Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 33. Jessamine 🔥

Moi ochroniarze popadli w dziwną zmowę milczenia po powrocie z komisariatu. Chciałam wiedzieć cokolwiek o tym, co się wydarzyło pod apartamentowcem Graysona. Sam pomysł tego, że ktoś podłożył w aucie Foxa bombę niszczącą hamulce nie mieściła mi się w głowie. Knight z poważnym wyrazem twarzy wziął moje ręce w swoje i uniósł je do góry, żeby lekko pocałować kłykcie. Nie odrywał przy tym spojrzenia od moich oczu.

– Cierpliwości, amorku – nie zabrzmiało to zbytnio jak prośba. Nie, w sumie brzmiało to jak rozkaz, który wywołał u mnie uśmiech. – Mówię poważnie. Potrzebujemy trochę czasu, do środy mogę rzadko bywać w domu.

Doceniałam, że o tym wspomniał, chociaż ewidentnie nie przyzwyczaił się do tak częstego mówienia komuś co będzie robił. Cieszyłam się, że byłam to ja.

– W środę zrobimy coś fajnego – uśmiechnęłam się promiennie do mężczyzny, wywołując u niego niemalże uśmieszek.

– Skoro tak mówisz – pochylił się i prawie zamknęłam powieki myśląc, że czekał mnie pocałunek. Jego gorący oddech owiał moją twarz, aż lekko rozchyliłam wargi. – Trzymam cię za słowo.

I puścił moje ręce oddalając się w stronę ich zbrojowni, niepomny na moje ej no! wykrzyczane w stronę jego wyprostowanych pleców. Przeprowadziłam w sobie bardzo poważną rozmowę, w której udało mi się przekonać do cierpliwości. Łatwo nie było, ale chociaż nikt nie widział mojego półminutowego dąsa na korytarzu. Cholera, sama siebie trochę bawiłam, ale nikt nie musiał widzieć mojej nagrzanej na Knighta porażki.

Do środy starałam się zachować przyzwoicie. We wtorek zasnęliśmy z Foxem na nakapie oglądając przypadkowy odcinek Sukcesji. Fox zupełnie nie wiedział co się dzieło, ale jego zaangażowanie w serial było rozkoszne. Wstaliśmy w środku nocy kompletnie połamani i chciało mi się śmiać z tego, że nie mogłam się do końca wyprostować.

– Boże, dlaczego ja nie mam piętnastu lat – jęknęłam, gdy szliśmy schodami na górę. Masowałam punkt powyżej biodra, a rozespany Fox ziewnął rozdzierająco.

– Bardzo boli? – Wzruszyłam na to ramionami, bo nie był to ból, a zwykły dyskomfort. – Chodź, rozmasuję to. Po treningach krótki masaż pomaga najskuteczniej.

Nasz masaż był na tyle owocny, że do rana spałam jak zabita, a w moje plecy wciskało się ciepłe, silne ciało Foxa. Obudziły mnie jego ciche sapnięcia – ciężko było mi to nazwać chrapaniem. Przymknęłam powieki z bólem. Nie dość, że miałam zbyt erotyczne sny, to te dźwięki były zdecydowanie mocno sugestywne.

Musiało mi się przysnąć, bo po jakimś czasie obudziły mnie wargi na skroni. Fox przeprosił, że mnie obudził – lecz nie za to, że spał ze mną, ani że tak mocno się we mnie wciskał przez całą noc. Byłam tym cholernie zachwycona, tym że nie czuł się źle przez naszą noc.

Zebraliśmy się powoli do LA, Fox musiał załatwić coś na posterunku, lecz nie powiedział co się działo. Cole znów pojechał ze mną do Nine Lives na odprawę. Do sali wchodziłam z ciężkim sercem, przeczucie niestety mnie nie myliło. To był jeden z tych dni, podczas których konsensus był nie do osiągnięcia. Nawet ci, z którymi żyłam na dobrej stopie, kręcili nosem.

Okej, ja też kręciłam nosem.

Przyjmowałam to ze spokojem do pewnego momentu. Oczywiście, takich cudów nie ma, żebyśmy wszyscy zawsze się w każdym aspekcie zgadzali w stu procentach. Nie ma co do tego szans i lubiłam burze mózgów, prowadzące do jakiegoś rozwiązania.

Dziś nie było ku temu żadnych szans. Zwłaszcza, gdy Talby musiał dorzucić swoje trzy bezwartościowe grosze:

– Po ostatnich wydarzeniach jesteś zbyt przewrażliwiona – warknął. – Nie będziemy przecież łagodzić tej sceny, bo ktoś ci nabił guza.

Para poszła mi uszami, ale zachowałam spokój tylko dlatego, że szybciej ode mnie odezwał się Jack. Praktycznie w każdej sprawie stał na neutralnym gruncie, chociaż częściej przychylał się do Talby'ego.

– Stary, kurwa, to było słabe jak na ciebie – burknął z rozzłoszczonym spojrzeniem wbitym w twarz Adama. – W tej sprawie nie chodzi o łagodzenie, bo ktoś ma gorszy czas.

Czułam wdzięczność, Jack rozumiał moją sugestię i starał się ją wytłumaczyć Talby'emu. Oczywiście rzucił kilka przytyków w stronę innych moich pomysłów, ale w tej sytuacji było to nawet krzepiące – chłopak nie zmienił w pełni swojego stanowiska, ale wiedział co wszyscy chcieliśmy osiągnąć. A przynajmniej co powinniśmy chcieć.

W końcu włączyła się także Sandi i rozpętał się po prostu chaos. Siadłam bez sił na krześle, łokcie oparłam na papierach przede mną. Talby coś syknął i oparł się mocniej o swoje miejsce. Chcąc nie chcąc nasze oczy się spotkały i Adam skinął mi głową.

– Kończymy na dziś? – burknął ponuro, mała gałązka oliwna.

– Będzie lepiej, jeśli nie chcemy mieć tu sceny morderstwa na żywo – odparłam z drżącym kącikiem warg.

Coś błysnęło w oczach mężczyzny. Zlustrował spojrzeniem salę, włożył palce do ust i gwizdnął przeszywająco. Efekt był natychmiastowy, a miny ludzi wyborne.

– Kontynuujcie powierzone zadania, stacja chce mieć dwa główne pomysły na spin-off do końca maja. A z takim tempem nigdzie, kurwa, nie dojdziemy – z tymi słowami bańka złośliwego przekrzykiwania znacznie opadła.

Każdy też zerkał w moim kierunku.

Skinęłam głową z ciążącym sercem. Im wszystkim zależało na tej pracy, nie tylko ze względu na to, że jakikolwiek udział w projekcie świata Zrodzonego Złem było sprawą „prestiżową" i zajebiście wyglądała w CV taka wzmianka. To był stabilny zarobek, dzięki któremu wielu nie musiało się martwić, że nie uda im się znaleźć pracy albo czek nie zostanie wystawiony w porę. Zadawałam sobie sprawę z tego, że Zrodzony leżał na moich barkach, ale konsultacje z nimi sprawiały, że ich praca obierała właściwy kurs.

Wyszłam z sali praktycznie ramię w ramię z Talbym. Mężczyzna otrzymał od Cole'a tak pełne wyższości spojrzenie, że prawie parsknęłam. Pospiesznie położyłam dłoń na jego barku i ścisnęłam.

– Daj spokój, Cole – powiedziałam cicho, chociaż kusiło mnie raczej słowo waruj. – Jedziemy coś zjeść?

Uśmiechnęłam się na tę prędką zmianę nastroju. Kącik ust mężczyzny przyciągał moją uwagę, ale jakimś cudem nie pocałowałam go w tamto miejsce.

– Zawsze – zawołał z ulgą, zerknąwszy szybko na smartwacha. – Weźmiemy też coś dla Knighta, bo wkrótce będzie wracał.

Pytania cisnęły mi się na usta, ale ograniczyłam się do radosnego uśmiechu.

– Nie widziałam go od poniedziałku!

Spojrzenie Cole'a stało się ciepłe. Ruszyliśmy w stronę windy, gdy praktycznie wszyscy wyszli już z sali i rozeszli się do swoich miejsc pracy.

– Brzmisz jakby nie było go całą wieczność – wytknął lekko, szturchając mnie łokciem przy wchodzeniu do windy.

– Nie ma godziny, podczas której nie widziałabym któregoś z was – przyznałam z zakłopotaniem. – Tak przywykłam do waszej obecności, że prawie dwa dni nieobecności jest wiecznością.

Cole na chwilę ucichł, ale spojrzenie miał wbite w czubek mojej głowy. Czułam, że przewiercał mnie wzrokiem i uniosłam twarz ku niemu. Nim mogłam jeszcze coś dodał pocałował mnie tak szybko i gwałtownie, że lekko zatoczyłam się do tyłu, kiedy mnie puścił. Mrugając gwałtownie sprawdziłam, czy wciąż mam opaskę na włosach.

Mój ochroniarz nawet nie raczył wyjaśniać tego gestu, tylko pewnym krokiem wyszedł z windy. Obejrzał się przez ramię po kilku krokach i rzucił mi takie spojrzenie...

– Idziesz, amorku?

Chrząknęłam i przytaknęłam, ledwo odrywając stopy od podłogi.

– Weźmiemy lunch na wynos – powiedziałam ochryple i prędkim krokiem wyminęłam Cole'a. Usłyszałam jego stłumiony przez dłoń śmiech, ale pokazałam mu tylko środkowy palec, maszerując do samochodu prędkim tempem.

W drodze do drive thru Five Guys Cole wesoło pogwizdywał. Przez krótką chwilę miałam ochotę go czymś zakneblować, ale gdy zobaczyłam tę prawdziwą swobodę na jego twarzy... Odprężyłam się na fotelu, wzrokiem śledząc rozluźnione, zadowolone rysy Cole'a. Zauważył, że mu się przyglądałam i posłał mi szybki, beztroski uśmiech.

Kurwa, gdybym nie wiedziała lepiej, pomyślałabym, że ten facet nie zaznał nigdy żadnych trosk pod słońcem.

Nie powstrzymywałam impulsu, który niósł moją dłoń. Delikatnie dotknęłam boku jego głowy, miękkie włosy pieściły moje opuszki. Cole zamilkł, a w zamian zamruczał niemal z przesadną rozkoszą. Uśmiechnęłam się i kontynuowałam gładzenie go po tych miękkich pasmach.

Po incydencie z bombą bałam się, że nikt w Camden Arrow's nie będzie chciał mnie widzieć, ale oczywiście się pomyliłam. Zachowywali się, jakby to był dla nich chleb powszedni. Szczerze wątpiłam, czy aby na pewno mieli już tutaj takie wybuchowe akcje...

Gdy stanęliśmy już w windzie, a pan Trennon z radością pałaszował burgera, któremu mu podsunęliśmy, obróciłam się do Cole'a.

– Czy ktokolwiek chciał u was zdetonować bombę? – zapytałam, a Cole zakrztusił się łykiem Dr. Peppersa.

Spojrzał na mnie z wyrzutem i jeszcze odchrząknął dwukrotnie.

– Chcesz mnie zabić? – wyrzęził z trudem. Zrobiłam przepraszającą minę i otarłam łzę z kącika jego oka. – Ataki nożowników i próba strzelaniny tak. W sumie mieliśmy chyba raz jednego naturystę, który przyprawił Jacksona o koszmary swoim brudnym odb... – Dots praktycznie zzieleniała i Cole to zauważył. Przystanął przy jej biurku, niepewnie patrząc na trzymane przez niego jedzenie z Five Guys. Kobieta natychmiast odwróciła wzrok od zatłuszczonej torby. – A, zapomniałem, byłaś obok niego.

Z trudem utrzymałam wcześniejszą powagę.

– Czyli pracownicy z dołu są troszkę przyzwyczajeni? – strzeliłam spojrzeniem między tą dwójką.

Dottie przesunęła dłonią po ustach, jakby chciała się pozbyć stamtąd złego smaku.

– Tak, nie ma tutaj nudy – powiedziawszy to posłała mordercze spojrzenie Cole'owi. – A teraz przepadnij, szefie.

Krzyknął do niej przeprosiny i czmychnął do głównego gabinetu. Usłyszawszy trzaśnięcie drzwi, Dots uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco.

– Wiem, o czym myślisz, ale naprawdę: mamy świadomość tego, gdzie pracujemy. Przecież na ulicach nie jest o wiele bezpieczniej. Nikt z nas nie ma pewności, czy nawet czystym przypadkiem nie dostanie się w krzyżowy ogień, gdy ktoś z bronią nie podejmie takiego kroku – wyćwiczony uśmiech Dottie malał z każdym słowem, aż w końcu stała się śmiertelnie poważna. – Każdy klient może przynieść ze sobą podobne zagrożenie, nawet taki, który dopiero przychodzi po pomoc. Nie ochraniamy przecież wyłącznie celebrytów przed paparazzi.

– Dzięki, Dots – powiedziałam lekko zachrypłym głosem. – Jestem wdzięczna, że mi to powiedziałaś.

Machnęła ręką już w nieznacznie lżejszym humorze. Z pomieszczeń informatyków wyszedł Kometa i skinął mi głową.

– Nie do końca podsłuchiwałem, po prostu ukrywam się przed Colem – powiedział z krzywym uśmieszkiem. – Nigdy go nie pytaj, co tutaj się nieraz dzieje. Trzeba dbać o zdrowie psychiczne.

Oboje z Dottie skrzywili się na jakieś paskudne wspomnienie. Starałam się nie śmiać z ich cierpienia – i naprawdę nie chciałam wiedzieć, jakie jeszcze obrzydliwe rzecz mieli nieprzyjemność widzieć.

Z uśmiechem zamknęłam za sobą drzwi gabinetu i niemal krzyknęłam na widok Knighta.

– Byłeś tutaj cały czas?! – zawołałam, idąc do niego szybciej niż mogłam pomyśleć. Knight zaskoczony odłożył burgera na biurko, o które się opierał, i złapał mnie w ramiona. Przytuliłam twarz do jego piersi, ukrywając tam swoje zakłopotanie.

– Dzień dobry, Jessamine – powiedział powoli. – Stęskniona?

Uniosłam gwałtownie wzrok i wbiłam w niego krzywe spojrzenie.

– Skąd ten wniosek? – sarknęłam, poklepując go dłonią po bicepsie. Cole wesoło zajadał frytki, obserwując nas ze swojego miejsca za biurkiem. – Cieszę się, że nic ci nie jest.

– Muszę chyba zniknąć na trochę, jeśli czeka mnie takie powitanie – Cole mrugnął do mnie, ale nie było w tym niby grama złośliwości.

– Mnie nigdy nic nie grozi, Jessamine – Knight podjął, ignorując słowa przyjaciela.

Posłałam mu znaczące spojrzenie, odsuwając się od niego jak gdyby nigdy nic. Złapałam z biurka pojemnik z frytkami, oddając całą swoją uwagę złocistemu błogosławieństwu.

– Mhm, tak jak mnie – powiedziałam z przekąsem, wciskając kilka frytek do ust. Knight pożarł resztę burgera w kilku kęsach. – Wiem, że macie także inną pracę pomiędzy tym, co dzieje się u mnie, ale naprawdę nie musisz mi uspokajająco mydlić oczu.

Knight uniósł pobliźnioną brew, jego ostre zęby wbiły się w miękką bułkę. Przeżuł powoli, jakby postanowił podręczyć mnie swoim namysłem.

– Nikt nie chce cię okłamywać – odezwał się w końcu jak gdyby nigdy nic.

– Ale rozmijać się z rzeczywistością dla spokoju już tak? – burknęłam, wbijając we frytki wzrok przepełniony poirytowaniem.

Cole wiedział, że nie byłam zła na Knighta i jego wymijającą odpowiedź.

– To nie dla świętego spokoju, Jessamine, a z prostej troski – wtrącił się dość delikatnie. Wstał z fotela i obszedł biurko, żeby stanąć przy nas. – Czy mamy mały przełom? Tak, ale też nie chcemy zapeszać czy robić ci nadziei, gdy nie wiemy, jak to się potoczy.

Odłożyłam pudełko na blat i otrzepałam ręce z soli.

– Przecież nie pęknę jak balonik, który został przez kogoś napompowany za dużą dawką optymizmu!

– A poza tym – wtrącił pospiesznie, widząc po mojej minie, że drżałam od napięcia i frustracji. – Jakbyśmy chcieli odciągnąć twoją uwagę zrobilibyśmy to z lepszym wdziękiem.

– Tak? Niby jakim? – prychnęłam, posyłając ku niemu buńczuczne spojrzenie.

Ależ mu się to spodobało.

Na tyle, że pokazał, zamiast powiedzieć.

Niemalże pchnął mnie na pierś Knighta, gdy złapał moje ciało w talii i pociągnął do pocałunku. Jęknęłam z zaskoczenia i elektrycznych iskier, które przebiegły po mnie całej. Zostałam otoczona ogniem z obu stron. Czułam jak szybko rośnie podniecenie mężczyzn. Knight z niskim warknięciem objął dłońmi moje biodra, chyba wbijałam się odrobinę za mocno tyłkiem w jego krocze.

Język Cole'a z wprawą wywoływał ze mnie najgorszą diablicę i robił to z pełną premedytacją. Silne, zręczne palce obejmowały moją zaczerwienioną twarz. Jeszcze odrobinę odchylił moją głowę do tyłu, praktycznie odbierając mi zmysły. Wygiął mnie pod idealnym kątem, dopasowując moje krzywizny nie tylko do swojego, ale także i do ciała Knighta.

Knight podchodził do tej sytuacji z rezerwą – albo raczej z o wiele większym opanowaniem niż my. Każdy jego ruch był niemal wyważony, przemyślany do granicy obłędu. Czułam się niczym plansza, na której ostrożnie stawiał dotyk. Miałam ochotę oderwać się od ust Cole'a i przebłagać mężczyznę, żeby po prostu zrobił ze mną cokolwiek chciał.

Cole odsunął się z prawie bolesnym jękiem. Usta mrowiły mnie od tego pocałunku, chciwie zlizałam z nich ślinę. Przyciągnęłam tym uwagę mężczyzny. Rozszerzonymi oczyma śledził ten ruch, a jego twarz stała się niemal surowa od pragnienia.

– Widzisz coś ciekawego, Rawsmith? – zapytałam ochryple.

– Ciebie w ramionach mojego przyjaciela, amorku – powiedział kompletnie zdyszanym tonem. – Widok wart całej fortuny.

Poczułam cień zakłopotania, orientując się jak musieliśmy przed nim wyglądać. Jednak, nim zamieniłam zawstydzenie się w całą falę zaprzeczenia i wstydu, Cole trafnie zinterpretował moje spięcie oraz nerwowe spojrzenia rzucane między nimi.

– Pragniesz nas obu, to dostaniesz nas obu – zapewnił nieznacznie drżącym szeptem, pełnym obietnicy. – Ponieważ my każdego dnia czcimy ziemię po której stąpasz, Jessamine.

Knight zamruczał w pełnej zgodzie, coś przeskoczyło między przyjaciółmi, gdy ich spojrzenia się spotkały. Jakkolwiek się porozumieli, Knight odsunął się ode mnie. Zassałam gwałtownie oddech na stratę jego ciepła, tych silnych mięśni, o które mogłam wesprzeć słabe ciało. Cole nie pozwolił mi jednak upaść.

Knight obrócił nieznacznie głowę idąc w kierunku drzwi. Chciałam zawołać za nim, żeby nie wychodził, przeprosić go i obiecać, że...

– Nikt, poza nami, nie może cię widzieć, amorku – warknął niskim, niemalże zagniewanym tonem.

Zadrżałam w uścisku Cole'a patrząc, jak Knight przekręca zamek i sięga do panelu tuż obok framugi. Wszystkie okna zaczęły ciemnieć, tworząc niemal sensualne, duszne wrażenie w pomieszczeniu.

– Zobaczymy kształty za drzwiami, ale nikt nie ujrzy twojej ociekającej pragnieniem cipki – Cole wyszeptał do mojego ucha. Jedną dłonią trzymał moje gardło tak, że musiałam patrzeć Knigta, na wracającego do nas niespiesznym krokiem. Druga ręka Cole'a niemal brutalnie przesuwała się po moim ciele. – Bo już jesteś mokra, prawda? Kręciłaś biodrami przy jego kutasie jak słodka, wygłodniała dziewczynka.

– Cole... – jęknęłam, nie chcąc odwrócić wzroku od przeszywającego spojrzenia Knighta. Stanął blisko nas, ale jak dla mnie ten dystans był wręcz okrutnie daleki.

– Co, skarbie? – szepnął do mojego ucha, całując od góry do dołu małżowinę.

– Knight jest zbyt ubrany i jest za daleko – poskarżyłam się. Mężczyzna uśmiechnął się tuż przy mojej skórze i odwrócił głowę. Nasze policzki stykały się, czułam jego gorący, gwałtowny oddech.

– Racja – wymruczał przeciągle. – To chujowe, że dalej zasłania to swoje wielkie ciało. Chciałabyś go dotknąć? – Prędko przytaknęłam czując, że się czerwienię. – Powiedz mi to, Jessamine. Wyznaj czego potrzebujesz, a my ci to damy. Każdą, najmniejszą rzecz.

Przełknęłam ciężko z trudem powstrzymując się przed zamknięciem powiek. Jego słowa tak mocno przypominały to, co powiedział mi Luca. Jeśli takie coś nie sprawi, że stanę się najbardziej rozpuszczoną kobietą na świecie, to chciałabym wiedzieć co niby by to przebiło.

– Knight? – Chrząknęłam i oblizałam nagle spierzchnięte usta. Cole na krótką chwilę obrócił się, żeby złożyć pocałunek w kąciku moich warg, ale szybko wtulił się w mój policzek ponownie obserwując przyjaciela. Ten przechylił lekko głowę, ani na sekundę nie odrywając drapieżnego spojrzenia od mojej twarzy. – Czy mógłbyś mnie pocałować i się rozebrać? Kolejność dowolna.

Prawie się uśmiechnął. Cieszyłam się, że tego nie zrobił, bo gdybym zobaczyła teraz jakikolwiek uśmiech na jego mrocznej twarzy, mogłabym zawczasu postradać zmysły. Pochylił się ku nam, głowę wciąż miał lekko przechyloną, a spojrzenie w drapieżny sposób przesuwał po mojej twarzy.

– A zasłużyłaś? – warknął cicho.

Otwarłam usta zaskoczona, poczułam, że pieką mnie policzki. Mimowolnie wbiłam wzrok gdzieś w punkt na jego piersi.

– Lepsze pytanie: czy ty zasłużyłeś na nią – Cole odezwał się ciężkim, pełnym pożądania tonem. Stanął za moimi plecami, odsuwając na bok włosy. Obnażył przy tym moją szyję w którą po prostu delikatnie się wgryzł. Nacisk jego zębów na mojej skórze sprawił, że zaskoczona zassałam oddech. Nie zrobił tego na tyle mocno, by zostawić jakiś ślad. Trochę żałowałam. – Chciałbyś wiedzieć, jak smakuje, jak idealnie pasuje do twoich rąk i kutasa?

Oddech ugrzązł mi w gardle, gdy Cole chwycił za moją pierś oraz cipkę. Stanowczo trzymał mnie w miejscu, nie pozwalał mi się ruszyć i znaleźć ujścia dla tego ciepła rozprzestrzeniającego się po moim ciele.

– Obaj – jęknęłam przeciągle po czym zasłoniłam dłonią usta, zezując ze stresu na drzwi. Chrząknęłam i powtórzyłam cichszym, zdyszanym tonem. – Obaj na mnie zasługujecie i do mnie pasujecie.

Spojrzenie Knighta z ostrego i przeszywającego stało się miękkie. Poznałam go na tyle, że zrozumiałam uczucie, jakie się tam kryło: patrzyłam na ostre krawędzie twarzy promieniujące czułością.

– Zobaczymy – odparł, tym razem uśmiechając się krzywo. Faktycznie, moja pierś ścisnęła się na ten widok.

Gdy w końcu zaczął mnie całować wiedziałam, że ciężko będzie mi zachować ciszę. Knight był niczym małe słońce, żar praktycznie wywoływał pot na mojej skórze. Cole nieznacznie się wycofał dając przyjacielowi przestrzeń do zawładnięcia moimi ustami. Nie odszedł jednak daleko, bo prędko złapałam go za dłoń, nim zniknęła z mojego ciała.

Z dwóch stron otaczały mnie żywioły: Knight podsycał mój wewnętrzny żar, rozniecał ogień między nami, Cole natomiast uspokajał mimowolne zdenerwowanie spokojnymi, czułymi pocałunkami składanymi na szyi oraz karku. Stać pomiędzy nimi, tak zaangażowanymi w każdą najmniejszą czynność było nierealnie wspaniale. Zaczęłam uśmiechać się podczas pocałunku z Knightem. Dotykał mnie swobodnie, w różnych miejscach, ale na każdym zostawiał swój znak.

– Potrzebuję cię, Jessamine – Knight odsunął się i przemówił chrapliwym głosem. Nawet Cole przytrzymał mnie mocniej na to wyznanie. – Nie jestem w stanie dłużej utrzymywać, że nie teraz, nie mogę, zasługujesz na coś innego. Pierdolę to moje myślenie, będę samolubny: tak kurewsko mocno cię pragnę, że nie będzie mi nawet wstyd żebrać na kolanach o twoją uwagę.

– Ja pierdole, Knight – Cole jęknął w jej włosy. – Nawet ja bym powiedział tak.

Roześmiałam się i obróciłam głowę w bok, żeby lekko pocałować jego policzek.

– Tobie niewiele trzeba – odparłam, a on udał urażonego. Obróciłam się do Knigta i tym razem ja wzięłam jego twarz w dłonie. Zrobiłam to na początku ostrożnie, nie wiedziałam jak zareaguje. Cole cofnął się o dwa kroki i chciałam zaprotestować, ale zrozumiałam co robił. Knight zamarł, patrząc na mnie z czujnością. Przesunęłam palcami po jednej, drugiej... trzynastej bliźnie. Dotykałam każdej dłońmi oraz ustami, troskliwie zajmując się przeszłością, jaka go naznaczyła. – Jeśli zechcesz przede mną klęknąć, zrobisz to, bo potrzebujesz wejść we mnie głębiej, albo chcesz mnie poczuć na języku. Przenigdy nie będziesz musiał żebrać o moją uwagę, nigdy nie będę wydzielać ci mojego uczucia. Mojego oddania, Knight. Ono jest twoje, należy do was wszystkich. Potrzebuję cię równie mocno i przepraszam, jeśli kiedykolwiek poczułeś się źle przeze mnpffff.

Przygarnął mnie do tak agresywnego pocałunku, że musiał złapać w pół moje ciało, nim upadłam na ziemię. Podniósł mnie do góry, więc instynktownie objęłam go w pasie nogami. Niskie pomruki, które wydostawały się z Knighta były cholernie podniecające. Zaczęłam szarpać za jego koszulkę, nie mogłam doczekać się dotyku całego ciała mężczyzny.

Podziwiałam go – jego siłę, opanowanie i sposób, w jaki troszczył się o wszystkich. Zapominał przy tym o sobie, wiedziałam że będę musiała nadrobić i zrobię to z rozkoszą.

Poczułam pod tyłkiem twardą powierzchnię biurka, na której mnie usadził.

– Teraz mnie uważnie posłuchasz, Jessamine – powiedział to, przytrzymując w miejscu mój podbródek. Chwyciłam się krawędzi blatu, żeby nie ześlizgnąć się na podłogę. Cole obserwował nas z boku, ramiona miał założone na piersi z nieprzeniknioną miną. – Oczy na mnie, amorku. Właśnie tak. Będziesz tutaj grzesznie siedzieć i pozwolisz się Cole'owi rozebrać, prawda?

Przytaknęłam skwapliwie, a Cole wypuścił z siebie urwane jęknięcie.

– Knight, jeśli...

– Zamknij się – rzucił sucho, nawet nie patrząc w jego kierunku. – Nie potrzebujemy tutaj żadnego przebłysku przyzwoitości, prawda? – Mimowolnie się uśmiechnęłam. Knight pogładził kciukiem moją dolną wargę, posłusznie więc otworzyłam usta i zaczęłam ssać jego skórę. – Nie jestem dominem, ale bądźcie kurewsko pewni, że jeśli się mnie nie posłuchacie, zatroszczę się o to, żeby wasze słodkie dupy nie były w stanie siedzieć przez kilka kolejnych dni, jasne?

Cole uśmiechał się z pewnością siebie osoby, która w życiu nie usłyszała bardziej kuszącej groźby. Chyba miał też dość oczekiwania, ponieważ w dwóch krokach skrócił dystans między nami, niemal od razu biorąc w dłonie moją koszulkę. Cicho pisnęłam, gdy szybko zdjął mi ją przez głowę wraz z opaską.

Spojrzenie Cole'a przestało być cwaniackie, kiedy czule odgarniał z moich oczu skręcone pukle.

– Kocham twoje włosy, za każdym razem gdy masz je rozpuszczone mam ochotę zanurzyć w nie palce – szepnął i wzmocnił nacisk dodając: – pociągnąć, przytrzymać w miejscu.

Puścił je, przenosząc dłonie na moje ramiona. Niemal sensualnym gestem zsunął ramiączka stanika i sam osunął się na kolana. Umościł się pomiędzy moim rozłożonymi nogami. Uwolnił z miseczki wpierw jedną, a potem drugą pierś. Trącił palcem sutki, wywołując dreszcze na mojej skórze. Dopiero gdy Cole ściągnął stanik w całości, Knight zrzucił z siebie koszulkę. Mimowolnie sapnęłam, a Cole pocałował moje udo. Szeroką dłonią przesunął po moim brzuchu, aż do bioder.

– Widok warty oczekiwania, prawda? – Wiedziałam, że tylko się ze mną droczył, ale ja i tak przytaknęłam.

Spojrzenie moje i Knighta spotkały się, niemal rozpłynęłam się zauważając, z jakim oddaniem się we mnie wpatrywał. Oczywiście patrzył na całe moje obnażone ciało, ale to moje usta mrowiły tak, jakby non stop składał na nich fantomowe pocałunki. Czując delikatne klepnięcie spojrzałam w dół na Cole'a, który już rozpiął moje spodnie i potrzebował małej pomocy, żeby je w pełni ze mnie zdjąć.

Nie bawił się w pół środki, od razu pozbawił mnie też majtek. Widząc moją minę mrugnął kokieteryjnie i pocałował w kolano, nieznośny czaruś.

Impulsywnie spojrzałam w stronę wejścia, ale ktokolwiek szedł korytarzem, nie zbliżył się do biura.

– Jesteście pewni, że nikt tu nie wejdzie? – szepnęłam, starając się powstrzymać za głośny jęk.

Cole złapał mnie pod kolanami i rozłożył szeroko nogi. Praktycznie zanurzył swoją twarz w mojej cipce, językiem z oddaniem sprawdzając, jak bardzo byłam podniecona. Zajął się mną zbyt intensywnie, by skupić się na zadanym pytaniu.

Knight za to przytaknął.

– Wyślą wiadomość, jeśli będzie to coś ważnego, ale dopóki szyby są przyciemnione a ty cichutka, nikt nie będzie przeszkadzał – zapewnił, dłońmi powoli rozpinając rozporek.

Domyślałam się, że nie robił tego intencjonalnie, ale to tempo mogło mnie zabić. Co rusz wracałam wzrokiem do jego twarzy, przesuwając ponownie po szerokiej piersi ze nielicznymi bliznami i do wąskiego paska włosów, biegnących od pępka do paska spodni.

Dłonią wsparłam się o biurko, ale drugą musiałam zasłonić usta. Nie tylko przez utalentowanego mężczyznę, który zdecydowanie pragnął wyssać duszę przez moją łechtaczkę.

Knight rozebrał się przede nami do końca.

Nie był to erotyczny pokaz, ale w moich odczuciu każdy jego ruch był przepełniony surową potrzebą. Sposób w jaki zrzucał z nóg buty, jak po jego wielkich, wypracowanych udach przesuwał się materiał spodni...

Z moich ust uciekło trochę głośniejsze sapnięcie.

– Ciii, amorku, wszystko w porządku – Cole kojąco pogładził moje uda. Ledwo odsunął swoje mokre usta od mojej cipki, żeby mówić. Zerknął spiesznie do tyłu i, słowo daje, praktycznie uśmiechnął się z dumą. Podniósł się i pomógł mi utrzymać się w pionie, bym siedziała rozłożona idealnie na widoku Knighta. Knighta, który obejmował mocno swojego fiuta, masował go spokojnym rytmem Na główce penisa perliło się jego podniecenie, wydobywające się ze szczeliny otoczonej dwoma kuleczkami. Zassałam głośno powietrze na ten widok. – Jeszcze go nie widziałaś, Jessamine? – Cole szepnął mi do ucha tak niskim głosem, jakby zgłaszał swoją kandydaturę do seks telefonu. – Miałaś w sobie kiedyś takiego kutasa z kolczykiem, prawda?

Przymknęłam powieki żeby styki zaczęły mi łączyć. Przełknęłam ciężko ślinę i powoli pokręciłam głową.

– Czy one są takie same? – zapytałam zdumiona, z trudem unosząc głowę, żeby spojrzeć w twarz Knighta.

– Zrobili sobie tego samego dnia – Cole odparł z niecnym uśmiechem. – Nigdy nie pij z Foxem, bo ten facet niewinnym spojrzeniem wyprowadza na manowce. Ale nie będę psuł niespodzianki. – Gorący oddech Cole'a owiewał mój policzek, sprawiał że pot mocniej perlił się na mojej skórze. – Jestem taki kurewsko ciekawy, który z nich wywoła w tobie większy...

– Cole – Knight warknął ostrzegawczo. – Jeszcze słowo, a to ciebie będziemy musieli zakneblować, Jessamine za chwilę nie wytrzyma przez twój język.

– A jeszcze go dziś porządnie nie poczuła – mrugnął do mnie radośnie przez co musiałam się też uśmiechnąć.

Cole, chyba chciał wrócić na wcześniej porzuconą pozycję, ale ostry głos przyjaciela go powstrzymał. Chyba chciał wrócić na wcześniej porzuconą pozycję, ale ostry głos przyjaciela go powstrzymał. Knight skinął na jego wciąż ubraną sylwetkę w niemym rozkazie. Patrzyłam, jak grdyka Cole'a poruszyła się gwałtownie., szybko zaczął z gracją zrzucać z siebie kolejne części garderoby.

Knight zadowolony z tego, że mężczyzna się go posłuchał, niczym drapieżnik podszedł w naszym kierunku.

– Mówisz, że mogę klęczeć dla przyjemności? – zapytał, a iskry rozbłysły w jego ciemnych oczach.

Znalazł się przede mną na jednym kolanie szybciej, niż mogłam go do tego zachęcić. Jego gardłowy, grzeszny jęk stłumiła moja cipka, a moje usta Cole zasłonił swoją szeroko dłonią. Szeptał mi coś do ucha kojąco, jakby potrafił się podzielić ze mną tym opanowaniem.

Niezbyt specjalnie chwyciłam za jego wzwód, zaciskając dłonie na całej grubości. Cole obnażył zaciśnięte zęby.

– Jesteś... – syknął jeszcze raz, gdy poruszyłam dłonią w górę i w dół. – Kurwa, najwspanialsza.

Nasze czoła zerknęły się, Cole opuścił dłoń z moich ust, a przeniósł na kark. Pocałunek, jaki między sobą wymieniliśmy, był niemal równy tempem z tym, co wyczyniał na mojej cipce Knight. Cole odsunął się jakby rażony piorunem.

– Prezerwatywy – wyjaśnił z krótkim uściśnięciem.

Knight podniósł się na równe nogi. Oddychał ciężko, włosy miał zmierzwione, moje palce od czasu do czasu mimowolnie się w nie wczepiały, niszcząc tę gładko zaczesaną fryzurę. Zerknęłam w dół na wzwód mężczyzny, opierający się o moje udo.

– Chciałbym pożerać cię godzinami – Knight chrapliwie wyznał, przyjmując foliową paczuszkę od Cole'a. – Ale gdy będziemy w domu, ty wygodnie rozłożona na łóżku, a ja bardziej cierpliwy.

– Podoba mi się ta wizja, a teraz cieszę się, że brakuje ci opanowania – prędko potrząsnęłam głową, udając, że wcale nie chcę się uśmiechnąć.

O wiele bardziej przeszkadzałoby mi oczekiwanie. To, co działo się teraz w tym gabinecie było pospiesznie idealne.

Knigdy pomógł mi zsunąć się z biurka, a sam wskoczył na blat. Poczułam cień żalu, że już miał na sobie prezerwatywę i nie mogłam go spróbować. Wszystkie moje zażalenia uciekły, gdy obaj mężczyźni pomogli mi się wdrapać na uda Knighta. Uśmiechnęłam się do Cole'a na te akrobacje. Wsparłam pięty o biurko, plecy wtulając w ciepły tors Knighta.

– Powiedz jeśli cię zaboli, od razu przerwiemy – Knight zapewnił chrapliwie.

Uniosłam się nieznacznie pomagając mu wejść w moją pochwę. Kurwa, byłam tak podniecona, że nie było szans poczuć bólu. Prawie cała długość wsunęła się we mnie, przez tę pozycję kolczyk idealnie uderzał w punkty, przez które obaj musieli zasłonić mi usta.

– Boże, jest wspaniała – Cole jęknął omiatając moją twarz spojrzeniem.

Knight przytrzymywał mnie mocno za pośladki, opuszczając i nadziewając się na mnie w dogodnym dla siebie rytmie. Dla mnie była to tortura, doszłabym w kilka sekund, gdyby wciąż i wciąż bezczelnie się nie odsuwał.

– Nigdy nie chcę umierać, Jessamine – Knight wyznał mi na ucho tęsknym, okrutnym głosem. – Potrzebuję wieczności w tej cipce.

Moja głowa opadła do przodu, gdy wszedł jeszcze głębiej. Cole przytrzymał mnie w miejscu, chwaląc to, jak świetnie sobie radzę. Nie radziłam sobie, byłam cholernym bałaganem. Mocniej przycisnęłam do swoich ust jego dłoń, w pewnej chwili go ugryzłam. Zaklął szpetnie, ale biodra mężczyzny drgnęły. Otarł się o kolano Knighta, samemu ledwo powstrzymując się od jęku.

– Wejdź w nią – Knight warknął, wyślizgując się ze mnie. Dysząc ciężko opadłam na jego pierś.

– Jeśli zaraz nie dojdę będę bardzo zła – zapewniłam ich obu, przypominając sobie, że powinnam oddychać.

Knight zamruczał w namyśle, ale nie odezwał się ani słowem. Jego dłonie ustawiły moje pośladki tak, żeby Cole miał idealny kąt do wejścia.

– Kurwa, daję podwyżkę temu, kto pomyślał o tak dobrze wyprofilowanych biurkach – Cole warknął w moje usta, wślizgując się w moją cipkę.

Zobaczyłam, że otarli się o siebie przy tym ruchu i musieli mi ponownie zasłonić dłonią usta na te bodźce. Różnica w ich kutasach była znaczna, ale nie w zły sposób. Kolczyk Knighta sprawiał, że chciałam zedrzeć gardło, a gładkość Cole'a wywoływała natychmiastowe spięcie zwiastujące orgazm.

– Za dużo technicznego słownictwa – sapnęłam, moja głowa opadła na bark Knighta.

Obnażyłam gardło, dając mu dostęp do całowania i przygryzania jak tylko zapragnął. Cole mocno pracował swoimi biodrami, w tej pozycji także dociskał się ciałem do wzwodu Knighta. Mężczyzna był niczym skała za mną i gdyby nie szeptał co rusz, że mógłby się na mnie spuścić przez sam widok, pomyślałabym, że pozostawał niewzruszony.

Doszliśmy z Colem praktycznie w jednym momencie. Knight musiał nas bardzo czujnie obserwować, śledzić zmiany naszych ciał, ponieważ gwałtownie przyciągnął głowę Cole'a. Bardziej przyciskaliśmy się do siebie, żeby połknąć swoje jęki, niż całowaliśmy.

Zdyszany odsunął się ode mnie, trzymając moją dłoń. Nim mogłam kompletnie oddać się tej mgle, która nadchodziła po potężnym orgazmie, skorzystałam z siły Cole'a i zsunęłam się z biurka, żeby klęknąć pomiędzy nogami Knighta. Mężczyzna był zaskoczony moim ruchem, jakby nie spodziewał się, że mogłam to zrobić.

Patrząc mu w oczy, zdjęłam z niego prezerwatywę i wysunęłam język, by zlizać wilgoć z czubka jego kutasa. Wciąż spinałam się na myśl, że mógłby mnie przytrzymać w miejscu i dojść głęboko w moim gardle, ale jednocześnie wiedziałam że to Knight, że nigdy by tego nie zrobił i szanował mnie bardziej niż siebie samego. Nie chciałam, żeby tamten jeden dzień odebrał mi przyjemność na całe życie – chciałam nad tym pracować.

Pragnęłam ich w całości, do samego końca.

A jeśli im nie będą przeszkadzały małe kroki, wezmę każdy kolejny z wyrozumiałością.

Knight był idealny, jeśli chodziło o przyjmowanie przyjemności w miejscu publicznym. Chociaż jego źrenice były rozszerzone, a oddech przyśpieszony, mruczał tylko pod nosem coś o tym, że jestem niebywała.

Nie dało się ukryć, facet mocno pompował tym moje ego.

Nigdy nie byłam zbyt dobra w oralu, ale starałam się. Fiut mężczyzny był duży, a kolczyk dodatkowo podrażniał tył mojego gardła. Gdy zakrztusiłam się, Knight złapał w garść moje włosy i względnie delikatnie mnie odsunął.

– Spokojnie – warknął – jeszcze kilka sekund na tym giętkim języku, a wystrzelę.

Ślina zbierała się w moich ustach w ogromnych ilościach. Wargi Knighta lekko otwarły się na ten widok i pragnęłam się dowiedzieć, co kryło się teraz w jego myślach. Korzystając z tego całego poślizgu zaczęłam go prędko masować. Wiedziałam, że nie będę w stanie połknąć, ale jego orgazm na moich piersiach...

Gwałtownie wzięłam oddech, gdy Cole przyklęknął obok mnie.

Nasze twarze były bardzo blisko siebie, jeszcze bliżej kutasa Knighta. Widziałam, że uniósł na niego wzrok i z premedytacją mrugnął, wystawiając język.

Knight wytrysnął w jego otwarte usta z gromkim przekleństwem, które prawie wstrząsnęło budynkiem aż do fundamentów. Moim światem zdecydowanie mocno potrząśnięto na ten widok. Byłam na skraju kompletnego oszołomienia i błagania, żeby dojść ponownie. Cole powoli oblizał usta, praktycznie żadna kropla spermy nie skończyła poza jego językiem.

Nie byłam pewna, czy ci mężczyźni kiedykolwiek dostarczą mi bardziej erotycznych wspomnień.

Impulsywnie obróciłam twarz Cole'a w moją stronę i przyciągnęłam go do pocałunku. Mężczyzna zamruczał zadowolony, oboje smakowaliśmy teraz Knightem i sobą. Uderzało mi to do głowy – to z jaką swobodą Cole po prostu cieszył się seksem oraz intymnością.

Oderwaliśmy się od siebie ciężko dysząc, jednocześnie patrząc na Knighta.

– Knight? – zapytałam niepewnie zauważywszy jego minę.

Gdybym go nie znała, pomyślałabym że jest przerażająco wściekły. W jego spojrzeniu kryło się jednak wiele sprzecznych uczuć. Jego wzwód praktycznie nie opadł, jakby od razu był gotowy na drugą rundę. Mężczyzna oddychał ciężko, dłonie kurczowo zaciskał na blacie biurka. Rozdarty, podniecony, pewnie chcący przekuć w czyn słowa o niesiadaniu przez kilka dni...

– Dlaczego to zrobiłeś? – zażądał odpowiedzi takim głosem... Cholera, sama płaszczyłabym się przed nim, ale Cole był wręcz zadowolony z siebie.

Zaczynałam mieć wątpliwości, na ile zrobił to dla samego siebie i swoich własnych pragnień, a na ile było to rozproszenie mnie przed zdenerwowaniem. Zauważyłam, że gładził moje udo w uspokajającym tempie, jakby w obawie, że orgazm Knighta mógłby spowodować mój dyskomfort.

Pospiesznie zamrugałam, żeby się nie rozkleić.

Cholera, wolałam już, by to była jego szalona zachcianka.

– Cole, dałabym radę – wtrąciłam drżącym głosem. – Poza tym miałam plan.

Roześmiał się pod nosem, a jego mina jasno dawała znać, że potem chciał poznać moje zamiary.

– Zupełnie nie o to chodzi, a przynajmniej nie do końca, amorku – powiedział łagodnie, ściskając moje udo. – Przekraczanie z tobą granic i spełnianie skrytych marzeń to frajda. – Oboje spojrzeliśmy na niego z zaskoczeniem, a Cole uniósł brwi przyglądając się Knightowi. – Co, rycerzyku, myślałeś że nie wiem? Nie widzę? – Cole obnażył zęby w uśmiechu bardziej drapieżnym niż sympatycznym. – Mało ostrożnie oglądasz porno. Wiele nocy spędziłem na waleniu konia z myślą o twoim ciężkim kutasie.

Knight warknął gniewnie, szybkim ruchem obejmując kark drugiego mężczyzny. Nie byłam pewna, czy chciał go udusić, czy może... zachęcić go do pochylenia głowy. Minę miał nachmurzoną, a jednocześnie oczy płonęły mu wspaniałym ogniem. Nie żałowałam, że wbijał ten wzrok w Cole'a.

– Te twoje wielkie usta wpędzą cię kiedyś w kłopoty – ostrzegł go ochrypłym, niskim głosem. Omiótł pełnym pożądania spojrzeniem usta Cole'a a potem moje piersi. Możliwe, że mieliśmy podobne marzenia.

Klatka piersiowa Knighta unosiła się w oddechu równie głębokim, co wcześniej. Gęsia skórka pojawiła się na moich przedramionach, pot zaczął z wolna schnąć na mojej skórze. Ostrożnie położyłam dłonie na ich ramionach, obaj spojrzeli na mnie na raz. Uniosłam się na kolanach, żeby pocałować najpierw Cole'a, żeby się nie odzywał, a Knighta tak dla równowagi.

– Pociąg do drugiej osoby nie jest czymś złym – powiedziałam łagodnie, czułe spojrzenie wbijając w napiętą twarz Knighta. To, że Cole pragnął wszystkich, nieważne jak wyglądali, było dla mnie łatwe do przewidzenia. Knight jednak trochę pozostawał zagadką i chciałam, by zrozumiał. – Pragnienie dotknięcia czyjegoś ciała wcale nie równa się z brakiem szacunku, wszystko zależy od tego, jak się do tego zabieramy.

Knight złagodniał, a Cole zakłopotał się przez moje słowa – czyli praktycznie reakcje, na które bardzo liczyłam.

– Oczywiście, że nie – Knight pochylił się do mojego czoła, żeby złożyć tam słodki pocałunek. Pomimo uroczego gestu wciąż nie puścił Cole'a. Może nawet nie chciał tracić tego połączenia między nami. – On po prostu zapomina, że nie musi nas wkurwiać i testować naszych granic.

– Nie chodziło o wkurwianie – zaperzył się Cole.

Spojrzeliśmy na niego znacząco. Przeniosłam dłoń z jego ramienia do barku i palcami pogładziłam policzek mężczyzny. Wtulił się w nie, jakby był kotem szukającym pieszczoty.

– Po tym, co mi powiedziałeś, rozumiem. Ale, Cole, ty się czasem zapominasz – szepnęłam z przejęciem, dość naglącym tonem. – Wiem, że to przyzwyczajenie i twoje mechanizmy obronne, jednak cwaną ripostą zdziałasz mniej niż poważną rozmową. Sarkazm zostaw na chwile, w których możesz kogoś rozbawić.

– Nie dostarczam ci wystarczającej dawki humoru? – zapytał przekornie, lecz jego drżący uśmiech powiedział mi, że słyszał moje słowa i uderzyły w czuły punkt.

– Cole, nie musisz być cyrkową małpką, żebyśmy... cię uwielbiali – zdobyłam się do powiedzenia tego przez zaciśnięte gardło.

Knight chyba wyczuł napięcie mojego ciała, tchórzostwo, które nie pozwoliło strunom głosowym wypowiedzieć takich słów, jakie powinny paść.

– Ma racje, Cole – Knight obniżył głos do szeptu. – Jesteś naszym złotym chłopcem, cokolwiek by się nie działo, a nie właśnie z tego powodu.

Mężczyzna zamrugał gwałtownie, jego twarz pod moimi palcami drgnęła. Pieściłam kciukiem napiętą skórę kości jarzmowej, czułam żar ulotnego rumieńca na twarzy. Cole w tym momencie był otwartą księgą, a Knight chciał przeczytać z niej każdy werset. Zerknęłam na niego pospiesznie i zobaczyłam, że miałam rację: w skoncentrowanym, surowym spojrzeniu mężczyzny było całe wsparcie oraz zrozumienie, jakie posiadał dla swojego przyjaciela.

– Nie obiecuję, że nie będę błaznować – Cole powiedział w końcu lekko pociągnąwszy nosem. Prychnęłam cicho, a Knight przymknął powieki.

– Gdzieżbyśmy śmiali ci tego zabraniać – wymamrotał pod nosem.

Cole zerknął na mnie, a ja przytaknęłam na wszystko, czego nie powiedział w tym momencie.

– Zawsze cię wysłucham Cole – obiecałam. Zielono–błękitne oczy rozbłysły przez moje słowa. – To się nie zmieni z byle powodu, tamtego dnia mówiłam prawdę, wtedy w twoim aucie nie kłamałam.

– Boże, Jessamine, nie mogę cię już bardziej uwielbiać, bo ci to uderzy do głowy – wymamrotał z oszołomioną miną, a ja się roześmiałam pełną piersią.

– Możemy ją uwielbiać nawet bardziej – burknął Knight, a gdy spojrzałam na niego zauważyłam, że wpatrywał się z niemal wilczym głodem w moje uśmiechnięte usta. Oblizałam je, przez co niemal warknął. – Ten nóż ma dwa ostrza, Jessamine. A ty już nie masz siły dziś na więcej.

Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, ale szybko opuściłam spojrzenie w dół. Siła, jaka biła teraz z Knighta była ciężka do udźwignięcia. I naprawdę czułam się zmęczona, lecz w tak zajebisty sposób, że nie oponowałam, gdy Cole podał mi moje majtki. Na szczęście były w jednym kawałku.

Z ich pomocą ubrałam się w ekspresowym tempie, chociaż zabiłabym wpierw za prysznic. Patrzyłam, jak sami narzucają na siebie ubrania. Nawet nie zorientowali się, że złapali na odwrót za koszulki. Pewnie nikt tego nie zauważy, ale u mnie wywoływało to konspiracyjny uśmiech.

Cholera, jeszcze chwila a zacznę śmiać się z tych motylków w brzuchu. Chociaż w ich przypadku była to dosłownie formacja czterech palców, bo byli bardziej jak samoloty wojskowe a nie drobne owady.

Cole z uroczym uśmiechem zapytał się, czy aby na pewno będę w stanie skupić się na pracy z nimi dwoma w gabinecie. Knight stonował jego zapał przypominając, że miał przecież sprawdzić zaopatrzenie. Nie ugiął się pod zranionym spojrzeniem, które przyjaciel mu posłał. Dopiero gdy wyszedł, Knight pozwolił sobie na mały, krzywy uśmiech, wyginający jego usta.

Im wszystkim diabeł siedział za skórą.

– Gotowa, żeby jechać do domu? – Kilka godzin później Cole zawisł nad okupowanym przeze mnie biurkiem.

Mój wzrok zamarł na przycisku wyślij. Od godziny walczyłam ze sobą, czy potwierdzenie mojej obecności było rozsądne. Miał ostatni dzień, w którym mogłam spokojnie załatwić uczestnictwo i wybrać temat panelu.

Zerknęłam na zaciekawionego Cole'a i uśmiechnęłam się do niego.

– Jasne, chodźmy już – przytaknęłam i zamknęłam komputer, odsuwając na daleki plan wątpliwości. Niech się dzieje.

W drodze powrotnej mieliśmy nieszczęście trafić na ogromne korki spowodowane godziną szczytu i trzema wypadkami, które mijaliśmy po drodze. Starałam się dotrzymać towarzystwa Cole'owi, ale po prostu dochodziło do mnie, jak wykończona byłam dzięki nim.

Dobra, wykończenie przez nich było najlepsze. Nie wiedziałam w którym momencie znaleźliśmy się już w Tortsh, jak dla mnie nagle po prostu przeteleportowałam się do sypialni.

Moja głowa gwałtownie opadła z ramienia Cole'a. Mężczyzna zaczął mruczeć coś uspokajająco, kładąc mnie na materacu. Rozejrzałam się półprzytomnie, czując suchość na języku.

– Khóry sisiaj? – wymamrotałam, przecierając oczy. Cole zrobił zabawną minę i siadł ze mną na łóżku.

– Nie wiem, czy dobrze przekładam z bełkotliwego na nasze, ale dalej trzynasty marca – wyjaśnił z krzywym uśmiechem, pogłębiającym się na moje zdziwienie.

– Boże, ta drzemka mnie zniszczyła – ziewnęłam rozdzierająco, a mężczyzna się roześmiał.

– Spałaś może osiem minut, amorku – pocałował moje czoło i zachęcił do wskoczenia pod przykrycie.

– Muszę sprawdzić maile – jęknęłam ze sprzeciwem. – Serio, muszę. Podasz mi laptopa? Nie wiem gdzie posiałam telefon.

Cole zostawił mnie na materacu i musiałam walczyć z chęcią wskoczenia pod koce. Ospale mrugałam logując się na pocztę, ale senność szybko mi przeszła. Uśmiechnęłam się zadowolona do ekranu, a Cole burknął coś, że zaraz zrobi się zazdrosny.

Trochę może być, w końcu jadę na Scrypticon!


******


Wiecie co, chciałam zrobić porównanie, że Jessamine nie czuje motylków, a raczej odrzutowce i prawie zdechłam, jak przeczytałam, że oficjalna formacja nazywa się Finger four czyli formacja czterech palców. Cóż, ci panowie wszędzie wejdą, nie? 🤣

Suche żarty na bok - środa wieczór kolejny rozdział ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro