Śmierć w jeziorze.
- Hey... Dean, Sam patrzcie na to- powiedziałam do chłopaków, w knajpce.
- Co?... phhh...- Dean próbował zdusić śmiech, a Sam patrzył na mnie z uśmiechem i zaczął się śmiać.
- zjem wasze wnętrzności, i wykąpie w waszej krwi muhahaha- zaczęłam mówić głupim głosem, z głupią miną i w głupiej sytuacji. A bowiem, dla zabawy włożyłam frytki do buzi udając, że to kły, i tak samo używając taśmy klejącej przykleiłam, do palców to samo danie, udając, że to prawdziwe pazury.- ok koniec... Macie jakąś nową robotę?- zapytałam zjadając frytki z palców, popijając to colą.
- Tak... W Manitoc w Wisconsin, zdarzają się dziwne utonięcia. Ostatnio utonęła nastoletnia dziewczyna, Sophie Caritoon, weszła do jeziora i już nie wyszła. Władze przeszukały jezioro i, nic. Rodzina zakopała pustą trumnę, dla upamiętnienia. Jest ona trzecią osobą, która utonęła w tym jeziorze.
- no to mamy, naszego potwora z loch Ness, albo wkurzonego ducha
- ludzie nie znikają od tak. To inni przestają ich szukać.- powiedział Sam
- co masz na myśli?- zapytał Dean
- szukajmy taty. Z każdym dniem robi się zimniej.- powiedział Sam wywracając oczami
- więc co mamy robić?- zapytał Dean
- nie wiem. Coś- powiedział oburzony Sam.
- po prostu jedziemy, musimy wykończyć każde draństwo na jakie się natkniemy ok?- zapytałam starszych braci. Oni przytaknęli. Mieliśmy już płacić gdy obok przeszła 'ładna' blondynka, kelnerka. Dean patrzył się na jej tyłek- powiedzmy, że tego nie widziałam.- powiedziałam zakładając kurtkę. I ruszyliśmy w drogę do Manitoc.
Podjechaliśmy pod stary drewniany dom, był on zielony i miał wyblakły czerwony dach. Dean zapukał do drzwi, poczekaliśmy chwilę ale nie z długo bo prawie od razu otworzył nam, młody chłopak.
- Will Caritoon?- zapytał Dean. Chłopak zmieszany spojrzał na nich.
- tak..- odpowiedział
- agent Forth, agent Hemill i agentka Smith. Jesteśmy z ochrony środowiska. - przedstawił nas Dean, a my pokazaliśmy fałszywe odznaki.
- nie jesteś za młoda na agentkę?- zapytał patrząc na mnie.
- dziękuje za komplement, używam nowego kremu na zmarszczki. Tak naprawdę mam już 30 na karku- Gez... Jak dobrze, że zrobiłam makijaż zanim tu dojechaliśmy.
-ooo....- powiedział.
Poszliśmy przed dom, obok jeziora i zaczął rozmowę.
- była jakieś 100 m. od brzegu... Coś ją tam wciągnęło- powiedział spoglądając na jezioro.
- wciągnęło? Może się utopiła?- zapytał, dla pewności Dean.
- nie. Była w szkolnym klubie pływackim. Wychowała się w tym jeziorze- powiedział uśmiechając się na wspomnienia.
- nie próbowała walczyć?- zapytał tym razem Sam.
- mówię, że nie
- widziałeś, jakiś cień w wodzie, pod powierzchnią?- zapytałam
- nie była na środku jeziora- zaprzeczył. Fuck co to może być... Zastanawiałam się
- widziałeś jakieś dziwne ślady na powierzchni?- zapytał Dean
- nie. Co tam, może być?- zapytał zaciekawiony Will.
- powiemy ci jak będziemy wiedzieć- odpowiedział Dean. Ruszyliśmy do auta, a raczej ja i Dean Sam stał chwilę i później zapytał.
- możemy pogadać z twoim ojcem?
- sam nie wiem... Widział jak Sophie tonęła.- powiedział
-rozumiem- odpowiedział Sam,tym razem ruszyliśmy do auta.
*TIME SKIP*
- czego, ochrona środowiska chcę? To był wypadek- powiedział szeryf.
- jest pan pewien? Brat Sophie widział jak coś wciągało ją do wody.- stwierdził Sam
- Co? To było utonięcie.- powiedział, abyśmy usiedli- w tym jeziorze nie ma żadnych zwierząt, które byłyby wstanie wciągnąć człowieka pod wodę... Chyba, że mamy do czynienia z potworem z Loch Ness- powiedział szeryf.- Will był pod wpływem szoku. Czasem zmysły nas mylą.
- dziwne to już trzecie, nie wyjaśnione utonięcie.- powiedział Dean
- wiem. To ludzie z mojego miasteczka. Moi znajomi.- powiedział szeryf- tak czy inaczej to się zaraz skończy
- jak to?- zapytałam
- tama zaczęła przeciekać i za kilka miesięcy miasto przestanie istnieć.- powiedział. Spojrzałam na chłopaków. W tedy do pokoju weszła młoda kobieta.
- przepraszam przeszkadzam?- zapytała. Chłopcy i ja wstaliśmy- przepraszam wrócę później
- to moja córka.- powiedział szeryf. Dean oczywiście już ruszył
- Miło mi jestem Dean- powiedział Dean (hehe)
- Andrea Ball- przedstawiła się i uścisnęła rękę mojego brata. Za kobiety wyszedł chłopczyk, wyglądał jakby już nie żył ale nadal oddychał. Współczułam mu, musiał dużo przeżyć.
- o... Hej jak ci na imię?- zapytał Dean. Chłopczyk obrócił się i pobiegł gdzieś. Kobieta poszła za nim.
- Lucas- powiedział szeryf.
- coś nie tak?
- mój wnuk,wiele przeszedł... Jak my wszyscy.- powiedział. Podziękowaliśmy i poszliśmy, Dean zatrzymał się koło kobiety.
-mogłabyś pokazać najbliższą drogę, do jakiegoś motelu?- zapytał Dean
- jasne.- powiedziała- wrócę po Lucasa o 8.- powiedziała i pocałowała go w głowę.
- fajny dzieciak.- stwierdził Dean
- dzięki- odpowiedziała Andrea.
- dzieci są super nie?- wypalił takim tekstem Dean.
- to tutaj.- powiedziała- tak jak mówiłam, za rogiem. Musi być ci trudno, z twoją orientacją w terenie...- powiedziała spoglądając na Deana. Zaraz wybuchnę śmiechem.Ale mu dogadałaś...- zwłaszcza gdy musisz znaleźć, jakiś sensowny pomysł na podryw.- odeszła od nas. Chwilkę patrzyłam jak odchodzi, gdy już znikła wybuchłam śmiechem.
- No... Braciszku popisałeś się... Dawno się tak, nie uśmiałam.-powiedziałam wycierając niewidzialne łezki.
- dzieci są super... Ty nie lubisz dzieci- powiedział Sam
- uwielbiam je- powiedział Dean
- wymień troje jakie znasz.- zgasił go Sam
-... Sally...- podrapał się, zakłopotany w głowę. Podeszłam do Sama i zaczęłam rozmowę.
- czy on zawsze musi podrywać, każdą dziewczynę? NIE JESTEM DZIECKIEM!- zapytałam, zarazem wykrzykując w twarz Dean'owi, że mam dokładnie 14 lat!
- uwierz, to jego hobby- powiedział
- ale on ma, je dziwne. Ja, na przykład lubię kolekcjonować noże i broń. Też lubię uczyć się łaciny- odpowiedziałam
- tak jego hobby jest dziwne.- dogryzł mi Sam.
- myślę!- krzyknął do nas Dean
- to myśl dalej.- powiedziałam.
*TIME SKIP*
Leżałam na łóżku Deana, i tak samo jak Sam, przeglądałam ostatnie wiadomości, a Dean wąchał i wypakowywał ciuchy z torby.
- trzech topielców w tym roku...- powiedział Sam
- a wcześniej.- zapytał Dean
- w przeciągu 30 lat, było ich 6. To dziwne, że nagle w tym roku tak dużo ludzi się topiło...- stwierdziłam.
- do tego tamtych ciał też nie odnaleziono.- dokończył Sam- jeżeli coś tam jest... to zaczęło nabierać tępa.
- potwór z jeziora się rozkręca?- zapytał żartobliwie Dean.
- coś mi tu nie gra z tym 'potworem'- powiedział Sam
- czemu?...- powiedział Dean, podeszłam wraz z nim do Sama.
- Loch Ness, i inne... Jest tysiące światków. A tu, zero- wytłumaczyłam.
- nie do końca. Zobacz- wskazał artykuł.- syn Andrei jako jedyny przeżył, ale... Jego ojciec utonął ratując Lucasa.- powiedział Sam
- to idziemy pogadać z Lucasem.
*TIME SKIP*
Chłopcy poszli pogadać z Lucasem, a ja zostałam i szukałam czegoś... Oczywiście poszłam do swojego pokoju, bo nie będę spała z braćmi.
- cholera o co tu chodzi?- wkurzałam się coraz bardziej. Szukałam i szukałam... Kopałam coraz głębiej.- co...- powiedziałam gdy, przeglądałam jeden z artykułów o zaginięciu.- chłopczyk... Zaginął, nie utonął... Muszę to im powiedzieć...- powiedziałam do siebie... Zapytacie pewnie no i co z tego, że nie utonął tylko zaginął? A już tłumaczę... W tym mieście nigdy nie było zaginięcia, oprócz tego, nie ma dowodów, ani świadków na to, że ten chłopak utonął... On po prostu zaginął.- skoro już coś znalazłam to mogę się przejść.- uśmiechnęłam się do siebie i zabrałam kurtkę, jak i portfel.- na żarcie.
Poszłam do okolicznego baru i usiadłam przy jednym stoliku. Podeszła do mnie kelnerka, ja zamówiłam burgera i szklankę coli. Gdy czekałam na zamówienie podszedł do mnie jakiś przystojny chłopak, tak ok... 16-17 lat.
- hej... Turystka?- zapytał i dosiadł się do mnie. Spojrzałam na niego, czarne włosy niebieskie oczy i białe zęby.
- tak, odwiedzam miasto, zanim przestanie istnieć. Nieprawdaż?- odpowiedziałam, rozkręcając rozmowę.
- tak... Szkoda, że władze nie chcą nam dać pieniędzy na odnowę. Jest tutaj pięknie, ale jeszcze piękniejsza jesteś ty- odpowiedział mi, i zaczął podryw.
- słyszałam, że ostatnio zdarza się coraz więcej utonięć...- zbyłam jego tekst.
- niestety, koleżanka mojego brata utonęła. Przyjechałaś sama?- zapytał.
- nie. Przyjechałam z braćmi.- podeszła kelnerka i dała mi zamówienie.
- może poznamy się?- zapytał.
- jasne... Mam coś o sobie opowiedzieć?- tym razem zapytałam. Uśmiechnęłam się do niego
- yhym... Jak ty powiesz to ja ci powiem.- odpowiedział.
- więc... Mam na imię Sally, mam trudny charakter. Mam jeden tatuaż- opowiedziałam w skrócie.
- wow... Jak on wygląda?- zapytał.
- hmm, wygląda tak jak ten naszyjnik- powiedziałam i wskazałam na mój naszyjnik.
- jesteś satanistką?- zapytał
- nie. Tak naprawdę ten znak ma inne znaczenie, jest to amulet ochronny. Ok ja powiedziałam, teraz ty.
- jestem Max, mam 16 lat interesuje się pływaniem. Jestem przyjazny i uwielbiam, grać w piłkę.- odpowiedział. Wtedy zadzwonił, mój telefon.
- przepraszam muszę już wracać.- powiedziałam i zapłaciłam za moje danie. Odebrałam, gdy byłam już na dworze.
- gadaliście już z nim?- zapytałam prosto z mostu Deana
- tak jakby. Dał mi rysunek domu, powiedz gdzie jesteś a przyjedziemy po ciebie.- powiedział Dean
- jestem pod tym barem niedaleko motelu.- powiedziałam i się rozłączyłam się. Poczekałam kilka minut i podjechali moi bracia.- poznałam fajnego gościa.
- jakiego?- zapytał Dean
- Maxa. Wysoki i całkiem wysportowany dwa lata ode mnie starszy. Ale, nie teraz o tym. Jak ten dom wygląda co narysował Lucas?- zapytałam braci.
- tak.- odpowiedział mi Dean podając, kartkę. Przyglądałam się chwilę dziełu, dziecka.
-przypomina mi coś... Ok później się zastanowię.
*TIME SKIP*
- Hey!!... To chyba to nie jest dobry moment...- powiedziałam spoglądając na braci gdy, wchodziłam do ich pokoju.
- tak... Will się utopił. W kranie- odpowiedział Sam
- co to może być?- zapytał Dean
- na pewno nie Nessie- powiedziałam i usiadłam obok nich.
- jezioro wysycha, za kilka miesięcy przestanie istnieć- powiedział Sam
- jedziemy do Billa.- powiedziałam i weszłam do Impali
*TIME SKIP*
- dwoje moich dzieci nie żyje. To gorzej niż umrzeć- odpowiedział nam Bill. Odeszliśmy od niego i wchodziliśmy do Impali, wtedy coś sobie przypomniałam
- widzicie.- zapytałam.
- ten dom narysował Lucas.- odpowiedział Dean
- faktycznie... Może przewidział śmierć Willa i chciał nas tu naprowadzić.- powiedział Sam
*TIME SKIP*
- wykluczone.- odpowiedziała Andrea na prośby Deana o pogadanie z Lucasem
- tylko chwilę- prosił nadal Dean
- nie. I tak nic nie powie- trzymała się swojego Andrea
- jeżeli z nim nie pogadamy... Ucierpi więcej ludzi.- powiedział w końcu Sam. Kobieta zmiękła i pozwoliła na pogadanie. Zostałam na dole, poczułam powiew wiatru i pojawił się on...
*3.RD POV*
Mężczyzna kucnął, obok chłopca, który rysował coś na swojej kartce.
- cześć Lucas.- zaczął- pamiętasz mnie?- zapytał mając nadzieje, że chłopczyk odpowie, niestety tak się nie stało. Dean, spojrzał na poprzednie rysunki Lucasa, które przedstawiały czerwony rower.- dzięki za rysunek... Ale, znowu potrzebuje twojej pomocy.- powiedział. Wyciągnął rysunek przedstawiający dom, z czerwonym dachem i położył na ziemi przed chłopczykiem- dlaczego to narysowałeś?- zapytał- Wiedziałeś, że wydarzy się coś złego. Boisz się- stwierdził.- w porządku, jak byłem w twoim wieku widziałem jak mojej mamie staję się coś strasznego. Ale wiedziałem, że chciałaby, żebym był silny. Zawszę tak myślę. Może... Twój tata też, chciałby abyś był silny?- powiedział. Chłopczyk zaprzestał rysowanie, spojrzał na Deana i podał mu rysunek na którym był, kościół, dom, płot i rower... Czerwony rower.- dzięki Lucas...- podziękował i odszedł wraz z bratem i siostrą.
*Sally. POV*
- to chyba tutaj.- stwierdziłam spoglądając na rysunek w ręce Deana.
- Tak...- powiedział Dean. Poszliśmy do domu, który narysował Lucas.- przepraszamy za najście ale nie mieszka tu, mały chłopiec. Ma niebieską bejsbolówkę i czerwony rower?- zapytał Dean. Spojrzałam, na starszą panią, posmutniała.
- nie... Od bardzo dawna tu nie mieszka.- powiedziała. Poszliśmy do salonu, gdzie usiedliśmy.- Peter odszedł 35 lat temu... Policja, nigdy go nie odnalazła.- Fuck... To jest ten chłopiec co zaginął.- nie wiem co się stało... Po prostu zniknął. Stracić dziecko, to gorzej niż umrzeć.
- zniknął tu w domu?- zapytałam
- nie. Miał wrócić, tu na rowerze ze szkoły. Nigdy się nie pojawił- odpowiedziała i jedna samotna łza spłynęła po jej policzku.
*TIME SKIP 3.RD POV**
- odebrałeś mi wszystko... Wszystkich. Nie mam już nic. Nie rozumiałem, nie wierzyłem. Ale teraz już chyba wiem, czego chcesz.- dokończył Bill.
*POV. SALLY*
- Bill coś ukrywa.- stwierdziłam
- wszyscy, których kocha giną na jego oczach- powiedział Sam
- może on zabił Petera i on się teraz mści.- powiedział Dean
- to ma sens.- odpowiedziałam. Dojechaliśmy pod dom Billa.- i gdzie on jest?- zapytał Dean rozglądając się z poszukiwanym, w końcu Sam szturchnął ramie Deana i wskazał na jezioro.
Pobiegliśmy natychmiastowo na pomost.
- PANIE BILL!!!!!!! NIECH PAN WRACA!- krzyczałam jak i moi bracia. Bill się tylko obrócił i jechał dalej. W końcu, coś przewróciło łódź a on utonął.- fuck.
*TIME SKIP*
Wchodziliśmy właśnie na komisariat, zobaczyłam siedzącą Andree i Lucasa
- Sam, Dean- zaczęła 'powitanie'.
- widzę, że jesteście na ty- powiedział szeryf.- po co tu przyszłaś?- zapytał.
- przyniosłam ci jedzenie.- powiedziała uśmiechnięta. Nagle Lucas wstał i zaczął ciągnąć Deana za rękaw.
- hej spokojnie Lucas nic się nie dzieje.- zaczął uspokajać go Dean. Jest przerażony
- Lucas! Przepraszam za niego, już idziemy.- przeprosiła Andrea. Poszłam w stronę biura szeryfa.
- mówicie, że coś przewróciło łódź Billa i on nie wypłyną.- pokiwałam twierdząco głową.- mógłbym was aresztować, za podszywanie się pod ochronę środowiska i świadków zaginięcia Billa.- powiedział surowym głosem fuck...- macie dwie opcje. Albo was aresztuje albo wyjedziecie z tego miasta i już więcej tu nie wrócicie.- powiedział
- wybieramy opcję 2.- powiedział Sam
*TIME SKIP*
Stanęliśmy przed rozdrożem i mieliśmy wyjechać z miasta. Było już zielone ale Dean jeszcze nie ruszył
- matole, zielone...- powiedziałam. Dean skręcił w inną stronę niż mieliśmy jechać
- coś mi tu nie gra- powiedział i pojechał dalej
*TIME SKIP*
- jest już późno, pewnie śpią- powiedziałam gdy Dean już miał dzwonić dzwonkiem. Wtedy drzwi się otworzyły a stał za nimi przerażony Lucas. Pobiegł na górę gdzie po schodach lała się woda. Od razu ruszyłam zanim, moi bracia trochę później. - fuck!!- krzyknęłam widząc wodę wylewającą się z zamkniętych drzwi.- Sam!- krzyknęłam przytulając Lucasa do siebie. Nie wiem co się tam dzieje. Oby Andrei nic nie było, Lucas nie przeżyłby kolejnej straty rodzica.
- jest!- krzyknął Sam, wyciągając matkę Lucasa z wanny. Co tu się do cholery dzieje?!
- Sam, Dean do mnie już!- krzyknęłam poddenerwowana,- Lucas idź, zobaczyć o z mamą.
- musimy coś z tym zrobić.- powiedziałam.
- ale ciało Petera zostało skremowane. Nie zaprzestanie, dopóki nie dostanie czego chce.- powiedział Sam.
- macie racje, on chce zemsty...- Fuck jak możemy to załatwić bez ofiar śmiertelnych?- fuck... To jest tak skomplikowane jak rozszerzona matma.- powiedziałam żartobliwie na poprawę humoru braciom, lekko się uśmiechnęli.
- racja matma jest okropna.- potwierdził Dean. Po jakiś 20 min, zeszła do nas Andrea, wiedziałam że zaczną się pytania wiecie co to jest?
- co to było?- zapytała nas szeptem.
- duch... Wściekły duch.- powiedziałam a chłopcy pokiwali głowami.
- nie da się coś z tym zrobić? Chcę żyć spokojnie...- powiedziała, wtedy wpadłam na pomysł ale on potrzebował ofiar.
- jest jeden sposób...- zaczęłam a bracia spojrzeli na mnie- Peter chce zemsty. Atakuje tylko rodzinę twojego ojca i Bill'ego. Może oni coś mu zrobili dlatego chce się zemścić...- powiedziałam, a chłopcy na mnie spojrzeli zaskoczeni. Obróciłam się w stronę drzwi gdzie wszedł szeryf.
- a co wy tutaj robicie? Nie mieliście przypadkiem wyjechać?!- krzyknął wkurzony.
- Tato! Gdyby nie oni, nie stałabym tutaj.- powiedziała Andrea.
- Co? Ale jak?...- zaczął. Obróciłam głowę w stronę okna, gdzie znajdowało się jezioro i zamarzłam w miejscu.
- O mój Boże... LUCAS!- krzyknęłam i ruszyłam biegiem do drzwi. A całą reszta za mną. Lucas stanął nad wodą i zaczął się jej przyglądać.- Lucas!- krzyknęłam wraz z innymi. A chłopak na chwile się odwrócił i został wciągnięty po wodę.- FUCK!- krzyknęłam i przyspieszyłam wraz z braćmi. Podbiegliśmy na pomost, gdzie chwile wcześniej stał Lucas. Zdjęłam moją ukochaną skórzaną kurtkę, a później wraz z chłopakami wskoczyliśmy do wody.
-Lucas- krzyknął Sam, gdy szukał go w wodzie.
- LUCAS!- sama krzyczałam.
- Lucas!- krzyczał także i Dean, jak i reszta.
- on chce mnie...- powiedział Szeryf
- niech pan nie zbliża się do wody.- powiedziałam stanowczo gdy znów zanurkowałam by odnaleźć chłopca. Niestety mężczyzna mnie nie posłuchał i wszedł do wody, co zachęciło ducha. I wciągnął go zamiast Lucasa. Wtedy Dean go odnalazł i wynurzył się wraz z nim z pod wody.- mówiłam... Żeby nie wchodził do wody.
- to nie twoja wina Sally, dzięki temu Lucas żyje.- powiedział Sam przytulając mnie.
- dobrze że was mam...- powiedziałam.
*TIME SKIP*
- Dean, Dean, Dean, Dean, Dea...- przerwał mi chłopak, którego męczyłam od ponad godziny.
- czego?!- zapytał już wkurzony.
- chodźmy na hamburgera.- powiedziałam i się uśmiechnęłam, a on przybił sobie piątkę z czołem, a Sam się śmiał.
- teraz się pakuj zaraz jedziemy dalej.- odpowiedział.
- ale po drodze pojedziemy na hamburgera?- zapytałam, a on kiwnął głową.- oh yeah...- powiedziałam i poszłam swojego laptopa, telefon, książki, broń i oczywiście ubrania. Zniosłam to wszystko do auta, i gdy wsadzałam ostatnią torbę podeszła do nas Andrea i Lucas.
- już jedziecie?- zapytała.
- obowiązki wzywają.- powiedziałam i podeszłam do Lucasa.- żółwik twardzielu.- powiedziałam a chłopak przybił mi żółwika.
- mimo wszystko Sally ma racje, to co to pożegnanie?- zaczął Dean.
- Ja idę do auta- powiedziałam i poczochrałam włosy chłopczyka.
- Zbieraj się Dean.- powiedział Sam i usiadł na miejscu pasażera.
- kiedyś też tam usiądę...- powiedziałam nadymając policzki
- tja... Jak będziesz starsza to może się zastanowimy.- powiedział Sam.
- Jak myślisz, kiedy w końcu Dean w kimś zamoczy?- zapytałam żartobliwie.
- 20$, że jeszcze w tym miesiącu.- powiedział Sam.
- Ja 20$ daje, że w następnym miesiącu.- powiedziałam i złączyłam ręce z bratem, pieczętując zakład. Zaraz po tym wszedł do nas Dean.- to jedziemy na hamburgera!- krzyknęłam prze szczęśliwa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro