Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14. Fox 🔥

Jessamine była w domu z Lucą, musiał sobie przypominać, że ktoś troszczy się o jej samopoczucie pomimo cyberataku. Nie było to łatwe, zwłaszcza gdy zobaczył pierwsze retweety, które rzuciły mu się w oczy.

Policjant przyjmujący ich na komisariacie miał tak styraną minę, że Fox zechciał kupić mu ciastko. Albo dwunastopak pączków oraz poczwórne espresso. Lepkie Rączki, znane bliżej jako Fabiola Stannek nie ustawała w obelgach, co tylko pogarszało nastrój mężczyzny za biurkiem.

– Parszywe gnoje, ja was przecież pozwę – wypluła, to akurat słyszeli już siódmy raz odkąd tylko Cole powalił ją na ziemię.

– Przed czy po tym, jak odsiedzisz dwunastkę? – Knight znudzonym głosem zapytał, łokciem wspierając się o kontuar przy głównym wejściu na posterunku. Tylko on wciąż miał na twarzy maskę.

Fabiola znieruchomiała, strzelając spojrzeniem na boki. Dłonie miała skute z tyłu, Cole prowadził ją pod łokieć ze zblazowaną miną.

– Że będę siedzieć na dołku do południa? – mruknęła zdezorientowana.

Fox roześmiał się pod nosem, gdy oddał podkładkę z formularzem policjantowi.

– Jemu chodziło o dwanaście lat, skarbie – odparł. Uniósł dłoń w pozdrowieniu, gdy zobaczył detektyw Kins. Kobieta musiała wrócić z wezwania i obróciła się na pięcie podchodząc do mężczyzn.

– Panowie, ależ widok – przywitała się, kiwając do nich głową. – Co tam macie?

Złodziejka prychnęła.

– Akcja z Mullbery – wyjaśnił Fox. – Fabiola Stannek, mam dla ciebie cały plik o dziewczynie i potencjalnych współpracownikach.

– Przecież nic nie mówiłam! – zaperzyła się gwałtownie, szarpiąc w uścisku Cole'a. Mężczyzna górujący nad jej smukłą postacią uśmiechnął się czarcio. Pot na jego twarzy już wyschnął, chociaż włosy wciąż miał przyklejone do czoła.

– Myślisz, że odkąd dowiedzieliśmy się kim jesteś, nic nie wiemy o twoim otoczeniu? – zapytał z autentyczną ciekawością.

Fabiola wychyliła się i spojrzała na niego z niedowierzaniem.

– Minęła godzina!

Detektyw Kins spojrzała na nią z pełnego politowania rozbawieniem.

– Dla nich to wystarczająco. – Gestem przywołała jednego policjanta i skinęła na Fabiolę. – Zaprowadź ją do celi, poczeka do rana.

Funkcjonariusz mruknął coś w zgodzie, a złodziejka próbowała uciec w chwili, w której Cole poluźnił uścisk na jej ciele. Przewrócił oczami i w czwórkę patrzyli, jak Fabiola nieszczęśliwie potyka się o rozwiązane sznurówki. Upadła z całym impetem na chłodne płyty, aż wszyscy wzdrygnęli się na ten łomot.

– I ona tyle nam wszystkim uciekała? – Kins mruknęła w niedowierzaniu, a Cole się roześmiał.

– Zajebiście szybko biega – przyznał ze szczerością. – Dlatego gdy nie patrzyła, a wsadzaliśmy ją do wozu, rozwiązałem obie sznurówki.

Kins znieruchomiała po czym zarechotała pełną piersią. Była mniej więcej w ich wieku, w jej twarzy było dużo młodzieńczego wigoru. Włosy utrzymywała ścięte do podbródka, nieustannie opadały na policzki. Fox nie wiedział, jak mogła nie wściekać się na taką falę.

Strzepnęła paproszki z czarnej marynarki i gestem zaprosiła ich do swojego gabinetu.

– Chodźcie, postaram się szybko ogarnąć papierologię, żebyście mogli się zawijać – powiedziała radośnie. – No i opowiedzcie jakim cudem wpadła?

Cole poklepał z całej siły Foxa po barku, aż ten prawie zgiął się do podłogi.

– Lisek zastawił nęcącą pułapkę. A że jest genialny, zrobił to skutecznie.

Fox pochylił do przodu głowę w zakłopotaniu. Podrapał się po karku i zrobił niezdecydowaną minę.

– Mogłem na to wpaść prędzej – mruknął niezbyt dumny z sukcesu. – Jasne, złapali się, ale pułapek było tuzin, a dopiero wpadli w pętle przekierowań jak przekonałem właściciela jednej z rzeźb Henry'ego Moore'a, żeby zrobił sobie zdjęcie przy niej. Ustawiłem wszystko tak, żeby wyglądało to na dom przy Mullbery, a klikający w link został przeniesiony do podstrony z Gold Time.

– Tej niby legalnej, ale kurewsko nie do ściągnięcia strony z handlem wymiennym – Kins zrobiła cudzysłów oraz znaczącą minę.

Taa, GT było nie do ściągnięcia głównie przez to, że często osoby takie jak Fox mogły znaleźć swoje cele. I chociaż nielegalny przemyt sztuką trwał tam w najlepsze, sprzedawali się tam też prości artyści.

Fox wyjaśnił, że albo Fabiola, albo któryś z jej trzech współpracowników łyknął haczyk. Co kierowało nimi, żeby zająć się wyłącznie Mullbery, tego jeszcze nie odkryli, ale może w trakcie procesu ktoś sypnie.

Jak obiecali Luce, dwie i pół godziny później byli w domu. Chociaż Foxa zżerała ciekawość, czy faktycznie między nim a Jessamine do czegoś doszło, skupił się na powierzchownym sprawdzeniu jej social mediów. Faktycznie, w ostatnich komentarzach pojawiło się więcej gównianych, hejterskich treści.

Gdy weszli do domu, rozpierzchli się do swoich pokoi żeby się przebrać i wziąć szybką kąpiel. Spotkali się, jak zawsze, w kuchni. Chociaż Luca również był świeżo po prysznicu, zapach seksu przylgnął do niego w lepkiej chmurze pożądania. Wrócili do domu cicho, żeby nie obudzić Jessamine, ale widząc Lucę można się było domyśleć, że ta za szybko się nie obudzi. Patrzenie na niego było łatwiejsze – Fox czuł mieszaninę ulgi, zazdrości oraz szczęścia. Blask w oczach Luci był niepodrabialny, tak cholernie prawdziwy.

Nie obnosił się z tym, on zachowywał się jak gdyby nigdy nic, ale wszyscy widzieli. Nie dało się tego zignorować. Fox nie wiedział, jak jedna niedziela mogła tyle zmienić. Nawet Cole patrzył na Lucę...

Fox zarzucił gadule ramię na barki i ścisnął je mocno. Niekoniecznie w ostrzeżeniu, ale przypomnieniu.

– Nasza dziecinka w końcu dorasta – Cole słabo zażartował, ale nie było w tym przekonania czy chęci na drążenie dziury w brzuchu, żeby zdradził wszystkie sekrety.

Luca posłał mu krzywe spojrzenie z ukosa. Założył ramiona na piersi, wsparł się o ladę przy kuchence. Fox zauważył, że nawet Knight przyglądał mu się tak... Kurwa, naprawdę dzień z nową osobą pod dachem i wszyscy zamieniali się w pociągające nosem wzruszone kluski.

Od półtora roku Fox uświadamiał sobie, jak życie pojebało się po reality show – albo raczej jakie pojebaństwo odkryło, z czego teraz starali się wykaraskać.

Fox jeszcze raz ścisnął barki Cole'a i ruszył do lodówki.

– Komuś piwa? – zaproponował i wziął cztery butelki, bo i tak wszystkim się to przyda.

Przeszli do salonu, gdzie Knight szybko złapał za koszulkę Jessamine, zanim Cole mógł zauważyć. Położył ją między swoim udem a poduszką, przez co nic nie było widać.

Przebrali się już w zwykłe ciuchy, Cole miał na sobie tylko spodenki. Pociągnął solidnego łyka z butelki i rozwalił się na fotelu z westchnieniem.

Fox podążył jego śladem, przysiadając na kanapie. Luca usadowił się naprzeciwko niego i skinął na sprzęt Jessamine.

– Wszystko wylogowane i zamknięte.

Szybko odpalił laptopa wchodząc na jej social media. Zacisnął usta w wąską kreskę, żeby nie warknąć, ale Knight od razu obnażył zęby. Wiadomości jakie pojawiły się pierwsze były tak kurewsko niewłaściwe, że ciężko było mu... A z resztą, co szkodziło? Znajdzie te adresy IP, które będzie w stanie uzyskać – komuś na pewno podwinęła się noga i nie został zakopany. Jeśli nie skorzystali z VPN i wysłali sygnału z Bangladeszu, to ich złowi.

– Ludzie to chore zjeby – Knight warknął gniewnie, przerywając myśli Foxa na temat tego, co zrobi, jak ich znajdzie, zaś reszta zgodziła się. Luca widział wystarczająco dużo, ale Cole wiedziony ciekawością stanął za oparciem i zerknął im między głowami.

Z jego klatki piersiowej wyrwał się pomruk niezadowolenia. Zobaczył akurat kulawego GIFa ze zdjęciami Jessamine, którą ktoś „postrzela" i wstawia w jej oczy czaszki. To było tak paskudnie brzydko zrobione, że dodatkowo podbijało ich wściekłość.

– Myślisz, że kiedyś przestaną? – zapytał spiętym głosem. Wiadomości były coraz wolniejsze, sporadyczne wręcz, ale mimo to wyskakiwały. Znaczna część z nich, na pierwszy rzut oka, powielała się. Wszystkie brzmiały w jednym tonie, jakby pisane przez maksymalnie kilka osób.

Fox westchnął i potarł pulsujący punkt tuż nad brwią.

– Jeśli to zapisano w pętli, prędzej admini aplikacji usuną jej konto – przyznał. – Już nie ma powiadomień z Instagrama, strona się nie ładuje, wiec albo ją zablokowali albo dostała czasową blokadę.

Knight zakręcił do połowy pustą butelką piwa. Gdyby ktoś teraz zobaczył go w ciemnej uliczce, raczej samodzielnie rzuciliby się na wystający odłamek. Starał się opanować, ale hejt wylewający się na kobietę... Żaden z nich nie pozostawał na to obojętny.

– Nie lepiej będzie jak dezaktywuje sociale? – zapytał odetchnąwszy głośno. Głos miał ochrypły z frustracji.

Cole wrócił z westchnieniem na swoje miejsce. Szybko opróżnił piwo, po czym wytarł usta wierzchem dłoni. Od niechcenia zabrał się do zdzierania nalepek z frontu.

– Prowadzi dość aktywną interiekcję ze swoimi fanami, bo ma ich trochę – powiedział. – Zwłaszcza na Tiktoku zebrało się ponad pół miliona obserwujących i na bieżąco opowiada o scenopisarstwie i... co się tak gapicie?

Luca z uśmiechem pokręcił głową. Uniósł butelkę do ust, oczy miał zmrużone. Fox lekko trząsł się od wstrzymywanego śmiechu. Mina Cole'a była warta wszystkiego, wyglądał jak jeleń złapany w świetle reflektorów.

– Wierny fan? – Fox mrugnął do niego znacząco.

– Och, spierdalaj, po prostu sprawdzam gdzie trzeba ją chronić – burknął ochronnie, wywalając stopy na stolik.

Fox roześmiał się w głos i wpisał numer Jessamine żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie wyciekł. W sieci nic nie było, a po odpaleniu telefonu zobaczył tylko zaległe powiadomienia oraz wiadomość od Graysona Ciela. Ustawił przekierowanie nieznanych numerów na swój telefon – jeśli ten kobiety zostanie znaleziony, Fox zajmie się nękaniem, albo po prostu da jej nowy. Wszystko, byleby nie musiała się przejmować już żadnym piknięciem oznaczającym powiadomienie czy połączenie.

Zaczął zastanawiać się, czy jednak może nie zawiesić na jakiś czas socialów poza Tiktokiem. Może też mógłby dostosować ich firmowy komunikator, żeby miała możliwość kontaktowania się z nimi wszystkimi. Na bezpiecznej sieci byłaby w stanie pisać do nich wszystko, bez przejmowania się wyciekiem danych.

– Dziś już nigdzie nie jedziemy, do ewentualnych awarii zaciągniemy Rosena – Luca zaordynował rozprostowując kości. Ruszył w stronę barku i uniósł nierozpieczętowaną dwudziestoletnią Old Fitzgerald, którą dostali od ostatniego klienta, który został zaatakowany nożem. Poprawka, napastnik zdążył wyciągnąć nóż, a potem przywitał się nosem z chodnikiem, przez co musiał przejść cztery operacje. – Należy wam się za złapanie Lepkich Rączek.

Cole jęknął przeciągle odrzucając głowę na oparcie fotela. Fox uśmiechnął się pod nosem na tę przesadną egzaltację.

– Nalejcie sobie po kieliszku, ja chcę całość.

Luca uniósł brew, ale oczywiście nie spełnił jego prośby. Rozlał im po dwa palce, obmywając grube kostki lodu.

– Chłoptaś po prostu wyciągnął nogi w sprincie – Knight powiedział z rozbawieniem i przytknął nos do brzegu tumblera. – Kurwa, jeśli to smakuje tak dobrze, jak pachnie...

Fox posłał mu uśmiech z ukosa.

– Musisz częściej zamieniać ludziom facjatę miejscami z betonem – zażartował, a Knight wyszczerzył się diabelsko. Wziął łyka i od razu przymknął powieki z rozkoszy.

– Sam mógłbym dać się za to dźgnąć – wymruczał w zachwycie, a reszta skrzywiła się. Wiedzieli, że żartuje, ale sam Fox nienawidził wyobrażać sobie, że któremukolwiek z nich dzieje się krzywda.

– Dobra, to śpiewajcie jak wyszło – Luca gestem zachęcił do mówienia. Pochylił się do przodu, usta lśniły mu od alkoholu. Zmierzwione włosy opadały na oczy, był podekscytowany jak gówniarz przez pierwszym prezentem na gwiazdkę.

– Złapaliśmy tylko dziewczynę, Fabiola miała pecha, bo siedziała w ich magazynku. Cztery kilometry od Mullbery, kurwa – Fox pokręcił głową z niezadowoleniem.

– Prawie pod samym nosem – Knight prychnął z irytacją. – Kiedy weszliśmy do środka, rzuciła, cholera, jajem Fabergera i pobiegła jakby dupa jej się paliła.

Luca skrzywił z rozbawieniem usta.

– W sumie trochę trafne, nie sądzisz? – roześmiał się pod nosem.

– Ta, Cole ruszył za nią, a my przetrząsnęliśmy magazyn – Knight gładkim ruchem dokończył whiskey i Luca dolał mu kolejną porcję. – Wychodzi na to, że mieli tam od chuja podróbek.

– Naprawdę dobrych – dodał Fox. – Mam wrażenie, że władowali sporo kasy w fałszerza, bo obrazy są nieprawdopodobne. Gdyby nie skaza na jednym z płócien, pewnie na pierwszy rzut oka w ogóle byśmy się nie zorientowali. Mamy kilka z nich, ale niestety...

Luca jęknął.

– Nie mów, że ta podróba mogąca być oryginałem zniknęła?

– Puff – Fox wzruszył ramionami. – Ale mamy laptopa, który porzuciła Fabiola. Może słuchała na tym muzyki i oglądała pornosy, zobaczymy jak złamiemy zabezpieczenia. Nie wyglądało to na coś skomplikowanego.

Cole podrapał się po podbródku i zakręcił drinkiem w ich kierunku.

– Możemy zaproponować zniżkę za to – zasugerował, a Luca uśmiechnął się do niego.

– Jeśli będziesz wystarczająco grzecznym chłopcem przy zdawaniu raportu malibowskiej klientce, pewnie jeszcze dopłaci – powiedział rozbawiony. Cole łyknął do reszty alkoholu, nie odrywał spojrzenia od twarzy Luca. Mięsień pod okiem mężczyzny drgnął i gdyby Fox nie wpatrywał się w niego tak uważnie, w życiu by nie zauważył. – A tak na poważnie, zaproponujemy im wyśledzenie obrazu.

Knight podrapał się po policzku, paznokcie wywołały chropowaty dźwięk, jego szczecina już dopominała się o golenie.

– Dobra myśl – pochwalił cicho. – Pewnie będą chcieli pociągnąć do odpowiedzialności sprzedawcę obrazu. Wiadomo, ich ignorancja, ale nie wszyscy nabywcy bywają...

– Ogarnięci – Fox odparł z przekąsem. Ledwo tknął swojego drinka, ale napił się trochę. Cholera, faktycznie dobre. Zerknął tęsknie na resztę, ale nie czuł się na siłach, jak chodzi o picie.

Co innego chodziło mu po głowie od wczoraj. Był potwornie niespokojny i pragnął wydrapać sobie skórę, wyrwać wszystkie paskudne myśli. Ciężko było mu zlokalizować powód tego niepokoju, ale musiał spuścić trochę pary. Ostatnio praktycznie tam nie chodził, zeszły miesiąc był wystarczająco intensywny.

Zamknął laptopa Jessamine, upewnił się, że na telefonie nie zostały już żadne ohydne wiadomości. Nie chciał, żeby rano obudziła się radosna, by w kilka chwil zabić swój nastrój pieprzonym hejtem i groźbami.

Chwilę jeszcze porozmawiali, Knight oraz Luca dopili swoje dolewki, Cole o dziwo nie miał ochoty na więcej. Cały czas uważnie obserwował Foxa, a tylko gdy ich przyjaciele złożyli życzenia dobrej nocy, przekrzywił głowę.

– Jedziesz do DM, prawda? – zapytał cicho, wstając w chwili, gdy zrobił to Fox.

Nie patrzył mu w oczy, wzruszył ramionami.

– Muszę na chwilę odciąć – rzucił, kierując się w stronę swojego pokoju.

W Dirty Moon nikogo nie interesowało co miałeś na sobie, póki nie byłeś zaćpany lub zachlany do etapu zezgonowania. Nie krzywdziłeś dziewczyn i chłopaków, nikogo ze swoich partnerów, broń używałeś tylko w pomieszczeniach do tego przeznaczonych, pod obserwacją. To takie bazowe przepisy, Fox z przyzwyczajenia przestudiował enigmatyczny regulamin gdy pierwszy raz znalazł to miejsce. Od lat nic się w nim nie zmieniło i chociaż opinią bliżej było mu do speluny, nikomu nie działa się tam krzywda.

Nie, póki ktoś nie chciał.

Fox szybko przebrał się w dżinsy i koszulkę termiczną, wszystko ciemne jak jego aktualne myśli. Cole stał w drzwiach, obserwując każdy najmniejszy ruch przyjaciela. Tył głowy Foxa palił, gdy zabierał z komody portfel oraz klucze do samochodu. Nie wiedział jak ma mu grzecznie powiedzieć, żeby spierdalał do spania.

– Jesteś zdecydowany – Cole stwierdził, a on musiał uniósł oczy do nieba.

– Nie, rekreacyjnie przebieram i rozbieram się z ciuchów żeby nie stracić kondycji – sarknął i zbliżył się do wyjścia. Stał oparty o framugę, ramiona miał założone na piersi i Fox musiałby go siłą przenieść na strażaka, żeby wydostać się z pokoju. Niepokój pod jego skórą wzrastał, myśli kłębiły się i wyrywały.

Jak może zająć się kimś tak uroczym, jak Jessamine, skoro to wszystko chciało pożreć go żywcem? Była tylko kilka kroków od niego, śpiąca w błogiej post-seksowej chmurze euforii.

Cole potrząsnął głową i westchnął.

– Idę z tobą – mruknął, po czym cicho potruchtał do siebie. Fox zmarszczył brwi i szybko poszedł w ślad za nim.

Cole zrzucił spodenki i błysnął mu gołym tyłkiem przed założeniem bokserek, a potem ciuchów podobnych do tego, co sam miał na sobie.

– Serio, Cole – Fox ze zmęczeniem opuścił barki. – Nie dziś.

– Właśnie że dziś i kiedykolwiek będziesz potrzebował – głos przyjaciela był spokojny, chociaż Fox widział jak jego dłonie mocniej zaciskają się na klamkach. – Poza tym będę znośniejszy z pustymi jajami.

Fox ponownie uniósł oczy do nieba i szarpnął palcami włosy, wkurwiająco wpadające mu do oczu. Całe jego ciało mrowiło.

– Grawitacja wcale nie ciągnie w dół twojej szczęki, jak masz pełny ładunek – burknął. – To tylko twoje wybrakowane maniery.

Cole uśmiechnął się rozbrajająco.

– A, faktycznie – odparł, przez co Fox zakrył dłonią usta, żeby nie roześmiać się gromko. Chryste, co za pajac. Podszedł tak blisko, że czubki ich butów stykały się. Przed spojrzeniem Cole'a nie dało się uciec, było tak inne od smutno–ojcowskiego Luca lub nie–przyjmuje–żadnego–pierdolenia Knighta. Cole, nieważne jaką fasadę miał i jakie głupoty wypuszczał z ust, widział i wiedział wszystko. – Zawsze pilnuję, żebyś przeszedł przez to bezpiecznie, myślisz że cię zostawię, skoro widzę, co się dzieje?

Fox zrobił zdumioną minę.

– Jak to, zawsze? – zamrugał powoli, cudem nie otwierając ust z szoku. Przecież nie mógł...

Cole wzruszył ramionami, cień zakłopotania zamigotał w jego oczach.

– Może jesteś cwany i hop do przodu, ale czasem totalnie nie wiesz co się wokół ciebie dzieje i kto na ciebie patrzy, lisku – roześmiał się cicho na koniec i pokręcił głową. – Przecież my cię zauważamy, Fox. Widzimy i wiemy, że nie chcesz ingerencji.

– Ale ochronę już tak? – Fox wykrztusił. Chaos zelżał a jednocześnie wzmógł się do rangi ledwo zdatnej do rozróżnienia.

– Od tego to się niestety nie wymigasz nawet po śmierci – Cole wyszczerzył się i przytknął ich czoła razem. – Do grobowej deski i kilka pięter piekła dalej.

Fox starał się nie pociągnąć nosem, to pewnie wina alkoholu. Łyk tej whiskey najwyraźniej przeznaczony był do tego, żeby mieszać w głowie ludziom. Chciał się wycofać, chciał powiedzieć że w sumie mogą obejrzeć odcinek Peaky Blinders i zasnąć na kanapie do rana.

Ale nie mógł.

Kurwa, bardzo chciał, ale coś chwyciło go za gardło i nie był w stanie się odezwać.

Ścisnął bark Cole'a i skinął głową w stronę wyjścia. W oczach mężczyzny błyszczało zrozumienie oraz wsparcie, na które Fox wątpił, że zasługiwał.

Do Dirty Moon zajechali pół godziny później. Cole zapytał, czy chce piwo, ale Fox pokręcił głową. Większa ilość alkoholu dziś tylko wszystko pogorszy.

Przyjaciel niczym wierny przyboczny szedł przy jego boku i nie dał się przegonić. Dla siebie też nie wziął niczego procentowego, tylko załatwił im po butelce wody. Z wdzięcznością wypił prawie całą nim przeszli przez pierwszy parkiet. Przypominał dość prowizoryczne miejsce do tańczenia, ale mało osób faktycznie się na nim oddawało rytmowi muzyki.

Chyba że chodzi o posuwanie się na sucho i nie sucho. Przy konsoli DJ–a wlutowane były dwie klatki, w których tańczyły nagie tancerki oraz tancerze. Nic wyuzdanego, chociaż pewnie sama nagość i błyskanie genitaliami niektórym wystarczyło do przejścia zawału.

Fox wiedział, gdzie pójdzie i gdy znaleźli się w korytarzu prowadzącym na piętro lub do podziemi odwrócił się do Cole'a. Ten od razu pokręcił głową i ruszył w kierunku piwnicy.

Glory hole było najszybszą, najprostszą opcją dla Foxa, żeby po prostu zapomniał. Rozpinał spodnie, wyciągał kutasa i nakładał gumę, a po włożeniu w wyłożoną miękką skórą dziurę zamykał oczy. Odcinał się od wszystkiego, skupiał się wyłącznie na mokrym, gorącym uczuciu ssania lub posuwania anonimowej cipki lub dupy. Cokolwiek, byleby.

Pomieszczenie nie było duże, może trzy na cztery metry. Łącznie siedem stanowisk, nikt z czerpiących ani dających nie tłoczył się na sobie. W środku pachniało spermą oraz lubrykantem, a co najważniejsze miętą. Najbardziej neutralny zapach świata, za nic nie przypominał owocowych nut brzoskwini i mandarynki. Cole od razu nawiązał kontakt wzrokowy z jakimś gościem, ewidentnie bi, bo zaczął poruszać szybciej biodrami i uśmiechnął się do niego. Cole ruszył ku stanowiska koło faceta, ale Foxowi nie umknęło, że posyłał mu co jakiś czas spojrzenie z ukosa.

Sam Fox strzelił karkiem i poszedł w przeciwnym kierunku, do stanowiska plecami do nich. W dziurze mignęły mu tylko skrawki – mała pierś ze sterczącym sutkiem, którą co rusz zasłaniały długie blond włosy. Proste, nie kręcone.

Metodycznie rozpiął rozporek i wyciągnął kutasa, już był twardy. Nieujarzmiony głód zaczął trawić go od środka. Naciągnął na siebie prezerwatywę, po czym włożył sztywnego fiuta w otwór. Stanowczy uchwyt wywołał syk z jego ust. Poczuł, że osoba sięgnęła w kierunku rozporka.

– Nie – warknął, lekko się wycofując. – Tylko kutas.

Mruknięto coś, ale nie usłyszał dokładnie słów. Bezimienny człowiek zaczął ssać z zapalczywością, aż Fox przeklął. Powieki od razu mu się przymknęły. Jak zawsze wsparł czoło o chłodne drewno ściany, dłonie przyłożył płasko do niej, tak jak mocno dociskał miednicę. Szczęka rozbolała go od kurczowego zaciskania.

Kurwa, niech to szlag.

Pod powiekami widział ciemne oczy oraz twarz w kształcie serca.

Może warknął coś gniewnie, albo uderzył ściankę, nie miał pojęcia. Poczuł za to blisko siebie obecność Cole'a, perfumy mężczyzny dotarły do jego nosa ponad zapachem potu oraz seksu.

– Cały czas zamknięte oczy, co? – sapnął ochryple. Fox tylko na niego zerknął. Opierał się plecami o ściankę, pierś mężczyzny unosiła się gwałtownie, był podniecony, ale pomimo nisko opuszczonych spodni, jego ubranie się nie przemieściło. Ponad dźwiękami ssania z dziury, cisza w pokoju była ogłuszająca. Dlaczego on pozbył się wszystkich? – Wyobrażasz sobie, że jest po drugiej stronie?

Fox drgnął.

– Cole – warknął gniewnie, czuł, że jądra zaciskają mu się od nadchodzącego orgazmu. Kurwa, ktokolwiek mu obciągał dodał gazu. – Ani... słowa.

– Hmm, aż tak, co nie? Może Jessamine faktycznie tam jest i ssie twojego wygłodniałego miękkiej cipki kutasa? Może...

– Kurwa, Cole – Fox warknął, dochodząc mocno, biodra wcisnął w ściankę z nieprawdopodobną siłą.

– Pamiętasz Rut? – przyjaciel sapnął do jego ucha.

Nigdy nie byłby w stanie zapomnieć o Rut. Nie wiedział tylko, że ona akurat ostała się w pamięci Cole'a.

Wsparł ramię o drewno, głowę położył na zaciśniętej pięści i przełknął ciężko ślinę zbierając myśli.

– To był tylko jeden weekend – wychrypiał ciężko. Jeden weekend, który coś w nim zmienił, ale dla przyjaciela powinien być tylko ulotną chwilą jakich wiele w jego życiu. – Dlaczego o niej mówisz?

– Bo zapomniałeś – Cole posłał mu krzywy uśmiech. – Zapomniałeś Fox, że to nie grzech pragnąć i podziwiać. Dlatego tutaj jesteśmy.

Fox potrząsnął głową i ściągnął prezerwatywę. Uciekał od jego spojrzenia, bo kurwa, ten miał rację.

– To tylko seksklub – bagatelizująco wzruszył ramionami. – Tylko cisnące jaja, nic więcej – powtórzył jego wcześniejsze słowa.

Schował półtwardego fiuta do spodni i poszedł, żeby wyrzucić zużytą gumę. Byleby tylko odwrócić się od wszechwiedzącego spojrzenia. Nigdy nie dało się jednak od tego w pełni uciec. Cole patrzył na niego z zaciętym wyrazem twarzy.

– Ciebie można kochać, Fox.

I z tymi słowami wyszedł z pokoju, a i pewnie też z klubu, bo po nokaucie nie potrzebował przecież aplauzu.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro