#4
Taehyung bardzo ucieszył się na widok swojego brata, które bez pukania wszedł do jego pokoju. Przez chwilę siedział zaskoczony, ale w końcu zerwał się ze swojego łózka i pobiegł do chłopaka, który czekał już z otwartymi ramionami.
— Hyung, babcia nie mówiła, że wpadniesz — powiedział z lekkim wyrzutem, choć w rzeczywistości ta niezapowiedziana wizyta wprawiła go w dobry nastrój.
— Sama też nie wiedziała — Seokjin obdarzył go szerokim uśmiechem, prowadząc w stronę łóżka. — Razem z tatą postanowiliśmy wam zrobić niespodziankę i nie czekać do weekendu z odwiedzinami. Spotkałbym się z tobą jeszcze przed rokiem szkolnym, ale pewnie już wiesz, że dopiero wczoraj wróciliśmy z Chin.
— Tak, babcia mi o tym wspominała i mówiła, że dlatego wpadniecie dopiero w sobotę... Ale w takim razie cieszę się, że udało wam się wcześniej — Taehyung znów szeroko się uśmiechnął, siadając wygodniej na materacu. — Opowiadaj w takim razie, jak było na wakacjach.
Oboje mieli, to do siebie, że gdy się rozgadywali, to naprawdę ciężko im było przestać. Młodszy z zaciekawieniem słuchał opowieści brata, w głębi duszy trochę żałując, że sam nie mógł wybrać się na takie wakacje. Wiedział, że matkę było na to stać, ale nigdy nie chciała w ten sposób spędzać wolnego czasu. Zawsze wystarczały jej kilkudniowe wypady z koleżankami do innego miasta, podczas których Taehyung niewiele miał do roboty. Był pewien, że dwa tygodnie z Seokjinem w Chinach byłyby o wiele bardziej interesujące.
— A teraz chcę wiedzieć, jak podoba ci się w mojej startej szkole. Kto jest twoim wychowawcą? Zakolegowałeś się już z kimś? — Seokjin wydawał się być szczerze przejęty tym, jak radził sobie w nowej szkole, co sprawiało, że w sercu Taehyunga pojawiało się przyjemne ciepło. Jak mógł nie kochać swojego brata, kiedy razem z jego babcią byli najcudowniejszymi osobami na świecie?
— Pan Choi, ten od historii — młodszy pospiesznie odpowiedział na jego pytanie, chwilę zastanawiając się nad kolejną odpowiedzią. — W sumie dobrze dogaduję się z jedną dziewczyną i jej przyjacielem. Wydaje mi się, że może wyjść z tego coś więcej, byliby dobrymi przyjaciółmi. Ty też byś ich pewnie polubił.
— Więc liczę na to, że będę mógł ich niedługo poznać i samemu ocenić — Seokjin próbował grać poważnego, ale nieszczególnie mu się to udawało. — A co do pana Choi, to możesz się cieszyć. Też mnie uczył, można się z nim dogadać i zawsze chętnie pomaga.
— Tak, zauważyłem. — Kim skinął delikatnie głową, przypominając sobie rozmowę ze swoim wychowawcom, który przez kilka minut upewniła się, czy chłopak sobie poradzi i zapewniał, że w razie problemów może się do niego zgłosić.
— A matematyki uczy cię ta stara wiedźma, która była moją zmorą przez wszystkie lata?
— Masz na myśli profesor Yoo?
— Tak.
— Zdążyła mnie już przepytać z połowy pierwszej klasy — tyle wystarczyło, żeby Seokjin poklepał go pocieszająco po ramieniu, patrząc współczującym wzrokiem.
— Uwielbia gnębić uczniów pod tablicą, zwłaszcza, kiedy rozmawiają.
— Wiem, zdążyłem zauważyć — Taehyung westchnął ciężko na myśl o swojej matematyczce. Zdążyli się już znienawidzić, chociaż był u niej dopiero na dwóch lekcjach. W starej szkole był dobry z matematyki, więc nie pogrążył się podczas dziesięciominutowego wypytywania, jakie mu zafundowała, a nawet udało mu się ją zdziwić, chociaż nie zadziałało to na jego korzyść. Przez to znienawidziła go jeszcze bardziej, a chłopak miał tylko nadzieję, że uda mu się zbytnio nie wychylać na lekcjach i jakoś przetrwać najbliższe miesiące. Postanowił, że póki co nie będzie o niej myślał i skupi się na przyjemniejszych rzeczach. — Udało mi się dostać do szkolnej drużyny koszykówki.
— Naprawdę? Jestem dumny, ja bym chyba umarł od zbyt dużej aktywności fizycznej — młodszy zaśmiał się na jego słowa, doskonale go rozumiejąc, bo chociaż to lubił, to sam czasem miał problemy ze zmuszeniem się do kilkuminutowego biegu po ulicy. — A Jeongguk wciąż jest kapitanem, czy zmienili?
— Nie, niestety nie zmienili go — chłopak zmarszczył brwi, patrząc z ciekawością na swojego brata. — Znaliście się?
— Osobiście nie — Seokijn wstał ze swojego miejsca i zaczął powoli chodzić po pokoju, przyglądając się różnym przedmiotom. — Kiedy kończyłem szkołę dwa miesiące temu on był w drugiej klasie. Tak naprawdę, jak tylko pojawił się w tym liceum, to wszyscy oszaleli na jego punkcie. W sumie, to się nie dziwię. Dobrze wygląda, jest charyzmatyczny i ma w sobie to coś z lidera. Chyba zdążyłeś zauważyć.
Taehyung nie wyczuwał w jego słowach złośliwości, czy chociażby ironii. Wydawało mu się nawet, że Seokjin mówi o chłopaku z pewnego rodzaju sympatią, co niezbyt mu się podobało.
— Tak, powiedzmy — mruknął niechętnie w odpowiedzi, a starszy spojrzał na niego pytająco, jakby domyślił się, że coś jest na rzeczy. — Jakby to ująć.... Powiedzmy, że niebyt się polubiliśmy.
— Dlaczego? Nigdy nie zauważyłem, żeby z kimś się kłócił, czy był dla niego niemiły.
— To chyba znamy dwóch innych Jeonów. Ten, z którym mam styczność jest zarozumiałym, prostackim i zbyt pewnym siebie dupkiem — chłopak skrzyżował ręce na piersi, gniewnie marszcząc brwi. — Nawet nie wiem, co mu takiego zrobiłem, że przy każdym kroku chce mi wydrapać oczy!
— Dziwne... — starszy zamyślił się przez chwilę, ostatecznie wzruszając ramionami. — Pogadaj z nim, to może się dowiesz. Może to tylko nieporozumienie?
— Ani mi się śni! On zaczął tę wojnę, a ja nie mam zamiaru jej kończyć. Nie będę nic robić, dopóki znów mnie nie sprowokuje. Może po ostatnim razie będzie miał nauczkę, chociaż wątpię, że będzie chciał pierwszy wyciągnąć rękę na zgodę. Jego przerośnięte ego mu na to nie pozwoli.
— Czasem zapominam, ile złośliwości może kryć się za tą piękną twarzą — Seokjin zaśmiał się pod nosem, postanawiając porzucić ten drażliwy temat. Niemal w tym samym momencie z dołu usłyszeli głośne wołanie Chaeyoung, która chciała, żeby zeszli na kolację. Taehyung schodził po schodach zaraz za swoim bratem, ale prześcignął go, widząc mężczyznę wchodzącego frontowymi drzwiami. Niemal na niego wpadł, przez co oboje by upadli, ale tamten oparł się dłonią o ścianę, drugą ręką obejmując chłopaka.
— Jak ty się zmieniłeś! Pokaż mi się, bo aż nie wierzę — rozbawiony odsunął od siebie Taehyunga, mierząc go całego spojrzeniem. Ostatni raz widzieli się kilka miesięcy temu i niższy wiedział, że wcale od tamtego czasu się nie zmienił, ale jego ojciec lubił tak robić przy każdym spotkaniu. Oczywiście nie biologiczny ojciec.
— A ty chyba odrobinę się zestarzałeś — odpowiedział mu żartobliwie, posyłając przy tym szeroki uśmiech.
— Chyba zaraz odeślę cię za karę do łóżka bez kolacji — Dongwan pogroził mu palcem, choć sam też się uśmiechał. Całą trójką udali się do kuchni, gdzie przywitał się ze swoją mamą, która kończyła ustawiać wszystko na stole.
— Naprawdę mogliście uprzedzić, że będzie dzisiaj na kolacji, to przygotowałabym coś specjalnego — spojrzała z wyrzutem na syna i po chwili również na wnuczka, który był współwinny tej zbrodni.
— Nie ważne, co ugotujesz, zawsze jest pyszne — Seokjin próbował ją udobruchać, co w pewnym stopniu mu się udało. Wszyscy usiedli przy niewielkim stole, który zastawiony był kilkoma półmiskami, a Taehyung, jako pierwszy zabrał się do jedzenia. Po obiedzie i kilkugodzinnej nauce zdążył porządnie zgłodnieć, co bardzo cieszyło starszą kobietę, bo lubiła, gdy sam z siebie dużo jadł. Należała do tych kobiet, który w zwyczaju miały wmuszanie dokładek.
Taehyung nie zdawał sobie sprawy, że siedzieli przy stole już tak długo, bo czas schodził im głownie na nieprzerywanej rozmowie. Uświadomił sobie, jak bardzo tęsknił za tamtą dwójką i myśl, że w końcu mógł się z nimi częściej widywać sprawiała, że był jeszcze bardziej szczęśliwy.
Pamiętał jeszcze czasy, gdy mieszkali w tym domu w więcej osób. Babcia z dziadkiem zajmowali parter, śpiąc w salonie, a on z Seokjinem i rodzicami parter. Nie mieli szczególnie dużo miejsca, co mu nie przeszkadzało, w przeciwieństwie do jego mamy. Pamiętał, jak przez mgłę, że wiele razy kłóciła się z Dongwanem, że chciałaby się wyprowadzić, bo męczyło ją mieszkanie pod jednym dachem z jego rodzicami. Taehyung tego nie rozumiał, bo w końcu tamci zawsze byli dla niej bardzo mili i nawet, jeśli za nią nie przepadli, to nie dawali tego odczuć.
Państwo Kim było stać na samodzielne utrzymywanie mieszkania, jednak Dongwan nie uważał tego za dobry pomył, bo jego sytuacja w pracy była niestabilna i w każdej chwili mogli go zwolnić. Soohyun, jego mama, pracowało w barze kawałek poza miastem, zazwyczaj w godzinach wieczorowych. Zajmowała się sprawami księgowymi i niekiedy stała na barze, a tak bynajmniej wmawiał całej rodzinie.
Taehyung lubił swoje życie. Dogadywał się z bratem, jeździł na spokojnych ulicach rowerem, bujał się na huśtawce za domem, często bawił się ze swoim dziadkiem i tatą. Wszystko układało się dla niego idealnie, do pewnego momentu. Miał siedem lat, gdy na jaw wyszła prawda, że jego matka zajmowała się czymś zupełnie inny i w barze usługiwała panom bynajmniej nie w dolewaniu wódki do kieliszka. Wyjechali do Seulu niecały miesiąc po tym, jak całe miasteczko dowiedziało się, że Soohyun jest prostytutką. Dongwan zażądał zrobienia testów na ojcostwo i okazało się, że jedynie Seokjin był jego biologicznym synem. Taehyung nic wtedy nie rozumiał, był zgubiony i nie miał pojęcia, dlaczego ta informacja zadecydowała o tym, że oddzielono go o rodziny.
Dopiero z biegiem lat zaczął rozumieć i podziwiać Dongwana, bo chociaż był zły na jego matkę, to jemu nigdy nie pozwolił odczuć, że w jego oczach jest gorszy. Nie miał prawa zatrzymywać Taehyunga przy sobie, a Soohyun była nad wyraz chętna do zabrania go ze sobą, ale chłopak wciąż mógł mówić nazywać swoim ojcem, a tamten miał go za swojego syna. Ostatecznie on również wyprowadził się od Chaeyoung, jednak wciąż pozostał w miasteczku, dzięki czemu spotykali się, gdy Kim przyjeżdżał w odwiedziny do swojej babci, za którą tę kobietę wciąż uważał. Ona też nigdy nie powiedziała mu, że nie jest jej wnuczkiem i że nie chce go widzieć, wręcz przeciwnie. Sama często do niego dzwoniła, chcąc wiedzieć, jak sobie radził w Seulu, gdy przez dłuższy czas nie mógł do niej przyjeżdżać.
Tak naprawdę, to ci ludzie byli jego prawdziwą rodziną, chociaż więzy krwi istniały tylko między nim, a Seokjinem. Właściwie powinien mu współczuć, że jego własna mama zostawiła go, zamiast zabrać ze sobą, tak jak Taehyunga, ale najwidoczniej jedno dziecko jej wystarczało i uważała, że Seokjinem odpowiednio zajmie się jego tata. Mimo to chłopak mu zazdrościł, bo tak naprawdę, to jego brat miał lepsze życie od niego. Co mu było z tego, że miał dużo pieniędzy i całkowitą swobodę, skoro Soohyun, wciąż pracowała w swoim starym zawodzie, sprzedając swoje ciało. Od czasu, gdy zamieszkali w Seulu coraz bardziej się od niego odsuwała, znajdując ciekawsze zajęcia niż zajmowanie się własnym synem, jednak on się nie skarżył nikomu i udawał, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Uwielbiał wizyty w rodzinnym miasteczku głównie ze względu na to, że to właśnie tam czuł się kochany przez ludzi, którzy tak naprawdę mogli odwrócić się do niego plecami. Dopiero kilka wydarzeń sprzed wakacji zadecydowało o tym, że się zbuntował i postanowił wrócić do domu, w którym spędził pierwsze lata życia. Jedynie jego babcia wiedziała, co konkretnie nim kierowało, bo nikomu innemu nie chciał mówić.
— Przyjdziecie jeszcze w sobotę? — Taehyung spojrzał z nadzieją na Seokjina, a po chwili na Dongwana, którzy zakładali buty.
— Seokjin pewnie tak, ale ja nie wiem, czy dam radę. Ostatnio w pracy jest ciężko, musze nadrobić te wszystkie zaległości po mojej nieobecności — mężczyzna objął go ostatni raz ramieniem, posyłając przepraszający uśmiech, a Kim skinął jedynie głową ze zrozumieniem. Jego i Seokjina stać było na samodzielne mieszkanie głownie ze względu na to, że dostał lepsze stanowisko i w końcu miał pewną sytuację finansową. Dodatkowo jego syn planował iść na studia po rocznej przerwie, którą postanowił zrobić sobie po liceum, a póki co dorywczo pracować, więc mniej obciążał go pieniężnie.
— Zaproś tych znajomych, o których mówiłeś, bo naprawdę jestem ich ciekaw — brat puścił mu oczko, przytulając na pożegnanie zarówno jego, jak i Chaeyoung. Oboje obserwowali, jak wchodzili do samochodu stojącego przy chodniku i odjeżdżali, machając dłońmi po raz ostatni.
— Szkoda, że dziadka z nami nie ma. Byłoby idealnie — chłopak posłał staruszce smutny uśmiech, który odwzajemniła, jednak po chwili się rozchmurzając.
— Gdyby dziadek z nami był, na pewno już by na ciebie krzyczał, że jutro masz szkołę, a jeszcze nie leżysz w łóżku.
— Rozumiem, że to ukryta aluzja i mam już iść spać? — spytał rozbawiony, zamykając za nimi drzwi. — Jest dopiero dwudziesta pierwsza, a ja nie mam już pięciu lat.
— Nie, ale potrzebujesz dużo snu, bo jutro masz pierwszy trening z drużyną i musisz im pokazać, na co cię stać.
— O to nie musisz się martwić, pewnie już wiedzą, że jestem najlepszy — zażartował po raz ostatni, przeskakując po dwa stopnie na schodach. Musiał babci przyznać połowiczną rację, bo naprawdę powinien pokazać, na co go stać, ale nie całej drużynie, tylko jej kapitanowi.
Pamiętajcie, że te cudne zdjątka wilków nie daje randomowo, tylko zazwyczaj nawiązują one do wydarzeń z rozdziałów i mają coś przedstawiać/symbolizować
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro