prawda była inna. Pragnęła go dotknąć, ale czuła, że nie mogła tego zrobić. Nie teraz gdy się jej bał.
– Sama mówiłaś, że czasy się zmieniły. Nie możesz decydować o tym, kto ma umrzeć, a kto żyć – powiedział spokojnie. – Wiem, że powinienem życzyć Jiyongowi wszystkiego, co najgorsze, ale przeraża mnie wizja tego, co się z nim stało.
– Sama nie wiem, co się z nim stało! Dopiero się obudziłam!
– Będziesz zła, gdy okaże się, że Jimin i reszta chłopaków się go pozbyli? – Nie otrzymawszy odpowiedzi, podniósł się z krzesła i dodał ze smutkiem: – Tak myślałem. Może i jestem idiotą z innej epoki, który jeszcze wielu rzeczy nie rozumie, ale myśl, że kobieta, którą kocham, morduje innych za pomocą rąk swoich przyjaciół, mnie przerasta. Może i jesteś Aniołem Zwierząt, ale nikt nie dał ci prawa być katem dla ludzi.
Ze łzami w oczach patrzyła, jak zabiera swoją kurtkę i kieruje się do wyjścia. Nim opuścił pokój, powiedział:
– Mam nadzieję, że dojdziesz do siebie. Kto wie, może pewnego dnia nasze drogi znów się zejdą.
Chciała spytać, jak sobie poradzi sam, skoro nie miał rodziny ani innych przyjaciół, ale on odszedł. Sprawił, że poczuła się jak potwór, który nie zasługiwał na życie.
Być może Jiyong miał rację? Wszyscy uważali ją za dobrego człowieka, podczas gdy wcale nim nie była.
– Naprawdę myślałam, że postępuję dobrze – łkała, wpatrując się w sufit. – Myślałam, że dzięki mnie coraz mniej zwierząt będzie cierpiało. Dlaczego nikt nie potrafi tego zrozumieć?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro