Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 34. Fox

Jessamine na samym początku naszej współpracy wypełniała formularz, który z góry przewidywał część wydarzeń towarzyskich, na jakie prawdopodobnie mogła pójść. Część z nich zupełnie wyleciała im wszystkim z głów – często listy były długie na kilka stron, a ochraniany w danym czasie poszedł może na jedną imprezę. Niektóre, tak jak bal scenarzystów, zostały totalnie wyrzucone z planów kobiety, dlatego prześwietlanie tego trwało w chwili, w której się zdecydowała. Fox wszystkie pozostałe prześwietlał z góry.

Scrypticon był jedną z takich imprez.

Kiedy następnego dnia opowiadała im o tej imprezie, była nią tak podekscytowana, że Fox czuł ulgę, że nie było to szemrane przedsięwzięcie. Chryste, chyba serce pękłoby mu w pół, gdyby musiał ją poinformować, że nie byłoby bezpiecznie tam pójść... Chociaż przyglądając się minie Knighta, mógłby zaprzęgnąć do pracy wszystkich ich ochroniarzy, którzy aktualnie przebywali na wschodnim wybrzeżu.

Dlatego dwa tygodnie później z czystą przyjemnością towarzyszył Jessamine na całym konwencie i jej prelekcjach. Wczorajszego wieczoru Knight włamał się na halę i zrobił obchód, upewniając się, czy ściągnięte przez nich plany budynku nie rozmijały się z prawdą. Rano, prewencyjnie, zrobił to także Luca. Jessamine była rozbawiona ich sposobem na chuchanie na zimne, Nie drążyła im jednak dziury, ani nawet ich nie obsztorcowała, bo mocno skupiła się na dopieszczaniu treści swojej prelekcji.

Kobieta wręcz promieniała od szczęścia i entuzjazmu, gdy przemawiała do pełnej sali ludzi. Dwójka organizatorów działała na najwyższych obrotach, chodząc w tę i z powrotem po całej sali, żeby uczestnicy mogli zadawać pytania. Padło kilka średnio zabawnych o Zrodzonego Złem, ale Jessamine zbyła je z wdziękiem osoby przywykłej do nie odpowiadania na niewygodne pytania.

Fox z trudem powstrzymywał się od gapienia na kobietę. Co rusz jednak obserwowanie sali zmieniał na podziwianie jej. Czuł przedziwny rodzaj dumy widząc, jaką interakcję miała z ludźmi. Nie mógł się powstrzymać i nagrał fragment dla tych przegrywów, będących daleko od sali prelekcyjnej.

Fox: Żałujcie, że was tu nie ma.

Luca: Powinniśmy wysłać jej kwiaty.

Cole: W domu dostanie ode mnie coś lepsz...

Fox zablokował ekran, żeby nie prychnąć w głos na odpowiedź Knighta, co wsadzi Cole'owi za takie wiadomości w trakcie treningu. Zaczął żałować, że sam wcześniej nie pomyślał o kwiatach dla Jessamine. Gdy skończyła się sekcja pytań, organizatorzy ogłosili godzinę z autografami. Każdy mógł podejść, porozmawiać chwilę z Jessaminę i zdobyć od niej podpis.

Zrobiło się małe zamieszanie, część ludzi poderwała się, żeby ustawić się w kolejce, pozostali spieszyli do wyjścia na kolejne prelekcje. Fox wykorzystał ten mały chaos i zbliżył się do kobiety. Łapczywie piła wodę, oczy miała przymknięte. Ustawił się po jej lewej stronie, częściowo zasłaniając przed widokiem innych. Spojrzała na niego z radością, a oczy jakimś cudem rozbłysły jeszcze mocniej, gdy wręczył jej lizaka.

– Byłaś fenomenalna, Jessamine – powiedział cicho. – Podbiłaś serca ich wszystkich.

Wzięłaś także moje po drodze.

Chętnie przyjęła lizaka, ale na twarzy kobiety odmalowało się zakłopotanie.

– Daj spokój, popełniłam tyle gaf aż mi głupio – potrząsnęła głową, a Fox wypuścił sfrustrowany oddech. Okej, już rozumiał jak czuli się jego przyjaciele, gdy umniejszał swoim umiejętnościom.

I gdyby jeszcze trzymał się tego, że musiał zapewnić zebranych za nimi ludzi, że był profesjonalnym, sumiennym ochroniarzem, scałowałby z jej ust całą tę niepewność.

– Jessamine – zaczął ostrożnie. Nie wiedział co usłyszała w jego głosie, ale niemal od razu poderwała na niego spojrzenie. – Słuchanie ciebie było cholernie inspirujące, a twoje zaangażowanie w rozmowę z nimi...

Przesunął dłonią po ustach, w zadumie kręcąc głową. Miał nadzieję, że jego spojrzenie powiedziały więcej, niż ubogie słowa. Zerknęła pospiesznie w dół, śledząc spojrzeniem drogę, jaką wytyczył kciukiem po swoich wargach.

Mógłby przysiąc, że Jessamine zaszurała stopą w zakłopotaniu. Prawie zmienił zdanie co do całowania. Niestety stanęła przy nich organizatorka panelu, zerknęła na niewielkie rumieńce na twarzy Jessamine. Rozproszyła ich oboje pytaniem, czy jest gotowa, czy może potrzebuje dłuższej przerwy, żeby się przewietrzyć.

Powściągnął uśmiech. Fox również zdawał sobie sprawę z tego, że nawet jeśli by padała ze zmęczenia, w życiu teraz nie wyszłaby z sali.

Wycofał się o dwa, w miarę dyskretne kroki. Ustawił się tak, żeby obserwować podchodzących, ale też chciał dać im złudne poczucie prywatności. Z tego miejsca był w stanie kontrolować nie tylko jej bezpieczeństwo, ale także samopoczucie. Jeśli zobaczy niebezpiecznie pogłębiające się zmęczenie, Fox przerwie spotkanie zmuszając ją do przerwy.

Na szczęście interweniować musiał tylko raz – jakiś facet pomyślał, że dobrym pomysłem będzie obmacywanie kobiety podczas podpisywania karty z postaciami Zrodzonego Złem. Foxowi udało się utrzymać pozory profesjonalizmu, chociaż najchętniej złamałby typowi tę rękę. I pozostałe kończyny tak dla równowagi. Za drzwi wypchnął go z szczeniacką satysfakcją. Jessamine wiedziała, co zrobił i patrzyła na jego powrót z cieniem rozbawienia.

Podpisywanie przeciągnęło się na prawie dwie i pół godziny, nikt jednak nie narzekał. Fani w kolejce do Jessamine nawiązywali wspólny język, a sama kobieta tryskała entuzjazmem, jakby każde spotkanie podładowywało baterie. Fox trochę zaborczo cieszył się z tego, że był dziś z nią.

Po wyjściu z sali wciąż ocierali się o siebie dłońmi. W pewnym momencie Fox już nie wytrzymał i splótł swoje palce z jej. Jessamine zaskoczona spojrzała ku niemu, ale szybko uśmiechnęła się i ścisnęła jego rękę. Przechadzali się między wystawionymi stoiskami, nie mógł się powstrzymać przed kupieniem jej małej maskotki psa z płatkami słonecznika wokół łebka. Nie chciała go schować do swojego małego plecaka, cały czas niosła go przytulonego do piersi.

Dopiero chodzenie między tłumami i sporadyczne zatrzymywanie się, żeby z kimś porozmawiać, zmęczyło Jessamine. Fox nachylił się do jej ucha, starając się przekrzyczeć hałaśliwe zbiegowisko.

– Chcesz coś zjeść? Mają dobrą strefę gastro.

Nie powiedział jej tego, że Knight przyznał mu się cicho, że zerknął do lodówek i przejrzał daty ważności. Fox nie miał zamiaru wypominać tego przyjacielowi, chociaż poprawił mu tym humor.

Entuzjastycznie przytaknęła i wspólnie ruszyli w tamtym kierunku. Przez to, że miała przepustkę VIP, mogli usiąść w strefie wydzielonej dla prelegentów oraz gości. Obładowani polędwiczkami w serowej panierce, klasycznymi hot-dogami, frytkami z serem oraz napojami wielkości jej przedramienia, usiedli w najdalszym kąciku.

Przez chwilę pozwolił sobie na podziwianie zadowolonej Jessamine, która w kilku gryzach pochłonęła swojego hot–doga. Mrużyła przy tym powieki, jakby siedzieli w restauracji z listy Michellin. Zanim dossała się do wielkiego napoju, otarła serwetką usta i zerknęła na niego.

– Dlaczego tak na mnie patrzysz? – zapytała speszona, a Fox wzruszył ramionami.

– Oprócz potencjalnych zagrożeń, jesteś jedyną gwiazdą, na której chcę zawiesić oko.

– Boże, coleizmy przejmują świat – jęknęła cichutko. Przez jego pełne niezrozumienia spojrzenie wyjaśniła mu to jakże trafne zjawisko. Roześmiał się gromko, prawie miażdżąc jedzenie w dłoni. – Nie powiesz mi, że nie jest to trafne!

Fox wciąż śmiejąc się z niedowierzaniem przytaknął. Starł plamy z musztardy na dłoni, nim odłożył biednego hot–doga na tackę.

– Po tylu wspólnie spędzonych latach nie dziwi mnie, że gadam czasem jak on – odparł, wygodnie rozpierając się na krześle uwierającym każdą miękką część ciała. – Tylko oby to nie była jakaś straszna przywara.

Jessamine wsparła łokieć na stole, żeby podeprzeć swoją brodę. Przyglądała mu się przez zmrużone powieki. Wkrótce jej oczy podążyły w ślad za jego dłonią, gdy objął wargami swój napój.

– Uwierz, gdyby cokolwiek w was mi przeszkadzało, nie byłabym...

Urwała gwałtownie a Fox spoważniał. Zmienił pozycję by pochylić się bliżej niej, ale już na niego nie spojrzała. Oblizał nagle spierzchnięte wargi – rozumiał dlaczego się wycofała.

– Jessamine, czasem... czasem się wycofuję, emocje momentami są mi obce, ale nigdy nie wstydź się tego, co myślisz. Albo co chciałaś powiedzieć. Nie powstrzymuj się, okej?

– Chyba jednak podsłuchiwałeś moja rozmowę z Graysem – wymamrotała, ale nie powstrzymywała się dłużej od uśmiechu.

– Pewnie byłoby mi łatwiej. – Odsunął z czoła włosy, przyciągając tym gestem uwagę Jessamine. Pewnie już dawno by je przyciął, ale czerpała za dużą przyjemność z patrzenia, jak to robił... i tego, gdy sama czasem je odsuwała. Uczucie jej palców, jakby od niechcenia przeczesujących pasma, było kurewsko wspaniałe. – Są rzeczy, które ciężko opowiedzieć, wiesz? Wyrazić lęk, albo jakoś ująć radość, jeśli w ogóle się ją czuje. Chyba nie mówię im tyle, ile powinienem, ale zawsze jestem wdzięczny, gdy żaden z moich przyjaciół nie ukrywa tego, co czuje. Może... może miedzy nami, Jessamine, nic nie idzie w zwyczajnym tempie, ale wszystko, co związane z tobą, jest mi cholernie drogie.

Pewnie marny był z niego romantyk, tak sobie obnażając duszę nad zatłuszczonymi papierkami po jedzeniu, ale cieszył się, że to powiedział.

Piękną twarz Jessamine zasnuł namysł, stała się wręcz przeraźliwie cicha. O czymkolwiek toczyła ze sobą batalię, dosłownie przytaknęła i wyciągnęła w jego kierunku dłoń. Fox przyjął ją bez wahania, żeby mogli razem spleść palce.

– Gdyby mi coś w was przeszkadzało, nigdy bym się nie zauroczyła – wyznała cicho, patrząc mu wprost w oczu. Upewniwszy się, że ma jego niepodzielną uwagę, przełknęła ciężko i dodała – W żadnym z was.

– Byłoby niezręcznie, gdybyśmy byli odosobnieni w tych uczuciach – mrugnął do niej uśmiechając się śmiechem płynącym prosto z serca.

– Fakt, to byłoby do chrzanu – przytaknęła z krzywym uśmiechem. Jednomyślnie zaczęli wstawać od stolika i wymienili przy tym uśmiechy. Nie musieli więcej mówić, wszystko, co sami czuli, w ostatnim czasie po prostu nieśli ku niej na dłoni. A Jessamine musi poczuć się na siłach, by powiedzieć o wszystkim.

Reszta zaś... Cóż, pewnego dnia jakoś dopracują całą resztę.

Zebrali się ze strefy gastronomicznej na jeszcze jedną rundkę po hali. Jessamine nie miała jeszcze ochoty, żeby porzucać Scryption i chociaż miała przepustkę na cały weekend, wolała posiedzieć z nimi w domu. Przy małym stoisku z zawieszkami do kluczy w kształcie superbohaterów kobieta uśmiechnęła się wręcz nikczemnie. Nie mógł zobaczyć jakie kupiła, ale wzięła cztery i szybko schowała je do plecaczka wraz z maskotą od niego.

Fox patrzył, jak podeszła do nich para nastolatków – trochę wystraszona, ale ledwo powstrzymująca na wodzy entuzjazm. Chcieli być na jej panelu, lecz nie udało im się dotrzeć na czas.

– Myślę, że nagram kilka Tiktoków z pytaniami, które wzbudziły na panelu największe zainteresowanie, co wy na to? – zapytała, a oboje zaczęli dziękować, jakby ofiarowała im co najmniej roczną wejściówkę do kina.

Po ich odejściu spojrzała na Foxa roziskrzonymi oczami. Złapał ją za rękę, przyciągając blisko siebie.

– Naprawdę zostałaś stworzona do interakcji z nimi – powiedział i pochylił się, żeby pocałować ją bardzo blisko ust.

Pieprzyć bycie ochroniarzem, musiał to zrobić.

– Po prostu kocham dzielić z ludźmi pasję, to inspirujące – uśmiechnęła się słodko. Wolną ręką złapała go za biceps i pociągnęła dalej. – Jeszcze jedno stoisko i możemy się zwijać!

Fox starał się nie prychnąć za głośno.

– Słyszałem to sześć stoisk temu. – Roześmiał się na jej oburzoną minę. – Zostaniemy nawet do zamknięcia, obiecuję. Bez marudzenia.

– Przepraszam? – Chociaż usłyszeli bardzo wyraźnie to pytanie, mężczyzna brzmiał na kompletnie zszokowanego. Jessamine obróciła się pierwsza i z uprzejmym uśmiechem zapytała, czy może w czymś pomóc.

Dla Foxa wszystko rozgrywało się w zwolnionym tempie. Zauważył wpierw zmarszczone brwi kobiety, która z uprzejmości przeszła w zatroskanie oraz konsternację. Spoglądała to na niego, to na mężczyznę przed nimi. Lód pokrył całe ciało Foxa, mięśnie prawie odmówiły posłuszeństwa, kiedy i on spojrzał w tamtym kierunku.

Patrzenie w twarz przeszłości przenigdy nie było łatwe. A zobaczenie tej części jego życia... Jessamine wciąż go trzymała, lecz miał wrażenie, że został oderwany od swojego ciała, od swojej jaźni.

– To ty, prawda? – Mężczyzna ciągnął, dolna warga zadrżała mu od wzruszenia. Pewnie miał już dobre siedemdziesiąt lat, ale teraz przygarbił się od niewidzialnego ciężaru. Twarz mu się postarzała, ale rysy wcale nie zmieniły. – O Boże, Samuelu... Wyglądasz tak jak on, kiedy go ostatnio widziałem. Jesteś szczęśliwy?

Szczęśliwy? Czy był szczęśliwy?

Fox miał mętlik w głowie. Czuł, że jego dłonie się pociły, a jednocześnie było mu przeraźliwie zimno. Patrzył na Johna Okonyę i nie wiedział, czy powinien na niego zwymiotować, czy może uciec z tej pieprzonej sali daleko od dawnego przyjaciela swojego ojca. Fox miał dokładnie siedem i pół roku, gdy John wyprowadził się z ich dzielnicy. Miał siedem i pół roku, gdy wszystko się tak strasznie pojebało...

– Fox jest najwspanialszym mężczyzną, jakiego poznałam – Jessamine wtrąciła tak szybko, jak tylko mogła po zorientowaniu się, że jemu odebrało mowę. – Przyjechał pan na jakiś specjalny panel?

Czy on naprawdę wyglądał jak jego ojciec, ta ostatnia, sprzedajna szuja?

– Och, jako wystawca! – rozpromienił się. – Spełniam się na starość jako rzeźbiarz. Przy stoisku K08 możecie obejrzeć kilka moich prac, uwielbiam rzeźbić herosów – głos Johna powoli słabł, jakby się zakłopotał. Przeniósł spojrzenie na przeraźliwie cichego Foxa i widocznie się zakłopotał. – Przepraszam, nie powinienem był cię tak nagabywać. Minęło tyle lat i pewnie mnie nie pamiętasz.

Byłoby lepiej, gdybym cię nie pamiętał, nie pamiętał całego tego kurestwa, z którego się uwolniłem. Gdybyś wtedy nie zniknął z dnia na dzień, dalej był przyjacielem ojca. Czemu nim przestałeś być?

Fox zamrugał powoli i jeszcze wolniej zaprzeczył.

– To nie problem – zmusił się, żeby powiedzieć cokolwiek. – Jestem tutaj dla Jessamine, panie Okonoya. Po prostu...

Urwał, żadne uzupełnienie po prostu nie było na miejscu i Fox łudził się, że mężczyzna zrozumie. Zmusił się, żeby patrzeć wprost na Johna, nawet jeśli to bolało. Jessamine natomiast wzmogła uścisk na jego dłoni, co pozwalało mu sobie przypomnieć, że tu i teraz jest inne od jego dzieciństwa.

– Więc teraz mówią na ciebie Fox? – mężczyzna zapytał z wątłym uśmiechem. Nagle w jego oczach pojawiły się łzy. – Nie powinienem... – Chrząknął i odwrócił wzrok. – Nie powinienem wam, młodym, zabierać więcej czasu. Trzymaj się proszę, Fox. Uśmiechaj się do swojej żony tak, jak wcześniej.

I odszedł, jak duch przeszłości, który wiedział, że nigdy nie powinien wrócić.

Fox przymknął powieki i odchylił do tyłu głowę. Wypuścił oddech z cichym przekleństwem. Próbował się uziemić, odzyskać tak łatwo zrujnowane opanowanie. Zdawał sobie sprawę z tego, że Jessamine wciąż stała obok niego i była cholernie zdezorientowana. Czuł na sobie jej czujne, zatroskane spojrzenie. Nie mógł jeszcze na nią spojrzeć, nie był gotowy.

Musiał sobie jednak przypomnieć kim teraz jest i co miał robić: a był tutaj właśnie dla niej, miał troszczyć się o nią.

Spojrzał w twarz Jessamine i od razu pomyślał, że potrzebował się do niej przytulić.

– Chodźmy do domu, Fox – zaproponowała cicho.

– I tak mieliśmy wpaść jeszcze tylko do jednego miejsca, prawda? – Uśmiechnął się do niej krzywo, a Jessamine wzruszyła ramionami, jakby to było nic wielkiego. – Po tym stoisku pójdziemy – obiecał jej tak spokojnym i pewnym głosem, jak tylko mógł i modlił się, żeby uwierzyła.

To była też obietnica dla niego: po tym stoisku skupi się na jeździe do Tortsh, będzie mógł wrzucić na siebie sportowe ciuchy i włączy bieżnię na jak najszybsze obroty.

To, albo wyprawa do Dirty Moon, a nie był... Nie był w stanie przekonać się do tej myśli. Zagryzł mocno zęby i skupił się na Jessamine, na tym jak starała się ukryć pod uprzejmymi uśmiechami i uściskami dłoń swoje zafrasowanie.

Ból rozlał się po jego klatce piersiowej, gdy zapozowała do zdjęcia z kobietą z dzieckiem na rękach. Dziewczynka uniosła dłonie, jakby chciała się przytulić do Jessamine, ale jedynie złapała garść jej włosów. Obie uśmiechnęły się do dziecka, a Fox na chwilę przestał oddychać. Przypomniał sobie, że musiał zrobić to cholerne zdjęcie.

Kobieta podziękowała mu, a dziewczyna pomachała im na pożegnanie.

– Chryste, jaka słodziutka – Jessamine położyła mu głowę na ramieniu i ścisnęła jego dłoń.

Miał wrażenie, że ściskała jego serce.

Przytaknął udając, że wszystko było w najlepszym porządku. Na stoisku, do którego doszli chyba po godzinie, nie było tego, na co liczyła Jessamine. Odwróciła się do niego, a maska wyluzowania nieznacznie ześliznęła się z jej oblicza. Gestem pokazała mniej więcej w stronę wyjścia. Tym razem już nie oponował, tylko rozglądał się czujnie i parł do przodu niczym taran. Wyprostowawszy się na całą wysokość, prostując również barki, od razu sprawiał, że ludzie czmychali im spod nóg.

Zwolnił kroku po kilki chwilach, zorientował się, że tempo miał zbyt mordercze. I tak wkrótce natknęli się na kolejkę wychodzących. Objął Jessamine w pasie, trzymając jej ciało blisko siebie.

Powietrze na zewnątrz było dość rześkie, chłodziło jego rozgrzaną twarz. Dwie minuty później byli na ich miejscu parkingowym. Miejsca tak blisko hali przysługiwały wyłącznie VIP-om. Do samochodu wsiedli w pośpiechu oraz lekko ciążącej ciszy.

Fox czuł, że ktoś zawiązał mu język na supełek.

– Co robisz, gdy jesteś taki wzburzony? – zaskoczyła go tym pytaniem. Zapięła już swój pas, ale obróciła się do niego, jakby nie mogła znieść myśli, że nie będzie w stanie zobaczyć jego miny.

Mięsień pod jego okiem drgnął, a dłonie ześliznął po kierownicy. Oparł je bezwładnie o swoje uda, lecz po chwili zacisnął je w pięści. Widział w jej twarzy szczerość, naprawdę chciała wiedzieć.

– Jeździłem do seksklubu – zdobył się na wyznanie. Bił się, czasem pił, dużo ćwiczył, ale to i tak zawsze przegrywało z tym, co dawało mu Dirty Moon. – Parszywego, amorku.

Szukała czegoś w jego twarzy, na chwilę zacisnęła usta w wąską kreskę.

– To z tego miejsca wróciłeś kilka tygodni temu, prawda? Gdy... – Nie dokończyła, ale oboje wiedzieli, co to był za moment. Przytaknął. – Chciałbyś tam teraz pojechać?

Skrzywił się, ale kłamstwo nie mogłoby mu przejść przez gardło.

– Tak.

– Czy mogę pojechać z tobą?

Przymknął powieki.

Powinien odmówić, powinien ją zapewnić, że tego nie potrzebował, że znajdzie inny, zdrowszy sposób na oderwanie swoich myśli. Powinien, kurwa, nie być samolubnym kutasem, który mógłby ją na wieki do siebie zrazić.

– Tak.

Uśmiech, który mu posłała nie był ani lubieżny, ani zachęcający. Po prostu był ciepły, tak jak uścisk jej dłoni na jego pięści. Nie potrzebował większej zachęty, odpalił silnik i zawiózł ich pod klub z nadzieją, że po drodze odzyskają rozum. Jessamine zmieni zdanie, on się przerazi i pojadą do Tortsh.

Ale znaleźli się pod Dirty Moon. Przeszli prosto do drzwi, a ochroniarz ich wpuścił.

Zapowiadało się, że tego dnia będzie dość na mały ruch, kolejka do wejścia, jeśli można ją tak nazwać, liczyła tylko pięć osób. Zerknął na Jessamine, która rozglądała się z zaciekawieniem po wnętrzu. Nie zobaczył środka nowymi oczami – nie było to miejsce zaniedbane, ale mogło być po prostu... lepsze.

Poszedł z nią wpierw do baru. Jeden głębszy, nic więcej. Więcej prowadziłoby do braku kontroli, do wzięcia taksówki i pojechania do ich mieszkania. Do, zapewne, nieprzespanej nocy, którą mógłby nie zapamiętać.

Jak można mieć w sobie tyle sprzeczności? Tyle potrzeby zapomnienia i pamiętania najmniejszego detalu?

Jessamine wzięła dla siebie szot tequili. Patrzył więc, jak wprawnie zlizywała sól i krzywiła się na smak limonki. Wargi miała trochę czerwieńsze, a Fox robił się coraz bardziej niespokojny i głodny.

– Nie przychodzisz tu tylko pić, prawda? – zapytała głosem ochrypłym od alkoholu. Powoli pokręcił głową i, żeby odwlec nieuniknione, nieznacznie trzęsącą się ręką także się napił.

– Chodź ze mną.

Nie ruszył się z miejsca, dopóki nie pokazała, żeby prowadził. Przez chwilę miał nadzieję i bał się, że odmówi. Kobieta niemal dreptała mu po piętach. Muzyka w głównej sali była przyjemna dla ucha, a w pozostałych salach ledwo dało się ja usłyszeć. Tutaj chodziło o jęki oraz krzyki korzystających.

– Wiesz czym są glory hole? – zapytał, przystając przed wejściem do sali. Swoimi plecami odgradzał ją od zajrzenia do środka.

– Nie skłamię, jeśli powiem, że raz albo dwa widziałam takie porno – przyznała bez cienia wstydu, patrząc mu wprost w oczy. Przesunął dłonią po twarzy z niezbyt cichym przekleństwem. – Czy to pomaga? Przyjemność bez twarzy, imienia, historii?

Kurwa, jakby siedziała mu w głowie.

Przytaknął i cofnął się, żeby weszła z nim do środka. Było tam tylko dwoje ludzi – kobieta z zakasaną do bioder spódnicą nabijała się gwałtownym rytmem na cokolwiek wystawało z dziury. Mężczyzna obok niej kręcił małe młynki dysząc głośno, pośladki zaciskał tak mocno, jakby zależało tego całe jego życie. Fox oprócz jednego omiecenia wzrokiem, skupił się całkowicie na Jessamine. Trzymała się blisko niego z wyraźnym zaciekawieniem przyglądając się pomieszczeniu. Miękkie, wysłużone dziury, niezmywalne plamy na podłodze i ścianach, przydymione oświetlenie, które nie ukrywały tego wszystkiego.

– Zawsze... – zaczerpnęła powietrza, gdy mężczyzna za nimi ostatni raz zatłukł biodrami w ściankę. Poklepał ją dłonią i bez cienia wstydu odwrócił się do nich z mokrym penisem. Podszedł do kobiety, która też już kończyła i coś do niej mówił. Chwilę później oboje wyszli, a w sali zapanowała dziwna cisza. – Zawsze w ten sposób?

Fox przekrzywił głowę, patrząc na nią z góry. Z wahaniem uniósł dłoń i odsunął lok, który wydostał się z upięcia.

– Najczęściej – wyznał. – Tak jest łatwo.

Przygryzła wnętrze policzka, oczy wciąż miała skupione na nim.

– Okej – szepnęła i odsunęła się o krok. Serce mu zamarło, gdy sięgnęła dłońmi do guzika spodni. – Jestem czysta i na tabletkach, nie mam przy sobie gumek, więc... – Gwałtownie złapał za jej ręce, żeby przerwać rozpinanie. Krew szumiała mu w uszach tak głośno, że niemal niczego nie słyszał. Zaczęła robić to z taką łatwością, jakby to nie było nic niewłaściwego, wręcz przeciwnie, jakby właśnie tak miała postąpić. Fox oddychał coraz ciężej, ale nie z podniecenia. Coś błysnęło w oczach Jessamine, jej powieki zatrzepotały, a brwi się zmarszczyły. W końcu na twarzy odmalował się cień zakłopotania. – Chyba że to chodzi właśnie o anonimowość, przepraszam, nie pomyślałam, ale jeśli chcesz zrobić to z kimś innym, to ja pocze...

Fox po prostu musiał przyciągnąć ją do siebie. Stała w jego objęciach zdezorientowana, ze spodniami w połowie rozpiętymi, na początku dość sztywna. Praktycznie cały ukrył kobietę w swoich ramionach, tak mocno ściskał ją przy swojej piersi. Wcisnął twarz w szyję oraz miękkie włosy Jessamine, niegotowy by znów widzieć to zrozumienie na jej twarzy. Kurwa, czy ona była jakąś świętą? Jak mogła z taką troską mówić, że na niego poczeka, gdy sam będzie się wyładowywał?

Powoli ramiona kobiety uniosły się i zaczęła tulić go z siłą i wsparciem – tak właśnie odczuł moment, w którym odwzajemniła gest. Nie pytała o nic, nie próbowała nawet krzyknąć mu w twarz dlaczego taki jesteś. Poszła z nim bez cienia zawahania, ufała mu w tak niezrozumiały dla niego sposób. Pokazał jej tylko ułamek tego, co siedziało w jego głowie. Nie chciał przepłoszyć Jessamine, a jednocześnie nie wyobrażał sobie, że mogłaby go po prostu zaakceptować w całości.

W tym momencie zaczęło wszystko do niego wracać – dzieciństwo w Chicago, każde upokorzenie, wykorzystanie i krzywda, jaką doznał. Rozczarowanie życiem, strach przed dotykiem. Jacoby i Chloe, którzy byli dla niego jak dzieci, których sam nie mógł mieć. Chloe, która myślała, że zabawnie będzie próbować go uwieść, przez którą prawie...

I Jessamine, ta kobieta. Ta spokojna, wyrozumiała, wspaniała kobieta.

Chciał powiedzieć jej prawdę, zastanawiał się z jaką odrazą będzie na niego patrzyła, gdy dowie się wszystkiego. Jak chłodna będzie w rozmowie z nim, kiedy zobaczy go całego.

– Chodź – zmusił się, żeby wykrztusić.

Złapał ją za dłoń i wyprowadził z pomieszczenia. Jessamine nie oponowała, ale przyglądała mu się ze zmartwieniem. Dopóki nie zaprowadził ich do jednego z zamykanych, prywatnych pomieszczeń służących do orgii, nie patrzył na nią dłużej niż trwało przelotne zerknięcie. Zamknął za nimi drzwi na klucz i wyciągnął telefon.

Kilka dni przed uzyskaniem dla siebie „członkostwa" w Dirty Moon podłączył się do systemu monitoringu. Teraz od razu w kilku stuknięciach o ekran wyłączył kamery bezpieczeństwa, zamieszczone w środku.

– Dlaczego się boisz, Fox? – zapytała drżącym głosem. Napiął swoje ciało, zamierając z głową pochyloną nad ekranem.

Mięsień drgnął mu pod okiem, ale wyprostował swoją sylwetkę, żeby na nią spojrzeć.

– Mogę cię brzydzić – odparł powoli, zwodniczo spokojnym głosem, ponieważ w środku niego wszystko krzyczało.

Jessamine z wyraźnym przejęciem pokręciła głową. Wyłamywała ręce, ale podeszła do niego pewnym krokiem. Miała duże, błyszczące oczy – nawoływały go, żeby podszedł bliżej i na zawsze przepadł w tej ciemnej toni.

– Pozwolisz mi się zobaczyć? – Tyle własnej obawy, tyle swojego strachu w tym pytaniu. Nie potrafił jej odmówić, nie wiedział tylko czy była to sadystyczna czy rozpaczliwa potrzeba.

Straci ją lub będzie jej towarzyszył do końca swojego życia, w jakiejkolwiek roli zapragnie, nie było nic pomiędzy.



************

Kolejna część to wspomnienia Foxa - jest to rozdział strasznie smutny i emocjonujący, z góry przepraszam 🥹

Wrzucę go albo w piątek wieczorem, albo w sobotę wieczorem, nie wiem jeszcze jak uda mi się z poprawkami 💗


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro