6.7 FREDAG
Stwierdzenie, że atmosfera była napięta i krępująca, nawet w najmniejszym stopniu nie wyczerpywało tematu. Minęło kilkanaście godzin od tego, gdy rozmawiałem z Iną i wciąż nie potrafiłem po tym wszystkich ochłonąć. Czułem się jak największy kutas, bo nie dość, że pozwoliłem, by była dziewczyna pocałowała mnie w usta, to w żaden sposób nie próbowałem o tym porozmawiać z Iną. Wiedziałem, że to złe, że zasługuje na jakieś wyjaśnienie, ale zakładałem, że jest świadoma tego, że nigdy bym jej nie zdradził. Dlatego niczym rasowy idiota, zamiast porozmawiać z nią, wolałem się upić. Dopiero po kilku godzinach odczytałem wiadomości, które wysłał mi Mathias i wytrzeźwiałem w mgnieniu oka. Emily od razu powiedziała, gdzie mamy jechać i tym sposobem wylądowaliśmy w parku, niedaleko cmentarza, gdzie pochowani byli rodzice Iny. Gdy dojechaliśmy na miejsce, Mathias szarpał się z zapłakaną Iną i kompletnie straciłem nad sobą panowanie. Gdyby nie Chris, to pewnie bym go zabił. Zamykam oczy, bo chociaż bardzo bym chciał, nie potrafię tego wszystkiego wyrzucić z głowy. Nie ułatwiają tego siniaki, które ten skurwiel zostawił na rękach Iny. Dziewczyna wpatruje się w ścianę, a ja nie wiem, jak zacząć rozmowę. Od przeprosin za to, że jestem kretynem? Od zapytania jak się czuje? A może po prostu ją przytulić i liczyć na to, że mnie nie zostawi. Bo właśnie tego się boję. W ciągu zaledwie kilku godzin widziała prawdziwego Williama. Dupka, przepełnionego agresją, który nie myśli o innych. I chociaż starałem się udawać, że to wszystko minęło, to wciąż we mnie tkwiło. Głęboko, ale jednak.
- Podobała ci się impreza? - Jej pytanie mnie zaskakuje. Spoglądam na nią i ku mojemu zaskoczeniu, nie widzę w niej żadnej złośliwości.
- To ostatnie, o czym powinniśmy teraz rozmawiać — wzdycham, siadając na jej łóżku. Modlę się, by się ode mnie nie odsunęła, bo wiem, że ten gest by mnie złamał.
Widzę, jak marszczy nos. Robi tak zawsze, gdy w głowie prowadzi dialog sama z sobą. Boję się tego, co za chwilę może wypaść z jej ust, dlatego biorę głęboki oddech i na chwilę zamykam oczy.
- Mam starszego brata — zaczynam, a ona spogląda na mnie z zaskoczeniem. - Nazywa się Nikolai i nie utrzymuję z nim kontaktów — wzdycham. - Miałem też młodszą siostrę, Amalie — na chwilę przerywam i zastanawiam się, czy dam radę powiedzieć to wszystko, co zaplanowałem. - Kiedyś pytałaś mnie, dlaczego mam takie dziwne stosunki z rodzicami — posyłam jej szybkie spojrzenie. - Moja mama jeszcze na studiach poznała ojca Niko, mieli krótki romans, który dziewięć miesięcy później został skwitowany narodzinami dziecka — parskam. - Jakiś czas później, poznała mojego ojca. Według opowieści ciotek, które jeszcze kiedyś utrzymywały ze mną kontakt, wynikało, że zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Ojciec tak wpadł po uszy, że niemal od razu dał Niko swoje nazwisko. Pobrali się z moją matką i tworzyli małą rodzinę. Jednak mojemu ojcu ciążyło to, że wychowuje nieswoje dziecko. To było jak policzek i tak powstałem ja — parskam. - Rok później urodziła się Amalie, która była oczkiem w głowie każdego. Kochałem ją jak nikogo — przenoszę wzrok na ścianę, czując, jak zasycha mi w gardle. - Była jak najjaśniejsza gwiazda na niebie. Jak pierwszy promyk o poranku, człowiek czuł przy niej, że żyje. Na swoje ósme urodziny dostała gigantyczny domek dla lalek. Dosłownie zajmował połowę jej pokoju, a do naszego domu wnosiło go pięciu kolesi — zaśmiałem się. - Gdyby była niższa o kilka centymetrów, sama mogłaby w nim zamieszkać. I chociaż kochałem ją całym sercem, strasznie się wkurzyłem. Bo ja na swoje urodziny dostałem brzydki samochód, który na domiar wszystkiego odebrał mi Niko. Pamiętam, że zacząłem kręcić nosem przy śniadaniu i to było strasznie odważne i jednocześnie głupie, wiesz? - Spojrzałem na nią, a ona tylko mi się przyglądała. - Mój ojciec uwielbiał nas straszyć, że odda nas do domu dziecka. Mówił, że jak będziemy się garbić, jak przyniesiemy słabe oceny, albo będziemy się źle zachowywać, to stracimy wszystko, co mamy i wylądujemy w domu dziecka — kręcę głową. - Niko zawsze się z tego śmiał, a ja na serio się tego bałem. Bo nie chciałem stracić tego, co miałem. Własnego, dużego pokoju. Gier, zabawek i całej reszty. Ale wtedy mnie to wkurzyło i Niko to podłapał. Powiedział, że ma dość tego, że jest traktowany gorzej od nas. I zaczęła się kłótnia. Kłótnia, która była najgłupszą rzeczą, jaka kiedykolwiek miała miejsce. Bo gdyby nie moje chore pretensje, to może Amalie by żyła.
- Amalie nie żyje? - Głos Iny jest cichy.
- Niko wybiegł z domu, a ja za nim. Był moim starszym bratem i jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, myślałem, że wszystko, co robi, jest właściwe. Wsiedliśmy do służbowego samochodu ojca i zaślepieni wszystkim zaczęliśmy majstrować przy stacyjce. Nie wiem, co wtedy chcieliśmy osiągnąć. Czy chcieliśmy uciec z domu? - Patrzę przed siebie. - Chcieliśmy zrobić na złość rodzicom? A może chcieliśmy po prostu zwrócić na siebie uwagę. Wszystko, co nastąpiło potem, jest najgorszym koszmarem, który codziennie odtwarzam w głowie. Rekonstruuję te wydarzenia i chociaż przekurewsko bym chciał, za każdym razem to wszystko kończy się tak samo. Amalie umiera, Niko się załamuje, moi rodzie się rozwodzą, a ja tracę człowieczeństwo. Przez te wszystkie lata łatwiej było mi obwiniać o to wszystko Niko. Bo to on prowadził, to on uderzył w latarnię i to on zabił Amalie. Później wmawiałem sobie, że to wina Amalie, bo po co wchodziła z nami do samochodu. Dlaczego nie zapięła tych przeklętych pasów? - Patrzę na Inę i orientuję się, że jej dłonie spoczywają na moich. - A tak naprawdę od samego początku to była moja wina, wiesz? Bo to ja byłem rozpieszczonym dzieciakiem, który nie potrafił pogodzić się z tym, że jego młodsza siostra dostała lepszy prezent. To były jej ostatnie urodziny — kręcę głową. - Gdyby nie mój upór, moja głupota, to Amalie wciąż by wśród nas była.
- Byliście dziećmi — mówi, a ja w głębi duszy cieszę się, że właśnie to powiedziała. - Pamiętasz, co powiedziałeś mi o wypadku moich rodziców? - Patrzy na mnie. - Powiedziałeś, że to nie była moja wina. Że nie miałam na to wpływu. I teraz powtórzę to tobie William. To nie była twoja wina. Sam wymieniłeś kilka czynników, które na to wszystko się złożyło — delikatnie gładzi mój policzek.
- Stałem się dupkiem — parskam. - Czasami się zastanawiam, jakim cudem Chris ze mną wytrzymywał, wiesz? Po śmierci Amalie, moi rodzice zaczęli zachowywać się jak roboty. Ojciec praktycznie rzecz biorąc, nie wracał do domu z pracy, a moja matka znalazła pocieszenie w alkoholu i ramionach przypadkowych mężczyzn — kręcę głową. - W ciągu dwóch lat, rodzina Magnusson przestała istnieć. Moja matka wyjechała na drugi koniec Norwegii, a ojciec przeprowadził się do Londynu. Mieszkałem kątem u ciotki, później u Chrisa a na końcu ojciec w ramach jakiejś chorej rekompensaty kupił mi mieszkanie. Odnoszę wrażenie, że nikogo tak naprawdę nie interesowałem, wiesz? Brzmi żałośnie, ale taka jest prawda. Miałem chyba piętnaście albo szesnaście lat, gdy straciłem dziewictwo. I gdy to się stało, coś we mnie pękło. Traktowałem to, jak zabawę, bo właśnie tego wszyscy chcieli, wiesz? Te wszystkie dziewczyny nie pytały, jak się czuję. Jak minął mi dzień. Nie pytały o to, czy chcę studiować, czy lubię swoje życie, czy cokolwiek innego. Nie, one przychodziły do mnie, bo chciały, by popularny chłopak je przeleciał. Niektóre wyobrażały sobie za dużo, ale ponownie, nie chciały mnie Williama — wzdycham — pragnęły wyobrażenia o mnie i mojej popularności. I wtedy spotkałem Noorę. Była kompletnie inna niż wszystkie dziewczyny. Nie chciała mnie i na każdym kroku dawała mi to do zrozumienia, ale ja miałem to gdzieś. Zaintrygowała mnie i pragnąłem jej całym sobą. Bo wzlotach i upadkach w końcu dopiąłem swego — uśmiecham się. - I było dobrze, wiesz? Ale nie cały czas. Zaczęliśmy się kłócić, a ja nie potrafiłem się przed nią otworzyć. Kochałem ją i byłem tego pewny, ale gdy przychodziło co do czego, to wolałem się z nią całować niż rozmawiać o swoich uczuciach — parskam. - Wyjechaliśmy do Londynu i to wszystko zweryfikowało. Niko, wykorzystał Noorę — rzucam — dzięki bogu do niczego nie doszło, ale sprawa była zgłoszona na policję. Chciałem, by Noora zrobiła z tym porządek. Dostała wezwanie i wróciła do Oslo. Sęk w tym, że wcale nie zrobiła tego, co powiedziała — kręcę głową. - Zawiodłem się na niej. Miała okazję wymierzyć sprawiedliwość. Niko, mógł wylądować w więzieniu nie tylko za to, co zrobił Noorze, ale i za to, co zrobił w dzieciństwie — biorę głęboki oddech. - Gdy powiedziała mi, że nie mogła tego zrobić, poczułem się tak, jakby dała mi w twarz. Zaczęliśmy się od siebie oddalać, aż pewnego dnia wróciłem do mieszkania, a jej po prostu nie było. Wróciła do Oslo i nawet się nie pożegnała — parskam. - A ja jak skończony idiota do niej wróciłem — kręcę głową. - Wróciłem, by znowu się z nią rozstać. Wiesz, co jest najgorsze? - Spoglądam na nią. - Że wszystkie ważne dla mnie kobiety ode mnie odchodziły. Najpierw Amalie, później moja matka, a na końcu Noora. I nie zniosę tego, jak ty też mnie zostawisz, wiesz? - Krzywię się. - Nie chcę brzmieć jak psychopata, nie chcę cię do niczego zmuszać, ale musisz mi uwierzyć, że ja nie jestem już tym samym Williamem co kiedyś. Wiem, że ciągle to powtarzam, ale nigdy bym cię nie skrzywdził. Nie chciałem, by Noora mnie całowała. Chciałem, byś to była ty. Bo odkąd cię poznałem, czuję się tak, jakbym w końcu żył Ina. Świadomość, że mam przy swoim boku kogoś, kto mnie wspiera i akceptuje to coś niesamowitego. Gdy widzę uśmiech na twojej twarzy, czuję się spełniony, bo wiem, że potrafię ci dać szczęście. I ja chcę ci je dawać, wiesz? - Widzę, jak po jej policzku spływa łza. - Chcę, byś była szczęśliwa ze mną Ina. Uwielbiam twoją siostrę i zrobię wszystko, byś mogła z nią zamieszkać. Chcę, by nam się udało. Byśmy z każdym dniem się poznawali i zakochiwali w sobie — patrzę w jej oczy. - Wiem, że jesteśmy młodzi i mamy przed sobą całe życie, ale chcę, byś wiedziała, że chciałbym spędzić je z tobą In. Chcę być widziała moje złe i dobre strony. Byś śmiała się z moich żartów i pocieszała mnie, gdy coś mi się nie uda. Bym po ciężkim dniu mógł się do ciebie przytulić. Chcę, żebyśmy oglądali bajki dla dzieci, leżąc w moim salonie — Ina przez chwilę się na mnie patrzy, po czym wybucha śmiechem. - Chcę być szczęśliwy Ina — mówię — i nawet nie wiesz, ile czasu mi zajęło, bym w końcu to zrozumiał i zrozumiał to, że szczęście nie przychodzi samo. Że trzeba o nie zawalczyć, czasami trzeba poświęcić jedno, by to drugie nas uszczęśliwiło.
- A ja chcę, byś był szczęśliwy William — uśmiecha się do mnie. - Bo już kiedyś ci to mówiłam, ale powtórzę jeszcze raz, jesteś tego wart — przytula się do mnie. - I chcę się w tobie zakochiwać i jeśli mogę zdradzić ci sekret, to chyba już to robię, wiesz? - Słyszę i czuję, jak moje serce zaczyna bić szybciej.
- To dobrze — uśmiecham się — bo ja też — gładzę ją po głowie. - Więc nie chcesz ze mną zerwać? - Pytam, by mnie czasem czymś nie zaskoczyła.
- Nie — kręci głową. - Ale następnym razem posłucham Chrisa i nie zaproszę żadnej twojej byłej dziewczyny na żadną imprezę — uśmiecha się słabo. - No, chyba że na nasz ślub — wybucha śmiechem — chociaż nie, bo jeszcze ukradną mi cię spod ołtarza — puszcza do mnie oko. - Cieszę się, że się przede mną otworzyłeś, wiesz? - Patrzy wprost w moje oczy. - Wiem, ile cię to kosztowało i jestem z ciebie dumna William — uśmiecha się do mnie.
- Ja z siebie też — mówię i chociaż brzmię jak dupek, to pierwszy raz od dawna nie czuję się jak on. Bo tylko ja wiem, ile to wszystko mnie kosztowało. Tylko William Magnusson wie, jak wyglądało, wygląda i będzie wyglądało jego życie, a wszyscy, którzy twierdzą, że coś o mnie wiedzą, bo słyszeli, jak pies sąsiadki z drugiego piętra coś o mnie szczekał, mogą się pieprzyć. Najwyższa pora przestać oceniać ludzi przez pryzmat wyglądu, plotek, czy własnego widzimisię. I właśnie to mam zamiar robić. Uśmiecham się do Iny i w końcu przyciągam ją do pocałunku, zostawiając za sobą całą swoją toksyczną przeszłość. Przeszłość, która mnie ukształtowała. Przeszłość, której w sumie jestem wdzięczny. Przeszłość, która dzięki bogu jest już tylko przeszłością. Bo liczy się teraźniejszość, na którą mam wpływ. I liczy się przyszłość, która miejmy nadzieję, że wynagrodzi mi wszystko to, co dotychczas mnie spotkało.
KONIEC
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro