Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15. Jessamine

Poprzednia noc była nie tylko niczym skomplikowany sen, ale także mozaika wydarzeń, na którą pragnęłam patrzeć. Boże, na samą myśl o Luce, jego ciele oraz cieple zagrzebywałam się głębiej w pościeli.

A potem była ta pobudka.

Nie narzekałam, oczywiście, jeszcze nie oszalałam od presji w pracy.

Wczoraj odcięło mnie tak szybko, że ledwo pamiętałam co mamrotałam o powtórce. Miałam mgliste pojęcie o tym, że wycofał się z pokoju na jakiś czas, ale potem wsunął się pod przykrycia.

Jakkolwiek żałośnie to nie brzmiało, tulił mnie do poranka, a ja łapałam jego dłonie żeby mocniej przycisnąć go do moich pleców. To był tak mały gest, a ja po prostu się roztapiałam. Serce szarpało mi się z tęsknoty za tego typu nocą, za takim wypełnieniem zbyt dużego łóżka dla jednej osoby. Fajnie było się przerzucać z boku na bok bez obawy, że ktoś oberwie piętą w oko, ale w tym głupiutkim, słabym momencie pomyślałam, że nie chciałabym znów tego zamienić kolejnej nocy wolności na materacu.

Drgnęłam, gdy wstawał o świcie – nie miałam pojęcia czy wciąż był świt, mogło być równie dobrze południe, po prostu się nie wyspałam. Pocałował moje ramie, dużą dłonią pogładził moje biodro.

– Śpij jeszcze, dopiero siódma – zaprotestował przeciw mojemu zrywaniu się, a ja przewróciłam się na plecy. Ciężko otwarłam powieki, żeby spojrzeć mu w twarz. Był równie zmięty, co ja się czułam, ale zmarszczki w kącikach jego oczu okazały się mięknąć od małego uśmiechu. Przeczesałam jego cudownie zmierzwione, czarne włosy.

– Dziękuję, że pozwoliłeś mi tu zostać – szepnęłam. Palcem zjechałam na bliznę na nosie. Przymknął powieki, twarz bezwiednie wtulił w moją dłoń, którą objęłam jego policzek.

– Nie byłbym w stanie spędzić tej nocy bez ciebie obok – mruknął ciężkim głosem od snu i niewypowiedzianego.

Przytaknęłam i przyciągnęłam go na dół, do siebie. Na wpół ułożył się na mnie, twarz skrył w zagłębieniu mojej szyi. Jedną rękę podłożył pod moje plecy, a drugą ścisnął biodro. Chyba uwielbiał tę wypukłość, która odznaczała się w miejscu styku uda oraz brzucha, bo ciągle muskał ją kciukiem.

Mogło to prowadzić tylko do jednego: mojego westchnienia od ciepła ciała mężczyzny, tego cudownego ciężaru i kutasa wbijającego się w moją nogę. Usta Luci przesunęły się po moim obojczyku oraz szyi, przygryzał je lekko. Bezwiednie uniosłam miednicę, czując mrowienie łechtaczki. Mogłam pokochać takie poranki. Palcami przesunęłam po plecach mężczyzny, aż do mocnych pośladków. Ścisnęłam je lekko, a Luca roześmiał się nisko.

– No co – mruknęłam udając, że mnie to nie bawi. – Są świętości na tym świecie, o które trzeba zadbać.

Uniósł głowę żeby spojrzeć w moją twarz, jego oczy lśniły w przebijającym się przez kotary, jasnym świetle.

– Tutaj mamy zgodę – pocałował mój nos i zaczął wytaczać pocałunkami ścieżkę w dół.

Zrobił wszystko, żebym musiała zagryzać zębami poduszkę i zrobił to kompletnie bez uśmiechu pełnego wyższości. Samozadowolenia jak najbardziej.

Chociaż miałam w planach odwdzięczyć się tą formą czczenia, to Luca poczekawszy aż zejdę z haju podniósł się z łóżka i pochylił nade mną. Złośliwie zostawił bardzo mokrego buziaka na środku mojego czoła mrucząc, żebym jeszcze pospała. Przez chwilę planowałam dołączenie do niego pod prysznicem, ale wystarczyło obrócenie się na bok, żeby ponownie zasnąć. Tyle ze mnie porannego pożytku.

Dwie godziny później z tej drzemki wstałam cholernie spokojna i wypoczęta jak nigdy. Więc to był sposób na pełny sen, najwyraźniej. W świetle dnia rozejrzałam się po pokoju Luci.

Przypominał ten, w którym sama zostałam umieszczona. Łóżko jednak było o wiele większe, a na komodzie ustawione zostały cztery ramki ze zdjęciami. Poza tym zauważyłam wejście do łazienki oraz małej garderoby. Ściany sypialni pomalowano na głęboki, akwamarynowy kolor, sufit za to był jasny. Nie było tu telewizora ani regału z bibelotami. Ten pokój był strasznie prosty i oprócz zdjęć, pozbawiony ręki żyjącego w nim mężczyzny. Gdybym nie wiedziała, pomyślałabym że jestem w hotelu. Przeszłam po miękkim dywanie i syknęłam gdy bosą stopą stanęłam na zimnych panelach. Ciekawość mnie zżerała, a chociaż pewnie powinnam czmychnąć do siebie, zdjęcia wołały.

Nie wzięłam do ręki żadnej, ale pochyliłam się tak, że nosem mogłabym je przewrócić. Oprawione były w różne ramki. W prostej czarnej umieszczono fotografię wszystkich moich ochroniarzy – o wiele młodsi, lecz uśmiechnięci z dumą. Nawet Knight wydawał się wibrować entuzjazmem, chociaż zauważyłam, że blizny na jego twarzy wyglądały na świeższe. Mieli na sobie coś, co musiało być ubraniem taktycznym, sądząc po wyszytym na piersiach emblemacie Camden's Arrows.

Kolejne uwieczniło dwójkę szkrabów, na oko pięcioletnich dziewczynkę i chłopca, oraz wszystkich wujków – dzieciaki rozciągały się w ich dłoniach, podpierając głowy na rękach. Wyglądało to niedorzecznie uroczo, zwłaszcza że w wielkich łapskach mężczyzn te dzieci po prostu wyglądały na mniejsze od ogrodowych skrzatów. Ramka była kolorowa, z małymi słonecznikami na rogach.

Dość podobna do trzeciej, tylko kwiatami były stokrotki. Zdjęcie przedstawiało już samego Lucę, dzieci w jego ramionach mogły mieć roczek, może dwa. Wyglądał na szczęśliwego, uśmiechał się szeroko, ale coś w jego oczach chwytało za serce. Nie miałam pojęcia co działo się w młodości Luca, ani jak wyglądało jego małżeństwo – pewne jednak było, że już wtedy nie było szczęśliwe, nie naprawdę.

Ostatnie zdjęcie chyba zrobiono parę lat temu, Luca wyglądał niemal identycznie, minus większa ilość siwizny na skroniach i zmarszczki od trosk. Obejmował swoje nastoletnie dzieci, ale tylko chłopak zarzucił ramię na barki ojca. Wyglądał jak skóra zdjęta z niego, promieniował zadowoleniem, miał krzywy uśmieszek i był przeciwieństwem swojej siostry. Chociaż stała blisko taty i brata, widziałam zdystansowanie – epatowała dziwnego rodzaju mrokiem. Nie jak Knight czy Fox, który zapadał się sam w sobie gdy nikt nie patrzył. Luca jednak oboje trzymał przy piersi z miłością, temu nie dało się zaprzeczyć.

Patrząc na zdjęcia rozumiałam, że pewnie było ich o wiele więcej. Zapewne niektóre z żoną Luci, ale ta najwyraźniej została permanentnie usunięta – a może i patrzenie na nią sprawiało za duży ból.

Z westchnieniem odsunęłam się od komody. Chociaż zafascynowanie Lucą i jego przyjaciółmi z każdą chwilą rosło, nie chciałam za bardzo myszkować po pokoju. Spojrzałam jeszcze raz na to pierwsze zdjęcie młodych Strzał i uśmiechnęłam się. To, co wówczas działo się między nimi przetrwało czas oraz bałagan, jaki życie potrafiło ludziom porobić w codzienności.

Wymknęłam cię cicho z pokoju i ruszyłam do siebie. Wszystkie sypialnie znajdowały się na piętrze, a korytarz od schodów rozgałęział się w dwie strony. Pokój gościnny w którym mnie umieścili znajdował się za załomem. Zorientowałam się, że łazienka Luci przylega do mojej sypialni.

Wzięłam szybko prysznic i wrzuciłam na siebie koszulkę oraz szorty. Wróciłam jednak po stanik, bo z przyzwyczajenia go nie włożyłam. Schody umieszczono bliżej środka domu, dlatego wpierw przeszłam koło siłowni oraz gabinetu. Oba jednak były puste, a dźwięki krzątaniny docierały dopiero z kuchni.

– Dzień dobry – przywitałam się widząc, że Knight trochę zbyt agresywnie łomotał w ekspres do kawy, a Fox sztyletował wzrokiem laptopa. Sprzęt był zdezelowany, kabel ładowarki opadał mężczyźnie na uda i znikał gdzieś pod wyspą kuchenną. – Nie wiedziałam, że dobroczynnie zajmujesz się naprawą sprzętu.

Fox uśmiechnął się uroczo. Miał małe dołeczki w policzkach, które dopiero teraz zauważyłam i, cóż, już dla nich przepadłam. Nie miałam pojęcia jak dorosły facet mógł mieć w sobie tyle niefrasobliwego uroku. W zestawieniu z Knightem oraz Lucą, on i Cole byli atrakcyjni w ten młodzieńczy sposób. Tylko ich oczy oraz mimika zdradzały, że nie są zagubionymi chłopcami Piotrusia Pana.

A może jednak byli, tylko przyłączyli się do dwójki mrocznych, seksownych piratów...

– Nie mój konik, ale to dobra myśl na przyszłość, jak się będę nudził – wzruszył ramionami, a potem rozciągnął je za głową z małym stęknięciem. Moje oczy automatycznie przesunęły się z jego twarzy na pierś ciasno obleczoną koszulką. Kolczyki w sutkach mocno odznaczały się pod materiałem.

Knight prychnął, a ja zeszłam na ziemię. Luca chyba permamentnie pozmieniał chemię w mojej głowie, cholera.

– Nuda to ciekawe pojęcie – potrząsnął głową i w końcu uporał się z maszyną, ponieważ z głośnym sykiem poleciała kawa, a mnie ślinka na ten zapach. Tylko i wyłącznie na ten. – Dobrze spałaś, Jessamine?

Przytaknęłam, nie dało się ukryć że to był sen królowej. Wdrapałam się na hoker tapicerowany w jasnobłękitny materiał. Bałabym się, że pobrudzę jedzeniem coś takiego, zatem wsunęłam się głęboko. Nie byłam niezdarna, ale nie mogłam być jedyną, która nabierała irracjonalnego niepokoju widząc cokolwiek jasnego w okolicy jedzenia.

– Jasne, macie wygodne materace – odparłam, a kącik ust Foxa drgnął lekko. – Cole i Luca pojechali do pracy? Nie dołączyliście?

Brew Knighta uniosła się minimalnie. Położył przede mną kubek z kawą i miałam ochotę całować go za to po rękach.

– Nigdy, nawet tutaj, nie zostaniesz bez ochrony – przypomniał mi, a ja w duchu ucieszyłam się. Nie chciałam w żaden sposób tracić ich towarzystwa, nawet jeśli ich dom miał być najbezpieczniejszą fortecą.

– Cóż, w takim razie bardzo się cieszę – uśmiechnęłam się do niego, przez co chrząknął i zabrał się do buszowania po lodówce. – Będę mieć was tylko dla siebie.

Fox rozbawiony potrząsnął głową i z westchnieniem zamknął zdezelowany komputer.

– Oby Cole jednak zaczarował zleceniodawców – mruknął, grzbietem dłoni przecierając oko.

– Nic? – zapytał Knight.

– Bełkot, pamiętnik, trochę spiraconych filmów bo najwyraźniej złodziei nie stać na Netflixa – Fox urwał i pochylił się pod wyspą, żeby odpiąć ładowarkę. Szeroka dłoń mężczyzny musnęła moje udo, posłał mi przepraszające spojrzenie. – Bełkot chwilę zajmie do rozpracowania, nie wiem czy czasem po prostu nie oddam tego LAPD, niech się pomęczą sami.

Knight prychnął, kładąc na blacie jajka i pokrojony boczek.

– Kins od razu to sugerowała, zapaleńcu.

Skakałam spojrzeniem pomiędzy jednym a drugim, stopami machając nad posadzką. Z niemałym żalem, ale większą ciekawością, odsunęłam kawę od ust.

– Ten wasz wczorajszy złodziej to niewypał? – zapytałam aż za bardzo chcąc żeby odpowiedzieli. Na szczęście musiała to nie być zbyt wielka tajemnica, ponieważ Fox wyjaśnił:

– Złapaliśmy jedną osobę z szajki, ale jeszcze kilku zostaje na wolności. Luca i Cole pojechali do Malibu, żeby porozmawiać z głównym zleceniodawcą w tej sprawie, może uda nam się w pełni sfinalizować sprawę.

– Głodny zwycięstwa? – wyszczerzyłam się, a on mrugnął do mnie. Wyglądał zbyt czarująco dla swojego dobra z tymi swoimi rozczochranymi włosami opadającymi na czoło.

– Małe kąski mi nie wystarczają – głos Foxa był odrobinę przekorny, ale w oczach błysnęła iskra pragnąca podpalić stos wyzwania.

– Domyślam się – powiedziałam łagodnie. – I tak świetna robota, że złapaliście tą jedną osobę. Cholera, przecież to nie łatwe tak po prostu namierzyć i przyskrzynić kogoś, kto zna się na czarnej robocie.

Fox ewidentnie chciał zbyć sprawę, jakby nie było to nic wielkiego. Odwrócony do nich plecami Knight też to wiedział.

– Zdecydowanie była to żmudna robota, ale świetnie się z niej wywiązał – powiedział, wyciągając patelnię.

Fox podrapał się z tyłu głowy, wciąż nieprzekonany.

– Mogłem znaleźć ich wszystkich – burknął, a ja klepnęłam go ręką w biceps.

– Może jeszcze byś chciał rozmiar majtek? – fuknęłam. Słowo daje, chyba usłyszałam najcichszy z możliwych chichotów, jaki wyrwał się z potężnej piersi Knighta. – Małe sukcesy to czasem wielkie osiągnięcia, Fox.

Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy i nie ugięłam się, póki z krzywym uśmiechem nie skinął głową.

– Dobra, dobra, kapituluję – roześmiał się, teatralnie unosząc ręce ku górze. – Teraz ważniejsze: wczorajsze wydarzenia.

Przełknęłam potężnego łyka kawy, niemal się nim zakrztuszając. Odkaszlnęłam solidnie, a zaniepokojony Fox poklepał moje plecy i lekko je pomasował. Cudem uniknęłam patrzenia na któregokolwiek z nich.

– Ach tak, te ataki – wykrztusiłam w końcu, oddech miałam lekko świszczący. – Cóż, po tym jak Luca wyłączył wszystko, nie tknęłam niczego. Telefon z laptopem dalej są w salonie, jakoś... Nie myślałam o tym.

Jakże dyplomatyczna odpowiedź z mojej strony, pomyślałam kąśliwie, ale żaden z nich niczego nie zasugerował, ani nawet nie posłał mi pełnego świadomości lub podtekstów spojrzenia. Po prostu... skupili się na moim dobru internetowym. Tak, jak im za to zapłacono.

– Może to nawet lepiej – mruknął Knight znad ramienia. – W ogóle nie powinnaś patrzeć na takie skurwiałe wiadomości.

Fox przeprosił ich na sekundę i śmignął w kierunku salonu, po mój sprzęt. Sama mogłam jedynie wzruszyć ramionami, moje barki nieznacznie oparły. Kreśliłam nierzeczywiste wzory na pustym blacie nie chcąc spojrzeć nikomu w twarz.

– Trochę się do tego przyzwyczaiłam, wiesz? – odparłam cicho. – Odkąd tylko projekt Zrodzonego Złem został ogłoszony otrzymywałam tak wiele wiadomości, że nie umiem zliczyć ile dokładnie było pojebanych a ile słodkich. I obawiam się, że te pierwsze dominują.

Knight mruknął ze sprzeciwem, gdy bekon przyjemnie strzelał na patelni. Zapach był boski – prosty, ale jednocześnie ślinka ciekła mi do ust. Mężczyzna wyglądał wspaniale w ciemnych, opiętych spodniach i koszulce podobnej do tej Foxa. Zaczynałam odnosić wrażenie, że mieli jedną wielką garderobę.

– Okej, przejrzyjmy to jeszcze raz – Fox powiedział łagodnie, odpalając oba sprzęty. – Wczoraj na pewno zablokowali ci Instagrama, nie wiem czy była to czasowa blokada, ani co będzie z innymi.

– Chyba tylko Tiktok nie miał tego ataku, nie? – zapytałam, zerkając mu nad ramieniem. Pachniał przyjemnie miętą pieprzową i cedrowym mydłem. Nie nachalnie, wręcz za słabo. Mieszało się to z jego skórą i sprawiało, że miałam ochotę położyć mu głowę na ramieniu.

– Nie, masz rację – przytaknął z małym uśmiechem. – Mogą cię wyłącznie oznaczać na filmikach, ale to za dużo pracy i nie da się tego tak zautomatyzować, jak wysyłanie prywatnych wiadomości.

Przytaknęłam w zgodzie i obserwowałam na działania Foxa. Nawet się nie przejęłam, gdy okazało się, że faktycznie Instagram został zablokowany, na komunikat z Twittera nawet nie zerknęłam.

– Cóż, póki będę mogła śmigać po Pintereście, to nie będzie tragedii.

Fox uśmiechnął się w zamyśleniu.

– Jasne, masz prywatne konto, nikt tego z tobą nie połączy, więc bez problemu – zapewnił. Trybiki mocno obracały się w jego głowie i patrzył na moją prywatną skrzynkę mailową z ostrzeżeniami, przypomnieniami oraz hałdą pornospamu. – Zajmę się później programem do cyklicznego zmieniania haseł, ustawię go na dwunastogodzinne sekwencje. Przecież źródełko inspiracji nigdy nie może ci wyschnąć.

Uśmiechnęłam się do niego promiennie i szturchnęłam go łokciem w bok, chociaż miałam ochotę uścisnąć, mierzwiąc przy okazji te włosy. Ciekawe jak miękkie były...

– Fox, jesteś najlepszy, wiesz? – Udałam, że wcale nie widzę czerwieni pomiędzy piegami.

– Uhm, taka praca – roześmiał się zakłopotany i przesunął w jej kierunku telefon. – Jakie dziś plany?

To przykuło uwagę Knighta, jeśli oczywiście w ogóle tracił ją w czyjejkolwiek obecności.

– Jeśli chcesz wyjść to pamiętaj, żeby zawsze powiedzieć nam trochę wcześniej, choćby pięć minut, że będziesz musiała wyjść – przestrzegł ją surowym, stanowczym głosem. – I proszę, nigdy o tym nie zapominaj.

Przełknęłam ciężko i pod naporem jego ciemnego, przeszywającego spojrzenia przytaknęłam w zgodzie.

– Na początku trudno się przyzwyczaić – dodał Fox wręcz słodkim tonem. – Ale potem nie będziesz w stanie sobie wyobrazić wychodzenia bez naszej asysty.

Ukrył uśmiech za kubkiem, ale ja prychnęłam w głos.

– Ha, to prawda, nierealne będzie kiedykolwiek o was zapomnieć – zapewniłam z pełną świadomością tego, jak w tym momencie musiałam brzmieć. – Ogółem rzadko wychodzę, chyba że do firmy. Czasem, gdy nie jestem w stanie rozgryźć jakiejś sceny lub nie wiem jak dokładnie wypełnić dziurę fabularną chodzę na długie spacery lub... – gwałtownie napiłam się kawy pojmując, co by za chwile wyszło z tych rozwiązłych ust. Dlaczego tak łatwo jest się przy nich zapomnieć? – wybieram jeszcze dłuższe spacery.

Oczywiście, że przez to umieściłam się centralnie na piedestale domysłów i sugestii – nie wcześniej, dopiero teraz. Poczułam to, ponieważ Fox też ciężko napił się kawy, a Knight... Boże, spojrzenie, które rzucił mi Knight sprawiło, że miałam ochotę pochylić pokornie kark i jednak skończyć moje wyznanie. Nasze spojrzenia nie opuszczały się przez chwilę na tyle długą, żeby bekon zaczął pachnieć trochę za mocno, ale w końcu uległam i spojrzałam na moje zbielałe dłonie. Zmusiłam się do wypuszczenia pustego kubka z kurczowego uścisku i przerzuciłam się na bawienie pierścionkiem z tanzanitem.

– Jeśli zechcesz... wyjść – usłyszałam głęboki, hipnotyczny głos Knighta – po prostu powiedz któremukolwiek z nas. Sam chętnie się z tobą przespaceruję.

– Pójdziesz? – zaskoczony Fox gwałtownie poderwał głowę. – Yhh, oczywiście że pójdziesz na taki spacer. Ja też. Ja... Pomogę ci też ze śniadaniem.

Poderwał się prędko na równe nogi, co wywołało u mnie uśmiech. Przez jego reakcję totalnie zapomniałam o własnym zakłopotaniu z bliskiego wyznania, że chodzę na seks w razie blokady twórczej.

– Jesteście uroczy – stwierdziłam, że się z nimi podroczę.

Knight roześmiał się szczerze i gromko, odrzucając głowę do tyłu, a ja rozpłynęłam się w miejscu. Fox również się uśmiechał, patrząc na swojego przyjaciela roziskrzonym wzrokiem.

Knight obrócił się w kierunku wyspy, wsparł dłonie o blat i pochylił się do przodu.

– Fox zdecydowanie, Cole tylko gdy się nie odzywa, zaś Luca odwrotnie. – Zacmokał cicho, jego spojrzenie usidliło mnie w miejscu. – Ale ja? Ja, amorku, pochodzę z koszmarów.

Chociaż cała drżałam z przeróżnego rodzaju emocji, skopiowałam jego pochyloną pozę.

– Jesteś złoczyńcą, który własnoręcznie wykopie diament do korony, zasieje ogród do małego bukietu i przeniesie góry, gdy trasa będzie za długa – odpowiedziałam cholernie poważnie. Przełamałam to jednak drżącym uśmiechem oraz słowami: – A do tego jesteś misiaczkiem, nie zmienię swojego zdania.

Fox praktycznie uderzył się drzwiczkami szafki w twarz. Zaklął siarczyście i trzymając się za nos patrzył jakbym była przybyszką z nie tyle z obcej cywilizacji, co dokładnie z planety kuku-na-muniu.

Uśmiech Knighta przerażał mnie tylko odrobinę.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro