Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6.1 FREDAG


W Londynie było coś, co sprawiało, że czułem się dobrze. Oslo było ciche, spokojne i tak cholernie swojskie, że czasami doprowadzało mnie do szaleństwa. W Oslo, większość osób wiedziała, kim jestem. Słyszeli o rodzinie Magnusson, o tym, co kiedyś się wydarzyło i przyczyniali się do tworzenia, coraz to nowych plotek. Obiło mi się o uszy tyle wersji, tego przeklętego wypadku, że czasami zastanawiałem się, czy on naprawdę wyglądał tak, jak to zapamiętałem. Tutaj byłem jednym z wielu. Bezimiennym chłopakiem. Turystą, który niczym się nie wyróżnia. Wpatrywałem się w panoramę Londynu, która prezentowała się przez gigantyczne hotelowe okno. Ojciec jak zwykle się postarał i załatwił mi pokój w jednym z najlepszych hoteli. Opłacił w nim kilka nocy, jakby wiedział, że właśnie tego potrzebuję. W głowie układałem sobie to, co chciałem mu powiedzieć. Wiedziałem, że się nie zgodzi, że zarzuci mnie swoimi wymaganiami, a ja nie będę umieć im sprostać. Albo po prostu nie będę chciał. Sęk w tym, że potrzebuję tego, co miałem kiedyś. Potrzebuję własnej przestrzeni, w której mógłbym robić, co tylko zechcę. Klucze do mojego starego mieszkania oddałem ojcu, więc nie miałem co liczyć, że mi je odda. Ale przecież może kupić mi nowe. Jestem jego jedynym synem i coś od życia mi się należy. Zapiąłem czarną koszulę i wzrokiem poszukałem spodni. Zlokalizowałem je na fotelu, do którego podszedłem. Mój telefon wibrował całą noc, co doprowadzało mnie do szaleństwa. Przecież powiedziałem, że wyjeżdżam. Chrisowi. A znając życie, Chris powiedział Evie, a Eva Noorze. Więc skoro wiedziała, gdzie jestem, dlaczego nie dawała mi spokoju? Typowe zachowanie. Niech wykorzysta ten czas na przemyślenia, bo nie mam zamiaru kolejny raz pakować się w związek, w którym ktoś mi nie ufa. Nie mam na to ani siły, ani ochoty. Gdy jestem już ubrany, kieruję się do łazienki, gdzie poprawiam włosy i próbuję się uspokoić. Mój ojciec mnie przeraża. Kocham go, ale jego dystans i brak jakichkolwiek uczuć bywa męczący. Wychodzę z pokoju, wkładając do kieszeni telefon i kartę hotelową. Zjeżdżam windą na parter, w którym mieści się restauracja, w której umówiłem się ze swoim ojcem. Siedzi przy stoliku i czyta gazetę. Chociaż jest już po pracy, wciąż ma na sobie garnitur i mogę się założyć, że na stole poukładane są jego telefony. Podchodzę do niego, a ten kieruje na mnie swój wzrok. Uśmiecha się, ale to jeden z tych uśmiechów, który serwuje swoim wspólnikom. On chyba nie ma innych min, bo rzadko kiedy widziałem coś, co wyglądało na po prostu ludzkie.

- Hej – uśmiecham się do niego, przysuwając krzesło do stołu.

- Witaj William – oficjalny ton, nie wróży niczego dobrego.

Ładna kelnerka przychodzi wziąć nasze zamówienie, a mój ojciec nawet nie dopuszcza mnie do słowa. Zamawia dwie czarne kawy, po czym zbywa dziewczynę. Mam ochotę mu coś powiedzieć, ale wiem, że jak mu podpadnę, to nie zgodzi się na moje prośby. Ma mnie w garści. Jak zwykle.

- Dlaczego chciałeś się ze mną widzieć? - Zapytałem, bo nie widziałem sensu, by owijać w bawełnę.

- Musimy porozmawiać – rzucił, wystukując coś w telefonie. Spojrzał na niego ostatni raz, po czym włożył urządzenie do marynarki. - Ale najpierw chciałbym się czegoś dowiedzieć – podniósł na mnie wzrok. - Zmądrzałeś w końcu, czy nie?

- Nie rozumiem – poruszyłem się na krześle, starając się panować nad sobą.

- Rozstałeś się z tą dziewczyną, czy nie? - No proszę, jaki bezpośredni.

- Nie – westchnąłem, chociaż tak naprawdę ciężko określić status naszego związku.

- Czyli nie zmądrzałeś – zaśmiał się gorzko. - Jednak coś musiało się stać, skoro przyjechałeś – zadrwił.

- O co ci chodzi, co? - Spojrzałem na niego, bo nie miałem ochoty na wysłuchiwanie tej samej śpiewki.

- O to, że twoja idealna – zadrwił – dziewczyna, najwyraźniej zrobiła coś, co się zirytowało synu. I ciekawi mnie, co to było.

- Nic – wzruszyłem ramionami, bo na pewno nie będę się mu wypłakiwał. Moje problemy, to ostatnia rzecz, która go interesuje.

- Mam przeczytać ci to, co mi odpisałeś, gdy oznajmiłem ci, że masz przyjechać? - Zaśmiał się. - Napisałeś, że masz studia i swoje życie, a mimo to przyjechałeś wcześniej, niż powinieneś. Więc co się stało?

- Bo jeszcze pomyślę, że się troszczysz – zadrwiłem.

- Posłuchaj mnie – złożył palce przed sobą, tak, jak w zwyczaju mają to politycy. - Odcięcie cię od pieniędzy miało być nauczką. Miałeś zobaczyć, że życie nie jest cholerną komedią romantyczną. I wiesz, co do mnie dotarło? Że mieszkasz u niej – skrzywił się. - Z innymi ludźmi. Mieszkasz u kogoś kątem, bo nie było cię stać na własne mieszkanie. Dlaczego nie zamieszkałeś z Christofferem? - Spojrzał na mnie uważnie.

- Chris jest w wojsku – przewróciłem oczyma. - Jego dziewczyna u niego mieszkała.

- To on też ma dziewczynę? Chryste, co się dzieje z tym światem – zaśmiał się, ale to nie było nic radosnego. - Nieważne – pokręcił głową. - Kobieta nie będzie sterować twoim życiem William. Zwłaszcza jeśli tą kobietą jest ta, która zostawiła cię jak jakiegoś głupca, bez słowa – jego wzrok aż palił. - Ośmieszyła cię i nie wierzę, że to mówię, ale także cię zraniła. Dobrze widziałem, jak nisko upadłeś, gdy cię zostawiła i co zrobiłeś? - Zaśmiał się. - Na jedno jej skinienie wróciłeś do Norwegii i wypiąłeś się na mnie – pokręcił głową. - Było warto William? - Spojrzał na mnie, a ja wiedziałem, że miał rację. Moje zachowanie z pewnością nie było odpowiedzialne, ale Noora była jedyną osobą, no, oprócz Chrisa, która trzymała mnie przy normalności. Chris widział wszystkie moje stany, które przechodziłem i zawsze mnie wspierał, chociaż nie było łatwo. A później pojawiła się Noora i dostrzegłem, że z nią mogę dzielić swój ból, który czasami mnie wręcz parzył. Ale to się nie działo. Z czasem zrozumiałem, że Noora dokłada mi tego bólu, co nie było normalne. Bałem się, że znów zostanę sam. Nawet Chris się zmienił, a ja wiedziałem, że gdy będę sam, będę prowadził to samo życie, które miałem w liceum. Byłem na to za stary i nie oszukujmy się, teraz nie miałbym nawet kompana do zabawy.

- Było warto? - Powtórzył, a ja tylko przygryzłem wargę. - Nie było William – odpowiedział za mnie. - Widzę, że coś cię gryzie i tylko dlatego, że wiem, że będzie gorzej, chcę ci pomóc.

- Co? - Spojrzałem na niego z niedowierzaniem.

- Wolałbym, żebyś mieszkał tutaj, ale wiem, że w Oslo masz uczelnię, więc nie będę cię z tego wyrywał. Nie mniej jednak masz mieszkać sam. Moja sekretarka już szuka jakiegoś mieszkania, które byłoby blisko twojego wydziału. Gdy coś znajdzie, od razu mi prześle wszystkie dane, a ty sobie pojedziesz i je obejrzysz. Jak będzie ci odpowiadało – przerwał – mieszkanie jest twoje, a jeśli nie, to poszukamy dalej. Pasuje ci to?

- Gdzie jest haczyk? - Zaśmiałem się, bo ciężko mi uwierzyć, że mój ojciec bez niczego sprezentowałby mi mieszkanie.

- Masz nie mieszkać z tą dziewczyną – skrzywił się. - Nie każę ci z nią zrywać, chociaż to byłoby najrozsądniejsze, ale masz z nią nie mieszkać. Wasze wspólne pomieszkiwanie tutaj było katastrofą i ciężko mi wyobrazić, jak musiało wyglądać wasze życie w Oslo, gdzie na pewno gnieździliście się w dużo mniejszym mieszkaniu.

- I co – spojrzałem na niego, kiedy kelnerka w końcu przyniosła nasze kawy. - Ot tak kupisz mi mieszkanie? - Zadrwiłem.

- Jeśli spełnisz moją prośbę to tak. Zresztą to nie pierwszy raz, gdy kupuję ci mieszkanie synu – zaśmiał się. Ale po chwili spoważniał. - Zgadzasz się na to?

- Tak – odpowiedziałem, bez zawahania się. Na mieszkanie z Noorą zdecydowanie jest za wcześnie. To nas niszczy, co jeśli mam być szczery, nie wróży nic dobrego, ale nie chcę teraz o tym myśleć.

- W porządku. Więc skoro to ustaliliśmy, muszę ci coś powiedzieć – rozpiął guzik swojej marynarki, po czym upił łyk kawy. - Twoja matka się z tobą kontaktowała, prawda? - Spojrzał na mnie, a ja zmarszczyłem czoło.

- Nie – pokręciłem głową, bo nic takiego nie miało miejsca.

- Czyli nie dostałeś żadnej wiadomości z prośbą o rozmowę czy tam kontakt? - Spojrzał na mnie uważnie, a do mnie dotarło, że faktycznie coś takiego było.

- Zaraz – wyciągnąłem telefon i przejrzałem wiadomości. - Mam – rzuciłem – od nieznanego numeru.

- To twoja matka – westchnął, po czym mocniej oparł się o oparcie krzesła. - Dodatkowo mogę się założyć, że przypomniał sobie o tobie też ten drugi. Znaczy syn twojej matki – skrzywił się, a ja od razu domyśliłem się, że chodzi mu o Niko.

- To prawda – skinąłem głową. - Wiesz, o co im chodzi? - Spojrzałem na niego, a on spuścił wzrok.

- Twoja matka miała zawał – rzucił, jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem. - Jeśli mam być szczery, to kompletnie by mnie to nie zainteresowało, ale jest coś, co sprawiło, że to też moja sprawa.

- Co takiego?

- Podczas operacji i tych wszystkich badań, które miała, wyszło, że twoja matka ma jakąś wadę serca – sięgnął po kubek z kawą. Upił łyk, po czym spojrzał na mnie. - To coś poważnego – westchnął. - Choroba się nie objawia, a atakuje znienacka, tak jak było to z twoją matką.

- Po co mi to mówisz? - Pokręciłem głową, bo nie bardzo rozumiałem, o co mu chodzi.

- Lekarze powiedzieli, że to choroba genetyczna  – westchnął, a ja poczułem, że robi mi się sucho w ustach. - Musisz zrobić badania. Dlatego twoja matka chciała się skontaktować.

- Na pewno nie jestem chory – zaśmiałem się. - Badałem się i nigdy nic mi nie było – spojrzałem na niego.

- Musisz się przebadać William. Nikolai już to zrobił i z tego, co słyszałem, to on jest zdrowy – spuścił wzrok.

- Co to oznacza? - Pokręciłem głową.

- Że albo jesteś zdrowy, albo to ty jesteś kolejnym ogniwem z chorobą genetyczną William – spojrzał na mnie, a ja poczułem, że muszę stąd wyjść.



______

Za nami pierwszy "odcinek"! Jeżeli nie ma żadnych uwag, to właśnie już tak do końca będzie wyglądało to opowiadanie.

czas - to jest słowo klucz tej historii

I jak wrażenia moi Drodzy? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro