Rozdział 42. Knight
Chciałam Was z góry przeprosić - nie wyrabiam w tym grudniu. Rozdział miał być wczoraj, jest dziś, ale będę walczyła z całych sił, żeby jutro pojawiły się wspomnienia Knighta 🥰
Ściskam!
**************
Jessamine czekała na nich łóżku. Albo nad basenem. Może gotowała coś sobie w kuchni.
Tylko te myśli uspokajały Knighta, gdy ta trójka imbecyli rujnowała całe jego opanowanie. Nie dość, że Toll miał życzenie śmierci, to najwyraźniej Monica i Walter BaÌk byli dwójką najbardziej rozczarowująco roszczeniowych ludzi. Wręcz zrozpaczony Cole zarzekał się, że gdy wychodził z Lucą od nich z domu, wszystko było załatwione. Knight wiedział, że tak właśnie było, dlatego nie rozumiał, jak mogli dać się wmanipulować w tę szopkę. A do tego oboje szli w zaparte, święcie przekonaniu, że Camden Arrow's zamiast odzyskać obraz Renoira, skłamał na jego temat i się wzbogacili.
Knight cholernie cieszył się, że Fox zaczął szukać szybkiego sposobu na skontaktowanie się z dyrektorem muzeum z prośbą o oficjalne potwierdzenie szwindlu z podróbką.
Gdy Luca przyjechał do firmy, Toll oraz BaÌk nie tracili swojej werwy katarynek. Małżeństwo minimalnie speszyło się na widok Luca – przyjechał ubrany zwyczajnie, nie jak biznesmen z którym mieli styczność. Knight obserwował Tolla, któremu głębia nienawiści odcisnęła się brzydkimi plamami na jego twarzy i w wykrzywionych ustach. Typ zdecydowanie chciał wyrządzić krzywdę Luce, ale sięgnął po niefizyczną broń.
Och, Knight wiele by oddał za rozwalanie komuś nosa, tak w ramach rekreacyjnego rozciągania.
Czas mijał nieubłaganie, w końcu doszli do jednego konsensusu: wszystkie trzy zaangażowane strony dzwonią po prawników. Tolla mogliby wypierdolić na chodnik, ale nie mogli zignorować byłych klientów, którzy chcieli im nabruździć w taki sposób. Kochana Dottie kazała im iść się przewietrzyć, sama weszła do sali z małym wózeczkiem. Miała tam tylko wodę i jakieś proste ciasteczka, zbytek luksusu dla tamtej trójki, ale miała rację. Musieli pokazać, że nie byli tak nieprofesjonalni, jak próbowano im zarzucać.
Chociaż nie mogli wyjść na zewnątrz dostali informację, że policja przyjechała przed kilkoma minutami, by rozproszyć zgromadzenie sępów.
Cole siadł ciężko na kanapie i ukrył twarz w dłoniach.
– Co za pieprzone bagno – wymamrotał. Barki opadły mu w wyraźnym zmęczeniu, Knight go rozumiał. Ostatnie trzy godziny były wręcz skrajnie męczące.
Fox nie czekał ani sekundy dłużej, praktycznie od razu opadł na miejsce koło niego i odchylił głowę na oparcie z zamkniętymi oczami. Obaj wyglądali, jakby tylko sekunda dzieliła ich od przytulenia się pod kocem, żeby zdrzemnąć się przez siedem godzin.
– Mam wrażenie, że Tollowi zacięła się płyta – Fox burknął. – Nie rozumiem, po co on tu przyjechał, skoro nas oskarża o „sabotaż jego pracy" – sarknął, a po chwili kącik jego ust drgnął w niewesołym uśmiechu. – Nie ma dowodów oprócz domysłów. Mógł wysłać pozew.
Luca przytaknął, z namysłem kręcąc się w tę i z powrotem przed stolikiem. Wsparł ręce na biodrach i mamrotał coś do siebie. Cole pochylił się do przodu i złapał z blatu swój telefon. Zostawił go tam od razu, gdy Dottie zawołała ich na pomoc przy trójce męczydusz. Knight od razu ruszył w kierunku przyjaciela, widząc tę przepełnioną zgrozą minę.
– Margie dzwoniła szesnaście razy – powiedział zaniepokojony, unosząc wzrok na nich.
Luca odruchowo sięgnął po swój wyciszony telefon i zauważył, że Jacoby dzwonił trzy razy. Nim zdążył wybrać jego numer, ten zadzwonił ponownie.
– Hej, synku, wybacz, mamy kocioł w firmie. – Chociaż miał ciepły głos, jak zawsze gdy z nim rozmawiał, to mężczyzna mówił prędko i uśmiechał się też z napięciem.
– Tato, ktoś mi się włamał na konto! – krzyknął tak głośno, że wszyscy usłyszeli. Fox od razu otworzył oczy i wyprostował się, żeby spojrzeć w ich kierunku. Luca przerzucił połączenie na głośnik. Dłonie Knighta samoistnie zacisnęły się w pięści.
Nikt nie będzie krzywdził tego dzieciaka. Po moim trupie.
– Jakie konto, Jacoby? – Fox zapytał nagląco. – Zniknęły ci pieniądze z konta?
– Nie! – Zawołał, rozbijając się po pokoju. Brzmiało to tak, jakby zbierał się w pośpiechu do wyjścia. – Na messengera, ktoś wysłał wiadomości do Jessamine!
Mięśnie napięły się w całym ciele Knighta. Nie podobał mu się strach chrześniaka, nie podobało mu się, że ktoś wykorzystał go, do pogrywania sobie z ich kobietą.
– Młody, weź oddech – poradził mu prędko. Stanął tuż obok spiętego Luca, nieznacznie ocierając się o niego ramieniem. – Wpadasz w panikę, gdzie ty się zbierasz?
– Do LAX – w końcu odpowiedział i wszyscy spojrzeli po sobie zaskoczeni.
Cole zrobił skonfundowaną minę.
– Chłopie, musisz nam wyjaśnić po kolei – poprosił go spokojnie, chociaż noga skakała mu nerwowo. W ręce kurczowo trzymał swojego Iphone'a. – Jedziesz do portu w San Franciso? Czy raczej chcesz jechać samochodem aż z Berkeley? Ktoś dręczył Jessamine podszywając się pod ciebie?
To najwyraźniej zatrzymało chłopaka w miejscu. Wymamrotał przekleństwo i rzucił klucze na twardą powierzchnię, bo rozległo się gniewnie stuknięcie. Dyszał ciężko, ale postarał się mówić spójnie:
– Ktoś wypisywał do Jessamine, że... Że ja potrzebuję pomocy, bo Chloe zjawi się wkrótce na LAX. Bo chciała porozmawiać z tatą.
Luca wyglądał na tak wstrząśniętego, że Knight od razu złapał za jego ramię. Spojrzeli po sobie, kompletnie nie dowierzając w to, co usłyszeli.
– A chciała? – zapytał ochryple.
Serce szarpnęło się w piersi Knighta na to przepełnione nadzieją, krótkie zapytanie.
– Nie wiem, może? Nie wiem czy faktycznie miała przyjechać, niezbyt... Moje rozmowy z mamą nie są zbyt przyjemne. – Głos chłopaka cichł, a pierś Knighta zmieniła się w kamień od smutku tej dwójki. Stała się ciężkim głazem przez jego ból, dezorientację i swój własny, rosnący strach. Serce praktycznie mu nie biło z obawy.
Cole rozgorączkowanym ruchem wybierał raz za razem numer do Margie. Wszyscy słyszeli długi, nieskończony sygnał.
– Jacoby, zrobimy tak – Fox odezwał się powolnym, opanowanym głosem. Dłonie jednak mu się trzęsły, chociaż starał się wziąć w garść i nie panikować. – Spróbuj zadzwonić do Chloe, ale nie ze swojego telefonu, dobrze? Zostaw go na razie, pewnie jest zawirusowany.
Knight przytaknął, czuł że drętwieją mu palce, gdy automatyczna sekretarka drugi raz powiadomiła, że Margie nie może teraz odebrać. Cole mimo to się nie poddawał. Ciężko było nie wyobrażać sobie najgorszego.
Obrócił głowę w kierunku biurka, gdzie spoczywał jego telefon.
– Dacie mi znać, czy wszystko w porządku? – Jacoby poprosił zdławionym tonem, a Luca głęboko westchnął.
– Oczywiście, synku. Masz teraz zajęcia? – Odciągnąć niepokój, skoncentrować na rzeczywistości, uziemić osobę odczuwającą zagrożenie.
To było mantrą, której sam teraz bardzo potrzebował.
– Odwołali nam pół bloku, siadła elektryczność w naszym budynku – powiedział z roztargnieniem. – Znajdę Theę, jest gdzieś na kampusie.
– Bądź ostrożny – Knight napomniał go.
– Zawsze – obiecał. – Wezmę ze sobą telefon, ale nie będę z niego korzystał.
Fox był dramatycznie blady pod piegami, Margie dalej nie odbierała. Spojrzeli po sobie z Lucą, przyjaciel miał wręcz rozszalałe spojrzenie.
– Zadzwoń – powiedział, ledwo powstrzymując swoje ciało od trzęsienia się. Musiał jednak trzymać się w kupie, jeśli pozwoli sobie na panikę...
Knight wiedział, że musi czekać, ale oczekiwanie go zabijało. Jeśli wybiegłby z budynku, wsiadłby w samochód, mógłby przegapić ważne wiadomości. Bo gdzie by pojechał jeśliby się okazało, że nie było jej na Stafford?
– Jessamine nie odbiera, próbowałem tuzin razy – Fox wykrztusił. W jednej dłoni miał telefon, palcami drugiej ręki przesuwał po touchpadzie. Oczy gorączkowo przesuwały mu się w górę i dół ekranu laptopa. – Jeśli...
– Próbuj jeszcze raz – warknął na niego Cole, ponownie wykręcając numer do Margaueritte. Knight usłyszał, że Luca przełknął ciężko, jakby powstrzymywał wymioty.
Jego była żona odebrała potwornie szybko.
– Luca?
Cole poderwał głowę na dźwięk głosu Bett. Minę miał wręcz rozszalałą, ale odłożył swój telefon.
– Czy Chloe ma dziś przylecieć na LAX? – Luca zdołał wykrztusić tak spokojnie, jak tylko był w stanie.
– Co? – Zaskoczenie kobiety jeszcze się pogłębiło. – Nie, dopiero za tydzień, ale... skąd o tym wiesz? – Luca przeklął siarczyście i chyba, chociaż trochę, Bett pamiętała jaką osobą był. Mogła myśleć, że ich szpiegował, że miał powiadomienie, cokolwiek, ale ona zdecydowała się na coś innego. Troskę. – Czy... wszystko w porządku?
Brzmiała na tak autentycznie zmartwioną, że nawet Fox zamarł w niemym cierpieniu. Po prostu czuli – nie, oni wiedzieli, że stało się coś złego. Rysy Luca, chociaż przepełnione cierpieniem, zmiękły.
– Nie, Bett – przyznał. Szczerość za szczerość. – Proszę, dajcie znać, gdy Chloe przyjedzie. Przydzielimy jej ochronę.
Kobieta zassała głęboko oddech.
– Luca... – Rzuciła, ale od razu urwała. Cokolwiek chciała powiedzieć, zrezygnowała. Cole gwałtownie złapał za swój dzwoniący telefon z imieniem gosposi na ekranie. – Będziemy w kontakcie.
Ledwo rzucił jej pożegnanie, a Cole przeklinał, że Margie się rozłączyła. Od razu jednak oddzwoniła.
– Margie, skarbie, powiedz że jesteś cała – nerwowo pochylił się, Fox musiał go przytrzymać, żeby nie zsunął się z kanapy.
– Ja... – Wystarczyło, że usłyszeli zdławiony od łez głos kobiety. Luca odwrócił się i zaczął przechadzać po gabinecie z dłońmi wręcz boleśnie wczepionymi we włosy. – Doleciałam i zobaczyłam, że podziurawili mi opony. Trochę spanikowałam, wy nie odbieraliście... Zadzwoniłam do Jessamine, jest w trasie, ale ktoś teraz podszedł, miał na twarzy kominiarkę i powiedział: dziękuję. – Kobieta rozpłakała się gwałtownie, zatykało ją od tych szlochów. – Nie wiem co się dzieje, Cole.
Knight ledwo słyszał Foxa i Cole'a, którzy starali się ją uspokoić i wyciągnąć z kluczowe informacje.
– Margie, kiedy to się stało? Kiedy Jessamine obiecała, że przyjedzie? – pytał ją ostrym, gorączkowym tonem.
Pociągnęła kilkukrotnie nosem, słyszeli jak oddech grzązł jej w gardle. Wszystko zawalało się na nich na raz.
– Nie wiem, może pół godziny temu? – wykrztusiła. Knight przemierzył długość gabinetu i sięgnął po swój telefon. Wibracje połączenia były ledwo słyszalne, więc Rosen miał po prostu szczęście.
– Rosen – rzucił. Nawet płacz przycichł, gdy odebrał. – Rosen, czy...
– Zabrali ją – wyrzęził. Knightowi pociemniało przed oczami. Dobrze znał ten mokry dźwięk oddechu. Ostatniej próby przeżycia. – Zawa...liłem... – Odległy odgłos syren nasiliły się, w głowie Knighta narastał biały szum. – Zab...rali... ją...
Telefon Rosena upadł, nie byli już w stanie usłyszeć dalszego mamrotania mężczyzny. Knight ledwo trzymał się na nogach, gdy patrzył przyjaciołom w oczy.
Cały ten dzień układał się w całość. Wszystko zaplanowane co do cholernej minuty.
– Pospieszyliśmy się – wyszeptał przerażony Fox. – Zawaliliśmy wszystko.
Już raz słyszał te słowa w najgorszym momencie swojego życia. W tej chwili, gdy rzucił się z pięściami, żeby zabrano jego, zamiast przyjaciół.
Dlaczego teraz nie mógł oddać się za nią?
Dlaczego ona?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro