Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#39

Pisząc ten rozdział weszłam na tt i dowiedziałam się o śmierci Stana Lee... Przez chwilę nie byłam nawet pewna, czy dam radę go dokończyć, ale na szczęście się udało, choć ciężko było mi się na tym skupić. Mimo wszystko, jak go na szybko przeczytałam to mi się podobał, więc wstawiam od razu na umilenie tygodnia 

***

Cicha muzyka przyjemnie drażniła jego uszy, gdy kolejne mililitry palącego alkoholu przepływały przez wyrobione już gardło. Powszechnie było wiadome, że smutki najlepiej było topić w alkoholu, więc konsekwentnie praktykował to od kilku dni. Procenty rzeczywiście potrafiły zdziałać cuda, bo choć na kilka godzin, spędzonych przy szklance wypełnionej magicznym płynem, mógł pozbyć się nachalnych myśli i noc spędzić pozbawioną ciągłych wyrzutów sumienia i poczucia własnej beznadziejności. To, że wszystko powracało na następny dzień z samego rana było już mniej istotnym faktem.

Oblizał mokre wargi, niemal do razu wyczuwając czyjąś obecność. Znajomy zapach dotarł do jego nozdrzy zanim jeszcze długowłosa szatynka zajęła barowe krzesło tuż przy nim. Od razu zwrócił uwagę na jej paznokcie, które były w innym kolorze niż przy ich ostatnim spotkaniu i uśmiechnął się pod nosem. Zawsze o siebie dbała i nigdy nie zgadzała się na obecność jakichkolwiek niedoskonałości. Nawet ciemnobordowa szminka wydawała się być świeżo nałożona, choć wcale nie musiało to być prawdą, a jedynie jego wymysłem.

— Wyglądasz żałośnie — powiedziała na wstępie Seulgi, nawet nie kłopocząc się przywitaniem. Jak zawsze bezpośrednia i miła, dokładnie taka jaką ją uwielbiał.

— Też za tobą tęskniłem.

— Nie tęskniłbyś, gdybyś tylko pojawił się przez ostatnie dni w szkole.

— Nie zaczynaj — mruknął, z powrotem wracając wzrokiem do na wpół pustej szklanki. Mógł się spodziewać, dlaczego dziewczyna pojawiła się akurat w tym samym barze, w którym on przesiadywał już kolejny wieczór, zmieniając wcześniejszą lokalizację. Klubowy alkohol w pewnym momencie stał się już zbyt drogi, a jego środki zbyt małe, żeby mógł sobie pozwalać na takie luksusy i musiał po prostu przerzucić się na tańsze trunki z butelek spod lady.

— Czego mam nie zaczynać? — uniosła brew, czego nie mógł zobaczyć. — Mówienia ci, jak bezsensowne jest to, co robisz? Jak bardzo dziecinne?

— A skąd możesz wiedzieć, co tak dokładnie robię? — nie wytrzymał w końcu i spojrzał na Seulgi kątem oka, jednak wcale nie był to dobry pomysł. Jej ostre spojrzenie nie jednego potrafiło zmieszać, a on wcale nie był wyjątkiem. — Na ten moment siedzę tylko w barze i się relaksuje, a ty przychodzisz do mnie z pretensjami.

— Żartujesz sobie? — prychnęła niedyskretnie, kręcąc głową z niedowierzaniem. — Nie ma z tobą kontaktu od piątkowej nocy, a jest pierdolona środa. Nie odbierasz, mało kiedy jesteś w domu, z nikim nie rozmawiasz. Za każdym pieprzonym razem, kiedy dzieje się coś takiego, to oznacza tylko jedno. Znowu szwendasz się po jakichś melinach, klubach i innych gównianych miejscach. Ile alkoholu wypiłeś w te pięć dni, co?

— Nie jesteś moją matką — rzucił oschle, tracąc już jakąkolwiek ochotę na rozmowę. Na złość dziewczynie dopił resztę zawartości szklanki i machnął na barmana, a już po chwili ponownie mógł wpatrywać się w przezroczysty płyn o niezbyt wykwintnym smaku.

— A szkoda, bo chyba by ci się przydała — stwierdziła, twardo wpatrując się w profil Jeongguka. Nie pozwoliła mu się odezwać, choć widziała, jak mocno zacisnął szczękę ze złości. — Wszyscy się o ciebie martwią, idioto. Już walić mnie czy chłopaków, ale myślisz choć trochę o swojej siostrze? Co ona musi czuć, kiedy widzi cię wtaczającego się do domu, a później słucha kolejnych twoich kłótni z ojcem?

— Czyli byłaś już w moim domu i zrobiłaś porządny wywiad? — jego uśmiech nie miał w sobie nic z radości. Często używała Moonbyul jako swojego argumentu, gdy próbowała przemówić mu do rozsądku, ale z czasem przestało to już działać. Odczuwał wyrzuty sumienia, ale wiedział, że dziewczynka była silniejsza niż wszystkim się wydawało.

— Musiałam, skoro nie odbierałeś telefonu, a później nie pojawiłeś się w szkole.

— I co ci mój tatuś powiedział? Że jestem złym i niedobrym synem, a do tego się staczam, prawda?

— Nie wie, co ma robić, żebyś się w końcu otrząsnął. Nie ma pojęcia, dlaczego w piątek przyszedłeś cały we krwi i zamknąłeś się w swoim pokoju, a później zniknąłeś na całą noc, ale się martwi.

— To nie jego sprawa, więc niech przestanie i tyle. Nic się nie stało.

Seulgi cały czas patrzyła na przyjaciela z niedowierzaniem. Nienawidziła tej wersji Jeongguka, gdy całkowicie miał wywalone na uczucia innych i jedyne, co widział to czubek własnego nosa. Nie obchodziło go, co inni czuli i jak ich traktował. Nawet ona nie dochodziła do takiego stanu.

— Rozmawiałam z Jinhwanem i nie wydaje mi się, żeby nic się nie stało — stwierdziła po chwili, mówiąc już łagodniejszym głosem. — Chodzi o Taehyunga, prawda?

Jeongguk momentalnie zesztywniał na imię młodszego ze szklanką w połowie drogi do ust. Otrząsnął się dopiero po chwili i odstawił naczynie z powrotem na blat, żeby przetrzeć zmęczoną twarz dłońmi. Słowem się nie odezwał, ale nie musiał, bo dziewczyna doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co czuł. Brunet zawsze miał problemy z określaniem i wyrażaniem własnych emocji i uczuć, jednak często można było czytać z niego, jak z otwartej księgi.

— Rozmawiałeś z nim? — zadała kolejne pytanie, podpierając się łokciami o blat. W nieco brudnym lustrze mogła przyglądać się ich odbiciu, które wcale nie prezentowało się dobrze.

— Nie, a po co? — westchnął cicho, prostując głowę i tym razem nie powstrzymując się przed upiciem sporego łyka ze szklanego naczynia.

— Bo tak robią normalni ludzie? Rozmawiają, żeby się dogadać?

— Proszę cię, on nie chce ze mną rozmawiać — stwierdził, ponownie patrząc na dziewczynę z widocznym załamaniem w oczach. — Wszystko spierdoliłem.

— Przestań przeżywać, Jeon. To do ciebie nie pasuje. Weź się w garść i po prostu do niego napisz, nie dowiesz się, czy na pewno nie chce z tobą gadać, jeśli dalej będziesz tu siedział, jak taka sierota.

— Ty niczego nie rozumiesz... — głośne westchnięcie bruneta wypełniło przestrzeń między nimi, jeszcze bardziej irytując Seulgi. — Kiedy Taehyung dowiedział się, że jestem wilkołakiem i że przychodziłem do niego wieczorami jako wilk to mnie znienawidził. Sama widziałaś, że ponad dwa tygodnie się do mnie nie odzywał, chociaż próbowałem wielokrotnie się z nim dogadać i nie mam pojęcia, co sprawiło, że nagle chciał rozmowy, ale nawet do niej nie doszło. Była cała ta akcja w parku z Wenhanem i wtedy wszystko zjebałem jeszcze bardziej. To nie była wina nikogo, nawet tego idioty, a tylko i wyłącznie moja. Do tej pory pamiętam jego przerażony wzrok, kiedy na mnie patrzył. Teraz jestem dla niego nie tylko kłamcą, ale i potworem i jestem pewien, że po tym wszystkim już nigdy mi nie zaufa. Kto chciałby zadawać się z kimś taki, jak ja?

Uśmiechnął się smutno, zaciskając mocniej dłoń na szklance. W głowie znów odtwarzał tych kilka sekund, gdy patrzył wprost w te czekoladowe, przeszklone oczy i niemal widział w nich swoje odbicie. W tamtym momencie był zdolny do wszystkiego. Jeden krok dalej i rzuciłby by się na młodszego, całkowicie nad sobą nie panując. Wiedział, że w każdej innej sytuacji nie doszłoby do czegoś takiego, nigdy nie byłby w stanie skrzywdzić Taehyunga, ale ten jeden raz wystarczył, żeby otworzyć mu oczy. Naprawdę czasem był jedynie dzikim zwierzęciem, a nieopisana złość i gromadzona od kilkunastu dni frustracja wcale go nie tłumaczyła.

— W szkole nie wyglądał na szczególnie załamanego, wręcz przeciwnie.

— Taehyung zawsze był dobrym aktorem.

— Pytał o ciebie — dodała po chwili, jednak to wcale nie zmieniło postawy bruneta. Wciąż patrzył pustym wzrokiem przed siebie i przygryzał nerwowo dolną wargę, jakby cokolwiek mogło to pomóc. — Kochasz go, prawda?

Dopiero to pytanie przywróciło go na ziemię i spowodowało, że spojrzał na szatynkę szeroko otwartymi oczami. Nikt nigdy nie spytał go o to tak wprost. Pojęcie „kochać" nie przychodziło mu na myśl, gdy widział przed sobą Taehyunga i jego kwadratowy uśmiech. Raczej bliżej nieokreślone uczucie, które przyjemnie rozgrzewało go od środka i sprawiało, że na zawsze miał ochotę zamknąć młodszego w szczelnym uścisku. Nawet wtedy, gdy widział w jego oczach nienawiść i obrzydzenie, gdy patrzył na niego chłodnym wzrokiem, to wciąż myślał o tym, jak bardzo wszystko był łatwiejsze, gdy miał go blisko siebie.

— Muszę do toalety — mruknął, wstając ze swojego krzesła. Nie chciał dłużej znosić badawczego wzroku Seulgi, w którym nie dostrzegał obecnego tam smutku. Śledziła go aż do ciemnych drzwi, żeby w końcu bez chwili zawahania sięgnąć po pozostawiony na blacie telefon bruneta.

To był pierwszy raz, gdy wykorzystała znajomość jego wzoru blokady i westchnęła cicho na masę nieodebranych połączeń i nieprzeczytanych wiadomości. Domyślała się, że wcale nie zwracał uwagi na wyciszony telefon, pewnie czasem tylko sprawdzał godzinę. Wybrała odpowiedni numer i nie doczekała nawet drugiego sygnału, bo zachrypnięty głos rozbrzmiał w głośniku.

— Słucham? — słyszalna ulga w głosie Taehyunga jeszcze bardziej utwierdziła ją w przekonaniu, że to było jedyne odpowiednie rozwiązanie.

— Nic mnie nie obchodzi, co teraz robisz i gdzie jesteś — zaczęła bez przywitania, co chwila zerkając w stronę toaletowych drzwi. — Przyjdź do tego baru niedaleko kwiaciarni twojej babci, co ma ten brzydki, neonowy napis nad drzwiami, nie pamiętam nazwy. Tylko się pospiesz.

Nawet nie czekając na odpowiedź szybko się rozłączyła i odłożyła telefon na wcześniejsze miejsce. Była pewna, że pomimo swojego zaskoczenia Taehyung i tak się pojawi. Był mądrym chłopakiem, nawet jeśli wyjątkowo denerwującym. Mieli z Jeonggukiem wiele wspólnego i naprawdę to inni musieli za nich załatwiać pewne sprawy, bo oboje byli zbyt dumni, żeby czasem zrobić ten pierwszy krok.

Ledwie zdążyła zabrać dłoń, a Jeongguk wyszedł z toalety z wciąż wilgotnymi od wody rękoma. Nie odezwał się siadając na swoim miejscu, a ona jeszcze przez jakiś czas uważnie mu się przyglądała z rosnącym zmartwieniem. Tego wieczoru wszystko musiało się rozwiązać, bo inaczej Jeongguk po prostu się wykończy.

— Będziesz tu dalej pił?

— Pewnie tak, a chcesz jednak dołączyć? — spytał, choć doskonale znał odpowiedź i nie zdziwił się, gdy Seulgi wstała zapinając z powrotem swoją kurtkę.

— Nie. Mam dość patrzenia, jak niszczysz samego siebie — stwierdziła, lekko klepiąc go po ramieniu, co ostatecznie zmieniło się w delikatne gładzenie. Jeongguk pożegnał ją smutnym uśmiechem, lekko ściskając dłoń dziewczyny, która w końcu ruszyła w stronę wyjścia.

Nie odeszła wcale daleko. Oparta o chłodną ścianę czekała na Taehyunga, który pojawił się naprawdę szybko. Po paru minutach miała już przed sobą jego zdziwioną twarz z masą rozwianych włosów dookoła, które na szybko przeczesał.

— Co się stało? — spytał od razu, a jego głos nieco drżał, jakby właśnie miał za sobą długi bieg albo był wyjątkowo zestresowany. Obstawiała oba na raz.

— Znalazłam naszą zgubę — odpowiedziała po chwili, kiwając głową w kierunku okna zajmującego większą część ściany. Widać przez nią było plecy Jeongguka wciąż siedzącego przy barze i właśnie przystawiającego szklankę do ust. — Idź do niego i go ogarnij, bo w tym momencie jesteś chyba jedyną osobą, która przemówi mu do rozsądku. Tylko tego nie spieprz.

Odbiła się od ściany, poprawiając cienki szalik owinięty wokół szyi. Widziała, jak Taehyung bez przerwy wpatrywał się w starszego, jakby w tamtym momencie nic innego się nie liczyło. Powoli się wycofała, ostatecznie odwracając się plecami do chłopaka i idąc już dalej ze spuszczoną głową. Zrobiła swoje i w tamtym momencie do niczego nie była już potrzebna.

— Seulgi! — usłyszała krzyk ciemnowłosego zanim jeszcze zniknęła po drugiej stronie ulicy, przez co ponownie obróciła się w jego stronę. — Dziękuję.

Skinęła mu głową, nie siląc się na żadną odpowiedź, bo Taehyung i tak jej nie oczekiwał. Ruszył w kierunku wejścia z drżącymi rękoma, co nie było spowodowane zimnem. Uderzył w niego smród alkoholu zanim jeszcze zdążył wziąć porządny wdech we wnętrzu pomieszczenia i wiedział już, że jak najszybciej chciał znaleźć się z powrotem na dworze.

— Jeongguk? — spytał niepewnie, podchodząc do zajętego przez bruneta krzesła, jakby wcale nie był pewien, czy to na pewno był on. Nie widział jego twarzy, ale dostrzegł, jak wszystkie mięśnie chłopaka napięły się pod flanelową koszulą, a trzymająca szklankę dłoń zadrżała niebezpiecznie. —Chodźmy stąd.

— Co tutaj robisz? — całkowicie zignorował jego słowa, zaciskając mocniej szczękę. Dobrze wiedział skąd Taehyung się tam wziął i przeklinał w myślach Seulgi. — To nie jest odpowiednie miejsce dla ciebie.

— Dla ciebie też nie — zauważył, kładąc dłoń na jego ramieniu, choć z widocznym zawahaniem. — Możemy wyjść?

— Po co? Mi jest tu całkiem dobrze.

— Daj spokój. Po prostu wyjdźmy i pogadajmy.

Lekko się wzdrygnął, gdy Jeongguk gwałtownie obrócił się w jego stronę, tym samym strzepując dłoń chłopaka ze swojego ramienia. Zobaczył jego twarz po raz pierwszy od piątkowego meczu i w pewien sposób poczuł przez to ulgę. Próbował się z nim skontaktować niemal każdego dnia, ale nie odbierał telefonów i za każdym razem nie było go w domu, gdy sam tam przychodził. Nikt nie miał pojęcia, gdzie tak dokładnie przebywał i nie on jedyny próbował się czegokolwiek dowiedzieć. Był przez to zdenerwowany, bo przez cały ten czas nie mógł z nim szczerze porozmawiać i złościł się na starszego, że akurat w takim momencie postanowił przejawiać jakiś nastoletni bunt, czy cokolwiek innego czym to było. Prawda jednak była taka, że dopiero gdy zobaczył go całego i zdrowego uświadomił sobie, jak cholernie mocno martwił się o Jeongguka.

— O czym chcesz rozmawiać, co? — warknął niezbyt przyjemnie, zaciskając dłoń mocniej na szklance. Taehyung skłamałby, gdyby powiedział, że ani trochę go tym nie wystraszył, ale wiedział, że pod tą maską pseudo agresji kryło się coś więcej. Nie tylko on często nie potrafił sobie poradzić ze swoimi emocjami, przez co starał się zniechęcić do siebie innych. — O tym, jak bardzo mnie teraz nienawidzisz? Jak wszystko zniszczyłem po raz kolejny i omal nie zrobiłem ci przy tym krzywdy? Spokojnie, zdaję sobie sprawę z tego, że jestem potworem i wcale nie musisz mi tego uświadamiać.

— Przestań, proszę — jego szept ledwie przebijał się przez barową piosenkę, w której wokalista śpiewał akurat coś o zmarnowanych szansach.

Patrzył na młodszego w słabym oświetleniu i dostrzegł przykryte lekkim makijażem sińce pod oczami, chociaż już od tak dawna nie stosował żadnych kosmetyków. Coś skręcało go od środka, gdy te pełne nadziei oczy wpatrywały się w niego uporczywie i wręcz zmuszały do wyciągnięcia portfela z tylnej kieszeni spodni. Plik banknotów zostawił na blacie, lekko kiwając głową barmanowi, który chwilę później ruszył w ich kierunku.

Nawet nie zakładał kurtki i jedynie w samej koszuli wyszedł na zewnątrz, podążając tuż za Taehyungiem. Zatrzymali się na nierównym chodniku, każdy z masą odmiennych myśli w głowie. Pojedynczy ludzie mijali ich pospiesznie, zapewne kierując się do domów po męczącym dniu w pracy, a oni po prostu stali na swoich miejscach. Dopiero gdy pojedynczy, biały płatek wylądował na nosie młodszego ten uniósł głowę do góry.

Na jego twarzy zaczął się formować delikatny uśmiech, który od razu zwrócił uwagę Jeongguka. Oboje byli na coś zapatrzeni, jednak każdy na coś innego. Taehyung podziwiał drobne śnieżynki spadające z nieba, które jako pierwsze tej zimy zaczęły zdobić miasteczkowe ulice, natomiast Jeongguk był pod wrażeniem piękna chłopaka, które w tamtym momencie uderzyło w niego ze zdwojoną siłą. Wyglądał tak niewinnie i szczęśliwie, gdy niewielkie płatki zatrzymywały się na jego włosach i po kilkunastu sekundach rozpływały się między ciemnymi kosmykami. Wydawać by się mogło, że nagle nie miał żadnych zmartwień i znów był małym dzieckiem, które przez okno zawsze podziwiało z zafascynowaniem pierwszy, grudniowy śnieg.

— Wiesz, co jest zabawne? — spytał cicho młodszy, wciąż z uśmiechem wpatrując się w ciemne niebo. Domyślał się, że Jeongguk jedynie pokiwał przecząco głową, bo nie usłyszał żadnej odpowiedzi. — Rzeczywiście oboje jesteśmy tak samo głupi, jak nam wszyscy zawsze mówią.

— Dlaczego? — dopiero po kilkunastu sekundach słowo opuściło jego usta, bo wciąż zbyt mocno zafascynowany był spokojem młodszego i delikatnością jego rysów twarzy.

— Ja zachowuje się jak jakaś księżniczka i dramatyzuje bez przerwy, ciągle tylko się obrażając i nie dopuszczając do siebie żadnych logicznych słów, a ty szlajasz się po jakichś barach i pijesz tani alkohol i za każdym razem któryś z nas ma problem z rozmową, przez co dalej nic sobie nie wyjaśniamy i tak bezsensownie mijają kolejne dni. — wytłumaczył, w końcu odwracając głowę w stronę Jeongguka.

— Tylko czy jest, o czym tak naprawdę rozmawiać? — spytał brunet, chowając dłonie do kieszeni spodni. — Po raz kolejny spierdoliłem sprawę, a ty mnie nienawidzisz. Wszystko jest chyba jasne.

— Nie nienawidzę cię — zapewnił od razu Taehyung, co lekko zaskoczyło Jeona.

— Ale się mnie boisz.

— To już bardziej — skinął lekko głową, oblizując suche wargi. Miał wrażenie, jakby cały stres już z niego uleciał, a wszystko to, co chciał powiedzieć do tej pory całkowicie straciło znaczenie. Przypomniał sobie ten dzień, w którym dowiedział się o strachu Jeongguka przed burzą i to, co starszy mu wtedy powiedział, przez co na jego twarzy znów pojawił się delikatny uśmiech. — Ale w końcu każdy się czegoś boi, prawda?

— Tak, prawda...

— A czego ty się boisz?— przybliżył się do Jeongguka, przy okazji strzepując ze swojej grzywki pojedyncze płatki śniegu. Był już pewien wszystkiego tego, co jeszcze w drodze do baru wydawało mu się całkowicie pozbawione sensu. Widział z oczach chłopaka dokładnie to, co chciał zobaczyć, a czego jeszcze kilka dni wcześniej nie przyjąłby do wiadomości. — Nie ma grzmotów, nie ma błyskawic, więc czego teraz się boisz, Jeon?

Chwila ciszy wcale nie wydawała się być niezręczna. Raczej pełna niewypowiedzianych jeszcze słów, które dopiero kształtowały się w ich głowach. Wszystko dookoła całkowicie przestało mieć znaczenie, kiedy Taehyung wpatrywał się w wyższego z lekko przekrzywioną głową, a on widział w nich radosne iskierki, które wcale nie pasowały do całej sytuacji. Nie dostrzegał jeszcze tego, co ciemnowłosy zdążył zauważyć już w barze.

— Boję się, że nigdy już nie będę mógł cię po prostu przytulić i powiedzieć, że masz cholernie piękne oczy — szepnął w końcu, niemal śmiejąc się z własnej żałosności.

Do samego końca nie zdawał sobie sprawy, co tak dokładnie młodszy chciał zrobić. Obserwował, jak niespiesznie do niego podchodził i zatrzymał się zaledwie kilka milimetrów przed jego klatką piersiową. Nawet wtedy, gdy Taehyung ułożył dłonie na jego policzkach wciąż jedynie stał z rękoma wsuniętymi do kieszeni. Dopiero chłodne usta muskające jego wargi sprawiły, że serce zabiło mu szybciej, a dłonie same zawędrowały na plecy Kima ukryte pod grubą kurtką.

— Teraz możesz to powiedzieć — mruknął cicho, nie zabierając dłoni z lekko zaczerwienionych od alkoholu policzków Jeongguka. Czuł jego posmak, jednak ten jeden raz wyjątkowo mu nie przeszkadzał, tak samo z resztą jak papierosowych zapach we włosach bruneta.

— Masz piękne oczy — odpowiedział bez chwili zawahania, na co otrzymał kolejny uśmiech.

— Zapomniałeś dodać, że są cholernie piękne — zauważył, gładząc ciepłą skórę Jeongguka. — I coś jeszcze chciałbyś mi powiedzieć?

— Tylko tyle, że chyba wpadłem po uszy — szepnął, opierając się czołem o to drugie i przymykając zmęczone oczy. W głowie wciąż rozbrzmiewało mu pytanie Seulgi, a odpowiedź na nie stawała się coraz bardziej jasna i pewna.

— Więc jest nas dwóch — stwierdził Taehyung, zanim znów złączył ich usta w słodkim pocałunku, w którym oboje mogli poczuć moc tych wszystkich nienazwanych uczuć i nutę tęsknoty, która wypełniała ich serca od tak wielu dni.

Nie przejmowali się krzywymi spojrzeniami starszych ludzi, którzy bez przerwy ich mijali. W tamtym momencie mieli swój mały świat, który w końcu wydawał się być całkowicie kompletny i nie brakowało w nim żadnego elementu. Kilka minut wcześniej Jeongguk czuł się, jakby całe swoje życie zmarnował przez jeden głupi błąd, a nagle stał się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, bo mógł całować kogoś tak idealnego, jak Kim Taehyung.

— Chodźmy gdzieś, bo naprawdę kocham śnieg, ale jest mi już zimno i ten neonowy szyld świecący mi po oczach nie jest ani trochę romantyczny — wymruczał między jego wargi młodszy, na co zaśmiał się cicho.

Złapał dłoń chłopaka, splatając ich palcem razem, po czym delikatnie pociągnął go za sobą w stronę swojego domu. Żadne inne miejsce nie oferowało im tyle prywatności, ile w tamtym momencie pragnął i w duchu był wdzięczny Taehyungowi, że przerwał ich pocałunek, bo sam nie byłby w stanie. Zbyt mocno stęsknił się za tymi miękkimi wargami, żeby nacieszyć się nimi przez kilka sekund.

— Raczej nikogo nie powinno u mnie teraz być — powiedział, przemierzając chodnik całkiem szybkim tempem, który w pewnym momencie zamienił się niemal w bieg, na co Kim nie potrafił powstrzymać już swojego śmiechu.

— Mam nadzieję, bo jak na ciebie patrzę, to wydaje mi się, że będę chyba dzisiaj przez długi czas bardzo głośno — stwierdził, niemal potykając się o własne nogi, które nie nadążały za brunetem.

W tamtym momencie mógł nawet wywrócić się na twarz, a i tak nie zmieniłoby to faktu, że czuł się niczym małe dziecko, które po tak długim czasie w końcu otrzymało upragnioną zabawkę.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro