Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22. Luca 🔥

Jessamine była cała i tylko to się liczyło. Roztrzęsiona przytrzymywała jego ciało, jakby zaraz miał osunąć się w ramiona śmierci, jeśli tylko wypuści go ze swojego uścisku. Knight rzucił im wyłącznie jedno spojrzenie. Luca zacisnął zęby z bólu i przyjaciel pobiegł za uciekającym napastnikiem.

Wszystko działo się na przestrzeni sekund, Luca prawie uśmiechnął się z zadowoleniem. Fox z gniewnym piskiem zajechał drogę typowi, przez co ten przeleciał przez maskę. Knight dopadł do niego w chwili, w której ten próbował pozbierać się do dalszej ucieczki.

– Luca? Jezu, Luca, tak mi przykro – z oczu Jessamine w końcu uciekły łzy. Schroniła swoją twarz we włosach mężczyzny, czuł jej zziębnięty ze strachu nos.

Ratownicy medyczni byli tylko przecznicę od galerii, dlatego niemal od razu się zabrali do pomocy. Przez zaciśnięte zęby wyjaśniał, co się działo. Trzymał dłoń Jessamine z równą siłą, co ona ściskała jego. Luca czuł, że nie jest tak źle – bark i część ramienia płonęły, ale dziwił się że było to uczucie bliskie oparzeniu gorącą wodą. Chociaż pewnie mogło być to spowodowane szokiem.

– Ma pan szczęście – powiedziała ratowniczka po pierwszych oględzinach. – Ktoś pomieszał proporcje i roztwór jest słaby. Zabieramy jednak pana do szpitala na pełne badania. Panią proszę o...

– Jestem jego żoną, muszę jechać – odparła twardym głosem, chociaż wciąż słychać było łzy, które groziły powodzią całej ulicy.

Kobieta zmierzyła Jessamine wzrokiem, mówiąc, że za chwilę odjedziemy. Patrzyli jak idzie do do swojego kolegi, który świecił latarką w oczy oszołomionego mężczyzny. Knight trzymał go ze zbyteczną siłą, nawet jeden mięsień nie drgnął mu, gdy ratownik próbował zbadać poszkodowanego napastnika.

Fox, upewniwszy się że nie ratownicy niczego nie potrzebują, podbiegł do nich, a zmartwienie wykrzywiało jego bladą twarz.

– Wszystko w porządku – Luca zaoponował tak pewnie, jak tylko mógł. Jessamine od razu posłała mu pełne niedowierzania spojrzenie.

– Zostałeś oblany kwasem!

– Słabym – przypomniał.

– Zostaną ci blizny, Luca. Na całe życie – głos jej się załamał, zamrugała powiekami nieskutecznie odganiając łzy.

– Och, dziecinko – mruknął i przyciągnął ją do siebie. Skrzywił się, poruszywszy barkiem, ale zauważył to tylko Fox. Przyjaciel położył dłoń na jego ręce, która spoczywała na karku Jessamine.

– Cole jest już w drodze – zapewnił i nie pozwolił mu zbagatelizować sprawy. – Dojedzie do was do szpitala, my zabieramy napastnika na posterunek. Gościu przygrzmocił o asfalt, ale na szczęście tułowiem, po prostu go zamroczyło. Jessamine? – zapytał cicho. Odsunęła się od piersi Luca, żeby spojrzeć na niego zapłakanymi oczami. Fox wyciągnął dłoń i starł najnowszą ścieżkę łez z jej policzka. – Potrzebujesz czegoś? Chcesz, żeby Cole przywiózł ci ubrania do szpitala? Wygodne but...

Pocałowała go.

To było szybkie cmoknięcie w usta, ale odjęło im mowę. Fox patrzył oszołomiony na Jessamine, która wzięła jego twarz w swoje dłonie i przyciągnęła go bliżej.

– Nic mi nie jest Fox – powiedziała kojącym tonem. – Nawet jednej kropli na skórze. Zatroszczę się o Lucę nawet na bosaka.

Zamrugał gwałtownie i szybko pocałował ją w odpowiedzi.

– Uważajcie na siebie, a ty masz się słuchać lekarzy – posłał srogie spojrzenie przyjacielowi i odbiegł do Knighta, który zapakował napastnika do samochodu policyjnego.

Radiowóz podjechał, gdy byli zajęci sobą. Zaczęto też kierować ruchem, ponieważ przez karetkę oraz samochód Foxa zrobił się zator. Migały flesze aparatów, paparazzi w końcu doczekały się mięska. Ratowniczka z beznamiętną miną poklepała otwarte drzwi ambulansu. Jessamine pomogła Luce położyć się na boku, żeby według instrukcji, nie narażał barku. Zdjęto z niego większą część koszuli, by nie naruszała oparzeń. Ratowniczka obiecała, że wygląda to gorzej, niż jest w rzeczywistości. Luca, czuł nieznacznie zdrętwienie, ale zbyt skupiał się na Jessamine żeby myśleć o ranie. Całą drogę trzymała i gładziła jego dłoń, oboje czuli zaciekawione spojrzenie ratowniczki, ale nie odrywali od siebie spojrzenia. Luca chyba, ze wszystkich tych emocji i dzięki spokojnej pieszczocie, odpłynął na chwilę.

Ze szpitala wypisali go dopiero w niedzielne południe. Cole zniknął tylko po to, by Jessamine faktycznie nie chodziła boso po jego sali. Istniała szansa, że przy odpowiednim zadbaniu o oparzenie i zerowym nadwyrężaniu się przez kolejny miesiąc, powinno się obyć bez blizn na barku oraz łopatce.

– Proszę także uważać podczas seksu – lekarz pstryknął długopisem i wsadził go sobie do kieszonki na piersi. Zaplótł ramiona, podkładką z kartą choroby uderzał się o bok. – Dźwiganie oraz leżenie na plecach odpada.

Jessamine z takim przejęciem wysłuchiwała wszystkich zaleceń, że zorientowała się co powiedział, gdy pożegnał się z nimi uściskiem dłoni. Zamrugała oniemiała i przygryzła policzek, zerkając kątem oka na Lucę.

– Spokojnie, dziecinko – nachylił się do jej ucha, żeby szepnąć. – Damy sobie radę.

Wydęła policzki i pociągnęła go za dłuższe włoski na brodzie.

– Faktycznie możesz przecież klęczeć – odparła. – Z kneblem w ustach.

I odeszła żeby przywołać windę, a Cole nie mógł się doprosić, żeby zdradził czym go tak rozbawiła.

Z plotkarami już tak bywa, że wystarczy kilka godzin, a wieść niesie się z prędkością światła. W ciągu kolejnych dni z koszem prezentowym wpadła Sus Zarie, Thea upewniała się, czy na pewno jest przekonany o tym, że mają siedzieć na uniwersytecie, zaś Jacoby... Cóż, kiedy dowiedział się, że został ranny,jego syn do najmilszych nie należał.

– Jacoby, synku – Luca jęknął ze śmiechem. – Już mnie wypuścili do domu, żyję, poruszam się, jestem sprawny. Wiesz przecież jaką mamy pracę.

Jacoby przez chwilę milczał, aż Luca zerknął, czy połączenie nie zostało zerwane.

– Wiem, tato – mruknął cicho. Westchnął głęboko i usłyszał stuknięcie, chyba zamknął za sobą drzwi. – Po prostu się o ciebie martwię.

– To moja rola, młody – napomniał.

– Ja wiem – powiedział buńczucznym, ostrym tonem. – Przejmujesz się wszystkimi, tylko nie sobą. Ale przejmujesz się też nią, prawda?

Luca zamrugał zdziwiony, pochylając się do przodu. Siedział w salonie, gdzie spędził pierwsze godziny po powrocie ze szpitala. Miał dość tego, że co chwila ktoś przypadkiem wychodził ze swojego pokoju i przypadkiem zerkał, czy czegoś nie potrzebował.

– Jessamine, jest... – urwał, nie wiedząc co dokładnie powiedzieć. Spowiadanie się synowi z uczuć, które zaczął rozwijać do swojej klientki było o wiele bardziej skomplikowane, niż mógł sobie wyobrazić.

– Widziałem zdjęcia – odparł, a Luca zrozumiał, że w głosie Jacoby'ego brzmiała nadzieja. – Jest piękna. No i wyglądasz przy niej młodziej. Jakbyś był...

– Jaki? – zapytał, nie do końca wiedząc, czy chce usłyszeć odpowiedź.

– Gdzieś pomiędzy zakochaniem się – wyznał stłumionym od emocji głosem. – Nie mogę sobie przypomnieć, czy ty w ogóle kiedykolwiek tak patrzyłeś na mamę.

Luca przymknął powieki. Oczywiście że patrzył ciepło na Bett, że widząc ją widział miłość: małżeńską oraz ojcowską. To jednak tak bardzo skażone było kłamstwem, że nie mógł przełknąć tych wspomnień.

Nie, on nie chciał niczego przełykać on chciał po prostu pogodzić się z tym, pójść dalej.

– Jacoby, ja i mama... – Westchnął do słuchawki, ze skrzywioną twarzą masował sobie kark.

– Wiem, bagno i dziesięć metrów mułu – wtrącił pospiesznie. Po jego głosie zrozumiał, że syn był na granicy. Czasem łatwo było zapomnieć, że nawet jeśli był niesamowicie silny, Jacoby był też wrażliwy i również cierpiał przez to wszystko. – Po prostu... Pooglądaj sobie te zdjęcia, jest ich trochę. Spod karetki też. Z Foxem.

– Kurwa.

– Nie oceniam – wtrącił pospiesznie Jacoby, nuta humoru powróciła. – Nawet się nie dziwię.

– Dzieciaku, bo utnę ci kieszonkowe – burknął, na co syn się roześmiał.

– Wiesz przecież, że Knight nie pozwoli mi głodować – odparł zadowolony.

– Co nie znaczy, że możesz mnie dręczyć – wytknął ze śmiechem. Niemal usłyszał, że Jacoby szczerzy się w uśmiechu do słuchawki.

– Trzymam cię na chodzie, staruszku – odparł. – Ale ona chyba też, nie? Wyglądasz jakbyś znów miał cel w życiu.

– Ty i Chloe jesteście moim celem w życiu – wychrypiał ciężko, przez co zapadła między nimi znacząca, bolesna cisza. Luca do tej pory nie wiedział, a sam Jacoby pewnie też nie umiał wskazać, która zraniła go bardziej: siostra czy matka.

– Tylko że my dorastamy – Jacoby w końcu powiedział cicho, głos miał zdławiony. – Już jesteśmy na tak kurewsko różnych ścieżkach, ale prowadzą one daleko od domu. Twój dom nie może być pusty, słyszysz? Wiem, że Knight, Cole i Fox nigdy cię nie zostawią, ale warto mieć koło siebie kogoś jeszcze. Zasługujecie na ten rodzaj szczęścia. Na kolejny cel.

– Zawsze byłeś taką mądralą? – zapytał, gwałtownie przecierając oczy. Jacoby wypuścił z siebie zdławiony śmiech.

– Od pierwszego dnia – zapewnił całkiem wesoło. W tle słychać było jakieś zamieszanie, ale Luca nie mógł rozróżnić dźwięków. – Dobra, twoje stare kości potrzebują odpoczynku, a nie sentymentalnych podróży rozrywających serce. Trzymaj się. Kocham cię, tato.

Udało się mu odmrugać łzy, które napłynęły mu do oczu. Jacoby, chyba przez kogoś zawołany, rozłączył się dość szybko i już nie słyszał:

– Ja ciebie też, cholernie mocno, synku.

Pozwolił sobie na łzy, które mimowolnie wypłynęły spod zaciśniętych powiek. Zacisnął usta w wąską kreskę, ale spojrzał na Jessamine, która niezdecydowana stała w wejściu do salonu.

– Przepraszam, nie chciałam... – potrząsnęła głową z lekko czerwonym nosem. Luca wskazał na kanapę obok siebie, więc podeszła. Przysiadła na samym brzegu, ale przyciągnął ją do siebie na kolana. – Zranisz się!

Ani trochę o to nie dbał. Wzmocnił uścisk, wciskając swoją twarz w miękkie pukle kobiety. Po chwili zrozumiała, że to było wszystkim, czego potrzebował. Obróciła się w jego uścisku tak, że mógł pochylić się do przodu i przenieść swój ciężar na nią. W cichym wsparciu gładziła jego włosy, jakby był małym samotnym chłopcem.

Czuł się jak mały, samotny chłopiec, któremu udało się odnaleźć drogę powrotną do domu.

Od tamtego telefonu i załamania Luci minęło pięć dni, a Jessamine wciąż obchodziła się z nim jak z jajkiem. Zgodnie postanowili, że przez dwa tygodnie zostanie w domu, bo w firmie bez problemu sobie poradzą bez jego obecności. Na początku był całkiem zadowolony – może i wręcz rozbawiony kwoczą troskliwością. Gdy jednak skumulowała się troska wszystkich, niemożność do wzmożonego wysiłku, bo ramię go skurwysyńsko napieprzało gdy się przeciążył, zaczął się frustrować.

Zwłaszcza, że Jessamine stała się przy nim tak niesamowicie otwarta oraz czuła. Nie krygowała się z niczym, nieważne kto był z nimi w pomieszczeniu, ani kto patrzył, zawsze jakoś go dotykała.

Och, jakże upajał się tymi małymi pieszczotami.

Nie był jednak na tyle samolubny ani ślepy, żeby nie widzieć reakcji jego przyjaciół. Chciał porozmawiać też z Foxem, ale nie wiedział jak się do tego wszystkiego zabrać. Pierwszej wody bajzel – nawet jeśli, gdzieś w głębi siebie, czuł się dziwnie zadowolony z tej sytuacji.

Lubili ją. Wszyscy. A taki stan rzeczy do tej pory istniał tylko w snach. Dopóki nie związał się z Bett, życie ich wszystkich wisiało na zbyt cienkim włosku, żeby przejmować się poważnymi związkami. Zbyt zranieni, przerażeni nową rzeczywistością oraz pragnieniem wyjścia na czysto z rynsztoka. Próba odcięcia się od gangu skończyła się tak krwawo, jak można to sobie wyobrażać. W tamtych miesiącach każda rzecz prowadziła do lawiny kończącej się wpadką z Bett i wytrąceniem z jego rąk kart randkowanie.

Przy czwartkowej kolacji, gdy Jessamine piąty raz spytała się, czy aby na pewno mu wygodnie, z jękiem odchylił głowę do tyłu.

– Kurwa, kobieto...

– Ktoś jej powie, że to nie pierwszyzna? – Cole wybełkotał z ustami pełnymi jedzenia. Mrugnął do Jessamine, która posłała im wszystkim niezadowolone spojrzenie.

Kącik ust Foxa poruszył się, chociaż oczy wbite miał w swoją carbonarę.

– Dobrze, że to nie upadek z trzeciego piętra.

– Ach tak – Cole podchwycił, entuzjastycznie kiwając głową. – Dolby Lane. Do tego ten dwukrotny postrzał w...

– Wystarczy, straszycie ją – Knight posłał im srogie spojrzenie, dzięki czemu zarobił słodki uśmiech od kobiety. – Przynajmniej znów nie utknął w szambie na trzy godziny, jak gdy czaił się na tamtego podglądacza w Malibu.

– Jesteście beznadziejni – jęknęła, zasłaniając dłońmi twarz. Roześmiali się bo faktycznie, ich wzajemne cierpienie czasem poprawiało humor jak nic innego. – Nawet nie ważcie się opowiadać, jak musiał capić po wyjściu.

Ale, oczywiście, opowiedzieli.

Od chwili wypadku i udostępnienia ich zdjęć, paczki z pracy Jessamine przychodziły codziennie. Większe, mniejsze, ale zawsze mieli co robić, gdy je przeglądali. Luca uparł się, że jako pierwszy przejrzy wszystko i dobrze zrobił. Każde kurewsko negatywne przesłanie miął w kulkę i odrzucał na bok. Podpałka do grilla będzie z tego idealna. Całe wsparcie, które otrzymywała kobieta, przekazywał z przyjemnością. Patrzenie na jej zakłopotany uśmiech przy czytaniu tych słów było najmilszą częścią dnia.

W piątek koło dziesiątej zajmowali się kolejną taką paczką. Przygryzła wargę nad miłym liścikiem i zerknęła na Luca, który pieczołowicie przesiewał gównopocztę.

– Oglądałeś? – zapytała, widząc jego nierozumiejące spojrzenie doprecyzowała: – Zdjęcia z tamtej nocy?

Wyciągnął rękę w jej kierunku, więc przysiadła się bliżej. Miała dziś na sobie miękkie szorty oraz rozciągniętą koszulkę. Jeśli się nie mylił, należała do Cole'a. Kobieta zebrała włosy w wysokiego koka, ale część loków i tak się wydostawała z upięcia.

– Każde jedno, kilkukrotnie – przyznał bez cienia wstydu. – Wyglądałaś tak pięknie, Jessamine. Na zawsze chcę zapamiętać cię z tej nocy.

– Nawet jeśli musiałeś się przeze mnie narazić?

Westchnął ciężko i ze znużeniem. Od niedzieli wałkowali ten temat co najmniej setkę razy. Nieważne co mówili, ani w jaki sposób by nie bagatelizowali sprawy – przejmowała się tym.

Pocałował ją czule, z zacięciem pieszcząc jej język, a dłonią masował spięty kark.

– Kimkolwiek byś nie była, Jessamine, postąpiłbym tak samo, ponieważ taki mam już instynkt – powiedział, gdy zdołał zmusić się do odsunięcia się. – Jeśli nie byłbym to ja, Knight zareagowałby pierwszy.

Przytaknęła i wiedział, że przekonana jest głównie dla samego świętego spokoju porzucenia dyskusji.

Kolejny raz napastnik został wynajęty. Tym razem facetowi mocno spociły się jaja, bo Kins i Levitt wyłączyli kamery, zostawiając w pomieszczeniu go samego z Knightem oraz Foxem. Typ śpiewał falsetem od momentu, w którym przyjaciel ściągnął maskę. Wynajęto go przez Craiglist. Ze wszystkich możliwych, nielegalnych stron, on przyjął zlecenie przez coś, kurwa, takiego. Fox doszukał się łańcucha zleceń, ale utknął w martwym punkcie po siódmej. Siedem pieprzonych osób za odpowiednią kwotę posłało zlecenie dalej. Wszyscy zostaną pociągnięci przed sąd, na pewno ostatni zleceniodawca, który przekazał formułę kwasu i czas wykonania zlecenia, długo sobie posiedzi. Reszta może się wykpić, chociaż na jednego Fox znalazł brudy, które przypadkiem znajdą się na biurku prokuratora okręgowego.

Fox uruchomił program do przeglądania sąsiedzkich portali ogłoszeniowych i było to cholernie żmudne, ale jak się okazało owocne. Po tym, jak odkrył jednego zoofila, przekazał zespołowi monitorowanie wyszukiwań. Mógł trochę wjeżdżać w rewir CIA, ale zbytnio się tym nie przejmował – i tak potem zdawał raporty dalej, zwłaszcza poza zasięgiem ich działania.

Gdy skończyli z pocztą, Luca wiedział, że Jessamine kolejny raz będzie próbowała mu pomóc w pracy. Popołudniu miał wizytę kontrolną, sam już czuł, że jest dobrze i naprawdę cieszył się, że tamten kretyn nie wiedział co robi.

– Okej – zaczął szybciej, niż mogła się zebrać z wymówką że zaraz mu przyniesie coś z kuchni. – Idziesz pracować.

Zamrugała zdziwiona, przyciskając pudło z pozytywnymi myślami do brzucha.

– Jasne, tylko...

– Nie ma żadnego tylko – podniósł się na równe nogi i zbliżył do niej. Pozwolił by to pudełko znów ich rozdzielało. – Za bardzo koncentrujesz się na mnie, a ani trochę na sobie. Skubiesz pracę to tu, to tam, widzę że nie sypiasz zbyt dobrze... Pójdziemy zatem na układ.

Przekrzywiła z zaciekawieniem głową.

– O piętnastej mam wizytę w przychodni w Torsth – powiedział powoli. – Jeśli do trzynastej zakaszesz rękawy i zaczniesz pisać jak szalona, będzie czekała cię odpowiednio zasłużona nagroda.

Usta Jessamine wykrzywił sarkastyczny uśmiech.

– Nie wiem czy to przekupstwo, czy raczej szantaż – odparła na co roześmiał się lekko.

– Jakkolwiek to ujmiesz, na końcu będziesz bardzo spełniona – mrugnął do niej zadowolony z siebie i zebrał się z salonu, nie zostawiając jej pola na żadną polemikę.

Przez chwilę stała bezradnie w salonie, jakby nie wiedziała w jaki sposób ponownie zacząć pracować. Stał w bezruchu za załomem i obserwował jej zafrasowaną minę, póki nie zaczęła się zbierać do działania. Na początku, ku jego rozbawieniu, posprzątała czysty salon, a dopiero po tym ruszyła w stronę gabinetu.

W swoim pokoju wytrzymał może z godzinę, cisza domu zaczęła go drażnić. Ludzie przeważnie otaczali go w trakcie dnia – ostatni tydzień zaś był wypełniony ścisłą bliskością Jessamine. Luca ruszył korytarzem w stronę gabinetu. Już na dole schodów usłyszał, z jaką werwą uderzała w klawiaturę.

Przystanął w otwartych drzwiach, żeby ją obserwować. Gabinet spowijał półmrok, zapaliła sobie tylko jedną lampkę. Jessamine siedziała za biurkiem Foxa, poświata z laptopa odbijała się w jej oczach oraz monitorach za plecami. Miała tak skoncentrowany wyraz twarzy, że mimowolnie zaczął myśleć o chwilach, w których mogła być równie skupiona. Był ciekaw co jeszcze mogło wywołać u niej tak nabożne oddanie. Mocno zacisnął szczękę, żeby nie wydobył się z niego żaden pomruk. Chociaż patrząc na jej zaaferowanie pracą, wątpił żeby cokolwiek ją teraz odciągnęło od laptopa. Dochodziła z niego jakaś niewyraźna muzyka, ale głowa Jessamine nawet nie przechylała się pod takt.

Luca z trudem zostawił ją stwierdzając, że spacer na bieżni dobrze mu zrobi. Przebrawszy się w wygodne ciuchy do ćwiczeń, zszedł ponownie do siłowni. Ramię skurwysyńsko go swędziało, a ćwiczenie przy tym opanowania było sztuką świętego. Jako że nie chciał się zamęczyć, włączył urządzenie na najniższe obroty, nawet nie docierające w pobliże truchtu. Ten czas w domu odrobinę go rozleniwił, ale sprawił też, że myślał o temacie poruszonym przez Knighta.

A co jeśli faktycznie poszerzyć firmę i oddać się... Sobie? Im?

Nie próbował umieszczać Jessamine w tym obrazie, a przynajmniej jeszcze nie. Tylko że... Cholera by z tym Jacobym, namieszał mu w głowie. Tamte zdjęcia tylko jeszcze pogrążyły dół, w którym się znalazł.

Przetarł twarz ręcznikiem, zdziwiony że minęła godzina. Czuł, że się przeciążył i zrezygnowany zeskoczył z bieżni. Najwyraźniej fantazje o spokojnym życiu z przyjaciółmi oraz Jessamine przy boku były jakimś zakrzywieniem czasoprzestrzeni. Po szybkim prysznicu ponownie zajrzał do gabinetu zapytać, czy kobieta nie ma ochoty na coś do jedzenia.

Stała przed tablicą na kółkach, którą przedwczoraj Cole zorganizował Bóg wie skąd. Chrząknął, żeby nie wystraszyła się, gdy koło niej stanie. Zamrugała zdziwiona, ale uśmiechnęła się z zadowoleniem.

– Mam jednej problem, który muszę obgadać na callu z innymi – pokiwała w stronę tablicy w ramach wyjaśnień. Nic nie rozumiał z zapisów, ale cieszył się z jej wyraźnego samozadowolenia. – Poza tym, cholera, Luca, naprawdę tego potrzebowałam.

Położył dłoń na biodrze kobiety, a ta przytuliła się do niego. Jak zawsze uważała, żeby nie naruszyć jego barku.

– Oczywiście, cała przyjemność po mojej stronie. Wiesz co, jestem beznadziejny, że jeszcze nie podziękowałem mojej zdolnej pielęgniarce... – uśmiechnął się pod nosem, gdy przewróciła oczami. Wsparła przedramię na jego piersi i dłonią zaczęła przeczesywać włoski na karku. Zamruczał z zadowolenia, bo uwielbiał tę pieszczotę.

– Tej samej, która zrobiła kuku? – zapytała z przekąsem na co się roześmiał.

– Mam na to bardzo dobre lekarstwo – zapewnił ochrypłym tonem pochylając się ku jej twarzy. Oddech Jessamine zagubił się po drodze, zwłaszcza gdy mocniej przycisnął do niej swoje biodra.

– Błagam, tylko nie mówi „dmuchanie" – jęknęła przeciągle, ale kącik ust jej drżały.

– Lizanie – sprostował ochrypłym tonem, wywołując w niej śmiech. – Mogę być tak szczeniacki, jak zechcesz.

– Aż się boję – wymruczała, gdy poprowadził ją do niezasłanego papierami biurka. Wskoczyła na blat, oddychała coraz ciężej. Luca przytrzymał uda Jessamine szeroko rozłożone, mrucząc na widok szortów, które podjechały wysoko na biodrach. Wbijały się teraz w jej cipkę. – Nie możesz się nadwyrężać! – napomniała słabo, raczej z czystego przyzwyczajenia niż chęci nagany.

Padł na kolana z nikczemnym uśmiechem.

– Widzisz? Zero wysiłku, posiedzę sobie – zadowolony przycisnął nos do jej krocza, owiewając ją gorącym oddechem. Zadrapał zarostem miękką skórę uda przez co sapnęła. Pojawiły się w tych miejscach ledwo widoczne czerwone ślady. Pocałował je kojąco, po czym polizał i ugryzł. Podskoczyła w miejscu z małym okrzykiem. Posłał kobiecie karcące spojrzenie i przytrzymał ją w miejscu. – Pięty na biurko. Właśnie tak, grzeczna dziewczynka.

Kurczowo przytrzymała się blatu, gdy pomagał jej zmieniać pozycję. Oblizała powoli wargi, skacząc spojrzeniem między swoimi ubraniami a jego twarzą.

Nieopodal jej dłoni znajdował się listownik, więc za niego złapał. Miała rację, odsunięcie materiału nie wystarczy.

– Luca! – syknęła, gdy szybkim, gwałtownym ruchem przeciął szorty oraz majtki.

Wzruszył niewinnie ramionami i popchnął ją do tyłu.

– Połóż się – powiedział stanowczo. – Natychmiast.

Jessamine nie do końca spełniła rozkaz, pół wsparła się na łokciach i patrzyła na niego szeroko otwartymi oczyma. Klepnął jej cipkę, cmokając pod nosem z niezadowoleniem. – Połóż się, Jessamine.

Oczy miała ogromne, usta wpółotwarte w krzyku, który zamarł na języku.

– Jeszcze raz – wykrztusiła.

Kąciki jego ust wykrzywiły się karcąco.

– Myślisz, że możesz mi rozkazywać?

– Skoro już klęczysz... – mruknięcie szybko zmieniło się w krzyk zasłonięty dłonią, gdy ponownie ją uderzył. Jej cipka zrobiła się nabrzmiała od uderzenia, już zaczęła pachnieć podnieceniem, które powoli wyciekało z jej pochwy. – Luca – szepnęła błagalnym tonem.

Ich spojrzenia się spotkały, a gdy uśmiechnął się, Jessamine gwałtownie przełknęła ślinę. Małym palcem okrążył wpierw jej łechtaczkę, potem wejście do pochwy a na końcu odbyt. Drżała od każdego muśnięcia, nie panując nad gwałtowniejszymi wdechami.

– Pewnie powinienem być milszy, prawda, kochanie? – zapytał ochryple. Pocałował małe wzniesienia pośladów, które wystawały w tej pozycji. – W końcu tak wspaniale się o mnie troszczyłaś, hm?

Położył głowę na jej udzie i wpatrywał się w nią uważnie. Jessamine na chwilę przymknęła powieki i ciężko przełknęła, jakby poprosił co najmniej o wymienienie siedmiu liczb po przecinku w liczbie pi.

– Chyba... chyba mogłam zrobić kilka rzeczy lepiej – wyszeptała ochryple, oczy kobiety błyszczały.

– Ach tak? – zapytał, drażniąco przesuwając palcem tuż ponad włoskami łonowymi. – Co niby?

Zakrył całą jej cipkę dłonią, przez co powieki Jessamine opadły na kilka sekund. Zmusiła się do rozwarcia ich i zrobiła to z jękiem, ponieważ odrobinę mocniej przycisnął grzbiet dłoni.

– Widziałam cię w... – kładąc nacisk na całą rękę, zaczął powoli masować miękkie, rozgrzane ciało. Była już tak mokra, że usłyszeli dźwięki, jakie przy tym powstawały. Zadrżała i udało jej się dokończyć: – we wtorek. Chciałam... och, chciałam sprawdzić wieczorem czy...

Głowa Jessamine bezwiednie opadła do tyłu, ponieważ całą rękę zmienił na dwa palce. Przesunął nimi powoli od łechtaczki po samą pochwę, powoli włożył je do środka i zachwycił się jej ciepłem. Wykonał tylko dwa ruchy po czym znów się odsunął.

Wiedział dokładnie o którym momencie mówiła, ale skoro samo wspomnienie tak ją nakręcało, chętnie ją jeszcze podręczy.

– Czy czegoś nie potrzebowałem? – zapytał gawędziarskim tonem, który obniżył się gdy kontynuował: – Jessamine, moja słodka, bardzo cię wtedy potrzebowałem. Myślisz, że czemu tak mocno wtedy waliłem konia? Potrzebowałem, żebyś zlizała ze mnie całą spermę.

– Luca – sapnęła, gdy wyłącznie musnął łechtaczkę. – Byłeś taki...

– Jaki? Jestem łasy na komplementy.

Roześmiała się słabo, kompletnie pozbawiona tchu, gdy zaczął ją masować. Twarz miała czerwoną, pot spływał w dół doliny jej piersi.

– Wściekły – jęknęła. – Wyglądałeś na takiego wściekłego, spragnionego i ja...

Zasłużyła na jego usta, więc na chwilę zamienił miejsce i palce mokre od jej soków wsunął w jej tyłek, a językiem okrążył łechtaczkę. Odsunął się, żeby powiedzieć wprost w jej skórę:

– Powiedz mi, że później doszłaś – warknął. – Powiedz mi, że nie mogłaś się oprzeć i ujeżdżałaś swoją dłoń.

Splunął na swoje palce, które do połowy wysunął z jej odbytu. Kurwa, była tak cholernie ciasna, że gdyby nie mimowolne ruchy, którymi nabijała się na niego mocniej, pewnie wycofałby rękę, żeby jej nie zranić. Na próbę wsunął powoli palca w jej pochwę, zaczął masować z dwóch stron. Ze zdławionym okrzykiem padła na biurko, zaciskając się na nim i przyciskając dłonie do ust.

– Nie – warknął wściekle. – Teraz masz, kurwa, patrzeć. Będziesz patrzeć jak moczysz mi twarz i opowiesz, co zrobiłaś, gdy zostawiłaś mnie ze swoim imieniem na ustach.

Chwilę jej zajęło nim ponownie uniosła się na łokciach. Patrzyła na niego w oszołomieniu, czerwona i z ustami mokrymi od śliny. Pochwalił ją, gdy utrzymała się na pozycji.

– Doszłam – wykrztusiła. – Kurwa, doszłam tam w korytarzu, za twoimi drzwiami. Było mi tak wstyd, ale nie potrafiłam nie słuchać twoich jęków. Wiesz, że jęczysz? Cicho, tak że ledwo słyszałam po... – przełknęła krzyk, gdy tempo jego dłoni i języka wzrosło. – Ledwo je słyszałam ponad... ponad...

Była cholernie blisko orgazmu. Palce lewej ręki trzymał pewnie w jej tyłku, przyciskając je do tej cienkiej ścianki między nim a pochwą. Dominującą dłonią pieprzył ją szybko, aż zaczęła moczyć go po nadgarstek. Idealnie.

– Czasem lubię na sucho – wychrypiał, spojrzeniem przesuwał od jej cipki do twarzy, nie wiedział który widok zapewniłby mu przetrwanie w przyszłości. – Wtedy dopiero się nienawidzę, ale jest to takie kurewsko przyjemne. Tamtego dnia użyłem lubrykantu. Kurwa, wszystko było od niego mokre. Lepiłem się cały. Podobały ci się te dźwięki, Jessamine? Chciałaś, żebym jęczał głośniej?

Na pokaz i dla jej przyjemności zajęczał wokół jej łechtaczki.

– Tak – sapnęła. – Boże, Luca, tak bardzo tego chciałam.

Odsunął się i z poważnym, srogim wyrazem twarzy spojrzał w jej oczy. Ciężko dyszała, ciało nieustannie wyginała w jego kierunku. Wyglądała niczym najwspanialszy sen, który jakimś cudem udało mu się uchwycić. Kręciło mu się w głowie od własnego pożądania i zapachu kobiety, który przylgnął do jego brody.

– Następny razem – powiedział ochryple – jeśli zobaczysz, że się zadowalam, wejdź. Do pokoju, łazienki, kurwa nawet do gabinetu. Wejdź i zobacz, jak rozegra się ta sytuacja.

Na granicy orgazmu wykonała dziwne skinienie oraz zaprzeczenie.

– Nie chciałam naruszać twojej prywatności – wyszeptała.

– Och, Jessamine – kojąco pocałował ją w udo. – Jeśli tak się stanie, powiem o tym. Gdy będziesz chciała tylko patrzeć, stań w progu. Zapragniesz mnie dotknąć? Nie wahaj się. Umiem odmawiać, tak jak i ty powinnaś umieć prosić.

Wyraz twarzy kobiety zmienił się na kompletnie bezbronny. Przytaknęła jednak posyłając mu mały, niemal złamany uśmiech. Jeszcze raz pocałował skórę uda i wznowił słodkie tortury, tym razem dając jej więcej czułości. Długo dochodziła na jego palcach, zaciskając się na nim z nieziemską siłą. Powoli pomógł kobiecie zejść z tego haju, gładząc i całując.

– Właśnie tak, Jessamine – pochwalił ją. – Moja wspaniała Jessamine, spójrz na siebie, jesteś cudowna.

Powoli pomógł jej opuścić nogi na podłogę. Przytrzymał kobietę w pasie, gdy trochę zakręciło jej się w głowie przy siadaniu. Zaczął delikatnie całować policzki, powieki oraz nos Jessamine, póki nie uśmiechnęła się do niego promiennie. Zaplotła stopy o jego łydki, nakłaniając go do długiego pocałunku. Wzwodem wbijał się o jej wrażliwe ciało, ale wydawała się tym ani trochę nie przejmować.

Wręcz przeciwnie, mała złośnica przytrzymała go za pasek i przez materiał spodni zaczęła masować jego fiuta dobrze wiedząc, że teraz nie potrzebował wiele więcej. Uśmiechała się, gdy jęczał w jej usta swój orgazm.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro