Rozdział 45. Camden's Arrows
Jessamine została porwana prawie dzień temu. Żadnemu z nich nie przyszło na myśl, żeby odpoczywać – uzgodnili jednak, że wykradną to tu, to tam choćby godzinę snu. Musieli być przytomni i gotowi na wszystko. Nie przyznali się, ale widać było po nich, że te drzemki kosztowały ich wyrzuty sumienia. Lepsze jednak poobgryzane dupy przez dręczące sumienie, niż przestrzelone przez kule Xera. Knight i Fox znali o nim najwięcej faktów, a te nie były zbyt pogodne. Okrutny, bezwzględny... Co jednak zrobi za pieniądze? Jakie instrukcje dostał?
Niewiedza powoli ich zabijała.
Rozmowa z rodzicami Jessamine okazałą się krótka – oboje byli w dużym szoku przez informacje, które przekazał im wraz z Kins. Wpierw zastanawiali się, czy w ogóle to robić, ale musieli przestrzec państwo Heyes przed wszystkimi fałszywymi informacjami, którymi potencjalnie mogliby zostać zbombardowani. Mama Jessamine była cicha, praktycznie nic nie mówiła, ale mężczyzna w trakcie rozmowy robił się coraz bardziej rozzłoszczony. Luca modlił się, żeby nie padło to znamienne mówiliśmy jej. Nie był pewny, co by wówczas zrobił, ale nie skończyłoby się to dobrze gdyby puścił długą wiązankę Heyesowi.
Kins zauważyła to i poprosiła o minutę przerwy. Kobieta nie bez powodu była w policji na takiej posadzie.
– Wyjdź, dokończę z nimi – zapewniła go spokojnym tonem. – I, Luca?
Zatrzymał się z ręką na klamce i obejrzał na detektyw.
– Wiem, że jesteśmy zbyt związani ze sprawą – powiedział spięty, ręka zaczęła mu drżeć. – Nie wycofamy się jednak.
Na twarzy kobiety pojawiły się niewielkie, czerwone plamy – nerwy oraz frustracja odbijały się także w niezadowolonych liniach, gdy mocno zacisnęła usta.
– Dlatego będziemy się o wszystkim informować, prawda? – Obrzuciła go podejrzliwym spojrzeniem.
Szorstko skinął głową, lecz nie odpowiedział. Kurwa, nie mógł. Zawsze będą ją informować... może nie za każdym razem od razu.
Minęły trzy godziny od tej rozmowy, a Luca dalej czuł niepewność. Wiedział, że Kins nigdy nie zrobi czegoś, co zaszkodzi Jessamine. Wręcz przeciwnie, jeśli będzie wierzyła, że odsunięcie ich od policyjnych informacji pomoże, zrobi to w kilka chwil. I nie zawaha się ich wsadzić na dołek.
Było to równie frustrujące, co pocieszające.
Serce Luca na chwilę stanęło, kiedy zaszedł Cole'a przy robieniu kawy w kuchni. Wspierał się dłońmi o blat, głowę zwiesił nisko. Ponad sykiem ekspresu ledwo można było go usłyszeć, ale słowo bezużyteczny obijało się po klatce piersiowej Luca.
Wszedł do środka i stanął tuż przy nim. Cole obrócił głowę w bok o kilka milimetrów, nie na tyle jednak, by można było zobaczyć jego twarz. Impulsywnie go przytulił z całej siły i szepnął:
– Jeśli ty jesteś bezużyteczny, to jacy chujowi jesteśmy my? – Luca zapytał chrapliwie, a Cole wcisnął się w niego.
– Nie powinienem się załamywać, nie zasługuje na to. Jestem tylko błaznem, nie mam waszych umiejętności... – prychnął słabym głosem.
Chryste, kumulowało się w nim tyle niesłusznej nienawiści do samego siebie.
– Masz uczucia, nie jesteś ładną buźką, kochasz ją – zapewnił żarliwie. Luca odsunął go od siebie, gdy kawa skończyła przelewać się do dzbanka.
– Przepraszam – Cole przetarł dłonią twarz, zmęczenie odbiło się w głębokich, rzadko widzianych na jego twarzy, liniach zmarszczek. – Weźmiesz te babeczki? Trennis przyniósł.
Luca westchnął, ale cicho wychodząc z kuchni złapał za pudło. Da przyjacielowi tylko kilka chwil samotności, żaden z nich nie powinien być długo daleko.
Każdy z nich podzielał uczucia Cole'a – dobrze jednak wiedział, że na to nie pomoże żadne przekonywanie, oprócz działania. Sam Luca prawie w każdej minucie, której nie poświęcał na dzwonienie, rozmowy, przepytywanie oraz jazdę, oddawał się rozmyślaniom o Jessamine.
Rozumiał swoich przyjaciół: małe załamanie Cole'a, złowróżbną ciszę Knighta i nieustanną wściekłość Foxa, którą kierował ku sobie. Sam prawie rozpłakał się Jacoby'emu do słuchawki, gdy pokrótce opowiadał, co się dzieje. Nie chciał zostawiać syna w ciemności, ale samo mówienie nie wiemy, nie mamy pojęcia, skurwysyńsko go dobijało.
– Tato, los by ci tego nie robił – słowa Jacoby'ego były przepełnione przekonaniem.
I jeśli syn tak mówił, to starał się w to wierzyć.
Gdy Cole przyszedł z kawą do biura, minę miał skoncentrowaną, jakby nic się przed chwilą nie działo. Luca obserwował go czujnie, ale przyjaciel z niczym się nie zdradził.
W chwili, w której Jessamine znajdzie się na powrót bezpieczna w domu, chyba będą na zmianę spać w jej łóżku, na podłodze przed nim i, cholera, tuż za drzwiami sypialni.
– Dobra, prześledźmy to jeszcze raz – Fox odpalił schemat myśli, który pomógł mu usystematyzować całą chronologię nękania.
Talon przyszedł pół godziny temu, ale na razie poinformował, że Ghaera chodzi i pyta. Co było rewelacyjnym znakiem, posiadanie ich oczu dawało najwięcej.
Fox uważnie prześwietlił zrzutkę na Kickstarterze. Dopóki nie zaczął zagłębiać się w temat, nic nie świadczyło o jakichkolwiek problemach. Część osób wprost narzekała na pozostałych fanów, że „z takim podejściem zrzutka padnie". Uważali, że trzeba przeczekać trudniejsze okresy – w końcu twórcom nie wszystko może wyjść od razu, a to była ogromna inicjatywa.
Kurewsko wielka raczej.
– Zrzutka powstała jedenaście miesięcy temu, praktycznie w tygodniu, gdy Grayson Ciel zaczął spotykać się z Lynche'ami.
– A co ten aktorzyna ma do tego? – Talon uniósł wysoko brwi, wygodnie rozwalony w biurowym fotelu.
– Wszystko się od niego zaczęło – mruknął Cole, powoli odpakowując babeczkę z papierka. – W sumie od całej trójki, bo zaczął się robić koło nich młyn i przez to Ciel chciał odejść z serialu, a Jessamine musiała zmienić tory sezonu.
Talon zamrugał powoli, jakby zrozumienie tego wszystkiego było cięższe rozwiązania rachunku różniczkowego.
– Ludzie są pojebani – skwitował pod nosem.
Ciężko się było z tym nie zgodzić. Fox sięgał po dolewkę kawy, ale Knight wcisnął mu w rękę babeczkę. Wgryzł się w nią bez zastanowienia, jakby nie robiło mu różnicy.
– Założyciele zrzutki to dwudziestoczteroletni Hank O'Malley, czterdziestoletni Astor Lopez i dziewiętnastoletnia Mina Rose, wszystkie te osoby prowadzą także główne profile fandomu ZrodziCiele. – Przełknął ciężko, oblizując palce z polewy czekoladowej. – Również fani Jessamine.
Luca pokręcił głową ze złością, spojrzeniem wypalał dziury na zdjęciach trójki zwykłych ludzi wyświetlone na ekranach.
– Jessamine mówiła, że z nimi rozmawiała – mruknął w zamyśleniu.
– A nie z twórcami gry? – Poprawił go Cole. – Chcieli wskazówki do finału serialu. Fox, czy grę robią oni, czy jakiś podwykonawca?
Mężczyzna wrócił do głównej strony zbiórki i tak szybko przescrollował przez tekst, że pozostałych rozbolała głowa.
– Nie – powiedział, po czym prychnął z frustracji. – Co jest cholernie wygodne. Tu są tylko ogólniki: powstanie, zostanie spersonalizowana dla najdroższych wpłat, będzie sraka i blablabla.
– Może ten aktorzyna coś wie? – Talon strzepnął okruszki z koszulki i odłożył swój telefon na blat. – Fani zawsze próbują kontaktować się z idolami, nie? A wszystkie te profile mają ogromne zasięgi, czy zespół typa nie powinien jakoś się układać z tamtymi?
– To zaskakująco genialna myśl – Fox zamrugał zaskoczony, a Talon spojrzał na niego oburzony.
– Cały jestem genialny, złotko. Knight po to mnie tu ściągnął. – Zakreślił łuk wokół swojej głowy. – Jestem waszym błękitnym atutem.
Knight uniósł oczy do nieba, ale nie zaprzeczył. Potrzebowali go do innych celów, ale trafne pomysły zawsze będą mile widziane. Fox uruchomił połączenie i w międzyczasie dodał:
– Zakładamy, że też trafiają na czarną listę. Mogli uczestniczyć w tym wszystkim, ale też mogła tylko jedna osoba manipulować i wyciągać pieniądze pod nosem pozostałych – westchnął, masując kark dłonią.
– Znaleźliście ją? – Zatroskany głos Ciela sprawił, że wszyscy się wzdrygnęli, a Talon posłał im współczujące spojrzenie.
– Nie – z trudem przyznał Luca. – Dzwonimy w sprawie adminów i założycieli twojego fandomu.
Ogłuszająca cisza.
– Czekajcie, mówicie o tej trójce napaleńców? – Nabrał głęboko powietrza w płuca i wypuścił je z gwizdem. – Są... napastliwi. Mój agent miał z nimi dużo do czynienia, póki nie spadło to na moich ochroniarzy. Wiem, że nie macie dobrych relacji z Loesem, ale oni maja najwięcej raportów, co do nich. Od emisji serialu aż wrzało, ale ostatni rok był dość spokojny.
– Niech zgadnę – Knight zamruczał w zamyśleniu. – Wtedy, gdy pierwszy raz pokazałeś się publicznie ze swoim małżeństwem.
Następna cisza ze strony Graysona mogłaby wytworzyć własną jaźń i zacząć krzyczeć.
– Ja... – odetchnął. – To może mieć coś wspólnego. Był wtedy też konwent seriali fantasy. Chyba... Jessie chyba się wtedy pochorowała i Talby robił prelekcję w jej imieniu.
– Cięcie Fantastyki 2024? – Fox upewnił się, a gdy Ciel potwierdził, od razu wyszukał zdjęcia z imprezy i przepuścił przez swój system do rozpoznawania twarzy.
– Oni ogółem jeżdżą na wszystkie konwenty związane ze Zrodzonym – Grayson powiedział i prychnął. – Kurwa, lepiej znam rozkład tych imprez niż termin wizyty do dentysty. Na początku to było uciążliwe, bo ten młodszy chłopak strasznie się kleił w uścisku. Nie zdążyłem nic powiedzieć i ochrona wydarzenia od razu wyrzuciła go z sali.
Fox wyglądał jakby go poraził piorun. Program wypluł kilka zdjęć, ale wybrał jedno do pokazania.
Talby w otoczeniu trójki wcześniej nieznanych im ludzi. Nieznanych, ponieważ trójka adminów ZrodziCieli nie wstawiała swoich zdjęć na prowadzone przez nich social media.
– To ten facet – przybliżył twarz mężczyzny po lewej. – Wypieprzyłem go z sali po prelekcji Jessamine, bo ją obłapiał.
– On jej podrzucił lokalizator – Knight warknął, wzrokiem odrąbując mu głowę.
– Kurwa – wymamrotał Luca na wydechu. – Mogli być tam całą trójką, niekoniecznie na prelekcji i spotkaniu po niej. Ludzi przecież było wtedy mnóstwo. Grayson?
– Jestem – powiedział ponuro. – Na kogokolwiek patrzycie, pewnie macie rację.
– Czy Talby się z nimi mocno kumpluje? – Cole zapytał, nerwowo przechadzając się pod pomieszczeniu.
– Chciałbym to wiedzieć, ale mogę... – Odpowiedział mu chóralny okrzyk sprzeciwu, nawet Talon skrzywił się z niezadowoleniem. – Okej, nie będę działać na własną rękę, ale proszę was, jak możemy pomóc? Ari i Rory są dziś w kanapkarni, tam plotki zlatują się w ekspresowym tempie.
Knight i Luca wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
– Ich uszy zawsze się przydadzą – Luca zgodził się. Pamiętał, że knajpa małżeństwa nie była w bogatej dzielnicy, a do tego mieściła się na uboczu, więc mogło to zadziałać na ich korzyść. – Ale niech tylko słuchają, dobrze? Nie chcemy, by przypadkiem się narazili.
– Skontaktuję się ze Swanem – dopowiedział Fox. – On ma dostęp do wszystkich raportów, prawda?
– Tak, byli wdrożeni gdy mnie, cóż, przejmowali. – Usłyszeli szelest, a głos Graysona stał się bardziej wyraźny, z wyraźną nutą desperacji. – Słuchajcie, ja też mogę wam pomóc.
– Grayson... – Cole zaczął, ale mężczyzna od razu wciął mu się w słowo.
– Naprawdę, ta bezczynność mnie zabija, jestem najbardziej bezużyteczny – Cole skrzywił się i odwrócił wzrok. – Przecież macie rację, to wszystko moja wina. Ode mnie się zaczęło.
Fox przycisnął grzbiety dłoni do oczodołów, ramiona miał zgarbione.
– Nie będziemy przerzucać na nikogo winy – odezwał się spiętym głosem. – Każdy z nas mógł do tego przyłożyć cegiełkę, nie? Wy po prostu żyliście swoim życiem.
Knight z namysłem przypatrywał się Talonowi a potem zdjęciu na ekranie.
– Wiesz gdzie jest Talby? – zapytał nikogo w szczególności.
– Był dziś w Nine Lives przez cały poranek, ale potem miał spotkanie w Plaza Role, chciał mnie wkręcić w reklamę jakiegoś gówna – prychnął, a potem przeklął bo, sądząc po trzasku, chyba coś rozbił. – Mam sposób, żeby go docisnąć.
Usta Knigta zacisnęły się w wąską kreskę, widać było, że kusi go ta myśl.
– Nic nie rób na własną rękę – Luca przypomniał poniekąd im obu.
– Wiem. Nigdy nie narażę Jessie na niebezpieczeństwo – Grayson odparł zduszonym tonem. Na większe niż to, w jakim już się znajduje, każdy sobie dopowiedział. – Umówię się z nim, ale to nie mnie zobaczy. Zgoda?
Cholerna, kurwa, zgoda.
Patrzenie na wszystkie informacje, które poniekąd posiadali od początku, ale teraz mieli inną perspektywę, kurewsko bolało. Wszystko było wręcz boleśnie klarowne, ukryte na widoku, skrzętnie utajnione przez zainteresowanych sprawą skurwieli.
Fox nienawidził ich wszystkich, nienawidził siebie, nie wiedziała w co pierwsze ręce włożyć, żeby wyciągnąć rezultat. Zdawał sobie sprawę z tego, że teraz musieli ich kolejno przyszpilić.
Cztery miliony dolarów plus możliwe oszczędności „zainteresowanych" mogły spokojnie wystarczyć, żeby opłacić całą akcję. Meteor oraz Kometa już działali nad szczegółowym prześwietleniem wszystkich kont, jakie miała trójka adminów. Resztę załatwią w staromodny sposób. Luca przekazał, że Kins dała im margines zaufania, ale mieli nie przesadzać...
Cóż, można przesadzić ten jeden raz, jeśli poprowadzi to do celu.
Fox poczuł dotyk na ramieniu, to Knight znowu podsuwał mu jedzenie.
– Może jeszcze zacznij mnie dokarmiać rurką? – mruknął skwaszony, obrywając od niego w głowę. Pomasował ją trochę rozbawiony.
– Fox, jesteśmy na prostej – zapewnił go tak ciepło, że się skrzywił. Nie czuł, że na to zasługiwał, nie teraz. Obejrzał się na gabinet i z zaskoczeniem zobaczył, że nikogo nie było.
– Talon też się zwinął?
– Dostał tipa o Krysztale – przytaknął.
– Nic nie mówmy – Fox skinął mu głową ale skusił się na jedną rzecz: mały uśmiech. – Cole pojechał już do Diny?
– Tak, Luca też dołączył. Jadę na dołek do Tolla – zerknął na zegarek i zmarszczył brwi. – Policja nie może go już dłużej przetrzymywać, nawet w roli podejrzanego o narażenie zdrowia oraz życia. Będziesz szukał tego hakera, który im pomagał?
– Nieustannie, przejrzymy też z chłopakami wyciągi adminów – Fox zapewnił, a Knight ścisnął jego ramię. Obiecał, że będą w kontakcie i ruszył na dół, żeby wskoczyć na motocykl.
Musiał poczuć kontrolę nad maszyną, skupić się maksymalnie na jeździe... i musiał się dostać na komisariat tak szybko, jak tylko człowiek potrafił.
Na ten wyjątkowy czas dostali specjalne przepustki od Kins i Levitta. Większość pracowników LAPD wiedziała, na czym sytuacja stoi i nikt nie robił Knightowi pod górkę. Posterunkowy Johnson zatrzymał go tylko, by powiedzieć:
– Ma grubo za uszami, ale adwokatowi udało się załatwił kaucję, którą był gotowy zapłacić od ręki.
Przeklął szpetnie i przyśpieszył kroku, zmierzając w stronę pokoju przesłuchań, w którym wiedział, że umieszczono mężczyznę. Knight zjawił się na posterunku akurat, gdy rozkuwano Tolla.
Will Toll miał charyzmę – to trzeba było mu przyznać. Nawet sceptycznie nastawiony Knight po rozmowie z Tollem uwierzył, że reality show będzie pomocne dla Camden's Arrows. Było to ryzykowne zagranie, podbicie popularności firmy, wystawienie się na świecznik oraz przyciągniecie uwagi Hethana Rilka. W ferworze kończenia z Trust in Devil Hethan, pomniejszy sprzedawczyk dragów, po prostu zniknął z radaru. Był jedną z tym osób, o których się na co dzień nie pamięta – wykorzystał tę sposobność, żeby zniknąć i się rozwinąć. Świat jednak jest mały i syn jednego z ich ówczesnych klientów wpadł w złe towarzystwo. Zakumplował się z dzieciakiem Rilka, który faszerował obu narkotykami – co nim kierowało, nie wiedzieli. Wystarczyło jednak, by zleceniodawca powiedział synowi, że ich ochroniarze są w telewizji, ten pokazał Rilkom i sprawa poszła już prosto. Niestety stracili klienta kiedy odkryli, że młody pomagał przestępcom porywać dziewczyny na handel.
Zatem gdy Toll mówił o szansach, rozwoju, sięganiu niemożliwego, skorzystali z pieprzoną skutecznością. Zabawne, że wszystko, niczym kula śnieżna, zaczynało się od przestępców.
Zadowolenie spełzło z twarzy Tolla, gdy Knight wszedł do pokoju przesłuchań. Policjant skończył już rozpinać jego kajdanki, ale posadził go na krześle po okazaniu mu karty od Kins.
– Nie możecie... – Toll zająknął się, nie odwracając wzroku od jego twarzy. Nie ubrał maski, nie czuł, że zasługuje na zasłanianie się.
– Jak to powiedziałeś, jestem tylko psem krawężnikowym, chuja wiem – sarknął funkcjonariusz. Skinął głową Knightowi i powiedział: – Poinformuję jego prawnika, że poszedł do kibla.
Toll skrzywił twarz, ale usiadł jakby powietrze z niego w całości uleciało.
– Zabijesz mnie, prawda?
Knight uniósł brwi, autentycznie zdziwiony.
– Na posterunku policji, pełnym ludzi i świadków? – zapytał, chociaż rozumiał obawę Tolla. Coś takiego nie powstrzymało by go, gdyby tylko zechciał. Dlatego więc posłał mu upiorny uśmiech. – Nie, właśnie z tego powodu rozmawiamy tutaj. Nie chcę zrobić ci krzywdy, bo wiem, że będziesz współpracował.
Toll nie poczuł się ani trochę uspokojony. Zaczął gwałtownie potrząsać głową, aż jego lekko obwisłe policzki zatrzęsły się.
– Nie wierzę ci. Nie po tym, co mi zrobiliście.
Te słowa wkurwiły Knighta.
– Co my tobie? – syknął pochylając się do przodu. Dłonie trzymał płasko na blacie stołu, chociaż kusiło sięgnąć przez długość blatu, żeby udusić typa. – Nawet nie pierdol o czymś takim. Ciesz się, że Chloe w gruncie rzeczy stanęła w obronie was wszystkich.
Chloe chciała obrócić kota ogonem, ale Luca nie miał jej tego za złe.
– Była tak winna, jak...
– Była szesnastolatką, do kurwy. Zmanipulowaną przez waszą żądzę sławy za wszelką cenę. – Knight z trudem się opanował. – Poszedłeś na dno, kariera Chloe za granicą kwitnie. Jesteś przegrany, ale mogłeś siedzieć w więzieniu. Teraz też możesz.
Toll strzelał spojrzeniami na boki, przez co Knight szybko zrozumiał, że facet szukał wyjścia z tej sytuacji. Chciał ugrać coś dla siebie.
– Będziemy rozmawiać w obecności mojego prawnika.
Knight uspokajająco nabrał powietrza w płuca. Pewnie nawet zacznie odmawiać w duchu mantry – wszystko żeby jednak nie grzmotnąć o stół twarzą gościa.
– Nikt po niego nie pójdzie – warknął. – Współpracuj ze mną, póki jestem w cywilizowanym nastroju a uwierz, skończy się za trzydzieści sekund. Nie unikniesz więzienia. Przez ciebie dokonano porwania, przetrzymywania i możliwie śmierci – wypluł to słowo, czując kwas na języku. Nie wierzył w śmierć Jessamine, ale rzucanie tym w twarz zawsze działało. – Służyłeś za dywersję, robiąc problem znikąd. Jak myślisz, co sąd pomyśli o współudziale w czymś takim?
Knight nie odrywał wzroku od twarzy Tolla. Mężczyzna praktycznie wił się w miejscu, na początku jeszcze jakoś się trzymał, ale Knight nie odpuszczał. Nie opuszczał spojrzenia, pochylił się jeszcze odrobinę. Całe jego ciało wibrowało od potrzeby przewrócenia stołu i wyduszenia z Tolla odpowiedzi. Ciężko mu było przypomnieć sobie, że nie tędy droga.
A przynajmniej jeszcze nie teraz.
– Nic nie macie. – Toll sapnął ostatni raz. Odważył się zerknąć na niego, ale od razu pobladł. – Ja chciałem tylko dojść swoich praw.
– Półtora roku po fakcie? – zapytał tak łagodnie, jak tylko potrafił. Nie umiał być tak przekonujący albo uwodzicielski jak Luca czy Cole, ale dla Jessamine postarał się pokazać, że miał wyrozumiałe serduszko. – Nikt w to nie uwierzy w twojej sytuacji. Nie, kiedy to przypadkowo zbiegło się z czasem. A małżeństwo Baik? Skąd im się nagle wzięły te zarzuty? Przypadkowo tego samego dnia postanowiliście to zrobić?
Toll bladł i bladł, a jego twarz rosiła coraz gęstsza warstwa potu.
– Ja... – zająknął się. – Ale że śmierć?
– Kurwa, Toll, co oni ci naopowiadali? – Knight udał zdumienie i nie sprecyzował niczego. Na chwilę mężczyzna ukrył twarz w dłoniach, więc podążył za ciosem: – Oni cię wystawią, jeśli zauważą w tym swój cel. Dobrze o tym wiesz. Chcesz być odpowiedzialnym za morderstwo? To co innego niż sugerowanie nieletniej romans z producentem muzycznym dla dobra kariery.
Obie sprawy były równie złe, w drugim przypadku pewnie zdechłby w więzieniu po kilku godzinach.
– Talby obiecywał, że się odkujemy – wymamrotał nim odsunął dłonie od twarzy. Zwiesił ramiona przegrany, a w żołądku Knighta się przewróciło.
A jednak, a jednak ten skurwiel. Był jeszcze cień nadziei, że współpracownik jego kobiety nie był takim chujem.
– Toll, na jego zlecenie Jessamine została porwana przez najemników na których nawet ja uważam – Knight wycedził powoli, cały wibrował od potrzeby pojechania już teraz do domu Talby'ego, żeby go... Nie myśl o tym teraz, rozmawiaj z tym kretynem. – Myślisz, że co jej zrobią? Przeniosą do willi z jacuzzi? Już tam była. Oni ją...
– Dobra, dobra! – Wrzasnął, prędko unosząc dłonie. – Nie lubię jej, ale Chryste, nie życzyłem czegoś takiego. Nie na to się pisałem.
– To na co?
Mięsień przeskoczył na szczęce Tolla, gdy zacisnął zęby z całej siły. Był spocony, sfrustrowany i także coraz bardziej zezłoszczony.
– My... Ja i Talby znamy się od lat, odkąd zaczynał karierę. Tu piwko, tam jakieś... inne rzeczy – odchrząknął w ściśniętą pięść. Nie patrzył na Knighta, kiedy dość bezwładnie oparł się na krześle. – Nie kiwnął palcem, gdy zarząd mnie wyrzucał z NL po reality show. Potem coś pieprzył smętnie, ale wszyscy tak robili, albo się odwracali. Ostatnio rozmawialiśmy więcej, piliśmy... No i spytał, czy chce się na was odegrać. Odzyskać miejsce w NL. Obiecywał, że ma na to sposób.
– A ty nie dopytywałeś, bez problemu podpisując na kogoś wyrok śmierci.
– Nie wiedziałem. – Skrzywił się, najwyraźniej myślenie go bolało.
Knight wstał powoli, chociaż ciężko mu było zachować opanowanie.
– Powiedz to wszystko prawnikowi. Powiedz, że chcesz iść na ugodę. – Uśmiechnął się krzywo, kierując w stronę drzwi. – Zrób go w chuja.
Nie potrzebował od niego więcej informacji ani szczegółów, dowiedział się najważniejszego. Wyszedł ze środka prędkim krokiem, na korytarzu od razu natknął się na Levitta. Policjant spojrzał ponad jego ramieniem i zmęczoną twarz rozjaśniło zaskoczenie.
– W jednym kawałku? – wymamrotał do siebie, a Knight prychnął, dalej sadząc długie kroki w stronę wyjścia. Levitt dotrzymywał mu kroku. – Co powiedział?
– Przyznał się do działania z Talbym. Będzie śpiewał na swoją korzyść i go pogrąży – skinął głową detektywowi, gdy wymijali spieszących się do swoich zajęć policjantów oraz niecierpliwie oczekujących cywili.
– Złapię go jeszcze przed wyjściem. – Poklepał Knighta po plecach. – Jego adwokat to trochę popierdółka, miałeś szczęście, że nie wszedł tam i nie walnął pozwem o znęcanie.
Tolla nie było już stać na prawnika z wysokiej ligi, dlatego Knight zachowywał się tak bezceremonialnie. Pożegnał się z Levittem. Prędko posłał wiadomość do przyjaciół, ale tylko Fox odpisał w podziękowaniu. Luca i Cole pewnie dalej rozmawiali z Diną, jeśli w ogóle im się udało. Z ciężkim sercem zerknął na zegarek, dochodziła dziesiąta. Posłał w duchu cichą modlitwę do Jessamine.
Jeszcze trochę, kochanie, znajdziemy cię.
*
Dina Padane była przerażona, ale nie niewinna. Cole od razu po zobaczeniu jej twarzy wiedział, że potrafiła świetnie mącić i wykorzystywała swoją piękną twarz w każdym, upragnionym celu. Było w niej coś jawnie manipulatorskiego – ale swój pozna swego, dlatego od razu ją przejrzał. Na razie trzymali ją w areszcie przy skrzyżowaniu Los Angeles i Temple. Nie miała finansów na wpłacenie kaucji, za dużo wydała w kwiaciarni.
Mimo swojej fasady kobieta też była załamana i przerażona, chociaż starała się to ukrywać. Robiła to dość dobrze, lecz na widok ich dwójki mina nieznacznie jej opadła.
– Nie rozmawiam z glinami bez adwokata – zagrzechotała kajdankami o stół.
Luca uśmiechnął się do niej wręcz troskliwie.
– Tak dobrze, że nimi nie jesteśmy. – Zmierzył ją lodowatym spojrzeniem, kontrastującym z wciąż ciepło wygiętymi ustami.
W pomarańczowym było jej zaskakująco do twarzy, nosiła kombinezon wręcz z wdziękiem. Pozory Diny Padane były silne. A mimo to nie wiedziała jak zareagować na ich dwójkę.
– I tak nie masz stąd żadnego wyjścia – Cole zakręcił palcem pokazując na małą klitkę w tymczasowym więzieniu. – Daj nam coś, Dino. Naprawdę chciałaś, żeby porwali ją najemnicy?
– Co zrobi... – urwała tak gwałtownie, jak zaczęła, ale mleko się rozlało, głusi nie byli.
Cole poczuł napinającą się nogę Luca, przytulił do niego swoje udo. Sam czuł się niemal na granicy wybuchu.
Luca podjął szybką decyzję:
– Nasz pracownik został trzykrotnie postrzelony, możliwe że nie przeżyje. Operowali go trzynaście godzin, wiesz? – Mówił łagodnie, jak do spłoszonego źrebięcia. Miał szczerą, otwartą twarz, ale tylko Cole widział, jak mocno zaciskał dłonie. Jak wiele kosztował go ten spokój w głosie. – Jessamine została zabrana przez tych samych ludzi, trwa akcja poszukiwawcza.
Dina Padane najwyraźniej miała jakąś granicę.
– Wiesz, że jesteś główną oskarżoną w tej sprawie – Cole przypomniał. Zignorowali jej ciche mamrotanie, że jeszcze jej nie skazali. Pochylił się do niej, jakby chciał powiedzieć sekret. Ściszył też głos. – Myślisz, że nie zrobią z ciebie kozła ofiarnego? Przecież najwięcej tropów prowadzi do ciebie, ty masz na sobie to piękne wdzianko.
Kobieta znów zagrzechotała kajdankami. Jej mina stawała się bardziej nieprzystępna, odchyliła się do tyłu na krześle. Cole w duchu poganiał ją do reakcji: do rzucenia choćby ochłapów, na których mogliby pracować. Teraz mogła albo wskoczyć na główkę i pokazać środkowy palec Talby'emu, albo wycofać się rakiem idąc w zaparte.
Luca opuścił z piersi jedną rękę, żeby sięgnąć do kieszeni. Uniósł brew i obrócił telefon w stronę Cole'a. Prędko przeczytał wiadomość od Knighta, zmusił się do skąpego uśmiechu, zamiast szalonego szczerzenia się.
– Co? – Padane pochyliła się, jakby i ona miała prawo do przeczytania tego oraz kolejnego smsa, tym razem od Foxa. – Co wiecie?
– Co my wiemy? – Luca zacmokał. – Daj spokój, Dino. Przecież wiesz lepiej o tym, ile pieniędzy odprowadzałaś ze zbiórki gry planszowej prowadzonej na Kickstarterze. Fundowanie nękania to jedno, ale wyłudzenie finansowe na skalę światową i opłacenie najemników...
– To nie ja! – krzyknęła przeszywająco, podrywając się na równe nogi. Strażniczka więzienna od razu wparowała do pomieszczenia, ale Luca pokazał, że wszystko w porządku. – Nie wrobicie mnie w to! Puszczaj, kurwa!
Kobieta nierozsądnie zaczęła się miotać i strażniczka dwukrotnie ostrzegła ją o izolatce.
– Dino! Dino, do cholery, posłuchaj! – Cole ryknął na wpół wstając, zagłuszył przy tym wszystkich zebranych. Pierś unosiła mu się w pośpiesznym oddechu, ręce wsparł o stół. – Nie mamy czasu na twoje załamanie długością wyroku jaki dostaniesz. Będzie mniejszy, jak powiesz prawdę, większy jak utrudnisz, jasne? A jeśli przez ciebie Jessamine umrze... nie chcesz wiedzieć, co się wydarzy.
Zauważyli, że kobieta minimalnie oparła się na strażniczce, jakby chciała zachować równowagę. Przy każdej innej osobie pomyśleliby, że próbowała gwizdnąć klucze, albo inne fanty, ale do niej chyba naprawdę zaczęło dochodzić całe to spiętrzone gówno.
Ludzie często czują się bezkarnymi bogami, póki konsekwencje w końcu nie zaczną uderzać ich w twarz. Dina najwyraźniej dopiero w tym momencie zrozumiała – może groźba Cole'a ciupkę pomogła, ale zawsze coś.
Kobieta w końcu osunęła się na krzesło, strażniczka tym razem została w pomieszczeniu. Cole w pośpiechu wystukał wiadomość pytając Foxa, czy był może ślad po Talbym lub którymkolwiek z adminów w rejestrze odwiedzin więziennych.
– Jesteś w złym położeniu, Dino – stanowczy głos Luca sprawił, że spojrzała na niego. – Chcesz sobie jeszcze dokładać wyroku? Ewidentnie nie miałaś nic wspólnego z najemnikami.
Gwałtownie potrząsnęła głową, kilka kosmyków wydostało się z jej upięcia i opadło na wysokie, zmarszczone w niepokoju czoło.
– To nie tak miało być, nie tak miało się skończyć – wymamrotała do siebie. Ramiona opadły jej bezsilnie. – Gdyby jej dom nie spłonął, podrzucilibyśmy jej coś, żeby miała problemy prawne. – Roześmiała się gorzko. – A tak to ja je mam.
Cole zerknął na Luca żeby się upewnić, czy dobrze słyszy, ale przyjaciel też był zdezorientowany.
– Podrzucić? Co i niby jak?
– Miał klucze do jej domu, od dawna. On się bawił nami wszystkimi – wsunęła palce we włosy, a pusty wzrok wbiła w stół. – Dałam mu cały dostęp, co tylko miałam. Siebie.
Och, więc to częściowo fiksacja na punkcie Talby'ego. Cole chciał wiedzieć wszystko na ten temat, chciał zrozumieć dlaczego w pierwszej kolejności Dina dołączyła do tego kurestwa, ale na to przyjedzie czas. Teraz po prostu musi mówić o tym, co robili i kto dokładnie kontaktuje się z Kryształem.
– Czy Talby poznał twojego kuzyna? – Pytanie Luca zaskoczyło Dinę.
– Jakieś dwa tygodnie przed... – Twarz kobiety pociemniała. – Skurwiel, wrobił mnie!
Było to oczywiste, ale dobrze że uświadomiła sobie ten szczególik. Ponownie zerknęli po sobie z Lucą, mężczyzna przekrzywił głowę w stronę Diny.
– W co dokładnie?
– W to wszystko! – zawołała. – Nie robiłam tego sama! Nie miałam tyle pieniędzy, oni na to wszystko wpadli! Gdyby mnie tak nie naciskali z tymi wieńcami... Boże, gdyby nie śpieszyli się...
Mogłabyś się pośpieszyć teraz. Cole tracił cierpliwość, odprężył się na kilka sekund dopiero w chwili, w której Luca prędko złapał za jego nerwowo podskakujące kolano i ścisnął. Nie miał pojęcia jak radził sobie Knight samotnie, na miejscu przyjaciela pewnie rozniósłby Tolla w drobny pył.
– Czyli brałaś czynny udział w nękaniu Jessamine Heyes? – Luca zapytał szorstko.
– Przecież wiecie! – krzyknęła wściekła, oczy miała przekrwione, na granicy łez. – Adam miał świetny plan, to miało ustawić nas wszystkich. Wiecie jaki jebany sukces można odnieść na plecach tego serialu? Ona nie zdawała sobie o tym sprawy, w dupie to miała! Adam... Adam zawsze mi pomagał, zawsze załatwiał fuszki. Jak mogłam się mu nie odwdzięczyć? Był wspaniały i cierpliwy i... kurwa, jakby się nie zgadał z tamtymi zjebami ze ZrodziCiela, w życiu by się to tak długo nie ciągnęło, ale... Porwanie... Mieliśmy tylko ją zastraszyć, żeby zabrała dupę...
Dina dyszała ciężko, trochę zsunęła się na krześle, niewidzącym spojrzeniem patrzyła gdzieś między ramionami mężczyzn. Wymienili spojrzenie i Cole pochylił się do przodu.
– Czyli Talby chciał cię wcześniej namówić na porwanie Jessamine?
– Nie do końca... chciał podrzucić jakieś zwłoki bezdomnego... ale że dom poszedł z dymem... – Dopadał ją szok, bardziej mamrotała niż mówiła składnie, lecz łowili każde jej słowo niczym święte proroctwo. – Nie wiem, czyj to był pomysł, bezdomnych jest wystarczająco... przecież upozorowalibyśmy to idealnie... Żartowaliśmy tylko o planie zamknięciu jej, daleko. Żeby nam skapnęło sławy. Ale chyba... chyba wzięli to za dosłownie. Ta cizia spiknęła Adama z hakerką, głupia pinda mało bierze, to mogliśmy pozwolić sobie na wszystko... wszystko...
– Nawet na śmiertelny postrzał i porwanie? – Luca podrzucił, a Dina poderwała głowę.
Cole zerknął na telefon:
Fox: Mina Rose go odwiedziła na początku zeszłego tygodnia. Dobry trop, Cole.
– W to mnie nie wrobią! – wrzasnęła. – Zmówili się za moimi plecami! Wypłacali ze zbiórki od samego początku, mieli kasy jak lodu a nawet nie pracowali nad tą zjebaną gierką, tylko o niej mówili! Nie nadawali się na...
Dina dalej utyskiwała na to, że admini ZdrodziCieli nie potrafili zaprojektować nawet drogi palca do nosa. Luca zacisnął usta w wąską kreskę, a Cole wykorzystał okazję i pokazał mu wiadomość.
– Dino – przerwał jej stanowczo. – Jeśli to nie ty najęłaś ludzi do sprzątnięcia Jessamine – Cole wzdrygnął się w duchu na te słowa, ale nie odrywał spojrzenia od Diny. – To kto?
– Hakerka – przewróciła oczami, jakby to było oczywiste. – Talby się z nią kontaktował odkąd z Miną Rose porozmawiali z nią w jakiejś knajpie. On zlecał, ona szukała wykonawców, albo inne gówna.
Cole wciąż trzymał telefon i od razu przeczytał nowy ciąg wiadomości na wspólnym czacie.
Fox: Ciel złowił Talby'ego, za godzinę w jego domu
Fox: jedzcie od razu na miejsce
Knight: przyjedź z Meteorem, on zostanie w wozie
Fox: wezmę sprzęt, ogarniecie się na Gold Time, dwie przecznice od jego domu
Knight: przyjąłem
Luca skinął głową i od razu podnieśli się na równe nogi.
– Co? Co się dzieje? Już idziecie? – Dina poruszyła się niespokojnie, chwytając się krawędzi blatu.
– Cukiereczku, nie przyszliśmy na herbatkę, ale jeszcze nie raz porozmawiamy – obiecał jej Cole. – Śpiewaj tak przy zeznaniach, a będzie lepiej.
– Kłamiesz! – bardziej skrzek niż głos. – Zawsze kłamiecie!
Luca obrócił się w progu, patrząc na kobietę nad ramieniem strażniczki.
– Nie tym razem – powiedział cicho. – Potwierdziłaś kierunek, w którym mamy iść, żeby niewinni nie ucierpieli.
Cole uśmiechnął się szczerze do przyjaciela, gdy przemierzali korytarz aresztu w kierunku głównego wejścia. Prędko spoważniał przez to, co się działo. Ich kochana Jessamine mogła być równie dobrze na wyciągnięcie ręki, co lata świetle od nich. Próbował odsunąć od siebie lęk oraz niepewność, wciąż pozostały trzy niewiadome: czy Talby będzie współpracował, czy hakerka powie prawdę i czy...
Czy znajdą Jessamine na czas, jeśli Talby zażądał...
– Hej – Luca zatrzymał go na chodniku, bo Cole szedł ślepo przed siebie, mijając ich auto. – Jutro nasza dziewczyna będzie w domu, słyszysz? Cała i zdrowa.
– Mam wrażenie, że znów przeżywamy to samo – ciężko wykrztusił odsuwając włosy do tyłu. – Znów nasza osoba została zabrana.
Luca przytaknął i szturchnął go, żeby ruszył w stronę samochodu.
– Teraz poradzimy sobie lepiej, cokolwiek by się nie działo. Jesteśmy razem, nic nas nie poróżni.
Cole posłał mu krzywy uśmiech.
– Mógłbym cię wycałować za tę mowę motywacyjną.
– Zostaw to na powrót Jessamine. Bo wróci do nas i my damy jej cały świat, żeby na nowo poczuła się bezpiecznie.
Droga do wyznaczonego przez Foxa punktu cholernie się dłużyła. Nagle Los Angeles stało się jeszcze większe, bardziej zakorkowane i nieokiełznane. Luca prowadził z duszą na ramieniu i ciążącą na pedale gazu nogą. Udawał przez Colem, ponieważ jeśli i on by się załamał, pewnie obaj usiedliby na tym krawężniku, po prostu oddając się przerażeniu.
Rozumiał krzyczące obawy przyjaciela, czuł się tak samo źle, jak gdy zabrano Knighta. Teraz jednak był starszy, bardziej doświadczony w kontrolowaniu swoich emocji. A potrzebował trzymać je na wodzy – w środku zdzierał swoje gardło oraz płakał. Bał się, że ją stracą, że zostanie skrzywdzona tak bardzo, że blask w jej oczach nigdy nie powróci. Te złorzeczenia były najgorsze, ponieważ właśnie na najgorsze musiał się nastawiać. W takich sytuacjach nigdy nie zakładano optymistycznego scenariusza.
Ale to była ich Jessamine, jak mogli próbować nie być optymistami? Za bardzo ją kochali, żeby myśleć o czymkolwiek innym.
Knight czekał na nich przy swoim samochodzie. Górował nad przechodniami, nieruchomy posąg na tle południowego słońca. Miał odpychający wyraz twarzy – jakby chciał pozagryzać wszystkich wokół. Obaj z Colem wiedzieli, że Knight się denerwował. Musieli naprędce obmyślić plan, który pozwoli im wyciągnąć z Talby'ego informacje.
– Kometa rozmawiał z Kins – powiedział w ramach przywitania i ruszyli w stronę zaparkowanego vana. – Obstawiają obszar wokół mieszkań adminów.
– Co mówiła na naszą... akcję? – Cole zapytał, zerkając na niego z ukosa.
Knight wzruszył ramionami.
– Poprosiła, żeby nie było za dużego bałaganu w papierach.
Luca westchnął.
– Nie wiem jak jej się odwdzięczymy za to, że idzie nam aż tak na rękę.
Knight spojrzał na niego z pierwszym, małym uśmiechem.
– Dobrze wiesz, że będzie przez kilka kolejnych miesięcy prosić o przeróżne przysługi. Ona wie co robi – roześmiali się cicho.
Miał rację. Kins i Levitt wiedzieli, gdzie i kiedy pójść na ustępstwa, żeby w ogólnym rozrachunku wyjść na duży plus.
Po otwarciu drzwi vana zobaczyli, że Fox był już ubrany i gotowy do działania.
– Mamy mało czasu zanim ktoś zobaczy nas w vanie. Łapcie.
Nie szło ukryć, że ich czwórka w pełnym rynsztunku w żywej części Los Angeles robiła furorę. Ubierali się automatycznie, pozwalając by Fox narzucał tempo odprawy. Wiedzieli, że musieli wydostać z Talby'ego wszelkie informacje, zwłaszcza o danych hakerki.
– Talon dzwonił, jak byłem w trasie – Knight dodał, zapinajac pas z bronią. – Kryształ sprowadził się na obrzeża Los Angeles dwa miesiące temu. Ludzie trzęsą portkami, nikt się nie chce wyłamać i wali głową w mur, żeby cokolwiek znaleźć. Jego podwładni przejechali się pod klikę na West Adams. Opuszczona przed kilkoma dniami, ale zdecydowanie ze śladem aktywności Kryształu. Gdziekolwiek Xer i jego ekipa zabrali Jessamine, są gdzieś w okolicy.
Dreszcz przeszedł po ciele Cole'a. Jessamine była tak cholernie blisko. Wkrótce ją znajdą, wkrótce wyduszą odpowiedzi i wyciągną ją z martwych łap Kryształu.
Za wszelką cenę.
*************
To koniec dzisiejszego maratonu.
Przed nami ostatnie 2 rozdziały i epilog 🤯🤯🤯
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro