Epilog
Z okazji dzisiejszego święta życzę wam wszystkim przede wszystkim dużo zdrowia! Mam nadzieję, że spędzicie najbliższe dni z uśmiechem na ustach i nawet jeśli nie lubicie Bożego Narodzenia, to choć trochę radości uda wam się czerpać z tych świąt. Dbajcie o siebie i bawcie się dobrze!
W niewielkiej, opuszczonej chatce było naprawdę zimno, jednak Taehyung nie był pewien, czy aby na pewno trząsł się z tego powodu. Należała kiedyś do myśliwych, którzy zjeżdżali się do niej, gdy polowania na tamtejszym terenie były jeszcze dozwolone. Jeongguk wyjaśnił mu, że na pierwszą przemianę zabierali tam każdego członka stada. Domek znajdował się w miejscu, do którego ścieżki już dawno się zatarły, więc mieli pewność, że nie pojawi się tam znienacka jakiś człowiek. To było po prostu miejsce idealne, choć może niekoniecznie taką zimową porą, dzień przed Bożym Narodzeniem.
— Jeśli tego nie przeżyję, to przysięgam, że będę cię nawiedzał o każdej porze dnia i nocy — warknął Taehyung, po raz kolejny zginając się w pół podczas kolejnej fali ostrego bólu brzucha. Trochę czuł się, jakby zaraz miał zwymiotować wszystko to, co było wewnątrz niego, łącznie z wszelakimi narządami.
I był pewien, że to dzisiaj nastąpi przemiana. Jeongguk mówił mu, że sam będzie to czuł i nie mylił się. To był najgorszy dzień ze wszystkich, jakie do tej pory przeżył, bo już w nocy miał ochotę wziąć dużą dawkę jakichś mocnych leków przeciwbólowych, po których już nigdy by się nie obudził.
Najpierw obudziła go bardzo wysoka gorączka, która ostatecznie urosła do czterdziestu jeden stopni. Spanikowany po raz kolejny dzwonił do Jeongguka, przewidując już u siebie zapalenie opon mózgowych, nim jednak starszy zdążył do niego dojechać, to babcia musiała otulać go wszystkimi możliwymi kocami, bo zrobił się cały blady i trząsł się z zimna bez przerwy przez piętnaście minut. I tak było ciągle, najpierw rozpalała go wysoka gorączka, przez którą cała grzywka przyklejała mu się do spoconego czoła, żeby później przyszło wszechogarniające zimno.
I naprawdę czuł, że coś wewnątrz niego bardzo chciało wyrwać się na wolność. Aż rozsadzało go od środka, jednak z jakiegoś powodu wciąż nie mogło się wydostać. I trwało to przez kilka godzin, zupełnie jakby miał jakieś rozdwojenie jaźni.
— Rozbierz się, szkoda będzie ubrań, jak zaczniesz się przemieniać — powtórzył po raz kolejny Jeongguk, bo chłopak wciąż go nie posłuchał. W zamian otrzymał od niego kpiące spojrzenie, gdy jeszcze szczelniej otulił się grubym swetrem babci.
— Popieprzyło cię? Zaraz zamarznę — burknął z niezadowoleniem, mimowolnie szczękając zębami. Trochę czuł się tak, jakby czekali na jego egzekucję, kiedy tak bezczynnie stali wpatrzeni w przestrzeń. — W ogóle to za ile to się w końcu stanie? Mam już dość czek...
Nie zdążył nawet dokończyć, bo poczuł, jak żołądek po raz kolejny tego dnia podjechał mu do gardła. Nie miał nawet gdzie zwymiotować w tym domku, więc instynktownie wybiegł na zewnątrz, nawet nie zamykając za sobą drzwi. Potknął się o okryty śniegiem kamień i runął na kolana, w ostatniej chwili podpierając się rękoma, które zniknęły w białym puchu. Nie mógł jednak wcale zwymiotować, bo nagle to nieprzyjemne uczucie zaczęło przekształcać się w coś palącego. Każdy mięsień jego ciała powoli zaczynał się rozrywać, a on nieświadomie krzyknął z bólu, nie będą w stanie podpierać się już rękoma.
Zimny śnieg, choć na chwilę przyniósł ukojenie, gdy jego serce z każdą kolejną sekundą zaczynało bić coraz szybciej, a oddech stawał się nierówny i urywany. Z gardłowym warknięciem odtrącił dłoń Jeongguka, który w mgnieniu oka znalazł się przy jego boku. Chłopak czuł ten ból, który towarzyszył w tamtym momencie Taehyungowi.
Sam zaczął się przemieniać, nie zważając na własne ubrania i wiedział, że to rozrywające uczucie nie należało do niego. Pamiętał je z czasów, gdy sam po raz pierwszy przechodził przemianę i w tamtym momencie mógł jedynie obserwować, jak gruby materiał rozrywał się na ciele Taehyunga.
Wszystko to trwało o wiele krócej, niż któremukolwiek z nich mogło się wydawać. Rzucające się w bólu ciało odznaczało ślady na miękkim śniegu, z każdą kolejną sekundą nabierając nowych kształtów i porastając białym, jak ten zimowy puch, futrem. A kiedy w końcu zwierzę padło zmęczone na bok, to jedynie czarny nos i ciemne rzęsy odznaczały go od otoczenia.
Jeongguk powoli zaczął ponownie zbliżać się do wilka, którego klatka piersiowa poruszała się w zadziwiająco szybkim tempie. Nagle uniósł powieki, zrywając się gwałtownie ze swojego miejsca. Przerażony rozglądał się dookoła, bo nagle wszystko wydawało się zupełnie inne. Takie... Wyraźne.
„Spokojnie, Tae. Już po wszystkim."
Czarny wilk stanął u jego boku, będąc znacznie większym i masywniejszym. Odwrócił łeb w jego stronę, lekko przekrzywiając go na bok.
„Jeongguk?"
„Super, co nie?"
„To... Dziwne."
Powoli uniósł jedną łapę, a następnie drugą, przyglądając im się z rosnącą fascynacją. Zimny śnieg o dziwo wcale mu nie przeszkadzał, gdy krok za krokiem niepewnie przemierzał kolejne metry w głąb lasu. Nie czuł obecności jedynie Jeongguka. Był ktoś jeszcze, kto w końcu się uwolnił i Taehyung miał całkowitą pewność, że był wewnątrz niego. Śpiące zwierzę, zmęczone kilkunastodniową walką o wolność.
„Przyzwyczaisz się."
„Co?"
„Do tego, że teraz nie będziesz tylko ty, a raczej wy."
„Czy ty mi czytasz w myślach?"
„Jeszcze nauczysz się blokować te myśli, które mają pozostać dla ciebie."
Wilk szturchnął lekko nosem bok Taehyunga, machając zachęcająco ogonem. Początkowo nie rozumiał, o co mu chodziło, dopiero gdy Jeongguk rzucił się biegiem przez drzewa, on sam ruszył się znowu z miejsca. Gdyby był człowiekiem, już dawno pewnie potknąłby się o własne nogi albo wpadł w jakieś drzewo, a zamiast tego zgrabnie je wymijał, z czasem przyspieszając. Chciał dogonić czarnego wilka, który co chwila znikał mu z oczu, co ostatecznie skończyło się tym, że w ostatnim momencie zatrzymał się przed zamarzniętą taflą jeziora.
Coś skoczyło na niego od boku, po raz kolejny powalając na miękki śnieg. Pierwszy raz od dawna czuł się dziwnie wolny, jakby nic ani nikt nie mógł go ograniczyć w tamtym momencie. Jedynie Jeongguk przyciskający go własnym ciałem do ziemi unieruchamiał go w jednym miejscu, machając przy tym radośnie ogonem.
„Jeszcze tylko jęzor na wierzch wywal."
O tak, Taehyung z pewnością w końcu wracał do formy. Już nawet przed odrobiną złośliwości nie mógł się powstrzymywać.
„Śmieszne, że to mówisz, bo sam z takim biegłeś."
I Jeongguk był pewien, że gdyby tylko byli ludźmi, to usłyszałby głośne prychnięcie chłopaka. Zamiast tego wilk szczeknął cicho, patrząc na niego lekko przymrużonymi ślepiami. Miały ładny, piwny odcień, o wiele jaśniejszy od tych naturalnych oczu Taehyunga.
„Nawet, jako wilk jesteś cholernie piękny, wiesz?"
„A myślałeś, że mogłoby być inaczej?"
„Nie."
Nie mogąc się powstrzymać, polizał z satysfakcją pysk młodszego, który znów cicho warknął i jedynie dzięki elementowi zaskoczenia zrzucił z siebie większego wilka. Od razu po tym zerwał się ze swojego miejsca, żeby biegiem pognać wzdłuż brzegu jeziora.
W końcu jako człowiek nie potrafił Jeonggukowi uciec, więc z wilkiem chłopak nie mógł mieć tak łatwo.
Koniec
?
Strasznie się cieszę, że konkretnie w ten dzień udało mi się zakończyć to ff, bo uwielbiam Boże Narodzenie i to jest taki trochę prezent świąteczny ode mnie dla was, tylko chyba niekoniecznie dla wszystkich miły i przyjemny xD
Dziękuję wam za każdy komentarz, gwiazdkę i minutę swojego życia, którą poświęciliście na czytanie tego ficzka... W ten oto sposób żegnamy się z Wild side:(
Możecie się jeszcze spodziewać w najbliższym czasie ostatniej notki ode mnie, więc będę wdzięczna, jeśli nie odejdziecie bez przeczytania jej!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro