Rozdział 44. Camden's Arrows
Jessamine od kilku godzin była poza ich radarem i piekło, jakie trwało w siedzibie Camden Arrow's, sięgało zenitu. Toll i małżeństwo Baik zostali zamknięci w trzech osobnych pokojach, pieprzyć ich odgrażanie się prawnikiem. Nawet jeśli byli tylko głupimi marionetkami, jako pierwsi trafili na przesłuchanie. Małżeństwo na pewno zostało w ten sposób wykorzystane, ale Luca szczerze wątpił, by Toll był niewinny. Knight się z nim zgadzał – za dużo zaszłości, by Toll nie widział w tym świetnej sposobności dla siebie.
Całe biuro zostało postawione w stan gotowości. Ochronę budynku obleganego przez paparazzich zostawili policji, ponieważ potrzebowali wszystkich rąk na pokładzie. To była nie tylko nadzwyczajna sytuacja w firmie – to była sytuacja cholernie osobista. I w całym tym strachu o Jessamine czuli wzruszenie. Pracownicy mogli się domyślać, ale nikomu nigdy nie powiedzieli wprost, że była...
Że była ich.
To wykraczało poza sytuację kryzysową w pracy. Nie było osoby na ich piętrach, która nie powiedziałaby im, że zostanie póki będzie trzeba i pomogą na wszystkie możliwe sposoby. Nawet pan Trennis upewniał się, że będą mieli co jeść i pić. Twierdził, że to najbardziej bezużyteczna rzecz do zrobienia. Mieli inne zdanie, mężczyzna się troszczył, a dodatkowo podsłuchiwał plotkujących policjantów działając niczym profesjonalna wtyka.
Cole pilnował Foxa, żeby się nie załamał, Luca prawie cały czas towarzyszył Knightowi, by nie ruszył na miasto. Przywarli do siebie nawzajem z przepełnioną goryczą rozpaczą. Bo mieli siebie, znów byli tylko oni, ale Jessamine znajdowała się gdzieś samotna, przerażona. To była spirala, od której musieli trzymać się z daleka. Przez to, że ją kochali, mogli zacząć działać nieracjonalnie, a to było ostatnią właściwą rzeczą.
Dottie była w ciągłym kontakcie z policją oraz strażą pożarną. Departamenty niestety nie miały żadnych nowych informacji. Obdzwaniała także kolejno wszystkie szpitale, kliniki, przychodnie i nawet kusiła się o telefon do weterynarzy. Nigdy nie wiadomo.
Rozumieli to podejście.
Drzwi na górnym piętrze nigdzie się nie zamykały – Meteor i Kometa co chwila biegali do Dots, żeby coś zrobiła, Jackson kursował z góry na dół, a Luca musiał odprawić Pietro Leokadisa. Mężczyzna spóźnił się i na dzień dobry swoim miłym, lecz potwornie władczym tonem, zaczął się tłumaczyć. Luca balansował na granicy profesjonalizmu oraz rozpaczliwej potrzeby przerwania mu.
– Pietro – w końcu się wtrącił, przechodząc na ty jak sobie tego zażyczył. – Obawiam się, że muszę przełożyć nasze spotkanie na czas bliżej nieokreślony. Mamy teraz sytuację kryzysową i nie jestem w stanie zapewnić panu odpowiedniego czasu na rozmowę. Zrozumiem, jeśli pan całkowicie zrezygnuje.
I mimo wszystko nawet nie będę płakał. Bylebyśmy trafili na jej ślad.
Leokadis pokiwał powoli głową. Za plecami miał dwóch swoich ochroniarzy, ale nie wyglądali na niezadowolonych czy zaniepokojonych rychłą utratą pracy.
– Co się stało?
Luca mocno zacisnął szczęki. Chciał wyprosić potencjalnie najbogatszego klienta, jakiego mogli mieć, ale zawahał się.
– Kojarzy pan pewnie sytuację z Jessamine Heyes, która odwiedzała waszą dzielnicę?
Pietro uśmiechnął się krzywo.
– Dlatego tutaj jestem, spodobała mi się praca pana wspólnika. Wkrótce będę potrzebował ochrony dla mojej córki, więc jeśli szkolicie pracowników tak, jak siebie... – zrobił nieokreślony ruch dłonią. – Jestem zainteresowany współpracą. Będę śledził wynik akcji ratunkowej pani Heyes. Życzę panom powodzenia.
Ramiona Luca tylko cudem nie opadły. Ujął podaną mu przez Leokadisa dłoń.
– Jeśli mógłbym prosić, zostawię pana na chwilę z naszą cudotwórczynią. Dottie Milton zajmuje się kompleksową opieką biura, zapisze wszystkie pana pytania oraz uwagi na przyszłość.
– W lepszym czasie – Pietro przytaknął w zgodzie. – Jeśli będziecie panowie czegoś w międzyczasie potrzebowali – płynnym ruchem podał mu swoją wizytówkę. – Lubię pracę panny Heyes, sam pośrednio miałem przyjemność jej coś zlecić. Nie wie o tym, ale wykonała pracę bez zarzutu. Taki talent nie może zginąć.
Pieprzony... Luca prawie wywalił go przez okno z ich biura. Sympatia do Leokadisa trochę umarła – mężczyzna wolał nie wiedzieć, czy dupek w ogóle przejmował się tym, co mówił. Jednak jeśli mieli chronić jego córkę, sprawa miała się inaczej, niewinna dziewczyna nie powinna cierpieć przez ojca. Zaskoczeniem było to, że w ogóle ją miał.
Dots była roztargniona, ale przejęła Leokadisa ze skuteczną wprawą oraz słodkim uśmiechem.
W głównym biurze Knight, Cole i Fox oznaczali oraz rozdysponowywali tereny do zbadania. Nie wiedzieli czy lepiej będzie skupić się na Downtown i West Adams, czy może w każdej, nawet bogatej i bezpiecznej dzielnicy była możliwość...
Kurwa, a jak wywieźli ją poza miasto? Poza stan?
Potencjalne miejsca, w których można ukryć więźnia namnażały się w każdej sekundzie rozważań. Opcji było wiele, ale po pierwszym telefonie od Kins i jej oględzinach miejsca porwania – wiedziała, że zrobili to profesjonaliści – musieli w ten sposób myśleć. Luca już zamierzał do nich dołączyć, gdy winda pingnęła i ze środka prężnym, wręcz gniewnym krokiem wyszła Laura Scott–Higgins oraz Grayson Ciel.
Luca przeklął w duchu, bo nie zdążyli powiadomić żadne z nich o sytuacji Jessamine. Grayson zauważył go pierwszy i przerwał w pół gniewnego słowa. Oboje spojrzeli na niego, aktor uniósł dłoń w przywitaniu.
– Luca, ona jest tutaj? – Zapytał nerwowo w ramach przywitania. – Co się dzieje, do cholery! Pojechała już? Ot tak?
Grayson buzował nerwową energią. Luca spojrzał w stronę windy, ale nie zjechała na dół i była już pusta, zatem jego ochroniarze musieli zostać na dole. Podał dłoń Laurze, uścisnął też drżącą rękę Ciela.
– Dostaliśmy wiadomość w tym samym momencie – wyjaśniła. – Od razu przyjechaliśmy, gdyż nie odbiera telefonów...
Luca uniósł dłonie powoli kręcąc głową.
– Musimy sobie wyjaśnić wszystko, ale po kolei. – Zabrał ich do głównego gabinetu, trójka przyjaciół od razu spojrzała w ich kierunku. Patrzył jak nadzieja rozbłyska i gaśnie w ułamku sekundy, na tyle szybko przywdziali swoje uprzejme maski, że zauważył to tylko on.
– Co się dzieje? Oprócz oczywistego? – Głos Cole'a był ochrypły i sztywny.
Niechętnie odłożył tablet i uprzejmie wskazał kanapę, by ich goście usiedli. Laura obrzuciła gabinet zaciekawionym spojrzeniem, ale zajęła miejsce. Wygładziła spódnicę, położyła obok siebie niewielką torebkę. Ciel natomiast nie odrywał wzroku od tablicy z mapą Los Angeles. Zacisnął usta w wąską kreskę, wyraźnie pobladł zbliżywszy się w jej kierunku.
– Chcielibyśmy się dowiedzieć tego samego – Laura odezwała się pierwsza, przyglądając im się po kolei. Wyciągnęła z torebki telefon. Spojrzała na Graysona, ale ten stanął tuż przy Foxie, wzroku nie odrywał od tablicy. Domyślił się. – Nie mamy żadnego kontaktu z Jessamine, a odstaliśmy od niej niepokojące nagranie głosowe.
– Jakie? – warknięcie Foxa było tak gniewne, że Ciel wyrwał się z zamyślenia. Knight położył dłoń na ramieniu ich przyjaciela, ścisnął je mocno stając na tyle blisko, że prawie się przytulali.
Laura nie wyjaśniała, tylko odtworzyła wiadomość:
Już dłużej tak nie mogę, mam dość. Składam wypowiedzenie i rzucam ten serial. Nie mam zamiaru ślęczeć nad tym kolejne miesiące, żeby się narażać. Koniec z tym, wyjeżdżam.
Usłyszenie głosu Jessamine sprawiło, że Cole ciężko oparł się o biurko, Luca skrzywił twarz, a dłoń Knighta mocniej zacisnęła się na barku Foxa. Brzmiała na tak pewną siebie, tak cholernie racjonalną, przekonaną o wyjeździe i rzuceniu projektu życia...
Gdyby nie wiedzieli lepiej, też by w to uwierzyli. Potrafili zrozumieć, dlaczego Laura i Ciel rzucili się do telefonów oraz następnie na poszukiwanie kobiety.
– Wiedziałam, że coś jest nie tak! – Laura pokręciła głową i wygasiła ekran telefonu. – Zapewniała, że zostało jej tak niewiele pracy! Jak mogłaby teraz to porzucać?
– Gdzie ją dostaliście? – Fox zapytał już łagodniej.
– Na WhatsAppie, spójrz – Grayson wyłowił telefon z kieszeni i prędko mu go podał. Mina zmieniała mu się jak w kalejdoskopie, gdy patrzył na wiadomość, a potem na nadawcę. Stuknął w ekran, jego ramiona opadły.
– To nie numer Jessamine – upewnił się, spoglądając im kolejno w oczy. Luca z bólem skinął mu głową, żeby wyjaśnił. – Konto podszywa się pod nią, ale jest nieznanego pochodzenia. AI wygenerowało treść tej wiadomości, zapewne przepuszczono przez algorytm jej tiktoki, prelekcje... Wszystkie ostatnie spotkania, na których była w grupie, mogły zostać nagrane. Jessamine...
Fox stracił werwę w chwili, w której przestał mówić o samej głosówce.
– Jessamine została porwana, a jeden z naszych pracowników przebywa aktualnie w szpitalu w stanie krytycznym. – Poważny głos Cole'a wcale nie sprawił, że było im łatwiej przyjąć tę wiadomość. Ciel zaczął szpetnie przeklinać, praktycznie doskakując do niego z pięściami. Knight złapał go od tyłu i mocno przytrzymał.
– Nawet tak sobie z nas nie żartuj! – Grayson wyszarpnął się z uścisku Knighta i rozszalałym wzrokiem potoczył spojrzeniem po nich wszystkich. Z sekundy na sekundę stawał się oklapniętym balonikiem, z którego uchodziło powietrze. – Nawet tak nie żartujcie – powtórzył szeptem, ale wiedział, że nigdy by czegoś takiego nie zrobili.
Jego przyjaciółka naprawdę została zabrana.
Laura wstała, dłoń trzymała na sercu, niezdrowo pobladła.
– Kiedy to się wydarzyło? – zapytała.
Fox odetchnął cicho, zerkając jeszcze raz na telefon Ciela, nim mu go oddał.
– Mniej więcej w tym samym czasie, co wysłano te wiadomości – powiedział. – Całą sytuacja została zsynchronizowana.
Laura odetchnęła ciężko, jakby nie mogła złapać tchu, i ponownie usiadła na kanapie. Zaniepokojony Luca podszedł, żeby nalać jej wody. Przyklęknął przy kobiecie upewniając się, że nie działo się z nią nic, co mogło zagrozić życiu. Kilka łyków trochę jej pomogło.
– Od razu powinnam się domyślić, że to coś fałszywego – wymamrotała z wyrzutem. – Przecież na ostatnim spotkaniu nie mówiła o miesiącach!
Luca przytaknął, a Knight zamruczał w namyśle.
– Odpowiedni dobór słów – odparł powoli. – Cała wiadomość została przemyślana, połączyli rzucanie pracy i wyjazd, ale... Nie było ich na spotkaniu.
Fox zgodził się z nim.
– Możemy wykluczyć wszystkich obecnych – powiedział. – Chyba, że to fortel.
Cole potrząsnął głową.
– Nie, jeśli by wiedzieli, że jest bliska finiszu, wiadomość brzmiałaby inaczej. Położyliby większy nacisk na strach oraz presję, nie miesiące pisania. – Szturchnął łokciem Ciela. – Ile razy do niej dzwoniłeś, nim ruszyłeś tutaj?
Grayson z niezdecydowaną miną podrapał się po potylicy.
– Pięć... Co najmniej – przyznał. – Chociaż już po pierwszym razie zacząłem się zbierać do wyjścia z restauracji.
Cole spojrzał na Laurę i ta, odłożywszy szklankę, przytaknęła.
– Również kilkukrotnie próbowałam, a że byłam w okolicy, od razu skierował się tutaj.
Spojrzenia jego i Luca się zetknęły, pomyśleli o tym samym.
– Czy mieliście te wyjścia gdzieś zapisane, umówione w systemach? – Oboje zgodnie powiedzieli: w kalendarzu. Fox westchnął głęboko. – Wszystko zsynchronizowane – powtórzył miękkim tonem. – Kurwa, trochę łutu szczęścia, dobranie zgodnej daty... Ułożyli to kaskadowo.
Knight się zgodził.
– Pewnie myśleli, że odciągną nas od szukania – wykrzywił z odrazą usta, a Laura delikatnie zadrżała. Gdy Luca na nią spojrzał niczego złego nie zobaczył, jej automatyczna reakcja rozwiała się, jakby nie istniała.
– Szukamy – Luca zapewnił kobietę oraz Graysona. Wiedział, że to będzie ich pierwsze pytanie. – Nie możemy jednak rzucić się w ślepą pogoń.
– Tego pewnie by chcieli – Ciel wymamrotał. – Chyba gdybym wiedział to, co wy, a potem usłyszał tę głosówkę, rzuciłbym się w miasto z kałachem i gołą klatą.
Cole prychnął, ale potrząsnąwszy głową w zadumie nad zdrowiem tego faceta, zgodził się.
– Musieli coś wiedzieć – szepnął do siebie. Laura nie rozumiała, ale Grayson przytaknął. Przecież nie ukrywali się, wystarczyło że ktoś z daleka obserwował Jessamine i spróbował.
Jessamine była ich słabością, ale była też ich największą siłą. Właśnie dlatego musieli zachować maksymalnie trzeźwy umysł, nieważne jak przerażające było jej zniknięcie.
– Skoro chciano użyć nas jako rozproszenia, powinniśmy już pójść – Laura wstała i poprawiła spódnicę. Skinęła na Graysona. – Będziemy z wami w kontakcie i proszę... cokolwiek się nie wydarzy, czegokolwiek będziecie potrzebowali, nie wahajcie się.
– Dziękujemy – Luca odparł, gdy Ciel zgodził się z szefową stacji. – Detektyw Kins i tak będzie chciała Was przesłuchać. Wkrótce skończy z Willem Tollem, więc proszę poczekajcie chwilę.
– Toll? – Grayson wręcz splunął jego nazwisko z odrazą, stając blisko Laury. – Co on ma z tym wspólnego?
– Tego chcemy się dowiedzieć, ale właśnie przez niego byliśmy tutaj, a nie z Jessamine – Knight powiedział ponurym, przerażającym tonem.
Luca odprowadził oboje do poczekalni, za swoimi biurkiem była już Dottie. Poprosił ją, by sprawdziła, czy Kins jest już wolna. Kobieta zapewniła, że wszystkim się zajmie i wygoniła go ponownie do gabinetu. Zamknął za sobą drzwi, prędko podchodząc do przyjaciół.
Cole wsparł swoje ramię o niego.
– Wiadomość została wysłana z jednego ze znanych adresów przekierowujących – Fox powiedział. – Margie dała znać, że odholowali jej samochód na parking policyjny.
– Pojadę po nią – Cole założył ręce na piersi, kiwając głową w stronę mapy. – Zawężanie obszarów chwilę zajmie, porozmawiam z nią na spokojnie.
– Sprawdź jej mieszkanie oraz nasz dom i bądź ostrożny – Knight zmierzył go uważnym spojrzeniem i nie odpuścił, póki ten nie przytaknął w zgodzie. – Nie chcą nic powiedzieć przez telefon, ale może uda mi się coś ugrać w szpitalu.
Fox uśmiechnął się niemrawo.
– Zastraszyć to też właściwe słowo. – Jego uśmiech szybko opadł. – Z chłopakami będziemy łączyć adresy, a Luca...
– Pogadam z Kins i jej ludźmi – zapewnił go. – Mamy plan. Małe kroki, żebyśmy się wypieprzyli na drodze do niej.
W tym byli cholernie zgodni. Wiedzieli, że z każdą godziną szanse na odnalezienie Jessamine mogłyby maleć... ale nie z nimi. Będą szukać do upadłego.
Rozeszli się prędko, Knight zjeżdżał windą wraz z Colem. Przyjaciel tym razem koło niego stanął bardzo blisko. Ich ramiona się o siebie ocierały.
Obrócił więc głowę, by spojrzeć na jego pochyloną, złocistą głowę.
– Znajdziemy ją – obiecał jemu i sobie. – Krócej niż w trzynaście dni, przysięgam.
Musieli ją znaleźć, nie chciał nawet myśleć o innym finale. Jego serce wystarczająco kurczyło się i umierało na nieznane położenie Jessamine.
Głowa Cole'a pochyliła się jeszcze mocniej, a jego ramiona opadły. Nim Knight mógł go przytulić, albo zareagować w jakikolwiek sposób, mężczyzna pociągnął nosem i wyprostował się. Oczy miał szkliste, lecz minę skoncentrowaną.
Wychodząc zapewnili Trennisa, że niczego nie potrzebowali. Lea, siedząca dziś na portierni, patrzyła na nich zmartwiona, ale pomachała na odchodne. W ich firmie od lat działy się różne rzeczy, ale tak poważne zawsze odbijały się na każdym pracowniku.
Knight wsiadając w samochód wiedział, że szpital będzie tylko małym przystankiem.
Tak jak przeczuwał, nawet jego straszna gęba nie była żadną kartą przetargową. Osoby upoważnione do udzielania informacji nie miały dla niego żadnych wieści. Operacja, która wciąż trwała, nie była łatwa. Wszechświat uśmiechnął się do Rosena, ale sam finał był nie do przewidzenia. Nikt nie chciał obiecywać Knightowi, że wszystko będzie dobrze.
Podczas rozmowy z lekarzem, podeszła do nich Gina, księgowa CA. Knight nie ukrywał swojego zaskoczenia, gdy zakłopotana kobieta przestąpiła z nogi na nogę. W ręku ściskała papierowy kubek ze szpitalną kawą. Lekarz wykorzystał moment na „czekajcie na wieści" i czym prędzej zwiał.
– Wiem, że Rosen nikogo nie ma – wyjaśniła zakłopotana. Wzruszyła ramionami, poprawiając spadającą z ramienia torebkę. – Chociaż tyle możemy z dziewczynami zrobić, będziemy tutaj czuwać.
Wdzięczność za ekipę, którą zebrali, z każdą kolejną sekundą pęczniała w piersi Knighta.
– Dziękuje – powiedział ochrypłym tonem, nie krył też wzruszenia. To pokonało Ginę, ponieważ zamrugała powiekami, ledwo powstrzymując łzy. Knight miał najmniej kontaktu z działem księgowości i był cholernie zakłopotany, ale nie potrafił uciec.
– Jasne, szefie – wymamrotała. Obejrzała się na korytarz prowadzący do sali operacyjnej. – Idź, będę tutaj ja, albo któraś z dziewczyn. Poinformujemy Dots, gdyby coś się zmieniło, dobrze?
Nie chciał uciekać ze szpitala tak szybko, ale wiedział że niewiele tu po nim. Zapewnił Ginę, że będzie mogła dzwonić też do niego, cokolwiek by się nie działo. Dopiero gdy odprowadził kobietę do jej punktu, w którym oczekiwała na wieści, prędkim krokiem przemierzył szpital. Część ludzi gapiła się na niego, gdy jak taran szturmował korytarz. Zaczął odczuwać niespokojną energię, kumulującą się w ciele. Drogę od wyjścia do samochodu praktycznie przebiegł.
Wiedział, z kim teraz powinien się skontaktować. Ich czwórka trochę wyszła z obiegu i mimo wszystko nie docierało do nich aż tyle plotek oraz informacji. Ale miał przecież swoją jedną na milion przysługę...
Knight wykonał telefon w trasie, a jedyne, co usłyszał to:
– Tam, gdzie ostatnio.
I rozłączył się bez dalszych czułości.
Knight odprężył się w swoim miejscu, wrzucając kierunkowskaz. Dojechał na miejsce po jakichś dwudziestu minutach. Rozejrzał się po okolicy uważnie, zauważył dwa motocykle trzy bloki od niego. Dwa z nich były okupowane, ale oprócz spojrzenia w jego kierunku, nic nie zrobili. Knight nie dziwił się, że Talon przyjechał z obstawą. Najwyraźniej uważał, że od razu będą przechodzili do wyświadczania przysługi.
Stał przy koszu i kończył palić papierosa, wydmuchując ogromny kłąb dymu. Wyrzucił peta i skinął w stronę najbliższej ławeczki.
– Skontaktowałeś się szybciej, niż podejrzewałem – przyznał. Knight nie chciał siadać, ale zmusił się do bezruchu.
– Tak, chcę cię zabrać do Camden Arrow's – odparł poważnym tonem. Spojrzał mu w twarz by zrozumiał, jak poważny był. – Jest teraz obstawiony przez policję i dzieje się chryja, ale potrzebuję od ciebie tej przysługi.
Talon zmierzył go czujnym spojrzeniem.
– Jakbym nie wiedział lepiej, pomyślałbym że mnie wkręcasz – pokręcił głową z niesmakiem. – Dlaczego nie tutaj?
– Lepiej będzie, jak wszyscy z tobą pogadamy. Potrzebujemy twojego spojrzenia na sprawę, konsultacji...
Talon machnął ręką przerywając mu.
– Full serwis, rozumiem – wyciągnął z kieszeni telefon i wysłał szybką wiadomość, której Knight nie zdążył dojrzeć. Nie przeszkadzało mu to, że jego ludzie będą za nimi jechali. I tak wjadą na parking zamknięty, więc jechać sobie mogą. Wiedział, że obieca Talonowi kontr przysługę, gdy będzie trzeba. Na razie weźmie od niego ile ten da.
– Jedziesz ze mną czy za mną? – Knight zapytał, wstając. Chciał pędzić do samochodu, żeby jak najszybciej znaleźć się w firmie. Ba, mógłby nawet pobiec tam z Talonem na barana.
– Z tobą. Nie mógłbym odmówić sobie tej przyjemności.
W trasie nie rozmawiali, chłopak chyba widział, że rozsadzało go to wszystko od środka. Knight był wdzięczny za tę odrobinę taktu, jaką posiadał. Talon posłał mu za to niezadowolone spojrzenie, gdy wjechał na ich zamknięty parking. Szedł jednak w ślad za nim bez zająknięcia.
Knight przyglądał się katem oka Talonowi, gdy weszli do budynku. Rozglądał się z rosnącym zafascynowaniem. Kiedy przeszli przez lobby do windy, a następnie wysiedli na piętrze, gwizdnął przeciągle.
– Stary, kurwa... Nie dziwię się, że nie ciągnie was ulica. – Mężczyzna uśmiechnął się promiennie do Dots, która wstała by ich przywitać. Kobieta obrzuciła go zaskoczonym spojrzeniem.
– Szefie, reszta jest w bunkrze – wskazała kciukiem na pokój informatyczny. – Cole dał mi znać, że zabrał Margie i sprawdził jej mieszkanie. Nie jedzie jednak do Torsth, tylko wraca już tutaj.
Podziękował kobiecie, a Talon posłał jej zbyt szeroki i zbyt uwodzicielski uśmiech. Dottie spojrzała na niego niezbyt pod wrażeniem, po czym wróciła do swojej pracy. Odprowadzało ich jej ledwo tłumione kasłanie.
– Knight – Fox wychylił głowę znad swojego monitora zaskoczony, że widzi jego i ich gościa. – No tak. Wyjaśniłeś mu wszystko?
Talon wsadził dłonie w kieszenie, jedyny niepewny gest, jakim się zdradził.
– Dalej czekam na fajerwerki, cukiereczku – odparł wesoło, ruszając w jego kierunku. Fox skrzywił twarz, ale wpuścił mężczyznę do środka. Knight bez słowa spojrzał w twarz Luca oraz Foxa, którzy nie do końca byli zaskoczeni obecnością Talona, ale zdecydowanie zdenerwowani, że nie zostali o tym uprzedzeni.
Zrobiłby to, naprawdę, ale wolał działać a tłumaczyć się później.
Talon, wbrew cwaniackiemu uśmieszkowi, słuchał uważnie wszystkiego. Szybko jego mina zmieniła się na poważną. Przeczesał niebieskie włosy z głębokim westchnieniem. Knight miał nadzieję, że nie był to sygnał: przerasta mnie to i mogłeś, skurwielu, wykorzystać wtedy swoją przysługę. Wiedział, że mimo wszystko Talon dołoży starań, żeby spłacić narzucony przez starego dług.
Cole wrócił pod koniec nakreślania całej sytuacji i szturchnął Knighta, gdy koło niego przechodził. Jeśli się nie mylił, kilka razy chlał razem z Talonem, więc mógł mieć minimalnie cieplejsze uczucie względem niego.
Jeszcze raz odsłuchali deep fake wiadomości do Laury i Graysona, a potem uważnie oglądają nagranie z kamery samochodowej Rosena. Kins dwoiła się i troiła, żeby odzyskać materiały z niej jako pierwsze – kamera magazynowała nagrania w swojej karcie pamięci i obawiali się, czy nie została za mocno uszkodzona. Policyjni technicy jednak dość szybko sobie z tym poradzili.
Fox przechwycił część tablicy rejestracyjnej samochodu, który zajechał drogę mercedesowi Rosena. Miny ich wszystkich były grobowe, uczucia również widoczne jak na dłoni. Nie słyszeli huku, ale sam moment uderzenia im starczył. Knight myślał o Jessamine: o jej strachu w chwili zderzenia oraz o wszystkim, co czuła zaraz po. Nie mógł oderwać wzroku od linii pęknięcia na szybie, która pojawiła się po jej przestrzeleniu.
Luca wbijał dłonie mocno w oparcie fotela, na którym siedział Fox.
– Mówiliście, ze ta Padani miała wtykę w więzieniu? – Talon zapytał nagle i przytaknęli jak jeden mąż. – To na bank oni dali jej cynk o kurierstwie Dixa. – Talon sięgnął po paczkę papierosów, ale Fox od razu podał mu lizaka, żeby nie uruchomił czujników dymu. Niezadowolony odwinął papierek, machając lizakiem jak bronią. – To na pewno od nich wiedziała, w sensie od Dixa albo osadzonych, jak skołować najemników do takiej roboty.
Była to najlogiczniejsza opcja.
– Czy Rosen miał też kamerkę na tyle? – Cole zapytał, pochylając się do przodu w swoim krześle. Noga nerwowo mu skakała.
– Niestety nie. Przednia na kilka klatek uchwyciła kogoś w kominiarce. Może uda się nam wyciągnąć cokolwiek, jakieś znaki szczególne, ale Meteor potrzebuje chwili. To plus część tablic rejestracyjnych, daje nam milimetrowy krok do przodu – Fox westchnął, rzucając patyczkiem po lizaku na biurko.
Knight zerknął na Talona, który czujnie przypatrywał się ekranom i wszystkim zebranym do tej pory informacjom. Stał na szeroko rozstawionych nogach, ramiona założył na piersi a palcem wskazującym gładził przytrzymywaną przez kciuk brodę.
Meteor uchylił jednej słuchawki, spoglądając na nich nad ramieniem.
– Jackson właśnie przyjechał, ma plecak Jessamine.
Luca poklepał go po ramieniu w podzięce i mężczyzna zabrał się do monitoringu ulicznego. Jackson przyszedł może minutę później, był zdyszany i ponury. Obrzucił całe zbiegowisko zaskoczonym spojrzeniem.
– Hej, mam to – podał Cole'owi plecaczek Jessamine. – Jadę na posterunek pomogę chłopakom na ulicy. Samochód Rosena już został odholowany, reszta rzeczy zostanie przechowana. Nie uważali plecak za potrzebny i Levitt mi go wydał.
– Dzięki, odpocznij chociaż na chwilę, wyglądasz jakbyś miał paść – Luca zmierzył go zatroskanym spojrzeniem, ale mężczyzna machnął ręką.
– Padnę jak Rosen się obudzi i Jessamine znajdzie. Anne też za chwilę wróci, zgarnę ją ze sobą, okej?
– Śmiało, wychowywała się w południowym LA, dobrze zna tamte zakamarki – Fox postukał długopisem o biurko. – W sumie Danielle też wkrótce będzie...
– Dobry pomysł – Knight podchwycił i spojrzał na Jacksona. Talon dalej był jak statua.
– Idźcie incognito, ale z bronią. Może coś usłyszycie.
Jackson wyciągnął telefon.
– Zadzwonię do Belli, może ona kogoś kojarzy – zerknął na zegarek. – Kurwa, marudna jest, jak się ją budzi, ale to nic. Będziemy w kontakcie.
Cole niemrawo mruknął pożegnanie, grzebiąc w plecaku Jessamine. Knight rozumiał, dlaczego tak szybko to zrobił: ze środka unosiła się nieznaczna woń perfum kobiety. Knight podszedł do niego i przyjaciel odruchowo przekazał mu go do drugiej weryfikacji.
Balsam do ust, garść popisanych paragonów, kilka rozlanych długopisów, breloczek Scarlett Witch, air tagi...
– Hej, Fox, wiesz gdzie jest służbowy telefon Jessamine? – Cole przejął od niego lokalizator i uniósł w kierunku mężczyzny mały okrąg.
Fox zachłysnął się powietrzem, wszyscy od razu na niego spojrzeli. Strach oraz wściekłość na jego twarzy wyrwały z zamyślenia nawet Talona.
– Gdziekolwiek leży, ona nie miała pieprzonego air taga! – Fox gwałtownie odsunął się od biurka i podszedł do nich. Air tagi nie wyglądały ani jak bomba, ani jak coś podejrzanego. Fox podniósł do góry plecak, który trzymał Knight i na sekundę przymknął powieki. – Scripticon. Musieli jej to tam podrzucić.
– Kurwa – sapnął Luca, niemalże spopielając wzrokiem urządzenie. – Za każdym razem, gdy jechała z tym plecakiem, śledzili nasz krok.
– Zakopany był na dnie, a do tego jest taki mały, że nie znalazłaby bez grzebania... – Cole mruknął. – Szlag, za szybko przestaliśmy przeszukiwać jej torby.
Bo nie było sensu. Kurwa, znów zgubiła ich postawienie swoich umiejętności za pewnik.
– Znajdziesz właściciela telefonu? – Luca zapytał, a Fox przytaknął.
– Chwilę to zajmie – zapewnił.
Talon uważnie przyjrzał się każdemu z nich, aż spojrzenie jego i Knighta się spotkały. Oblizał powoli usta i opuścił wzrok na air tag, który Fox położył na swoim biurku, po zajęciu swojego miejsca.
– Mówiliście, że gdzie ich złapali? – Talon zapytał cichym, ostrożnym głosem. Cole stanął obok niego i skinął na zamrożone klatki z kamery samochodowej.
– Sto pierwsza przy Calabasas.
Talon przełknął ciężko, Knight od razu zauważył napięcie w jego ciele. Mężczyzna próbował jednak zachować zimną krew – o czymkolwiek nie pomyślał, wytrącało go to z równowagi...
Albo mocno niepokoiło.
To jeszcze nie było przerażenie, ale zdecydowanie coś wywoływało w nim niepokój.
– Puść mi jeszcze raz to nagranie z samochodu. Trzy tempa: normalne, przyśpieszone i zwolnione o połowę. – Fox spojrzał na niego spod zmarszczonych brwi, ale nie oponował. Wszyscy patrzyli nie na ekran, ale na reakcje Talona. Kiedy upewnił się w swoich domysłach, na twarzy mężczyzny pojawiła się nieczytelna maska. – Zapauzuj i cofnij z sekundę. – Podszedł do ekranów i pokazał na niewyraźną plamę na piersi mężczyzny na nagraniu. – To, kurwa, bardzo źle, że najęli na was Kryształ.
– Ta mała grupa? – zdziwił się Cole. – Przecież to zwykłe... – zrobił nieokreślony gest dłonią. – Opryszki! Popierdółki! Szczyle z gaciami w kolanach!
Talon kiwał cierpliwie głową, a gdy skończyły się już krągłe synonimy Cole'a na tę grupę, wziął powoli powietrza w płuca.
– Kryształ sprzed roku to gówno w szambie – przytaknął. – Ale dokładnie rok temu przejął ich Xer.
To było jedno miękkie słowo, wymawiane jak ksiiir, z wręcz okrutnie przeciągniętą samogłoską.
Jakby mogła zmiękczyć szok na ich twarzy.
– Nie – Luca gwałtownie potrząsnął głową. – To nie jest realne! On stacjonował w Toronto!
Talon spojrzał na niego ze współczuciem.
– Ta, ale dupa mu się tam zapaliła... Nie będę wchodzić w szczegóły, ale musiał zwiewać, ale wiecie jak on kocha władzę.
– Skurwysyny – Knight syknął, oczy miał wręcz rozszalałe. Pochylił się nad biurkiem Foxa i grzmotnął dłonią o blat, aż spadła czapeczka z monitora. Zmrużył oczy, jakby wskazany przez Talona punkt mógł w ten sposób zniknąć. – Kto miałby forsę na jebanego Xera?!
Gdyby nie wiedział, że sprzęt był potrzebny, uwolniłby każdą uncję tłumionej, nienawidzonej agresji i zacząłby coś rozwalać. Knight oddychał ciężko, przyglądając się swoimi przyjaciołom. Luca i Cole stali ramię w ramie, obaj w oszołomieniu próbowali to wyprzeć. Fox zaś...
Fox zaś dziwnie patrzył na czapeczkę z logiem Zrodzonego Złem, którą podniósł. Pokręcił głową, jakby nie wierzył w swoje myśli.
– Skąd można mieć aż duży dopływ gotówki? – wymamrotał sam do siebie. Knight widział napięty profil przyjaciela, gdy kilkoma gładkimi kliknięciami otworzył okno zbiorki, z której mieli merch serialu. – Kick–jebany–starter. Platforma do osiągania marzeń, która stała się źródłem jej piekła.
Na ekranie widniała kwota przekraczająca cztery miliony dolarów. Dziesiątki tysięcy fanów franczyzy Zrodzonego Złem pragnące jeszcze więcej rzeczy, związanych z serialem.
Dziesiątki tysięcy osób, które ufundowały los Jessamine.
– Sami przyłożyliśmy do tego cegiełkę... – Cole wyszeptał w szoku, łapiąc się za głowę.
Z tropami bywało tak, że ciężko za jakimś podążyć, jeśli się czegoś nie widzi. Wcześniej mieli swoje poszlaki, ale kierowały ich w zupełnie innym kierunku: wąskim, jednotorowym. Teraz otwierał się przed nimi wręcz nowy świat, tak dobrze ukryty przez cholernych fanów serialu.
– Widzę w tym ironię – wyszeptał Fox. – Wszystko ułożone jak w najlepszym scenariuszu. To wszystko zostało połączone w jedną sieć.
Sieć przeciwko Jessamine.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro