Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Śmierć w jeziorze.

- Hey... Dean, Sam patrzcie na to- powiedziałam do chłopaków, w knajpce.

- Co?... phhh...- Dean próbował zdusić śmiech, a Sam patrzył na mnie z uśmiechem i zaczął się śmiać. 

- zjem wasze wnętrzności, i wykąpie w waszej krwi muhahaha- zaczęłam mówić głupim głosem, z głupią miną i w głupiej sytuacji. A bowiem, dla zabawy włożyłam frytki do buzi udając, że to kły, i tak samo używając taśmy klejącej przykleiłam, do palców to samo danie, udając, że to prawdziwe pazury.- ok koniec... Macie jakąś nową robotę?- zapytałam zjadając frytki z palców, popijając to colą. 

- Tak... W Manitoc w Wisconsin, zdarzają się dziwne utonięcia. Ostatnio utonęła nastoletnia dziewczyna, Sophie Caritoon, weszła do jeziora i już nie wyszła. Władze przeszukały jezioro i, nic. Rodzina zakopała pustą trumnę, dla upamiętnienia. Jest ona trzecią osobą, która utonęła w tym jeziorze.

- no to mamy, naszego potwora z loch Ness, albo wkurzonego ducha

- ludzie nie znikają od tak. To inni przestają ich szukać.- powiedział Sam

- co masz na myśli?- zapytał Dean

- szukajmy taty. Z każdym dniem robi się zimniej.- powiedział Sam wywracając oczami

- więc co mamy robić?- zapytał Dean

- nie wiem. Coś- powiedział oburzony Sam.

- po prostu jedziemy, musimy wykończyć każde draństwo na jakie się natkniemy ok?- zapytałam starszych braci. Oni przytaknęli. Mieliśmy już płacić gdy obok przeszła 'ładna' blondynka, kelnerka. Dean patrzył się na jej tyłek- powiedzmy, że tego nie widziałam.- powiedziałam zakładając kurtkę. I ruszyliśmy w drogę do Manitoc. 

Podjechaliśmy pod stary drewniany dom, był on zielony i miał wyblakły czerwony dach. Dean zapukał do drzwi, poczekaliśmy chwilę ale nie z długo bo prawie od razu otworzył nam, młody chłopak.

- Will Caritoon?- zapytał Dean. Chłopak zmieszany spojrzał na nich. 

- tak..- odpowiedział

- agent Forth, agent Hemill i agentka Smith. Jesteśmy z ochrony środowiska. - przedstawił nas Dean, a my pokazaliśmy fałszywe odznaki.

- nie jesteś za młoda na agentkę?- zapytał patrząc na mnie.

- dziękuje za komplement, używam nowego kremu na zmarszczki. Tak naprawdę mam już 30 na karku- Gez... Jak dobrze, że zrobiłam makijaż zanim tu dojechaliśmy.

-ooo....- powiedział.

Poszliśmy przed dom, obok jeziora i zaczął rozmowę.

- była jakieś 100 m. od brzegu... Coś ją tam wciągnęło- powiedział spoglądając na jezioro.

- wciągnęło? Może się utopiła?- zapytał, dla pewności Dean.

- nie. Była w szkolnym klubie pływackim. Wychowała się w tym jeziorze- powiedział uśmiechając się na wspomnienia. 

- nie próbowała walczyć?- zapytał tym razem Sam.

- mówię, że nie

- widziałeś, jakiś cień w wodzie, pod powierzchnią?- zapytałam

- nie była na środku jeziora- zaprzeczył. Fuck co to może być... Zastanawiałam się

- widziałeś jakieś dziwne ślady na powierzchni?- zapytał Dean

- nie. Co tam, może być?- zapytał zaciekawiony Will.

- powiemy ci jak będziemy wiedzieć- odpowiedział Dean. Ruszyliśmy do auta, a raczej ja i Dean Sam stał chwilę i później zapytał.

- możemy pogadać z twoim ojcem?

- sam nie wiem... Widział jak Sophie tonęła.- powiedział

-rozumiem- odpowiedział Sam,tym razem ruszyliśmy do auta.

*TIME SKIP*

- czego, ochrona środowiska chcę? To był wypadek- powiedział szeryf.

- jest pan pewien? Brat Sophie widział jak coś wciągało ją do wody.- stwierdził Sam

- Co? To było utonięcie.- powiedział, abyśmy usiedli- w tym jeziorze nie ma żadnych zwierząt, które byłyby wstanie wciągnąć człowieka pod wodę... Chyba, że mamy do czynienia z potworem z Loch Ness- powiedział szeryf.- Will był pod wpływem szoku. Czasem zmysły nas mylą.  

- dziwne to już trzecie, nie wyjaśnione utonięcie.- powiedział Dean

- wiem. To ludzie z mojego miasteczka. Moi znajomi.- powiedział szeryf- tak czy inaczej to się zaraz skończy

- jak to?- zapytałam

- tama zaczęła przeciekać i za kilka miesięcy miasto przestanie istnieć.- powiedział. Spojrzałam na chłopaków. W tedy do pokoju weszła młoda kobieta.

- przepraszam przeszkadzam?- zapytała. Chłopcy i ja wstaliśmy- przepraszam wrócę później

- to moja córka.- powiedział szeryf. Dean oczywiście już ruszył 

- Miło mi jestem Dean- powiedział Dean (hehe)

- Andrea Ball- przedstawiła się i uścisnęła rękę mojego brata. Za kobiety wyszedł chłopczyk, wyglądał jakby już nie żył ale nadal oddychał. Współczułam mu, musiał dużo przeżyć.

- o... Hej jak ci na imię?- zapytał Dean. Chłopczyk obrócił się i pobiegł gdzieś. Kobieta poszła za nim. 

- Lucas- powiedział szeryf.

- coś nie tak?

- mój wnuk,wiele przeszedł... Jak my wszyscy.- powiedział. Podziękowaliśmy i poszliśmy, Dean zatrzymał się koło kobiety.

-mogłabyś pokazać najbliższą drogę, do jakiegoś motelu?- zapytał Dean

- jasne.- powiedziała- wrócę po Lucasa o 8.- powiedziała i pocałowała go w głowę.

- fajny dzieciak.- stwierdził Dean

- dzięki- odpowiedziała Andrea.

- dzieci są super nie?- wypalił takim tekstem Dean.

- to tutaj.- powiedziała- tak jak mówiłam, za rogiem. Musi być ci trudno, z twoją orientacją w terenie...- powiedziała spoglądając na Deana. Zaraz wybuchnę śmiechem.Ale mu dogadałaś...- zwłaszcza gdy musisz znaleźć, jakiś sensowny pomysł na podryw.- odeszła od nas. Chwilkę patrzyłam jak odchodzi, gdy już znikła wybuchłam śmiechem.

- No... Braciszku popisałeś się... Dawno się tak, nie uśmiałam.-powiedziałam wycierając niewidzialne łezki.

- dzieci są super... Ty nie lubisz dzieci- powiedział Sam

- uwielbiam je- powiedział Dean

- wymień troje jakie znasz.- zgasił go Sam

-... Sally...- podrapał się, zakłopotany w głowę. Podeszłam do Sama i zaczęłam rozmowę.

- czy on zawsze musi podrywać, każdą dziewczynę? NIE JESTEM DZIECKIEM!- zapytałam, zarazem wykrzykując w twarz Dean'owi, że mam dokładnie 14 lat!

- uwierz, to jego hobby- powiedział

- ale on ma, je dziwne. Ja, na przykład lubię kolekcjonować noże i broń. Też lubię uczyć się łaciny- odpowiedziałam

- tak jego hobby jest dziwne.- dogryzł mi Sam.

- myślę!- krzyknął do nas Dean

- to myśl dalej.- powiedziałam.

*TIME SKIP*

Leżałam na łóżku Deana, i tak samo jak Sam, przeglądałam ostatnie wiadomości, a Dean wąchał i wypakowywał ciuchy z torby. 

- trzech topielców w tym roku...- powiedział Sam

- a wcześniej.- zapytał Dean

- w przeciągu 30 lat, było ich 6. To dziwne, że nagle w tym roku tak dużo ludzi się topiło...- stwierdziłam.

- do tego tamtych ciał też nie odnaleziono.- dokończył Sam- jeżeli coś tam jest... to zaczęło nabierać tępa. 

- potwór z jeziora się rozkręca?- zapytał żartobliwie Dean.

- coś mi tu nie gra z tym 'potworem'- powiedział Sam

- czemu?...- powiedział Dean,  podeszłam wraz z nim do Sama.

- Loch Ness, i inne... Jest tysiące światków. A tu, zero- wytłumaczyłam.

- nie do końca. Zobacz- wskazał artykuł.- syn Andrei jako jedyny przeżył, ale... Jego ojciec utonął ratując Lucasa.- powiedział Sam

- to idziemy pogadać z Lucasem.

*TIME SKIP*

Chłopcy poszli pogadać z Lucasem, a ja zostałam i szukałam czegoś... Oczywiście poszłam do swojego pokoju, bo nie będę spała z braćmi.

- cholera o co tu chodzi?- wkurzałam się coraz bardziej. Szukałam i szukałam... Kopałam coraz głębiej.- co...- powiedziałam gdy, przeglądałam jeden z artykułów o zaginięciu.- chłopczyk... Zaginął, nie utonął... Muszę to im powiedzieć...- powiedziałam do siebie... Zapytacie pewnie no i co z tego, że nie utonął tylko zaginął? A już tłumaczę... W tym mieście nigdy nie było zaginięcia, oprócz tego, nie ma dowodów, ani świadków na to, że ten chłopak utonął... On po prostu zaginął.- skoro już coś znalazłam to mogę się przejść.- uśmiechnęłam się do siebie i zabrałam kurtkę, jak i portfel.- na żarcie.

Poszłam do okolicznego baru i usiadłam przy jednym stoliku. Podeszła do mnie kelnerka, ja zamówiłam burgera i szklankę coli. Gdy czekałam na zamówienie podszedł do mnie jakiś przystojny chłopak, tak ok... 16-17 lat.

- hej... Turystka?- zapytał i dosiadł się do mnie. Spojrzałam na niego, czarne włosy niebieskie oczy i białe zęby. 

- tak, odwiedzam miasto, zanim przestanie istnieć. Nieprawdaż?- odpowiedziałam, rozkręcając rozmowę.

- tak... Szkoda, że władze nie chcą nam dać pieniędzy na odnowę. Jest tutaj pięknie, ale jeszcze piękniejsza jesteś ty- odpowiedział mi, i zaczął podryw.

- słyszałam, że ostatnio zdarza się coraz więcej utonięć...- zbyłam jego tekst.

- niestety, koleżanka mojego brata utonęła. Przyjechałaś sama?- zapytał.

- nie. Przyjechałam z braćmi.- podeszła kelnerka i dała mi zamówienie.

- może poznamy się?- zapytał.

- jasne... Mam coś o sobie opowiedzieć?- tym razem zapytałam. Uśmiechnęłam się do niego

- yhym... Jak ty powiesz to ja ci powiem.- odpowiedział.

- więc... Mam na imię Sally, mam trudny charakter. Mam jeden tatuaż- opowiedziałam w skrócie.

- wow... Jak on wygląda?- zapytał.

- hmm, wygląda tak jak ten naszyjnik- powiedziałam i wskazałam na mój naszyjnik.

- jesteś satanistką?- zapytał

- nie. Tak naprawdę ten znak ma inne znaczenie, jest to amulet ochronny. Ok ja powiedziałam, teraz ty. 

- jestem Max, mam 16 lat interesuje się pływaniem. Jestem przyjazny i uwielbiam, grać w piłkę.- odpowiedział. Wtedy zadzwonił, mój telefon.

- przepraszam muszę już wracać.- powiedziałam i zapłaciłam za moje danie. Odebrałam, gdy byłam już na dworze.

- gadaliście już z nim?- zapytałam prosto z mostu Deana

- tak jakby. Dał mi rysunek domu, powiedz gdzie jesteś a przyjedziemy po ciebie.- powiedział Dean

- jestem pod tym barem niedaleko motelu.- powiedziałam i się rozłączyłam się. Poczekałam kilka minut i podjechali moi bracia.- poznałam fajnego gościa.

- jakiego?- zapytał Dean

- Maxa. Wysoki i całkiem wysportowany dwa lata ode mnie starszy. Ale, nie teraz o tym. Jak ten dom wygląda co narysował Lucas?- zapytałam braci.

- tak.- odpowiedział mi Dean podając, kartkę. Przyglądałam się chwilę dziełu, dziecka. 

-przypomina mi coś... Ok później się zastanowię.

*TIME SKIP*

- Hey!!... To chyba to nie jest dobry moment...- powiedziałam spoglądając na braci gdy, wchodziłam do ich pokoju.

- tak... Will się utopił. W kranie- odpowiedział Sam

- co to może być?- zapytał Dean

- na pewno nie Nessie- powiedziałam i usiadłam obok nich.

- jezioro wysycha, za kilka miesięcy przestanie istnieć- powiedział Sam

- jedziemy do Billa.- powiedziałam i weszłam do Impali

*TIME SKIP*

- dwoje moich dzieci nie żyje. To gorzej niż umrzeć- odpowiedział nam Bill. Odeszliśmy od niego i wchodziliśmy do Impali, wtedy coś sobie przypomniałam

- widzicie.- zapytałam.

- ten dom narysował Lucas.- odpowiedział Dean

- faktycznie... Może przewidział śmierć Willa i chciał nas tu naprowadzić.- powiedział Sam

*TIME SKIP*

- wykluczone.- odpowiedziała Andrea na prośby Deana o pogadanie z Lucasem

- tylko chwilę- prosił nadal Dean

- nie. I tak nic nie powie- trzymała się swojego Andrea

- jeżeli z nim nie pogadamy... Ucierpi więcej ludzi.- powiedział w końcu Sam. Kobieta zmiękła i pozwoliła na pogadanie. Zostałam na dole, poczułam powiew wiatru i pojawił się on...

*3.RD POV*

Mężczyzna kucnął, obok chłopca, który rysował coś na swojej kartce.

- cześć Lucas.- zaczął- pamiętasz mnie?- zapytał mając nadzieje, że chłopczyk odpowie, niestety tak się nie stało. Dean, spojrzał na poprzednie rysunki Lucasa, które przedstawiały czerwony rower.- dzięki za rysunek... Ale, znowu potrzebuje twojej pomocy.- powiedział. Wyciągnął rysunek przedstawiający dom, z czerwonym dachem i położył na ziemi przed chłopczykiem- dlaczego to narysowałeś?- zapytał- Wiedziałeś, że wydarzy się coś złego. Boisz się- stwierdził.- w porządku, jak byłem w twoim wieku widziałem jak mojej mamie staję się coś strasznego. Ale wiedziałem, że chciałaby, żebym był silny. Zawszę tak myślę. Może... Twój tata też, chciałby abyś był silny?- powiedział. Chłopczyk zaprzestał rysowanie, spojrzał na Deana i podał mu rysunek na którym był, kościół, dom, płot i rower... Czerwony rower.- dzięki Lucas...- podziękował i odszedł wraz z bratem i siostrą.

*Sally. POV*

- to chyba tutaj.- stwierdziłam spoglądając na rysunek w ręce Deana.

- Tak...- powiedział Dean. Poszliśmy do domu, który narysował Lucas.- przepraszamy za najście ale nie mieszka tu, mały chłopiec. Ma niebieską bejsbolówkę i czerwony rower?- zapytał Dean. Spojrzałam, na starszą panią, posmutniała.

- nie... Od bardzo dawna tu nie mieszka.- powiedziała. Poszliśmy do salonu, gdzie usiedliśmy.- Peter odszedł 35 lat temu... Policja, nigdy go nie odnalazła.- Fuck... To jest ten chłopiec co zaginął.- nie wiem co się stało... Po prostu zniknął. Stracić dziecko, to gorzej niż umrzeć.

- zniknął tu w domu?- zapytałam

- nie. Miał wrócić, tu na rowerze ze szkoły. Nigdy się nie pojawił- odpowiedziała i jedna samotna łza spłynęła po jej policzku. 

*TIME SKIP 3.RD POV**

- odebrałeś mi wszystko... Wszystkich. Nie mam już nic. Nie rozumiałem, nie wierzyłem. Ale teraz już chyba wiem, czego chcesz.- dokończył Bill.

*POV. SALLY*

- Bill coś ukrywa.- stwierdziłam

- wszyscy, których kocha giną na jego oczach- powiedział Sam

- może on zabił Petera i on się teraz mści.- powiedział Dean

- to ma sens.- odpowiedziałam. Dojechaliśmy pod dom Billa.- i gdzie on jest?- zapytał Dean rozglądając się z poszukiwanym, w końcu Sam szturchnął ramie Deana i wskazał na jezioro.

Pobiegliśmy natychmiastowo na pomost.

- PANIE BILL!!!!!!! NIECH PAN WRACA!- krzyczałam jak i moi bracia. Bill się tylko obrócił i jechał dalej. W końcu, coś przewróciło łódź a on utonął.- fuck.

*TIME SKIP*

Wchodziliśmy właśnie na komisariat, zobaczyłam siedzącą Andree i Lucasa

- Sam, Dean- zaczęła 'powitanie'.

- widzę, że jesteście na ty- powiedział szeryf.- po co tu przyszłaś?- zapytał.

- przyniosłam ci jedzenie.- powiedziała uśmiechnięta. Nagle Lucas wstał i zaczął ciągnąć Deana za rękaw. 

- hej spokojnie Lucas nic się nie dzieje.- zaczął uspokajać go Dean. Jest przerażony

- Lucas! Przepraszam za niego, już idziemy.- przeprosiła Andrea. Poszłam w stronę biura szeryfa.

- mówicie, że coś przewróciło łódź Billa i on nie wypłyną.- pokiwałam twierdząco głową.- mógłbym was aresztować, za podszywanie się pod ochronę środowiska i świadków zaginięcia Billa.- powiedział surowym głosem fuck...- macie dwie opcje. Albo was aresztuje albo wyjedziecie z tego miasta i już więcej tu nie wrócicie.- powiedział

- wybieramy opcję 2.- powiedział Sam

*TIME SKIP*

Stanęliśmy przed rozdrożem i mieliśmy wyjechać z miasta. Było już zielone ale Dean jeszcze nie ruszył

- matole, zielone...- powiedziałam. Dean skręcił w inną stronę niż mieliśmy jechać

- coś mi tu nie gra- powiedział i pojechał dalej

*TIME SKIP*

- jest już późno, pewnie śpią- powiedziałam gdy Dean już miał dzwonić dzwonkiem. Wtedy drzwi się otworzyły a stał za nimi przerażony Lucas. Pobiegł na górę gdzie po schodach lała się woda. Od razu ruszyłam zanim, moi bracia trochę później. - fuck!!- krzyknęłam widząc wodę wylewającą się z zamkniętych drzwi.- Sam!- krzyknęłam przytulając Lucasa do siebie. Nie wiem co się tam dzieje. Oby Andrei nic nie było, Lucas nie przeżyłby kolejnej straty rodzica.

- jest!- krzyknął Sam, wyciągając matkę Lucasa z wanny. Co tu się do cholery dzieje?! 

- Sam, Dean do mnie już!- krzyknęłam poddenerwowana,- Lucas idź, zobaczyć o z mamą.

- musimy coś z tym zrobić.- powiedziałam.

- ale ciało Petera zostało skremowane. Nie zaprzestanie, dopóki nie dostanie czego chce.- powiedział Sam.

- macie racje, on chce zemsty...- Fuck jak możemy to załatwić bez ofiar śmiertelnych?- fuck... To jest tak skomplikowane jak rozszerzona matma.- powiedziałam żartobliwie na poprawę humoru braciom, lekko się uśmiechnęli.

- racja matma jest okropna.- potwierdził Dean. Po jakiś 20 min, zeszła do nas Andrea, wiedziałam że zaczną się pytania wiecie co to jest?

- co to było?- zapytała nas szeptem.

- duch... Wściekły duch.- powiedziałam a chłopcy pokiwali głowami.

- nie da się coś z tym zrobić? Chcę żyć spokojnie...- powiedziała, wtedy wpadłam na pomysł ale on potrzebował ofiar.

- jest jeden sposób...- zaczęłam a bracia spojrzeli na mnie- Peter chce zemsty. Atakuje tylko rodzinę twojego ojca i Bill'ego. Może oni coś mu zrobili dlatego chce się zemścić...- powiedziałam, a chłopcy na mnie spojrzeli zaskoczeni. Obróciłam się w stronę drzwi gdzie wszedł szeryf.

- a co wy tutaj robicie? Nie mieliście przypadkiem wyjechać?!- krzyknął wkurzony.

- Tato! Gdyby nie oni, nie stałabym tutaj.- powiedziała Andrea.

- Co? Ale jak?...- zaczął. Obróciłam głowę w stronę okna, gdzie znajdowało się jezioro i zamarzłam w miejscu. 

- O mój Boże... LUCAS!- krzyknęłam i ruszyłam biegiem do drzwi. A całą reszta za mną. Lucas stanął nad wodą i zaczął się jej przyglądać.- Lucas!- krzyknęłam wraz z innymi. A chłopak na chwile się odwrócił i został wciągnięty po wodę.- FUCK!- krzyknęłam i przyspieszyłam wraz z braćmi. Podbiegliśmy na pomost, gdzie chwile wcześniej stał Lucas. Zdjęłam moją ukochaną skórzaną kurtkę, a później wraz z chłopakami wskoczyliśmy do wody.

-Lucas- krzyknął Sam, gdy szukał go w wodzie.

- LUCAS!- sama krzyczałam.

- Lucas!- krzyczał także i Dean, jak i reszta.

- on chce mnie...- powiedział Szeryf

- niech pan nie zbliża się do wody.- powiedziałam stanowczo gdy znów zanurkowałam by odnaleźć chłopca. Niestety mężczyzna mnie nie posłuchał i wszedł do wody, co zachęciło ducha. I wciągnął go zamiast Lucasa. Wtedy Dean go odnalazł i wynurzył się wraz z nim z pod wody.- mówiłam... Żeby nie wchodził do wody.

- to nie twoja wina Sally, dzięki temu Lucas żyje.- powiedział Sam przytulając mnie.

- dobrze że was mam...- powiedziałam. 

*TIME SKIP*

- Dean, Dean, Dean, Dean, Dea...- przerwał mi chłopak, którego męczyłam od ponad godziny.

- czego?!- zapytał już wkurzony.

- chodźmy na hamburgera.- powiedziałam i się uśmiechnęłam, a on przybił sobie piątkę z czołem, a Sam się śmiał.

- teraz się pakuj zaraz jedziemy dalej.- odpowiedział.

- ale po drodze pojedziemy na hamburgera?- zapytałam, a on kiwnął głową.- oh yeah...- powiedziałam i poszłam swojego laptopa, telefon, książki, broń i oczywiście ubrania. Zniosłam to wszystko do auta, i gdy wsadzałam ostatnią torbę podeszła do nas Andrea i Lucas. 

- już jedziecie?- zapytała.

- obowiązki wzywają.- powiedziałam i podeszłam do Lucasa.- żółwik twardzielu.- powiedziałam a chłopak przybił mi żółwika. 

- mimo wszystko Sally ma racje, to co to pożegnanie?- zaczął Dean. 

- Ja idę do auta- powiedziałam i poczochrałam włosy chłopczyka. 

- Zbieraj się Dean.- powiedział Sam i usiadł na miejscu pasażera.

- kiedyś też tam usiądę...- powiedziałam nadymając policzki

- tja... Jak będziesz starsza to może się zastanowimy.- powiedział Sam.

- Jak myślisz, kiedy w końcu Dean w kimś zamoczy?- zapytałam żartobliwie.

- 20$, że jeszcze w tym miesiącu.- powiedział Sam.

- Ja 20$ daje, że w następnym miesiącu.- powiedziałam i złączyłam ręce z bratem, pieczętując zakład. Zaraz po tym wszedł do nas Dean.- to jedziemy na hamburgera!- krzyknęłam prze szczęśliwa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro