Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wendigo

- Dean Winchester- powiedział blondyn wywracając oczami na jej komentarz.

- Sam Winchester- odpowiedział jej drugi

- CO...

Nie wiedzieli co powiedzieć- oczywiście mógłby być to przypadek i zbierznosc nazwisk, ale szczerze w to wątpili. Pierwszy odezwał się Dean po długiej ciszy.

- Możesz kłamać- powiedział jej zielonooki blondyn

- wy tak samo.- odpowiedziała dalej nie spuszczając broni.

- czym się zajmujesz?- zapytał Sam

- jestem łowcą, a wy?- zapytała tym razem Sally

- my też.- odpowiedział.- wybacz ale muszę mieć pewność- powiedział i wylał na nią wodę święconą. Wypluła ją z ust. Rozumiała ich działania ale nie mogła poradzić nic na zirytowanie które do niej zapukało a ona ochoczo i z uśmiechem otworzyła mu drzwi.

- Okej, moja kolej.- powiedziała I z wielkim uśmiechem wylała wodę na oboje braci.- nie jestem duchem, demonem i żadnym potworem, czy też wampirem lub wilkołakiem.- powiedziała i opuściła broń. 

- wow... Nie myślałem, że mamy siostrę.- powiedział Dean.

- a ja, że braci.- zaśmiała się.- to co robimy?- zapytała. Chwilę się zastanowili i odpowiedział niższy blondyn

- masz jakąś rodzinę oprócz nas?- zapytał a jej brew podniosła się do góry.

- tak. Właśnie dlatego zamiast do niej jechać, zabijam potwory. Tak mam- powiedziała sarkastycznie.

- spokojnie. Jeżeli nie, to możesz z nami jechać.- powiedział Dean.

- Mogę. A gdzie jedziecie?- zapytała chowając broń do kieszeni w kurtce.

- najpierw odwieść Sammiego, a ja na dalsze polowania- powiedział Dean.

- ok tylko musimy jechać do motelu po moje rzeczy- oznajmiła im.

- Tak jest nowa siostro.- powiedział Dean.

*Sally. Pov*

Weszliśmy do mojego pokoj i od razu zaczęłam pakować całą broń do torby. 

- możemy już jechać- powiedziałam i przeszłam obok nowych braci do ich wozu. Usiadłam na tylnych siedzeniach kładąc torbę obok mnie.- to co? Jedziemy- powiedziałam zakładając na uszy słuchawki i puszczając piosenkę. Wsiedli do Impali i odjechali z Jericho. 

Usłyszałam, że gdzieś zaparkowaliśmy.

- pa Sam.- powiedziałam i wysiadłam. Oczywiście by go przytulić. O dziwo odwzajemnił tula. 

- pa Sally, Dean.- powiedział i podał rękę Dean'owi i ruszył w stronę chyba jego mieszkania. 

- powinien zostawać sam? Wygląda jakby miał zaraz kogoś zabić- powiedziałam z uśmiechem. Dean się zaśmiał i uderzył mnie lekko w tył głowy. 

- głupia jesteś.- powiedział nadal z uśmiechem. Już otwieraliśmy drzwi gdy usłyszeliśmy krzyk i ogień w jednym z mieszkań.- Sam.-powiedział i zamknął drzwi. Zrobiłam to co on, pobiegłam do brata. Może nie znam ich długo, ale czuje, że mogę im ufać. 

Z budynku wybiegł Sam i pobiegł do nas. 

- Jessica... Ona nie żyje.- powiedział z łzami w oczach. 

- kto to Jessica?- zapytałam. 

- jego dziewczyna. Sally dzwoń po straż.- powiedział i zabrał Sama.

- dzwoń po straż. Nie jestem głupia, przecież dzwonie.- powiedziałam i wyjęłam telefon i wybrałam numer na straż pożarną.

* Po UGASZENIU*

- co zrobisz Sammie?- zapytał Dean.

- zabije to gówno co śmiało ją zabić.- powiedział, w jego głosie była złość. I to baaardzo dużo złości.

- więc, nie stójcie tak i jedziemy na kolejne polowanie.- powiedziałam i wsiadłam do auta na tylnie siedzenie, gdzie się położyłam. Oni się uśmiechnęli i usieli na przednie siedzenia Impali. Wyciągnęłam laptop i zaczęłam sprawdzać nowe wiadomości. 

Po długiej jeździe poszliśmy do baru, coś zjeść. 

- co podać?- zapytała blond włosa kelnerka. Miała na sobie skąpy strój. Jez... Ja bym się tak nigdy nie ubrała, toż to nawet wygodne nie jest. Pomyślałam. Spojrzałam na braci. (Minął tydzień od śmierci Jessicy.) Dean pożerał ją wzrokiem, a ja i Sam patrzyliśmy w ekrany naszych laptopów. 

- ja poproszę hamburgera i Sok pomarańczowy.- powiedziałam, Sam powiedział, że chce tylko frytki a za to Dean...

- A ja śliczną blondyneczkę i soczystego burgera, kochaniutka- uśmiechną się. Nie odrywając wzroku od monitora uderzyłam Deana w tył głowy nie szczędząc siły.- Ał...- powiedział i złapał się za bolące miejsce. 

- sorry, ale siedziała tam mucha, albo twój mózg. Wiesz oba małe i wkurzające.- powiedziałam. Sam próbował zahamować śmiech a Dean spojrzał na mnie jakbym mu psa zabiła a Kelnerka wyczuwając okazję odeszła.

- co to było?- zapytał. Zbyłam go pokazując ekran monitora.- zaginięcia w lasach kolorado. A co to?- zapytał

- Znalazłem to samo Sally.- powiedział Sam.- Zaginęło już sporo turystów, zwiedzających las w kolorado. Musimy to zbadać.

- Ok. Ale najpierw to.- powiedział i wtedy podeszła kelnerka. Zjadłam swoje zamówienie i wypiłam sok.

- ty płacisz braciszku.- powiedziałam i wyszłam z knajpy.

*W aucie*

- Sally...- powiedział Dean gdy ja siedziałam i przeglądałam listę zaginięć.

- Co?- zapytałam.

- od kiedy polujesz?- zapytał

- hmm.... Chyba od kiedy skończyłam 6 lat. No tak, coś takiego a co?- zapytałam.

- nic ale ciekawiło mnie to.- Odpowiedział mój starszy brat. Już otwierał buzie ale mu przerwałam

- rock. Słucham Rock.- powiedziałam w uśmieszkiem na twarzy. 

- wow... Ok jesteśmy.- powiedział gdy przejeżdżaliśmy już przez znak Kolorado. 

- Co znalazłaś Sally?- zapytał Sam.

- Ostatni zaginiony, nazywał się Tommy, ma siostrę i młodszego brata. I nie uwierzycie co jeszcze znalazłam- powiedziałam dodając napięcia.

- co?- dopytywał się Dean

- Co równo 23 lata zdarzają się, takie zaginięcia.I zaginęło już kilkaset osób odwiedzających las.- powiedziałam z uśmiechem satysfakcji. 

- jedziemy na spotkanie z siostrzyczką Tommy'ego.- zakpił Dean. 

*Dom Tommy'ego*

Zapukałam do drzwi które otworzyła ładna brunetka.

- dzień dobry w czym mogę pomóc?- zapytała

- tamci to strażnicy. Ja jestem, jedną z przewodniczek po lesie.- powiedziałam

- ymm... Nie masz przypadkiem czternaście lub piętnaście lat?- dopytywała

- dorabiam sobie, ale panowie mają do pani sprawę a ja im pomagam więc mam być przy przesłuchaniu- powiedziałam. Kobieta się wahała ale wpuściła nas do środka.

- Pani Haley Collins zgadza się? Przysyła nas Pan Wilkinson- zapytał Dean

- tak. Wy w sprawie mojego brata?- zapytała tym razem ona.

- yhym. Czy przed zaginięciem miała pani jakiś kontakt z bratem?- powiedział Dean

- tak, codziennie wysyłał mi filmiki i zdjęcia z obozu z przyjaciółmi, ale od trzech dni nie daje znaku życia. Jutro wraz z bratem idziemy do lasu go poszukać, z przewodnikiem.- powiedziała

- możemy wszystkie filmy i zdjęcia od brata?- zapytał tym razem Sam

- Oczywiście.- powiedziała i przyniosła laptop.

- Carly.- powiedział Sam, tym samym karząc mi przenieść pliki. Uśmiechnęłam sie do kobiety i podeszłam do urządzenia. Wyjęłam pendrive i przeniosłam kopie. Pokiwałam głową do braci i pożegnaliśmy się z Haley, i jej bratem. 

- serio Carly?- zapytałam Sama.

- nie miałem innego pomysłu.- westchnęłam i wsiadłam do Impali.

- mamy jeszcze jednego światka tego zdarzenia, który jako jedyny 'przeżył' porwanie.- powiedziałam

- a co z tobą?- zapytał Dean, wsiadając do jego ukochanego auta

- zawieźcie mnie do motelu ja sprawdzę zdjęcia i filmiki, a wy jedźcie. To adres.- powiedziałam wyrywając kartkę z mojego zeszytu, zapisując tam adres mężczyzny.- jedźcie tam. A jutro, może pójdziemy do tego lasu. A i nie chcę słuchać, 'nie ty nigdzie nie idziesz', nie zapominajcie też jestem łowcą.- powiedziałam podłączając pendrive do laptopa. Wzięłam moją MP 3 i włączyłam piosenkę. (teraz włącz) Kiwałam głową włączając pierwsze zdjęcie. Nic ciekawego, głupia mina i jego przyjaciele idący ścieżką. Następnie filmik. Tutaj jedynie mówi, że rozkładają namiot itp. Gez... To tylko opowiada o rozkładaniu namiotu a, trwa 10 min wow. Nawet nie zauważyłam kiedy dojechaliśmy. Wzięłam swoją torbę i weszłam do pokoju. Rzuciłam ją w kąt i nie zaprzestałam przeglądania. W końcu dotarłam do ostatniego filmiku. Wyciągnęłam ciastka, które kupiłam po drodze do Kolorado. Przeglądałam go i, nagle z tyłu za mężczyzną, przebiegł jakiś cień. 

- Co kurwa?- powiedziałam do samej siebie. Puściłam od początku materiał i zatrzymywałam cały czas. W końcu w idealnym momencie z tyłu był cień, czegoś. Film ma słabą jakość więc nie da się stwierdzić co to. W tej samej chwili ktoś wszedł do mieszkania. Wyjęłam broń i naładowałam. Teraz usłyszałam głos Deana i Sama.- nie straszcie tak. Dzwońcie czy coś.- powiedziałam blokując broń i kładąc z powrotem na stolik przy jednym, z trzech łóżek. Dean się zaśmiał.

- ok... Dowiedziałaś się czegoś?- zapytał Sam.

- tak zobaczcie na to.- powiedziałam i obróciłam laptop, by pokazać im znalezisko.- widzicie, ten cień?- zapytałam. Oni pokiwali głową.- to patrzcie na to.- powiedziałam i puściłam to i od razu zatrzymałam.- widzicie? Trwa to równo sekundę... Co porusza się tak szybko?- zapytałam braci

- nie wiem. Ale pojechaliśmy do tego gościa co mówiłaś.- powiedział Dean
-I?- dopytałam
- i jak był mały, to pojechał z rodziną do tego właśnie lasu. Jego rodziców, zamordowano a on jako jedyny przeżył. Ale ma bliznę na brzuchu- powiedział Dean.
- jaką? - zaciekawiło mnie to więc zaczęłam pytać o szczegóły
- po pazurach. Władze mówiły że to Niedźwiedź ale on mówi że to coś innego.- powiedział Sam.

- to jutro idziemy, od tego lasu i idziemy zabić draństwo.- powiedziałam i wyłączyłam laptop. Zaczęłam się rozciągać, i ziewać przy okazji.- ja się kładę musimy wcześnie wstać. Branoc Dean, Sam.- powiedziałem i poszłam do toalety.
- Branoc. - powiedzieli razem.

*RANO*
Wstałam już godzinę temu a oni, jeszcze jedzą.
-Dean, Sam idziemy już- nakazałam wkurzonym głosem. Oni popatrzyli na mnie i od razu wstali. Wzięłam z torby wyjęłam mały plecak. Wsadziłam do niego, noże, sól, farbę, pędzel i oczywiście woda święcona.- teraz idziemy.- powiedziałam i, sprawdziłam czy moja, ukochana broń jest na miejscu. Oczywiście była. Spojrzałam na Deana.- serio? M&M?- zapytałam załamana. 

- muszę przecież coś jeść.- powiedział i ruszył do czarnej Impali, a ja i Sam spojrzeliśmy na siebie. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam za nim.

*NA MIEJSCU*

W końcu dojechaliśmy na miejsce. I to w idealnym momencie, akurat Haley, jej młodszy brat i przewodnik mieli iść. 

- proszę poczekać. My też idziemy.- powiedziałam i poszłam, wraz z rodzeństwem. 

- kim wy jesteście?- zapytał przewodnik. Zmieszałam się trochę.

- jestem nowa, więc nie za bardzo znam las. Więc powiedzieli mi, że ja i ci mężczyźni mamy iść z wami. Możemy?- zapytałam. Mężczyzna pokiwał głową i ruszył. Szłam zaraz za przewodnikiem. Wyjęłam swoją, MP 3 i włączyłam losową piosenkę. 

Po jakiś 15 min drogi zobaczyłam, kątem oka jak jakaś postać przebiega kilka metrów dalej, po mojej prawej. Stanęłam w miejscu, rozglądając się ale w końcu dałam sobie spokój, ale teraz byłam o 2 razy, bardziej czujniejsza. 

W tle usłyszałam, rozmowę Deana i Haley.

- nie wzięliście prowiantu i macie tylko jedną torbę. Nie jesteście strażnikami, a tamta dziewczynka przewodniczką.- żyłka na czole zaczęła mi pulsować. Ja ci dam kurwa dziewczynka... Zabijałam potwory, w wieku 6 lat. ZAJEBIE...-Więc kim do cholery jesteście?

- rodzeństwem,które szuka ojca.- Ja nie, jestem tylko przybłędom.- możliwe, że jest tutaj. Więc płyniemy na tej samej łodzi.

- Czemu od razu tego, nie mówiłeś?- zapytała.

- Mówię teraz- To żeś się pośpieszył...- I to chyba, najbardziej szczere zachowanie wobec kobiety na jakie mnie stać.- Brawo. Chcesz oscara z to?- Zgoda?- dziewczyna zastanawiała się chwilę, ale w końcu odpowiedziała

- zgoda.- odpowiedziała, zmieszana.

-...A prowiant wziąłem.- wyciągnął paczkę, żółtych M&M z rana. 

- Sam...- podeszłam do brata.

- hm?- zapytał patrząc na mnie, nadal idąc za, prawdziwym przewodnikiem. 

- chyba Dean, się 'zakochał'.- powiedziałam, poruszając subiektywnie brwiami.  

- dlaczego jesteś taka jak Dean??- zapytał załamany ale dodał po chwili- ale masz rację.- powiedział i szedł dalej.

- Sam, jak skończymy te 'łowy'. Przypomnij mi, że mam przywalić Dean'owi.- spojrzał na mnie podejrzliwie, ale pokiwał twierdząco głową.

*TIME SKIP*

Doszliśmy w końcu na miejsce.

- Oto, Black wather Rich- powiedział przewodnik. Stanęłam obok Sama i zaczęłam się rozglądać. 

- Jakie współrzędne?- zapytał, Sam.

- 35 na 111.- odpowiedział. Pokiwałam głową, coś jest nie tak. Podszedł do nas Dean

- Słyszycie?- zapytał, spoglądając na Sama.

- tak...- odpowiedział, najwyższy z naszej trójki.

-... nawet świerszcze nie cykają- odpowiedziałam za, brata.

- trzymamy się razem. Idziemy- obrócił się, mówiąc to. Odetchnęłam, ciężko. Wyjęłam moją MP 3 i włączyłam losową piosenkę z play listy, i ruszyłam.

* TIME SKIP (XDD)*

Weszliśmy głębiej w las, i zaczęliśmy się bardziej rozglądać. Nagle usłyszeliśmy, głos

- Haley, tutaj!- krzyknął. Zmarszczyłam brwi, ale pobiegłam za resztą dając rękę, na nóż ale jeszcze go nie wyciągnęłam.

- Boże.- powiedziała brunetka, gdy dobiegliśmy na miejsce. Obozowisko było w kawałkach, namiot podarty, krzesła poprzewracane, jakby tornado tędy przeleciało, a na domiar złego, to jeszcze z ostrymi pazurami. Na namiocie była krew, jak i jeszcze w niektórych miejscach

- ślady jak po grizzly- powiedział przewodnik.  

Zaczęłam się coraz bardziej stresować. CO to kurwa jest?!

- Tommy?- zaczęła nawoływać brata Haley. Sam, i ja zareagowaliśmy szybko, ale tylko on pobiegł.

- Shhh.... Shhh- zaczął ją uciszać.

- dlaczego?- zapytała, Sama.

- to, coś może tu jeszcze być.- powiedział. Spojrzałam na Deana, był tak samo zdezorientowany jak ja i Sam. Zaczęłam się rozglądać za śladami, tego... Czegoś. Ja i Dean poszliśmy razem a Sama zostawiliśmy samego.

- Sam!- zawołał starszy brat. Przykucnęłam, przy śladach. Jakby, to coś och ciągnęło

- ciała zostały ciągnięte, od obozowiska...- nie dokończyłam,ale Dean za mnie to zrobił

-... Ale tu ślady się urywają. Dziwne- stwierdził Dean. Moje rodzeństwo wstało, a ja sama jeszcze kucałam i rozglądałam się.

- Sorry, że w takim momencie. Ale, mam nadzieje, że będę mogła zabić to coś.- powiedziałam 

- to nie jest skin walker, ani czarny pies-  odszedł a za nim Sam. Zignorowali mnie... Pff... Wstałam i poszłam za nimi.

Gdy, już byliśmy na miejscu, zastaliśmy Haley podnoszącą jakiś telefon. Spojrzeliśmy na siebie znacząco. Dean podszedł do Haley

- hej... Może jeszcze, żyje- powiedział. I wtedy ktoś krzyknął.

- RATUNKU!- usłyszałam czyiś głos. Przewodnik, pobiegł w stronę dźwięku. 

- idiota...- stwierdziłam i ruszyłam za nim. A zaraz z mną reszta zgrai. W czasie biegu wyjęłam moją kochaną broń, i załadowałam.

Dobiegliśmy na miejsce, nie było nikogo. Stanęłam obok brata Haley, żeby w razie czego mogła go obronić. 

- chyba dochodziło stamtąd- powiedziała Haley i wskazała ręką w prawo  

- wracamy do obozowiska- powiedział Sam. Wszyscy go posłuchaliśmy i pobiegliśmy z powrotem. Nie było naszych rzeczy

- nie ma naszych rzeczy!- zauważyła Haley

- i po moim GPS, i telefonie satelitarnym.- powiedział przewodnik

- to coś jest sprytne- powiedziałam do braci.

- i chce, nam uniemożliwić wezwanie pomocy- dopowiedział Sam.

- raczej jakiś bezrobotny, świsną nam sprzęt.- powiedział żartobliwie stary przewodnik

- raczej, moja pięść uderzy twój, ryj- powiedziałam i już miałam przymierzać się do ciosu. Ale oczywiście Dean złapał moją rękę

- musimy pogadać.- powiedział do nas Sam. Pokiwałam głową i poszłam z nimi

- pokaż, mi dziennik taty.- powiedział do Deana. Najstarszy z nas, podał Samowi dziennik o który prosił.  Przyglądałam się temu nie odzywając. Sam poszukał, jakąś stronę i pokazał nam.

- no weź...- zaczął Dean.

- Wendigo... W sumie to wszystkie, poszlaki stawiają na niego.

- znasz?- zapytał Dean

- miałam już,nieprzyjemność się z jednym spotkać.- powiedziałam.

- pazury, umiejętność naśladowania ludzkiego głosu...- powiedział Sam.

- w takim razie... Nic tu po tym- powiedział Dean podnosząc pistolet. Zablokowałam broń, i schowałam z powrotem do kieszeni kurtki. Sam już nic nie powiedział, oddał dziennik Deanowi i zanim odszedł powiedział

- musimy zapewnić im bezpieczeństwo.- powiedział. Spojrzałam na starszego brata i wzruszyłam ramionami, zaraz po tym poszłam za Samem. 

- ok słuchajcie... Wracamy, to... Zbyt skomplikowane.- powiedział Sam. Ja szłam zaraz zanim, a za mną Dean.

- Co?- zapytała wkurzona Haley.

- nie martw się, poradzę sobie z tym.- powiedział strażnik. Obróciłam się do Deana i powiedziałam szeptem, tak aby tylko od to usłyszał.

- jeszcze trochę, a wsadzą mnie do paki za brutalne morderstwo.- powiedziałam zirytowanym głosem Deanowi.

- Ja się nie boję. Ale, jeżeli postrzelisz tego stwora dostanie szału- powiedział Sam spoglądając na nas.

- musimy wracać- powiedział Sam

- od kiedy macie prawo rozkazywać?

- wyluzuj- powiedział Dean do idioty.

- wogóle nie powinniśmy pozwolić wam tu przychodzić. Chcę cię chronić- powiedział Sam.

- chronić?! Polowałem w czasach, kiedy mamusia całowała cię na dobra noc- powiedział wkurzony strażnik

- powtórz bo nie równo się oplułeś.- powiedziałam zaciskając pięści. Sam spojrzał na mnie wymownie a ja się uciszyłam.

- to coś jest cholernie dobrym myśliwym- powiedział spokojnie Sam.- złapie cię i pożre,żywcem jeżeli nie zabierzesz, stąd tego głupiego tyłka- powiedział Sam. No... No... Sammie, ty wariacie...

- hahaha.... Odbija ci.- powiedział strażnik.

- tak? A polowałeś na Wen...- nie dokończył bo Dean go odsunął od  przewodnika. A ja podeszłam i przywaliłam mu z pięści w brzuch.

- hej.... Spokojnie.- powiedział Dean.

- Dosyć...- powiedziała Haley od suwając mnie od przewodnika a Deana od Sama.- może Tommy jeszcze żyje. Nie odejdę stąd bez niego.- nastała cisza. Podeszłam spokojnie do braci.

- robi się późno...- zaczął Dean- ten stwór dobrze poluje za dnia, ale w nocy...-  pozwolił mi dokończyć Dean

-... jest niedoścignionym łowcą. W ciemności go nie pokonamy.- powiedziałam.

- musimy się zabezpieczyć.- powiedział Dean i zaczął odchodzić. Ja i Sammie ruszyliśmy za nim.

- Jak?- zapytała Haley patrząc za nami.

*TIME SKIP*

Siedziałam na ziemi i bawiłam się moim nożem, nic nie mówiąc, tylko słuchałam rozmowy dopiero zaczętej Deana z Haley.

-co to jest?- zapytała

- symbole anasazi. Dla ochrony- powiedział Dean rysując znaki.- Wendigo nie mogą ich przekroczyć.- dopowiedział mój najstarszy brat. Wokół mnie też były takie znaki. Nie rysowałam ich , bo nie ufam Deanowi... Po prostu nudzi mi się. Przewodnik zaśmiał sie z słów brata.- nikt nie lubi sceptyków Roy.- powiedział Dean. Parsknęłam, na to. Dean podszedł do Sama a ja poszłam za nim. 

- powiesz nam co chodzi ci po głowie Sam?- zapytał Dean

- Dean, Sally- zaczął Sam

- jesteś jak beczka prochu. Nie poznaję cię, to zawsze ja jestem ten nakręcony. 

- taty tu nie ma.- zaczął

- ok ja idę nie chcę przeszkadzać pójdę do Haley.- powiedziałam i wstałam z ziemi, otrzepując pupę.

Doszłam tam gdzie siedziała Haley, czyli przy ognisku. Usiadłam obok i zaczęłam rozmowę.

- hej...- zaczęłam.

- hej...- odpowiedziała- czym się zajmujecie?- zapytała

- jesteśmy łowcami. Wyprzedzę twoje pytanie. Tak, mam 14 lat i już do dawna poluje.

- RATUNKU!!!- znowu on woła... Wstałam i zatrzymałam ruchem ręki Haley, żeby nie biegła. Sam rzucił mi latarkę a sam zapalił swoją i zaczął się rozglądać. Ja postąpiłam w ten sam sposób.- RATUNKU!- znów. 

- próbuje nas zmusić abyśmy wyszli z kręgu. Nie ruszać się- nakazał i wytłumaczył Dean.

- Magiczny krąg- zażartował Roy. 

- RATUNKU!- nadal krzyczy

- nic ci nie będzie, nie bój się- powiedziała Haley do swojego brata, jak siadali. Ja ich powoli okrążałam, żeby nic im się nie stało. Wendigo, zaczęło okrążać nas.

- tutaj jest- powiedział Roy i strzelił. Stwór wydał ryk.- trafiłem go.- powiedział i rzucił broń biegnąc do niego.

- kurwa jaki idiota.- powiedziałam.

- Roy, nie! Roy- krzyknął Dean.- nie ruszajcie się.- powiedział i pobiegł

- gdybym cię jeszcze słuchała- powiedziałam i pobiegłam za nim wraz z Samem

- jest gdzieś tutaj!- krzyknął Roy do nas.- może na drzewie...- już nic nie powiedział

- ROY?!!- krzyknął Dean. 

- debilu jesteś?!!- tym razem ja zapytałam i cisza.

*TIME SKIP*

- przecież, takie stwory nie istnieją- powiedziała Haley

- mówisz jak mój psychiatra- powiedziałam żartobliwie.

- chciałbym ci przyznać rację.- powiedział Dean

- skąd, wiemy, że to coś nas nie obserwuje?- zapytała Haley

- nie wiem, ale chwilowo nic nam nie grozi- powiedział Dean. Dalej już nie słuchałam, tylu usłyszałam ,,to u nas rodzinne''  i w tym się zgodzę Dean

- hej, W świetle dziennym mamy większe szansę.- powiedział Sam. Wstałam z ziemi i zaczęłam się rozciągać.- zamierzam zabić tego skurczybyka

- jestem z tobą.- powiedział uśmiechnięty Dean

- ja też.- powiedziałam, również się uśmiechając. Dean i Sam zaczęli tłumaczyć co to Wendigo

- jak człowiek może zmienić się w coś takiego?- zapytała

- podczas srogich zim tutejsi ludzie odcięci od zaopatrzenia, często głodowali...- zaczął tłumaczyć Dean ale to ja dokończyłam

- więc zjadali swoich towarzyszy, stawając się Wendigo- powiedziałam

- jak Dony Partie- powiedział brat Haley

- wiele cywilizacji wierzyło, że po zjedzeniu ludzkiego mięsa...Dostawałeś super moce. Ja super siła, szybkość, nieśmiertelność.- zaczęli dalej tłumaczyć a ja robiłam... Miotacz ognia.

Ruszyliśmy już w drogę na poszukiwania kryjówki Wendigo. Po jakiś 20 min drogi, Sam coś znalazł i san zawołał.

- co to jest?- zapytał. Rozejrzałam się i zauważyłam na drzewach,ślady pazurów i krwi. Coś tu nie gra...

- te ślady pazurów są zbyt wyraźne, zbyt łatwe do wytropienia- zauważył Sam. Po chwili usłyszeliśmy ryk i szelest krzaków. Stanęłam obok Deana i zaczęłam się rozglądać. Po chwili usłyszałam krzyk Haley, podbiegłam do niej i przytuliłam, a byłyśmy tego samego wzrostu.

Z góry spadło ciało.

- ma złamany kark- powiedział Dean dotykając głowę Roya. 

- przynajmniej mu przywaliłam.- powiedziałam i zaczęłam się rozglądać, gdyż usłyszałam kolejny ryk

- usiekamy!-krzyknął Dean. Biegliśmy jak najdalej stamtąd. Pobiegłam za Deanem i Haley, niestety natrafiliśmy na Wendigo. Stanęłam przed Haley i niestety dostałam w twarz tak mocno, że zemdlałam. Zanim całkowicie odpłynęłam usłyszałam jak Dean krzyczy moje imię.

*TIME SKIP*

Obudziłam się, czując ból głowy. Ale nie to było moim zmartwieniem, byłam przywiązana i wisiałam nad ziemią nie dotykając nogami ziemi. 

Po chwili szamotania usłyszałam jak coś tu idzie. Nie powiem, miałam nadzieje, że to Sam. Ale oczywiście nadzieja matką głupich, to był Wendigo... Podszedł do mnie, widząc że nie śpię, i zaczął mnie ciąć pazurem wzdłuż ręki. Krzyknęłam z bólu. Ten potwór, czując moją krew zlizał ją i chciał mnie ugryźć, i pewnie zjeść ale usłyszał coś i poszedł od razu nacinając drugą rękę. Czułam się osłabiona do tego się wykrwawiam. 

- nie tak wyobrażałam sobie moją śmierć.- zaśmiałam się...

Po chwili obudził się Dean, pewnie słysząc moje krzyki.

*3 rd.*

Mężczyzna, obudził się słysząc krzyki kogoś, dźwięk wskazywał na dziewczynę. O ile dobrze pamiętał była z nim Haley i... Sally. Gwałtownie się obrócił, w stronę dźwięku, gdzie słyszał jak coś kapało na ziemie.

Nie chciał widzieć takiego widoku. Na przeciwko niego, wisiała jego siostra. 

- widzę, że się obudziłeś... Dopiero... Zabawa się zaczyna... Dean- powiedziała i zaśmiała się.

- Pieprzysz bo się wykrwawiasz.- powiedział i wtedy coś runęło na ziemie. 

*Sally.POV*

Usłyszałam jak coś spadło i wtedy do Haley podszedł Sam. 

-Dean- podbiegł do Deana Sam, a do Haley jej brat. 

- ze mną ok ale Sally.- powiedział i kiwnął na mnie głową.

- oh... Sally.- powiedział i do mnie pobiegł. Rozciął linę i zawiązał mi je tak abym, już nie krwawiła. Ruszyliśmy do wyjścia.

Niestety natknęliśmy się na Wendigo.

- a to za moje rany chuju- powiedziałam i podpaliłam go.

*TIME SKIP*

Staliśmy bok dzieciny Deana i żegnaliśmy się

- hej. Do zobaczenia.- powiedziałam i przytuliłam wszystkich. Sam uściskał wszystkim dłonie ale Dean. Pocałował Haley. 

- a nie mówiłam?- szturchnęłam ramieniem Sama, i sie uśmiechnęłam

- miałem ci przypomnieć, że masz uderzyć Deana- powiedział Sam

- O... Dzięki- podeszłam do najstarszego brata i dałam mu w szczenę.

- ZA CO?!- zapytał masując obolałe miejsce

- nie wiem- powiedziałam i weszłam do auta od razu zasypiając.

_____________________________________________

Uwaga!!! 3658 słów...

*Nie wiedziałam jak to się pisze, więc napisałam jak uważam heh. Poprawcie mnie jak coś ok???>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Ok do następnego!!!

Natalki111

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro