Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wilk i lis

Uwaga
Na potrzebę opowiadania zwierzęta są lekko uczłowieczone, żeby lepiej oddać temat one shota. :)
To tyle
Have fun!

-----------------------------------

Ten dzień nie miał być nadzwyczajny dla pewnego stadka lisów.

Matka przesiadywała w pobliżu młodych, które biegały wokół i bawiły się wspólnie pośród licznych krzewów. Lisica dokładnie ich doglądała, gdy przeczuwała, że mogło wydarzyć się coś złego. To były jej pierwsze dzieci, chciała dać z siebie wszystko, żeby wypuścić w świat przystosowane do życia lisy, które później przysłużą się utrzymaniu gatunku.

Każdego dnia musiała mierzyć się z natrętnymi drapieżnikami, które w głodzie z chęcią dorwałyby młodego lisa. Pilnowanie nieświadomych zagrożenia szczeniąt okazało się znacznie trudniejszym zadaniem, niż się początkowo spodziewała. Jednocześnie dobierała odpowiednie ścieżki, by jak najbardziej skryć się w roślinności. Dziś zapowiadał się wyjątkowo spokojny dzień. Lekki wiatr powiewał, zruszając sierść matki. Odetchnęła spokojnie. Przeszło jej przez myśl, by zebrać dzieci i ruszyć w drogę powrotną do nory, ale nie miała serca przerywać im zabawy. Zdecydowała się poczekać jeszcze chwilę.

Rozległ się głośny szelest, a zaraz po nim szczekanie. Lisica się zerwała. Zwróciła się w stronę hałasu. Wydała ostrzegawczy odgłos w nadziei, że cokolwiek szło w tę stronę, zrezygnuje, gdy dowie się, że ktoś korzystał z tych terenów. Jednak odgłosy się nasilały. Lisicy wydawało się, że nie zbliżało się do niej tylko jedno zwierzę. Instynkt zadział. Pora uciekać. Poinformowała młode. Jedno złapała w pysk. Przypadkowe. W razie tragedii pozostawała nadzieja, że ostanie się to jedno młode.

Padł strzał.

Najbardziej oddalone szczenię padło. Zatoczyło się kilkukrotnie. Uderzyło z hukiem o konar pobliskiego drzewa. Lisica instynktownie się zatrzymała. Patrzyła otępiała. Kolejny huk. Niecelny. Matka ruszyła dalej, choć bolało ją serce, że zostawi ukochane dziecko na pożarcie. Szczekanie. Kolejne. Znacznie głośniejsze od poprzedniego.

Następne młode potknęło się o korzeń. Lisica zawróciła. Nie zdążyła. Ogromne czarne psisko porwało szczenię. Pozostał po nim lekki pisk, którego matka nie zapomni po kres swych dni.

Lisica się zatrzęsła. Trzymała ostatnie żywe dziecko. Nie wiedziała, gdzie biec, by zgubić pościg. Młode się kręciło przez niewygodną pozycję. Lisica ruszyła dalej. Dotarło do niej, że tylko tyle jej pozostało. Dobiegła do nory, schowała się wraz z ostatnim szczenięciem. Skuliła się. Odetchnęła kilkukrotnie. Pogładziła pyskiem pociechę, ciesząc się, że zdołała przynajmniej tyle zrobić.

Pochwaliła dzień przed zachodem słońca.

Niespodziewanie do nory wdarł się długi pysk psiska. Zdołał chwycić szczenię za ogon. Lisica zareagowała. Próbowała utrzymać młode. Na marne. Psisko okazało się silniejsze. Wyciągnęło piszczące lisiątko. Matka chciała wyjść, lecz warczenie innego psa sprawiło, że instynktownie się wycofała. Na szczęście jej nora miała dwa wyjścia. Czym prędzej wyskoczyła. Nie oglądała się. Nie zatrzymywała. Biegła, ile sił w łapach. Nie sprawdzała, czy psy goniły za nią, czy też nie. W pewnym momencie padła ze zmęczenia. Dyszała ciężko.

Minęło przynajmniej kilkanaście minut. Rozległ się kolejny szelest. Instynkt kazał uciekać, lecz lisica nie miała siły. Patrzyła, jak zbliżył się kat. Człowiek z dwoma psami u swego boku. Trzymał przerażającą, nieznaną lisicy rzecz. Zamknęła oczy. Przygotowała się na mrok.

Wtem nadeszła pomoc. Wielki, rudy wilk wyskoczył, rzucając się na człowieka. Wyrwał broń z dłoni myśliwego, który zdecydował się wycofać, wciąż patrząc na wilczura. Psy warczały, lecz posłusznie słuchały pana i nie atakowały drapieżnika.

Lisica otworzyła oczy. Obecność tak dużego zwierzęcia napawała ją niepokojem, pomimo zaistniałej sytuacji. Wilk podszedł do niej. Trącił ją pyskiem, sprawdzając, czy żyła, po czym bezpiecznie złapał ją za sierść. Lisica była przekonana, że stanie się następnym posiłkiem. Niestety, nie potrafiła się obronić. Zresztą, po co miałaby się starać? Zawiodła. Obiecała sobie, że ochroni młode, zadba, by bezpiecznie dożyły dni, gdy ruszą samotnie w dzicz. Tymczasem straciła wszystkie. W ciągu chwili. Wydawało jej się to nierealne. Włożyła tyle serca, a odebrał to człowiek, który zdawał się nie interesować uczuciami innych.

Lisica poczuła, jak wilk ułożył ją w norze. Ułożył się, otulając ją. Nie zapowiadało się, żeby szykował się do obiadu, a przynajmniej nie na tę chwilę. Postanowiła skorzystać z możliwe ostatniej chwili, by porządnie się wyspać, wsłuchując się w spokojny oddech wilka.

Zbudziło ją, gdy wilk się poruszył. Uniosła łeb. Patrzyła, co się działo. Towarzysz wyszedł z nory, otrzepał się z piachu, po czym łapą pogładził swędzący nos. Popatrzył na lisicę. Spokojnie. Przekręcił łbem. Podszedł powoli. Lisica się skuliła, a zaskoczony wilk się wstrzymał. Położył się, nie spuszczał wzroku. Podkulił uszy. Lisica nie rozumiała, dlaczego jej nie atakował. Nie. Zrodziło się inne pytanie. Gdzie stado? Czyżby natrafiła na samotnika? Może przeżył podobną stratę?

Lisica postanowiła się nie zbliżać. Nie wiedziała, czy mogła ufać wilkowi. Uratował ją, zaryzykował atakiem na człowieka, byleby wyrwać ją ze szponów śmierci; ale w jej sercu trwała niepewność połączona z rozdzierającą rozpaczą. Na samo wspomnienie się skuliła. W duszy prosiła, żeby wilk rzucił się na nią z zębiskami, przerwał wewnętrzne cierpienie. Nie zdarzyło się nic podobnego. Zamiast tego wilk podszedł, troskliwie trącił ją nosem i pogładził łapą. W lisicy coś zawrzało. Zerwała się i syknęła na towarzysza. Cofnął się, jeszcze bardziej kuląc uszy. Zaskomlał, po czym ułożył się w innym miejscu. Lisica natomiast pozostała w norze.

Noc minęła spokojnie. Nad ranem wiatr przyniósł lisicy zapach krwi. Poderwała się. Niepotrzebnie. To tylko wilk przyniósł jej świeżo upolowanego zająca. Trzymał go w pysku i czekał, aż lisica się obudzi. Położył go nieopodal nory. Odsunął się. Lisica patrzyła na zdobycz. Zgłupiała. Czyżby towarzysz zdecydował się o nią zatroszczyć? Dlaczego? Dla utuczenia? Dlaczego się tak starał? Niezależnie od przyczyny lisica przyjęła podarunek, gdyż zbyt bardzo bała się wychylać po poprzedniej sytuacji. Wilk wyraźnie się ucieszył. Zaczął merdać ogonem i wystawił jęzor. Wyglądał zabawnie. Lisica przypatrywała się z lekką radością. Nie sądziła, że tak ogromne zwierzę mogło zachowywać się z taką swobodą, jakby nie dbało o respekt i dumę.

Poranne śniadanie stawało się codziennością. Lisica myślała, że wilk w końcu straci cierpliwość, nakaże jej, żeby wreszcie sama poszła, by zdobyć jedzenie, jednak nie wydarzyło się nic podobnego. Wręcz przeciwnie. Wilk coraz śmielej przychodził, siadał coraz bliżej i bliżej, aż pewnego dnia lisica pozwoliła, by ułożył się obok. Powoli nieufność zanikała, a wraz z nią rozpacz. Choć wilk nie był w stanie w pełni zrekompensować straty, jakiej doświadczyła lisica, to wypełnił przynajmniej fragment pustki w sercu rudzielca. Na dodatek gdy natrafiała się chwila smutku, gdy lisica wyraźnie pokazywała wilkowi, że potrzebowała samotności, to ten przypatrywał się z bezpiecznej odległości, a czasem podchodził, by dać lisicy poczucie, że nie pozostawała zupełnie samotna.

Wreszcie lisica zdecydowała się wyjść z bezpiecznej strefy. Wilk zaskoczył się. Wciąż podążał za towarzyszką, rozglądając się po pięknym lesie, czy aby na pewno nic nie czaiło się w rogu. Lisicy wcale nie przeszkadzało jego towarzystwo. Wręcz przeciwnie. Czuła się bezpieczniej i śmielej kroczyła przez nawet gęste zarośla. Co jakiś czas oglądała się na kompana, szczekała cicho, po czym przyspieszała, sugerując zabawę. W końcu wilk zrozumiał przekaz, ruszył do biegu. Dotrzymywał tempa mniejszej koleżance. W międzyczasie przepłoszyli okoliczne stado danieli.

Przystanęli. Wilk zasygnalizował, by lisica podążyła za nim. Okazało się, że w pobliżu zbierała się grupka zajęcy. Akurat wiatr sprzyjał drapieżnikom. Lisica zaznaczyła, że tym razem sama załatwi sobie jedzenie. Wysunęła się naprzód. Skradała. Wypatrzyła jednego zwierzaka. Przełknęła ślinę. Wystarczyło wyczuć odpowiedni moment do wyskoku. Pół sekundy, gdy zając patrzył w innym kierunku, starczyło. A przynajmniej tak wydawało się lisicy. Szelest zdołał zaalarmować stado. Rozbiegło się i choć lisica się starała, nie zdołała dopaść zdobyczy. Pisnęła pod nosem. Opuściła łeb. Dotarł do niej wilk, który pocieszająco się otarł. Postanowił ponownie wyręczyć towarzyszkę.

Spacery stały się codziennością, a lisicy po kilku dniach udało się upolować samodzielnie zająca. Jednocześnie zdołała zebrać się z żałoby po szczeniętach. Nadal tęskniła, lecz zdołała uświadomić sobie, jak ciężko ukryć się przed człowiekiem, który korzystał z nieczystych zagrywek, by dopaść zwierzynę.

Lisica w międzyczasie odkryła kilka szczegółów o wilku. Dopatrzyła się paru blizn na nodze oraz zdartej sierści na karku. Najwidoczniej przeżył wiele i nie bez powodu polował bez watahy. Wybrał życie samotnika. Lisica zdecydowała pójść w jego ślady. Nie chciała drugi raz angażować się w życiu swojego gatunku. Skoro człowiek przyszedł raz, przyjdzie i drugi. Nie zdołałaby wychować młodych ze świadomością, że w każdej chwili mógł zjawić się oszust, który odbierze owoce jej ciężkiej pracy. Przy wilku czuła się pewnie. Już raz przeciwstawił się człowiekowi. Dowiódł odwagi. Zajął się nią, choć nie musiał. Sprawiała problemy, działała mu na nerwy, a ten postanowił nie wyrzucić jej z nory. Starał się o zaufanie i wreszcie je zdobył.

Oboje przywykli do swojego towarzystwa na tyle, że nie ruszali się nigdzie samotnie. Zawsze razem. Wilk był obrońcą dla lisicy, niejednokrotnie stawał nad nią, zasłaniając niemal bezbronną samicę przed zagrożeniem; tymczasem ona stanowiła dodatek do szarej rzeczywistości wilczura. Duo, którego nic nie mogło rozdzielić. Nawet chwile kryzysu, gdy wzajemnie siebie obszczekiwali. Złość przemijała, a powracała przyjaźń, dzięki której przetrwali w dziczy.

Jednakże musiał w końcu nadejść dzień kryzysu.

Jak zawsze wilk i lis wybrali się na spacer, by wspólnie poczuć wiatr na skórze. Dopadł ich deszcz. Zdecydowali się zawrócić. Chcieli przeczekać ulewę w norze, lecz wstrzymał ich jeden dźwięk. Strzał. Lisica gwałtownie się zatrzymała. Podkuliła uszy. Popatrzyła na wilka błagalnym wzrokiem, chcąc przekazać, żeby ją ochronił przed wścibskim człowiekiem.

Deszcz sprawił, że wszelkie dźwięki docierały stłumione i wilk zbyt późno zorientował się, że człowiek podszedł niebezpiecznie blisko. Zerwał się do biegu, chwytając lisicę w pysk. Pędził pośród krzewów, zranił się cierniami, ale nie zatrzymywał się. Łapy miał całe pobrudzone od błota. Nie dbał o to. Liczyło się bezpieczeństwo towarzyszki.

Lisica tymczasem pozostawała w bezruchu. Wróciły wspomnienia z tamtego koszmarnego dnia, gdy to ona uciekała w panice ze szczenięciem w pysku. Naszły ją myśli, że to dokładnie ten sam człowiek za nimi podążał i że wrócił, by dokończyć to, co zaczął wcześniej.

Padł strzał. Wilka przeszył rozrywający ból. Upadł. Puścił lisicę. Zatoczył się kilka razy, po czym zatrzymał się na pobliskim drzewie. Nie wydał z siebie nawet pisku. Lisica czym prędzej chciała podbiec. Zrobiła gwałtowny ruch. Wywróciła się. Złamała łapę. Dźwignęła się ku górze i powoli podeszła do rannego wilka. Widziała, jak nieopodal podbrzusza krew brudziła rudą sierść, a deszcz rozmywał wszystko. Lisica skuliła uszy. Trąciła wilka nosem. Nie ruszył się. Ponownie. Znów brak reakcji. Zapiszczała, starając się obudzić przyjaciela, lecz ten nadal nie reagował.

Opuściła łeb. Zaszczekała kilkukrotnie, wyzywając strzelca na wszelkie możliwe sposoby. Wiedziała, że w ten sposób zwróci na siebie uwagę, jednakże stwierdziła, że na ten moment wszystko było jej obojętne. Człowiek znów odebrał jej wszystko, co kochała. Nie zdążyła pozbierać się po jednej stracie, przeżyła drugą.

Ułożyła się przy wilku. Przez złamaną łapę nie mogła biec. Zresztą, nawet gdyby miała taką możliwość, zostałaby przy towarzyszu. Nie potrafiłaby żyć z myślą, że wilk zrobił dla niej tyle dobrego, a ona finalnie zostawiłaby go na pastwę losu, jakby nigdy nic dla niej nie znaczył. Nie dbała o to, że gdy tylko człowiek dostrzeże ją nieopodal, także ją ustrzeli. Liczyło się dla niej, że spędziła ostatnie chwile wraz z tym, który uratował ją od zupełnej samotności.

Lisica zamknęła oczy i postanowiła zaczekać, aż przyjdzie człowiek. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro