Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11. Jessamine

Ten dzień zdecydowanie należał do niesamowicie szalonych i wychodziło na to, że na razie spokojniej nie będzie. Dosłownie ktoś umieścił mnie w raju, a jeśli to sen, wolałabym się nigdy nie obudzić. Luca zaprowadził mnie przez łukowate przejście do przestronnego salonu i puścił moją dłoń dopiero wtedy, kiedy powiedział, bym się wygodnie rozsiadła.

Ciemnobrązowe kanapy miały niesamowicie miękkie oparcie. Moje łopatki wręcz zanurzyły się i poczułam, że w jednej sekundzie plecy zaczęły odpoczywać. Westchnęłam błogo, nie miałam zamiaru ruszać się stąd przez kilka kolejnych godzin. Albo nawet po prostu będę spała w tym miejscu. Jedzenie Margie było niebiańskim połączeniem domowej kuchni i profesjonalnego zacięcia. Miałam nadzieję, że niecodziennie gotowała takie posiłki, inaczej po prostu wynajmę u nich pokój na stałe.

Nie wiedziałam dokładnie kiedy Luca zostawił mnie samą, chyba w którymś momencie przeszłam w tryb mini drzemki. Dopiero po usłyszeniu lekkich kroków udało mi się trochę dobudzić. Przetarłam palcami wewnętrzne kąciki oczu, próbując odzyskać werwę sprzed obiadu.

Fox przystanął kilka kroków dalej i patrzył na mnie z nieodgadnioną miną.

– Może wolałabyś położyć się spać? – zapytał łagodnie. Palce mrowiły od potrzeby odgarnięcia mu tego pasemka włosów, ciągle opadającego na oko. – To jednak był ciężki dzień.

Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością, a potem zobaczyłam co trzyma.

– Czy to ciasto Margie? – jęknęłam, czując napływającą ślinkę.

Przytaknął ze śmiechem i usiadł tuż obok. Podał mi talerzyk oraz kubek z kawą. Kilka chwil później do salonu wszedł Luca i Cole z tacami. Wszyscy oni mieli też kawy oraz desery dla siebie.

– Nic nie pobudza lepiej od wizji słodyczy? – Luca posłał mi uśmiech, gdy przytaknęłam entuzjastycznie.

Rozsiedli się wokół mnie. Knight na wielkim fotelu, który nagle zrobił się dziwnie standardowych rozmiarów, zaś Cole i Luca usiedli na kanapie naprzeciwko. Zaproponowali mi śmietankę i cukier, dodatkowo upewniając się, czy czegoś jeszcze mi nie brakuje. Przez to wszystko roześmiałam się w kubek szatańsko czarnej, pysznej kawy.

– Co? – Luca z zaciekawieniem uniósł wzrok, dolewając sobie odrobinę śmietanki.

– Gdybym wiedziała jak wygląda wasza usługa, ani bym śniła odmawiać szefowi za pierwszym razem – odparłam potrząsnąwszy głową. – Ba, stawiłabym się na waszym progu z podusią już wtedy.

Knight roześmiał się nisko. Wygodnie rozsiadł się na swoim miejscu, nogi miał szeroko rozłożone, a łokcie wsparte na podłokietnikach. Wyglądał jak mroczny władca tego miejsca. Dobrze, że nie poklepał swojego kolana, bo zrobiłabym coś skandalicznie lekkomyślnego

– Sądzisz, że będziemy cię rozpieszczać? – zapytał z wykrzywionymi kącikami ust.

Demonstracyjnie upiłam łyk kawy i sięgnęłam po talerzyk.

– Będziecie zbierać najmniejszą rzęsę, która spadnie mi z oka.

Cole prychnął i nonszalancko założył kostkę na kolano.

– Żebyś ty się czasem rano nie obudziła z wyskubaną twarzą, kochanie – mrugnął do mnie znad krawędzi swojego kubka.

– Boisz się, że odbiorę ci podium domowej ślicznotki? – zdziwiłam się, w wielkim zatroskaniu pochyliłam się do przodu.

Nawet on wydawał się bardziej rozbawiony niż rozdrażniony.

– Ha, jej się wydaje, że odbierze mi szarfę złotoustej miss – poskarżył się Luce, który przymknął powieki i zacisnął wargi, ale i tak trząsł się ze śmiechu. – Chyba musimy kupić większą posiadłość, żeby pomieścić takie ego...

Prychnęłam w kawę, niezbyt elegancko się opluwając. Grzbietem dłoni otarłam krople z ust oraz brody posyłając zadowolonemu z siebie draniowi krzywe spojrzenie.

– Tylko nie mów mi, że teraz zacznie się konkurs mierzenia – sarknęłam, a oczy Cole'a rozbłysły w wyraźnym wyzwaniu.

– Brzmi jak... – agresywny dźwięk telefonu Foxa sprawił, że ja podskoczyłam, a wzrok wszystkich spoczął właśnie na nim. Widok rumieńców rozlewających się pomiędzy jego piegami nigdy mi się nie znudzi.

Chrząknął cicho przeprosiny i odebrał. Odszedł może na jeden krok, po czym zatrzymał się, zaś na jego twarzy odmalowało się bezbrzeżne zdumienie.

– Żartujesz sobie, kurwa, ze mnie! – zawołał, a chwilę później jego twarz rozciągnął wręcz maniakalny uśmiech. Zerknęłam w stronę Luci, który patrzył na niego ze zmarszczonymi brwiami. – Jedziemy, jasne. Uważaj na siebie, Jackson.

– Co się dzieje? – Knight powoli wstał z fotela, z zaniepokojeniem wpatrywał się w Foxa, chociaż temu chyba telefonicznie przyznano bon na tysiaka w monopolowym.

Mężczyzna promieniował zadowoleniem. Poklepał telefonem o otwartą dłoń i skinął głową w stronę wyjścia z salonu.

– Nasza gwiazda z Mullbery dała się nabrać – oznajmił, przez co wszyscy poderwali się na równe nogi z entuzjazmu. Aż sama dałam się ponieść tej fali euforii i zdezorientowana wstałam.

– Po czyje autografy idziemy? – bąknęłam, a Fox skierował na mnie swoje lśniące, zielone oczy.

W tym momencie naprawdę wyglądał jak zadowolony z siebie lis, który coś kombinował.

– Ty siedzisz wygodnie i wygrzewasz kanapę – odparł lekko przepraszającym tonem.

– Nie sama, oczywiście – Knight pospiesznie uspokoił. – Luca zostanie z tobą.

Porozumieli się bez słów i chociaż mogłam się domyślać, że była to ważna sprawa, tak Luca nawet nie mrugnął powieką ze sprzeciwem. Przytaknął ochoczo, gestem zagrzewając ich do wyjścia.

– Zbierajcie się, bądźcie w kontakcie i błagam, Cole, nie pokiereszuj go za bardzo! To irytujący złodziej, nie morderca.

Mężczyzna, będący już w korytarzu, roześmiał się gromko ale nie powiedział ani słowa. Było to odrobinę niepokojące, zwłaszcza w połączeniu z miną Luci, wyrażającą czyste błaganie o cierpliwość. Knight westchnął, stał na szeroko rozstawionych nogach, a kciuki wsadził za szlufki spodni.

– Będę go trzymał na smyczy – mruknął. Potrząsnąwszy głową, wyszedł z pomieszczenia w ślad za pozostałymi rzucając mi na odchodnym ostatnie spojrzenie.

– Aż tak was zdenerwował ten złodziej? – mruknęłam zaciekawiona, na powrót rozsiadając się na swoim miejscu. Głupo tak było stać niczym kołek czekający na dalsze instrukcje. Mogłam być także ociupinkę rozczarowana, że jednak nie będę siedzieć na tylnej kanapie podziwiając... cokolwiek mieli zamiar zrobić.

– Wjechał nam na ambicję – Luca pokręcił głową ze śmiechem.

– Tylko ambicje? – powątpiewałam. Zmierzyłam go spojrzeniem, gdy rozsiadał się z szeroko rozstawionymi nogami. Coś w ten pozie, tak podobnej do Knighta, ten błysk w oku mężczyzny sprawiało, że przeszyły mnie dreszcze.

To było głupie uczucie, naprawdę. Dominacja, jaką teraz promieniował, była ciężka do zignorowania. Patrząc na niego zrozumiałam, że faktycznie nie chodziło tylko o głupią ambicję.

– Pościg może trwać tak długo, jak dostarcza dreszczu emocji – niski głos Luci wyrwał mnie z transu, jaki wywoływały jego oczy.

Chrząknęłam pod nosem, po czym zapadłam się głębiej w kanapę. Napominałam się, że mówił tylko o głupiej adrenalinie wynikającej z pracy, nic więcej.

– Nudzisz się celem, jeśli robi się nieuchwytny? – spytałam zdecydowanie zbyt ochryple. – Nie lubisz prostej, przewidywalnej pracy?

– Rozgryzanie motywacji jest fascynujące, ale nie ma nic przyjemniejszego od przyszpilenia celu. Nie masz tak czasem, Jessamine? – zapytał cicho. – Nie dążysz do jakiegoś rozwiązania, nie pragniesz uchwycić dialogu idealnie, aż odczuwasz satysfakcję z dobrze wykonanej pracy?

Oblizałam powoli usta i skinęłam głową.

– To dziwna euforia, czasem nie wiem, że potrzebuję ją odczuć – powiedziałam. Głos miałam ściśnięty, zbyt niski żeby nie zdradzał więcej emocji, niż chciałam teraz wyznać czy mu pokazać.

Przytaknął w zgodzie i przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, póki nie usłyszeliśmy cichych kroków przed salonem. Obróciłam się dostrzegłszy Knighta, który przystanął w przejściu. Wiedziałam, że poruszał się dosłyszalnie tylko dla mojego dobra. Ciążące uczucie w piersi wzmogło się w chwili, w której zobaczyłam go w ubraniu taktycznym. Wyglądało prosto, ale nie dałam się zwieźć, że jest jakkolwiek lekkie. Kamizelka ściśle przylegająca do jego piersi musiała ważyć więcej, niż moje tygodniowe zakupy. W oczy rzucił mi się emblemat Camden's Arrows.

Knight w czerni wyglądał zjawiskowo.

Nie żebym do tej pory widziała go w czymkolwiek innym, ale jednak strój bojowy, jak miałam zamiar go teraz określać, dodawał mu magnetycznego uroku. W dłoni trzymał swoją maskę, niemal zahipnotyzowana patrzyłam jak się nią bawi. Przełknęłam ciężko i spojrzałam w oczy Knighta, skierowane miał je wprost na mnie. Poczułam zakłopotanie, ale zdobyłam się na niewinny uśmiech. Przecież nie robiłam nic złego.

Oprócz patrzenia na niego jak na prezent, który nie do końca chciałam rozpakować.

Nawet bez rozbierania...

Chrząknęłam i skinęłam mu głową.

– Skopcie jakieś sflaczałe tyłki.

Wraz z Lucą roześmiali się cicho. Przechylił głowę do przodu w aprobacie i mrugnął do mnie, przez co byłam szalenie wdzięczna za pozycję siedząca. Cholera, nie miałam pojęcia co działo się z moją głową, ani chemią w moim mózgu, ale Knight samym zerknięciem z ukosa potrafił zakręcić wszystkimi myślami, jakie w sobie składowałam, aż została z nich tylko wzdychająca papka.

– Zachowujcie się, dzieciaki – Knight pożegnał się, jego oczy błysnęły, gdy płynnym ruchem założył maskę.

Miałam ochotę zrobić coś z goła odmiennego. Niemal sapnęłam ze wzburzeniem i obróciłam się, żeby zobaczyć Lucę patrzącego na mnie z niekrytym rozbawieniem.

– No co? Byłby świetnym lektorem – palnęłam pierwszą lepszą rzecz. Była to jednak prawda, ale odsunęłam na dalszy plan pomysł, w którym Knight mógłby czytać powieści erotyczne.

Jeśli chrypiałby do ucha czytelniczek wszystkie sprośności, jakie zdołali wymyślać męscy bohaterowie, żadna słuchająca osoba nie powstrzymałaby się przed dołączeniem do kultu Knighta.

Luca pokręcił powoli głową.

– Nic, nic... Po prostu cieszę się, że się go nie obawiasz.

Jego słowa były łagodne, czułe i naładowane tak wieloma emocjami, że nie wszystkie je znałam. Nie tylko z braku świadomości na temat ich relacji, ale ja sama nie czułam czegoś takiego... nigdy. Przysięgałam sama przed sobą, że gorąco pragnęłam poznać ten rodzaj miłości – przepełnionej takim oddaniem, że jedno zdanie mogło chwycić za czyjeś serce ze wzruszeniem.

Przełknęłam ciężko ślinę i nonszalancko uniosłam ramiona, jakbym wcale nie chciała się teraz rozpłakać niczym samotne dziecko w ciemności.

– Nah, daj spokój. Bardziej obawiam się tego, co w każdej chwili może wyjść z ust Cole'a – przyznałam, lekceważąco machnąwszy ręką. – To dopiero powód do niepokoju. Przy nim Knight jest przekochany.

Uśmiech rozświetlający twarz Luci był słodki, a także zaskakująco wariacko szeroki.

– Przysięgam, Cole przeważnie się tak nie zachowuje – odparł ze śmiechem. Po sekundzie namysłu uniósł dłonie w obronnym geście. – Okej, dla nas bywa bardziej złośliwy, ale wiesz o co mi chodzi.

Napiłam się resztki kawy i oparłam łokcie na kolanach. Całe ciało nachyliłam w stronę Luci, trochę żałując dystansu pomiędzy nami.

– Może jednak napiszę mu tego pornosa na przełamanie lodów... – mruknęłam w namyśle.

Zamarłam z ręką zawieszoną w pół drogi do ust. Zakłopotana schowałam język, który wysunęłam żeby złapać ciasto. Luca chrząknął ochryple i również pochylił się do przodu.

– Jestem przekonany, że to skusiłoby Cole'a do całkowitej rozwiązłości... językowej – burknął. Patrzyłam na jego gwałtownie unoszącą się grdykę. Miał mocne, opalone gardło. Mięśnie poruszały się podczas przełykania i śledząc ten ruch miałam ochotę zrezygnować z ciasta, tak głęboko zapragnęłam poznać fakturę jego skóry.

– Tak – szepnęłam, z trudem przenosząc spojrzenie ku oczom mężczyzny. – Chyba lepiej nie dawać mu amunicji.

Rezolutnie zabrałam się za dokończenie pysznego deseru Margie. Nie przenosiłam skupienia na nic innego, póki nie pozostały po nim tylko smutne okruszki. Oblizałam kącik ust z niebiańskiego kremu, który bez dwóch zdań każdego przyprawia o miłe sny i uniosłam wzrok. Luca uśmiechnął się łagodnie, nieprzejęty tym, że go przyłapałam.

– Zostawię cię, żebyś spokojnie mogła popisać – powiedział cicho. – Coś nie dopełniliśmy twojego niedzielnego rytuału.

– Poczekaj! – zawołałam gwałtownie i prędko złapałam go za rękę. Dzielił nas niewielki stolik kawowy, ale i tak ledwo utrzymałam równowagę po prędkim poderwaniu się. Luca odruchowo złapał mnie za łokieć drugiej ręki, żeby przytrzymać moje komicznie pochylone nad meblem ciało. Zmarszczył grube brwi, czujnie obserwował moją twarz. Dojrzałam małą bliznę na szczycie jego orlego nosa. – Ja... Mógłbyś popracować ze mną? W sensie, czy chciałbyś się do mnie przyłączyć. Ten salon nas pomieści.

Pomysł, że miałabym teraz siedzieć sama w tym ogromnym, pustym domu przyprawiała o dreszcze. Nie byłam w stanie powiedzieć tego na głos, ale jego obecność tuż obok sprawiała, że czułam się bezpiecznie. Nie było to spowodowane tylko faktem, że parał się ochroniarstwem. Nie poświęciłam temu faktowi nawet mrugnięcia powieką: to po prostu Luca. Gdy dojadaliśmy teraz ciasto coś w jego stoickim spokoju sprawiło, że roztapiałam się wewnątrz. Ta marsowa mina, która co rusz pojawiała się i znikała z jego twarzy, jakby sam przyłapywał się na tym, że nie powinien czymś się teraz frasować.

Boże, tak bardzo chciałam wiedzieć, co się za tym kryło.

A przede wszystkim nie chciałam dochodzić do żadnych wniosków w zaciszu swojej głowy. Znów tylko z moim głosem i stabilnym stukotem palców o klawiaturę za kompanów.

Nie wiedziałam, co dojrzał w mojej twarzy – bo zdecydowanie było tam dużo rozpaczy – ale przytaknął powoli.

– Z przyjemnością, Jessamine – odparł cicho. – Podoba mi się ten pomysł. – Uśmiechnęłam się mimowolnie i udając, że nie sprawia mi to trudności, odsunęłam się od niego. Pod opuszkami moich palców wciąż tańczył puls Luca, mrowiące uczucie zbyt szybko odchodziło w niepamięć. – Chciałabyś jeszcze jedną kawę? I więcej ciasta?

Przygryzłam wargę i zerknęłam tęsknie w stronę talerzyka.

– Tyci kawałek? – pokazałam mu dosłownie odległość dwa na dwa. Mężczyzna roześmiał się i schylił się, żeby zebrać pozostałości po naszym deserze.

– Będzie tak cienki, że zobaczysz Nebraskę – prychnął. Podziękował, gdy z karcącym spojrzeniem zabrałam od niego trzy kubki. Tak, miał niesamowicie duże i pojemne dłonie, ale bez przesady. Nie dałam się też od razu przegonić z kuchni, tylko opłukałam wszystko i włożyłam do zmywarki, gdy on przygotowywał kawę oraz jeszcze jedną porcję.

Po kilku minutach ponownie zasiedliśmy w salonie. Luca przyszedł z grubą teczką pod pachą i laptopem, który wydał się dziwnie mały w jego uścisku. Szybko zorientowałam się, że nie mogłam na niego patrzeć – przyniósł sobie także okulary do czytania i wyglądał w nich po prostu seksownie. Skupienie na twarzy, nieznacznie przyprószone siwizną włosy na skroni oraz brodzie... tak upadają kobiety o słabym sercu.

Postarałam się oddać w całości nowemu laptopowi, zdradzając go tylko sporadycznie z łykiem kawy i kęsem ciasta. Oczywiście Luca nie dotrzymał obietnicy i do rana nie będę musiała martwić się wyjącymi dziurami w żołądku. Rety, nie dziwota że Fox otworzył mi w spoconym negliżu – kuchnię Margie zdecydowanie trzeba intensywnie spalać.

Sprzęt zapewniony przez niego był zwykłym Applem, ale trochę podrasowanym. Oprócz bazowych programów, o których Fox wiedział, nie miał nic więcej i nie miałam zamiaru dodawać żadnego rozpraszacza. Podłączyłam także od razu dysk przenośny, który dorzucił w gratisie. Do tej pory polegałam wyłącznie na chmurach i na sam widok tego spociły mi się ręce ze stresu. Co byłoby gdyby...

Nie, gdybaniem sobie tylko rozstroję ten mój pełny żołądek.

Zaczęłam na spokojnie zapoznawać się z laptopem, przejrzałam fora i otwarłam Scrivenera, żeby zacząć działać nad odcinkiem trzecim. Coś w przeprawie między Fahrare a Pound Red nie dawało mi spokoju.

Tak wciągnęłam się w rozpracowywanie sekwencji między scenami, że nie zorientowałam się, gdy minęły solidne dwie godziny pracy. Czułam się tak podekscytowana i zrelaksowana, że było to w gruncie rzeczy zdumiewające. Mimo wielu prób wmawiania sobie, że to ekran laptopa jest najważniejszy, to i tak przegrywałam z kretesem. Zerkałam na Lucę raz na czas i nasze spojrzenia łapały się równie często. Czasem zamyślony gładził zarost nad górną wargą, nieskupiony wzrok wbity miał w ciemny ekran telewizora. Ręce mrowiły mnie, żeby uwiecznić go w tej pozie.

Ledwo starczyło mi sił, żeby przeciwstawić się wezwaniu do tworzenia postaci takiej jak on.

Sama siebie nieźle rozbawiałam, mimowolnie łapałam się na odpływaniu w kierunku, na jaki nie mogłam sobie teraz pozwolić. Później natomiast niech się dzieje, co chce.

Miałam ochotę odłożyć już laptopa i dać sobie siana na dziś, nawet jeśli trochę kusiło wyczekiwanie pod drzwiami, aż wrócą mężczyźni. Piekielnie ciekawiło mnie w jaki sposób złapali tego złodzieja, jeśli oczywiście znów im nie umknął. Było to ekscytujące, prawdziwe życie niemal jak scenariusz serialu – jak mogłabym się temu oprzeć?

Kiedy wyskoczyła pierwsza wiadomość nie zwróciłam uwagi. Przy kolejnych trzech, czterech, aż nagle piętnastu, dwudziestu, nie byłam w stanie dłużej ignorować wyskakujących powiadomień. Ze zmarszczonymi brwiami i mocno zaciśniętymi ustami otworzyłam pierwszą lepszą.

Zabrakło mi tchu.

Zginiesz, ty gupiaa kurwao!!

Jesteś jebanym śmieciem szmato scenarzyjna. Chuja umiesz, powieśs sie!!!

WYRUCJAM Z CIEBIE TE POMYSLY

Jedna za drugą, wszystkie równie przerażająco obrzydliwe. Multikonta atakowały moje social media z nieprzejednanym uporem aż sama, nieważne jak silna i zahartowana przez lata w show biznesie, niemal przestałam oddychać.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro