Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział V

*rozdział nie sprawdzony x*

Lea
Po przejechaniu z powrotem do domu babci,poszłam do kuchni robiąc sobie jakieś mięso. W tym samym czasie dojrzałam karteczkę na stole.
"Pojechałam z twoją mamą i siostrą do Meksyku na parę dni.Nasza rodzina musi odpocząć. Nie martw się nic nam nie jest. Pieniądze na koncie w banku, karta kredytowa jest w szafce nad zlewem w kuchni.
Kocham mocno. Babcia
Chyba sobie jaja dziś ze mnie wszyscy robią.

-Ja pierdole...- powiedziałam pod nosem. Wyjrzałam przez okno widząc jakiegoś małego chłopca. Stał sam pod drzewem. Miał góra 7 lat. Spojrzał na mnie a jego oczy były srebrne.

-Co do cholery...- stał tam, w krutkich spodenkach, w koszulce na ramiaczkach. Był bosy. Wyszłam przed dom, a on stał tam dalej. Pod drzewem. Podeszłam do niego, zachowując bezpieczną odległość.

-Zgubiłeś się??- zapytałam, a on pokręcił głową na nie.

-Co tu robisz?- zapytałam.

-Uciekłem od nich. Były źli.- powiedział cicho.

-Od kogo słoneczko?- zapytałam cicho i podeszłam bliżej i schyliłam się na wysokość jego małej twarzyczki. Jego czarne jak smoła włosy były roztrzepane, a oczy cały czas świeciły srebrem.

-Od łowców...- szepnął, a łzy zaczęły spływać po jego policzkach. Dopiero teraz zobaczyłam, że jego nadgarstki były we krwi i rany jeszcze dobrze się nie zagoiły. Koszulka trochę podarta również cała we krwi. Jego chude ramiona były trochę zwęglone co znaczy że mógł być rażony prądem.

-Jak się nazywasz skarbie???- zapytałam i wzięłam jego trzęsące się ciałko na ręce. Deszcz zaczął padać a ja poszłam z nim szybko do domu.

-Nazywam się Andrew Blake proszę pani.- powiedział i objął moją szyje swoimi małymi ramionami.

-Mów mi Lea aniołku.- powiedziałam, biorąc koc i okrywając nim go. Gdybym była jeszcze w ich stadzie, pewnie dzwoniłam bym do Derek'a albo Scott'a. Wyjęłam komórkę i przejrzałam kontakty. Weszłam w jeden: Lecznica zwierząt. Deaton i Scott. Spojrzałam na Drew i kliknęłam zieloną słuchawkę. Odebrał po kilku sygnałach.

-Lecznica dla zwierząt słucham.- powiedział miło Scott do słuchawki. Przeraziłam się.

-Mogę prosić szefa do t-telefonu?- zająknęłam się.

-Lea?!!?- wrzasnął.

-Nie. Święta krowa. Proszę Scott. Daj mi Deaton'a do telefonu.- prawie płakałam, mały Andrew trząsł się.

-Coś ci się stało?!- prawie krzyczał, a oczy chłopca przybrały z powrotem naturalny kolor. Jedno oko zielone, drugie niebieskie. Gdzieś takie już widziałam. Cameron i Dallas.

-Lea, jesteś tam?!- krzyknął.

-Tak, tak. Deaton może przyjechać jak najszybciej? Proszę Scott. Mi nic nie jest. Błagam Scott. Nie chce cię prosić bo to wszystko była moja wina, ale błagam.- łzy zaczęły płynąć, Drew płakał a ja czułam te jego cholerne emocje. Strach, smutek, przerażenie, ból... Pukanie do drzwi rozległo się dość głośno.

-O-otwarte.- usidłam koło chłopca i przytuliłam go do siebie i zabrałam trochę jego bólu. Do pokoju wszedł Isaac, Scott i Deaton.

-Ja pieprze...- powiedziałam cicho.

-P-pomóż mu Deaton...- załkałam. Deaton ściągnął wszystko ze stołu i przełożył tam rannego chłopca. Ja nie chciałam puścić jego rączki. Jego oczy się zamknęły. Zemdlał. Scott podniósł mnie z ziemi i przytulił.

-Ćśś nic mu nie będzie. Wyzdrowieje.- szepnął. Wyrwałam mu się i wybiegłam z domu. Po zapachu dotarłam do domu bliźniaków. Wyważyłam drzwi. Zobaczyłam Dallas'a i Zack'a na kanapie.

-Znacie Andrew?!- prawie krzyknęłam. Dallas zmarszczył brwi, a po chwili oczy wyglądały jak pięć złoty.

-To nasz młodszy brat! Ale zaginął trzy lata temu...- przeraziłam się. Ile te dziecko musiało przejść.

-Jest u mnie w domu.- powiedziałam, a Cameron, Zack i Dallas wybiegli jak poparzeni z domu.

******************************
-Ile jeszcze mamy czekać?!- wrzasnął Dallas i uderzył w ścianę, robiąc ogromna dziurę.

-Naprawiasz to idioto...- mruknęłam.

-Oh zamknij się. Mojego braciszka torturowali przez trzy lata, a do tego nie mogę go zobaczyć, mimo że jest za tymi jebanymi drzwiami!!!- wrzasnął w tym samym momencie kiedy Deaton wyszedł z koszulką i ramionami we krwi.

-I co z nim?!- obaj bliźniacy krzyknęli w tym samym momencie.

-Wyzdrowieje.- powiedział.

-Lea musimy pogadać.- powiedział Scott, a za nim stał Isaac.

-Nie teraz.- powiedziałam.

-Możemy do niego wejść??- zapytali chłopcy.

-Oczywiście.- powiedział Deaton.

-Lea też chcesz?- zapytał Cameron.

-Jasne.- po chwili byliśmy już w środku. Cameron usiadł na podłodze łapiąc rączkę swojego brata. Dallas głaskał jego główkę, a ja z Zack'iem staliśmy koło nich. Zobaczyłam że Cameron zabiera ból małego Drew.

-Daj. Ja to zrobię.- powiedziałam i wzięłam jego drugą rączkę i zaczęłam zabierać bardzo duży ból dziecka.

-Bedzie dobrze Dallas. Zobaczysz.- Zack objął od tyłu, w talii swojego chłopaka.

-Nie wiem Zack... Nie wiem..- powiedział.

-Lea to ważne. Porozmawiaj z nami...- warknął Isaac.

-No dobra...- mruknęłam, klepiąc jeszcze Camerona po ramieniu wyszłam z nimi do kuchni.

****************************
Hejka hej. Przepraszam ze nie było mnie tak długo,ale byłam i jestem zajęta wakacjami i rose_online_ ❤ Ale powracam i może niedługo zrobię jakiś maraton 😱😁Jak się podoba??
CZYTASZ= ZOSTAWIASZ ŚLAD 😘😋

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro