Epilog. Przyszłość Jessamine
Dwa lata później
Zanim Jessamine Heyes poznała czwórkę najwspanialszych, zranionych i silnych jak sam świat mężczyzn, nie potrafiła sobie wyobrazić przyszłości. Codzienność, chociaż przepełniona sukcesami, zlewała się w jedno i czasem przeważała w niej gorycz.
Dzięki nim wszystko zaczęło nabierać wyrazu. Czuła się dumna z siebie, z tego co osiągnęła i co najważniejsze, miała wsparcie w najmniejszej rzeczy, którą robiła.
W końcu jej życie nie miało sensu aż do momentu, w którym ich poznała.
Tamtego dnia zaczęła oddychać.
Teraz już wiedziała, że przyszłość mogła być taka, jaką sobie wymarzy.
Miesiące po zakończeniu najważniejszych rozpraw przeciwko jej dręczycielom były niczym słodki, gorzki i niezapomniany sen. Jak mogła określać to inaczej, skoro było to jak raj na ziemi? Nie zawsze było łatwo, ale dlatego te dwa lata były tak cholernie ważne.
Leżała w sypialni, zmęczona po wczorajszych konsultacjach do szóstego sezonu Zrodzonego Złem. Jej ostatni sezon, tak jak zaplanowała. Państwo Higgins i cała stacja Nine Lives byli bardziej niż wyrozumiali na jej decyzję. Nie musiała nawet ujawniać, że planowała to od samego początku. Mieli swoje spin–offy, nie potrzebowali jej więcej przy tej franczyzie.
Gładziła powoli zmierzwione włosy Foxa. Drzemał cicho z twarzą przytuloną do jej ciążowego brzucha. Obejmował ją w pasie tak jak lubiła, ustawiając jej kręgosłup w idealnej pozycji. Dotykał ich dziecka zawsze, gdy tylko miał możliwość. Nie był biologicznym ojcem, ale jeśli to w ogóle możliwe, chyba był najszczęśliwszy z ich piątki. Postanowili, że nie zrobią testów na ojcostwo. Żaden z nich nie uważał, że miało to sens. Każdego dnia kochała ich coraz mocniej.
Dziecko było ich, tak jak i Jessamine. Niezmiennie, na zawsze.
Sprawy sądowe ciągnęły się aż do zeszłego miesiąca. Główna piątka odpowiedzialnych miała pod korek dowodów obciążających, a dodatkowo Corrie pogrążyła wszystkich. Jednak wiele innych spraw się przeciągnęło i teraz w końcu naprawdę mogli odetchnąć. Siedzieli wszyscy, których Cadmen's Arrows... nie pozbył się w inny sposób.
W tym tygodniu rozpoczynał się jej ostatni plan zdjęciowy Zrodzonego Złem. Promieniała szczęściem, że ten projekt zamyka się tak, jak tego pragnęła. Mogła odpocząć, bo zaczynał się szósty miesiąc i mały grzdyl w brzuchu zaczynał układać sobie przyszłą karierę zawodową.
Na dźwięk przypomnienia dobiegającego z telefonu, Fox poruszył się niezadowolony.
– Jeszcze pięć minutek? – zapytał, składając małe pocałunki na brzuchu. Odwrócił głowę w stronę kobiety, minę miał rozkosznie rozespaną.
– Wiesz, że zgodziłabym się na wszystko, gdy tak na mnie patrzysz – poskarżyła się. Fox wyszczerzył się i zmienił pozycję.
– Ach tak? – zapytał przeciągle. Uśmiechał się cwaniacko, opierając na łokciu. – Wszystko-wszystko?
Trącił palcem jej podbródek, żeby uniosła głowę.
– Wszystko-wszystko to ci zrobi Grayson, jeśli spóźnimy się na plan – Cole rzucił, stanąwszy w progu. Najpierw popatrzył na brzuch Jessamine, a potem na ich twarze. – Kurwa, a może się chwilę spóźnimy.
I władował się na materac po drugiej stronie Jessamine. Roześmiała się, wygodniej układając się na poduszkach. Mężczyźni gładzili jej brzuch, obsypywali delikatnymi pocałunkami szyję oraz twarz. Pierwszy miesiąc ciąży był bardzo ciężki, ale kolejne?
Dobrze, że miała czwórkę bardzo oddanych partnerów.
Jęknęła cichutko, chwytając ramiona obu. Cole odpowiedział cichym sapnięciem, ustami prześledził ścieżkę do jej ust.
– Zostawić was na pięć minut w sypialni... – Luca zacmokał z udawanym niezadowoleniem. Jessamine otwarła jedno oko, żeby na niego zerknąć. Stał na szeroko rozstawionych nogach, rękawy koszuli podwinął a ramiona zaplótł na piersi. Te dwa lata sypnęły troszkę więcej siwizny na jego skroniach, a do tego nosił częściej okulary.
– Niech cię szlag, jak ty dobrze wyglądasz – jęknęła, opuszczając głowę na poduszkę. Mężczyzna roześmiał się cicho i podszedł w ich kierunku.
– Chodź, amorku – poprosił cicho, całując jej brzuch. – Knight czeka już w samochodzie.
Szantażysta poruszyła samymi ustami, ale posłusznie zaczęli się zbierać.
– Jak się mają moje słońca – Knight, który czekał przed samochodem, co najwyraźniej przypadkowo pomyliło się Luce, objął Jessamine w pasie. Pocałował ją w czoło, a dłoń przyłożył do brzucha.
Twarz Knighta z tygodnia na tydzień stawała się bardziej otwarta, szczęśliwa. Zaczęły znikać grymasy oraz ponure krzywienie się.
– Trochę się nie wyspałem, dzięki że pytasz, ptysiu! – Cole zawołał, zbiegając w kierunku swojego Forda.
Jessamine uśmiechnęła się w koszulkę mężczyzny, ale szybko uniosła wzrok. Nie miała dość tego, jak się zachowywali w stosunku do siebie, a także do niej. Ich oczy...
Oczy Knighta, kiedy na nią patrzył, były całym oceanem oddania i uwielbienia. Czasem myślała, że na to nie zasługiwała, a potem przypominała sobie, że w życiu czasem trzeba być samolubnym. Więc miała ich wszystkich i kochała bezwarunkowo każdego.
Knight ukradł jeden, mały pocałunek, nim otworzył drzwi. Na plan lub do pracy przeważnie jeździła sama albo z jednym z nich. Dziś jednak wypadał „przyjacielski" dzień zdjęciowy Graysona – miała pomysł na początek sezonu, który idealnie ułożył serial do radzenia sobie bez niego. Ciel też rzadko odmawiał Jessamine, a sam pomysł całkiem mu się spodobał. Planowała więc upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: pokaże swoim bliskim prace od kulis i przekażą Graysowi, razem z jego małżeństwem, sto procent wsparcia.
Przyjeżdżał też Jacoby i Thea, którzy niedawno się zaręczyli. Chłopak poszedł w ślady ojca, zaczęli planować kilka zmian w Camden's Arrows. Była dumna z ich wszystkich, zwłaszcza z tego, jak firma rozwinęła się w przeciągu tych dwóch lat.
Największym ciosem była strata Dottie, która zmarła na raka w zeszłym roku. Nikt się tego nie spodziewał, Jackson ledwie do siebie doszedł. Miał jednak wsparcie w Rosenie, który po długiej i żmudnej rehabilitacji niedawno wrócił do pracy. Nikt nie chciał, żeby się przemęczał, ale on tego potrzebował i wszyscy widzieli, jak odżył. Obaj niedawno zaczęli ochroniarskie kontrakty.
Knight zaparkował na wyznaczonym wcześniej miejscu, tuż obok samochodu Cole'a. Jessamine z szerokim uśmiechem uściskała Jacoby'ego oraz Theę. Entuzjastycznym gestem pokazała, żeby ruszyli za nią. Wycieczka jarała ich wszystkich, więc i u niej uśmiech nie opadał.
Opowiedziała trochę o planie zdjęciowym, co będzie dodane w postprodukcji, jak mniej więcej będzie wyglądało CGI. Dwójka asystentów produkcji towarzyszyła im i gdy przyszła pora na kręcenie najważniejszego ujęcia, stanęli w wyznaczonym miejscu.
Grayson wyglądał fenomenalnie, jak zawsze. Zakrwawiony, mroczny książę odchodzący na wieki.
– Nigdy nie miałem być waszym mesjaszem, nie zostałem zbawicielem. Ale wiecie, co czynić powinniście, bo ścieżka została otwarta. Te światy? One należą do was...
To nie była długa przemowa, ale znamienna dla całej serii. Jessamine przyznawała bez wstydu, że częściowo została napisana właśnie przez Graysona. Gdy powiedziała mu o pomyśle, tak po prostu rzucił kilka słów – reszta poszła sama.
Gdy rozległ się dzwonek kończący nagranie, reżyser jak zawsze pochwalił Graysona i rozległ się wybuch entuzjazmu pracowników.
– Jezu, ale ciary – zachwycony Jacoby wyszeptał. Zerknął w dół na jej brzuch, jak zawsze trochę speszony i oszołomiony tym faktem. – I ty w tym stanie to ogarnęłaś?
Jessamine roześmiała się cicho i patrzyła jak Thea obejmuje go w pasie i również zerka na nią.
– Scenariusz był napisany już jakiś czas temu, wielki brzuch w niczym nie przeszkadzał – zapewniła go. Nie miała zamiaru mówić chłopakowi, że przeszkadzały bardziej hormony i rozwiązanie tego problemu.
Zagadali się na temat produkcji oraz samej pracy na planie zdjęciowym. Oboje zawsze byli strasznie zafascynowani tym tematem.
– Cześć, amorku – Cole cmoknął ją w skroń, dłońmi od razu obejmując ją w pasie. Thea uśmiechnęła się na ten widok.
– Wiecie, co jest zabawne? – zapytała, przesuwając wzorkiem po wszystkich mężczyznach tuż za jej plecami. – Wasze logo.
Jessamine zamrugała zaskoczona i zerknęła na tatuaż za uchem Cole'a oraz na firmową czapeczkę na głowie Knighta. Uśmiechnęła się zgodnie, faktycznie zabawna sprawa.
Cztery strzały Camdena i jeden amorek.
Prosto do celu. Bez pytań, bez jeńców, bez zawahania.
Na zawsze.
******************
210 dni pisania
732 strony w Wordzie
Spędziliśmy wspólnie 6 miesięcy na czytaniu tej książki.
Dziękuję, że byliście ze mną i ekipą Strzał Camdena. Jestem Wam cholernie wdzięczna za wszystko - nie był to dla mnie łatwy rok, ale z Wami zawsze stawał się lepszy 💝
Mam nadzieję, że rok 2024 przyniesie Wam wszystko, czego najbardziej potrzebujecie. Czy będą to sukcesy w życiu, zdrowie, pieniądze, czy wymarzone książki... Jakby to powiedziała Thea Niech się spełni to marzenie. Zasługujecie na pomyślność 💝
Ściskam Was i do poczytania w kolejnym projekcie! 😍 W tym roku dostaniecie ode mnie na papierze "Reality Show. Za Kamerami" oraz zapewne 2 książki na Wattpadzie. A co jeszcze przyniesie ten rok? Zobaczymy - oby fajne rzeczy! 🥰
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro