Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 43. Jessamine

Kochane!

Czy  świętujecie, czy też nie - życzę Wam wszystkim na najbliższe dni dużo spokoju, najlepszego jedzonka i samych cudownych lektur🎄🥰

Ściskam bardzo mocno, ślę moc całusów!


************

To powinien być zły sen – koszmar, z którego za chwilę się obudzę i będę w ramionach moich mężczyzn. Ból był jednak złym sygnałem, bo nie protestowały mięśnie przez zbyt intensywny wysiłek poprzedniej nocy. Łupało mi w głowie, w barku czułam przeszywający ból i mrowiły mnie nogi.

Do tego było mi, cholera, zimno.

Na próbę poruszyłam nogami i usłyszałam grzechot. Obawiałam się otworzyć powieki, w myśl zasady co z oczu, to z serca, ale... poruszyłam lewą ręką, która leżała bezwładnie za tułowiem i też usłyszałam ten dźwięk. Przełknęłam żółć podchodzącą do gardła.

Zostałam przykuta łańcuchami.

Zacisnęłam zęby oraz usta, aż poczułam ból żuchwy. Zatrzęsłam się z zimna i zmusiłam się do poruszenia. Otwarłam oczy, żeby zobaczyć w miarę czysty koc pode mną oraz szary beton poza. Oddychałam głęboko przez nos, ledwo opanowana, żeby nie popaść w hiperwentylację. Zemdleć teraz – nie, nie mogłam sobie na to pozwolić.

Wiedziałam, że byłam naga. Przez pulsujący ból głowy ciężko mi było poczuć cokolwiek innego. Miałam przytłumione zmysły. Uniosłam rękę ku górze, żeby się upewnić. Cała byłam mokra, razem z włosami, przez co w tym pomieszczeniu było mi po dwakroć zimniej. Nie wiedziałam, czy to była jakaś piwnica, czy magazyn, ale zdecydowanie do przytulnych nie należało.

Kiedy obróciłam głowę, poczułam nudności. Nie był to na tyle gwałtowny ruch, ale jednak wykończył mnie na kilka chwil. Mogłam być naga, ale przez to uczucie miałam wrażenie, że jestem bardziej bezbronna. Nagość to jedno, lecz niemożność szybkiej reakcji, ociężałości kończyn...

Nie rozpłakanie się było ogromnym wyczynem.

Kiedy poczułam, że byłam w stanie patrzeć, otwarłam oczy. Nade mną był prosty, bury sufit. Z mojego miejsca nie byłam w stanie zauważyć okien, na suficie paliła się tylko jedna, wręcz żenująco ponura żarówka.

Zmiana pozycji na siedzącą była cholernie czasochłonnym przedsięwzięciem.

Wiedziałam, że nie byłam sama w tej piwnicy. Albo bunkrze, cholera to wie. Czułam na sobie spojrzenie – pełzło po mojej skórze niczym setki odnóży robaków. Na tyle, na ile starczyło mi sił, zacisnęłam dłonie w pięści. Żmudna to była droga, żeby usiąść i na siebie nie zwymiotować. Cokolwiek mi wstrzyknęli, wciąż znajdowało się w moim organizmie.

Nawet nie próbowałam dopuszczać do siebie pytania, jak długo dokładnie byłam nieprzytomna.

Oddech ugrzązł mi w gardle, kiedy zobaczyłam mężczyznę siedzącego jak gdyby nigdy nic. Poczułam, że robi mi się słabo – za mocno wstrzymywałam powietrze, pierś ściskała mi się w małym bólu. Szlag, jeśli on mnie wykończy, to sama to sobie zrobię.

Patrzył z dosłownie przerażającym spokojem. Tak nie powinna wyglądać żadna osoba, mająca przed sobą skutą, nagą kobietę. W nim powinno być choć trochę życia – cholera, mina mężczyzny była tak beznamiętna, jakby obserwował rosnące pole bawełny.

Nie patrzył mi wprost w oczy, ale też nie odrywał spojrzenia od mojej twarzy. Na usta cisnęło mi się tyle pytań, że nie wiedziałam, jakie powinnam zadać pierwsze. Czy w ogóle powinnam? A co jeśli to pogorszy moją niezbyt ciekawą sytuację? On wyglądał tak... Prosto. Twarz zwyczajna, chyba byliśmy w tym samym wieku – ubrany na czarno, a spodnie cargo miały całe mnóstwo kieszeni. Widziałam, że miał broń i koszulka mu się wybrzuszała, możliwe że na nagie ciało założył kamizelkę. Chyba zbyt pochopnie założyłam, że ktoś, kto mnie porwał, będzie okrutny, że coś będzie ku temu przemawiało, ale... Ale chyba powinnam wiedzieć lepiej, że twarz to tylko część obrazu.

W życiu nie chciałam wiedzieć, co się kryło za jego twarzą.

– Jesteś strasznie spokojna. – Odezwał się pierwszy. Głos miał dość szorstki, dziwny akcent, facet na pewno nie pochodził z zachodniego wybrzeża.

Daleko mi było do spokoju, ale musiałam go zachować, przynajmniej póki tu był. W środku skręcałam się jak przypalana żywcem. Trzęsłam się, a jednocześnie kończyny drętwiały mi ze strachu i było mi coraz trudniej zmusić się choćby do ledwo zauważalnego ruchu. Nie wiedziałam co robić, gdzie patrzeć, ani tym bardziej jakich słów używać. Miałam wrażenie, że krzyk grzązł mi w gardle. Ba, czułam się tak, jakbym w ogóle go nie miała.

– Czy panika pomaga na łagodne traktowanie? – po całej wieczności udało mi się wykrztusić.

Starałam się nie gapić na tego faceta, ale odczuwałam cień ulgi, że był widoczny. W tym miejscu niczego nie było, jednak perspektywa, że wyjdzie stąd i może nigdy nie wróci...

Och, nie chciałam sobie wyobrażać, jakby to było umierać w samotności, przykuta do ściany.

– Nie. – Odparł z przerażającą prostotą. Omiótł mnie oceniającym spojrzeniem, aż poczułam mrowienie na każdym milimetrze ciała. – Pomaga na okaleczanie na całe życie. Nie lubię, gdy cele krzyczą. Wolę odchodzenie w ciszy.

Kurwa, kurwa, kurwa. Jak miałam to interpretować? Co robić? Rosen uważał, że miałam więcej szans na przeżycie, ale jak mogłam, skoro...

Zaraz zeświruje.

Scenariusza na taką sytuację nie posiadałam, cholera, nie wiedziałam co można by zrobić. Chyba tylko deus ex machina by pomogło, ale nie byłam w pieprzonym filmie. Rosen... Chryste, Rosen najprawdopodobniej już nie żył. Minie ogrom czasu, nim Margie zacznie się niepokoić i spróbuje dodzwonić się do...

Boże, nie mogłam o nich myśleć. Jednocześnie samo wspomnienie niosło ukojenie, ale też bałam się dwa razy mocniej. Nie wiedziałam, ile czasu minęło, ale obawiałam się, że zrobią coś pochopnie i przy okazji narażą siebie. Wiedziałam, że po mnie przyjdą – nie chciałam tylko myśleć, co ze mnie zostanie. Mina tego faceta, cała aura, którą promieniował, była niejednoznaczna.

Dosłownie wszystko mogło mnie tu spotkać.

– Zabijesz mnie? – zapytałam, po prostu musiałam. Fakt, nie chciałam tego wiedzieć, ale też domysły zjadłyby mnie żywcem.

Mężczyzna przekrzywił głowę, w końcu patrząc w moje oczy. Zmrużył powieki, jakby nie wiedział, czy czasem już teraz nie sięgnąć do którejś kieszeni. Próbowałam wyobrazić sobie, że ma tam upchane sporo pierdół i znalezienie noża, bo przecież nie może pamiętać gdzie go włożył, zajmie mu wieczność.

To było głupie, ale pocieszające.

Zerknął na nadgarstek, a gdy ułożył dłoń w poprzedniej pozycji, zaważyłam, że nosił prosty, staromodny zegarek. Elegancki, ale niedrogi.

– Czekam na instrukcje.

– Jakie? – Wyrwało mi się bezwiednie. Wzruszył ramionami, wciąż z beznamiętną miną. – Czyli nie wiadomo, co się stanie, ale jak będę krzyczeć, będzie niemiło?

Odpowiedział mi najbardziej przerażającym uśmiechem.

Wyczekującym.

Dłońmi przesunęłam po udach w nerwowym geście.

– Czy mogę iść do toalety? Bez krzyczenia, uciekania i takich tam... co robią porwani...

Mężczyzna, kurwa, zachichotał.

– Zabawna jesteś. Może to poczucie humoru cię zgubiło. – Nie mrugnął nawet powieką, ani nie podniósł się.

– Gorzej, mój zawód.

– Zawód?

– Robię popularne seriale – wymamrotałam, co wywołało u niego napad śmiechu przypominający dźwięki wydawane przez hieny.

Ciarki przeszły po moim ciele, to nie był dobry śmiech. W tym nie było żadnej komitywy, ani nawet ocieplenia mojego „wizerunku" w jego oczach.

Najwyraźniej byłam nie tyle więźniem, co małpką cyrkową.

– Dobrze, serialu, pięć minut i wyciągam cię z klopa jak siedzisz.

Mięsień pod moją powieką drgnął, ale nie skrzywiłam twarzy. Cały czas ją obserwował, emocje zatem musiały pozostać moje. Bóg wie, co tak naprawdę mogłoby go jeszcze rozzłościć. Nie wierzyłam, że po prostu nie lubił krzyków. To brzmiało zbyt sztucznie złowieszczo.

Albo po prostu starałam się tę sytuację maksymalnie zracjonalizować.

Podszedł do mnie krokiem swobodnym, zupełnie się mnie nie bał, ani nie martwił też o to, czy bym coś zrobiła. Wiedział, że nie byłabym w stanie. Przyglądałam się jego ruchom uważnie. Nie dotykał mojego ciała – po prostu rozpiął małą kłódkę na podłodze i ścianie, które trzymały dwa łańcuchy. Owinął je wokół przedramienia w taki sposób, że pozostał między nami komfortowy dystans. Co było dość śmieszne, bo ta sytuacja była daleka od wszelkiego komfortu. Mogłam jednak iść normalnie, zamiast dreptać kroczek po tycim kroczku, czując jego oddech na karku.

Szarpnął mną tak, że szybko wstałam na równe nogi. Gwałtownie zacisnęłam powieki, czując nudności i kręcenie w głowie.

– Nie każ mi skracać czasu do dwóch minut – burknął, ponownie szarpiąc za łańcuchy.

Ruszyłam chwiejnym krokiem, mój żołądek się wzburzał. Nogi miałam słabe, ale niosły mnie jakoś do przodu. Sięgnął obok mojego biodra i szarpnął za klamkę, okazało się, że drzwi były otwarte.

Drugim zaskoczeniem był fakt, że naprawdę byłam w czymś na kształt bunkru, albo raczej składziku. Wyszliśmy do hangaru, nie wiedziałam jak to inaczej określić. Przestrzeń była duża, moje bose stopy tworzyły kłapiące echo w zderzeniu z szorstką, zimną posadzką. Zauważyłam zasłonięte grubą folią okna pod sufitem, świeciło tylko kilka halogenowych żarówek i ponownie nie mogłam stwierdzić, jaka dokładnie była godzina. Nie widziałam w pełni całego hangaru, w większości skryty był w mroku.

Najemnik szarpnął łańcuchem kierując mnie na lewo. Mój wzrok padł na... kącik rozrywkowy? Kanapa, stary telewizor, stolik z czterema krzesłami z czego trzy zajęte. Zobaczyłam różnych mężczyzn, wręcz niepasującą do siebie zbieraninę.

Dojrzałam także w tym ironię.

Czterech mężczyzn, którzy zmienili mój świat na zawsze.

Czterech mężczyzn, którzy mogą ten świat zakończyć.

Nie mogłam do końca zinterpretować spojrzeń, jakie mi posyłali. Jeden na pewno patrzył pożądliwie na moje ciało, ledwo zasłaniałam przedramionami piersi. Wrócił jednak do gry w karty, kiedy tylko spojrzał ponad moim ramieniem. Najwyraźniej pilnował mnie szef tej bandy. Pozostali tylko zerknęli, ale nie byli zainteresowani moim ciałem – chyba po prostu chcieli wiedzieć, co zrobię.

– Ruszaj się – warknął, dłonią popychając w przód. Dotyk na nagiej łopatce odczułam niczym rażenie prądem. Cudem nie pisnęłam, ale musiałam wydać z siebie jakiś dźwięk, bo trójka grających od razu na mnie zerknęła.

Zatrzęsłam się ze strachu, lecz szłam w stronę krótkiego korytarzyka udając brak zawahania. Kiedy miałam za plecami wyłącznie mojego strażnika, obejrzałam się przez ramię. Gapił się na moją twarz, jakby na to czekał.

– Tam – skinął w lewo. Korytarz kończył się ślepo, po prawej stronie znajdowała się słabo oświetlona, obskurna kuchnia.

Miała okno.

Czy uda mi się kiedykolwiek tam dobiec?

Serce zaczęło szybciej bić w piersi, a krew buzowała w żyłach dziesięć razy mocniej. Palce dłoni mrowiły, ale zmusiłam się do pstryknięcia włącznika i otworzenia drzwi łazienki. Najemnik puścił moje łańcuchy. Podskoczyłam na głośny łoskot, ale weszłam do pomieszczenia.

Kurwa, zamknął mnie od zewnątrz, gdy tylko drzwi się za mną zamknęły.

W środku było standardowe, surowe wyposażenie – umywalka z lustrem, pisuar, toaleta i słuchawka prysznicowa. Na podłodze była kratka odpływu, nie było jednak zasłonek. Nie, żebym miała ochotę na kąpiel, wolałam nie testować teorii, czy była tutaj ciepła woda. Z ulgą przyjęłam widok rolki papieru. Łazienka była pozbawiona okna, ponieważ zostało zamurowane. Na początku odwracałam wzrok od lustra, ale moje pięć minut mogło się skurczyć w każdej chwili, więc nie czekałam na nic.

Kiedy umyłam ręce w letniej wodzie uniosłam oczy. Wyglądałam jak się czułam – potargane, wilgotne włosy, ogromny siniak ciemniejący na barku, podkrążone oczy z małymi plamami po makijażu. Obmyłam wodą twarz i spróbowałam napić się trochę z nadzieją, że nie skończy się to źle dla mojego żołądka.

Największą szansę miałam w kuchni. Jeśli znalazłabym tam nóż, podniosłabym swoje własne morale. A gdybym jakoś wydostała się przez to okno... Cholera. Musiałam tylko wyjść z mojej celi, przebiec obok czwórki najemników, odkleić ciemną folię przypominającą worek na śmieci – pestka.

Skrzywiłam usta w niesmaku, wspierając się dłońmi o umywalkę. W głowie mi już znacznie przejaśniało, ale myśli miałam ociężałe. Odrzucałam każdy pomysł ze startu – nie miałam życzenia śmierci, ani tym bardziej krzywdy. Wolałam nie domyślać się, co by mi zrobili, gdyby złapali w trakcie próby ucieczki...

Skuliłam się na gwałtowny okrzyk dochodzący z hangaru. Nie mogłam rozróżnić słów, ale podniosła się wrzawa. Moje serce pędziło, zamarłam jednak dwa kroki od drzwi. Echo niesamowicie się niosło, ale czy mogłam mieć nadzieję?

Kurwa. Zacisnęłam dłonie w pięści, zrobiłam jeszcze jeden krok do przodu. Drzwi otworzyły się i najemnik spojrzał na mnie, a potem zrobił to jeszcze raz. Uniósł brew w zaskoczeniu.

Zrozumiałam, że jego kumple po prostu kłócili się na jakiś temat.

Nim mogłam się odezwać, oberwałam wiadrem wody. Chlusnęła na mnie lodowatą falą, przez którą pierwszy raz wrzasnęłam. Zimno wżarło się w każdy milimetr skóry, włosów i oczu. Gwałtownie je przetarłam, cholernie piekły. To była czysta woda, niczym nie zaprawiona, po prostu tak lodowata.

Moje zęby szczękały, objęłam się ramionami. Najemnik wykorzystał element zaskoczenia i, nim się opamiętałam, już trzymał w dłoni łańcuchy.

– Wyłaź, nie chcesz, żebym cię wlókł – warknął. Wolałam nie przekonywać się, czy faktycznie mój okrzyk aż tak go rozdrażnił.

Przecisnęłam się koło mężczyzny, obejmując się ramionami w pasie. Raczej nie mogłam niczego zrobić, żeby się ogrzać. Szłam więc szybko, nie oglądałam się na wciąż sprzeczających się mężczyzn. Najwyraźniej chodziło o cholerne kantowanie w pokera. Opuściłam głowę, by mokre strąki włosów choćby trochę odgrodziły mnie od ich spojrzeń. Cholera, tak łatwo zrobiłam sobie nadzieję...

Po tym, jak przykuł mnie na nowo do ściany, wrócił na swoje metalowe krzesełko. Czyli nie miał zamiaru zostawiać mnie tu samej i wciąż nie mogłam pozwolić sobie na chwilę załamania. Co, oczywiście, miało też swoje plusy. Jednak chciałam popłakać, albo pokrzyczeć, zrobić coś, żeby wyrzucić z siebie tę złą energię.

Bo strachu prędko się nie pozbędę.

Skuliłam się na podłodze, koc pod pośladkami przejął cały chłód z betonu pod nim. Do tego zrobił się jeszcze bardziej wilgotny od mojego ciała, skórę miałam lekko pomarszczoną i pokrytą gęsią skórką.

Trochę zakryłam się kocem, bo okazał się za mały. Objęłam ramionami kolana, przytulając je do piersi. Chociaż czułabym się lepiej z twarzą ukrytą, to umieściłam brodę na rękach. Nie patrzyłam w twarz tego najemnika, ale chciałam mieć go na widoku choćby i kątem oka, tak samo jak drzwi.

Mężczyzna był najemnikiem, najemnicy są drodzy, takie akcje jak dzisiejsza wymagały odpowiednich umiejętności oraz logistyki, nie wspominając o pośrednich sprawach jak broń, narkotyki, odpowiedni hangar...

Nie mogłam uwierzyć, że Dina Padane to wszystko zorganizowała. Nie uważałam jej za osobę kompletnie niewinną, ale niech to szlag. Skąd miała takie nakłady finansowe? Nikt przecież nie wziąłby takiej fuchy bez pieniędzy.

– Ile wam zapłaciła? – odważyłam się zapytać, pospiesznie na niego zerkając.

Siedział w poprzedniej pozycji, jakbyśmy w ogóle się stąd nie ruszali.

– Ona? – Przekrzywił głowę i uśmiechnął się z ironią. – Aż tylu masz wrogów, mała?

– Milion?

Najemnik zachichotał.

– Blisko. Zaliczki.

Przełknęłam ciężko. Kilkaset tysięcy zaliczki, bóg wie ile pieniędzy po wykonaniu... Po czymkolwiek planowali. Próbowałam ukrócić moje czarnowidztwo, ale nie było to łatwe zadanie. Mój strach oraz przerażenie sprawiały, że głowa wędrowała na dziwne rejony. Czy chcieli mnie tylko nastraszyć, skutecznie warto dodać, albo faktycznie mieli zamiar usunąć mnie na wieki? W takim razie po co by czekali, zamiast od razu zastrzelić mnie tak, jak zrobili to z Rosenem? Jeśli mieli dość i chcieli załatwić mnie raz na zawsze, opcji było multum.

Patowa sytuacja w dyskusji sam na sam... Zaraz oszaleję.

Kto ich zamówił – jeśli nie była to bezpośrednio Dina, czy podszyła się pod kogoś? Wynajęła do wynajmowania? Cholera, a może to jednak był jej współpracownik...

Wertowałam wszystkie osoby, które znałam albo przelotnie spotkałam. Komu podpadłam?

Zbyt wielu.

Prawda była taka, że wiele osób mogło mi mieć za złe wiele rzeczy – i pewnie żadna z nich nie wyglądała dla mnie jak coś poważnego. Ze względów bezpieczeństwa dwoiliśmy się i troiliśmy nad potencjalnymi osobami, ale przecież nie mogłam wskazywać każdej znanej osoby. Nie starczyło by im mocy przerobowych...

Oni.

Boże, wiedziałam, że myśl o nich przynosiła ukojenie, ale była to też bolesna tortura. Bo w sekundzie, w której pomyślałam o Foxie, zaczęłam widzieć pod powiekami ich twarze. I nie mogłam po prostu pozbyć się tej jednej, najgłośniej kołaczącej się myśli.

Dlaczego nie powiedziałam im, że ich kocham?

Wiedziałam, że choćby to miała być ostatnia rzecz, którą zrobię, dotrwam do tego momentu.

Muszę im to powiedzieć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro