Rozdział 6. Fox
Jessamine Heyes, tutaj, na ich progu.
- Amorku, nikt po ciebie nie dzwonił.
Kobieta przez chwilę wydawała się wytrącona z równowagi. Fox dyszał ciężko, opierając się przedramieniem o framugę drzwi. Wiedział, że ociekał i śmierdział potem, włosy miał też od niego mokre. Odsunął ja palcami z twarzy, ale uparcie opadały do przodu. Dawno pozbył się koszulki, a na macie nie ćwiczył w butach. Odzyskiwał oddech równie powoli, co kobieta.
Nie był złośliwy, ale miał ochotę uśmiechnąć się na jej urocze zaaferowanie. Obrzuciła go uważnym spojrzeniem, trochę dłużej zatrzymując się na sutkach. Pomimo widoku kolczyków szybko udało jej się odzyskać animusz. Nie mógł tylko oderwać spojrzenia od koniuszka jej nosa, który wciąż był lekko zaczerwieniony.
- A ktoś powinien - odparła, ton miała lekki i naznaczony humorem, chociaż napięcie w jej oczach mówiło inną historię. - Nazywam się Jessamine Heyes, przez wasz „czas weryfikacji" wykradziono ważny scenariusz.
Uśmiechnął się mimowolnie. Oczywiście że wiedział, jak się nazywała. Zapamiętał kontury jej twarzy, piękno bujnych, kręconych włosów i te oczy. Spojrzenie, w którym kryła się świadomość. Teraz patrzyła na niego z cieniem wyzwania, każde słowo sprowadzało ją do swojego celu. Jeśli jego wygląd wywarł na niej jakieś wrażenie, teraz nie było już po nim śladu.
Fox przekrzywił głowę, świdrując ją spojrzeniem.
- W czym problem? - zdziwił się. - Wiele firm i osobistości potrzebuje naszych usług. Mamy prawo dobierać sobie klientów z rozwagą.
Humpfnęła. To był dziwnie uroczy dźwięk, ciężko było zachować powagę przez rosnące zirytowanie. Miał jednak rację: nie odpowiadali za nic, co wydarzyło się w czasie przed przyjęciem zlecenia. Zawsze starali się działać i weryfikować zleceniodawców jak najszybciej, w końcu mieli działać na korzyść nie na szkodę. Widać jednak było jak bardzo kobieta jest wzburzona tym, co się stało. Nie sprawdzał co dziś działo się w sieci - nawet Fox wiedział, że trzeba zbalansować pracę oraz odpoczynek.
Chłopaki i tak nie pozwoliliby mu siedzieć non stop przy komputerze. Sam Fox już też nie miał na to ochoty.
- Z rozwagą czy złośliwością?
- Zależy czego wymaga sytuacja - odparł, pochylając do przodu głowę. - Czego najbardziej potrzebujesz, Jessamine?
Sam siebie wytrącał z równowagi, ale desperacka potrzeba żeby ją podenerwować była silniejsza niż uprzejmość. Zmrużyła oczy walcząc nad odpowiedzią, nie miał pewności czy wolała wybrać dyplomatyczną czy odpowiednio opryskliwą.
- Chętnie ci... - urwała, gdy Luca chwycił za klamkę, otwierając szerzej drzwi. Fox wiedział, że uśmiechnął się do niej uprzejmie, ponieważ jej oczy zmrużyły się z podejrzliwością.
- Czy możemy pani w czymś pomóc? - zapytał, niby przypadkowo szturchając Foxa w żebra. Wyprostował się odrobinę, zaciskając usta. - Och, pani Heyes, prawda?
Przytaknęła, sprężyste loczki przytrzymywane przez jasną opaskę podskoczyły z werwą.
- Naprawdę potrzebujemy... ja potrzebuję waszych usług. - Powiedziała z napięciem w głosie. - Rozumiem, że macie pewne problemy z Nine, ale to poniekąd moja personalna prośba.
Gorący oddech Luca owiał kark Foxa, gdy westchnął głęboko. Obrócił twarz w bok, łapiąc spojrzenie przyjaciela. Przyglądał się Jessamine z ostrożną uwagą, badając jej wysoką, pełną napięcia postać. Zadarła wysoko głowę, chociaż sięgała im do podbródków, wydawała się przez to wyższa.
- Mogę zaproponować pani kawę?
Nie zgoda, ale gałązka oliwna. Część napięcia zeszła z kobiety, jej ramiona nieznacznie opadły. Przytaknęła, więc odsunęli się żeby wpuścić ją do środka. Fox spojrzał pytająco na Lucę, gdy przeszła pomiędzy nimi i owiał ich zapach brzoskwiń. Wzruszył ramionami jakby chciał powiedzieć: co nam szkodzi ją wysłuchać?
Miał rację, zwykła rozmowa nic złego nie zrobi, a z każdą chwilą Fox był coraz mocniej zaciekawiony. Co pchnęło ją do znalezienia ich i osobistej prośby?
Jessamine rozglądała się z zaciekawieniem, czekając aż któryś poprowadzi ją dalej. Kołysała się lekko na piętach, jakby przepełniała ją niespokojna energia. Luca całkiem szarmanckim gestem wskazał drogę do kuchni, gdzie przy wyspie rozmawiali już Cole i Knight. Obaj chyba wyczuli, że pora na przerwę w treningu. W porównaniu do Foxa zdążyli się osuszyć ręcznikiem i ubrać koszulki.
Knight na chwilę znieruchomiał, chociaż był ubrany to nie miał na sobie maski, ale Jessamine była nieporuszona jego twarzą. Uśmiechnęła się do nich neutralnie, po prostu kiwając głową z cichym przywitaniem.
Obaj od razu rozpoznali twarz kobiety, skacząc spojrzeniami między nią a Lucą.
- Pozwól, że nas wszystkich przedstawię. Jestem Luca Camden, to Knight, Cole, a z Foxem miałaś przyjemność przy drzwiach. Jaką kawę lubisz? - zapytał jak gdyby nigdy nic, a Cole uniósł oczy do nieba.
- Jestem Jessamine, ale i tak pewnie wiedzieliście to od początku, prawda? - uśmiechnęła się nerwowo, gdy Luca wzruszył ramionami. - Może być capuccino, dziękuję - uśmiechnęła się z wdzięcznością, do Knighta, który bezwiednym gestem odsunął dla niej hoker.
Coś ścisnęło Foxa w dołku na to, jak swobodnie się przy nim czuła. Uszło to tylko uwadze Luci, który stał odwrócony w stronę ekspresu.
- Dla mnie też - Fox mruknął zbyt ciężkim głosem. Odchrząknął i uśmiechnął się do niego przymilnie. - Jak już robisz.
Cole prychnął i pociągnął łyka wody z butelki. Jego usta owinięte wokół ustnika wykrzywiły się od uśmiechu.
- Zatem, pani Heyes, co dokładnie panią tu sprowadza? Długi czas weryfikacji czy problemy, na które nie mamy wpływu? - zapytał lekko, musieli słyszeć każde słowo, wścibskie dranie.
Zamarła na chwilę, nie wiedząc jak zareagować, a potem spiorunowała go spojrzeniem.
- Wiem, że dla panów to nic niezwykłego, ale nie przychodzę z błahostką.
- Nie chcemy cię zignorować - Knight zadudnił, a Jessamine uniosła na niego wzrok, niemal spijając każde słowo z fascynacją błyszczącą w ciemnych oczach. - Po prostu jesteśmy przezorni.
Ładnie powiedziane. Luca postawił przed nią filiżankę, pochylając głowę do przodu, żeby nie było widać jego uśmieszku.
Jessamine odetchnęła głęboko i pokiwała głową z namysłem.
- Wiem, że jestem w gorącej wodzie kąpana, ale Nine Lives zapłaci panom sowicie za ochranianie mnie i moją pracy - prychnęła pod nosem i rzuciła im wszystkim krzywy uśmieszek. - Obiecuję, jestem mniej problematyczna niż fani Zrodzonego.
- Co to Zrodzony? - Knight zapytał z ciekawością, zakładając ramiona na piersi. Balansował na hokerze, sprawiając wrażenie na większego niż jest.
Jessamine odrobinę zarumieniła się, chyba z zakłopotaniem. Fox nie przedstawił im jeszcze wszystkich informacji, jakie miał na jej temat - i na temat serialu, którego showrunnerką była.
- Ach, taki serial z morderczymi fanami - rzuciła lekko, ukrywając się za filiżanką. Skrzywiła się i wymamrotała wprost w nią: - Wkrótce to chyba dosłownie z takimi.
Widząc ich skonfundowane spojrzenia odetchnęła głęboko i zaczęła opowiadać z jakiego powodu potrzebuje ochrony ona oraz jej sprzęt. Fox i Luca wysłuchiwali jej opowieści z bliźniaczymi minami: zmarszczone brwi oraz surowymi liniami żłobiącymi zmarszczkę miedzy brwiami i wokół oczu. Cole miał totalnie zblazowany wyraz twarzy, a Knight jak zawsze był nieprzenikniony.
Gdy wspomniała o dzisiejszej czekoladowej przesyłce Cole prychnął i potrząsnął głową.
- Zasrane show, zawsze z nimi problem - burknął pod nosem.
Jessamine uśmiechnęła się na to krzywo, cała twarz rozświetliła się od tego gestu. Co dziwne, Cole wcale nie odpowiedział nawet flirciarskim mrugnięciem.
- Cholernie wielki, ale nie powiesz mi, że to dla ciebie zbyt trudne? - złożyła łokcie na stole i pochyliła się do przodu, świdrując wzrokiem mężczyznę.
Kącik ust Cole'a drgnął na niezaprzeczalne wyzwanie.
- Tam masz technospeca, ja ci się nie przydam - odparł, umywając ręce od odpowiedzialności za decyzję.
Kobieta więc całą swoją uwagę skupiła na Foxie. Nadzieja, z jaką na niego patrzyła sprawiła, że prawie zaczął wiercić się w miejscu. Jessamine opowiadała o projekcie z równą dozą miłości co zmęczenia. Musiała kochać pracowanie nad tym serialem, ale wszystkie pozostałe czynniki ewidentnie ją wykańczały. Rozumiał to, każdemu może się przejeść praca nad czymś, co utrudnia codzienne życie.
Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami. Nie chciał decydować za wszystkich, chociaż miał świadomość, że i tak za nim pójdą i dostosują się do nowej sytuacji. Luca pewnie i tak by się zgodził, mimo wszystko ma miękkie serce.
A Jessamine potrafiła za nie chwycić.
Nie chciał patrzeć na innych w obawie, że tylko jego aż tak oczarowała. Knight, nawet tego z jaką swobodą się przy nim wysławiała i nie truchlała przez bliską obecność, wyrzuciłby ją jeśli którykolwiek z nich byłby na nie. Zwłaszcza, jeśli Luca jednak niechętnie podejdzie do pracy dla Nine Lives.
Tylko że nie współpracowaliby z nimi, tylko z nią, prawda?
- Mali hakerzy nie są dla mnie pierwszyzną - złapał się na tym, że mówił szybciej, niż był w stanie przedłożyć każde za i przeciw tej sytuacji.
Jessamine uśmiechnęła się cwanie, jej twarz nabrała ożywionego wyrazu. Naprawdę wyglądała jak amorek, tylko że teraz celowała swoją strzałą centralnie w jego głupią twarz.
- Oby - zasalutowała filiżanką, pieczętując to ostatnim łykiem kawy.
Luca kaszlnął w dłoń ukrywając rozbawienie. Fox przewrócił oczami i postukał dłonią w blat.
- Jest zgoda? - zapytał pro forma, a reszta przytaknęła. Cole z ociąganiem, ale Fox na razie nie miał zamiaru się nad tym pochylać. - Zostawiam cię w ich rękach, zaraz wrócę.
Luca od razu zaczął rozmawiać z nią odnośnie ochrony personalnej. Jego głos zniknął w tle, gdy pobiegł w kierunku pokoju. Nie miał na miejscu za dużo sprzętu, ale przed podpisaniem umowy powinno się sprawdzić - ona nie zostanie kompletnie odcięta od pracy, a on uzyska mały obraz sytuacji.
Wrócił pospiesznie z laptopem i nowym pendrivem. Oczy Jessamine rozbłysły, od razu skierowane w jego stronę, gdy tylko wszedł do kuchni. Przytakiwała Lucowi na słowa:
- W zależności od umowy, jaką podpiszemy, podejmiemy decyzję - powiedział, zabierając od Jessamine filiżankę, by zrobić jej nową kawę. Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością i jakaś iskra rozbłysła między nimi. Nawet Cole to zauważył. - W przypadku ochrony personalnej oddelegowujemy maksymalnie dwóch ochroniarzy, którzy zmieniają się na pozycji.
- Brzmi to strasznie mechanicznie - zauważyła, okręcając wokół palca wskazującego pierścionek z małym kamykiem.
Knight wzruszył ramionami, cały czas na nią patrząc. Jeśli przeszkadzało to kobiecie, nie dała tego po sobie poznać.
- Takie w wielu aspektach ma być - odparł, rozgadany jak nigdy. - Lepiej trzymać przy sobie na stałe dwie osoby, które znają twoją rutynę i otoczenie, niż co jakiś czas wprowadzać nową.
Przytaknęła z namysłem głową.
- Raczej nie będzie to nic poza jeżdżeniem ze mną do pracy i, cóż, odbieraniem radosnych przesyłek - westchnęła, jej ramiona wyraźnie opadły. - Wiem, że szefostwo chce ochraniać mnie na wielu płaszczyznach, bo różnie to bywa, ale chcę wierzyć że poza listownymi pogróżkami nic więcej się nie wydarzy.
Luca postawił przed nią świeżą kawę z pełnym współczucia wyrazem twarzy. Fox rozumiał oboje - sam sympatyzował się z Jessamine, ale wiedział też, że po ludziach należy spodziewać się wszystkiego co najgorsze. Zwłaszcza w przypadku uroczo upartych showrunnerek.
Musi przestać myśleć o niej jako o uroczej kobiecie, to tylko napyta biedy jego sercu.
Zgrał na pendrive'a swój program i podał go Jessamine.
- Okej, czy masz w pobliżu domu jakąś kawiarnię albo restaurację?
- Najbliższa jest jakoś kilometr dalej, dlaczego pytasz? - Ostrożnie obróciła między palcami pena.
- Pojedziesz tam przed powrotem do domu i odpalisz na swoim laptopie, okej?
Przyjrzała się mu z podejrzliwością, jakby nakłaniał ją do wzięcia udziału w rodeo bez ubrań.
- Dlaczego nie w domu?
Pochylił się do przodu z entuzjazmem. Luca uśmiechnął się porozumiewawczo pod nosem, ale nawet nie zerknął w jego kierunku.
- Z tego co opowiadasz nie macie pewności w jaki sposób powstał wyciek, prawda? - Przytaknęła ostrożnie. - Bliska odległość do domu powinna wystarczyć, żeby nadać ewentualny sygnał. Program zamknie laptopa przed potencjalnym wyciekiem, ale zostawi dla mnie furtkę.
Może nie rozumiała w stu procentach co planował zrobić, sam też nigdy nie rozdrabniał się za bardzo nad detalami, ale Jessamine rozpogadzała się z każdym słowem.
- Czy twój program rozpozna wyciek? - zapytała z nadzieją. - Jeśli to był wirus albo włam na sieć domową?
- W przybliżeniu - przytaknął, zamykając laptopa. W tym momencie odbywała się między nimi dziwna wymiana spojrzeń: patrzył na Jessamine, która nie odrywała ode niego wzroku, Knight nie mógł przestać na nią patrzeć, Luca zerkał na Knighta i kobietę, a Cole... Cóż, siedział ze zmarszczonymi brwiami patrząc na Lucę. Rewelacyjna statystyka, ale chociaż nikt nie dogryzał sobie do punktu oblania szlaufem z ogródka. - Przede wszystkim powalczę ze złośliwcem, który tam siedzi. Chyba że chciałabyś zostać i...
Urwał pozostawiając lukę do wypełnienia tym, co ona potrzebowała. To trochę ją ocuciło.
- Och, dziękuję, ale powinnam już iść! - zawołała zaaferowana zerkając na zegarek. Kompletnie nie o to mu chodziło i chciał zaprotestować, ale nie dopuściła go do słowa. - Naprawdę, i tak przekroczyłam granicę, miałam przykazane siedzieć w domu... Nie żebym często nie wykonywała swoich rozkazów i działała na własną rękę, ale wiecie - urwała i zakłopotana roześmiała się, zataczając ręką koło. - Awaryjna sytuacja to awaryjne działanie.
Żaden z nich niezbyt mógł się zgodzić - bezpieczeństwo przede wszystkim. Jessamine zsunęła się ze stołka i uśmiechnęła do Knighta, który płynnie zrobił dla niej przejście.
- Pamiętaj, żeby nie otwierać żadnych przesyłek bez obecności osób trzecich - Luca napomniał ją nie śpiesząc się, żeby wypuszczać kobietę z domu. - Mimo dobrej wiary złośliwe czeko-notki mogą być dopiero preludium. Jeśli plotki będą eskalować, albo ktoś wymyśli historyjkę, która postawi cię w złym świetle, wszystko może do ciebie dotrzeć.
Cole oparł się łokciami o blat wyspy i zerknął na Jessamine spod opadających włosów.
- Nawet kwiaty od wielbicieli wyrzuć do kosza - zasugerował z sarkazmem, ale nie była mu dłużna.
- W takim razie nic mi nie kupuj. - Luce o wiele lepiej udało się zamaskować prychnięcie niż Foxowi. Kobieta wywróciła oczami na Cole'a, ale wyciągnęła dłoń do nich wszystkich. Miała zaskakująco zimną rękę, chociaż uścisk pewny. - Dziękuję, jeszcze raz.
Luca zaplótł ramiona za plecami i nieznacznie pochylił ciało w jej kierunku.
- Próba niekonwencjonalnej negocjacji nad naszymi usługami zawsze nas ciekawi - powiedział do niej lekkim tonem. - Może to my powinniśmy ci dziękować za zachęcenie nas do współpracy.
Uśmiech Jessamine był krzywy i pełen niedowierzania.
- Jesteś pewny, że pracujesz w branży ochroniarskiej nie soft porno? - zapytała z powątpiewaniem na co Cole się roześmiał.
- Ciągle próbuję ich nakłonić do zmiany podejścia - wzruszył ramionami, jakby rozbawienie jej było niczym specjalnym.
Kącik ust kobiety drżał, gdy zrobiła krok w stronę wyjścia.
- Cieszę się, że zdążyłam przed przebranżowieniem. - Skinęła jeszcze raz głową i pozwoliła się Luce odprowadzić do wyjścia.
Cole patrzył za nimi z zamyśloną miną, chociaż jego spojrzenie było chmurne. Ręka Knighta wylądowała na karku mężczyzny z niemałą siłą. Podskoczył na miejscu wyglądając niemal na winnego. Walczyli przez chwilę ze sobą na spojrzenia, Fox wolał nie wiedzieć kto by wygrał.
Luca wrócił prędko, zacierając ręce.
- Co sądzicie? - zapytał, zbierając brudne filiżanki. - Zerkniesz, co tam z Margie?
- Oprócz tego, że Fox znalazł nowy obiekt westchnień? - Cole uśmiechnął się chytrze pod nosem, ale wyciągnął telefon i pokazał gestem, że gosposia na razie nie potrzebuje ratunku.
Zazgrzytał zębami, prewencyjnie odsuwając laptop daleko od krawędzi.
- Nie myślałeś może nad operacją plastyczną? Bo zaraz przestawię ci nos - Fox odparł pogodnym, niemal słodkim tonem.
Knight roześmiał się i poklepał Cole'a z całej siły w plecy. Już wcześniej był przygarbiony przez jego uścisk, ale teraz niemal faktycznie rozkwasił sobie nos.
- Piękniś nie chce się przyznać, że jemu też kot zjadł język.
Cole najeżył się i szturchnął go w pierś.
- Powiedział pan serduszka w oczach - burknął, a Knight obnażył zęby w uśmiechu.
- Okej, okej, rozumiem! - Luca zawołał ponad ich głowami, uśmiechając się wszechwiedzącym uśmiechem. - Bierzemy to zlecenie. Najwyżej oddelegujemy Rosena do akcji, będzie to dobry start.
Co zabawne, nawet Cole nie wydawał się pałać entuzjazmem do tego pomysłu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro