Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16. Knight

Jessamine patrzyła na świat przez zbyt różowe okulary, aż strach pomyśleć, co jeszcze mogło jej grozić z tak ciepłym usposobieniem. Nie, Knight, nie chciał jej przerazić, kobieta nie była tego typu osobą. Umieszczenie pod wszystkoodpornym kloszem również nie wchodziło w grę – aż sobie wyobraził, jak siedzi w środku obrażona z założonymi na piersi rękoma, pokazująca mu język za każdym razem, gdy patrzył.

A patrzyłby tak cholernie często.

Nie powstrzymywał się także i teraz. Odkąd weszła do kuchni obserwował nieustannie jaką interakcję miała z Foxem. Coś kuło go w piersi dla tego liska. Fox zawsze znajdował się za ekranami, im dalej od ludzi tym lepiej. Stronił od nich w zupełnie inny sposób niż Knight. Postronni nie zwracali uwagi na wycofanie Foxa, ale oni zawsze widzieli, jaki dyskomfort wywoływali w nim obcy. Chronili go przed tym gdy tylko mogli. Zwłaszcza Cole wziął na siebie przywilej bycia jego społeczną tarczą.

Ale nie przy niej, nie z nią.

Jessamine z lekkością i swobodą wyciągała z Foxa wszystko. Nieważne jak zakłopotany był, cokolwiek by nie powiedział, patrzyła na niego poświęcając mu całą swoją uwagę. Spijała jego słowa, nawet najmniejsze krząknięcie. Podczas śniadania siedzieli obok siebie co rusz poszturchując się łokciami. Gdy Knight dołożył Jessamine talerzyk ze świeżo pokrojonym mango i truskawkami zaskarbił sobie tak rozanielony uśmiech, że musiał cofnąć się o krok.

Proszę, nie patrz tak na mnie, wciąż na nowo błagał ją w duchu, niezdolny do odwrócenia spojrzenia, do zganienia się w myślach. Co było w tej kobiecie, że działała niczym afrodyzjak?

Za każdym razem, gdy w jej mniemaniu za długo patrzyła wprost w jego oczy, opuszczała pokornie wzrok. Musiał się powstrzymywać, żeby nie warczeć polecenia uniesienia spojrzenia. Kurwa, nigdy nie był dominem ale miał w sobie ogromną dominującą cząstkę, która szeptała mu na ucho, żeby nagiąć Jessamine do swojej woli. I wkurwiał się na takie niemożliwe tęsknoty. Chciał, żeby na niego patrzyła, ale nie z taką fascynacją – ta wzbudzała myśli, których nie powinien już nigdy mieć.

Bardzo lubił jej oczy. Cała Jessamine była przepiękna, lecz jej spojrzenie było głębokie oraz niesamowicie ekspresyjne. Dzięki niemu wiedział wszystko, a przez pryzmat takiego spojrzenia miał wrażenie, że także i on był niemal ludzki.

Knight czuł się przez nie ludzko i szczerze przyznawał się przed sobą, że nie miewał ochoty na zakładanie maski. Wywoływał tym pozornie błahym działaniem nieme zdziwienie pozostałych – zwłaszcza, że nawet przy pieprzniętej ex Luca wolał się ukrywać, niż narażać na... Kurwa, nie narażał się na nic, ale po prostu nie chciał, żeby widziała jego twarz. Dla Bett każda najmniejsza rzecz miała mieć estetyczną wizję, a jeśli nie pasowałeś do obrazka, wyjebywała cię na potłuczony, smutny ryj. Raz mu wystarczy, zapamiętał na całe swoje zjebane życie.

Jessamine z westchnieniem odłożyła sztućce na talerz.

– Chryste, ale się obżarłam – jęknęłam. – Było pyszne, Knight, dziękuję.

Fox pokraśniał, jakby komplement był skierowany do niego.

– Nikt tak nie potrafi wypchać ust z rana, jak on – pochwalił, a przyjaciel rzucił mu tylko ostrzegawcze spojrzenie.

Kobieta przytaknęła z krzywym uśmiechem pod nosem.

– Naprawdę będę musiała chodzić na długie spacery – mrugnęła do niego i zabrała ich talerze. – Nie, siedźcie! Muszę się poruszać, jeśli nie chcę już uciąć sobie drzemki.

Niechętnie zgodzili się na to obserwując, jak nucąc nieznaną melodię zabierała się do mycia. Pragnąc poczuć się trochę mniej obsesyjnie, Knight wstał z propozycją jeszcze jednej kawy. Jessamine przytaknęła z wdzięcznością, a gdy szybko skończyła sprzątać, uciekła na chwilę do sypialni. Wróciła po chwili z przepraszającą miną.

– Okej, moje uprzedzanie o wyjściu następuje całkiem szybko – zakłopotana przeniosła ciężar z nogi na nogę. – Nie będziecie mieć nic przeciwko, jeśli podskoczymy do mnie?

Fox uspokajająco zaprzeczył. Wstał z kubkiem kawy w ręku oraz laptopem Fabioli wciśniętym pod pachę.

– Daj spokój, Jessamine, jesteśmy twoi – powiedział po czym szybko się poprawił: – Do twojej dyspozycji, zawsze. Knight z tobą pojedzie, ja skończę kawę i zabiorę sprzęt do techników w LAPD, pewnie posiedzę tam kilka godzin.

Oczy Jessamine rozbłysły z zapałem.

– Myślisz, że mogę pojechać z tobą? – zapytała z entuzjazmem.

– Kiedyś na pewno – odparł ze śmiechem w głosie. – Ale wcześniej muszę ich uprzedzić, okej? Możemy się umówić na jeden dzień, w którym pokażę ci zaplecze pracy wszystkich działów.

Wszystkich działów, no no, Fox, subtelne Knight pomyślał z rozbawieniem ale również przytaknął.

– Jeśli by się dowiedzieli, że jesteś scenarzystką i tak z ulicy wchodzisz, mogliby się dziwnie zachowywać, albo wręcz złościć – dopowiedział. – Różni ludzie wchodzą do komisariatu jak do siebie, bo chcą informacji. Wiesz, aspirujący pisarze, smętne gwiazdeczki kina, które myślą że lepiej wdrożą się w swoją rolę.

Jessamine zachichotała ze złośliwością, chyba coś sobie przypomniała.

– Ta, znam kilka osób które pasują do opisu – humor stanowczo jej się poprawił na samą myśl. Stała dość blisko Foxa i coś, co pozornie mogło się wydawać impulsem, a dla Knighta było dość przemyślanym działaniem, pchnęło ją do pocałowania go w policzek. – Dziękuję za propozycję, naprawdę to doceniam! – Obróciła się do Knighta nie patrząc, jakie spustoszenie wywołała na twarzy jego przyjaciela. – Czy za pół godziny będzie okej?

Oczywiście przytaknął mrucząc, że spotkają się przy drzwiach. Zadowolona wróciła ponownie do sypialni, a on podszedł do Foxa. Biedaczek stał i tylko cud sprawił, że nie wypuścił z ręki trzymanych rzeczy. Poklepał go po barku starając się nie śmiać.

– Jeśli bym nie widział na własne oczy, pomyślałbym, że pierwszy raz kobieta cię dotknęła.

Fox spojrzał na niego z taką pretensją, że Knight nie wytrzymał i zarechotał.

– Zobaczymy co będziesz śpiewał, kiedy także i ciebie cmoknie, rycerzyku – burknął i poczłapał w kierunku swojej pieczary.

Knight wyszczerzył się w stronę jego pleców, ale jego uśmiech z wolna wygasał. Fox powiedział to tak naturalnie, z przekonaniem – kiedy nie jeśli, nie pozostawił wątpliwości, że i on zostanie obdarzy nawet przelotnym dotykiem.

Cóż, jeśli to się wydarzy to faktycznie, Knight zaśpiewa. Będąc na kolanach, z twarzą ukrytą w...

Potrząsnął głową i wrócił, żeby dopić kawę. Gorzkie nuty wcale nie zabiły lukrowosłodkich, durnych myśli. Prychnął pod nosem na swoje szczeniackie zachowanie.

Pół godziny później byli już w trasie do LA, praktycznie dochodziła już dwunasta. Zajechawszy pod jej dom Jessamine uniosła dłonie, gdy tylko Knight na nią spojrzał.

– Tak, tak, siedzę i czekam, cały czas wodząc za tobą wzrokiem – zrzędziła, a jemu zadrżał kącik ust.

– Pięknie – pochwalił, nie zwracając uwagi jak ciężko przełknęła ślinę. – Obejdę dom, a do środka wejdziemy razem.

– Tym razem nic mi nie ukradniesz? – zapytała przekornie.

Knight pochylił się lekko do przodu, nie odrywając spojrzenia od jej oczu. Mina kobiety zrobiła się nerwowa.

– Jeśli zechcesz... Ale podarowane działa najlepiej.

Prychnęła coś pod nosem dopiero gdy zamykał drzwi. Ruszył lekkim truchtem, żeby obejrzeć niewielką działkę wokół posiadłości, na pierwszy rzut oka nie widział żadnych nieprawidłowości. Jessamine siedziała z nosem praktycznie przyciśniętym do szyby. Wystrzeliła ze środka gdy tylko zaczął kiwać głową.

– To napięcie mnie dobija – mruknęła. – Mam wrażenie, że biegniesz by wpaść w jakiś dół–pułapkę.

– Mhm. I co czekało by mnie na dole?

– A bo ja wiem? Horda krwiożerczych klaunów, złych że scenarzysta spartolił ich genezę?

Knight pokręcił z rozbawieniem głową, kluczem otwierając drzwi. Zanotował w pamięci, żeby Fox zamontował jej alarm przeciwwłamaniowy i to na cito. Wszedł do środka i rozejrzał się, dopiero gdy bez słowa sunął się z wejścia, Jessamine podążyła za nim. Dom nie był specjalnie wielki. Z drzwi wejściowych od razu widziało się salon, który tylko oddzielała od progu wysoka, szeroka na troje ludzi, szafka. Stał właściwie tuż na jej krańcu, gdy Jessamine trzasnęła mocno drzwiami, mrucząc, że musi je w końcu wymienić.

Naprawdę się zdziwił na uderzenie.

– Kurwa! – krzyknął, gdy od jego barku odbiła się... puszka farby. – Co do cholery, to nie komedia romantyczna.

Burczał pod nosem, a Jessamine śmiała się i gorąco go przepraszała.

– Jezu, Knight – zasłoniła dłoniami usta. Oczy lśniły jej na granicy łez ze śmiechu. – To nie powinno spaść. Chciałam odmalować kawałek sufitu, bo ostatnio coś uszkodziło dach i był przeciek i zapomniałam na śmierć, że przed wypadkiem się za to zabrałam i puszka musiała być niedomknięta...

Jej słowa jedno za drugim traciły impet, mina też jej rzedła. W końcu opuściła ramiona bezwładnie wzdłuż boków, brwi miała mocno zmarszczone. Knight skinął głową i przysunął się bliżej niej. Jessamine pochyliła się do przodu, patrząc na jaśniejszy pasek drewna, które wyglądało z podłogi przy szafce.

– Czy podczas kładzenia puszki przesunęłaś przypadkowo mebel? – Knight zapytał łagodnie.

Jessamine zaprzeczyła cicho.

– Jest dość ciężka – wyjaśniła. – Sama musiałabym zostać pchnięta z całej siły, ale większy mężczyzna lub kobieta mogliby ją sunąć, gdyby tylko trącili ją barkiem.

Knight mruknął w zgodzie. Faktycznie, jeśli puszka była zamknięta słabo, ktoś poruszył szafką i gwałtownie się w tym punkcie przemieszczał, mocne trzaśniecie mogłoby załatwić sprawę. Wspólnie cicho przeszli przez jej dom: trzy pokoje, dwie łazienki, kuchnia, spiżarnia. Wszystko jednak nietknięte. Knight spojrzał na sufit, ale Jessamine zaprzeczyła.

– Praktycznie pusta przestrzeń, trochę śmieci i nie jest zbyt wysoko.

I tak później Rosen przetrząśnie cały ten dom. Znów byli w salonie, Knight z westchnieniem ściągnął ubrudzoną koszulkę i starł trochę farby, która chlapnęła poza dywanik. Zrolował to wszystko do wyrzucenia, bo takiej plamy nie da się niczym wywabić. Wyprostował się, wzrok Jess nie odrywał się od niego nawet na małą sekundę.

Nie pożerała go wzrokiem, ale nie omieszkała zerkać i się przyglądać jego wytatuowanemu, pobliźnionemu ciału. Na torsie i plecach też miał trochę blizn, rozległych, wpisanych pomiędzy tusz. Większość zdobyta była przez lata w gangu oraz tortury, ale kilka nosił z głupią dumą, ponieważ były znakiem, że jego przyjaciele oddychali.

– Och – Jessamine westchnęła, koncentrując oczy w okolicy jego barku. – Krwawisz. Chodź, musimy to zdezynfekować.

Skaleczenie było tak małe, że ledwo je poczuł i ćmiący, łagodny ból zwalił na samo uderzenie. Kobieta nie zostawiła mu nawet pół sekundy na zaprzeczenie, od razu wzięła jego wielką dłoń i pociągnęła w kierunku łazienki.

Ha, jak szybko słowa Foxa musiały się obrócić w pieprzoną prawdę. A tylko dotknęła jego ręki, wzięła ją w swoją zdecydowanym, wręcz bezmyślnym gestem. Chwyciła go instynktownie i teraz szedł za nią, patrząc w gęstwinę loków z tyłu jej głowy.

Ciekawe jak miękkie są...

Pchnęła go na brzeg zabudowanej wanny narożnej. Była dość spora, ale nie na tyle, by sam mógł wyprostować w niej swoje nogi. Usiadł na murku i patrzył, jak wyciąga z szafki pod umywalką małą apteczkę. Wpierw przemyła wodą, a dopiero potem wodą utlenioną skórę rany oraz ramię. Jeszcze chwila a umyłaby go całego, chyba zreflektowała się, że jej ręka sięgała o wiele dalej, niż tylko bark.

Stała pomiędzy jego szeroko rozstawionymi nogami. Kolanem trącał kosz na pranie, żeby miała dużo przestrzeni. Co rusz patrzyła to na skaleczone miejsce, to w jego twarz. Ciekawość, fascynacja, ale nie odraza – chociaż próbował, nie mógł dopatrzeć się na jej twarzy wzgardy czy współczucia z rodzaju dobrze że to ty jesteś obrzydliwy.

– Jesteś osobą głęboko wierzącą? – zapytał ochryple, nie mogąc już dłużej tego wytrzymać.

Zamarła z dłońmi wspartymi o jego ramiona. Głowę miał odchyloną do tyłu, patrzył wprost w oczy kobiety.

– Co? Dlaczego pytasz? – zamrugała gwałtownie, niczym zahipnotyzowana przesuwała spojrzeniem od jego oczu do ust i z powrotem.

– Patrzysz na mnie tak, jakbym nie miał żadnej zmazy – odparł twardo, może zbyt szorstko, ale nie mógł, cholera, nie był w stanie teraz inaczej. – Jakbyś była cholerną świętą, która wybacza wszystko.

Pokręciła głową, usta miała rozwarte ze zdumienia.

– A co tu jest do wybaczania? – zawołała oszołomiona. Westchnęła głęboko, ciepły oddech owiał mu twarz. Wyraz jej twarzy zmienił się, gdy zorientowała się o co chodziło Knightowi. – Jestem człowiekiem, który dostrzega drugiego człowieka.

Powiedziała to tak dobitnie, ale kurwa, czy było to właściwie możliwe?

– Uważasz mnie za atrakcyjnego – odparł bardziej niż zapytał. – Jakim cudem?

Nie miał nic przeciwko seksowni w masce, dość często z właściwą partnerką cholernie go to kręciło. Ale na miłość jako taką od dawna już nie liczył. Ciężko było mu wskazać, co dokładnie w Jessamine kazało mu myśleć, że to się mogło z tym wiązać. Z uczuciem, z miłością

– Chcesz wiedzieć, co ze mną robisz? – zapytała zduszonym głosem.

– Kręci cię brzydki pysk demona? – rzucił zaczepnie, a ona pokręciła głową. Tym razem ze współczuciem którego kurewsko nienawidził.

– Och, Knight. Nie fetyszyzuję cię. Ja cię naprawdę podziwiam – podkreśliła dobitnie.

Udowodnij chciałby powiedzieć, rzucić jej wyznanie. Może nawet by na nią nawrzeszczał – zrobiłby wszystko, żeby zrazić do siebie Jessamine.

Chyba zobaczyła to w jego oczach i za żadne skarby nie pozwoliła mu się odezwać.

Zdążył zarejestrować tylko tyle, że powinien ją chwycić z całej siły. Złączył uda, żeby wygodniej siedziało się jej na nim okrakiem, trzymał ją za biodra, talię, plecy i pozwalał kobiecie wciskać się w niego z całą zapalczywą siłą.

A jej usta, ach, usta Jessamine miały być jego drogą do grobu. Smakowała dzisiejszą kawą i brzoskwiniowym cukierkiem. Pachniała też jak brzoskwinie i jakieś owoce, wiedział już że uzależnił się od tego zapachu. A Knightowi niełatwo przychodziło uzależnienie od czegokolwiek, niczego nie brał za pewnik i wszystko, ale to wszystko, mogło stać się jego wrogiem.

Nie Jessamine.

Całowała go z ogniem, pasją rozniecającą pożar. Nie szczędziła mu żadnej swojej reakcji, wdzięcznie jęcząc w jego wargi. Usta już miała spuchnięte, pragnął przygryzać je oraz ssać i ani razu się nie powstrzymywał. Ręce z chciwością przesuwała po jego torsie, szyi, po czym przeczesywała mu włosy, mierzwiąc zaczesaną do tyłu fryzurę.

Sama miała bajecznie miękkie loki. Knight trzymał ich pełną garść, przesuwając pukiel między kciukiem a palcem wskazującym.

Pierś mężczyzny zadudniła ze sprzeciwem, gdy osunęła się przed nim na kolana. Dyszała ciężko, oczy miała wpół przymknięte, lśniące od pożądania tak, jak mokre usta. Dłońmi chwyciła za guzik spodni taktycznych, zdecydowanie taktycznie wypchanych w prawej nogawce od sztywnego kutasa. Tors Jessamine unosił się gwałtownie od szybkiego oddechu.

Zdołała odpiąć guzik spodni gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Kobieta z bolesnym westchnieniem położyła głowę na jego udzie i spojrzała na Knighta z cierpieniem.

– Kurierski cock–block, kto by pomyślał – burknęła zirytowana. Knight trochę się na to śmiał, chociaż sam miał ochotę otworzyć z bronią w ręku. Próbowała podnieść się na nogi, żeby ruszyć w stronę drzwi, ale zauważyła jego spojrzenie. – Wiem przecież, ochroniarska palma pierwszeństwa – zrzędziła unosząc dłonie.

Pocałował ją policzek, dokładnie tak samo jak ona wcześniej Foxa, przez co znieruchomiała.

– Tak trzymać – pochwalił i gestem pokazał na wnętrze domu. – Weź czego zapomniałaś, amorku.

Pociągnął za jeden z jej loczków, a ona potaknęła skwapliwie. Kurier do drzwi zadzwonił trzy razy i miał cholernie wkurzono–znudzony wyraz twarzy. Podsunął mu do pokwitowania świstek.

– Jak oznakowano przesyłkę? – Knight zapytał, a mężczyzna drgnął. Dopiero teraz zwrócił na niego uwagę i kurier otworzył ze zdziwienia usta. Fakt, pewnie nie często wita go prawie dwumetrowy, pokiereszowany facet z wielką erekcją w spodniach.

– Ja... no... prezent, ubezpieczenie na naj–khem–najniższą kf–kwotę – kurier jakoś się pozbierał żeby wyrzęzić prawie zrozumiały przekaz. Knight pokwitował i odebrał dość lekką przesyłkę. Za chłopakiem aż się kurzyło, gdy zapieprzał do auta.

Knight nie kłopotał się przewracaniem oczami. Domknął drzwi, które faktycznie ciężko się zamykały i sięgnął do kieszonki po scyzoryk. Precyzyjnie oklejona paczka wyglądała oraz pachniała normalnie. Ale gdy delikatnie odkleił taśmę...

Obnażył zęby w gniewnym grymasie i na powrót postarał się zakleić paczkę. Jessamine dość szybko wróciła, miała w ręku małą teczkę oraz pudełeczko leków antykoncepcyjnych. Uśmiechnęła się do niego przepraszająco.

– Wzięłam opakowanie z ostatnim listkiem – wzruszyła ramionami, jak gdyby nigdy nic. – Co tam dla mnie masz?

Knight nie kusił się nawet na uśmiech, przez co rozpromieniony nastrój Jessamine stonował się.

– Musi iść do analizy.

– Ale... – zaprotestowała słabo, jednak nie drążyła.

Ścisnął paczkę mocniej i pokręcił głową. Knight zmniejszył dzielącą ich odległość żeby łagodnie chwycić kobietę za kark. Spojrzał uważnie w wielkie oczy Jessamine, patrzył na małe zmarszczki zaniepokojenia.

– Ochronimy cię, przed wszystkim – zapewnił dobitnie, czym wywołał niemrawy uśmiech na jej ustach.

– No, masz czym to robić – roześmiała się, gdy pocałował ją w napomnieniu i pokierował do wyjścia. Zapewnił ją, że ma nie martwić się farbą, ani niczym innym. Chciał ją zabrać stąd jak najszybciej, nim do tego miejsca przyjdzie ktoś więcej, niż kurier z chujową przesyłką.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro