✭ Rozdział 04. ✭
Próbowała z całych sił przestać myśleć o dziwaku, którego gościła minionej nocy, ale nie potrafiła. Co jakiś czas wybudzała się ze snu i ukradkiem wychodziła z domu, by upewnić się, że już sobie poszedł. Nieważne ile razy poszła, wciąż siedział przed jej bramą. Nie mógł być już pod wpływem alkoholu, czy też narkotyków. Żadna ze znanych jej substancji nie utrzymywała się w organizmie tak długo. Dlaczego więc ten chłopak wciąż tkwił w przekonaniu, że jest księciem z epoki Joseon, który żył wówczas w jej ogrodzie pod jednym z krzaków w postaci żaby?
– Na pewno już sobie poszedł. Nie wierzę, by tkwił pod moim domem w taką ulewę – pomyślała na głos, szczelniej opatulając się błękitnym szlafrokiem.
Na zewnątrz panowała naprawdę paskudna pogoda. Dobrze, że zbudowała psiakom dodatkowy dach do ogrodzenia, które jedynie drzwi miało z krat. Całą resztę tworzył mur. Tak na wszelki wypadek, jakby jakiemuś idiocie udało się dostać na jej posesję i chciał wyrządzić im krzywdę.
Na wspomnienie podpalonych zwierząt sprzed dwóch lat w jej oczach zalśniły łzy. Mogły minąć całe wieki, a ona wciąż będzie pamiętała ten przeraźliwy skowyt i widok spalonych zwłok. Nienawidziła ludzi z całego serca i ostrożnie dobierała sobie znajomych. Tak naprawdę nigdy nikomu do końca nie zaufała, a nieudane randki utwierdzały ją w przekonaniu, że powinna umrzeć samotnie u boku zwierząt.
Nie miała ochoty wychodzić na tę ulewę, ale nie potrafiła też zasnąć przez natłok myśli. Dlatego też zdecydowała się zamienić szlafrok na kurtkę, kapcie na białe kalosze i wzięła do ręki przezroczysty parasol, po czym wyszła na zewnątrz. Wiał okropny, nieprzyjemny wiatr, który brutalnie smagał jej rozpalone policzki.
– Jestem nienormalna. Co mnie obchodzi jakiś obcy, psychicznie chory chłopak? – mamrotała pod nosem, czując, jak ziemia pod jej stopami się zapada. Budując dom, nie pomyślała o zorganizowaniu ścieżki, dzięki której nie martwiłaby się w takiej pogodzie o dotarcie do mieszkania, czy też bramy.
Wpisała kod do bramy i wyjrzała w prawo, z niedowierzaniem dostrzegając przemokniętą do suchej nitki postać w dziwacznym stroju.
– Czyś ty zwariował!? – krzyknęła sfrustrowana i podbiegła do Siwona, czując ogromną złość. – Nie możesz tutaj siedzieć całymi wiekami! Idź do domu!
– Nie mam domu. Wszyscy moi bliscy nie żyją. Kiedy to w końcu do ciebie dotrze? – Jego głos był słaby i drżący.
Hyori uklękła przed chłopakiem i ułożyła parasolkę tak, by chroniła ich przed deszczem. Dopiero teraz zauważyła, że Siwon cały drży, a jego twarz zdawała się okropnie blada. Nie była jednak tego pewna, ponieważ latarnia nie rzucała wystarczająco dużo światła na skrawek, w którym się znajdowali.
Nie miała pojęcia, co robić. Wcześniej zadzwoniła po policję, ale ona wypuściła chłopaka po kilku godzinach. W dodatku użyła wobec niego siły. Kto inny miał jej w takim razie pomóc? Przecież nie mogła przyjąć pod swój dach obcego z bardzo bujną wyobraźnią.
– Co powinnam zrobić? – powiedziała pod nosem, gdy chłopak schował twarz między kolanami.
– Daj mi umrzeć. Ten świat nie jest dla mnie.
Upuściła parasol i dłońmi sięgnęła pod brodę Siwona, by zmusić go do spojrzenia jej w twarz. Choć deszcz momentalnie zaczął ją moczyć, czuła, jak gorące jest ciało chłopaka. Bez wątpienia miał gorączkę.
– Nikt nie umrze w pobliżu mojego domu. Nigdy więcej do tego nie dopuszczę. – Podniosła się i mocno zacisnęła palce na ramieniu szatyna. Posłusznie wstał, patrząc na nią obojętnym wzrokiem. – Nie wiem, co jest z tobą nie tak i jakim cudem wciąż tkwisz z głową w chmurach, ale nie należę do typu ludzi, którzy mają gdzieś kogoś w potrzebie. Nawet jeśli większości pozbyłabym się z tego świata.
– Dlatego kazałaś mnie pobić tym dzikusom? – Uniosła brwi, nie rozumiejąc pytania. Siwon kontynuował, siląc się na pewny siebie ton: – Najpierw mnie obrażasz, dzwonisz po ludzi, którzy mnie wywożą i biją. Potem łaskawie przyjmujesz mnie pod swój dach, by po chwili znów mnie wyrzucić. Uważasz, że to sprawiedliwe traktowanie?
– Słuchaj, nie znam cię! – oburzyła się, puszczając jego ramię. – Zachowujesz się jak świr, więc nie dziw się, że nie żywię do ciebie zaufania! Jesteś mi zupełnie obcy, a z racji tego, że jestem znana, to skąd mogę mieć pewność, że mnie nie wykorzystasz? Że nie zranisz moich zwierząt?!
– To twoje zwierzęta biły mnie łapami! Myślałem wtedy, że umrę! – Poklepał się w pierś, chcąc, by słowa zabrzmiały poważniej. – Gdyby nie ty, pewnie skonałbym jako żaba, choć tyle czasu udało mi się przetrwać. Nie wiem, co czar tej cholernej wiedźmy w sobie zawierał i dlaczego wcześniej nie umarłem. W końcu, jeśli mamy 2021 rok, to mam...
– ... grubo ponad sto lat – dokończyła za niego, a jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Po chwili pokręciła energicznie głową, odrzucając myśl, iż mogła to być prawda. – Nie jesteś żadnym wampirem. One nie istnieją. Po prostu coś ci się pomieszało w głowie.
– Znowu to robisz. Znowu mnie obrażasz – zauważył znudzony.
– Och, ucisz się i wejdź w końcu do środka. Zaraz i ja skończę z gorączką! – żachnęła się i pociągnęła chłopaka w stronę otwartej bramy. Sama również weszła na posesję, gdy wzięła z chodnika parasol.
– Za takie traktowanie króla zostałabyś stracona.
– Całe szczęście, że nim nie jesteś – wywróciła oczami. – Wiem, że źle się czujesz, ale możesz trochę szybciej przebierać tymi nogami? Jest mi naprawdę zimno.
Siwon zacisnął zęby i przyspieszył nieco kroku. Sam zamarzał, a ciało bezustannie pokrywała mu gęsia skórka, jednak nie uśmiechało mu się być na łasce tej dziewczyny. Król nie powinien przed nikim się płaszczyć. W jej obowiązku było otoczenie go odpowiednią opieką. Jak więc miał pogodzić się z myślą, że nastały czasy, w których nikt nie będzie traktował go z szacunkiem? Niegdyś kobiety lgnęły do niego jak muchy, a on nie mógł odwzajemnić uczuć żadnej z nich, z góry skazany na poślubienie księżniczki, do której nie zdołał zapałać choćby odrobiną sympatii.
Ciekawe, jak losy królestwa potoczyły się beze mnie, pomyślał, zdejmując buty przed schodami prowadzącymi na pierwsze piętro.
Hyori niespodziewanie zatrzymała się na przedostatnim schodku, patrząc na niego wielkimi, przerażonymi oczami.
– Co mam począć? – spytała załamana, wpatrując się w przemoczonego chłopaka. Wyglądał jak siedem nieszczęść, a ona nie miała w mieszkaniu żadnych męskich ubrań. Niby nic dziwnego, skoro nie gościła w nim nikogo, prócz klientów, Nany i Hyungsika, ale w obecnej chwili był to ogromny kłopot. W końcu Siwon nie mógł zostać w mokrych ubraniach. – Jest ci zimno, czy gorąco? – spytała, masując palcami skronie.
– Czuję się, jakbym pływał w lodowatej wodzie.
– Przygotuję ciepłą kąpiel. Rozbierzesz się, wejdziesz do wanny i nie wyjdziesz, dopóki cię o to nie poproszę – zarządziła, kierując się korytarzem do łazienki. Siwon posłusznie dreptał za nią, pozostawiając na podłodze mokre ślady.
– A niby nie masz mnie za króla. Dlaczego więc mi usługujesz?
Hyori przystanęła przed drzwiami do łazienki i odwróciła się w jego stronę z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy.
– To nie usługiwanie, a pomaganie! – oznajmiła stanowczo. Gdy zauważyła mokre plamy na podłodze korytarza, omal nie krzyknęła. Dopiero co myła podłogi! Tłumiąc gniew, włożyła korek do wanny i zaczęła nalewać do niej wody. – Gdy woda będzie sięgała ¾ wanny, przekręć korek, o tak – pokazała, jak małemu dziecku, uważnie patrząc na mężczyznę. – Potem się rozbierz, wejdź do środka i zanurz się aż po szyję.
– Gdzie mam dać swe ubrania? Nie chciałbym, by coś się z nimi stało.
– Wrzuć je do tego kosza – skinęła na biały kosz stojący obok pralki. – Postaram się ogarnąć dla ciebie jakieś suche ubranie. Musisz mi jednak coś obiecać... Nawet jeśli uważam, że obietnice obcych nie mają żadnego pokrycia, to musisz to zrobić.
Czuła się głupio. Z jednej strony chciała go po prostu olać, wyrzucić za drzwi i całkowicie zapomnieć o jego istnieniu, a z drugiej przypominał jej zagubionego, samotnego psiaka. Wyglądał naprawdę bezbronnie i po minionej nocy nie widziała, by cokolwiek zniknęło z jej salonu. Nie mogła jednak tracić czujności i dać się zwieść pozorom.
– Co takiego mam obiecać? – spytał, co jakiś czas przymykając powieki. Czuł się taki senny.
Hyori podeszła bliżej i wyciągnęła ku niemu dłoń, mówiąc:
– Obiecaj, że nigdy nie wyrządzisz krzywdy moim zwierzętom. Że przenigdy nie spróbujesz skrzywdzić również mnie i niczego stąd nie ukradniesz.
Choć gorączka nieco utrudniała mu racjonalnie myślenie, wiedział, o czym mówiła.
– Obiecuję.
Hyungsik wbił do bramy odpowiedni kod i wjechał na posesję Hyori, parkując czarną Toyotę przed domem po prawej stronie, gdzie stał samochód dziewczyny. Wciąż nie mógł uwierzyć, że musiał wygrzebać z garderoby kilka ubrań, które koniecznie musiały być na niego nieco za duże. Nie miał pojęcia, co Hyori odbiło, ale miała szczęście, że czasem kupował coś bez przymierzenia i potem leżały te ciuchy na dnie szafy, ponieważ nie kwapiło mu się ich nawet wymienić na mniejszy rozmiar.
Nie zdążył wyjąć toreb z bagażnika, gdy ujrzał biegnącą w jego stronę przyjaciółkę.
– Udało ci się coś znaleźć? – spytała na jednym wdechu, nie myśląc nawet o rzuceniu chociażby głupiego „cześć".
Hyngsik przytaknął i poszedł na tył samochodu, wyjmując z niego dużą reklamówkę z ubraniami. Hyori szybko wyjęła mu ją z rąk i z powrotem pobiegła w stronę domu.
– Dziękuję. To super, że znalazłeś dla mnie czas o dwudziestej pierwszej – burknął Hyungsik pod nosem, udając głos Hyori i zamknął klapę bagażnika.
Całe szczęście, że w końcu przestało padać. W innym wypadku nie chciałoby mu się ruszyć tyłka spod ciepłej kołdry.
Wszedł do domu i zamknął za sobą drzwi na wszystkie możliwe zamki. Gabinet Hyori jak zwykle utrzymany był w idealnym, sterylnie białym porządku. Hyungsik nigdy nie mógłby mieszkać w miejscu, w którym również by pracował. Czułby się wówczas, jakby nigdy nie opuszczał stanowiska pracy, a jednak cenił sobie odpoczynek i spokój od codziennych obowiązków.
– Może zaparzysz mi chociaż herbaty, skoro przyjechałem? – zawołał, wchodząc schodami na górę. – Wiem, że jesteś zmęczona, ale nie musisz być aż tak niemiła. W końcu mogłem ten czas spędzić przy innej kobiecie, która by mi go odpowiednio umiliła.
Zmarszczył brwi, widząc mokre plamy na podłodze. Nie kojarzył, by Hyori powitała go przemoknięta, dlatego też powoli skierował się za plamami, które kończyły się przy drzwiach do łazienki. Minęło zaledwie kilka minut. Hyori nie zdążyłaby w tym czasie wziąć kąpieli.
Zapukał więc do drzwi, a gdy uchyliły się pod jego naciskiem, wsadził głowę do środka i momentalnie zamarł. Miał przed sobą roznegliżowanego chłopaka o niesamowicie długich, czarnych włosach, który właśnie przeglądał torbę z jego ubraniami!
Gdy jego spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem nieznajomego, zatrzasnął za sobą drzwi i krzyknął na całe gardło. Nigdy nie pozbędzie się z głowy tego obrzydliwego obrazu!
– A ty co... – Hyori przystanęła z różowym mopem w ręce. Widząc, że Hyungsik stoi przed drzwiami z łazienki, otworzyła szeroko oczy. – To nie tak...
Hyungsik podszedł do niej gwałtownie i pociągnął w stronę kuchni, która znajdowała się najdalej od przeklętej łazienki. Gdy już zamknął za nimi drzwi, spytał z niedowierzaniem:
– Czy ja właśnie podarowałem swoje ciuchy jakiemuś gołemu facetowi, którego przyprowadziłaś do domu!?
Hyori zamrugała kilkakrotnie oczami.
– Po pierwsze: to mój dom i mogę do niego przyprowadzać, kogo chcę. Po drugie: zważaj na słowa.
– Nie obchodzi mnie, z kim sypiasz, Hyori – fuknął, krzyżując ręce na klatce piersiowej. – Obchodzi mnie to, że dajesz temu komuś moje ubrania, a mnie olewasz, chociaż przyjechałem, bo mnie o to poprosiłaś. Zapominasz, że jestem również twoim przyjacielem, a nie tylko pracownikiem.
Westchnęła, opierając mop o szafkę.
– Przepraszam. Jestem ostatnio strasznie przemęczona, a jeszcze wzięłam sobie na głowę tego wariata. Naprawdę nie wiem, co powinnam zrobić – wyznała szczerze.
Hyungsik położył dłoń na jej ramieniu i z troską spojrzał na wory pod jej oczami. Wielokrotnie próbował przemówić Hyori do rozsądku. Nie raz nawet błagał ją o to, by wzięła trochę wolnego, ale ona uważała, że nikt nie był w stanie jej zastąpić. Co przecież było nieprawdą: w końcu jeśli chodziło o pracę, to nie było ludzi niezastąpionych. Niestety Hyori się z tym nie zgadzała i brała na swoje barki tak wiele, że pewnego dnia padnie z przemęczenia i tyle będzie z jej poświęcenia.
– Kim jest ten facet? Co to w ogóle za długie włosy? Wygląda jak baba.
– Uważa, że jest księciem, czy tam królem, który żył w epoce Joseon. Wychodzi więc na to, że ma ponad sto lat, młode ciało i chyba nie po kolei w głowie – wyjaśniła w skrócie, omijając oczywiście wątek z żabą.
– Dlaczego nie dzwoniłaś na policję?
– Dzwoniłam! – krzyknęła sfrustrowana. Widząc minę Hyungsika, uspokoiła buzujące w niej emocje i dodała spokojniejszym tonem: – Myślałam, że wezmą go na izbę wytrzeźwień, czy coś, a oni go pobili i wypuścili. Nie może być naćpany ani pijany. Minęło zbyt wiele godzin, odkąd znalazłam go w swoim ogrodzie. Nie jest też niebezpieczny. Po prostu – zastanowiła się – gada od rzeczy i był dziwnie ubrany. Mówi, że nie ma rodziny, że wszyscy umarli. Jest mi go szkoda, Hyung.
Przecież ty nienawidzisz ludzi, pomyślał, jednak nie powiedział tego na głos. Zawsze uważał, że największą wadą Hyori było przechodzenie obok ludzi z jawną niechęcią i obojętnością. Nawet skrzywdzonych dzieci nie było jej tak żal, jak zwierząt. Nie mógł jednak jej osądzać i zmieniać jej poglądów. Każdy kierował się w życiu innymi wartościami.
– Więc zamierzasz przygarnąć go jak jednego z psów?
Spuściła wzrok. Wiedziała, że nawet Hyungsik jej nie zrozumie. Sama nie rozumiała swojego postępowania i tego, że powoli zaczynała wierzyć w historię z żabą. No bo jak inaczej wyjaśnić pojawienie się Siwona w jej ogródku? Gdyby jakimś cudem obszedł alarm i wysoką bramę, zrobiłby to ponownie, a nie siedział w ulewie przed posesją, przemakając do suchej nitki i nabawiając się wysokiej gorączki.
– Nie przyszło ci do głowy, że może to być zbieg z Korei Północnej? Albo jakiś psycho-fan, który zdobędzie twoje zaufanie, a potem zamorduje, zyskując sławę na cały kraj?
– Nie wierzę w to, Hyung. Nie wierzę, by był do tego zdolny.
– Cholera, chyba zaczynasz tracić zmysły – oznajmił, z troską przyglądając się przyjaciółce. – Zawsze trzymasz ludzi na ogromny dystans, a teraz pozwoliłaś obcemu facetowi wejść do swojego domu. Czy ty nie widzisz, jak to wygląda?
– Widzę, ale co mam zrobić, gdy ten obcy siedział przez kilka godzin przed moją bramą i nie ruszył się nawet podczas ulewy!? – Krzyk ponownie wydobył się z jej ust. – Zanim znajdę jakieś rozwiązanie, muszę go tutaj zatrzymać. Jest chory! Ma gorączkę!
– I chorą głowę! Jeśli to wariat, to dzwoń do psychiatryka i spytaj, czy nie zbiegł im jeden z pacjentów. Możesz też poprzeglądać na internecie listę osób zaginionych. Może ten chłopak po prostu stracił pamięć i nie pamięta, że ma rodzinę.
– Pomożesz mi?
Jak miał się na nią dłużej gniewać, skoro patrzyła na niego tymi wielkimi, zmęczonymi oczami? Nawet jeśli Hyori potrafiła być wredną zołzą, która często zapominała o tym, że łączyła ich przyjaźń, lubił ją. Pomimo wad, była dobrym człowiekiem. Jednym z najlepszych, jakich znał.
– Zgoda. Jak się nazywa ten dziwak?
– Kwon Siwon. Wygląda mi na... góra dwadzieścia pięć-sześć lat.
– Wezmę twojego laptopa i zacznę przeszukiwać internet, a ty postaraj się zbić mu gorączkę. Uważaj zanim wejdziesz. Kto wie, czy zdążył się już ubrać – zrobił kwaśną minę, wspominając okropny obraz nagiego chłopaka.
Hyori przytaknęła. Jej twarz zdobił delikatny uśmiech.
– Dziękuję. Jesteś najlepszy na świecie.
– Pamiętaj o tym następnym razem, gdy będziesz chciała mnie opieprzyć za jakąś błahostkę.
Skinęła na zgodę, jednak Hyungsik i tak wiedział, że dziewczyna szybko o tym zapomni. Gdy się o coś wkurzała, nic innego nie miało znaczenia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro