Rozdział 41. Jessamine🔥
Wolałam nie rozglądać się za haczykiem, bo naprawdę czułam się wyśmienicie.
Nie tylko oni sprawiali, że doceniałam każdą minutę, ale też zaczęłam bardziej kochać siebie i swoje ciało. To nawet w moich myślach brzmiało głupio i najwyraźniej patrzyłam przez różowe okulary, ale cholera... przenigdy nie było we mnie tyle swobody.
Seks też pomagał.
Seks w salonie, wspólnie?
Kurwa, uśmiechałam się na samo wspomnienie. Cieszyłam się, że Grayson mnie teraz nie widział, bo naprawdę miałby używania. Widywaliśmy się na FaceTime, bo chociaż akceptował to, jak mówiłam mu, że ze mną okej, uspokajał się dopiero po takiej rozmowie. Przy drugiej rozmowie już sama Ari robiła pantomimę zatroskanego Graysona.
Nadawali się dla siebie, Ruari tylko śmiał się z obojga.
Odkąd wylądowaliśmy na Stafford codziennie rozmawiałam albo z Higginsami, albo z całym zarządem. Minęły trzy dni, ale atmosfera cały czas była napięta – w sieci może nie wrzało jak na początku, lecz toczące się rozmowy były cholernie burzliwe. Chaim i Tiana rozkładali ręce, same nastroje naszych odbiorców stały się tak zróżnicowane, że szala wcale nie chciała się przesunąć na żadną stronę. Oni, jako jedni z pierwszych, na spotkaniu zarządu wstawili się za mną. Nie uważali, że odsunięcie mnie zrobi cokolwiek dobrego, a nawet mogłoby wprowadzić jeszcze więcej nieprzyjemnego zamieszania.
W środę miała odbyć się najważniejsza rozmowa – zarząd, ja, moi ochroniarze i detektyw Kins. Część osób była przekonana, że znowu będziemy wałkować mój temat. Cóż, troszkę żałowałam, że byłam z Colem i Lucą wciąż na Stafford.
Knight z Foxem wyjechali bladym świtem do Los Angeles. Fox wraz z Kins mieli prezentować wszystko, co do tej pory zebrali. Knight zgłosił się, żeby tam pojechać głównie przez swoje rozmowy w więzieniu. Żegnałam ich wciąż śpiąca, a gdy ocknęłam się pół godziny później zauważałam maskę na stoliku nocnym.
Maskę należącą do Knighta.
To obudziło mnie w kilka chwil. Narzuciłam na sobie koszulkę Luca i ruszyłam w stronę kuchni. Cały czas wpatrywałam się w maskę, którą trzymałam w dłoniach.
– Jessamine? – łagodny głos Luca przywołał mnie do świata, gdy prawie minęłam wejście do kuchni. Cole właśnie wchodził przez główne drzwi i zauważył moje oszołomienie.
– Co tam masz? – zapytał, stając tuż za mną. – Och.
– Zostawił swoją maskę. Tam przecież będzie pełno ludzi...
Obaj zgodnie mruknęli w zrozumieniu coś, czego nie dosłyszałam. Cole położył mi dłonie na ramionach, a Luca, odrzuciwszy ściereczkę na blat, ruszył ku nam z zaskakującym spokojem.
– Nie zrobiłby tego, gdyby nie czuł się gotowy – zapewnił, ale mogłam tylko marszczyć brwi w skonfundowaniu.
– Na co? – Uniosłam oczy pełne przejęcia na mężczyznę przede mną. – Jeszcze nie tak dawno się z nią nie rozstawał!
Czułam ciepłe kciuki Cole'a nieznacznie masujące moje barki.
– Są procesy, które po prostu potrzebują jakiegoś impulsu, małego zapalnika, by w końcu udało im się wskoczyć w miejsce – Luca wyjaśnił cicho. Objął moje dłonie trzymające maskę. – Knight od dawna był gotowy na pokazywanie się, bo tak naprawdę opinia świata go nie interesuje. Zawsze interesowali go bliscy.
– Byłaś iskierką, której potrzebował – Cole czule pocałował tył mojej głowy. – Maska... maska mu pomogła, gdy sam nie umiał poradzić sobie z ludźmi. Dystansowała go od Beth i jej podejścia.
– A ja nie chcę, żeby się tak czuł – odparłam cicho. – Przenigdy.
Luca zgodził się, w oczach lśniły mu szczere, głębokie uczucia.
– Możesz zostawić ją w pokoju, przyda się do innych celów – mrugnął do mnie. Musiałam przewrócić oczami na ich zaradne poszukiwanie wyjścia z każdej sytuacji. – Chodź, zrobiłem ci śniadanie. Za godzinę się zacznie.
Usiadłam od razu, zbyt głodna i trochę niecierpliwa, by wychodzić dalej niż do salonu. Jadłam pospiesznie, drugą dłoń praktycznie cały czas trzymałam na masce. Luca przyglądał mi się w głębokim zamyśleniu. Cole kończył już ustawiać sprzęt, bym mogła swobodnie połączyć się z salą konferencyjną w Nine Lives.
Dopijałam kawę, gdy Luca pochylił się w moim kierunku. Przekrzywiłam głowę nie kryjąc zaciekawienia.
W dłoni miał telefon.
– Myślisz, że zasługuje na małą nagrodę? – zapytał, patrząc wyczekująco w moje oczy.
Och, kurwa.
Te zdjęcia.
Od razu się zaczerwieniłam i zerknęłam na Cole'a, który jednocześnie zacieśniał uchwyt na telefonie do połączenia i patrzył na nas nic nie rozumiejąc.
– Wszyscy zasługujecie – odszepnęłam, oblizując wargi. – Za pracę na poziomie.
Uśmiech przemknął przez usta Luca, ale spróbował przybrać poważną minę. Pogładził się po zaroście i oparł się na krześle z westchnieniem.
– Luca – Cole wykrztusił, gdy z jego telefonu dobiegł dźwięk powiadomienia. – Przecież on cię...
Luca jednak kręcił w rozbawieniu głową.
– Gdzieżby. – Zamyślił się, a po chwili roześmiał. – Dobrze, zdecydowanie planuje moje zesłanie na Alaskę, żebym ostudził zapał, ale co ja poradzę?
Pokręciłam głową i zerknęłam na swój telefon, na nasz wspólny czat.
Fox: Zdecydowanie, cholera, nie fair, Luca.
Fox: Jessamine, jak mogę patrzeć na twojego szefa nie widząc cię na tej huśtawce?
Zacisnęłam usta w wąską kreskę, odpisując ze śmiertelną powagą:
Jessamine: Po prostu nie wyobrażaj sobie w tej pozycji pana Higginsa i wszystko pójdzie idealnie *kciuki do góry*
Cole roześmiał się gromko i podszedł ku nam. Nawet jeśli minimalnie niepokoiła mnie cisza ze strony Knighta, cholernie nie mogłam się doczekać, aż wróci do domu. Uśmiechnęłam się do tych myśli i obaj to zauważyli.
– Szczęśliwa? – Luca zapytał łagodnie, jego oczy wręcz pieściły moją twarz.
Przytaknęłam, wyciągając ku nim dłonie.
– Jak diabli – przyznałam. – To jeden z tych ostatnich kroków do zakończenia, prawda? Nie jestem zbyt optymistyczna?
Obaj zrobili miny jasno mówiące, że troszkę tak, ale nie był to szkodliwy optymizm. Pocałowali mnie krótko, dodając do tego maksimum wsparcia. Czułam się tak podbudowana jak nigdy. Mimo iż miałam dziś doprowadzić do wywalenia z pracy Diny i zamknięcia jej w kiciu, czułam się lekko.
Ostatni raz zerknęłam na wyświetlacz nim wyciszyłam telefon na rozmowę.
Knight: Zjawiskowa.
– Mężczyzna wielu słów – Cole zażartował i pocałował mnie w czoło. – Gotowa?
Średnio, bardzo, nie mogłam tego zrobić. Oni jednak usiedli po moich stronach, a kamera zabłysła czerwonym światłem, gdy zaczęto nawiązywać połączenie z salą konferencyjną Nine Lives.
Przy długim stole stole siedzieli po obu stronach praktycznie wszyscy. Dreszcz przeszył mnie na widok Knighta, który patrzył centralnie wprost w kamerę. Chrząknęłam pod nosem i opuściłam lekko głowę. Poczułam ciepłe dłonie Luca i Cole'a na moich udach, ale to wcale nie pomogło mi się ostudzić.
Spóźniona i zaczerwieniona Jessica Moses weszła jak zawsze z przytupem – miała najmniejsze udziały w całym NL i udzielała się tylko w najważniejszych, jej zdaniem, sprawach. Uwielbiałam tę kobietę, żałowałam, że miała tak mały wpływ na całą stację.
Dopiero gdy Moses usiadła, cały zarząd zaczął o wiele intensywniej wpatrywać się w policjantkę oraz moich ochroniarzy. Mina Hanka Higginsa, jak zawsze w takich sytuacjach, była nieprzenikniona i surowa. Skinął głową w stronę kamer, ustawionych po obu stronach stołu tak, byśmy mogli widzieć twarze zarządu.
– Domyślam się, że został ujęty główny sprawca tego... precedensu? – rozpoczął.
Kurwa, co to była za przedziwna rozmowa. Kins oraz Fox tworzyli zgrany tandem, prezentując wszystkie dane. W związku z umową, jaką miało NL oraz policja LA, a także medialne oblicze wszystkiego, Kins musiała przedstawić plan na aresztowanie Padane. W połączeniu z obowiązkami Camden's Arrows względem umowy z moim szefostwem, byli zobowiązani do przedstawienia procesu ochrony oraz pobocznych środków ograniczenia zagrożenia. Cole tłumaczył mi rano, dlaczego umieszczali w papierach takie zapisy: w porównaniu z zagranicznymi klientami, amerykanie kochają się procesować o każdą pierdołę.
Gdy tylko skrótowo przedstawiono winę Padane, podniosła się wrzawa. Higgins chyba żałował, że nie posiadał sędziowskiego młotka, żeby ich wszystkich uciszyć. Zerknęłam na Cole'a, który obrzucał ich niezadowolonym spojrzeniem.
– Poufne spotkanie w zamkniętej strefie, a oni wrzeszczą jakby chcieli, żeby pół przecznicy ich usłyszało – wymamrotał pod nosem, kręcąc przy tym głową.
– Dwójka świeżaków i ochroniarz Higginsa pilnują, by nikt nie wszedł na piętro – szepnął Luca. – Nikt nie doniesie Padane.
– Jest dziś w pracy? – zapytałam tylko trochę zaskoczona. Obaj mężczyźni przytaknęli, a ja ciężko oparłam się o krzesło. Dla niej dzień jak co dzień... wkrótce się skończy.
Gdy zebrani sami się uciszyli, zapadła jednogłośna decyzja o dyscyplinarnym zwolnieniu Diny.
– Jak rozumiem dziś ma dojść do aresztowania Padane? – zapytał Joshua Sequia. Kiedy Kins przytaknęła, ponownie podnosiły się głosy, tym razem niewyraźne szepty. Członkowie zarządu spoglądali jeden na drugiego, ale spojrzenie wszystkich za każdym razem lądowało na Higginsie.
– Prosimy o spokojne zamknięcie.
Kins uniosła wysoko brwi.
– Nie mieliśmy zamiaru wchodzić z antyterrorystami.
Usta mężczyzny na sekundę zmieniły się w wąską kreskę.
– To jest oczywiste, jednak proszę nie dokonywać zatrzymania na terenie siedziby Nine Lives – mężczyzna powiedział to spokojnie pomimo chmurnych min Knighta i Kins.
– Nie panuje tutaj prawo, które by tego zabraniało – detektyw odparła trochę za ostro. Ja od razu pojęłam o co chodziło mojemu szefowi. Spojrzałam w bok na Cole'a i Luca, obaj mieli bliźniacze miny niezadowolenia.
– Ja rozumiem, że to przez wzgląd na pozostałych pracowników oraz potencjalną aferę, która rozniesie się szerokim echem – wtrąciłam cicho. Wszystkie oczy w jednym momencie skierowały na mnie.
Kins przez kilka chwil kręciła głową. Przyjrzała się jednak Higginsowi oraz Knightowi, a resztę zarządu omiotła pozornie niezainteresowanym spojrzeniem.
– W tej sytuacji nie da się zapewnić, że nie wydarzy się żadna scysja podczas zatrzymania. Nieważne czy macie na myśli samą Padane, czy może ewentualnych paparazzi lub popleczników podejrzanej.
Przytaknęłam pospiesznie, bo widziałam minę Knighta: bez problemu sam już teraz zawlókłby Padane na komisariat. Im szybciej wykona telefon do prawnika, tym szybciej będą mogli ją przesłuchać i w pełni zająć się procesowaniem oraz łączeniem całej sieci nękania w jedno.
– Mam tę świadomość, ale rozumiem stanowisko pana Higginsa. – Wzięłam głęboki, uspokajający oddech. Rozluźniłam się, czując szturchnięcie nogi Cole'a. – Jestem bardzo blisko skończenia całego scenariusza i o krok od finalnych weryfikacji planu na spin–off. Publika rzuci się na Dinę, ale łudzę się trochę, że aresztowanie poza siedzibą NL kupi nam trochę czasu przed zbliżającymi się konferencjami prasowymi.
Nic ich nie obchodziło w mojej wypowiedzi poza faktem, że przyznałam się publicznie, jak blisko byliśmy zamknięcia wstępnych prac przed ruszeniem zdjęć. Po tym w sumie nie było już żadnych uwag czy dodatkowych próśb – w oczach zarządu musiałam dotrwać żywa do oddania scenariusza.
Nim zakończyliśmy połączenie, Knight skinął w moim kierunku głową.
– Na twoim miejscu zacząłbym się rozciągać – Cole wymamrotał. Luca jęknął przeciągle, a ja ograniczyłam się do niemrawego szturchnięcia.
– Chyba naprawdę spodobały mu się te zdjęcia.
Te słowa wywołały śmiech u ich obu.
– Dość grzecznie to określasz, kochanie. – Luca pocałował mnie w skroń, nim ruszył do rozmontowania sprzętu. – Trzymaj się tego, póki nie przyjedzie.
Cholernie czekałam, aż obaj wrócą z LA.
Fox jakoś godzinę później dał znać, że zostanie na noc w Los Angeles. Chciał być pod ręką, gdyby policja lub Nine Lives potrzebowali czegokolwiek. Obiecał mi, że odpowiednio zajmie się moimi zdjęciami. Luca z rozbawieniem patrzył na moją czerwoną twarz.
Jessamine: nagraj to dla mnie
Jessamine: proszę
Luca przycisnął mnie do ściany, gdy ja tuliłam telefon do piersi po wysłaniu tych wiadomości. Pochylił się w tak filmowej pozie, że walczyłam między rozbawieniem a podekscytowaniem.
– Zdecydowanie musimy powtórzyć tę sesję – wymruczał do mojego ucha. Dłonią przesunął po moich żebrach do biodra. Złapał za udo i uniósł moją nogę tak, by mógł wpasować się w zasłoniętą materiałem cipkę. – Staje mi na samą myśl, gdzie mógłbym cię zabrać i rozebrać.
Westchnęłam na to wyobrażenie.
– Wiesz co jest super? – Poczekałam na jego pomruk zaciekawienia. – Znasz naprawdę wielu policjantów, by nas nie zamknęli za publiczne obnażenie.
Luca roześmiał się tak głośno, że Cole zdziwiony przyszedł z tarasu. Mrugnął do niego porozumiewawczo, ale najwyraźniej nie umieli czytać sobie w myślach, bo ten dalej miał zdezorientowaną minę. Przygryzłam wargę i podeszłam do niego.
– Chodź, poleżymy sobie na słońcu, ładnie dziś – złapałam mężczyznę za rękę i poprowadziłam na taras.
Knight przyjechał dość późno i od razu ruszył w moim kierunku. Siedziałam zwinięta na krześle przy stole. Ledwo zaczęłam się prostować, a on już złapał mnie w pół, żeby przerzucić mnie sobie przez ramię.
– A co stało się z dzień dobry, co słychać, jak minął dzień? – stęknęłam, dłońmi wspierając się o twarde pośladki mężczyzny. Niezbyt udało mi się powstrzymać przed ściśnięciem obu półkul.
Burknął coś, czego nie dosłyszałam, wesoło zwisając sobie aż do sypialni głównej. Rzucił mnie, oczywiście uważając, bym nie obiła sobie niczego, na materac. Stał z tak wkurwioną miną, że troszkę zakopałam się głębiej w pościel.
– Cześć, co słychać, jesteś z siebie zadowolona? – sarknął.
Zamrugałam niewinnie.
– Moje ręce nie dotykały nawet telefonu – odparłam, a z piersi Knighta wyrwało się prychnięcie. Wsparł się kolanem o materac, dłońmi zaś chwycił moje łydki i rozłożył moje nogi.
– Oczywiście – mruknął, przesuwając spojrzeniem po moim wciąż ubranym ciele. – Spoczywały za to na udach. Otwierały szeroko tę cipkę. Ściskały cycki. Właśnie to robiły twoje ręce.
Zadrżałam na szorstki, przepełniony pożądaniem głos mężczyzny. Jego oczy nie były w stanie spocząć na jednym punkcie – obserwował mnie całą, przeszywał tym spojrzeniem na wskroś. W końcu pochylił się tak, że łatwo mu było lekko ścisnąć dłonią moje gardło i nakierować twarz ku górze.
Bym patrzyła mu prosto w oczy.
– Powiesz słowo, a pójdziemy zjeść. – Słowa Knighta były łagodne, chociaż wcale tak nie brzmiały. – Jeśli zdecydujesz się, że tu zostajemy, pokażesz mi wszystkie te pieprzone pozy na żywo, jasne?
Przyciągnęłam go do pocałunku i jednocześnie zaczęłam zdejmować z niego koszulkę.
– Uwierz mi – sapnęłam, gdy udało mi się od niego odsunąć. – Cały dzień nakręcałam się na to, co zrobisz, gdy wrócisz.
Kącik ust Knighta drgnął ledwo zauważalnie.
– Zobaczymy, czy spełnię tę fantazje.
Mokrym językiem przesunął po mojej szyi. Ścisnął razem moje piersi, całkiem mocno, aż pojawiły się wyraźne wybrzuszenia w dekolcie bluzki. Usta opuścił na nagi fragment pokryty gęsią skórą. Wpierw polizał a potem przygryzł na tyle mocno, że zostawił wyraźny ślad. Zaczął ssać moje ciało, aż straciłam zainteresowanie całym światem poza tym pokojem.
Knight, chociaż ustawiał mnie jak chciał i podziwiał całą, praktycznie cały czas utrzymywał pozycję misjonarską. Wiedziałam dlaczego i uwielbiałam każdą chwilę.
Mężczyzna oddychał ciężko. Zawisł nade mną na łokciach, pot perlił się na jego silnym, pobliźnionym ciele. Przysunął się do niechlujnego, zdyszanego pocałunku. Miałam wrażenie, że moje usta pozostaną permanentnie spuchnięte.
– Odsłoń tę cipkę – powiedział ciężko, schrypniętym tonem. Wciąż był głęboko znużony we mnie, ale czułam że był już blisko orgazmu. Posłusznie złapałam za wargi i trochę rozchyliłam je na boki. Przeciągły jęk Knighta wywołał we mnie dreszcz oraz zapowiedź kolejnego spełnienia. Dopilnował, bym zrobiła odpowiednio dużo bałaganu, nim zaczął się we mnie wsuwać. Szorstki kciuk mężczyzny przesunął się po moim nadwrażliwym ciele, musnął łechtaczkę. – Chciwa, wspaniała – wsunął się i wysunął dosłownie na milimetry. – Ten widok... ten widok, Jessamine...
Jęknął przeciągle, gdy ścisnęłam mięśnie Kegla. Z piersi Knighta wyrwał się ochrypły dźwięk przyjemności, głowę odchylił do tyłu, mięśnie gardła wspaniale się napięły. Patrzyłam, jak mocno pracowały na jego ciele, gdy opadał na mnie. W tej pozycji byliśmy tak blisko siebie, że ledwo powietrze wchodziło między nas. Knight prawie całą mnie zasłaniał, wbijał w materac okrutnie i ostrożnie – starał się mnie nie zmiażdżyć, ale też dawał odczuć swój ciężar. Tulił swoją twarz do mojej szyi, wciskał we włosy.
Chryste, każda sekunda w takiej pozycji to tortura prowadząca aż do samego raju.
Nie byliśmy jednak herosami i wkrótce Knight doszedł, mocno wbijając swoje biodra w moją miednicę. Ciężkie jądra naciskały na moje pośladki, czułam napiętą, owłosioną łydkę przy mojej gładkiej. Wszystkie bodźce kumulowały się w jedno, niepowtarzalne wspomnienie.
Utrzymywał równomierny oddech, chociaż sama miałam ochotę rzęzić jak zepsuty parowóz. Objęłam go ramionami i od razu poczuł, że coś się zmieniło. Przez chwilę leżeliśmy bez sił, ledwo pamiętając co to znaczy dech w piersi. Mężczyzna obrócił się tak, że położył na boku z głową w mojej szyi oraz dłonią na brzuchu.
– Knight... – zaczęłam słabym głosem. – Maska...
Mruknął w zrozumieniu i uniósł się na łokciu, by na mnie spojrzeć.
– Czasem będę ją nosił – przyznał szczerze. – Czasem będę się bał bez niej wyjść z domu. Teraz nie był taki dzień. Teraz chciałem, żeby na mnie patrzyli i wiedzieli, że jestem po twojej stronie. Jakkolwiek potworny nie jestem.
Uduszę go.
– Nie jesteś potworny – szepnęłam. – Jesteś mój.
I dla niego było to wyjaśnienie lepsze, niż cokolwiek, co mogłabym w pocieszycielskim geście rzucić.
Wrócił do poprzedniej pozycji, tym razem jednak chwycił mój podbródek i skierował go w dół, by Knight mógł mnie do woli całować. Leniwie, słodko, aż nasze usta nie zaczęły mrowić.
Ciężko było się zmotywować do wzięcia prysznica, ale głód naprawdę dawał mi już o sobie znać, a co dopiero Knightowi. Wyczuwając pierwsze burknięcia sprzeciwu, zaczął się podnosić i nie chciał słyszeć marudzenia o jeszcze pięciu minutach.
W sumie miał racje, jeśli nie poszłabym pod prysznic teraz, nie wstałabym do jutra, co najmniej.
– Och, stary... – Cole kręcił głową w częściowym podziwie, ale mimo wszystko widziałam dumę i rozbawienie. Nie spodziewałam się, że minęła dopiero godzina od powrotu Knighta z Los Angeles, ten czas w sypialni naprawdę był naszą małą wiecznością.
– Nie chcesz dokańczać – Knight mruknął, obrzucając go wzrokiem.
Tym razem spojrzenie zmiękło, gdy przesuwał wzrokiem po mojej twarzy. Uniosłam brew częściowo rzucając mu wyzwanie, chociaż sama niezbyt miałam siłę, na podjęcie tej rękawicy.
– Z wielką chęcią – Cole szepnął w moje usta – dokończę wiele rzeczy. Ale wpierw cię nakarmimy, co?
Westchnęłam, szturchając go łokciem.
– Przestanę się mieścić w moje ulubione dżinsy, jeśli za każdym razem będziecie mi podsuwali jedzenie. I nie znaczy to, że mam chodzić bez – pospiesznie dodałam.
Luca roześmiał się za moimi plecami, przychodząc z naczyniem żaroodpornym trzymanym przez duże rękawice.
– Ale już okej będzie duża ilość seksu, prawda? – Mrugnął, drażniąc się ze mną, mogłam jedynie niewinnie wzruszyć ramionami.
– Tu mnie masz – odparłam, kładąc głowę na ramieniu Knighta. Nie musiałam patrzeć, żeby wiedzieć, że każdy z nich się uśmiechnął.
Knight faktycznie był wygłodzony. Cole musiał mieć na końcu języka jakąś ripostę, ale gdy nasz rycerz obrócił się, by złapać za miskę pieczonych kartofli i przy okazji cmoknął mnie w czoło, zobaczyłam wzrok jakim Cole nas obrzucił. Trąciłam go bosą stopą nie spodziewając się, że złapie za nią i położy sobie ją na swoich nogach.
Byłam święcie przekonana, że już uzależniłam się od tego, że nieustannie mnie dotykali.
Szczerze mówiąc, sama też nie dawałam im wiele wyjścia. Wygodnie umościłam drogą stopę na udach Cole'a i kontynuowałam obiad. Moi ochroniarze – dziwnie mi było ich tak nazywać nawet w myślach, ale też strasznie mi się to podobało – dyskutowali o dzisiejszym przekazaniu danych. Wszyscy czekali teraz na oficjalny nakaz aresztowania Padane, przewidywali że jutrzejszego popołudnia już będzie w pierdlu.
– Dla pewności zostaniemy tu do soboty, dobrze? – Luca spojrzał na mnie, gładząc moje plecy.
– Jasne, nawet do końca kwietnia – uśmiechnęłam się do nich.
– Margie by się chyba zapłakała – Cole wyszczerzył się wesoło.
– Ach, bo ona wraca w sobotę! Więc zdecydowanie wieczorem musimy być już w domu – obróciłam twarz ku Luce, który cmoknął mnie w skroń.
Gdy byliśmy już ugadani co do powrotu i najedzeni pod korek, padłam jak śnięta ryba. Pewnie spałabym przy stole, gdyby Luca nie szturchnął mnie, bym szła do sypialni. Pozbawione gracji człapanie było szczytem moich możliwości i wkrótce spałam jak zabita.
W czwartkowy poranek Higgins robił wewnętrzne spotkanie, na którym policjant pod przykrywką udający jednego z pracowników, miał obserwować Padane. Grayson relacjonował mi wszystko na bieżąco – Higgins szarpnął się na mowę pod tytułem: Jessie jest taka silna, kopie tyłki hejterom, jest na finiszu scenariusza, grzejcie ręce do dalszej pracy.
W sumie wraz z Foxem byliśmy zaskoczeni – w sieci niewiele się działo po tym wewnętrznym ogłoszeniu. Nie było siły we wszechświecie, która uchroniłaby taką firmę od wycieku plotek i informacji, więc zwykły trolling i gównohejty były dziwnie nijakie. Śmialiśmy się, że chyba czekaliśmy na jakąś akcję nie z tej ziemi, ale widziałam, że Foxa trochę to frasowało. Spędziłam z nim prawie całe popołudnie, ramię w ramię opracowując swoje zadania i monitorowałam każdą zmarszczkę zmartwienia na twarzy mężczyzny.
To był tak uroczo swojski dzień, że bałam się kolejnego.
Wczesny ranek okazał się równie spokojny – mężczyźni zachęcali, bym pospała dłużej, bo przecież nie muszę ich zawsze żegnać przy wyjściu do pracy. Z powagą spojrzałam im w twarze obiecując, że wypomnę ten moment za pół roku, gdy będą kwękać, że obracam się na drugi bok, zamiast podarować każdemu całusa.
– „Kwękać"? – Knight poruszył samymi ustami, pytając Luca, ale ten zachował kamienną minę.
Cole porwał mnie w objęcia.
– Wrócę pierwszy i zabieram cię nad jezioro – uśmiechnął się zadowolony z tego planu. – Woda będzie trochę zimna, ale obiecuję że cię rozgrzeję, jak będziemy pływać na golasa.
– Tutaj raczej nie można tego robić – cmoknęłam w udawanym smutku.
– Luca będzie stał na czatach – zapewnił. Chociaż ten miał minę raczej spod znaku mnie w to nie mieszaj.
Fox trąbnął na dwa razy i dopiero wtedy Cole wybiegł z domu. Luca spojrzał na mnie i robiłam wszystko, żeby się nie roześmiać. Przyciągnął mnie do swojego boku z westchnieniem.
– Chodź do salonu, popracujemy trochę.
Położyłam mu głowę na piersi, pozwalając mu wyciągnąć moją głowę ze strefy marzeń do tych nudniejszych rejonów.
Uniosłam twarz ku zarośniętemu profilowi mężczyzny.
– A nie potrzebujesz czasem okularów? – zapytałam niewinnie, wywołując u niego gromki wybuch śmiechu.
– Mam dziwne wrażenie, że szybko zostałbym tylko w nich...
Wyszczerzyłam się do niego radośnie, bo nie było sensu zaprzeczać. Niestety, ku mojemu żalowi, zostawił je w domu.
Byliśmy w połowie lunchu, gdy ekran telefonu Luca rozświetlił się przez połączenie. Spojrzałam wpierw na jego zmarszczone brwi, a potem na imię Dots. Odłożyłam ostrożnie kanapkę i skinęłam głową.
– Odbierz, pewnie coś ważnego – zachęciłam go, chociaż minę miał niezdecydowaną. – Zasada telefony wyłączone podczas posiłku raczej nie obowiązuje nas w tym tygodniu.
Kącik ust Luca, nieznacznie upaćkany majonezem, drgnął.
– Dobrze wiedzieć, że taką mamy – odparł ze śmiechem. Szturchnęłam go stopą i pokornie odebrał, przerzucając połączenie na głośnomówiący. – Cześć, Dottie, co jest?
Wytarł dłonie o serwetkę, którą przejęłam, żeby otrzeć mu ten ubrudzony wąs. Uśmiechnął się do mnie, ale szybko zmieniło się to w grymas niepokoju.
– Ugh, szefie – głos kobiety był tak przeraźliwie poważny i spięty, że oboje od razu się wyprostowaliśmy. – Musisz przyjechać, jest źle...
– Co się dzieje, Dots? – Surowy i skoncentrowany, tak właśnie zabrzmiał, co wyraźnie pomogło kobiecie, która chyba znajdowała się na skraju paniki.
– Ummm, kurwa. Przyjechał Will Toll z państwem BaÌk, pamiętasz? Akcja z tym cholernym złodziejem i fałszywką? – Luca przytaknął, minę miał coraz bardziej chmurną. Ja sama patrzyłam niedowierzająco na telefon. – Jest burza, szefie. Chryja, awantura.
– Dobra, rozumiem – wtrącił się, szybko przerywając zalew synonimów. – Czy Cole coś mówił?
– Cały czas jest z nimi w gabinecie. Przyszedł też Fox i przed chwilą wszedł Knight. – Dottie na chwilę zamilkła, jakby zbierała się w sobie. – On mi powiedział, żebym zadzwoniła, pod biurem ponoć zebrało się niemało paparazzi. Zaczepiają ludzi, bo myślą, że dzieje się tu coś skandalicznego w związku z Prawdziwym życiem.
Cholerne reality show? Od razu przeniosłam wzrok na Luca i położyłam mu dłoń na napiętym przedramieniu. Widziałam, jak rozdarty był i wcale mu się nie dziwiłam.
– Dots, czy możesz mnie na bieżąco o wszystkim informować?
– Jasne – szybko zapewniła. – Wiem, że Knight wystawił przed budynek Jacksona, Monroe i Tibalta, ale...
– Kurwa, wiem. – Luca zaczął masować nasadę nosa, grymas na jego twarzy tylko się pogłębiał. – Daj mi sekundę, Dottie.
Przez chwilę na linii panowała cisza, ale udało nam się usłyszeć podniesione, niewyraźne głosy w tle.
– Powiedziałabym, że byś się nie śpieszył, ale... – Dots wzięła głęboki oddech, usłyszałam szelest odwracanej w tę i we w tę kartki. – Dziś miał być Pietro Leokadis. Jeśli Cole do niego nie wyjdzie...
Luca przymknął powieki, jego szczęka napięła się tak mocno, jakby zaraz miała wypaść.
– Hej, Dottie, wybacz że podsłuchiwałam – szybko wtrąciłam się, bo wiedziałam dlaczego Luca siedział znieruchomiały w miejscu. – Zaraz do ciebie oddzwonimy, dobrze?
– Cześć, Jessie, oczywiście. – Od razu się rozłączyła.
Obiema dłońmi złapałam dłonie Luca i trochę się wychyliłam, żeby złowić jego spojrzenie.
– A teraz mnie posłuchasz ty uparty, oddany obowiązkom, zbyt seksowny dla swojego dobra, mężczyzno – zaczęłam, a Luca zerknął na mnie na wpół rozbawiony, lecz z dużą dozą oszołomienia. – Pojedziesz do firmy jeszcze w tej chwili, jasne?
– Jessamine...
Zamachałam mu dłonią przed twarzą uciszając go.
– Teoretycznie mogę pojechać z tobą, ale jeśli faktycznie są tam paparazzi i Toll... Ten trójkąt to niezbyt dobre połączenie – posłałam mu krzywy, suchy uśmiech. Spoważniałam jednak, ściskając dłonie mężczyzny. – Ja znam Tolla. To sprytny sprzedawczyk, takie najgorsze znaczenie słowa karierowczyk.
– Karierowicz?
– Karierowicz i sprzedawczyk. Nieważne. Ważne jest to, że musisz na niego uważać – powiedziałam poważnie, a przez jego twarz przemknął grymas. – Po waszym reality show został wykopany na bruk i po świat poszła fama, jaką świnią jest. Cokolwiek próbuje ugrać, jest zdesperowany.
Luca odchylił głowę do tyłu z głośnym, pełnym cierpienia westchnięciem.
– W sumie przez nas znalazł się bez roboty – przyznał. – Fox ostatnio sprawdzał i pracował w jakimś korpo na niskim szczeblu, żeby załatać budżet.
Skrzywiłam się na samo wyobrażenie Tolla w takiej roli. Podstępna żmija z tego typa, za każdym razem, gdy musiałam z nim pracować, było mi po ludzku źle.
Podniosłam się i usiadłam na kolanach Luca. Przygarnął mnie do swojej piersi z całą siłą, może nawet z cieniem rozpaczy.
– Jedź, oni cię potrzebują – szepnęłam i pocałowałam go w policzek. Objęłam go dłonią i zaczęłam gładzić linię zarostu. – Zwłaszcza, jeśli Leokadis mógłby być waszym klientem. – Widziałam, że wciąż walczył ze sobą. Nie chciał mnie zostawić, rozumiał dlaczego nie chciałam jechać... Obdarzyłam go krótkim, słodkim pocałunkiem. – Jedź, Luca. Tu mi się nic nie stanie.
Pokręcił głową, ale szybko powiedział:
– Nie zostaniesz tutaj sama. – Kategorycznie zaprzeczył i sięgnął po telefon. – Rosen miał być dziś w Malibu. Daj mi chwilę.
Chociaż chciałam się zsunąć, to przyciągnął mnie bliżej. Ułożyłam więc głowę na barku i podsłuchiwałam tak krótką wymianę zdań z Rosenem, że wręcz niemożliwą. Luca wsunął palce pod moją bluzkę, przyciskając ciepłą dłoń do mojego kręgosłupa.
– Więc, Rosen przyjedzie za chwilę a ty już się zbierasz, tak? – Pocałowałam go tuż nad dekoltem koszulki. Luca postanowił wykorzystać te kilka chwil na całowanie mnie aż do utraty tchu. Musiałam się jednak odsunąć, bo nie chciałam, żeby zawrócił mi w głowie i odwlókł moment wyjazdu. – Luca, serio...
– Obiecuję, będę zaraz się zbierał.
– To też, ale uważajcie na siebie, okej? – Przyjrzałam się mu zmartwiona. Domyślałam się, że w każdym przypadku byli przezorni i opanowani, ale nawet im mogły puścić nerwy. – Nie dajcie się sprowokować, Luca – poprosiłam go cicho w nadziei, że awanturowała się druga strona, nie moi faceci. – Wiem, że Toll doprowadził do lawiny smutnych wydarzeń w waszym życiu, ale on będzie czekał na moment, w którym może wam dołożyć. Zwłaszcza pozwem.
Luca powoli przytakiwał, aż w końcu westchnął, jakby zeszło z niego całe napięcie. Zwróciłam uwagę na linię zmarszczek wokół jego oczu, które pojawiły się od niepokoju. Kciukiem przesunęłam w po tych żłobieniach.
– Cole będzie starał się ich zagiąć i wybić z rytmu – powiedział pewnym głosem, kwitując to na koniec uśmiechem. – On głównie załatwiał sprawę z tamtym małżeństwem i byli zachwyceni naszą pomocą.
Zeskoczyłam z kolan Luca, chociaż puścił mnie niechętnie.
– Toll potrafi manipulować – odparłam oschłym, niezadowolonym głosem. – Długo zwodził wielu pracowników Nine Lives, chociaż domyślam się, że części zarządu było to na rękę.
Ruszyłam korytarzem wraz z Lucą, który pospiesznie zaczął się zbierać do wyjścia.
– W sumie sami jesteśmy winni – Luca powiedział kwaśnym tonem. – Już jakiś czas temu przestaliśmy go obserwować.
Oparłam się ramieniem o futrynę, zaplatając ramiona na piersi.
– Zaskoczę cię: nie da się monitorować wszystkich. Zwłaszcza, że Toll był wcześniej w dziurze, prawda? – Luca przytaknął niechętnie. – Równie dobrze mógł w sytuacji ze mną zobaczyć świetną okazję, żeby was powkurwiać dla samej zasady.
Luca przeczesał dłonią włosy i wsadził portfel do kieszeni.
– Masz rację – powiedział, z przelotnym całusem w moje czoło. – Rosen powinien się zaraz zjawić.
Niewiele się pomylił – brama nie miała możliwości się zamknąć, gdy mercedes Rosena zjawił się na podjeździe. Pomachałam do niego, a mój tymczasowy ochroniarz posłał mi smętny uśmiech. Kazałam mu się rozgościć, ale chwilowo odmówił. Wyjaśnił, że wpierw przejdzie się po domu oraz posesji. Musiałam ukryć uśmiech, ale przytaknęłam i ruszyłam po brudne naczynia z salonu. Umyłam wszystko, po czym zrobiłam nam lemoniadę.
Rosen nie miał nic przeciwko... cóż, wszystkiemu. Czegokolwiek potrzebowałam, gdziekolwiek w domu chciałam usiąść, po prostu podążał moim śladem.
– Wiesz, że nie musisz mi towarzyszyć? – spytałam odrobinę rozbawiona, gdy usiedliśmy na tarasie pod parasolem.
Mężczyzna wzruszył ramionami, posyłając mi trudne do rozszyfrowania spojrzenie.
– Jeśli czujesz się niekomfortowo, pójdę do salonu – odparł cicho, aż tu nagle na jego ustach wykwitł maciupki uśmiech. – Wolę jednak nie zadzierać z szefem.
Roześmiałam się i stuknęłam moją szklanką o jego. Rozumiałam oddanie pracy i swojej skórze. Wciąż trochę niekontrolowanie chichocząc zabrałam się za weryfikację odcinka siódmego. Coś było w tych odcinkach, że bywały najmocniejszą ciszą przed burzą, uwielbiałam się nimi zajmować. Aż drżałam z podekscytowania na myśl, co reżyser i Grayson zrobią z kilkoma scenami.
Wkrótce zanurzona w pracy rozluźniłam się na maksa – Rosen także chyba poczuł się swobodniej, bo wyciągnął telefon i coś tam sobie przeglądał. Cisza między nami, chociaż trochę trąciła niezręcznością, na dłuższą metę przestała zawadzać. Mogłam sobie tak przy nim siedzieć i pracować.
Odruchowo zerknęłam na telefon, gdy zaczął wibrować. Potwornie krótki sygnał połączenia zmusił mnie do odblokowania ekranu. Z zaskoczeniem zauważyłam, że Jacoby dzwonił do mnie na Messengerze. Od razu pojawiły się kropeczki zwiastujące wpisywaną wiadomość.
Jacoby: Sorry, przypadek! Nie mogę teraz gadać, na FaceTime, ale... kurde
Jessamine: Spokojnie, Jacoby. Mów śmiało, wszystko okej?
Jacoby: Nie wiem. Naprawdę przepraszam, że do ciebie piszę
Jacoby: tylko oni by mi to odradzali, a ja...
Napiłam się lemoniady i patrzyłam na pojawiające i znikające się kropeczki wiadomości.
– Wszystko w porządku, pani Heyes? – Spokojny głos Rosena sprawił, że spojrzałam na niego krzywo.
– Mówisz mi po nazwisku tylko wtedy gdy wchodzisz w tryb ochroniarski, wiesz o tym?
– Jestem zdziwiony, że mam jakikolwiek inny tryb – odparł sucho, a ja się roześmiałam. Rosen nieintencjonalnie bywał potwornie zabawny.
Zapewniłam go, że nic złego się nie działo i wróciłam do wiadomości Jacoby'ego. Co takiego musiało się dziać, że nie chciał przegadać tego ze swoimi wujkami?
Jacoby: Tata ce pewnie opowiedzial wszystko. Chloe przyjezzdża do USA i chce sie spotkać z nim na neutralnym gruncie.
Jacoby: Boje sie.
Jacoby: to glupie, weim.
Jacoby: może umowimy z nim spotakanie jutro. A dzisiaj my pogadamy?
Jacoby: Ja na nią nawrzeszczę, ale ty znasz tattę.
Zacisnęłam mocno usta. Jacoby w nerwach robił dużo literówek, wyrzucając słowa z siebie jakby się bał, że od razu powiem nie. Znałam Luca, wiedziałam jak w głębi serca przejmował się córką, która może była stracona, ale co jeśli nie do końca? Jeśli faktycznie udałoby im się odbudować tę relację? Zadrżałam z przejęcia – z wiadomości Jacoby'ego rezonowała równa rozpacz, złość i dezorientacja.
Ale czułam też nadzieję.
Jessamine: Czyli ona przylatuje dziś?
Jacoby: Tak. Będzie na LAX za jakieś 2–3h. jak nie będzie opoźnień.
Jessamine: Wiesz w której części wysiada?
Jacoby: Przyjedziesz?
Zerknęłam kątem oka na Rosena, który już przyglądał się mi podejrzliwie. Uśmiechnęłam się do niego wiedząc, że miałam wystarczający zapas czasu, by się z nim pokłócić i namówić do tego szczytnego celu.
Jessamine: oczywiście, Jacoby. Dla was wszystko.
Wklepałam pospiesznie kolejną wiadomość z prośbą o koordynaty lotniskowe. Trochę zakłopotałam się tym moim pełnym oddania smsem. Luca mówił, że Jacoby coś podejrzewał, ale chyba do tej pory jeszcze mu nie powiedział, że byliśmy razem. Sprawa między nami była na tyle świeża, że rozumiałam i nie miałam pretensji. Czułam nawet ulgę, bo trochę obawiałam się, że jeśli Jacoby się dowie, to będzie nie tylko tego nie akceptował, ale może mnie znienawidzi. Nie chciałam, żeby ten chłopak, w gruncie rzeczy ukochany syn ich wszystkich, mnie nienawidził. Nie musiał mnie uwielbiać, ale żeby po prostu wspierał Luca.
Kurwa, zaczęłam wchodzić w spiralę, od której powinnam trzymać się na razie z daleka. Odetchnęłam głośno i obróciłam się do Rosena.
– Jessamine, to naprawdę zły pomysł – mężczyzna wymamrotał, a ja zamrugałam zaskoczona.
– Skąd? – bąknęłam zbita z tropu.
– A muszę wiedzieć, o co dokładnie chodzi? – Wykonał gest ręką wokół mojej twarzy. – Wręcz parujesz od... poczucia winy. I prośby.
– To... – Pokręciłam głową, nagle poczułam rozbawienie. – Ja się słabo maskuję, ale masz świetny zmysł. Dostałam informację, że wkrótce na LAX wyląduje samolot z córką Luca.
– Z tą córką, z którą nie utrzymuje kontaktu, bo ona się do niego nie odzywa? – Zapytał ostrożnie i widząc moje zaskoczenie wzruszył ramionami. – Luca niekoniecznie to ukrywa, a Dots jest za dobrze poinformowana.
– Jacoby chce z nią pierwszy porozmawiać i potrzebuje nie wszcząć kłótni przez którą ona się zawinie. – Rosen nie wyglądał na przekonanego, ale wiedziałam, że jeszcze sekundka i będziemy jechali. – Słuchaj... – Przerwał nam mój kolejny telefon, zobaczyłam imię Margie i przeprosiłam na sekundę mojego upartego ochroniarza zastępczego. – Hej!
– Jessie! – Od razu usłyszałam, że coś było nie tak. Wyprostowałam się ja, a wraz ze mną Rosen, tak czujny, jakby przez słuchawkę miało mi się coś stać. – Boże, tak się cieszę, że odebrałaś! Nie mogę się do nikogo dodzwonić, sygnał mi urywa!
Przyznawałam, faktycznie nie brzmiała wyraźnie.
– Chłopaki mają chryję w biurze – wyjaśniłam naprędce. – Co się dzieje?
– Ktoś mi poszatkował opony! – Zassałam gwałtownie oddech na to wyznanie. – Wszystkie cztery, kurwa! Jessie, miałam go zostawionego na strzeżonym parkingu!
– Spokojnie, już po ciebie jedziemy – zapewniłam ją, piorunując spojrzeniem Rosena. Ten kręcił głową z ponurą miną, ale podniósł się w ślad za mną.
– Dzwoniłam po lawety, ale najwcześniejsza będzie za dwie godziny – głos Margie brzmiał już lepiej, ale wciąż słyszałam w nim łzy i strach.
– Czy jest ktoś, kto może przyjechać do ciebie wcześniej? – zapytałam, ale praktycznie od razu zaprzeczyła.
– Wyślij mi pinezkę, gdzie jesteś. Będą tak szybko, jak to tylko możliwe.
Rosen już wisiał na słuchawce, najwyraźniej udało mu się dodzwonić do CA.
– Stary, ale burdel – to były pierwsze słowa jakie usłyszałam, bo Rosen po małej wymianie zdań przełączył się na głośnik. – Przed biurem jest chmara paparazzich. Od godziny nie możemy sobie z nimi poradzić, jest coraz gorzej. Dzwoń na górę.
Rosen zacisnął z niezadowoleniem szczęki, ale nie ruszył się ani o krok. Moje nogi wręcz rwały się do tego, by ruszyć już do samochodu i po Margie – sprawę z Jacobym i Chloe załatwię przy okazji.
– Jak możesz dziś trzymać się z daleka, zrób to. – Rozpoznałam głos jednego z technicznych Foxa, gdy Rosen wykonał kolejny telefon. – Będziemy potrzebować kogoś za biurem. Toll straszy szefów pozwem, to małżeństwo ze stycznia też pieprzy od rzeczy. Wmówił im kurewskie bzdety, że nie odzyskali obrazu, bo my przeszmuglowaliśmy go dla własnej korzyści.
– Czyli jest źle – mruknął Rosen, obrzucając mnie spojrzeniem. Mężczyzna po drugiej stronie roześmiał się niewesoło.
– Niedopowiedzenie. Będę w kontakcie, Ros.
Rosen schował telefon do kieszeni spodni i pokręcił z niezadowoleniem głową.
– Obiecuję słuchać się ciebie w każdym aspekcie, będę tuż obok i nie zrobię nic głupiego – przysięgłam mu z całą szczerością, jaką miałam. Naprawdę nie miałam mu zamiar nic utrudniać. Chciałam się upewnić, że Margie była cała i nic jej nie groziło. Jeśli moi faceci mieli przerąbane w biurze, tym bardziej nie potrzebowali dodatkowego stresu.
– Chodź, pozamykam wszystko – mruknął. Prędko wzięłam z domu mój plecaczek i poczekałam przy samochodzie Rosena.
W trasie byliśmy może dziesięć minut później. Wymieniałam co rusz wiadomości z Margie, od Jacoby'ego dostałam instrukcję i screen mapki, w którym miejscu będzie Chloe.
Zauważyłam, że Rosen był jeszcze bardziej spięty.
– Wszystko okej? – odbiłam piłeczkę, ale jej nie docenił. – Przejmujesz się Tollem?
Drgnięcie mięśnia pod okiem.
– Trochę – wyznał. – Luca... Wszystkim szefom zawdzięczam azyl. CA pomogli mi stanąć na nogi.
To był zaskakujące i bolesne wyzwanie. Rosen praktycznie mi nic nie powiedział, ale wszystko mówiły jego gesty, napięcie ciała, sztywność głosu i to spojrzenie. Nie odrywał oczu od jezdni, ale widziałam, że był zaniepokojony.
– Jeśli ktokolwiek ma spaść na cztery łapy i jeszcze przy okazji kogoś podrapać pazurami, to na pewno będą to oni – powiedziałam twardo.
Zdołałam zobaczyć drgnięcie jego ust, gdy musiałam prędko złapać się deski rozdzielczej. Tak mną rzuciło, że pasy wycisnęły mi dech z piersi.
Ktoś zajechał nam drogę.
– Na podłogę, schyl się! Już już już! – Rosen zdążył krzyknąć do mnie ten rozkaz, gdy przednią szybę przeszyły trzy kule.
Trafiły wprost w jego tors.
Zaczęłam krzyczeć, kiedy z gardła mężczyzny wydobył się bulgoczący dźwięk.
– Otwórz drzwi, albo rozstrzelam ją na miejscu! – Ktoś ryknął z mojej strony. Nie wiedziałam, co powinnam robić, jak zareagować.
Spojrzenia moje i Rosena się spotkały. Krztusił się krwią i walczył sam ze sobą: być przytomnym, ochronić mnie...
– Będziesz mieć większe szanse – obiecał, odblokowując mechanizm.
Igła wbiła się w moją szyję ledwo kilka sekund później i już więcej nie widziałam umierającego ochroniarza.
***********
Całuski, uściski, papatki 🥰
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro