Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23. Jessamine

Pod koniec lutego wydarzenia z nocy bankietu były niczym skomplikowany sen. Bo, jak inaczej można nazwać moment, w którym znów musiałam się użerać z Talbym, ucierpiał Luca, a do tego pocałowałam Foxa?

Zwłaszcza to ostatnie.

W następnych tygodniach zachowaliśmy się jakby nic się nie wydarzyło. Jakbym wcale nie natknęła się na niego jeszcze kilkukrotnie podczas ćwiczeń w domu, gdzie miał na sobie wyłącznie same spodenki. Jakby każdy nasz przelotny dotyk nie wywoływał we mnie potrzeby?

Kurwa, do tego jeszcze seks z Lucą. Nie minęły nawet dwa tygodnie od tamtego momentu w gabinecie, a wziął mnie w niezbywalną niewolę. Wystarczyło, że spojrzał w moim kierunku i moje myśli właśnie tam się kierowały. Chyba nawet nie byliśmy dyskretni – mimo że ten miesiąc nie był dla nas łaskawy i nie mieliśmy chwili, żeby zrobić coś więcej niż pospieszne przytulenie się – czułam, że pozostali wiedzą.

Kurwa, ja chciałam, żeby byli świadomi.

Chciałam zostać na tym przyłapana.

Potrzebowałam, żeby Fox zażądał ode mnie wyjaśnień, żeby Knight znów znalazł się ze mną sam na sam w jakimś ciasnym pomieszczeniu i żeby Cole przestał uśmiechać się do mnie tak, jakby czytał mi w myślach i chciał do tego dołączyć.

Oszaleję z nimi, a nawet o tym nie wiedzą.

Było to doprawdy dość śmieszne – człowiek często słyszy, albo czyta o niedorzecznym zachowaniu innych, ale nie rozumie tej roztrzepanej potrzeby póki jej nie doświadczy. A ja tym się stałam. Mogłam pracować kilka godzin dziennie, wyciskać z siebie maksimum, ale potrzebowałam tylko przelotnego uśmiechu, żeby nagle mieć dwadzieścia lat mniej.

Co za irracjonalnie śmieszna i rozbrajająco urocza sytuacja. Jako trzynastolatka w życiu nie pomyślałabym, że mogłabym zauroczyć się w więcej niż jednej osobie. Nie miałam żadnych szans z tymi facetami.

Po pokonaniu dłużącej się grypy, wskoczyłam od razu w więcej niż irytujący briefing. Na korytarzu czekał na mnie Cole, a ja zastanawiałam się, czy może nie poprosić go o wypchnięcie Talby'ego z okna. To nic, że byliśmy na siedemnastym piętrze. Skoro według niego obrosłam w piórka, to on miał pieprzony aeroplan dospawany do kręgosłupa.

– Boże, Adam! – huknęła Sandi. – Czy ty masz zamiar stawać okoniem na wszystko, co mówi?

Adam wyprostował się na swoim krześle, ramiona wciąż miał splecione na piersi, a minę cwaniacką.

– Jak nie pasuje, to znasz drogę do wyjścia – odparł kwaśno. – Jesteś tu od pół roku, a ciągle chcesz mieszać, jakbyś nie wiedziała jak to jest.

Sandi, tak przeraźliwie rozgoryczona, pokręciła z niezadowoleniem głową.

– Właśnie przez to, że wiem, ją wspieram! – zaprotestowała równie gwałtownie. Sandi była żywiołowa, czasem zbyt roztrzepana, ale naprawdę dobrze pracowała. Część osób widziała ją jednak jako młodą, histeryczną dziewczynę.

– Wspierać powinnaś dobre pomysły, a nie takie coś – z niesmakiem wskazał na planszę za moimi plecami.

Boże, daj mi siłę – woli, żeby mu nie przyjebać, albo mięśni, żeby mu przyjebać.

– Adam, ale to twój pomysł z modyfikacjami, na które zgodziłeś się dwa tygodnie temu – wycedziłam ledwo powstrzymując się od rozzłoszczonego syknięcia. Modyfikacje były uzgodnione tuż przed bankietem.

Talby miał minę jakby zjadł coś nieświeżego. Do tej pory w pomieszczeniu było cicho, ale teraz nawet szpilka nie odważyła się upaść na posadzkę.

– Nigdy bym się na takie coś nie zgodził – warknął. – Musiałaś mieć te swoje widzi-mi-się pomysły i teraz zwalasz na mnie.

Policzyłam do trzech, bo na więcej nie starczyło mi cierpliwości i odetchnęłam.

– Nigdy nie chciałam posyłać ich po klejnoty Peonsie, bo w pierwszym sezonie mówiliśmy, że przez ich moc ktoś taki jak Nyre popadnie w obłęd i będzie wieszczyć – wytłumaczyłam powoli. Sama dzięki temu też układałam sobie dodatkowy plan w głowie. – Ale uparłeś się na nie i przyznałam ci, kurwa, rację. Zwłaszcza jeśli Grayson odchodzi, to będzie dobry myk dla przebiegu serialu. Nyre jednak musi znaleźć je sam, gdyby postać Raysa uwikłała się w poszukiwania, on by je skaził i wyszłyby z tego mętne wróżby, które musieliby dwukrotnie dłużej rozwikływać.

Cudem powstrzymałam się od krzyku, ale przymknęłam powieki na widok rodzącego się uśmieszku Talby'ego.

– Ano właśnie, tego potrzeba, nie można od tak hopsnąć sobie do ostatecznej przepowiedni.

Moje ramiona opadły, wymieniłyśmy z Sandi pospieszne spojrzenie.

– Adam, Grayson nie chce dalej występować, nie będzie przedłużenia jego postaci, musimy jakoś to zamknąć, a klarowna wizja Nyre sprawi, że widzowie będą obgryzać podłokietniki fotelów żeby się przekonać, czy to nie było kłamstwo.

Facet po prawej od Sandi rzucił:

– Zawsze możemy zrobić recasting.

Tym razem wszyscy, nawet Talby, posłali mu chyba zwariowałeś spojrzenie. Są granice tego, jak logicznie mogliby wytłumaczyć zmianę wyglądu bohatera – a w przypadku Graysona nie było drugiej takiej samej, ani nawet w ćwierci podobnej osoby, żeby machnąć na to ręką.

– Dobra, chyba na dziś nam wystarczy – ze zmęczeniem przesunęłam dłonią po włosach. Siedzieliśmy tu bite trzy godziny, a jedyne co ogarnęłam, to ból dupska od krzesła. – Sandie i Miks, podzielcie między sobą Jezioro Frost, okej? Super, pozostałym dziękuję, działajcie jak ustaliliśmy na początku. Do zobaczenia w marcu!

Wychodząc z sali nie zaszczyciłam Talby'ego ani jednym spojrzeniem, ten od razu po ogłoszeniu fajrantu zaczął dyskutować o czymś z kobietą po swojej prawej, Diną Padane.

Na mój widok Cole, niczym rozleniwiony kocur, wstał z krzesła dla gości.

– Wybacz, że tyle to trwało – uścisnęłam jego biceps z przepraszającą miną. Umówiliśmy się na jakieś półtorej godziny maksymalnie. – Mam nadzieję, że poszedłeś po kawę czy coś?

Z małym uśmiechem pociągnął za loka, który wydostał się z mojego upięcia i kiwnął w stronę biurka recepcjonisty piętra.

– John się o mnie zatroszczył.

Chłopak się zaczerwienił i posłał jej przepraszające spojrzenie, jakby co najmniej zaproponował mojemu ochroniarzowi szybki ślub na Bali zamiast filiżanki kofeiny.

– Dzięki Johnny – uśmiechnęłam się do chłopaka. – Były dziś do mnie jakieś telefony?

Tym razem jego twarz poszarzała. Z gładko zaczesanymi, długimi do pasa włosami oraz bladą twarzą wyglądał bardziej jak nowy zombie niż wampir.

– Ogółem od tygodnia są... sapiące telefony – wykrztusił przepraszającym tonem. – Mówiłem o tym Williemu, ale chyba nie możemy nic z tym zrobić poza zablokowaniem linii.

Cholera by to. Pomasowałam czoło z frustracji.

– Może da się przekierować połączenie bezpośrednio do mojego telefonu? – zapytałam, zerkając z nadzieją na Cole'a. Miał zamyśloną minę i przytaknął.

– Fox to ogarnie, ale skieruje połączenie do naszych technicznych. Jeśli to faktycznie będzie coś związanego z pracą, odeślemy do Johna, okej? – upewnił się, że chłopakowi to pasuje i przytaknął sobie z zadowoleniem. – Dobrze, że powiedziałeś, może uda nam się namierzyć skąd żartownisie dzwonią.

Poczułam sporą ulgę, że będzie można rozwiązać to w ten sposób. Biedny Johnny nie będzie musiał już wysłuchiwać telefonicznych onanistów. Pożegnaliśmy się z nim i pojechaliśmy do siedziby CA. Od razu pogadaliśmy z Foxem, który poprosił o kilka minut. Cole miał zostać w firmie, a ja wracałam z Foxem do domu.

Dom. Tak łatwo było przestawić swoje myślenie. W ogóle ostatnio nie myślałam o moim miejscu i aż zrobiło mi się głupio. Miałam jeździć co jakiś czas, ukrywać się tam przed natarczywą obecnością ochroniarzy... a ledwo poświęciłam temu wszystkiemu pół myśli.

– Hej, u mnie w domu wszystko okej? – obróciłam się w fotelu, żeby zerknąć na zaskoczonego Cole'a. Odłożył na blat biurka przeglądaną fakturę i oparł się o niego tyłkiem. Założył ramiona na piersi i uderzyła mnie skrajna różnica między jego pozą, a tą Talby'ego.

– Jasne, stoi gdzie go wybudowaliście – powiedział z krzywym uśmieszkiem. – Chciałabyś zajrzeć, potrzebujesz czegoś? Fox ma klucze.

Potrząsnęłam głową z zakłopotaniem.

– A nie, tak tylko pytam, mam wszystko czego mi potrzeba... – wzięłam drżący oddech zadowolona, że nie dodałam niczego więcej. Zdawałam sobie sprawę z tego, że moje oczy mówiły w ramach języka.

Cole bardzo powoli zbliżył się do mnie, aż przysiadł bardzo blisko, niemal na samej krawędzi kanapy. Wystarczył jeden ruch, a ześliznąłby się na klęczki przede mną.

– Jesteś pewna? – zapytał uprzejmie, ale w jego minie niczego takiego nie było. Patrzył na moje usta niemal natarczywie. Z Johnem flirtował od niechcenia, ale teraz? To nie było przyjacielskie puszczanie sobie oczka, to krok od działania. – Nie chcielibyśmy, żebyś była w potrzebie.

Opuściłam głowę. Och, Cole, żebyś ty tylko wiedział.

– Szanuję to, że jesteście wszechstronnie dostępni – odparłam złudnie pogodnie. Nic we mnie nie było pogodnego, w klatce piersiowej szalała mi teraz okrutna burza. – Jeśli braknie mi czystych skarpetek na bank znasz dobry sklep.

Obróciliśmy się oboje, żeby zerknąć na śmiejącego się Foxa. Cole przypadkowo musnął moje kolano – przypadkowość skończyła się w chwili, gdy jego palce tam zostały i zaczęły powolnym rytmem je gładzić. Chryste, czy on miał pod skórą rozżarzoną magmę?

– Cóż, skarpetkowy ekspercie, Rosen już na ciebie czeka. – Fox wsparty o ościeżnicę wskazał kciukiem na bliżej nieokreślony kierunek. – Idź mu zaceruj dziury, czy coś.

Cole zmrużył z niezadowolenia oczy.

– Ten czego znowu chce? Dupę mu zaceruję – wymamrotał pod nosem podnosząc się z widocznym niezadowoleniem.

– Tak już bywa, że pracownicy potrzebują od szefów informacji – Fox wyszczerzył się złośliwie. Cole stanął w progu przy Foxie, ledwo się mieścili bo żaden nie chciał się sunąć.

– Załatwiłeś mokre telefony?

– Tak jest, szefie – kącik ust Foxa poruszył się, gdy przyjaciel pociągnął go z bara. – Miłej pracki!

Cole pokazał mu środkowy palec nim zniknął za załomem. Fox szeroko uśmiechnięty skinął w tym samym kierunku.

– Chcesz jeszcze zostać, czy wolisz jechać do domu? – zapytał i jakiś motylek, którego nie udało mi się zabić przy pomocy spreyu na owady, zatrzepotał w moim brzuchu.

– A któryś z was dziś ćwiczy? – zapytałam potwornie poważnie, czemu z ubolewaniem zaprzeczył.

– Dziś nie, ale jeśli nic się nie zmieni to na dniach będziemy mieć ćwiczenia terenowe.

Przekrzywiłam głowę w namyśle, a gdy zrozumiałam co mogło się za tym kryć aż podskoczyłam na fotelu. Okej, dosłownie poderwałam się na równe nogi, jakbym była gotowa ruszyć do tego dnia.

– Cholera, poważnie? – zawołałam podekscytowana. – Jak ćwiczycie, co ćwiczycie, mogę być waszym celem?

Jakoś tak się złożyło, że spotkaliśmy się w pół drogi do siebie i nim wybrzmiało moje ostatnie pytanie, ręce miałam złożone na piersi Foxa i wpatrywałam się w niego jak na prezent bożonarodzeniowy. Mężczyzna przełknął ciężko ślinę i jakimś cudem, nie wiem jak to zrobił, cały czas patrzył w moje oczy. Odetchnął cicho, a mnie owiał owocowy zapach. Miał język czerwieńszy niż normalnie i gdy oblizał wargi, moje oczy od razu zwróciły uwagę na kolor.

– Jessamine – mruknął ochryple. Wcześniej włożone w kieszenie dłonie uniósł do moich rąk i wsparł je na grzbietach. Kontrast był niesamowity. Palce mężczyzny były bardzo długie, do tego dość smukłe.

Patrzyłam na niego w napięciu, ponieważ bardzo chciałam pogłębić ten dotyk. Zmienić go na uścisk tak mocny, że zabraknie mi powietrza, lub pocałunek tak słodki, że się nim stanie.

– Fox, ja... Nigdy nie porozmawialiśmy o tamtej nocy – szepnęłam z wahaniem. Nie chciałam psuć tej chwili, ale cholera musiałam poprawić nasze fundamenty, żebyśmy stanęli solidnie w naszej znajomości.

Posłał mi krzywy, nieprawdopodobnie smutny uśmiech.

– Wiem, że byłaś poddenerwowana i działałaś w emocjach. Rozumiem, że nie tego chciałaś, że to tylko impuls, to nic złego – zapewnił mnie kojącym tonem.

Ale jakże złymi słowami.

A może właściwymi? Cholera, miałam mętlik. Przestraszyłam się, że mu się narzuciłam. Kurwa, no przecież że mu się narzuciłam! Musiał wiedzieć, że coś działo się między mną a Lucą, bo było to najbardziej oczywiste, ale jeśli on nie chciał ode mnie niczego prócz przyjaźni?

– Jestem taką kretynką, przepraszam! – zawołałam w panice. Chciałam się wycofać, ale powstrzymał mnie mocniejszym uściskiem. – Cholera, Fox, faktycznie wtedy nie myślałam i byłam spanikowana, ale po prostu na ciebie spojrzałam i byłam tak szczęśliwa, że nic ci nie jest i potrzebowałam...

Cóż, więc tak odwracają się role.

Prędko przycisnął mnie do swojej piersi w mocnym, pewnym uścisku, a jego usta znalazły się na moich. Wpierw nie wiedziałam co się dzieje, zbyt oszołomiona myślą, że nadrzuciłam się i teraz było mu głupio, ale w swoim profesjonalnym podejściu nie chciał nic mówić.

Tylko że ten pocałunek, cholera ten pocałunek...

Nie wiedziałam, że można być tak delikatnie całowaną. Z czułością oraz uwagą, jakby najmniejszy milimetr wymagał odpowiedniego dopieszczenia. Nie próbował od razu wedrzeć się do środka, językiem wyłącznie lekko muskał moje wargi. W końcu sama nie wytrzymałam i otwarłam usta. Cieszyłam się, że nogi miał rozstawione i trzymał sztywną postawę, bo sama po prostu oparłam się na nim całym ciężarem. Jęknęłam, gdy tylko poczułam jego smak.

– Słodkie czereśnie – odetchnęłam ciężko, gdy na chwilę się od siebie odsunęliśmy. Nasze oddechy zmieszały się ze sobą, a czoła zetknęły. – Nigdy nie zapomnę tego smaku.

Dłonie Foxa przemieściły się na moich plecach i teraz byłam do niego przytulona. Gładził mój kark oraz zakrzywienie nad kręgosłupem, a ja wciskałam w jego szyję twarz, ręce zaciskając na tyle jego koszulki.

– Nigdy nie będziesz musiała – szepnął do mojego ucha, przez co wzmocniłam uścisk. Nie chciałam go puszczać, nie byłam w stanie tego zrobić. – Uwielbiam te lizaki.

Roześmiałam się i niechętnie odsunęłam odrobinę, żeby widzieć jego twarz. Od razu po zobaczeniu miny mężczyzny nabrałam ochoty na skrycie się przed tą czułością.

– Fox, ja i Luca... – przerwał mi szybkim pocałunkiem. Z tego zaskoczenia moje usta pozostały otwarte, gdy odsunął się ode mnie na niewielką odległość. – Jak będę mówić coś, co ci się nie spodoba, będziesz reagował w ten sposób?

– Chętnie – błysnął pośpiesznym uśmiechem, ale spoważniał. – Wiem, że między wami dzieje się coś ważnego i nigdy nie odebrałbym mu możliwości, na uzyskanie szczęścia.

Poczułam, że moje gardło się zaciska, a w żołądku formuje się nerwowa gula.

– A gdyby... – przymknęłam powieki, nie byłam w stanie teraz na niego patrzeć. – A gdyby to się nie wykluczało?

Fox znieruchomiał. Czułam, że jego ręce się przemieszczają, wypuszczają mnie z uścisku. Jeśli faktycznie chce się odsunąć – nie chciałam tego widzieć, nie byłabym w stanie. Trzymałam więc dziecinnie zamknięte oczy.

Otwarłam je dopiero, gdy dłonie mężczyzny ujęły moją twarz z prośbą:

– Spójrz na mnie, amorku – wyszeptał nagląco. – Nie ma dla mnie znaczenia, czy byłabyś tylko ze mną, czy z piętnastką innych facetów, jeśli w ogóle można mówić o jakimś być. Ja... pragnę tego, Jessamine. Pragnę cię poznać, każdą najmniejszą cząstkę ciebie, którą mi oddasz.

Czemu ten facet musi być taki słodki? I nie miałam na myśli wyłącznie wiśniowych lizaków.

– Och, Fox – westchnęłam, gwałtownie mrugając powiekami. Jeszcze sekunda a się przez niego rozkleję. – Jesteś pewien?

Pogładził mnie po policzku, a jego dłonie ponownie opadły na moje biodra, tym razem tam zostały.

– Robisz ze mnie desperata, bo rozpaczliwie potrzebuję twojej obecności – wzruszył ramionami, zauważyłam, że chyba był zakłopotany. – Nie oszukujesz, nie kłamiesz. Mówisz wprost, że coś się dzieje między tobą i Luciem, pierwsze o czym pomyślałaś, to moje samopoczucie... Boże, Jessamine, jak mógłbym nie być pewien?

Podrapałam się po szyi nagle zdenerwowana.

– Ja, hm, całowałam się też z Knightem – wykrztusiłam pospiesznie, poczułam że cała moja twarz zmienia się w neon. Może, jeśli zwariuję przez serial, ktoś zatrudni mnie na święta jako Rudolfę Czerwonogębą.

– Z Knightem? – zdziwił się, ale nie tak brzydko, a raczej serdecznie. – Myślałem, że Cole... – Tym razem on przerwał i odwrócił wzrok. Szybko nasze spojrzenia się spotkały i parsknęliśmy śmiechem.

– Boże, jesteśmy beznadziejni, nie? – pokręciłam głową.

Oto jeden z niezręczniejszych, dziwnych momentów mojego życia: układam ścieżkę czułości z facetami z innym facetem, którym jestem zainteresowana.

A mógł to być typowy czwartek.

– Tragedia – zgodził się, głos miał rozbawiony. – Nie powinniśmy się już w ogóle pokazywać ludziom na oczy.

Chyba czytał mi w myślach, ponieważ brzmiało to jak plan idealny.

Fox w CA załatwił wszystko, co miał zrobić i byliśmy wolni żeby wrócić do Torsth. Czułam nie aż tak ukradkowe spojrzenia, które rzucał mi całą drogę do swojego samochodu. Walczyłam wówczas z uśmiechem, ale poddałam się, gdy po wyjechaniu z parkingu złapał mnie za dłoń. Przez całą drogę trzymał ją w delikatnym uścisku, chwała za automatyczną skrzynię biegów.

Gdy zajechaliśmy pod dom Fox wyłączył z westchnieniem silnik i nie kwapił się do wyjścia z samochodu. Odpięłam pas, żeby obrócić się w kierunku mężczyzny.

– Co jest? – zapytałam.

– Jessamine, chciałbym żebyś wiedziała że to – pokazał między nami prędkim gestem. – Nie ma żadnego terminu, nie ma dedlajnu, żadnej ramy której musisz się trzymać.

Potakiwałam na jego słowa cały czas. Zgadzałam się z tym i pewnie nawet w totalnie innym wymiarze, bo każdego dnia uświadamiałam sobie, że cokolwiek się tutaj działo, nie chciałabym łatwo ani szybko odpuścić.

Zaczęło się od zwykłej propozycji pieprzenia dla rozluźnienia, ale to ewoluowało poza moją kontrolą.

Moje głupie, naiwne serce to zrobiło.

– To dotyczy też ciebie, wiesz? – Zakryłam drugą dłonią jego rękę w moim uścisku. – Cokolwiek ci się nie spodoba, albo będziesz miał wrażenie, że przekroczę twoją granicę...

– Nie przekroczysz – zapewnił pospiesznie, może trochę zbyt pospiesznie, co mnie zmartwiło. – Przysięgam, odkąd cię zobaczyłem miałem ochotę cię przytulić i nie wypuszczać z rąk.

Posłałam mu drżący uśmiech udając, że wcale nie przejęłam się tym naglącym tonem. Na zrozumienie tego wszystkiego przyjdzie czas i będę z całych sił starała się zrozumieć Foxa – bezwarunkowo przyjąć go takim, jaki jest.

– To dobrze, że zgłaszasz się na moją osobistą poduszkę – mrugnęłam do niego. Zerknęłam na zegarek, który zawibrował od powiadomienia. – Ech, szybcy są.

– Praca?

– Tak, dostałam jedną sekcję dialogową, którą muszę sprawdzić, żeby praca ruszyła dalej – spojrzałam na niego ze skruchą. – Cholera, przepraszam Fox, chcę z tobą spędzić dziś jak najwięcej czasu. muszę się tym teraz zająć, a po tym będę cała twoja.

Pochylił się do przodu, a jakże, żeby mnie pocałować. Ciężko to przyszło, ponieważ zaczęłam się uśmiechać, gdy tylko ruszył w moją stronę.

– Mamy czas – przypomniał niskim głosem. Nie wiem dlaczego, ale ta ciasna przestrzeń samochodu sprawiała, że wyobrażałam sobie coś z goła innego niż przytulanie na kanapie podczas seansu. – Chodź do środka, bo jeszcze chwila a zacznę się obściskiwać tutaj z tobą niczym nastolatek.

– To niby coś złego? – zapytałam z mrugnięciem i szybko wyskoczyłam z samochodu. Usłyszałam za plecami jego przeciągłe jęknięcie. – Dopiszę to do naszej listy „na przyszłość".

– Och, to mamy jakąś wspólną listę? – drażnił się.

– Teraz już tak!

Wchodząc do domu usłyszeliśmy radosne pogwizdywanie Margaueritte, która gdzieś odkurzała. Stanęłam na palcach żeby pocałować policzek Foxa. Mężczyzna wydawał się tym gestem zaskoczony, ale także zadowolony. W jego oczach znów ujrzałam tą niebywałą czułość.

– Jak skończę te najbardziej palące sprawy, to przyjdę do ciebie z laptopem, okej? – zapytałam, ale trochę straciłam pewność. – Jeśli chciałbyś chwilę popracować razem, oczywiście.

Mogłam zrobić to odrobinę specjalnie, zwłaszcza że zaskarbiłam sobie tym kolejny, tym razem dłuższy pocałunek.

– Czy to wystarczy za potwierdzenie? – spytał ochryple, przy każdym słowie jego wargi muskały moje.

– Kurcze, nie wiem, dla pewnościmpf!

Okej, w tym pocałunku nie próżnował i chociaż miałam ochotę wdrapać się na niego, objąć jego wąską talię udami, to udało mi się – słabo bo słabo – ustać w miejscu. Odsunęliśmy się od siebie dysząc ciężko, mina Foxa tym razem wyrażała niesamowite zadowolenie.

– Śmigaj do pracy – pocałował mnie w nos, obrócił w kierunku schodów na piętro i delikatnie pchnął. Przez ramię posłałam mu złe spojrzenie, ale wbiegłam posłusznie na górę, a plecaczek z laptopem obijał się agresywnie o moje plecy.

Wpierw było mi ciężko się na czymkolwiek skupić – oczywiście, że Fox okupował każdą moją myśl. Uczucie, jakie we mnie wzbudzał z każdym zerknięciem oraz muśnięciem dłonią wywindowało mnie do samego nieba. Uwielbiałam to, że był to inny rodzaj... haju. Z tymi facetami byłam nawalona mocniej, niż przy używkach. Tylko że oni raczej powinni mi wyjść na zdrowie. A przynajmniej tak sobie planowałam.

Wzięłam szybki prysznic, żeby ostudzić myśli. Wszystkie i tak galopowały w kierunku ramion Foxa, a przydałoby mi się dziś chociaż kilka procent skupienia nad pracą.

Nie wiem dokładnie w którym momencie skusiłam się, żeby zerknąć w internet. Pierwsza faza złudnego zapału do wywiązania się z obietnic minęła mi jakoś po godzinie. Byłam prawie na finiszu weryfikacji, gdy zaczęłam się rozpraszać. Myślałam, że po ustawieniu sobie budziku na pięć minut, dziarsko zabiorę się do dalszego działania.

I, gdyby nie ten mail, pewnie by mi się udało.

Praktycznie już nie korzystałam z Facebooka, ale i tak odruchowo o uruchomiłam żeby przelotnie zerknąć. Od razu usłyszałam piknięcie wiadomości przychodzącej, okienko komunikatora wyskoczyło wraz z nagraniem.

Na początku nie było dźwięku, ponieważ miałam je w odtwarzaczu wyciszone. Czy obraz mi wystarczył? Powinien, kurwa, powinien mi wystarczyć, ale i tak najechałam kursorem, żeby pogłośnić. Szczerze wątpiłam w to, że kiedykolwiek pozbędę się z pamięci tych krzyków. Moje dłonie zaczęły trząść się tak, że nie byłam w stanie wyciszyć, ani zamknąć okna.

– Kurwa! – wrzasnęłam, zatrzaskując klapę.

Czułam, że zaczynam hiperwentylować, było mi niedobrze i chciałam jednocześnie rzygać, ale potrzebowałam tlenu. Ledwo udało mi się wykrztusić kolejne przekleństwo. Spadłam z łóżka, nie dobiegając do toalety na czas. Kwas wypalił mi drogę w przełyku, gdy padłam na kolana dwa kroki przed muszlą. Miałam wrażenie, że moje ramiona automatycznie chcą złożyć się wokół mnie tak, bym była niewielką, niewidzialną kulką.

Dlaczego?

Powodów było sto, albo i tysiąc, powodów była niezliczona ilość, jaka nie powinna mieć znaczenia. Liczyło się tylko to, że ktoś zrobił taką manipulację.

Chyba leżałam skulona na chłodnej posadzce więcej niż kilkanaście minut. Po tym, jak udało mi się powstrzymać jeszcze jeden odruch wymiotny i mój oddech w miarę się unormował, spróbowałam wstać. Czułam się gorzej, niż jakby mnie przejechał walec – ba, przejechanie walcem byłoby sto razy milsze.

Bałagan posprzątałam automatycznie, lecz w łazience i tak śmierdziało wymiocinami. Nim, z wyraźnym wstrętem, zabrałam laptopa w drodze do Foxa, udało mi się umyć zęby bez kolejnej fali nudności. W domu było cichutko, zbyt cicho żebym czuła się komfortowo. Miałam wrażenie, że idę przez mauzoleum – gdzieś głęboko w sobie rozumiałam, że to przez szok. Nawet moje stopy krok za krokiem nie wydawały dźwięku. Szłam od pokoju do pokoju szukając kogoś, kogokolwiek przy którym może nie rozleciałabym się, ale przy kim mogłabym się przekonać, czy może sobie tego nie wyobraziłam.

Co jeśli sobie to wyobraziłam?

W końcu znalazłam Foxa w kuchni. Robił sobie kanapkę, przykładał się do tego lepiej niż do budowania ósmego cudu świata.

– Margie pojechała na zakupy, więc jeśli... – Po spojrzeniu na mnie zamarł z liściem sałaty wystającym z ust. Nim mrugnęłam już znalazł się przy moim boku, jego ręce niespokojnie krążyły wokół mojego ciała. Mężczyzna nie wiedział co zrobić, wiedziałam że wyglądałam okropnie. – Chryste, Jessamine, co się stało? Błagam, amorku, powiedz coś.

Przez chwilę tylko kiwałam głową, kołysząc się na piętach. Uniosłam dłoń do czoła, wyczułam pod palcami, że jestem rozgrzana. Fox poprowadził mnie do krzesełka i pomógł mi usiąść. Wciąż jednak trzymał przedziwny dystans. I trochę... trochę byłam z tego zadowolona.

– Może mi się przywidziało? – wychrypiałam. Potrząsnęłam głową wypuszczając laptopa z kurczowego uścisku. Położywszy go na blacie zamarłam z palcami przy klapie. – Musiało się przywidzieć.

W końcu dłoń Foxa wylądowała na moich plecach. Ostrożnie, chociaż wcale nie byłam kruchym kwiatem, który może załamać się pod jakimkolwiek ciężarem. Wzdrygnęłam się mimowolnie, lecz nie odsunęłam się. Mężczyzna zamarł niezdecydowany, chciał sięgnąć po laptopa i samemu się przekonać, co się wydarzyło, ale najwyraźniej obawiał się mojej reakcji.

– Jessamine, cokolwiek zobaczyłaś bardzo chcę, żebyś mi to pokazała, dobrze? – powiedział bardzo cicho i kurewsko poważnie. Ten ton w jego głosie sprawił, że odrobinę się otrząsnęłam, byłam nawet w stanie spojrzeć mu w oczy. Niezdecydowane łzy, wciąż wracające, w końcu się przelały. Zamrugałam gwałtownie, gdy palcem delikatnie starł je z moich policzków. – Jeśli nie czujesz się na siłach, pójdziemy teraz do sypialni, okej? Położysz się i spróbujesz trochę przespać. Zrobię ci coś ciepłego do picia i zostanę, póki Luca nie przyjedzie, tak?

Pytania, ostrożność, powaga.

Dolna warga zadrżała mi od tego, z jaką roztropnością podchodził do mojego stanu. Ukryłam twarz w dłoniach na kilka sekund. Wzięłam dosłownie trzy szybkie oddechy, nim wyprostowałam ramiona.

– To obrzydliwa rzecz, po prostu wzięła mnie z cholernego zaskoczenia – przeprosiłam go. Nim mógł powiedzieć coś więcej, sięgnęłam do klapy i kontynuowałam: – Po prostu wysłano to z konta osoby, która już nie żyje.

Nigdy nie nagrałam z nim niczego takiego, dopowiedziałam sobie w myślach.

Trudno było mi powiedzieć jakiej reakcji Foxa oczekiwałam. Szok zaczął ze mnie schodzić i przechodziłam w bardziej racjonalne myślenie. Wszystko chciałam przełożyć na racjonalny argument. Nie spodziewałam się jednak, że podczas tego nagrania – podczas tych obrzydliwych czterdziestu sekund – on także zzielenieje i będzie wyglądał, jakby uderzono go obuchem.

Ktoś wstawił moją twarz w hardcorowe porno. Kobieta na nagraniu broniła się, a także przeraźliwie płakała. Ja też zaczęłam płakać, tym razem z bezsilności. Odgrywana scena gwałtu była cholernie detaliczna. Miejsce, w którym to się działo potwornie obskurne, światło wyciągało z twarzy ludzi to, co najgorsze. Mężczyźni wyglądali zwierzęco, a dziewczyna – ktoś, kto musiał być bardzo podobny do mnie – z moją twarzą składała się wyłącznie z agonii.

Tak kończą nieposłuszne suki i scenarzystki.

Padło z głośników pod koniec. Głos był przepełniony szumami i spięciami, jakby nagrywali na kiepskiej jakości sprzęcie, pomimo dobrego obrazu. Zbyt dobrego, zbyt wiele detali... przełknęłam ciężko ślinę widząc, jak na samym końcu ktoś zamachuje się kijem baseballowym na głowę aktorki. Nagranie zatrzymało się w połowie drogi tego zmarkowanego uderzenia.

Zatrzęsłam się z obrzydzenia i obróciłam do Foxa, żeby spojrzeć w jego twarz. Zmieniwszy pozycje wytrąciłam go z zamyślenia, oparłam się też o niego, ponieważ był bardzo blisko mnie. Jego ramie jakby automatycznie owinęło się wokół mojej talii. Czując się pewniej z takim dotykiem, wtuliłam się w mężczyznę.

Prawie odsunęłam się na widok jego miny.

– Fox? – zawołałam wysokim tonem, gdy trzasnęły drzwi wejściowe. Najwyraźniej Margie wróciła z zakupów i chciałam zamknąć laptopa nim ona na to popatrzy, ale nie byłam w stanie się ruszyć. – Fox?

Z wahaniem wyciągnęłam dłoń ku jego twarzy. Powoli potrząsnął głową, oddech miał urywany. Przymkną powieki po czym przełknął kilkukrotnie, jakby zbierał się w sobie.

– Co tu się dzieje?

Knight chyba nie chciał brzmieć ostro, ale nie dziwiłam się mu: ja siedziałam zapłakana, a Fox wyglądał jakby mógł zaraz do mnie w tym dołączyć. Obejrzałam się przez ramię na mężczyznę i gdy zobaczył całą moją twarz znalazł się przy nas w kilku susach.

– Proszę, tylko już bez dźwięku – wykrztusiłam, gdy stanął za naszymi plecami i z syknięciem zareagował na stillsa. Knight wziął do rąk laptopa, a nagranie obejrzał w ciszy. Gdy skończył spojrzał wprost na Foxa i przez chwilę patrzyli na siebie bez słów. On wciąż mnie obejmował, jego uścisk był jednak minimalnie słabszy. Knight zamknął laptopa i włożył go sobie pod pachę. – Kto w ogóle znajduje takie hard porno? – pociągnęłam nosem i gniewnie otarłam ostatnie łzy, które jeszcze chciały spłynąć. Mając obok siebie ich obu czułam się ociupinkę lepiej. – Pieprzone AI, nigdy nie uda nam się uregul... Dlaczego tak na mnie patrzycie?

Foc wyglądał tak, jakby cierpiał fizyczne katusze. Obróciłam się na krzesełku tak, żeby widzieć ich jak najlepiej. Ramię mężczyzny opadło wzdłuż jego tułowia. Otworzył usta, ale nie był w stanie się odezwać.

Mój strach nagle powrócił, osiągnąwszy astronomiczny poziom. Popatrzyłam na Knighta niemo żądając jakiekolwiek odpowiedzi. Był blisko nas, ale teraz zrobił kolejny krok, tak że Fox wsparł się na nim, widziałam jak jego ciało niemal opadło na mężczyznę. Knight bardzo ostrożnie wziął moją dłoń w swoją.

– To był prawdziwy gwałt, moja dziecinko – powiedział delikatnie, a do mnie w pierwszym odruchu w ogóle nie dotarły te słowa.

Popatrzyłam na Foxa, który nie był w stanie spojrzeć mi w oczy. Potrząsnęłam głową i ze ściśniętą piersią wróciłam wzrokiem do Knighta.

– Jak to prawdziwy? – wykrztusiłam, zaczynałam się trząść, a głos prawie utkwił mi w gardle na wieki. – Czy ktoś... czy ktoś specjalnie? Przeze mnie? To przez...

Oboje sięgnęli w moim kierunku w jednym momencie. A może to ja rzuciłam się na nich? Nie miałam pewności, nie potrafiłam w tej chwili wskazać czegokolwiek. Obaj przycisnęli mnie do siebie, trochę też wspierając się wzajemnie. Próbowałam mówić przez łzy, bo nie dowierzałam.

– Czarny rynek jest duży, prawda? Ktoś pewnie kupił jakieś stare nagranie i przerobił – załkałam. – To nie jest pocieszające, ale... ale...

Fox obejmował mnie coraz mocniej i mocniej, twarz zanurzył w moich włosach i starał się po prostu oddychać. Knight zaś działał jako nasza opoka. W pewnym momencie chyba też przycisnął do siebie swojego przyjaciela, tuląc nasze ciała z silną pewnością. Twarz miałam wspartą o jego szeroką pierś, dłoń mężczyzny gładziła moje plecy w uspokajającym rytmie. Czasem mówił jakieś pocieszające frazesy – szczere, lecz bezowocne, bo musiałam sama się uspokoić. Żaden logiczny argument do mnie nie docierał, nie byłam w stanie zbliżyć się do czegokolwiek spokojnego myślenia.

Nic mi więcej nie wyjaśnili. W tym momencie, gdy byłam zbyt słaba żeby to udźwignąć, cieszyłam się z takiego obrotu sprawy. Minęło trochę czasu, nim byłam gotowa się od nich odsunąć. Fox chyba też potrzebował tych minut na wyciszenie się. Kiedy kolejnym razem na niego spojrzałam, miał niesamowitą zaciętość na twarzy, ale także troskę.

Nie udało mu się jednak ukryć faktu, że miał przekrwione oczy. Czerwone pasemko w jego oczach pogłębiało tylko obraz udręki, jaki próbował w sobie skryć.

– Idźcie do salonu – Knight powiedział cicho. – Przyniosę wam coś do picia, okej?

Fox przytaknął i wziął mnie za rękę. Nie oponowałam, chętnie uczepiając się jego dłoni. Przez całe popołudnie nie odstępowali mnie nawet na krok. Któryś zawsze był tuż obok, nawet jeśli szłam do toalety, to czekali przed sypialnią lub kilka kroków od łazienek na dole. Margie nic nie mówiła, ale w jej spojrzeniu widziałam, że wyjaśnili jej sytuację.

Nie miałam głowy do przejmowania się niczym. Tuliłam się do Foxa i Knighta jakbym była bezradnym dzieckiem. Trzymałam się ich z całych sił póki nie zmorzył mnie sen, a nawet wtedy mi towarzyszyli.

Tylko dzięki nim nie miałam tej nocy koszmarów.


_________________


Cześć, czołem!

Jak tam się trzymacie? Ja nie wierzę, że to już październik!

Chciałam Wam powiedzieć, że jeśli nic się nie zmieni to... "Winning show. W niebezpieczeństwie" będzie mieć łącznie 47 rozdziałów + epilog 😍 Mam nadzieję, że wytrzymacie ze mną jeszcze tyle przerażających, słodkich i bardzo seksownych rozdziałów 🥰

Miłej niedzieli! ❣️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro