Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Kolejne trzy dni minęły nam rytunowo. Codziennie budziliśmy się o tej samej godzinie, ja szykowałam się do pracy, a Theo do przedszkola. Po pracy odbierałam synka z placówki szliśmy na długi spacer, potem wracaliśmy na obiad. Wieczorem opowiadaliśmy sobie co ciekawego wydarzyło się przez pierwszą połowę dnia.

W piątek wieczorem jak co dzień usiedliśmy na kanapie z gromadką pluszaków. Dziś do naszych słuchaczy należy świnka Pepa, piesek Jefy, delfin Chlapek, krówka Mu i Zebra bez imienia.

- No, to co tam w przedszkolu? - zapytałam synka.

- Dziś był tata Robert'a. - chwalił się Theo.

- Tak? - zapytałam z udawanym niedowierzaniem. - A o czym wam opowiadał?

- Ten pan jest strażakiem i gasi ogień. - mówił z wielkim przejęciem.

- Woow. - udawałam bardzo zaciekawioną. - Na prawdę?

- No i mówił, że uratował kiedyś jakąś panią, bo gdyby nie on, to by się spaliła. Bo pożar był.

- No super. - w moim głosie wciąż był niesamowity entuzjazm.

- A za tydzień przyjdzie tata Sindy. - a twój tata nigdy nie przyjdzie, pomyślałam.

- Mamo.. - zaczął Theo, dość smutnym głosikiem. Otworzył buzię, aby dokończyć zdanie, lecz przerwał nam dzwonek do drzwi.

- Poczekaj kochanie, zaraz wrócę. - pocałowałam synka w czubek głowy i ruszyłam w stronę drzwi. Słyszałam tylko jak Theo rozmawia ze swoimi misiami. Bardzo ciekawiło mnie kto może stać na klatce schodowej, czekając, aż otworzę.

Otworzyłam drzwi, a nich zauważyłam Cody'ego. Co on tu robi!? Czego on ode mnie chce!?

- Co ty tu robisz? - zapytałam bez przywitania.

- Nie chciałaś się spotkać, więc postanowiłem przyjść. - stwierdził jakby było to coś normalnego. Co za tupet. Przecież nie mieliśmy ze sobą kontaktu tak długo. Co mu nagle odwaliło?

- Możesz mi powiedzieć, co ty ode mnie chcesz? - zapytałam dość agresywnie. - Sory, ale nie mam czasu na jakieś twoje gierki.

- Chciałem zobaczyć swojego syna. - co kurwa? Jego syna? Nie no ciekawie.

- Cody, czy ty się dobrze czujesz? - zapytałam sarkastycznie, śmiejąc się jednocześnie.

- Mamo, kto przyszedł? - Theo podbiegł do mnie i objął moja nogę. Jest dość nieufnym dzieckiem.

- Cześć synku. - zwrócił się Cody do MOJEGO synka.

- Kochanie, idź włącz sobie bajkę. Zaraz przyjdę. - pogłaskałam synka po główce, udając, że wszystko w porządku. Zamknęłam drzwi, zostając z Cody'm na klatce schodowej.

- Co ty odpierdalasz?! Nie pomyliło co się coś!? - próbowałam nie krzyczeć, aby mały nie słyszał.

- Wiem, że to jest mój syn. - zareagowałam na to śmiechem.

- To jest syn Zac'a i nie wiem, co sobie ubzdurałeś. Przecież my nawet ze sobą nie spaliśmy! - mówiłam bardzo wkurzony głosem.

Nie wiem co mu strzeliło do tego pustego łba. To jest psychicznie i fizycznie niemożliwe. On się powinien leczyć.

- Ale mógł być mój. Ty miałaś być moja. - chwycił mnie za rękę, jakby chciał mnie uderzyć.

- Puść mnie idioto! - krzyknęłam.

- Musisz być ze mną! - to zabrzmiało jak groźba.

- Kurwa, zostaw mnie! Nigdy z tobą nie będę i nie wiem, co sobie wymyśliłeś! - próbowałam się wyrwać, ale nie mogłam siły. Bałam się, że Theo zaraz wyjdzie i będzie musiał na to patrzeć.

- Zostaw ją gnoju. - Ethan wybiegł z mieszkania i odciągnął ode mnie Cody'ego. Zaraz za nim wyszła jego siostra.

- Co znalazłaś tatusia dla mojego synka? - zapytał ironicznie mój były chłopak.

- Theo nie jest twoim synem! Czego ty nie rozumiesz ?!

- Wyjdź! - Ethan wskazał palcem na schody.

- Możesz iść do Theo? - zapytałam cicho siostrę Ethan'a, a ona wykonała moje polecenie.

- Nie wyjdę, póki nie zobaczę swojego syna!

- Wyjdź, bo zadzwonię po policję! - sąsiad nadal próbował go wyrzucić.

- Raczej po karetkę. Przecież ja nawet z tobą nie spałam! Ty jesteś chory!

- Jeszcze się policzymy. - zagroził mi Cody, po czym wyszedł z bloku.

Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. Jedyny raz, w którym był agresywny, to wtedy kiedy uderzył Eric'a. On jest jakiś chory? Brak mi słów.

Tradycyjnie łzy poleciały mi po policzkach. Ethan podszedł bliżej mnie.

- Wszystko w porządku? - zapytał, spoglądając w moje zapłakane oczy. Dawno nie bałam się tak jak dziś. I to Cody'ego.

- Tak. Dziękuję. - otworzyłam drzwi od mieszkania, ręką zapraszając do niego Ethan'a.

- Jeden, dwa, trzy. - słyszałam, jak Hazel liczyła razem z moim synkiem.

- Zrobić wam kawy? - zapytałam ocierając łzy, aby nie dojrzał ich Theo.

- Nie chcemy robić ci kłopotu. - tłumaczył się Ethan.

- To nie kłopot. Jestem wam coś winna. - stwierdziłam, wstawiając wodę na kawę.

- Dziękuję, że zajęłaś się Theo. - zwróciłam się do Hazel, która nadal bawiła się z moim synkiem.

- Hazel chce być przedszkolaką, więc musi się przyzwyczajać. - oznajmił Ethan, a jego siostra tylko się uśmiechnęła.

- Jeśli chcesz, możesz przychodzić tu częściej. - zaprosiłam zalewając kawę.

- Bardzo chętnie.

- Przepraszam, że pytam, ale kim był ten chłopak? - zapytał sąsiad, gdy podałam kawę na stół.

- Mój były. - powiedziałam bez przekonania. - Zerwałam zanim zaszłam w ciążę. Po za tym, to nie możliwe, żeby było to jego dziecko. Nie wiem, co sobie ubzdurał. - tłumaczyłam się dość nerwowo.

- Nie przejmuj się. - pocieszył mnie. No co innego miał powiedzieć? - A co z prawdziwym tatą Theo?

Przez chwilę nie odpowiadałam, bo nie bardzo wiedziałam co. Nie chciałam żalić mu się z wszystkiego. Znam go dopiero drugi dzień. Nie wiem o nim nic, on w sumie o mnie też. No może poza tym, że mam psychicznego byłego.

- Przepraszam, nie powinienem pytać. - powiedział lekko zmieszany.

- Rozumiem twoją ciekawość, ale nie chcę o tym rozmawiać. - stwierdziłam, że tak będzie lepiej.

***

Rozmawiałam z Ethan'em przez około dwie godziny. Było bardzo miło. Mój sąsiad okazał się na prawdę fajną osobą. Jego siostra wciąż bawiła się z Theo.

Przez cały ten czas, nie myślałam o Cody'm. Dopiero, gdy goście opuścili moje mieszkanie, usiadłam bezsilnie i zaczęłam o tym wszystkim myśleć.
Na prawdę nie potrafię wytłumaczyć sobie jego zachowania. Nie ma najmniejszych podstaw, aby twierdzić, że Theo jest jego synem. Po za tym, teraz nagle sobie o mnie przypomniał? Myślał, że zapuka do drzwi, a ja rzucę się mu na szyję i powiem synkowi "to twój tata"!?

Aby znów nie musieć rozmyślać o tym debilu, postanowiłam się czymś zająć. Wykąpałam synka i położyłam go spać. Siedziałam przy jego łóżku, głaszcząc go po główce.

- Mamo, znasz tego pana co przyszedł? - zapytał Theo. Nie wiedziałam, o którego "pana" mu chodzi.

- Tego, co pił ze mną kawę? - chciałam się upewnić. Nadal gładziłam go po ciemnych włoskach.

- Nie. Ten co krzyczał. - wyjaśnił. Czyli jednak chodziło mu o Cody'ego. - To mój tata? - zapytał, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.

- Nie, kochanie. Temu panu się coś pomyliło. - łza zakręciła mi się w oku.

- To dobrze, bo bałem się go.

- Obiecuję, że już nigdy nie przyjdzie. - powiedziałam, aby nie martwić synka. Właściwie to sama bałam się tego, że któregoś dnia ponownie pojawi się pod moimi drzwiami.

- Kocham cię. - w głosie synka usłyszałam, że jest zmęczony.

- Ja ciebie też. - pocałowałam go w czółko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro