Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

- To jest ta.. - nie miałam pojęcia jak to wytłumaczyć. Tata, który cię nie kocha? - taki mój kolega. - wyjaśniłam.

Być może kiedyś będę tego żałować. Kiedy Theo będzie starszy, na pewno będzie pytać, kim był jego tata i jak wyglądał. A jeśli kiedyś się spotkają i okaże się, że to nie tylko kolega.

- Nigdy go nie widziałem. - po tych słowach coś we mnie pękło. Łza zakręciła mi się w oku.

- Może kiedyś zobaczysz. - przytuliłam do siebie synka.

Ja sama nie mam mamy i wiem jak to jest. Bardzo mi jej brakuje, choć jestem już dorosła. Theo to jeszcze dziecko. Nie może rozumieć tego, że tata go nie chce.

- Chodź, pokażesz mi jak poukładałeś swoje rzeczy. - wstałam ocierając łzy, które bezwładnie poleciały mi po policzkach. Chwyciłam Theo za rączkę. On natomiast usiadł na podłodze.

- Nie mam nóżków. - mówił wesoło, chcąc, abym go zaniosła.

- Nie mam rączek. - droczyłam się z nim.

- A ja nie mam nóżków! - krzyknął złośliwie, lecz wyglądał przecudownie.

- Mówi się nóżek. - poprawiłam go.

- No to nie mam nóżek. - wzięłam synka na rączki i radośnie udaliśmy się do pokoju.

***

Obudziłam się o 6:45 za pomocą budzika. Theo spał obok mnie. Przyszedł do mnie w nocy, gdy się przebudził. Na szczęście dźwięk mojego telefonu nie przerwał mu snu. Wykorzystałam moment, że Theo jeszcze nie wstał i udałam się do łazienki. Ubrałam się w szarą, elegancką spódniczkę i białą koszulę. Dziś pierwszy dzień w nowej pracy. Muszę wyglądać na osobę wartą zatrudnienia. Zrobiłam makijaż, który zajął mi naprawdę niewiele czasu. Po urodzeniu synka, nauczyłam się szybkiego szykowania.

Równo o siódmej zbudziłam maluszka. Do tej pory, zawsze wstawał sam, o tej godzinie, o której sam się obudził. Nie miałam pojęcia, jak zniesie przymusowe opuszczenie łóżka, a właściwie kanapy.

Kilka minut zajęło mi wyciągnięcie synka z krainy zwanej snem.

- Coś ci się śniło? - zapytałam, gdy Theo otworzył oczka.

Rozmawiam z nim bardzo dużo z dwóch powodów. Pierwszy jest taki, że przez ciągłe mówienie do niego, uczę go wielu słów, opisywania sytuacji i kontaktów z ludźmi. Drugim powodem jest to, że rozmawiając z synkiem nie czuję się samotna. Nawet jeśli nie potrafi mi odpowiedzieć, albo zwyczajnie mnie nie słucha, przynajmniej mam do kogo się odezwać.

- Yhy. - wymruczał Theo zaspany głosikiem, przytakujac przy tym głową.

- A co? Bo mi się śniło, że byliśmy na placu zabaw. - próbowałam na wszystkie sposoby go rozbudzić.

- Śnił mi się tata. - powiedział dumnie, a mnie po prostu zatkało. Jak może śnić mu się ktoś, kogo nigdy nie widział?

- Jak to tata? Jesteś pewnien? - zasypałam małego pytaniami.

- Tak, mówił do mnie, że on jest moim tatą. Ty też tam byłaś. - mówił z wielką satysfakcją.

- A jak wyglądał ten tata? - przed ostatnim słowem chwilę się zawachałam.

- Nie pamiętam. - powiedział rozkładając ręce, potwierdzając tym samym swoją niewiedzę - Kiedy jedziemy do przedszkola? - zmienił temat. Może to i lepiej, że nie chciał ciągnąć tematu taty ze snu.

- Jak się uszykujesz, misiu. - pocałowałam synka w czółko i ruszyłam w kuchenną część pomieszczenia. - Co chcesz na śniadanko?

- Yyy.. - zastanawiał się przez chwilę.
- płatki.

- Kochanie nie mamy płatków. - zupełnie zapomniałam o nich podczas zakupów.

- Nie kupiłaś? - zapytał załamany.

- Zrobimy coś innego.

- Ja chcę płatki! - wykrzyczał.

- Jutro zjemy płatki, obiecuję. A dziś zrobię coś innego. - próbowałam go przekonać, choć byłam pewna, że szybko nie odpuści.

- Mama ja chce płatki. - z jego oczu wyłoniły się łzy. Byłam prawie pewna, że specjalnie wymusza płacz, jak robi prawie każde dziecko w jego wieku. Przecież nie puszczę go głodnego do przedszkola, bo nie mam w domu płatków.

- Chodź idziemy się ubrać, zaraz coś wymyślę. - chwyciłam małego za rączkę i poszliśmy do pokoju. Pomogłam mu się ubrać, wciąż myśląc, skąd wykombinować płatki.

Postanowiłam chwycić się ostatniej deski ratunku, czyli sąsiadów, których nawet nie znałam. Ubrałam laczki i razem z synkiem wyszłam na klatkę schodową. Z pewnością będę czuła się głupio, prosząc kogoś o płatki. Ale czego nie robi się dla dziecka.

Już po chwili zapukałam do drzwi z numerem 3, znajdujących się naprzeciwko moich. W drzwiach pojawił się wysoki mężczyzna, o kruczo czarnych włosach. Wyglądał na mniej więcej trzydzieści lat. Stał w bokserkach i szarej koszulce bez nadruku. Był bardzo przystojny. Przez chwilę zabrakło mi słów.

- Dzień dobry. - wydusiłam z siebie, a mężczyzna spojrzał na mnie niepewnie. - Ja mieszkam naprzeciwko, przeprowadziłam się przedwczoraj. - mówiłam szybko, aby jak najprędzej skończyć tą kompromitującą sytuację. - Głupio tak pytać, ale czy ma pan płatki? - mężczyzna uśmiechnął się szeroko. - Mój synek jest głodny i wymyślił siebie, że chcę płatki, a ja..

- Chwilkę. - przerwał mi mężczyzna, przymykając lekko drzwi. - Hazel! - zawołał jakąś kobietę.

- Tak? - usłyszałam głos nastoletniej dziewczyny. Jego córki?

- Masz płatki? - zapytał sąsiad.

- No. A czemu?

- Przyniesiesz? - bez odpowiedzi dziewczyna podeszła z paczką płatków czekoladowych.

- Dzień dobry. - przywitała się ze zdziwieniem dziewczyna. Wyglądała na około 15lat. Dość "dojrzale" jak na jego dziecko. Miała blond włosy i była prawie mojego wzrostu.

- Dzień dobry, dziękuję bardzo. Ratujecie mi życie. - uśmiechnęłam się, a zaraz po mnie moi sąsiedzi.

- Płatki! - ucieszył się Theo.

- Podziękuj. - pouczyłam synka. Już po chwili z jego ust wyszło słowo "dziękuję".

- Nie ma za co. Czego się nie robi dla dzieci. - odpowiedział mężczyzna, a dziewczyna udała się z powrotem do mieszkania.

- No tak. Widzę, że pan coś o tym wie. - wskazałam głową na wnętrze mieszkania, na znak tego, że chodzi mi o tę dziewczynę.

- To moja siostra. - zaśmiał się. - Po za tym to jestem Ethan. - podał rękę.

- Katie. - odwzajemniłam gest. - A to jest Theo. - wskazałam ręką na synka, trzymającego płatki. - Właściwie to śpieszmy się do przedszkola. Jeszcze raz dziękuję. - pożegnałam się z Ethan'em i wróciłam do mieszkania.

***

Pierwsza połowa dnia mijała mi bardzo długo. Przez cały czas pracy myślałam o tym, jak Theo odnajduje się w przedszkolu. Bardzo chętnie do niego poszedł i bez żadnych problemów rozstał się ze mną, jednak i tak się o niego martwię. Może niepotrzebnie.

W przychodni, w której rozpoczęłam pracę, panowała bardzo przyjazna atmosfera. Moja szefowa, znajoma p.Miller, okazała się naprawdę miłą kobietą. Tak samo jak Victoria, druga pracownica.

Po odebraniu synka z przedszkola udaliśmy się na długi spacer, a po drodze odwiedziliśmy sklep, aby kupić płatki oraz dużą czekoladę, aby podziękować siostrze Ethan'a. Od razu po powrocie do bloku, zapukałam do drzwi sąsiadów. Niestety nikt ich nie otworzył. Położyłam czekoladę na wycieraczce i dołączyłam malutką karteczkę z mojego notesu z napisem "dziękuję". Mam nadzieję, że nikt wcześniej jej nie ukradnie.

Wieczorem, gdy razem z synkiem układaliśmy zagrodę z klocków dla malutkich plastikowych zwierzątek, zadzwonił telefon.

- Mamusia zaraz przyjdzie. - powiedziałam do Theo, głaszcząc do po główce i udałam się do salonu, aby odebrać telefon.

Na ekranie zobaczyłam nieznany mi numer.

- Halo. - typowo zareagowałam na połączenie.

- Hej Katie. - usłyszałam głos Cody'ego. Już dawno wyrzuciłam jego numer z listy.

- Hej. - przywitałam się niepewnie.

- Dzwonie, żeby ci powiedzieć, że moja propozycja ze spotkaniem jest nadal aktualna. - oznajmił. Boże, co on ode mnie chce?!

- Nie wiem, czy to dobry pomysł. - stwierdziłam.

- Wiem, że kiedyś cię zraniłem. - zaczął się tłumaczyć.

- Cody ja muszę kończyć. Pa. - pożegnałam się szybko. Nie czekając na jego odpowiedź rozłączyłam się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro