Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#41

    Widząc, jak drobne ciało poruszyło się pod grubą kołdrą, momentalnie zerwał się ze swojego miejsca, żeby jak najszybciej znaleźć się przy łóżku. Ze zdenerwowania znów zaczął podgryzać wargi, jednak wystarczyło, żeby blade powieki drgnęły kilka razy, a następnie powoli się uniosły, żeby odetchnął z ulgą. Kucnął, dłonie układając na materacu, żeby następnie odszukać te należące do Taehyunga.

— Jak się czujesz? — spytał od razu, choć prawdopodobnie było to najbardziej bezsensowne pytanie, jakie w tamtym momencie mógł wymyślić i również młodszy zdawał sobie z tego sprawę.

— Jakby przejechała mnie ciężarówka jakiegoś oblecha po pięćdziesiątce, który później wypchał mnie sianem i postanowił zawiesić nad kominkiem — powiedział zachrypniętym głosem, przymykając ponownie oczy ze zmęczenia. —Wszystko mnie boli, a głowa zaraz wybuchnie... Co się stało?

Ledwie zdążył zapytać, a Jeongguk już wstawał z nerwowym śmiechem, żeby następnie oddalić się od łóżka na bezpieczną odległość. Właściwie trochę liczył na to, że może Kim nie będzie nic pamiętał, ale nie przemyślał tego, że w takim wypadku tak czy tak będzie musiał wyjawić mu prawdę. Ogólnie rzecz biorąc, był w dupie. I to bardzo głęboko...

— Wiesz, taka śmieszna sytuacja się stała — mruknął pod nosem, niby luzacko opierając się o zagłówek fotela, którego nigdy nie było w jego pokoju i Taehyung był tego w stu procentach pewien.

—To znaczy jaka? — dopytał, powoli się irytując. Chciał wstać z łóżka, jednak w zaledwie sekundę zrezygnował z tego pomysłu, bo kłujący ból przeszył jego plecy. — Pamiętam, że przyszliśmy do ciebie i się kochaliśmy, a później miałeś odprowadzić mnie do domu. Czemu mnie tam nie ma, tylko nadal jestem u ciebie? Cholera! Babcia się na pewno martwi! Dlaczego jest tak jasno? Już czwartek? Boże, co ze szkołą?!

— Spokojnie. Wie, że ciągle tu jesteś i dzisiaj nie mamy czwartku — mówił najłagodniej, jak potrafił, ale miał dziwne wrażenie, że niedługo może stracić życie. — Mamy już piątek, trochę dłużej sobie pospałeś.

— Co! — Taehyung wytrzeszczył oczy, czując się coraz bardziej zagubionym. — Jaki piątek?! W tej chwili masz mi powiedzieć, co się stało i dlaczego mam wrażenie, jakby ktoś rozorał mi plecy wyjątkowo ostrymi grabiami!

— No bo wiesz, jakby ci to powiedzieć... Poniekąd miałeś rozorane plecy, ale z pewnością nie przez grabie... —Jeongguk odchrząknął cicho, zerkając w bok, byle tylko nie natknąć się na palące spojrzenie młodszego. Był pewien, że gdyby tylko tamten mógł wstać, to już dawno rzucałby się na niego z pięściami. — Hyejin się na ciebie rzuciła, kiedy byłeś sam w korytarzu. Przypominasz sobie to?

I w tamtym momencie Taehyung naprawdę postarał się skupić i wytężyć swoje ostatnie przytomne komórki, żeby przypomnieć sobie tak nierealne wydarzenia, jak to, które opisywał mu brunet. Byłe pewien, że tamten po prostu zmyślał, jednak po kilku sekundach w jego głowie zaczęły pojawiać się niewyraźne wspomnienia, które z każdą kolejną sekundą stawały się coraz bardziej prawdziwe.

— Na Odyna — szepnął cicho, zakrywając usta dłonią, jednak zbyt gwałtownym ruchem, przez co syknął cicho z bólu. — Ona naprawdę to zrobiła... Ale dlaczego?

Pytającym spojrzeniem znów spojrzał na Jeongguka, który dostrzegł w jego oczach łzy. Naprawdę chciał do niego podejść i przytulić, zapewnić, że nic złego się nie stało, ale nie miał tyle odwagi. Nie mógł tego zrobić, kiedy wiedział, że przed młodszym było jeszcze najgorsze i szczerze chciał wierzyć w to, że może tym razem tamten go nie znienawidzi, gdy się dowie reszty.  

  — T-twój tata — zaczął znów, a jego głos zadrżał. — Pamiętam, że on też tam był. Mówił coś o jakimś naznaczeniu, że ty mnie naznaczyłeś. O co mu chodziło?

— Zanim cokolwiek powiem, to chcę, żebyś wiedział, że ja naprawdę nie zrobiłem tego specjalnie. Nigdy celowo nie skrzywdziłbym cię w taki sposób, Tae — zapewnił go lekko spanikowanym głosem. Widział zdezorientowanie i strach na twarzy chłopaka, jednak sam wcale nie był w lepszym stanie. — Są pewne rzeczy, które dzieją się tylko między wilkami. Wiesz, on robi coś, co mnie nie dotyczy, ale ja również muszę w tym uczestniczyć i przy okazji staję się częścią tego. Właśnie tak jest z naznaczeniem. Wieki temu było to bardzo popularne, gdy w plemionach ludzie żyli o wiele krócej, a w stadach wiązali się w pary na całe życie. To coś jakby takie połączenie dwóch wilków. Zazwyczaj mężczyźni, jako ci silniejsi i dominujący, naznaczali kobiety i rodziły się między nimi szczególne więzi. Działało to głównie na poziomie wilk z wilkiem, jednak tak jak mówiłem, miało również wpływ na to, jak funkcjonowali jako ludzie. Naznaczenie głównie odbywało się podczas stosunku, przez ugry...

Niestety nie mógł dokończyć, bo Taehyung wszedł mu w słowo, odzywając się wyjątkowo chłodnym i opanowanym głosem. Starszy miał wrażenie, że każda pojedyncza sylaba boleśnie wbijała się w jego ciało, jakby była małą igłą.

— Nawet nie próbuj mi powiedzieć, że mnie kurwa ugryzłeś, bo to bardzo nieśmieszny żart. Nie jestem jakimś pieprzonym wilkołakiem, żebyś mógł mnie naznaczyć!

— I tu się właśnie pojawia problem, bo jak sam powiedziałeś, nie jesteś wilkołakiem.

Jeongguk przełknął głośno ślinę, na wszelki wypadek cofając się jeszcze o krok do tyłu, choć w tamtym momencie Kim i tak nie mógł mu nic zrobić. Mimo wszystko ostrożności nigdy za wiele.

— Kiedy jeden wilk naznacza drugiego, to poniekąd są na siebie skazani. Są w stanie wyczuwać swoje emocje, gdy są one wystarczająco intensywne, nawet jeśli nie przebywają w tej samej okolicy. Razem są silniejsi, potrafią odnajdywać się z o wiele większą łatwością niż reszta stada. Przy naznaczeniu trzeba być naprawdę pewnym swoich uczuć, bo kiedy dwa wilki się zwiążą, to ta więź jest niemal nie do zerwania i właśnie w tym miejscu doskonale widoczna jest ta granica między naszymi dwoma naturami. Jako człowiek można się zakochać w kimś innym i próbować tworzyć związek, jednak wilk zawsze będzie próbował wrócić do tego drugiego i będzie się buntował. Jednak wszystko staje się bardziej skomplikowane, gdy naznaczona osoba nie jest wilkołakiem. Jeśli zostajesz naznaczony, to wszystkie zmiany zaczynają dziać się w twojej psychice, a nie twojego wilka. Było podobno kilka takich przypadków i żaden nie skończył się dobrze. Te wszystkie doświadczenia i uczucia to po prostu zbyt wiele dla ludzkiego mózgu.

— Czyli teraz wychodzi na to, że przez ciebie zgniję w jakimś pieprzonym domu psychiatryczny, bo nie byłeś w stanie trzymać zębów przy sobie?! — wybuch Taehyunga był dla bruneta bardziej niż pewny, ale nie był to koniec ciekawych informacji, jakie miał mu zaserwować. 

— Nie, nic takiego się nie stanie — zapewnił go, choć to wcale nie uspokoił szybko oddychającego chłopaka. — Bo widzisz, kiedy Hyejin się na ciebie rzuciła, co nie było jej winą, to jak już pamiętasz, nie skończyło się to zbyt ciekawie. Miałeś głębokie rany głównie na plecach i musieliśmy szybko działać z tatą. Doszła jeszcze sprawa z naznaczeniem i naprawdę nie było innego wyjścia, jak po prostu przemienić cię w wilkołaka...

Nieprzyjemna cisza zapanowała w pomieszczeniu, gdy te słowa padły z jego ust. Niepewnie skubał materiał, którym obity był fotel, podczas gdy Taehyung pustym wzrokiem wpatrywał się przed siebie. Zdawał się całkowicie przestać myśleć, co wcale nie było prawdą, bo w jego głowie w tamtym momencie rozgrywało się istne piekło.

— Mógłbyś do mnie podejść? — spytał w końcu, oblizując suche wargi.
— Wolałbym zostać na swoim miejscu. Bardzo mi tu wygo...

— Proszę, czy możesz tu podejść? — powtórzył, już nieco ostrzejszym głosem, co poskutkowało.

Jeongguk zrobił kilka tych kilka kroków z szybko bijącym sercem, czego bardzo pożałował już w następnej sekundzie. Młodszy beż zawahania złapał jego sutek przez koszulkę, który z całej siły wykręcił, nawet nie starając się powstrzymywać furii pojawiającej się w jego oczach. Nie miał zbytnio możliwości skrzywdzić bruneta w inny sposób, jednak usłyszenie stłumionego przekleństwa też było całkiem satysfakcjonujące.

— Ty pieprzony idioto! — wybuchnął w końcu, jeszcze mocniej zaciskając palce. — Głupia kupo mięśni! Pierdolony frajerze! Co ty masz, kurwa, zamiast mózgu?! Bo chyba już nawet nie penisa, tylko jakąś zmieloną i trzy razy wyrzyganą papkę! Kto pozwolił ci się wpierdalać z buciorami w moje życie, co?! Kto pozwolił ci decydować o tym, czy zacznę biegać po lesie za sarenkami, jako jakaś zmutowana wersja wilka?! Jak tylko wstanę, to tak ci wypierdolę, że nogi za głowę zarzucisz i się złożysz, jak scyzoryk!

O dziwo Jeon naprawdę musiał się trochę nagimnastykować, żeby wyrwać się z mocnego uścisku palców Taehyunga. Nagle jego bezpieczna odległość od łóżka zwiększyła o jakiś metr, przez co stał już praktycznie pod drzwiami, dłoń przykładając do obolałego sutka.

— Wiem, że może ci się to wydawać chujowe, ale to było jedyne wyjście, Tae.

— Może mi się wydawać?! Czy ty siebie słyszysz? — warknął, mrużąc niebezpieczne oczy. — Drugim wyjściem było zabranie mnie do pieprzonego szpitala, żeby mnie pozszywali, idioto.

— A co z naznaczeniem?

— O to zacząłbym się martwić, jak już przynajmniej wszystko by mi się zagoiło. Moja psychika wytrzymuje z tobą od kilku tygodni, więc i teraz dałaby sobie radę.

— Może nie widzisz teraz plusów całej tej sytuacji, ale...

— Nie widzę plusów? A to jakieś w ogóle są? — parsknął pod nosem, kręcąc głową z niedowierzaniem. Jasne, a krowy latają po niebie.

— Tae, tak czy tak doszlibyśmy do tego momentu, w którym musielibyśmy cię przemienić. Nie pozwoliłbym na to, żebyś oszalał i użyłbym nawet siły, jeśli nie zgodziłbyś się zostać wilkołakiem.

— No super, dobrze wiedzieć... A wiesz przez kogo to wszystko? Przez ciebie, kurwa. Gdybyś tylko choć raz pomyślał, zanim coś zrobisz, to w tym momencie nie leżałbym w tym łóżku i nie musiał nawet myśleć o tym, że stanę się przerośniętym, zmutowanym wilkiem — powiedział oschle, odwracając wzrok w stronę ściany. — Wyjdź stąd. Nie chce teraz na ciebie patrzeć.  

Jeongguk naprawdę chciał się jeszcze odezwać, powiedzieć cokolwiek, co może choć trochę załagodziłoby całą sytuację, ale wiedział, że nie było nic wystarczająco dobrego, co mógłby powiedzieć. Po raz kolejny wszystko spierdolił i choć jego ojciec wciąż się do niego nie odzywał, to kłótnia z Taehyungiem była o wiele bardziej bolesna.

Wyszedł ze spuszczoną głową, zastanawiając się, co takiego złego zrobił w swoim poprzednim życiu, że teraz wszystko obracało się przeciwko niemu. Sam tak niewiele wiedział o naznaczeniu, że nie spodziewał się, że mogłoby do czegoś takiego dojść po jednym, drobnym ugryzieniu. Dopiero ojciec musiał mu wszystko wyjaśnić, żeby zrozumiał, w jakie tym razem gówno się wpakowął. Niestety ciągnąc przy okazji za sobą Taehyunga.

Samo bycie wilkołakiem wcale nie było złe, a wręcz miało masę plusów, o której chłopak z pewnością się jeszcze przekona. Wciąż będzie mógł prowadzić takie samo życie, robić dokładnie te same rzeczy i zapewne zdawał sobie z tego sprawę, ale jego złość wciąż była uzasadniona. Nikt nie powinien podejmować za niego decyzji o tym, czy ma zostać przemieniony, czy nie.

Niestety Jeongguk jak zawsze działał pod wpływem emocji, każąc swojemu ojcu go przemienić. Za bardzo bał się, że zanim karetka przyjdzie, to chłopak po prostu się wykrwawi, a ślina alfy mieszając się z jego krwią i powoli rozprzestrzeniająca się po wszystkich komórkach zasklepiała groźne rany, o wiele przyspieszając ich gojenie. Jutro, góra pojutrze pozostaną Taehyungowi jedynie niewielkie blizny, które dołącz do poprzednich.

Jeongguk był jednak pewien, że to wcale dla Kima żadnym pocieszeniem nie będzie.

***

    Słyszał, jak drzwi cicho zaskrzypiały, gdy ktoś powoli zaczął wsuwać się do pomieszczenia. Ze zdziwieniem zauważył, że niemal od razu rozpoznał zapach bruneta, jednak nic z tym nie zrobił. Nie poruszył się nawet o milimetr, wciąż leżąc twarzą zalaną łzami w stronę ściany.

Nie miał pojęcia, jak dużo czasu minęło i jak długo po prostu płakał. Gdy tylko Jeongguk wyszedł, coś w nim pękło, a dłonie nieustannie zaczęły drżeć. Nie był w stanie poradzić sobie z własnymi myślami, których było tak dużo, że zlewały się w jedną, niespójną całość. Tak nagle miał zaakceptować fakt, że staje się wilkołakiem, a do tego na stałe związanym z wilkiem Jeongguka? Zależało mu na nim, jednak skąd miał wiedzieć, co będzie za kilka lat? Miał tak wiele planów i marzeń, które nagle zaczęły wydawać się jedynie głupimi cieniami w jego głowie.

Naprawdę chciał znów zacząć krzyczeć na Jeongguka, zwyzywać go od najgorszych i wywalić za drzwi, jednak coś mu na to nie pozwalało. Takie dziwne przeświadczenie, że mimo wszystko, gdy będzie obok, to poczuje się choć odrobinę lepiej, cały ciężar spadnie z niego chociaż na chwilę i będzie mógł odpocząć.

I naprawdę poczuł się w jakiś sposób bezpieczniej, gdy materac ugiął się pod ciężarem starszego, a jego ręka oplotła go w pasie. Delikatnie przysunął się bliżej Kima, uważając na jego plecy, żeby następnie pocałować tył głowy chłopaka.

— Czy to boli? — spytał nagle szeptem młodszy, starając się powstrzymać kolejną falę łez. — Przemienianie się w wilka.

— Za pierwszym razem tak — wyznał szczerze, nie przestając kciukiem gładzić drżącej dłoni Taehyunga. — Nawet bardzo. Później jest już lepiej, to raczej takie dziwne uczucie mrowienia, do którego po prostu się przyzwyczaisz.

— A jak to będzie wyglądać? Mogę już teraz pomyśleć, że chce być wilkiem i się przemienię?

Jeongguk mimowolnie zaśmiał się pod nosem na to pytanie. Może nie powinien, bo w końcu dla ciemnowłosego wszystko było nowe, jednak to po prostu było lekko zabawne.

— Nie, twój organizm musi się najpierw przygotować. Ciężko stwierdzić, jak długo dokładnie zajmie, ale będziesz czuł, kiedy będziesz już gotowy — odpowiedział w końcu, podpierając się wygodniej drugą dłonią o poduszki i podpierając na niej głowę. — Kiedy rodzisz się wilkołakiem, to zazwyczaj pierwszą przemianę odbywasz koło dziesiątego roku życia, dziewczyny trochę później. Kiedy zostajesz przemieniony, to wszystko zależy już od twojego organizmu i ciała. W czasie tej pierwszej przemiany po raz pierwszy będziesz miał styczność ze swoim wilkiem, podczas gdy my nosimy go w sobie od urodzenia i dojrzewa razem z nami, więc w twoim przypadku ta przemiana jest jeszcze ważniejsza.

— Nie zostawisz mnie samego, prawda? Będziesz wtedy przy mnie i obiecasz, że wszystko będzie dobrze?

Taehyung delikatnie obrócił twarz w stronę starszego, żeby móc zobaczyć jego uspakajający uśmiech. Naprawdę chciał móc zachować taki spokój i opanowanie, jednak nie potrafił. Bo nawet jeśli cała złość już z niego uleciała, to ten ogromny żal pozostał, w dodatku mieszając się z przerażeniem.

— Nigdy nie zostawię cię samego, Tae — zapewnił go bez chwili zawahania. — Nauczę cię wszystkiego tego, co będziesz musiał umieć, pomogę ci sobie z tym poradzić. Zobaczysz, że szybko przywykniesz i nie będziesz widział różnicy między tym, co było kiedyś, a jest teraz.

— Poza tym, że przypadkiem będę z tobą związany jakąś psychiczną więzią — mruknął, zdobywając się jeszcze na tę odrobinę sarkazmu.

— Szczerze? Sam nie wiem, czego powinienem się po tym spodziewać. Akurat to jest też dla mnie nowe, więc przynajmniej oboje siedzimy w tym po równo.

Kim uśmiechnął się słabo, ponownie opadając głową na poduszkę i przymykając oczy. Było już ciemno, a on był zmęczony, jakby wcale nie przespał prawie dwóch ostatnich dni. Na wszelki wypadek ścisnął nieco mocniej dłoń Jeongguka, żeby nie wpadło mu do głowy pójście, chociażby do toalety. Jeśli on musi cierpieć, to starszy razem z nim. Sam sobie taki los zafundował.

— Ale wciąż mnie kochasz, prawda?

— Teraz to już nie mam wyjścia — stwierdził, a czując, jak ciało bruneta lekko się spina, wywrócił oczami. — Głupie pytanie, głupia odpowiedź, Jeon.  

  Jako że zbliżamy się do końca ogromnymi krokami, to mam do was pytanie: co najbardziej podobało wam się tym ff, co takiego przyciągnęło waszą uwagę, że zaczęliście je czytać i zostaliście ze mną aż do tego momentu?  

Halko, z kim widzę się 26 stycznia w Łodzi w multikinie??:))

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro