Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#37

Przepraszam, ale rozdział jest niesprawdzany 

***

    Pamiętał pierwszy raz, gdy ujrzał Wenhana. Od wielu lat uważał się za osobę biseksualną, więc wcale nie przeraził go fakt, że był dla niego atrakcyjny. Wiedział, że nie tylko on wzdychał do przystojnego kapitana drużyny, którego funkcję objął niedługo po rozpoczęciu pierwszej klasy liceum. Miał w sobie coś z lidera, coś sprawiającego, że ludzie po prostu chcieli schodzić mu z drogi. Podobała mu się ta władczość bijąca od rówieśnika niemal w każdym momencie. Przechodził wtedy taki okres w życiu, że naprawdę pociągała go męska dominacja i poczucie bycia tym delikatniejszym, co ostatecznie całkiem szybko się zmieniło.

W pragnieniu dojścia na szczyt i bycia najlepszym po prostu nie zwracał uwagi na wszystkie te złe cechy jego charakteru, przez co wydawał się dla niego idealny. Na szczęście poznał Yejin, która zupełnie różniła się od bandy zepsutych dzieciaków, w gronie których się obracała. Otworzyła oczy Taehyungowi i uświadomiła mu, że w życiu naprawdę powinien się kierować ważniejszymi wartościami niż głupia popularność. Zaczął zauważać wszystkie te paskudne zachowania Wenhana, przez które coraz bardziej się od niego odsuwał, choć początkowo wszyscy uważali ich za „przyjaciół". On sam też przez jakiś czas tak nazywał ich relację, ale w pewnym momencie po prostu ograniczył ich kontakt do minimum. Cudem znosił chamskie odzywki i okropne traktowanie innych uczniów, które chłopak uskuteczniał każdego dnia i to tylko dlatego, że nie chciał wywoływać niepotrzebnych dram.

Niestety drama wywołała się sama, a on stanął w samym jej środku. Na własnej skórze przekonał się, jak okropnym człowiekiem był Wenhan i tygodniami usilnie starał się pozbyć jego osoby ze swojej głowy. Wieczorami wracał to tego jednego wydarzenia, gdy mogło stać mu się coś o wiele poważniejszego, co nie skończyłoby się tylko na kilku bliznach. Twarz patrzącego ze szczytu schodów chłopaka, pozbawiona empatii i wyrażająca czystą satysfakcję, śniła mu się po nocach, jako jeden z wielu koszmarów.

A właśnie tamtego dnia ta sama twarz już od kilkunastu sekund znajdowała się tuż przed nim. Czuł się, jakby czas zatrzymał się w miejscu, a on powoli przestawał istnieć. Otaczali go inni ludzie, o których starał się zapomnieć i którzy patrzyli na niego w tamtym momencie szyderczym wzrokiem. Spodziewałby się wszystkiego, ale nie tego, że akurat ze swoją starą drużyną będzie musiał się mierzyć pod oceniającym wzrokiem dziesiątek widzów.

— Wenhan... — szepnął cicho, jakby na nic innego nie było go stać. Nieświadomie złapał dłoń Jeongguka, ściskając ją mocno. Czuł się znów bezbronnym nastolatkiem, który stawał przeciwko swoim oprawcom, a za jego plecami materializowały się schody, na końcu których zaraz miało pojawić się wysokie lustro.

— Już myślałem, że zapomniałeś, jak się mówi — rzucił kpiąco, krzyżując dłonie na klatce piersiowej. — Teraz przyszedłeś kurwić się do innej szkoły? Komu zdążyłeś już dać dupy, co?

Jeongguk nie potrzebował niczego więcej, żeby zrobić krok w przód i niemal zasłonić Taehyunga swoim ciałem, przez co również większa część drużyny składająca się z wilkołaków przybliżyła się do nich. Od razu zorientował się, z kim tak naprawdę miał do czynienia podczas wielu meczy i poczuł, jak coraz większy gniew wzrastał w jego wnętrzu. Zawsze nienawidził swojego przeciwnika, ale nie dlatego, że za każdym razem przegrywali z jego drużyną i czuł się gorszy. Wręcz przeciwnie, czuł się tysiąc razy lepszy od tego przemądrzałego i nic nie wartego śmiecia. Przeszłość Taehyunga jeszcze bardziej utwierdzała go w przekonaniu, że był po prostu spierdolony.

— Lepiej uważaj na słowa — warknął, zaciskając mocniej szczękę. Resztkami sił starał się być spokojnym, jednak wilk usilnie starał się wyrwać spod jego panowania i widział po Wenhanie, że doskonale zdawał sobie z tego sprawę i nieźle go to bawiło. Igrał z ogniem, jakby uważał, że w bezpośrednim starciu miałby jakiekolwiek szanse. Jego drużyna mogła składać się z samych wilkołaków, przez co mieli nad nimi przewagę, jednak w rzeczywistości był tylko marną podróbką alfy, która będzie musiała walczyć w przyszłości o zachowanie swojej pozycji.

— Czyli jednak zdążył go już ktoś zaliczyć. W sumie nie dziwię się, Taehyung zawsze lubił tylko stwarzać pozory takiego niedostępnego. Zupełnie, jak jego mamusia.

Jedynie mocne szarpnięcie za ramię powstrzymało Jeongguka przed rzuceniem się na chłopaka i starciem obrzydliwego uśmiechu z jego ust. Niemal z nienawiścią spojrzał na Hoseoka, który cudem nie ugiął się i nie spuścił głowy wraz ze swoim wilkiem. Może nie był jeszcze pełnoprawnym alfą, jednak spojrzenie bruneta wciąż miało ogromną moc.

Patrzył, jak cała drużyna odchodziła w kierunku swojej szatni śmiejąc się między sobą i nie potrafił opanować szybkiego oddechu. Dopiero, gdy spojrzał na bladego Taehyunga, który wciąż chował się za jego plecami, spróbował się jakkolwiek uspokoić. Kim wyczuł dziwne napięcie między Jeonggukiem a Wenhanem niemal od razu i dodał sobie dwa do dwóch. To nie było na zwykłej płaszczyźnie zawodnik kontra zawodnik. Prawdopodobnie kiedyś nie zwróciłby na takie szczegóły uwagi, ale w tamtym momencie wręcz nie potrafił tego ignorować. Przecież to nie mogło być możliwe, że również Wenhan był wilkołakiem.... Czy naprawdę miał aż takiego pecha?

— Tae... — brunet delikatnie poruszył jego dłonią, którą cały czas go trzymał, żeby się otrząsnął. Inni praktycznie nie mieli pojęcia, o co chodziło, ale dla Hoseoka, Yoongiego i Junhoe wystarczyło tylko to, jak zareagował sam Jeongguk, żeby od razu nastawić się bojowo i nie odchodzić nawet na krok. — Nie musisz dzisiaj grać, wiesz o tym?

— N-nie — szepnął cicho, dopiero po chwili nieco się otrząsając. — Właśnie, że muszę. Po prostu... Nieco mnie zamurowało, przepraszam.

Spojrzał w oczy starszego, a w jego własnych malowało się przerażenie. Czuł, jakby miał nie dać rady, ale nie mógł przecież zawieść reszty drużyny. Nie mógł tak po prostu sobie pójść, kiedy wszyscy ucieszyli się mając go z powrotem. Nie potrafił sobie jednak wyobrazić, że miałby wyjść na boisko i znów stanąć twarzą w twarz z Wenhanem. To brzmiało, jak zły sen, z którego chciałby obudzić się jak najszybciej.

— Nie ściągałbym cię tutaj, gdybym wiedział, że to on — zapewnił go Jeongguk. Młodszy widział, jak przejął się tą sprawą, przez co postanowił wziąć się w garść. Nie mógł pozwolić, żeby po raz kolejny przeszłość wzięła nad nim górę.

— Wiem.

Puścił dłoń Jeona i wziął głęboki wdech, nie przejmując się tym, że reszta drużyny wciąż przyglądała mu się z troską. Trenował z Wenhanem rok, wiedział o nim naprawdę wiele i o reszcie członków drużyny też. Byli naprawdę dobrzy i nie dziwiło go, że zawsze wygrywali, ale miał zamiar zmienić to tego dnia. Jeśli mieli ich pokonać, to rzeczywiście tylko z jego pomocą i dlatego wszedł na boisko dumnie wyprostowany i z wysoko uniesioną głową. Niemal od razu dostrzegł na widowni swoich przyjaciół i Jinhwana z Hyejin i Seokjinem przy boku. To dodało mu jeszcze więcej odwagi, bo w końcu oni też w niego wierzyli i byli kolejnymi osobami, których nie mógł zawieść.

Starał się maksymalnie skoncentrować i nie zwracać uwagi na spojrzenia, które rzucał mu Wenhan. Wmawiał sobie, że był dla niego przeciwnikiem takim samym, jak wszyscy inni. Był wilkołakiem tak samo, jak Jeongguk, ale w końcu nie raz udało mu się pokonać bruneta. Musiał po prostu wykorzystać swoją zwinność i wiedzę o ich taktyce.

Pierwszy gwizdek wprawił jego mięśnie w ruch tak szybko, że sam się tego nie spodziewał. Działał niemal instynktownie, nie mając czasu na przemyślenie jakiegokolwiek ruchu. Przypomniał sobie swoją pierwszą grę z Jeonggukiem, kiedy czuł się niemal dokładnie tak samo. Za wszelką cenę dążył do tego, żeby wygrać, choć wtedy nie musiał grać zespołowo, co nieco wszystko utrudniało. W tamtym momencie miał przy sobie resztę drużyny, która dążyła do tego samego, co on.

Początkowo szło im ciężko, a Wenhan uśmiechał się z satysfakcją widząc swoją przewagę punktową. Nie trwało to jednak długo i po paru minutach wynik się wyrównał, podbudowując tym samym Taehyunga na duchu. Mimo wszystko starał się, jak najbardziej unikać kontaktu z chłopakiem i z ulgą zauważył, że Jeongguk brał go przez cały czas na siebie. Nawet trener nie do końca mógł uwierzyć w to, że wysuwali się na prowadzenie, gdy rozmawiali z nim podczas krótkiej przerwy.

Kim czułby się za to odpowiedzialny, gdyby przegrali. Obwiniałby się o to, że mógł zrobić więcej, bardziej się postarać. Nie potrafiłby już spojrzeć innym prosto w oczy czując zwykły wstyd, jak za każdym razem, gdy stawiał sobie jakiś cel, a nawet nie potrafił go osiągnąć. Na szczęście tak nie było tym razem i początkowo zastanawiał się, czy na pewno dobrze widział. Dźwięk gwizdka był dla niego wyjątkowo głośny, a krzyki z widowni jeszcze głośniejsze. Poczuł, jak nagle coś mocno zaczęło go ściskać, a już po chwili więcej cieni zaczęło zasłaniać mu widok.

— Boże, w końcu się udało! — usłyszał czyiś głos przy swoim uchu i dopiero po chwili rozpoznał Yoongiego. Powoli na jego twarzy zaczął pojawiać się coraz szerszy uśmiech, gdy uświadamiał sobie, że to wcale nie był sen ani żadne przewidzenia.

Naprawdę im się udało, a kilku punktowa przewaga definitywnie to potwierdzała. Już po chwili niemal skakał z radości razem z resztą drużyny, kiedy cały stres zaczął z niego schodzić. Było już po wszystkim i dał radę, więc czy tego dnia coś więcej mogło pójść nie tak?

***

    Wiedział, że to nie był dobry pomysł. Czuł to w kościach, gdy przemierzał kolejne metry gładkiego chodnika. Dookoła nie było żywej duszy, jakby nagle wszyscy się zmówili i postanowili zostać w swoich domach. Nie było wcale tak późno, dochodziła dopiero dwudziesta pierwsza, a przez porę roku było już całkowicie ciemno. Zimowe powietrze sprawiało, że jego nos robił się czerwony, a palce kostniały, ale z jakiegoś powodu lubił to uczucie.

Nie powinien wcale przychodzić i po prostu zignorować „prośbę" Wenhana o spotkanie. Powinien wyszarpnąć swoje ramię, gdy zatrzymał go w drodze do szatni i po prostu nie wysłuchać. Zamiast tego pozwolił się po raz kolejny zastraszyć, chociaż jeszcze kilka sekund wcześniej odczuwał nieopisaną satysfakcję z faktu, że był lepszy od niego. Miał wybór, spotkać się z nim w parku albo poczekać, aż sam do niego przyjdzie, a druga opcja była o wiele mniej bezpieczna. Znał go na tyle dobrze, że spodziewał się już wszystkiego. Niby chciał tylko rozmowy, ale raczej nie uśmiechało mu się goszczenie go w swoim domu, gdy babcia była w pokoju obok.

Mimo wszystko ciemny park pozbawiony ludzi wcale nie był bezpieczniejszą opcją, jednak zauważył to o wiele zbyt późno. Mógł zaproponować jakąś kawiarnię, czy coś podobnego, chociaż wątpił, że Wenhan tak po prostu by się zgodził.

— No proszę, już myślałem, że stchórzyłeś. — usłyszał za sobą znajomy głos, przez co szybko się obrócił. Chłopak stał całkiem blisko niego w otoczeniu pięciu swoich najwierniejszych parobków. Wszyscy byli już przebrani i widocznie odświeżeni po meczu, jednak nie miał czasu zastanawiać się, gdzie tak właściwie zatrzymali się całą drużyną.

— Czego ode mnie chcesz? — spytał jedynie, chowając dłonie do kieszeni ciepłej kurtki. Próbował udawać niewzruszonego, ale sam zdawał sobie sprawę, że słabo mu to wychodziło.

— Już mówiłem, tylko porozmawiać.

— Jasne, już to widzę. Tobie nigdy nie chodzi tylko o rozmowę — zauważył Taehyung, prychając cicho pod nosem. Wyższy uśmiechnął się pseudo niewinnie, robiąc krok w jego stronę. Automatycznie sam się przez to cofnął i usłyszał cichy śmiech pozostałej piątki.

— Przeceniasz mnie, Tae... Słyszałem, że podobno całkiem nieźle ci się tutaj żyło. W końcu okłamując wszystkich znów byłeś w swoim żywiole, prawda? Nawet trochę szkoda, że Seolhyun i Hyejeong musiały ci wszystko zepsuć.

— Nikogo tutaj nie okłamywałem. I was też nie — powiedział stanowczo, zaciskając mocniej szczękę. Nie mógł pozwolić się sprowokować, a wiedział, że dokładnie na to Wenhan czekał. — Nie, przepraszam. Okłamałem was w sprawie pracy mojej mamy, ale to tyle.

Tym razem sam chłopak się zaśmiał, kręcąc głową z niedowierzaniem. Naprawdę był pod wrażeniem wytrwałości Taehyunga w udawaniu, miał do tego talent.

— No tak, przecież ty jesteś tylko małym, niewinnym chłopczykiem, który wcale nie wiedział, że jego mamusia daje dupy połowie kadry, żeby w ogóle mógł stanąć przy takich ludziach jak ja, czy Seolhyun i Hyejeong .

— No tak, przecież ty jesteś tylko głupim, przerośniętym frajerem, który musi wyżywać się na innych, żeby podbudować swoje nadęte ego i w ten sposób pokazać, jakim to jest wielkim samcem alfa, choć to gówno prawda ­— przedrzeźnił go, tym samym wchodzą na naprawdę niebezpieczny grunt. — Bo jedynym, czym jesteś to nic nie wartym śmieciem, który nawet nie potrafi pogodzić się z tym, ze ktoś mu odmawia seksu, zupełnie jak małe dziecko.

Nie mógł nie zauważyć, jak momentalnie zmieniła się postawa Wenhana. Kiedyś nie zwracałby na coś takiego uwagi, ale już wielokrotnie obserwował to w obecności Jeongguka. Zdawał się wręcz powiększyć o kilka centymetrów, napinając niemal wszystkie mięśnie. Dałby sobie odciąć dłoń, że gdyby tylko stał bliżej, to mógłby dojrzeć, jak oczy chłopaka ciemniały tak samo jak te Jeona, gdy się denerwował. Oboje wydawali się emanować taką samą energią, przez którą przechodziły człowieka ciarki. Wiedząc już, czym dokładnie było to spowodowane zdawał sobie sprawę, że miał bardzo przejebane, ale czy żałował? Ani trochę.

— To może ten ktoś naprawi teraz swój błąd? — warknął, nie siląc się już nawet na pseudo miły ton, jakim raczył go jeszcze chwilę wcześniej. Nawet jego głos zdawał się być głębszy i bardziej ponury, jakby przemawiał wewnątrz niego ktoś inny.

Taehyung poczuł, jak całe ciało odmówiło mu posłuszeństwa, gdy tamten ruszył w jego stronę. Jedyne, na co zdołał się zdobyć, to zamknięcie oczu i odwrócenie głowy w drugą stronę. Szykował się na najgorsze, jedna ku swojemu zaskoczeniu nie poczuł żadnego uderzenia przez kilka kolejnych sekund, które nagle wydawały mu się być wiecznością.

— Nie radziłbym — usłyszał znajomy głos, zanim powoli otworzył oczy.

Czyjaś drobna dłoń zaciskała się na nadgarstku zaskoczonego Wenhana. Wyglądało to co najmniej komicznie, gdy niski Jinhwan stał u jego boku, powstrzymując chłopaka przed wykonaniem dalszego ruchu. Już po chwili zorientował się, że nie był sam, bo tuż za nim znajdował się Junhoe, a z drugiej strony Taehyunga ukazał się Yoongi wraz z Hoseokiem. Nie miał pojęcia skąd tak właściwie się tam znaleźli, ale nie narzekał, bo jeszcze nigdy nie odczuł takiej ulgi na ich widok.

— Niezłe stadko ochroniarzy sobie znalazłeś — stwierdził Wenhan, niechętnie zabierając dłoń i opuszczając ją w dół. — Brakuje mi tutaj tylko tego ostatniego, chociaż nawet z nim nie macie szans.

Musiał domyślić się, że Kim już o wszystkim wiedział i znał jego drugą naturę, bo nieszczególnie starał się powstrzymywać przed czymkolwiek. Warknął na piątkę chłopaków, która do tej pory jedynie stała za jego plecami w pewnej odległości, a oni niemal od razu znaleźli się u jego boku.

— Spokojnie, nikogo nie brakuje i lepiej wstrzymaj swoje pieski. — Hoseok wydawał się być nieco rozbawiony całą sytuacją, chociaż cała reszta zachowywał powagę. Wraz z jego słowami coś zaszeleściło przy najbliższym drzewie, w którego stronę wszyscy spojrzeli. Z jego cienia powoli zaczął wychodzić czarny, masywny wilk, który warczał cicho, ukazując przeraźliwie ostre zęby.

Taehyung zawsze rozpoznałby Jeongguka, w końcu mógł go przez tak wiele wieczorów podziwiać w takiej postaci. Nie uszło jego uwadze, jak „przyjaciele" Wenhana nagle się spłoszyli, pochylając głowy w dół. Właściwie nie rozumiał nic z całej tej sytuacji, zwłaszcza gdy chłopak i wilk mierzyli się spojrzeniami przez kilkanaście długich sekund.

— Teraz przynajmniej już wiem, komu tak dokładnie Taehyung wskoczył do łóżka. Mogłem się tego spodziewać — prychnął tamten, znów przenosząc na nich wzrok. Nie wyglądał na zadowolonego, a coś w jego postawie bardzo niepokoiło Kima.

— Znasz zasady — odezwał się ponownie Jinhwan, ignorując całkowicie jego wcześniejsze słowa.

— Może nie powinieneś? — nagle jeden ze stojących do tej pory cicho chłopaków się odezwał, a Taehyung zauważył, że nic się nie zmieniło. Jooheon zawsze był tym w miarę najrozsądniejszym. — On jest alfą...

— Ja też! — warknął ze zdenerwowaniem Wenhan i ku jeszcze większemu zdezorientowaniu Kima zaczął zdejmować swoją kurtkę. Nim zdążył się odezwać całe ciało chłopaka zaczęło się zmieniać, drąc drogie ubrania na kawałki.

To wciąż był dla niego tak dziwny i zarazem fascynujący widok, że nie potrafił oderwać wzroku. Przecież to było niemożliwe, żeby kości całkowicie zmieniały swój kształt, a ciało przekształcało w istotę innego gatunku. Na swój sposób było to też odrażające, bo gdy się zbytnio wsłuchiwał słyszał coś jakby na kształt łamania kości i ciągłego chrupania. Niestety fascynacja Taehyung nie trwała zbyt długo, bo przerwana została jego własnym krzykiem, gdy ciemny kształt rzucił się na przemienionego chwilę wcześniej Wenhana.

Dwa wilki zwarły się w mocnym uścisku, wbijając sobie nawzajem ostre pazury w grubą skórę. Widoczne było, że to Jeongguk był tym większym i masywniejszym, co od razu wykorzystał naciskając na swojego przeciwnika całym ciałem. Powalił mniejszego na ziemię, choć już po chwili to on sam znalazł się na plecach i poczuł kły wbijające się w jego łapę. Jeszcze głośniejsze warknięcie wyrwało się z jego gardła, gdy z furią odrzucił atakującego do tyłu. Nie dał mu czasu na otrząśnięcie się po nieprzyjemnym spotkaniu z metalowym oparciem ławki i od razu przyciągnął go do siebie za tylną łapę. Czuł, jak pod naciskiem jego szczęki rozrywały się kolejne warstwy mięśni skomlącego wilka.

Pozwolił całkowicie przejąć wadzę wilkowi, bo to on był silniejszy. Działał instynktownie, walcząc o to, co należało do niego i czego nikt inny nie mógł ruszyć. Powinien bronić Taehyunga od samego początku i nie dopuścić do tego spotkania, więc w tamtym momencie naprawiał swój błąd. Tylko jeden z nich mógł zwyciężyć i tylko jeden dostać nagrodę, a on miał we krwi wygrywanie. Był alfą, z którym ktoś taki nie miał szans w bezpośrednim starciu. W tamtym parku to on rządził i był górą.

— Puść mnie, do cholery! — krzyknął po raz kolejny Taehyung, próbując wyrwać się z mocnego uścisku Junhoe, w którym zamknął go już jakiś czas temu. Mógł przez to jedynie bezczynnie przyglądać się całej tej walce, która z każdą kolejną sekundą stawała się coraz bardziej zajadła i niebezpieczna. — Oni się pozabijają!

— Jeśli któryś z nich się podda, to żaden nie umrze, ale w innym wypadku będziemy mieć tylko jednego trupa — odpowiedział mu spokojnie chłopak, za wszelką cenę starając się nie ściskać Kima zbyt mocno, żeby nie zrobić mu krzywdy. — Ale większe jest prawdopodobieństwo, że któryś się podda, więc uspokój się. I tak nic nie zdziałasz i nie przerwiesz tego.

— Co jest z wami nie tak?! Przecież to chore! — rozglądał się panicznie dookoła, jednak nikt nie wydawał się być tak poruszony, jak on. Widział, że piątka parobków Wenhana wydawała się być niespokojna, jednak nawet oni jedynie patrzyli na to, co właśnie się przed nimi rozgrywało.

— Takie są zasady, Tae — mruknął Jinhwan, który przez cały ten czas znajdował się przy jego boku. — Wenhan podjął się walki, więc teraz musi wygrać silniejszy, a ty będziesz nagrodą.

— Że co proszę? — spytał, momentalnie zamierając w miejscu i spoglądając z niedowierzaniem na starszego. To już akurat musiał być jakiś kiepski żart. — Nie będę niczyją nagrodą.

— Jeongguk walczy w twojej obronie, więc jeśli przegra, to Wenhan będzie miał do ciebie pełne prawo. Jeśli walka zostanie przerwana, to tak jakby przegrał, więc stój spokojnie, bo możesz na tym cholernie źle wyjść — wyjaśnił Hoseok, zaciskając mocniej pięści. Rozumiał, że Kim nie orientował się ani trochę w ich świecie, ale chociaż raz mógłby posłuchać tego, co ktoś do niego mówi i na szczęście ty razem chyba podziałało.

Znów przeniósł przerażony wzrok na dwa ciała, które przez cały ten czas były w ciągłym ruchu. Miał ochotę zdjąć buta i porządnie zdzielić nim Jeongguka po jego pustym łbie, bo nie potrzebował, żeby ktoś się o niego bił. Potrafił poradzić sobie samemu i wyjść na tym o wiele lepiej, niż gdyby ta przerośnięta kupa mięśni przegrała. Albo zginęła...

Choć starał się temu zaprzeczać, to musiał po prostu pogodzić się z faktem, że jednocześnie martwił się o Jeona. Wciąż pamiętał, jak po raz pierwszy walczył w jego obronie i bez zawahania rzucił się na niedźwiedzia dwa razy większego od siebie, ale to było coś innego. Teraz miał przeciwko sobie Wenhana, który potrafił naprawdę wiele. Nie widział już dwójki zwykłych chłopaków, a dwa równie niebezpieczne zwierzęta, które w tamtym momencie walczyły może nawet i o życie.

Miał wrażenie, jakby jego serce stawało za każdym razem, gdy dostrzegał kły przeciwnika niebezpiecznie blisko szyi jego wilka. Co chwila wydawało mu się, że był to już koniec i mógł żegnać się z przyjacielem, przeklinając jego głupotę, ale wtedy to on sam atakował ciemnobrązowego wilka i zatapiał ostre pazury w kolejnych partiach jego ciała. Początkowo nie dostrzegał tego, że mniejszy coraz wolniej atakował i miał coraz słabszy refleks, nie bronił się już tak skutecznie. Dopiero, gdy został przyciśnięty do trawy tak mocno, że kolejne głośne skomlenie opuściło jego gardło, Taehyung zrozumiał, że Jeongguk wygrywał i że robił to przez cały czas. Głośno dyszał, niemal stojąc na leżącym przeciwniku z najeżoną sierścią na grzbiecie i odsłoniętymi kłami, spomiędzy których wydobywało się cały czas gardłowe warczenie.

— Jeon... Wystarczy — odezwał się nagle Hoseok, robiąc krok w przód, na co wilk nie zareagował. Będą tyłem do nich całkowicie nie zwracał uwagi na to, co się działo dookoła. Był zbyt skupiony na fakcie, że miał pod sobą tę żałosną podróbkę alfy, która choć przez chwilę miała czelność myśleć, że miała z nim jakiekolwiek szanse. — Poddał się, to już koniec. Musisz się odsunąć.

Nawet Taehyung zauważył, jak Wenhan po prostu leżał bezsilnie na zimnej ziemi, jedynie skomląc przez cały czas pod naciskiem łap przeciwnika na swoją klatkę piersiową. Podkulony ogon schował między nogami, tuląc uszy do swojego łba i nie patrząc nawet alfie w oczy. To rzeczywiście był już koniec, jednak Jeongguk zdawał się tego nie dostrzegać albo może starał się ignorować. Korzystając z tego, że Junhoe poluźnił uścisk od razu wyrwał się do przodu, żeby jak najszybciej dotrzeć do dwójki wilków.

O dziwo to nie któryś z chłopaków go zatrzymał, a sam Jeongguk, który odwrócił gwałtownie łeb w jego stronę, warcząc jeszcze głośniej. Nie widział w ciemnych ślepiach tej inteligencji i przyjaznego blasku, który tak wielokrotnie podziwiał, a jedynie pustkę, jakby w ciele wilka nie było żadnych uczuć i duszy, a jedynie dzikość i porywczość. Taehyung przyłożył dłoń do ust czując, jak w oczach zaczęły zbierać mu się łzy. Zawsze powtarzał sobie, że zwierzę nie zrobiłoby mu żadnej krzywdy, ale w tamtym momencie poczuł się, jakby równie dobrze to on mógł się znaleźć na miejscu Wenhana. Nie miał do czynienia z inteligentną istotą, a z potworem, który był zdolny do zabijania.

— Chodź, zabiorę cię stąd — usłyszał głos Jinhwana, jak przez mgłę, gdy delikatnie pociągnął go w przeciwnym kierunku.

Tym razem nie protestował i po prostu szedł za chłopakiem, a panika zaczęła ogarniać całe jego ciało. Nie potrafił powstrzymać drżenia dłoni i łez, które mimowolnie opuszczały jego oczy. Czuł się zgubiony, jak małe dziecko i nie wiedział, jak poradzić sobie z tym, co zobaczył chwilę wcześniej.

Jinhwan był tego świadomy i nawet się nie odzywał, chcąc po prostu zabrać go gdzieś, gdzie będzie mógł się uspokoić. Był na siebie zły, bo zawiódł Jeongguk. Obiecał mu, że zabierze Taehyunga z parku w odpowiednim czasie, ale zawalił sprawę pozwalając mu zobaczyć tę gorszą stronę każdego z wilkołaków.

Miał tylko nadzieję, że uda mu się to jeszcze naprawić.

W końcu będzie naprawdę sporo o samych wilkołakach w następnym rozdziale, cieszycie się???

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro